[82] ocena: cordragon.blogspot.com

Adres: Cordragon
Autorka: Corteen
Tematyka: powieść fantasy
Oceniająca: Dhaumaire

Spotkanie z Kapitanem Oczywistym, który ma wyjątkowe upodobanie do epitetów.


Czyli Dhau powraca po Bóg wie jakim czasie. Ech. Wybaczcie tę długą nieobecność, a Ty, autorko, tak długi okres oczekiwania na ocenę. Posypuję głowę popiołem.

Na pierwszy rzut oka jest przyjemnie. Mnie odrobinę rozprasza to, że kolumna z tekstem jest tak odsunięta od nagłówka, ale idzie się przyzwyczaić. Dużo masz tych ramek. Nie są one do końca czytelne w jednym pionie. Poza tym: Konto google pewnej, nie do końca trzeźwo myślącej, osoby – podkreślona część nie jest wtrąceniem, tylko określeniem cechy i nie wymaga oddzielenia przecinkami od reszty zdania, w którym nie ma orzeczenia ani innego imiesłowu. I Google wielką literą. Wracając do samego szablonu, nagłówek jest ładny i zdaje się, że adekwatny do treści, ale zrobiły mu się wąsy:
Generalnie szablon nie jest zły, ale menu… Zajęło mi pół minuty, zanim się zorientowałam, że to te czarne kwadraciki. I tu też się musiałam najeździć myszą, żeby odnaleźć interesujące mnie zakładki. To, że punkciki rozwijają się po najechaniu na nie kursorem, nie jest do końca funkcjonalne z prostej przyczyny: trzeba najpierw objechać wszystkie, żeby zobaczyć, jaki napis kryją. A jeszcze te trzy, które są wyżej od poprzednich i które uciekają spod kursora są, krótko mówiąc, nieprzyjazne czytelnikowi. Ponadto w ogóle są nieporęczne, bo kwadraciki uciekają, a jak jeden się rozsunie, to reszta się przesuwa i potem w to ucelować...
Myślę, że to też jest kwestia szablonu: zaznaczenie fragmentów, które znajdują się blisko lewej kolumny, to masakra. Nie potrafię nawet tego wyjaśnić, ale po najechaniu kursorem na słowa zbyt blisko ramki, zaznaczenie natychmiast mi się odwraca i obejmuje całość tekstu poniżej zamiast fragmentu, który chciałam. Tylko do wysokości, gdzie kończy się ramka, potem jest już w porządku.
Przeglądając zakładki, natrafiłam na Bestiariusz. Zastanawiałam się, jakie potwory mogę spotkać w takiej historii, ale znalazłam tu tylko znane rasy człekokształtne (o ile można to tak nazwać).
Prawdę mówiąc, nazwy zakładek nie są zbyt intuicyjne. Jeszcze przed przyjęciem zgłoszenia, gdy chciałam znaleźć hiperłącze do naszej ocenialni, nabiegałam się po wszystkich linkach, bo nie wpadłabym na to, że Mapa Huncwotów może zawierać odnośniki do innych blogów. Podobnie z Aktami, których nazwa zasugerowała mi, że tu znajdę opisy bohaterów, a nie spis treści. Może to tylko ja… Generalnie szybko idzie się do tego przyzwyczaić, jeśli się już któryś raz zagląda na bloga.

Skierowanie:
Przez wymazanie pamięci, nie potrafi zrozumieć, (...).
Pierwszy przecinek zbędny.

Rodzice Leny znikają w tajemniczych okolicznościach, a gdy najbliżsi są w niebezpieczeństwie, nie sposób podejmować racjonalne decyzje. Przejście testu nie gwarantuje zwycięstwa, a dramatyczna sytuacja na świecie wciąż się pogarsza. Nawet śmiertelnicy przeczuwają, że zło czai się wszędzie. Nie tyle na ulicach i wśród szeregów wrogiej armii, co w ich własnych sercach.

Zajrzałam do zakładek drugi raz po przeczytaniu całego opowiadania i… Kiedy rodzice Leny zniknęli? Nic takiego nie pamiętam. Przeglądam rozdziały, w których wprowadziłaś Luizę i nie znalazłam nic, co by o tym wspominało. Nie pamiętam też sceny ukazującej, że śmiertelnicy przeczuwają, że zło czai się wszędzie.
Akta są w porządku.

Bestiariusz
Są symbolem zepsucia, zejścia na złą drogę i wyklęcia Boga.
Nie przez Boga przypadkiem? Albo wyrzeknięcia się Boga.

Ich skrzydła są nadzwyczaj szerokie, lecz mniej opierzone niż pozostałe.
Pozostałe co? Lepiej byłoby to zamienić na niż innych aniołów.

