[147] ocena bloga: kruczy-umysl-tt.blogspot.com

Autorka: Nigra Sinn
Tematyka: ff Młodzi Tytani
Ocenia: Deneve

Tym razem przeniesiemy się do świata Młodych Tytanów, zawalczymy z wielką galaretą i wejdziemy do umysłu Raven. Z uwag technicznych – na blogu przydałby się jakiś spis treści bądź archiwum z podziałem na rozdziały. Takie miesięczne jest niewygodne. O błędach więcej napiszę na końcu.


Prolog
Matka tłumaczyła mi o co chodzi z demonicznym spadkiem, który otrzymałam od ojca. – Nie sądzisz, że „demoniczny spadek” w kontekście demonicznych mocy brzmi nieco groteskowo?

Najpierw muszę dostać się na Ziemię, może tam coś zdziałam. // Przeczesałam w zamyśleniu czarne włosy i nagle mnie olśniło. W pośpiechu wyszłam z mojego mrocznego pokoju. – Wiemy, że Raven jest mroczna, ale po co na siłę robić z niej „edgy on purpose” (taką mhhhrokhną, alternatywną i aż karykaturalnie wyobcowaną)?

1. Może tak od początku?
- Kim jesteś? - rzucił zdezorientowany w przestrzeń. Rozbudzony miał problem ze zlokalizowaniem mnie. // W ciszy wyszłam z cienia, ukazując mu swoje ludzkie oblicze, tak różne od demonicznej duszy. // Chłopak wygramolił się z cienkiej kołdry i stanął w obronnej pozycji przy łóżku. – Ktoś obcy nagle pojawił się w pokoju, zakładam, Robina, i ten, zamiast wyskoczyć z łóżka, żeby szybko w razie czego się bronić, spokojnie czeka, aż Raven mu się pokaże, a dopiero potem łaskawie wychodzi spod kołdry? Gdyby to był ktoś, kto czyhał na jego życie, już by nie żył.

- Jak się nazywasz? - rzucił spokojnym już głosem, jakby zrozumiał, że nie mam zamiaru zrobić mu krzywdy. // - Raven - odparłam krótko. // - Chcesz powiedzieć, że… // - Zinterpretuj to tak jak wolisz - przerwałam mu obojętnym tonem. // - Mam… // - Zrobisz co uważasz - ponownie weszłam mu w zdanie. // Widocznie zirytowany tym, że nie dałam mu dokończyć, zlustrował mnie wzrokiem. – Ktoś jest mi w stanie powiedzieć, o co chodzi w tym dialogu? Bo przypomina mi to tę scenę z Pratchetta:
Pani Cake zaczęła od odpowiedzi. // – Nie jestem pańską dobrą kobietą! – warknęła. // – A kimże jesteś, moja dobra kobieto? – zapytał nadrektor. // – I nie trzeba tak się zwracać do porządnej osoby – powiedziała pani Cake. // – Nie trzeba tak się obrażać – powiedział Ridcully. // – A niech mnie! Tak robię? – zdziwiła się pani Cake. // – Droga pani, dlaczego mi pani odpowiada, zanim jeszcze cokolwiek powiem? – spytał Ridcully. // Popatrzyli na siebie, unieruchomieni w niepokojącym impasie konwersacyjnym. Po chwili pani Cage zrozumiała, co się dzieje. // Znowu mam przedwczesne przeczucia – powiedziała. Wetknęła palec do ucha i pokręciła nim z mlaszczącym odgłosem. – Teraz już dobrze.

Gwałtownie cofnęłam się do cienia, gdy przy uliczce, w której stałam przebiegł chuderlawy, zielony chłopak. Podbiegł do Robina, który aktualnie dźgał metalowym kijkiem potwora, ale na daremno. Wymienili między sobą kilka słów i poczęli walczyć razem. // Zielony przemienił się nosorożca i zaszarżował na modyfikowaną galaretkę, z marnym i niepożądanym skutkiem utknięcia w nim. // Westchnęłam z politowaniem i dołączyłam się do walki. – To ma być walka, ma być groźnie, przerażająco i przejmująco… Tymczasem mamy „dźganie galaretki kijkiem”. I to ma być na poważnie? Poza tym brakuje tu dynamiki, która wskazywałaby na faktyczne zagrożenie. Nie pisz, że po prostu „walczą”, pokaż, jak to robią.

Zawisłam nad pozostałymi "bohaterami" i uwolniłam astralnego kruka, pozwalając by wleciał w potwora, który zwyczajnie "wybuchł" rozrzucając na wszystkie strony fioletową maź.  Ptak osłonił mnie przed tym zmasowanym atakiem i zaraz potem połączył się ze mną. // - Nie znasz mnie - przekazałam telepatycznie Robinowi, gdy zauważyłam, że chciał coś powiedzieć. A sądząc po jego skonsternowanej minie, miało to być coś na mój temat. – Może Raven zdarzało się mówić do swoich kolegów w formie pyskatych odzywek, ale w głębi bardzo jej na zespole zależało i traktowała ich jako przyjaciół. Tutaj jesteśmy w jej głowie i z pogardą wyraża się w myślach o nowych kolegach, których jeszcze nie zna, ale to nie przeszkadza jej jednocześnie uciszać Robina, bo przecież on jej nie zna. Coś takiego działa w obie strony, a tutaj mamy kalizm.

Określanie Bestii mianem „zielonka” czy „groszka” jest cokolwiek tanim elementem komicznym, chociaż zakładam, że Raven chciała być albo uszczypliwa, albo stwierdziłaś, że takie nazewnictwo będzie po prostu fajne. Niestety, nie jest. Można co najwyżej dostać ciarek zażenowania, czytając takie zdrobnionka.

Były pomocnik Batmana przeniósł pytające spojrzenie na mnie. Pokiwałam potwierdzająco głową, nie okazując ani entuzjazmu, ani nawet najmniejszej radości. Tak jakby było mi to całkiem obojętne. A prawda była taka, że cholernie mnie to interesowało. – O, a to jest dobre określenie Raven. Bardzo chciała się zaangażować, ale jednocześnie nie dała tego po sobie poznać. Odarcie jej z tej otoczki pogardy i wyższości tylko by temu tekstowi pomogło.

- Kłótnie nie sprzyjają powstawaniom drużyn - wysyczałam i zakryłam się szczelnie peleryną. Nie lubię być w centrum uwagi. – Jeśli decydujesz się na pisanie w czasie przeszłym, to pisz w czasie przeszłym. Mieszanie czasów nigdy nie wpływa dobrze na całość opowieści.

- Raven ma rację - zaczął spokojnym tonem Robin. Idiota! Skąd miałby wiedzieć jak się nazywam. – Przecież tydzień wcześniej (kilka linijek wyżej) mu się przedstawiła. Musisz zapanować nad informacjami, które umieszczasz w opowiadaniu i nie zapominać o tym, co już napisałaś.

Cała ta akcja z Gwiazdką to wtf. Ktoś atakuje jakąś dziewczynę, ratują ją, Bestia nagle wyskakuje z pomysłem, żeby się do nich przyłączyła, ona nawet nie wie, kim są „oni” i na czym to przyłączenie się ma polegać, ale oczywiście od razu się zgadza. Szast-prast, po problemie.

2. Po cywilnemu? Nic nie mówiłeś…
Z Twoich rozdziałów trudno cokolwiek wyciągnąć, wywnioskować, może dlatego, że są takie krótkie. I mimo tej niewielkiej objętości zapychasz je zupełnie niepotrzebnymi informacjami. Mamy więc wypad na pizzę, gdzie Raven bardziej interesuje się godziną na zegarze za oknem niż faktycznym formowaniem drużyny.
Jakby tego było mało, jej myśli w kółko zapełniają rozterki, czy powinna powiedzieć Tytanom o swoim ojcu – problem polega na tym, że powtarzasz to po sto razy. Raz a konkretnie wystarczy, zamiast zapychania kolejnych linijek tekstu, byle tylko nabić objętość.