(...) możliwość dawania upadłym aniołom skrzydeł Anioła Ciemności w zamiar za służbę.
Zamian.

Ich cechy charakterystyczne oczy o tęczówkach w barwie intensywnego fioletu oraz sześciopalczaste dłonie i stopy (co maskują podczas przebywania wśród ludzi).
Brakuje spójnika to.

Zastanawiam się, dlaczego Kupidynowie nie mają żadnego opisu? Choć patrząc na to, jaką rolę odegrał jedyny Anioł Miłości…

autorce bloga brak błędów, a przedstawienie Ciebie jest sympatyczne. No to jedziemy do treści.


Prolog
,,specjalnego''
Pierwsze, co zauważyłam, to cudzysłowy we wstępie do prologu. Tutaj widać, że posłużyłaś się dwoma przecinkami jako dolnego cudzysłowu, ale to nie czyni ich tym samym znakiem. Dwa przecinki to dwa przecinki i już. Skróty klawiszowe na poprawne cudzysłowy polskie: alt+0132: „ oraz alt+0148: ”. Wykonasz je z pomocą klawiatury numerycznej.

Nie znajdując żadnego, choć w jednej molekule racjonalnego, wytłumaczenia,
Drugi przecinek zbędny.

Dodałam też, że nie mam pojęcia, jak zareagujecie (...).
Zbędny przecinek przed jak.

(...) oraz nie wyobrażająca sobie nie powiedzieć ,,Cześć'' żadnemu mijanemu zwierzakowi,
Polskie przeczenia są podwójne, nie potrójne, więc każdemu. A cześć powinno być małą literą. Niewyobrażająca (imiesłów przymiotnikowy czynny).

,,Kochanie, słodziak, skarbie, misiek, michu, michaś, słoneczko...''
Każdy wyraz oddziel ukośnikiem, co zasygnalizuje, że wybierasz jedno z określeń, a nie wszystkie naraz. I zapamiętaj, że cytatów, które znajdują się w środku zdania, nie zaczyna się wielką literą.

Jednak coraz dłużej przekonuje mnie argument, iż lepiej jest skupić się na tym, by następne posty były lepsze,
Coraz dłużej, a nie bardziej?

Jeśli chodzi o ,,Krwawą percepcję'', która może wydać się zaniedbana i porzucona, jest to źle interpretowane wrażenie.
Wrażenie jest, nie interpretuje się go. To subiektywne odczucie, nie zaś wiadomość lub coś tego rodzaju.

Księżyc w pełni zdobił gwieździste niebo pewnej grudniowej nocy.
Nie pasuje mi to pewnej kompletnie. Brzmi, jakby tylko tej jednej nocy (lub bardzo rzadko) zdobił niebo, będąc w pełni, a przecież robi to co dwadzieścia osiem dni.

Stare cmentarzysko wydawało się w pierwszej chwili tak puste jak każdej, zwyczajnej nocy.
Bez przecinka po każdej; przestaw go przed jak, ponieważ „tak, jak” to porównanie paralelne. KLIK.

Jednak wśród ośnieżonych konarów wysokich drzew, wręcz monstrualnych rozmiarów, malowała się zniekształcona przez obszerny strój sylwetka.
Monstrualne rozmiary wrzuciłabym jako drugi epitet po wysokich, przed drzew. Masz zwyczaj nawarstwiania przymiotników: ośnieżonychwysokichmonstrualnychzniekształconaobszerny… Troszkę tego dużo jak na jedno zdanie, nie uważasz? Taka ilość, zamiast ułatwić, może utrudnić odbiór. Szczególnie, że tak jest przez cały akapit. Przedobrzasz.
Już w prologu nagromadziłaś ekspozycje, opowiadając nam o tym, że... niegdyś tenisówki bohatera były czarne, a spodnie nie wisiały na nim tak luźno kilka miesięcy wcześniej. O tym, że zapomniał o posoce na butach, mógłby zasygnalizować jakimś swoim zachowaniem – na przykład po chwili spojrzeć na nie z zaskoczeniem. A o spodniach? Cóż, nie wiem, czy to jest bardzo istotna informacja. Później o tym nie wspominasz i nie ma to nic wspólnego z fabułą ani kreacją postaci. Jeśli jest, powinnaś ją przekazać w bardziej interesujący sposób. Poprzez dialog lub spostrzeżenie postaci. Lub choćby poprzez narrację pierwszoosobową, którą stosujesz później (z zastrzeżeniem, żeby to była żywa myśl; pamiętaj, że one, szczególnie okraszone charakterystycznym sposobem mówienia, lepiej zapadają w pamięć niż suchy, rozprawkowy język).

Pragnął jak najprędzej znów zyskać wyższą odporność. Chciał przestać być przeklęty nawet za tak wysoką cenę i skrzydła, których jeszcze nie tak dawno się brzydził.
Być przeklętym. Nie do końca rozumiem, co znaczy tak wysoka cena i skrzydła. Tu zupełnie nieprecyzyjne określenie, a tuż obok – bardzo dokładne. Wygląda na to, że wysoka cena jest jakimś pojęciem nie symbolicznym, a dosłownym, lecz zupełnie czytelnikowi nieznanym. Bo pomyśl: cena zwykle ma coś symbolizować (np. życie), Ty natomiast jej część podałaś symbolem, część dosłownie i powstało takie nie wiadomo co.
Opisujesz sytuację aktualną, a wprowadzając tyle drobnych retrospekcji i analiz ogólnego stanu psychicznego, niezwiązanego z sytuacją, odejmujesz dynamiki i na siłę wydłużasz tekst. Niezbyt to do mnie trafia. Więcej tu wyjaśniania niż akcji, to nużące.

Przez długie niemycie głowy, przetłuszczone włosy ledwie utrzymywały swą jasną barwę.
Wystarczyłoby, gdybyś napisała, że miał przetłuszczone włosy. Wniosek, że dawno nie mył głowy, czytelnik wyciągnie sam, czytając, że była brudna.

Zbieg okoliczności wydał mu się co najmniej podejrzany. Poczuł, iż wzbiera się w nim długo tłumiony gniew do kobiety.
Gniew na kobietę.

Pod imionami i nazwiskiem pochowanej wyryto: ,,1956/2014". Niżej umieszczono również krótkie epitafium: ,,Ci, którzy uwierzyli, zyskają życie wieczne".
To, na co zwracałam uwagę już we wstępie, czyli niepoprawne cudzysłowy. Dwa przecinki to dwa przecinki, a nie inny znak interpunkcyjny.

Młodzieniec miał wrażenie, że od grobu aż emanuje ironią. To światełko nadziei, za które uznawano żywioł odpowiedzialny po części za utratę jego człowieczeństwa. Za śmierć ojca, szaleństwo matki, bliznę siostry i złą drogę, na którą przez to wkroczyli. Wzmianka o życiu po śmierci w wiecznym szczęściu na nagrobku osoby, która nigdy nie powinna nawet przyjść na ten świat.
Wszystko ładnie, ale mimo wszystko brakuje mi jakichś fizycznych reakcji bohatera. Skrzywienia się, zagryzienia wargi, zaciśnięcia pięści… Drobne zachowania, odruchy, reakcje – one pozwalają czytelnikowi zobaczyć postać i poznać ją tak, jakby sami jej towarzyszyli.

Od razu rozpoznał, po wyuzdanym sposobie poruszania się, Angeli Vivere, z którą był umówiony.
To nie jest wtrącenie. Przeczytaj je na głos i sprawdź, czy rzeczywiście dobrze brzmi. Według mnie niby-wtrącenie mogłabyś dać jako początek zdania, bez przecinka po poruszania się.

Mógł ją nienawidzić, czuć odrazę do jej planów, ale jedno musiał przyznać. W pewien sposób się jej bał, nie mocno, lecz czuł niepokój w jej obecności.
Nienawidzić kogo, czego? Jej.
Poza tym po przyznać znacznie lepiej sprawdziłby się dwukropek lub myślnik. Mocno sugeruję zastąpić bardzo. Część od nie mocno poprzedziłabym kropką. Fakt, że Milan bał się Angeli, wiąże się bezpośrednio ze zdaniem poprzedzającym, dlatego powinien być weń wpisany. Zdanie doprecyzowujące (podkreślone) może być osobne, co wprowadzi trochę dynamiki.

Większość wtajemniczonych do nadprzyrodzonego świata nie powinna bać się szesnastolatki, która dopiero niedawno po zamordowaniu Queerini i przejęciu dzięki temu jej mocy, stała się istotą magiczną. Dziewczyna stanęła przed nim w całej swej okazałości.
Nowa myśl, nowy akapit. Tu piszesz o tym, kim Angeli jest, a zaraz potem, że przed nim stanęła, a przecież zupełnie odrywasz się od wcześniejszych przemyśleń. Ostatnie zdanie już od nowej linijki.

Smukłe ciało przykrywała pełna wycięć oraz koronek burgundowa suknia, na którą niedbale zarzuciła szary płaszcz. Na nogi włożyła skórzane kozaki prawie do kolan.
Tylko że „suknia” sugeruje długi dół, który zasłaniałby kozaki.

Wąskie usta podkreślone jaskrawą, czerwoną szminką zacisnęła w wąską kreskę.