- Richard - odpowiedział, wprawiając mnie w lekki szok. Naprawdę? – Co jest szokującego w imieniu Richard?

- Ty swojego nie podałeś - żachnęłam się i opadłam na nieistniejące oparcie barowego krzesła, przez co prawie wywinęłam pokaźnego fikołka. // Robin stłumił chichot, gdy rozpaczliwie starałam się złapać równowagę. – Bardzo tani, bardzo filmowy i bardzo ograny element komiczny.

3. Wschód słońca
O ile dobrze pamiętam, Młodzi Tytani działali jako zespół i pokonywali przeciwników wspólnymi siłami. Problem polega na tym, że Twoja Raven w każdej chwili musi pokazywać swoją wyższość nad pozostałymi „pachołkami” z zespołu i niczym rasowa Mary Sue pozbywa się demona, nim Robin zdąży mrugnąć, a reszta w ogóle pojawić się na miejscu zdarzenia.

Wykonałam polecenie, wchłaniając w podłoże. – Co? Co wchłaniając w podłoże? [źródło].

Ponadto:
W odpowiedzi uzyskał tylko wzruszenia ramionami, a potem nastała grobowa cisza (czujecie to?). – Tego typu żarty nie pasują do narracji wiecznie ponurej Tytanki.

Podajesz też imiona: Azar, Arella, a postronny czytelnik niewiele może z tego wyciągnąć. Jasne, można przejrzeć fanowską Wiki, ale Raven po prostu powołuje się na te osoby co rozdział, a nic w zasadzie z tego nie wynika.

4. Little lies
Oparłam się o nadgryziony róg banku (...). – Czy to był bank z piernika po wizycie Jasia i Małgosi?

Wspominasz tu o tym, że banda superdzieciaków założyła sobie drużynę i na razie nikt się nie wtrąca, ale pewnie w końcu pojawią się dorośli. Właśnie. Coś, co zdaje egzamin w filmach czy animacjach, niekoniecznie daje radę w tekście. Bo to nieco kuriozalne, żeby grupce dzieci ktoś pozwolił bawić się w superbohaterów – ojciec Cyborga pomógł nawet budować ich siedzibę, jakby walka z superzłoczyńcami była zupełnie normalnym hobby nastolatków i nikt nie miał z tym problemów. Kiedy w rzeczywistości ktoś powinien się tym zainteresować: policja, opieka społeczna, ktokolwiek z kompetencjami. Przecież tam były dzieci, mieszkające sobie radośnie bez rodziców, narażone na niebezpieczeństwo. Co z tego, że mają supermoce? Przecież nie są jeszcze tak odpowiedzialne jak dorośli!

5. Zło nigdy nie śpi
Zastanawia mnie to, dlaczego jest tak, że bardzo starasz się kreować Raven na bezduszną demonicę, która nienawidzi facetów, zabicie kogoś to dla niej pstrykniecie palcem (vide uderzanie ciałem mężczyzny, zapewne już martwego, pewnie nie wiadomo po co), a jednocześnie mam wrażenie, że czytam opko o amerykańskim „highschool”, a jego główna bohaterka przechodzi właśnie etap bycia emo. Zamiast rozmawiać z Robinem, woli po prostu zmienić się w kruka i zagłębić w swój -och- jakże mroczny umysł, o czym wspominasz po kilka razy na rozdział. To aż krzyczy: patrzcie, jaka jestem wyjątkowa! Widzicie? Wydaje mi się, że powinnaś sprawić, by bohaterka była bardziej ludzka, zamiast kreować ją na wyjątkowy płatek mrocznego śniegu.

Ale okej, Raven wpada na Robina, ostatecznie zbierają próbki jakichś narkotyków, a resztę zostawiają sobie w samym środku Jump City. Naprawdę? Nie wpadli na to, żeby to komuś zgłosić? Przecież ktoś mógł tam podejść i to zabrać.

6. Niespodzianka
O! Początek rozdziału i to, czego nie lubię w filmach superbohaterskich i komiksach. Bohaterowie rozpierdzielają pół miasta, niszczą dobytek cywilów (rzucanie samochodami itp.) i oczywiście nikt się tym nie przejmuje. Zero konsekwencji, zero sensu.

W ogromnym, pustym holu, nałożono dopiero pierwszą warstwę łagodnej, czerwonej farby. – Nie wiem, jak farba może być łagodna, a kolor czerwony też raczej taki nie jest.

7. Zasłona dymna / 8. Jestem krukiem
Samo to, że starasz się przedstawić Raven jako mroczną personę, a jednocześnie zachowuje się ona jak naburmuszona pięciolatka, jest dla mnie swego rodzaju kuriozum. Od początku mówiła, że powinna tym ludziom zaufać, że oni muszą jakoś zaufać jej, a z każdej rozmowy wymiguje się zamianą w kruka i olaniem rozmówcy. Dziwię się, że ktokolwiek chce z nią w ogóle rozmawiać lub w jakikolwiek sposób się integrować. Podobnie z cieniem politowania na twarzy czyta się zszokowanie Raven, że nie ona jedna miała w życiu ciężko.

Wręcz czułam wylewający się z niego entuzjazm, co jak na niego jest dosyć dziwne. Oboje jesteśmy raczej opanowani i skąpi w okazywaniu uczuć. Jak widać on może sobie na to pozwolić. // Jednak empatki i tak nie oszuka. – Przecież nie próbował jej oszukać…?

- Ja również - rzekł z łobuzerskim uśmieszkiem, gdy zszedł z potężnej, ale dziecinnie kolorowej maszyny. Muszę mu to kiedyś wyperswadować. – Wyperswadować co?

Mężczyzna dokładnie przeliterował mi ciąg liter. – Masło maślane.

Poważny i stanowczy charakter w pełni odzwierciedlał jego zamaskowaną facjatę. – Że co? Poważny charakter przedstawiał wiernie zamaskowaną twarz?

Rozdziawione buzie i oczy jak 5-złotówki wskazywały na podziw i zdziwienie. – Skoro akcja dzieje się w USA (bo tam właśnie znajduje się Jump City), to Raven powinna porównywać wielkość oczu zaskoczonych bohaterów bardziej do dolarów lub centów, nie do złotówek (bo skąd miałaby je znać?), poza tym w tekstach prozatorskich takie liczby zapisujemy słownie, tj. „pięciozłotówki”.

9. Napój bogów
Wycie alarmu przyprawiło mnie o dodatkowy ból głowy. Powoli podniosłam się z, mogłoby się wydawać, wygodnej kanapy i nieprzytomnie rozejrzałam się po salonie. // Nikomu nie chciało się wracać do pokojów po nocnym seansie, więc usnęliśmy na kanapie. No dobra, kto miał miejsce na sofie, to chociaż trochę uchronił się przed bólem. Bestia dalej twardo spał zwinięty w precelka pod stołem, a Cyborg ponad połową mechanicznego ciała zjechał z kanapy. // Pstryknęłam palcami i małe igiełki ukłuły każdego członka drużyny. – Dlaczego nie obudziło ich wycie alarmu?

Kilka godzin później, w ulewnym deszczu, zmęczeni i przemoczeni wróciliśmy do wieży. – Dlaczego Raven nie teleportowała ich do wieży/w okolice wieży, skoro robiła to już wcześniej i generalnie mogła otwierać portale, gdzie się jej podobało?

10. Nocny patrol
No dobrze, Twoje rozdziały zajmują może po dwie strony w Wordzie, jeśli sformatować je TNR 12… I pół takiego rozdziału przeznaczasz na opis tego, jak Raven leciała sobie nad jakąś plażą. To paskudne ekspozycje, które nie wnoszą nic do treści. Opisy są ważne, owszem, ale Ty nie opisujesz otoczenia przy okazji tego, co dzieje się wokół bohaterów, tylko od czasu do czasu przypomni Ci się, że trzeba to odklepać, wstawiasz coś takiego na pół rozdziału i brniesz dalej. Czytelnika niespecjalnie to obchodzi. Szczerze, gdybym nie oceniała tego tekstu, po prostu przy czytaniu ominęłabym to wzrokiem.
W drugiej części tekstu Tytani kogoś znajdują, ale nie wiadomo, kto to jest, co sprzedaje i czy w ogóle robi coś złego. Aha. Faktycznie super sprawa.

Ruszyłam do wieży, mocno odznaczającej się na granatowym, pulsującym licznymi gwiazdami nieba – Na granatowym nieba co? Tle? Poza tym gwiazdy zwykle nie pulsują.

11. Koszmar
Po śmierci Azar, to Arella przejęła jej funkcję. Tylko dlatego, że te dwie kobiety były dla siebie prawie jak siostry. Moja mentorka zaopiekowała się Angelą po jej samobójstwie. Ostatnią wolą bezdzietnej Azar było, aby to moja matka została duchowym przewodnikiem ludu. – Chyba nie łapię, o co tu chodzi. Jak można się zaopiekować kimś, kto nie żyje? Można się zatroszczyć o pogrzeb tego kogoś. Chyba że chodziło Ci o spełnienie ostatniej woli. Angela to inaczej Arella, czyli matka Raven. Skoro pisałaś w czwartym rozdziale, że Angela popełniła samobójstwo, to albo gubisz się w tym, co tworzysz, albo doszło tu do jakiegoś bardzo dziwnego błędu logicznego. Ewentualnie poległa gramatyka i stworzyłaś niezrozumiały skrót myślowy.

Podeszłam do umywalki umieszczonej w ciągnącym się przez pół ściany drewniany blacie. Odkręciłam kran i nabrałam wody w dłonie. Chlusnęłam sobie zimną cieczą w twarz, skutecznie się rozbudzając. – Zamiast poświęcić uwagę akcji, budowaniu relacji czy fabuły, skupiasz się na opisywaniu krok po kroku kolejnych prozaicznych czynności. W narracji dopuszcza się pewne skróty, bo czytelnik sięga po opowiadanie dotyczące akcji po akcję, nie po opis smarowania kromki chleba masłem.

Łazienkę znalazłam za rogiem. Nie pogardziłabym planem tej ogromnej wieży. // Weszłam do sporego, jasno oświetlonego pomieszczenia. Poczułam bijące od kremowych kafelków ciepło. Zamontowane w całej wieży ogrzewanie podłogowe było świetnym pomysłem. Bez grzejników można było zagospodarować więcej miejsca na ścianach. Na przykład na mnóstwo regałów, o które poprosiłam Cyborga, zapełnionych księgami, papirusami i fiolkami. – Yyy, w łazience?

Podeszłam do umywalki umieszczonej w ciągnącym się przez pół ściany drewniany blacie. – Nie bez przyczyny w łazience zwykle kładzie się kafelki. Dlatego, że drewno i wilgoć to słabe połączenie. Ktoś się nie popisał przy projektowaniu tej wieży.

Do salonu? Za wcześnie. Pokój też odpada. – Bo?

Dzięki mojemu idealnemu wyczuciu czasu – Oczywiście. Wszystko w Raven jest idealne.

- Za dziesięć minut będzie trening. - Nabrałam głęboki wdech, jakby wybudziła się z kolejnego koszmaru. // - Przyjdę - zapewniłam Gwiazdkę, nie zaszczycając jej spojrzeniem. Uspokoiłam oddech. // Nawet podczas medytacji nie da mi spokoju. – Myślę, że gdyby Raven poinformowała kogokolwiek, żeby jej nie przeszkadzać, kiedy medytuje, to nikt by tego nie robił.

12. Niejadalne
Zadowolony z siebie Robin zamordował każdego w sparingu i na dodatek kazał nam walczyć między sobą. – Mam wrażenie, że nie wiesz, jaką wagę ma to słowo.

Przywołałam mocą butelkę wody ze sporej lodówki i usadowiłam się w kącie, koło dużego stalowego stołu. Łapczywie upiłam kilka ogromnych łyków przyjemnie chłodnej cieczy, jednocześnie obserwując Gwiazdkę kątem oka. – Usiądź i pomyśl. Czy na co dzień myślisz o wodzie „napiłam się cieczy”? Raczej nie. Stąd dla Raven również nie będzie to właściwe. Zwracam na to uwagę, bo często starasz się nieporadnie unikać powtórzeń. Czasem lepiej powtórzyć jakieś słowo niż używać czegoś, czego na co dzień by się nie powiedziało, jakichś archaizmów itp.

Coś jakby jagody i cynamon. Otwarłam oczy. Gwiazdka przekładała właśnie intensywnie fioletową maź do miseczek. Bestia i Cyborg, którzy do tej pory grali na konsoli, również zainteresowali się przyjemną wonią. // - Przyjaciele, chciałabym poczęstować was potrawą z mojego rodzinnego Tamaran - rzekła donośnie, ustawiając pucharki w rzędzie na marmurowym, ciemnym blacie. – I jesteś pewna, że na Tamaran mieli dokładnie taką samą kuchnię jak na Ziemi? Jagody, cynamon?


Zasłoniłam nas przed salwą kul lecących z zabójcza prędkością w naszą stronę. – No kule mają to do siebie, że tak lecą.

Lider wypiął pierś i przyciszonym głosem mówił coś do przywódcy świty odzianej w skóry i pokaźne kolorowe irokezy. – Nie można być odzianym we fryzurę.

Wzruszyłam obojętnie ramionami i bez skrępowania otwarłam sobie portal na środku chodnika. Wylądowałam przed wieżą i od razu zamknęłam przejście. Podeszłam do brzegu sporej wyspy i usiadłam na wygładzonej krawędzi. Zdjęłam botki i zawiesiłam gołe nogi, pozwalając by chłodna, spokojnie falująca woda oblała je. Odchyliłam głowę do tyłu i oparłam dłonie o kamieniste podłoże. – Naprawdę nikogo nie obchodzą tak szczegółowe opisy prostych czynności. Bardzo łatwo można to skrócić, opis nie będzie wtedy mechanicznym odklepywaniem kolejnych czynności z listy. O, na przykład: „Wzruszyłam ramionami i wróciłam przed wieżę Tytanów przez portal. Usiadłam na krawędzi wyspy i, zdjąwszy botki, zanurzyłam stopy w chłodnej wodzie”. Poza tym niewskazane jest tworzenie niemądrych dopowiedzeń: „wzruszyłam obojętnie ramionami”. Samo wzruszenie ramionami wskazuje na obojętność. Oraz „zawiesiłam gołe nogi” – ani chybi na sznurku.

W moim życiu tylko raz jasność opuściła pokojowy lud. Z mojego powodu. Byłam jednym wielkim magnesem na kłopoty. Mrok ogarnął Azarath wraz z przybyciem mojego stworzyciela. Cień demona zdobywcy przysłonił blask świątyni. Niebo zaszło kłębiącymi się czerwono-czarnymi chmurami. Ludzie uciekli do białych domków. Tylko Arella została ze mną. Nie było sensu mnie ukrywać. Trygon ma stałe połączenie ze mną. – Zobacz, jak to jest napisane. Same zdania pojedyncze. To nie jest dynamiczna scena akcji, a wspomnienia – wobec czego sprawia wrażenie napisanych nieporadnie i pourywanych, co zwyczajnie męczy przy czytaniu.

Chociaż moje ciało przybrało wygląd popkulturowego wampira (...). – To znaczy jaki? Popkultura też ma różne wizje wampirów.

Wyrzuciłam czarne myśli z mojego złożonego, mrocznego umysłu i wyjęłam nogi z wody. – Mam wrażenie, że na siłę musisz przekonywać samą siebie i czytelników, jak bardzo umysł Raven jest złożony, mroczny i wyjątkowy, bo nie umiesz tego pokazać. W rzeczywistości umysł Raven to po prostu umysł zwykłej nastolatki, która jest w fazie emo i edgelordowania. Ewentualnie po lekkich przejściach. Ale gdybyś sama nie napisała, że Raven ma takie problemy w życiu, nikt by się nie domyślił. Poza tym zestawienie całego mhrocku z prozaiczną czynnością wywołuje efekt odwrotny – parsknięcie śmiechem.