Montero ledwo powstrzymywał się od wymownego przewrócenia oczami. Vivere spóźniała się praktycznie na każde spotkanie. W ten sposób manifestowała swą wyższość, jakby samo czekanie na nią stanowiło zaszczyt. Takie zachowanie młodzieniec uważał za niezwykle infantylne.
Łatwo się domyślić, że Milanowi zachowanie Angeli się nie podoba. Pokaż to bardziej z jego strony, bo suchym uważał za niezwykle infantylne wcale mnie nie przekonałaś, co więcej, zabrzmiało to tak wyniośle, że w stosunku to reszty tekstu wręcz głupio. Brzmi ironicznie, jakbyś pisała satyrę.

— Do rzeczy — rzuciła szybko szatynka ostrym tonem. — Mam ciekawsze i ważniejsze sprawy do roboty. Masz. — Wyciągnęła dłoń z pomalowanymi na krwistą czerwień paznokciami, w której trzymała starannie zawinięty w ciemny całun, enigmatyczny przedmiot. — Tylko tym odbierz jej życie lub wcale. Cała reszta mnie nie interesuje.
Nie nadużywaj epitetów. Samo rzuciła sugeruje, że się nie ociągała. Rzeczy do roboty lub sprawy do załatwienia, jakkolwiek trudno ocenić, czy to błąd z Twojej strony czy też postać po prostu niezgrabnie się wysławia. Bez przecinka po całun.
Reszty kwestii Angeli Vivere nie zrozumiałam. Co oznacza odbierz życie lub wcale? Te dwa wyrażenia nie mają ze sobą nic wspólnego w tym kontekście.

Ukazała mu się drobna, misternie zdobiona ręcznie rękojeść. 
Skoro misternie określa sposób, w jaki została ozdobiona, to co oznacza ręcznie rękojeść? Zresztą to ręcznie tutaj jest niepotrzebne.

Montero z powrotem zawinął broń, po czym trzymając pakunek w dłoni, wsunął do kieszeni.
Przecinek po po czym; podkreślona część to wtrącenie. A tak w ogóle wiadomo, że zawinął ją dłońmi, więc nie musisz powtarzać informacji, że to nimi trzymał pakunek.

—  Dostaniesz skrzydełka za kilka minut, ale do tej części zadania potrzeba czegoś specjalnego. I to nie twoja sprawa, co to takiego. Ciesz się, że padło akurat na ciebie ze względu na twój dar... który archaniołowie tak bezdusznie ci odebrali. — Udała przesadnie współczucie, które już po chwili zakrył szyderczy uśmiech. — Nienawidzisz ich za to, co?
Zrobiłaś podwójną spację przy pierwszym myślniku. Zresztą gdyby padło na niego nie ze względu na dar, to już miałby się nie cieszyć? Angeli przeczy sama sobie. Każe Milanowi wykonać zadanie specjalnym narzędziem, ale nie chce mu powiedzieć, co to za narzędzie… A potem i tak mu je daje.

Do chłopaka dotarły również famy o tym, że jeszcze nie nauczyła się w pełni kontrolować ów mocy.
Owej.

Latami uczył się najpierw odczytywać czyjeś nastroje, potem myśli. Dopiero później je kontrolować, wpływać na czyichś tok myślenia oraz skłaniać do zrobienia czegoś wbrew woli.
Czyiś.
To ekspozycja. Nieadekwatny do sytuacji tekst, nie będący nawet myślą postaci. I niepotrzebny, bo wypłynie to później w opowiadaniu.

Chciałbyś, by dostali za swoje. By choć przez chwilę, choć jeden z nich, poczuł się tak jak ty.
Bez przecinka po nich.

— Przejdziemy do rzeczy? — podjął temat z ostrożnością, uważając na dobór słownictwa. Ogarniała go ochota, by napomknąć jej o tym w o wiele mniej klarowny sposób.
Skoro ostrożnie, to naturalne, że uważał na słowa. Wyrzuć część opisu, nie przedobrzaj. Klarowny: http://sjp.pwn.pl/sjp/klarowny;2471148.html. Czyli co? Chciał jej to powiedzieć mniej jasno?

„Moc, naprawdę nie była jeszcze w stanie w pełni jej kontrolować” — połączył fakty z nie dającą się wykryć satysfakcją.
Zrób kropkę po moc, gdyż nijak ma się ono do konstrukcji następnego zdania, ale też taki znak wprowadziłby dłuższą pauzę i wprowadził więcej naturalności. No i skoro to myśl bohatera, to dlaczego zapisana jest w czasie przeszłym? Dla niego to teraźniejszość przecież.

Oderwał myśli od telekinezy swojej towarzyszki, czując ból przeszywający jego plecy.
To już nowy akapit. Przerwałaś poprzednie rozmyślania, więc przenieś fragment zaczynający się tym zdaniem do nowej linii.