(...) wzleciałam ku rzędowi okien. Wleciałam w drugie od lewej i pogrążyłam się w jeszcze większym mroku niż na zewnątrz. Przez grube zasłony nie przedostawały się nawet nikła poświata księżyca. Powoli podeszłam do ściany na przeciwko łóżka, jak mi się zdawało i ruszyłam ku drzwiom. Po kilku metrach trafiłam na lekkie wcięcie, którym były rozsuwane drzwi szafy wpuszczonej w ścianę. Przywołałam z pamięci obraz pokoju. Za kilka kroków powinnam minąć schodek oddzielający coś w rodzaju mojej sypialni od głównego pomieszczenia. Pomimo moich starań, zahaczyłam o stopień i prawie wyrżnęłam o pusty regał zajmujący całą ścianę. Teraz już nic nie powinno stać mi na przeszkodzie do włącznika światła. Pewnym krokiem zbliżyłam się do ściany i wyciągnęłam ręce w poszukiwaniu przełącznika. Po kilku próbach wymacana przedmiotu, w końcu trafiłam na upragnioną gałkę. Przesunęłam placem dźwigienkę do góry i oślepiło mnie, co prawda lekko przytłumione, światło z dwóch rzędów wpuszczonych w sufit lampek, ciągnących się przez cały pokój w równych odstępach. Odczekałam chwilę, aż przyzwyczaję się do jasności i podeszłam do prawie pustego biurka, czarnego i matowego jak wszystkie wykonane dla mnie meble w pieczarze demona - jak zwykła żartobliwie nazywać mój pokój jedna z dziewczyn na Azarath. – Jeżu. Jak opisać wejście do pokoju i włączenie światła na pół strony.

Odsunęłam po kolei wszystkie szuflady. Całkiem puste. – Skoro Raven ma wszystko w pokoju (regały, szafki, szuflady) puste, to ma w ogóle jakieś rzeczy na przebranie?

Westchnęłam na swoją sklerozę i niepoukładanie. – No to w końcu ma mroczny, skomplikowany umysł czy jest niepoukładana i sklerotyczna?

13. Azarath - mój dom
Niższe budynki, zbudowana na obrzeżach, były dziwną mieszanką cywilizacji Majów i Chińczyków w wydaniu białym. – Jak nie odklepywać byle jak opisu architektury w jednym zdaniu, część pierwsza.

Najwyższa i najbardziej majestatyczna z nich - Świątynia - rzucała świetlistą poświatę na otaczające ją surowe, jednak przytulne budynki. – Surowość jest zaprzeczeniem przytulności, zdecyduj się.

Zaraz przy ogromnym wodospadzie wznosił się klasztor całkowicie w stylu wschodnim. –  Co to jest styl wschodni? Wschód to rozległe pojęcie.

Wylatując z portalu w suficie, zahaczyłam o powietrze i poleciałam do przodu. – ???


14. Po uszy w gównie
Przy najbliższym zakręcie obiłam w lewo, zostawiając towarzysza. // Nie bałam się ciemności. Wręcz lubiłam w niej przebywać. Ludzie nie widzieli mnie, mogłam się ukryć i zostać zapomniana przez świat chociaż na chwilę. Mankament był jeden - nie dostrzegałam  wtedy zagrożenia. Pomimo usilnego wytężania wzroku i ciągłego rozglądania się na wszystkie strony, nie mogłam być pewna, czy ktoś nie wyskoczy na mnie z pistoletem zza rogu. – Bardzo to rozsądne, doprawdy.

15. Prześladowania
Oczywiście w opku musi być shopping. I oczywiście bohaterka musi pokazać, jaka jest ponad to. Oraz mroczna. Bo jeszcze byśmy zapomnieli.


*17. Strata
W końcu zrezygnowała i podeszła do zajadającego stres Bestii (mam nadzieję, że rozumiecie to zdanie) (...). – Nawet jeśli to rozdział z przymrużeniem oka, to litości. Widziałaś, żeby autor zwracał się tak kiedyś do czytelników? Twoją rolą jest sprawić, żeby rozumieli. W narracji trzymaj się fabuły.

17. Larva mala
Ciągle nasłuchiwałam, by przypadkiem nie wpaść na rozemocjonowaną Gwiazdkę, która snuła się od kilku godzin po wieży bez większego celu jak ten ból po kościach (chciałam dać smród w gaciach, ale nie wiem czy to wypada... :) – Nie wypada to dawać takich wstawek i emotek w narracji.

Ratownicy wyprowadzili właśnie kolejnych żołnierzy. Jeden helikopter wylądował, a drugi odleciał w stronę miasta. // Chciałam dodać mu jakoś otuchy, ale nie wiedziałam jak zacząć. – Możesz na przykład pogłaskać go po śmigle. Byle nie w momencie, w którym wiruje, bo to może się źle skończyć.

Zablokowałam przesuwane drzwi i podeszłam do awangardowej półki na pół ściany. – Bo Raven nie może mieć zwykłej, prostej półki, prawda. Musi być awangardowa.

18. Magiczna sztuczka? Sprawię, że ten kubek zniknie
Kolejna stereotypowa scena, wkurzony Robin idzie powalić sobie w worki treningowe, a zauroczona Raven przygląda się jego cudownemu ciału, aż odbiera jej mowę. Doprawdy nie mam pojęcia, cóż z tego wyniknie.

Chłopak rzucił się po czerwoną bluzkę niedbale ciśniętą na maszynę i założył ją w biegu wychodząc z sali. – Bluzki z reguły noszą kobiety.

Potem mamy fascynujący opis parzenia herbaty/kawy i prześmieszny element komiczny, bo ktoś nie pamięta, że jest gorąca. Czy naprawdę uważasz, że jest to potrzebne?

Teraz mieć tylko nadzieję, że nie śpi, nie czyta swoich durnych mang lub nie pochłania kolejnej pizzy, bo mogłabym mieć problem z ugodowym zaciągnięciem go na misję. – Nie ma to jak właściwe priorytety.

Jedni przez nich cierpieli, tracili majątki, a nawet życie. Z drugiej strony, to dzięki tym nieresocjalizacyjnym jednostkom policja miała ręce pełne roboty. – Aha, no, to totalnie się wyrównuje.

Robin wyszedł z salonu tak zirytowany, że gdyby tylko mógł, to trzasnąłby za sobą drzwiami. Udałam się za nim, lecz gdy znalazłam się na korytarzu, jego już nie było. Kierując się szóstym zmysłem, obrałam kurs na salę treningową. Już kilka razy widziałam jak w samotności, nie rzadko po nocach, spędza czas na obijaniu kolejnych worków i wylewaniu z siebie siódmych potów podczas morderczych ćwiczeń. – Podstawowa zdolność dedukcji to jeszcze nie szósty zmysł. Większość ludzi, którym od czasu do czasu zdarza się myśleć, posiada tę umiejętność.

19. Odsiecz (wiedeńska)
Sama pogoda, jakby chcąc oddać nasze przygnębione nastroje, pogarszała się z każdą, nieubłaganie mijającą minutą. Deszcz bębnił w szybę, a ja znudzonym wzrokiem śledziłam spływające krople, obserwując, która z nich dotrze pierwsza na sam dół. – No pewnie, jeszcze tego schematu nie było. Brakuje tylko kubka kakao.

Wiem, że Raven, jak każda postać z komiksów czy też stworzonych na ich kanwie kreskówek ma supermocy po kokardę, ale, litości, ile można ładować jej kolejnych bonusów? Chodzi mi o ten fragment:
- Naprawdę mogłabyś go uśpić? - spytał po chwili Bestia ze zdziwieniem. // W niejednoznacznej odpowiedzi wzruszyłam ramionami. Przy większym wysiłku jestem w stanie uśpić człowieka. Bardzo przydatna umiejętność, gdy bez przemocy chcesz się wymknąć z pokoju, którego pilnują mnisi. Zawsze bawiło mnie, gdy nieszczęśnicy dostawali ochrzan od Arelli. – Z tego obrazu wyłania się Mary Sue, która umie wszystko, co tylko jest się w stanie wymienić. Usypianie ludzi? Czemu nie. Szósty zmysł? Pewnie.

- Atakujemy równo o dwudziestej drugiej. Priorytetem jest Cyborg. – To brzmi, jakby mieli sprzątnąć Cyborga.

20. Znamię
Od jakichś trzech rozdziałów nic się nie dzieje. Opisujesz monotonne parzenia herbatki, kawki, robienie jedzenia, nawet jak już idą szukać tego biednego Cyborga, to zwracasz uwagę na jakieś przebiegające szczurki, które nikogo nie obchodzą i rozwlekasz się nad opisami pustych pomieszczeń, które niczego nie wnoszą do fabuły i pewnie już więcej się do nich nie wróci.

Przeciągnęłam dłonią w zamyśleniu po sporym, czarnym znamieniu na lędźwiach. Postrzępione skrzydła kruka rozciągały się na całą szerokość, a duży dziób zwrócony był ku górze. – Po pierwsze, tatuaż to nie znamię. Po drugie, jesteś pewna, że ku górze?


Mógł zrobić coś czego ja nie mogłam. Ograniczona przez proroctwo, spętana, w oczekiwaniu na swój koniec, jedyne co byłam w stanie zrobić, to próba zadośćuczynienia temu światu moich urodzin. – Narodzin.

Takim wiecznym rozmyślaniem i użalaniem się nad własnym losem nikomu nie pomogę, a co najwyżej zaszkodzę sobie samej. – Fajnie, że Raven ma jakiś przebłysk sensownych myśli, ale, właśnie, to ledwie przebłysk. Doskonale wiemy, że za momencik nadal będzie się nad sobą użalać. Prowadź swoje postacie konsekwentnie.

Opuściłam gotowe do obrony ręce i wlałam dawno ugotowaną wodę do kubka. – Zagotowaną. Ugotować można np. jajko na twardo. I skoro dawno, to pewnie była już zimna.

- A! Śniadanie, a o 9.00 trening - powiedział, unosząc wskazujący palec do góry. – A można unieść palec w dół?

21. Odbijamy
W ten jedyny sposób, który mi odpowiadał, spędzałyśmy wolny czas. – Świetne podsumowanie postaci Raven. Odpowiada jej tylko jedna rzecz na świecie.

Ustawiłam czarne pionki po swojej stronie, pilnując pól, tak jak uczyła mnie tego Arella. To nie mnisi tak zafascynowali mnie tą grą, lecz właśnie Angela. W ten jedyny sposób, który mi odpowiadał, spędzałyśmy wolny czas. – Angela, Arella, jeden diabeł, nie?

- Biorę czarne - uprzedziłam jego oczywiste zapytanie. // Chłopak parsknął. // - Czego mogłem się spodziewać - mruknął z lekkim uśmiechem na ustach. – No jasne, Raven jest tak mhroczna, że nawet pionki w szachach musi mieć koniecznie czarne. To jest aż śmieszne, ale w taki żenujący sposób.

Pojawia się też klasyczne zagranie typu „deus ex machina”. Bohaterowie nie mogą znaleźć Deathstroke’a? Dzwonimy po Batgirl, która „poza ekranem” znajduje go w kilka chwil, o czym informuje nas Robin, bo przecież Bargirl nawet się nie pojawia. Bo po co.

22. Trzej muszkieterowie
Kolejny rozdział pisany według schematu „opis nieistotnych domowych czynności – alarm – suchy opis bitwy – powrót – wszystko od nowa”.
Na dodatek jeśli ktoś kpi z Raven, to oczywiście musi być brzydki i obleśny.

23. Przepraszam, gdzie znajdę kłopoty?
(...) nie malowało mi się w radosnych barwach (...). – W jasnych barwach.

Jak pakować się do tykającej paszczy lwa – Tak, ani chybi lew miał w niej zegarek. Potwornie mieszasz związki frazeologiczne.

Prawdziwie zainteresowani przypuszczeniami, co Deathstroke mógł wyczarować z tych wszystkich skradzionych rzeczy, byli tylko Victor, Richard i Bestia, chociaż ten ostatni był raczej zafascynowany samą technologią. Ja i Gwiazdka nie nadążałyśmy za seriami wypuszczanymi jak z karabinu nic nieznaczących dla nas słów. – Jak „tylko”, skoro byli w większości? To raczej tylko dziewczyny nie były zainteresowane.

Ludzie wymieniali poglądy między sobą na tyle głośno, że już nie raz dotarła do nas ostra krytyka na temat szkód, które wyrządzamy, a za których odbudowę płacą mieszkańcy Jump City. Robin powiedział, że mamy ustalone spotkanie z burmistrzem, by na spokojnie porozmawiać o tym. Ludzie i ich wdzięczność. – Ktoś stracił cały dobytek albo nawet zginął przez potyczki Tytanów? NO JAK ONI ŚMIEJĄ BYĆ NIEWDZIĘCZNI! Oczywiście Raven nie musi być mądra czy sympatyczna i może tak uważać, przydałoby się jednak, żeby główna bohaterka miała jakieś cechy, które sprawiają, że chce się o niej czytać.

Mamy tu kolejną superpasjonującą scenę jedzenia pizzy. Musisz zadać sobie pytanie, czy chcesz pisać tekst obyczajowy, czy fanfik na podstawie czegoś, w czym jest dużo akcji. Owszem, rozwój bohaterów jest bardzo ważny, ale Ty wprowadzasz jedynie scenki, z których absolutnie nic nie wynika, niczego nie wprowadzają.

24. Rise of nightmares
- Od dziwnego zdarzenia w centrum handlowym Groove minęły już dwa tygodnie. - Prezenterka telewizyjna na którymś z kolei programie odgrzewała po raz enty ten sam temat. -  Dochodzenie cały czas trwa, ale podejrzanego… – Żadna telewizja nie ruszałaby tematu, który od przeszło dwóch tygodni tkwi w martwym punkcie i nic się nie dzieje. Z prostej przyczyny, ludzi nie przyciągnęłoby to przed telewizory. Bo ludzi interesuje akcja, a nie „newsy”, że w jakiejś sprawie nic się nie dzieje.

Zaraz po torturach na Ziemi nazywanych ćwiczeniami, udało mi się jako pierwszej zabarykadować w łazience. – W takiej wypasionej wieży mają tam tylko jedną łazienkę?

Ciarki przemknęły po całym moim ciele, gdy dostrzegłam liczne twarze przestępców, których wygląd wręcz mówił sam za siebie jaką mają profesję. – A Raven znowu leci stereotypami.

W ciemności pojawiły się wirujące, nieuchwytne gwiazdki, którym towarzyszyły mdłości. – Również wirujące w ciemności i nieuchwytne.

25. Mam farta do pecha
- To sproszkowany wyciąg z rośliny, pomaga ukoić nerwy - wyjaśniłam, gdy Kori nieufnie spojrzała mi na ręce. – „Wyciąg z rośliny” to niezbyt elokwentna nazwa, nie uważasz? Można by wspomnieć, że z rośliny z rodzinnego domu Raven i dodać, że jest znana już od dawna i używają jej mnisi, żeby nadać temu trochę kształtu.

26. Spięcie
- Testują dwie metody oczyszczania organizmu. Po południu powinienem dostać informacje o wynikach - odparł, patrząc z lekką kpiną na poczerwieniałego z wysiłku Richarda. – Czy nie mogli im po prostu, po ludzku dializować krwi, żeby ją oczyścić, jak to się robi już od wielu, wielu lat? Jestem pewna, że w tym przypadku dałoby się wyodrębnić te całe nanoboty.