Nadal chwytał się jak koła ratunkowego, nadziei, że po tym istotnym morderstwie Angeli Vivere da mu spokój i będzie mógł odejść, a nie nadal jej służyć.
Zbędny przecinek przed nadziei.

Miłosierdzie i litość w wypadku szesnastolatki nie wchodziły w grę, lecz znudzenie i chęć podporządkowania sobie nowych Upadłych Aniołów, owszem.
Zastąpiłabym przecinek przed owszem myślnikiem.


Rozdział 1
Strasznie dużo tych rameczek. Jak na mój gust, za dużo.

Otworzyłem buteleczkę i przyłożyłem do nosa. Próbowałem coś wyczuć, lecz ciecz nie posiadała zapachu, podobnie jak woda.
Lepszym określeniem byłoby przysunąłem.

Westchnąłem głośno, zamykając fiolkę z powrotem i chowając w kieszeni długiej peleryny, której kaptur naciągnąłem mocno na głowę.
Brzmi, jakby naciągnął kaptur jednocześnie ze schowaniem fiolki do kieszeni. Miałem naciągnięty na przykład. Chowając ją.

Ostry wiatr poruszał cienkie gałęzie, które w skutek tego niebezpiecznie się uginały.

Siedziałem na pozostawionej chyba przez przypadek drewnianej kłodzie, pogrążając się w rozmyśleniach.
Dlaczego piszesz tak, jakby to był fragment dziennika? Jeśli pokazujesz czyjś punkt widzenia, ten ktoś powinien myśleć, a nie tylko informować czytelnika, że w tym momencie myślał.

(...) który doskonale odzwierciedlał charakter nowo upieczonej Queerini.
Świeżo upieczonej, istnieje taki frazeologizm.

Puste oczy bez wyrazu, potrafiące szybko przeistoczyć się w takie, które aż emanują skrywaną wcześniej w najgłębszych zakamarkach duszy złością.
Po pierwsze: skoro puste to raczej oczywiste, że będą bez wyrazu. Po drugie: po co to ? Masz naprawdę topornego narratora, skoro myśli w taki sposób. Tak, jakby nie był normalnym człowiekiem ze spontanicznym przepływem myśli, ale jakby sobie ułożył schemat, według jakiego mają się one pojawiać.

W głowie nadal słyszałem okrutny, szyderczy śmiech Angeli Vivere, który aż mroził krew w żyłach. Przed oczami pojawił mi się obraz Jokera* ucharakteryzowanego na niezrównoważonego klauna, który doskonale odzwierciedlał charakter nowo upieczonej Queerini. Puste oczy bez wyrazu, potrafiące szybko przeistoczyć się w takie, które aż emanują skrywaną wcześniej w najgłębszych zakamarkach duszy złością. Blada skóra, sprawiająca wrażenia niemal chorej. Złowieszczy uśmiech, gorszy od każdego alarmującego wrzasku podczas (...).
Przypatrz się temu fragmentowi uważnie. Piszesz: w głowie słyszałem okrutny śmiech, przed oczami pojawił mi się obraz, a potem, ni stąd, ni zowąd: puste oczy, blada skóra, złowieszczy uśmiech. I jak to się wszystko ze sobą łączy? Składniowo nijak. Brakuje jakiegoś elementu wprowadzającego wyliczenie cech. No nie wiem, na przykład przypomniałem sobie jej puste oczy etc.

Brakowało tylko głębokich blizn, biegnących śladem bruzd tworzących się podczas wykrzywiania ust.
Nie mam pojęcia, o jakie blizny Ci chodzi i o jakie bruzdy. Bo jeśli myślimy o tych samych, to nigdy nie spotkałam się z takimi bliznami, zwłaszcza jako cechą upiornego antybohatera.

Niezwykle infantylne zachowanie, jakby była małym dzieckiem i żyła w świecie bez granic, co wszystko jeszcze pogarszało.
Wracasz do wyliczenia po zupełnej zmianie tematu bez żadnego sygnału, że kontynuujesz poprzednią myśl. Puste oczy, blada cera, złowieszczy uśmiech, brakuje tylko blizn i bruzd, niezwykle infantylne zachowanie. Ten fragment pod względem zabiegów stylistycznych leży i kwiczy. No, a co to nie synonim do które.

Ślepo wierzyłem dłuższy czas w to, że Angeli Vivere, po tym jak zamorduję jej odpowiedniczkę, da mi święty spokój.
Proponuję zamienić ślepo wierzyłem i dłuższy czas miejscami. Usuń także w to, którego masz tuż obok odmienioną formę. Angeli Vivere lepiej by było wrzucić do ostatniej części składowej zdania. A po wprowadzeniu poprawek:
Dłuższy czas ślepo wierzyłem, że po tym jak zamorduję jej odpowiedniczkę, Angeli Vivere da mi święty spokój. Albo: przez dłuższy czas ślepo wierzyłem, że Angeli Vivere da mi święty spokój po tym, jak zamorduję jej odpowiedniczkę.