Podsumowanie:
Określanie bohaterów, kiedy znasz ich imiona, po kolorze włosów, jest bardzo nieporadne i świadczy o słabym warsztacie. Jakby tego było mało, u Ciebie często są to powtórzenia. I co, jeśli w pomieszczeniu czy w danej scenie znajdzie się kilku mężczyzn o tym samym kolorze włosów? Znam odpowiedź – zaczniesz ich określać po kolorze oczu. A to też niedobrze. Warto mimo wszystko popracować nad tym, żeby używać przydomków bohaterów, ich imion albo od czasu do czasu posłużyć się zaimkiem.

Masz problem z zapisem pisowni łącznej i rozłącznej, często zmieniasz też na siłę czasowniki na czasowniki zwrotne tam, gdzie to zupełnie niepotrzebne (chyba każde „spojrzał/a się”). Nie radzisz sobie z interpunkcją, choć na szczęście przecinków po prostu w kilku miejscach brakuje – a to akurat jest do wypracowania. Często zapominasz też, co było ostatnim podmiotem, i je mieszasz. Masz też kłopoty z miksowaniem czasów, czasem piszesz w przeszłym, czasem teraźniejszym. Sporadycznie zdarzają się też literówki. To wszystko byłoby do wyeliminowania przy włożeniu w to opowiadanie nieco większego wysiłku i uważniejszym sprawdzaniu albo pracy z betą.

Styl jest dość toporny – na siłę wprowadzasz odrealnione synonimy. Czasami już lepiej powtórzyć jakieś słowo niż szukać zamienników kosztem naturalności i przejrzystości narracji. Brakuje Ci po prostu pewnego wyczucia językowego – ale je nabywa się głównie z wiekiem i poprzez czytanie dobrych książek. Na dodatek narracja bywa czasem aż nadmiernie potoczna – owszem, jest pierwszoosobowa, przez co nie musi być aż tak sztywna, jednak chwilami przesadzasz w drugą stronę.

Wydaje mi się, że powinnaś też popracować nad opisami akcji, bo tę spłycasz do „walczyli”, po czym szybko przechodzisz do następnych wydarzeń, bo kto by się tam przejmował jakimś okładaniem się kijkami po głowach. Jeśli piszesz o tej akcji, to trochę jej pokaż. Niech twój czytelnik zdoła się w to wczuć – tak, żeby bał się o bohaterów. W końcu chodzi o to, żeby coś twoich czytelników zatrzymało przy tym tekście, nie żeby przechodzili przez historię z zupełną obojętnością. A na razie serwujesz im tylko poprawny, ale suchy opis wydarzeń do odhaczenia, bez żadnych emocji. Zastanów się, co czują postacie, przecież nie rejestrują tylko beznamiętnie akcji. Oczywiście nie chodzi mi tu o popadanie w przesadę i kilometrowe opisy uczuć, ale zdrowy balans.

Tak samo – to świetnie, że starasz się kreować nastrój, miejsce itd. drobnymi szczegółami, problem w tym, że ich jest po prostu za dużo i są nieistotne. Nikogo nie obchodzi opis otwierania drzwi, przejścia przez korytarz czy wizyty w łazience. Musisz zadać sobie pytanie, czy te drobiazgi tworzą atmosferę, rozbudowują jakoś tekst, przekazują coś o świecie, są interesujące? Jeśli nie, to do kosza.

Na dodatek często, kiedy już te opisy się pojawiają, czasem załatwiasz je słowami, że coś było „dziwne”, „o niespotykanym kształcie”, „pomieszanie architektury takiej i takiej” czy jakimś innym pojedynczym epitetem, który tak naprawdę nic nie przekazuje.

Niekiedy za to opisy są rzeczywiście szczegółowe. Widać, że lubisz to uniwersum, myślisz o technicznej stronie opisów akcji, co u wielu autorów leży, ale za to zapominasz właśnie o emocjach oraz dynamice akcji.

Kolejną bolączką tego tekstu wydaje mi się to, że na siłę starasz się pisać go tak, jakby całość działa się w animowanym filmie albo serialu animowanym. Niestety, powieści rządzą się swoimi prawami i to, co zagra na ekranie czy w komiksowym kadrze, niekoniecznie sprawdzi się między literkami. Nie mówię, że powinnaś obedrzeć bohaterów z charakteru, ale Twój czytelnik może się mocno zdziwić, dlaczego postaci podczas bitwy zachowują się jak banda rozkapryszonych dzieciaków i zamiast ratować swoje tyłki, wolą się między sobą kłócić o głupie powiedzonka. Tak samo bardzo ważne decyzje, takie jak o stworzeniu zespołu, dołączeniu do niego itp., podejmują w ciągu kilkudziesięciu sekund. „Ej, chodźcie, fajnie będzie” i już, drużyna do ratowania świata gotowa.

Na siłę kreujesz Raven na księżniczkę demoniczności i starasz się ją pokazać jako mroczną Mary Sue. Mamy więc wylew demoniczności i mroczności, za to za mało człowieczeństwa. Raven nic się nie podoba, nic jej nie cieszy i ostentacyjnie musi okazywać swoją pogardę dla wszystkiego i wszystkich. Naprawdę, Twoje rozdziały są króciutkie, a już po chwili ma się dość tej atmosfery mroku oraz wyjątkowości. Na dodatek ciągłe podkreślanie tego daje raczej odwrotny efekt, budzi u czytelnika rozbawienie i zażenowanie.

Wydaje mi się, że Twoja powieść ma trochę symptomy takiego serialu kryminalnego, gdzie co odcinek bohaterowie rozwiązują jakąś zagadkę (tutaj walczą z kolejnym potworkiem), a fabuła, o ile w ogóle, nieco posuwa się do przodu. Podobnie jest w animacjach o Tytanach, ale Twoje rozdziały są tak krótkie, że w zasadzie nie zdążysz w nich zawiązać żadnej intrygi, zrobić dochodzenia, odkryć złoczyńcy, walczyć z nim na różnych polach i dopiero potem rozwiązać sprawę. Wszystko dzieje się w schemacie: alarm – Tytani lecą komuś nakopać – wracają. I w międzyczasie mamy „mroczność” Raven. Rozwój relacji bohaterów pojawia się raz na kilka rozdziałów, a i tak jest to malutki kamyczek, gdzie Raven wrzuci może suchą informację typu „mam szesnaście lat”. Bo suche opisy robienia herbaty czy pójścia na pizzę, z których nic nie wynika, nic do rysunku postaci nie wnoszą.
Zastanów się poważnie, co tak właściwie chcesz napisać, stwórz ramy fabuły – mogą się w większym czy mniejszym stopniu zmieniać w trakcie, ale czytelnik powinien wiedzieć, że masz pomysł jakiś pomysł na całość. Po 26 rozdziałach w zasadzie nie wiadomo, do czego to wszystko zmierza. Mamy ledwie szczątkowe informacje na temat konieczności zmierzenia się z Trygonem, ale nic z tego nie wynika, bo zamiast pchać fabułę do przodu, skupiasz się na opisywaniu ciuszków zabranych pod prysznic i wspomnianej herbatki czy pizzy.

Poza tym nienaturalnie określasz bohaterów. Nie brakuje nawet nazywania ich po kolorach włosów czy oczu. Lider, chłopak, dziewczyna, czarnoskóry. O swojej koleżance raczej nie myślisz „ta dziewczyna do mnie podeszła”, prawda? Więc dlaczego Raven miałaby tak myśleć np. o Gwiazdce?

Wszyscy są jeszcze smarkami, ale usilnie kreujesz ich na dojrzalszych i fajniejszych, niż normalnie byli. Żeby nie wspomnieć o kwestii pieniędzy na jakieś shoppingi itp., to przecież starsi superbohaterowie mieli pieczę nad młodymi tytanami, w końcu to dzieci! Pojawia się Batgirl, która przewija się ledwie we wspominkach niczym „deus ex machina”. Z drugiej strony od 14 rozdziału i dalej robi się typowy hajskul, wspólne chodzenie po sukienki i na kawusię.