Brakuje mi żywego, realistycznego, adekwatnego do sytuacji komentarza bohatera. Czuję się trochę tak, jakby to był pamiętnik – przeszłe wydarzenia opatruje komentarzem, który ewidentnie wymaga spojrzenia na sytuację z dystansu. Tekst pozbawiony jest dynamiki oraz przepływających myśli postaci. Narrator w głównej mierze opisuje zrobiłem coś, popatrzyłem, pomyślałem, jakby wspominał, a nie był uczestnikiem wydarzenia mu współczesnego. Nie ma w tym nic złego dopóki takie stwierdzenia nie stanowią większości tekstu, jak w tym przypadku. Jednak powinno być więcej swobody w myślach bohatera.

Musiałem robić wszystko, co mi kazała. Choćby było to nie wiadomo jak okrutne, aby nie odebrała mi świeżo przyznanych skrzydeł.
Gdybyś pomiędzy kazała i choćby postawiła przecinek, czyniąc drugą część zdania wtrąceniem, to wszystko brzmiałoby logicznie, bo w końcu stosujesz potem spójnik, który jednak nie ma co spajać, gdy pierwsza część odłączona jest od reszty kropką.

Dawno straciłem swoje człowieczeństwo, które zaczynało się wydawać coraz bardziej odległe. Nie miałem zamiaru doświadczyć takiego uczucia w związku z mocą po raz drugi.
Mówisz o człowieczeństwie, a potem o mocy… To z siebie nie wynika. Skoro stracił to człowieczeństwo, to jak mogło mu się ono wydawać coraz bardziej odległe? Pewnie chodziło o to, że było odległym wspomnieniem.

Wszystko wydawało się niezwykle skomplikowane, jakbym za kilka godzin miał wkroczyć do pogmatwanego labiryntu. Tylko tym razem wyjście nie zapewniało mi wolności i bezpieczeństwa, a być może nawet wręcz przeciwnie. Przypomniałem sobie słowa Vivere wypowiedziane kilka miesięcy temu: ,,Jesteśmy do siebie podobni, tylko jeszcze nie dostrzegasz jak bardzo.''
Skoro wszystko było skomplikowane, to dlaczego dopiero miałby wkroczyć do labiryntu? Zresztą stwierdzenie, że przed wejściem do labiryntu wszystko wydaje się skomplikowane, jest kulawe.
Cudzysłów jest niepoprawny, ale o tym, jak wygląda poprawny, pisałam już przy prologu. Twoim zadaniem jest, żeby przejrzeć tekst pod tym względem.
Podkreśliłam fragment, który zapisałaś kursywą i ujęłaś w cudzysłów. Jedno z nich absolutnie wystarczy. Zdecyduj się na jedną wersję i tylko jej używaj.

Nie widziałem nadal jakiegokolwiek bliższego podobieństwa, dziewczynie nie wystarczało nawet zamordowanie Leny Mikler.
Na początku byłam trochę zawiedziona, ale później jednak doceniłam ten zabieg: od razu powiedziałaś, że to oni ją zabili. To było bardziej niż do przewidzenia i robienie z tego wielkiej tajemnicy mogłoby wyjść tekstowi na gorsze, a tak to zaskakujesz choćby tym, jak bezpośrednio o tym piszesz. To daje też sygnał, że opowiadanie ma coś więcej do zaoferowania niż nudne rozwiązywanie zagadki z serii: kto zabił.

Pragnęła wciąż więcej, więcej i więcej bez końca.
Tutaj dobrze sprawdziłby się myślnik po ostatnim więcej.

Z tego oto powodu Milan Montero, musiał po zażyciu specjalnego eliksiru niewidzialności i pomocy Anioła Śmierci, podążyć tam razem z nią, by pilnować szesnastolatkę.
Gdzie widzisz wtrącenie? Jak dla mnie żadnego tu nie ma (jest jedno orzeczenie, nie więcej), więc nie wiem, skąd się wzięły te przecinki. Oczywiście ten przed by jest poprawny.
W ogóle skąd ta zmiana? Niby narrator pierwszoosobowy, a teraz ni stąd, ni zowąd wyskakujesz z imieniem i nazwiskiem, jakby bohater opowiadający mówił o kimś zupełnie innym. Pod koniec jeszcze pojawia się pytanie… czy cały czas mówisz o tej samej dziewczynie, skoro w pierwszym zdaniu mówisz ona, a dopiero w drugim szesnastolatka, jakbyś zmieniała podmiot? Lepiej byłoby: podążyć tam razem z szesnastolatką, by jej pilnować.

Jakkolwiek bezwzględnie by to nie zabrzmiało, wolałbym jeszcze kilka razy ją zamordować czy jakąkolwiek inną osobę.
Kulawa konstrukcja.  przenieś po zamordować.

Zastanawiasz się całymi dniami: ,,A jeśli miał rodzinę? Jakieś plany, marzenia, cele? Co jeżeli zasługiwał na życie stokroć bardziej ode mnie? Może był kimś ważnym, istotnym?''
Kropka na końcu zjedzona. Polecam zapoznać się z tym artykułem o cytatach i kropkach: KLIK. I ponawiam: albo cudzysłów, albo kursywa.

Nagle wstałem pośpiesznie z kłody, jak wyrwany ostro z transu.
Skoro nagle to oczywiste, że się nie ociągał. Bez przecinka przed jak (przed imiesłowami przymiotnikowymi także ich nie stawiamy): KLIK. Dobrze by też było, gdybyś zamieniła ostro i wyrwany miejscami.

Nagle wstałem pośpiesznie z kłody, jak wyrwany ostro z transu. Pokręciłem gwałtownie głową, jakby mogło to odpędzić złe myśli. Miałem ochotę stąd uciec, zapaść się pod ziemię. Zrobiłbym to, gdyby nie fakt, że Angeli Vivere miała znajomości nawet w najgłębszych czeluściach piekła i dopadłaby mnie szybciej, niż jestem sobie w stanie wyobrazić. Wtedy czekałoby mnie coś gorszego — nawet od odebrania skrzydeł — co dla anioła przekreślało całe dotychczasowe życie. Teleportowałem się następnie, przywołując w pamięci miejsce, do którego powinienem się udać.
To jest materiał na dwa akapity. Fragment od teleportowałem się powinien już być w następnej linii, bo zdążyłaś przerwać jedną myśl inną, dość długą.

Moja starsza siostra, Mika Montero pełniła funkcję Anielicy Śmierci.
Zgubiłaś przecinek po Montero.
Rzucasz we mnie informacjami jak pomidorami na festiwalu Tomatina. Mnóstwo wyjaśniania, mało akcji, nudno. Mam nadzieję, że się to zmieni.

Do czasu aż zamiast zajmować się pomaganiem zmarłych, zaczęła ich w pewnym sensie tworzyć.
Pomaganiem zmarłych? Raczej zmarłym.

Skaczesz potwornie. Tu się teleportował, tu myśli o siostrze (w ułamku sekundy?), tu nagle szpitalny korytarz… Kompletnie to do mnie nie trafia. Piszesz bzdurne ekspozycje, rozwalasz nimi akcję. Trudno mi się skupić na scenie, a zanim dotrę od jednego zachowania bohatera do drugiego, to już zdążę zapomnieć, co się w ogóle dzieje.

Wąski szpitalny korytarz okalały wysokie, pomalowane jasnozieloną farbą ściany, potęgujące klaustrofobiczne wrażenie.
Jakby to wytłumaczyć? To przecież wcale nie jest tak, że korytarz musi mieć ściany, bo inaczej nie byłby korytarzem, wcale... No i co, korytarz bez ścian (chociaż nie może wtedy istnieć) też jest wąski i klaustrofobiczny, ale ściany sprawiają, że wydaje się jeszcze bardziej? W następnym zdaniu piszesz o kolorze ścian, więc po co na siłę wrzucasz go tutaj? Mniej epitetów, naprawdę. Taka ich ilość zaczyna zakłócać odbiór.

Ich kolor, zamiast rzeczywiście być kojącym dla oczu, kojarzył się większości przechodniów z nieprzyjemnymi wspomnieniami związanymi z tym miejscem.
Skąd Milan wie, że jakie było zamierzenie w pomalowaniu ścian na zielono? Ktoś mu powiedział, że kolor miał działać kojąco?
Przechodnie w szpitalu? Raczej odwiedzający/goście i pacjenci. Dlaczego Milan nie myśli o sobie, tylko o innych ludziach? Przez Twoją narrację kompletnie nie poznaję bohatera, który albo sucho eksponuje swoje wnętrze stwierdzeniami typu zamyśliłem się, albo opisuje rzeczy, o których nie powinien wiedzieć. Niewiele wynika ze scen i interakcji z innymi postaciami. Chciałabym móc też sobie powyciągać wnioski, poznać to, jak Milan działa – człowiek naprawdę nie myśli wciąż o swoim wnętrzu i emocjach, po prostu je czuje, a sygnalizuje je zachowaniem. Gdyby opisywał, co robił, czytelnikowi łatwiej by się było wczuć, ponieważ to bardziej naturalnie niż rozprawianie nad każdym uczuciem czy szczegółem. Taki zabieg uczyniłby go postacią bardziej plastyczną.
W ogóle całe zdanie do wyrzucenia. Jest bezużyteczne.