W rozdziale 17 (tym „nieprawdziwym”) pojawia się nawet klasyczna, niemalże wyrwana z blogowego kanonu samotna łza. Brakuje tylko, żeby była kryształowa albo coś w tym guście. „Starłam z policzka samotną łzę” – to naprawdę motyw tak stary i obśmiany, jak tylko pisze się fanficzki na blogach. Mamy też oczywiście starą dobrą krainę Morfeusza.

Z kolei w faktycznym siedemnastym rozdziale Robin przejmuje się tym, że kilkoro ludzi ucierpiało podczas bitewnej zawieruchy. Czemu nie przejmowali się tym w momencie, w którym przez ich potyczki zniszczeniu uległa połowa miasta?

Po którymś rozdziale z rozbrajającą szczerością stwierdzasz, że pisanie tego opka Cię nudzi, czytelnicy cierpią pewnie jeszcze bardziej od Ciebie, i sami powinniśmy wiedzieć, dlaczego każdą trudniejszą rozmowę bohaterów przerywa alarm. (Jeszcze gdzie indziej, że wiesz, że miksujesz czasy – ale nie poprawiłaś tego). Jako oceniająca poczułam się w tym momencie co najmniej niefajnie. Dlaczego mam marnować czas na coś, co piszesz na odpieprz? Po co mam Ci wskazywać błędy, których masz świadomość? Skoro zgłaszasz się do oceny, chyba chcesz się poprawić – ale jednocześnie przez cały czas stosujesz te same tanie, powtarzalne chwyty, o których doskonale wiesz, i zupełnie nad tym nie pracujesz.

Prosiłaś, żeby zerknąć na Twoje wcześniejsze opowiadanie i zobaczyć, na ile się coś zmieniło. Bardzo trudno mi to ocenić po jednym rozdziale, ale wydaje mi się, że wiele tych błędów popełniałaś już wcześniej. Całość w zasadzie wygląda, jakby jedno opowiadanie było kalką drugiego. Różni się tylko kilka pobocznych wydarzeń.

Garść błędów:
 Nic[przecinek] co by mi pomogło.W głowie ponownie odtwarzałam ten chory sen.

Matka tłumaczyła mi[przecinek] o co chodzi z demonicznym spadkiem, który otrzymałam od ojca.

Skoro ma jeszcze wpaść do naszego wymiaru za kilka lat[przecinek] by go przejąć, tak jak to zrobił z innymi, to na pewno jeszcze się spotkamy.

- Zrobisz[przecinek] co uważasz - ponownie weszłam mu w zdanie.

Podbiegł do Robina, który aktualnie dźgał metalowym kijkiem potwora, ale na daremno. – Nadaremno.

Zielony przemienił się nosorożca i zaszarżował na modyfikowaną galaretkę, z marnym i niepożądanym skutkiem utknięcia w nim. – W niej.

- Zgadzam się - odparł i zdjął kaptur, ukazując swoje obliczę. – Oblicze.

Teleportacje między wymiarowe nie są przyjemne. – Międzywymiarowe.

- Cisza! - warknęłam głośno, a wszyscy zebrani spojrzeli się na mnie jak na idiotkę. – Wystarczy samo „spojrzeli”, bez „się”.

Na środku kolejnej zdewastowanej ulicy stała rudowłosa kobieta, otoczona zgrają dziwnych, ciemno-zielonych hybryd. – Ciemnozielonych.

On pokiwał tylko głową i z obszernym ruchem ręki krzyknął: – On tylko pokiwał głową. Bo teraz wychodzi na to, że pokiwał wyłącznie głową, a reszta ciała pozostała niewzruszona.

tempo wpatrywał się w komunikator – Tępo.

wyciągnął kciuka w górę – Kciuk.

Piękny obraz dopełniały podświetlone obłoki – Pięknego obrazu.

(...) drzwi automatycznie rozsunęły się.
Krótkie, łagodne piknięcie i drzwi otworzyły się. – W miarę możliwości unikaj stawiania się na końcu zdania [źródło].

- I powtarzam, odejdź puki możesz – Póki.

rządne krwi – Żądne.

W ogólnym rozrachunku robisz tyle błędów, głównie interpunkcyjnych i językowych, że trudno byłoby je tu wszystkie wypunktować. Największą bolączką są przecinki, nie oddzielasz od siebie zdań podrzędnych, nie masz świadomości, że od reszty zdania oddziela się części zdania zawierające przysłówki zakończone na „-ąc”, „-łszy”, a także „-wszy” i wielu, wielu innych. Momentami jest lepiej, wydaje się, że ktoś Ci ten tekst w pewnym momencie sprawdzał, ale niezbyt długo. Nie wystarczy Ci tu wypisać tych błędów, bo ich istoty i tak byś zapewne nie zrozumiała – problem leży głębiej, w konieczności nadrobienia braków w znajomości elementarnych zasad interpunkcji, a nawet samego budowania zdań.

Poza tym generujesz ogrom powtórzeń. Warto odstawić tekst na dzień, dwa, nawet trzy i zajrzeć do niego ponownie. Kiedy oko się od niego odzwyczai, łatwiej będzie Ci wyeliminować wszelkie tego typu wpadki.

Pamiętaj, że to, co dzieje się na ekranie, w książce nie zda egzaminu, bo filmy superbohaterskie i animacje rządzą się swoimi prawami, tak samo jak komiksy. Stąd zabawne zachowania bohaterów zaobserwowane w animacji niekoniecznie sprawdzą się na papierze i zostaną odebrane jako nierealne, dziwne, a nawet niespójne.

Wiem, że wypisałam Ci dużo negatywów, nie chodzi mi jednak o to, aby Cię zniechęcić. Wydaje mi się, że jesteś jeszcze w młodym wieku i pewne wyczucie literackie jest zwyczajnie do wyrobienia. Twoje opowiadanie nie ma z gruntu złych założeń, ale wiele niedoróbek, z których może nie zdajesz sobie sprawy, a może nie chce Ci się nad nimi pracować. Jeśli chcesz zabrać się za pisanie poważniej, wierzę, że jesteś w stanie to naprawić. Ale może zwyczajnie chcesz niezobowiązująco popisać o ulubionej animacji – nic w tym złego, ale w takim razie ocena pewnie średnio Ci się przyda.

To nie tak, że piszesz dramatycznie zły tekst, który należy spalić i wyrzucić. Piszesz coś, co sprawia Ci radość, coś o swoich ulubionych postaciach z ulubionej kreskówki. Ale jeszcze sporo pracy przed Tobą, żeby nadać temu kształtu. Kolejne supermoce dodawane bohaterce tylko ją odrealniają, sprawiają, że nienaturalnie błyszczy na tle innych postaci i trudno się z nią utożsamić. Liczne błędy utrudniają odbiór samego tekstu; warto, żebyś sama się podszkoliła, a jednocześnie znalazła kogoś, kto by Ci na te rozdziały przed publikacją zerknął i pomógł uporać się z częścią chochlików. Kolejnym krokiem będzie nieprzelewanie tego, co w animacji do opowiadania, bo to nigdy nie kończy się dobrze. Pewne zachowania warto stonować albo nadać całości szlifu parodii lub zamierzonego pastiszu. Spróbuj zaproponować coś swojego i w fabule i w tym, jak przedstawiasz te postacie – w końcu po to piszesz fanfik, żeby dodać do historii coś od siebie.

Ostateczna ocena: słaby, ale z ambicjami do przeciętnego.

5 komentarzy:

  1. Serdecznie dziękuję, nie spodziewałam się, że przebrniesz przez to tak szybko.
    Pierwsze co zrobiłam, to zjechałam na dół po ocenę. Najpierw przez kilka minut siedziałam ze ściśniętym gardłem, nie mogąc przekonać się, by w końcu kliknąć na tę kartę. Zobaczyłam końcówkę i pomyślałam - Okej, byłam przecież na to przygotowana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsza poprawka już jest - zmieniłam listę postów tak, by były również tytuły.
      Mam odwieczny problem z mieszaniem czasów, ale staram się nad tym pracować. I jeju! Nie wiedziałam, że aż tak przerysowałam Raven. Chciałam zrobić taka bardziej ludzką postać, z którą można by się utożsamić, a wyszło jak zawsze... eh...
      Przyznam, że mam cholerna ochotę, by znowu zacząć od nowa,ale kurcze... mam już takie plany, a to mnie trochę dobiło. Sama się zgłosiłam, a Ty w fachowy sposób pokazałaś mi, co robię źle (szkoda, ze jest tego więcej, niż rzeczy, które mi wychodzą), ale momentami poczułam się, jakby upierdliwa nauczycielka wytykała mi w nieprzyjemny sposób błędy. Tak to odebrałam, ale przynajmniej do mnie dotarło, jak wiele przede mną. Chciałam z tego zrobić coś na kształt 3 tomów, także mogę mieć nadzieję, że w przyszłości osiągnę chociaż "przeciętny".
      Ogólnie to kilka kwestii, które poruszyłam, nie zostały jeszcze napisane, ewentualnie nie dopisywałam, że, np. zgłosili coś lub ukończyli naprawę, bo to takie trochę logiczne, ale wiem, że czasami staram się być zbytnio do przodu i nie tłumaczę czegoś, czego inni mogli przecież nie pojąć.
      Jeżu! Napisałam 5-złotówki? Serio? A tyle razy sobie wypominałam, żeby nie wplatać polskich powiedzionek czy walut do historii toczącej się w USA... brawo ja.
      Sorki, że nawet mój komentarz jest chaotyczny, ale czytam i piszę na bieżąco, tak żeby nie zapomnieć o czymś.

      Usuń
    2. Arella popełniła samobójstwo. Ludzie z Azarath ją uratowali, tak jakby się odrodziła. Czasami, gdy ktoś myśli, że coś jest błędem, wynika to ze zwykłego niedoinformowania, a nie pomyłki autora.
      Nienawidzę, gdy popełniam jakieś bardzo głupie błędy, typu pomylę lokalizację albo nazwy. Nie zawsze jestem w czymś obeznana i mam problem, by napisać o tym.
      Sigyn, Twoje komentarze są po prostu powalające.
      Co do znamiona Raven. Nie wszystko robię kanonicznie, sporo rzeczy wymyślam sama i tylko zainspirowałam się zdjęciem, które wstawiłaś. Ja zrobiłam z tego znamię, bo kto mi zabroni?
      Mam ogromny problem z pisaniem akcji, to wiem od dawna. Jednak czytanie stosów książek naukowych i mitologii nie sprzyja rozwijaniu tej umiejętności.
      "Dlaczego mam marnować czas na coś, co piszesz na odpieprz? Po co mam Ci wskazywać błędy, których masz świadomość? Skoro zgłaszasz się do oceny, chyba chcesz się poprawić – ale jednocześnie przez cały czas stosujesz te same tanie, powtarzalne chwyty, o których doskonale wiesz, i zupełnie nad tym nie pracujesz." - PRZEPRASZAM! Nie chciałam, żebyś się tak poczuła. Jestem Ci niezwykle wdzięczna, że w ogóle to ruszyłaś, bo wiele osób pewnie i kijem by nie dotykali. Czasami mogłam mieć takie natchnienie do napisania, że "kurcze, już mi się nie chce", ale cały czas mam wielką chęć na opisanie historii, którą wymyśliłam i tego, jak widzę Tytanów (szkoda, że nie umiem tego przelać na "papier") i aż mi się smutno robi, gdy pomyślę o tym, że kiedyś skończę to opowiadanie.
      Od zawsze odstawiam tekst na dzień czy dwa, nigdy nie publikuję czegoś od razu. Wyjątkiem był ten fejkowy rozdział.
      Chcę się poprawić, ale też z drugiej strony piszę to dla przyjemności. Gdy nie mam kompletnie pomysłu, daję sobie chwilę, bo wiem, że gdybym pisała na siłę, wyglądałoby to jeszcze gorzej. Pewnie brakuje mi samozaparcia, ale chciałabym pisać lepiej, dokształcić się.
      Uważam, że sporo elementów dodałam od siebie, ale może są one niezauważalne w tym morzu błędów. Nie rozumiem tylko dlaczego im bardziej staram się nie robić z Raven Mary Sue, to tym bardziej ona się nią staje...
      Tak czy siak... dziękuję Ci bardzo za wykonanie tej ciężkiej pracy. Nie mam zamiaru zaczynać od początku, ale liczę, że jeszcze bardziej przyłożę się do pisania w przyszłości. Może załatwię sobie betę? Kto wie, co tu się jeszcze poczyni.
      Jeszcze kiedyś wskoczę na ten "przeciętny"!

      Usuń
    3. Przykro mi, jeśli chwilami poczułaś się urażona :(. Mam często dość sarkastyczny styl wypowiedzi, ale moim celem nie jest nigdy zranić autora, piszę tylko o tekście.
      Nie przejmuj się też tak dysproporcją, bo po prostu łatwiej się rozpisać na temat negatywów - przynajmniej mnie. Jak pisałam, to naprawdę nie tak, że uważam twoje opowiadanie za tragiczne.
      Trudno mi się wypowiadać, co będzie lepsze, bo to zależy tak naprawdę od człowieka, ale możliwe, że dla Ciebie byłoby skończenie tego na spokojnie i dopiero wtedy zabranie się za poprawki albo po prostu nawet za nowy tekst, który napiszesz już w nowy sposób. Przede wszystkim pisz tak, żeby Ci to sprawiało radość :).
      Myślę, że możesz mieć szanse na więcej niż przeciętny - pisałam po prostu o tym opowiadaniu w jego obecnym stanie. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby kolejne były bardzo dobre, trzymam kciuki :).
      No pewnie, że nie wszystko jest błędem, niektóre kwestie są tylko do wyjaśnienia, po to są komcie, dobrze, że tłumaczysz :). Nie traktuj wszystkich moich komentarzy jako negacji, zresztą ja też mogę się mylić.
      Co do znamienia - dobrze byłoby, gdybyś jakoś zaznaczała takie rzeczy, bo czytelnik jednak najpewniej pomyśli, że to błąd.
      Co do akcji - może zastanów się nad scenami akcji w książkach (nie filmach), które Ci się podobały i wypisz sobie, dlaczego? A potem postaraj się to wprowadzić w życie.
      Gdybym naprawdę nie chciała oceniać Twojego opowiadania i byłoby to tak ciężkie, to bym tego nie zrobiła ;). Możliwe, że mój komentarz zabrzmiał trochę napastliwie, ale znam trochę autorów i w przypadku niektórych zastanawiam się, po co im te oceny tak właściwie. Po prostu nie byłam pewna, jak traktujesz to opowiadanie. Rozumiem jak najbardziej to, co napisałaś. Wiadomo, że chwilami się nie chce albo ma się poczucie, że może dobrze nie jest, ale lepiej nie da rady - chodzi mi tylko o to, że jeśli o niektórych błędach wiesz, to wypadałoby je jednak poprawić właśnie z tego szacunku do czytelnika, bo przecież gdyby Cię oni zupełnie nie obchodzili, to pisałabyś do szuflady.
      Zgadzam się, że zupełnie na siłę nie ma sensu pisać, czasem lepiej odczekać - byle nie bez końca, bo czekanie na boskie natchnienie powoduje niepisanie niczego ;). Ale z tym chyba nie masz problemu.
      Trzymam kciuki za dalszą twórczość :).

      Usuń
    4. Dzięki za motywację :)
      Jestem teraz trochę podzielona, chyba muszę sobie dać chwilę na przemyślenie. Wiem, że nawet jeśli jestem swiadoma jakichs błędów, to gdy nie ma kogoś kto tego pilnuje, to i tak często się one wymykają. Potrzebny byłby całodobowy stróż i już szukam osoby do bety.
      Jeszcze raz dziękuję za ocenę.
      PS. To, że była dosyć dosadna może lekko mnie dotknęło, ale przynajmniej nie przejde nad tym tak szybko tylko dogłębnie się zastanowię.

      Usuń