Przy ścianach stały nie grzeszące wygodą krzesła dla oczekujących, a co kilka z nich ustawiono także okrągłe stoliki z gazetami i komiksami do czytania.
Niegrzeszące.

Przede mną stała wysokasmukła postać w długimczarnym stroju, którego tył ciągnął się po podłodze. Był to mężczyzna o mlecznej cerze i wnikliwie przeszywających wszystko dookoła wąskich, szarych oczach, pod którymi widoczne były ciemne, prawie fioletowe cienie. Owalna twarz wyglądała tak, jakby na nagą czaszkę naciągnięto tylko wybieloną skórę. Przypominał wyjątkowo niedożywionego albinosa. Miał przystrzyżone krótkoprawie białe włosy, które nadawały mu jeszcze straszniejszego wyglądu.
Nadmiar epitetów. Przystopuj. Możesz na przykład wyrzucić długim, skoro potem piszesz, że tył ciągnął się po podłodze. Ten strój w morzu szczególików nie jest najszczęśliwszym określeniem, kłóci się z resztą. W ogóle mogłabyś to, jaki był, wpleść w interakcję między postaciami, zauważyć przy jej okazji.
Najpierw czytam, że miał mleczną skórę, a potem, że wygląda, jakby na nagą czaszką naciągnięto wybieloną skórę, jeszcze kawałek dalej, że przypomina albinosa. A jedno nie wystarczy? Powielasz strasznie opis. W ogóle to jakieś takie kulawe. Że niby co, taki Slenderman? I jeszcze to się kłóci z tym, że miał konkretne rysy i włosy. Zdanie o albinosie wystarczyłoby całkowicie, reszta to takie zwyczajne wodolejstwo.
Wszystko wklepałaś w jeden akapit, przypuszczając na czytelnika atak mnogością przymiotników i opisów wszystkiego, co tylko dotyczyło tej postaci. Brak wyczucia. Takie informacje powinno się stopniowo podawać, rozbudzając wyobraźnię odbiorcy.

— Patrzysz się na mnie tak, jakbyś zobaczył ducha. Jeszcze trochę, to później — stwierdził rozbawiony, wykrzywiając twarz w podłym uśmiechu, po czym założył kaptur od szaty na głowę.
Zawsze podkreślasz, od czego był kaptur. Po co? Czytelnik ma wyobraźnię. Nie musisz mu wszystkiego dosłownie wykładać. Skoro był ubrany w szaty, czytelnik sam sobie dopowie, że kaptur był ich częścią. Albo wyobrazi sobie płaszcz. Nie mam frajdy, jeśli moja intuicja sama nie może trochę podziałać. Nakreślanie tego wszystkiego tak dokładnie świadczy o kiepskim warsztacie i niezrozumieniu czytelnika, który ma wyobraźnię i potrafi jej choć trochę używać.

— Nigdy nie widziałeś siostry po służbowemu? — zapytał potem, nie przestając bawić się kosą, której ostrze niebezpiecznie szybko było przesuwane tuż przed moim nosem. Pokręciłem głową szybko, nie mając zamiaru wplątywać się w dalsze dyskusje, chociaż ciekawiła mnie jego wiedza o mojej rodzinie.
Użycie wyrażenia przesuwało się nadałoby większej dynamiki. Biorąc pod uwagę, że to pierwszoosobówka, a narrator wie, kto bawi się kosą, to na pewno nie pomyślałby ostrze było przesuwane, bo to zwyczajnie nienaturalne. A anioł chyba przed chwilą przestał się bawić tą kosą, więc czemu wciąż się poruszało?
No i wciąż czuję, że to pamiętnik…

Anioł Śmierci wyciągnął prawą rękę ku mnie w oczekiwaniu.
Kilkukrotna dziwna i niepotrzebna inwersja się zadziała. Proponuję: Anioł Śmierci w oczekiwaniu wyciągnął ku mnie prawą rękę. Od razu staje się jaśniejszym, o co chodzi. No i… dlaczego ku mnie? Milan zachowuje się, jakby każdą myśl kreował po literacku. Zero w nim ludzkości, a w narracji – lekkości.

Zganiłem siebie w myślach za zachowywanie się jak przestraszony mały dzieciak.
I znów. Postać mówi, że coś zrobiła, zamiast naprawdę to zrobić. Pisanie w narracji pierwszoosobowej jest bardzo, bardzo trudne. Wymaga dużo praktyki i wiedzy teoretycznej o pisaniu w ogóle. Ten typ prowadzenia historii nie zwalnia z unikania ekspozycji, chyba że jest to narracja pamiętnikarska (przykładami są Pamiętniki Starego Subiekta w Lalce czy Pamiętnik narkomanki). Znów powielasz opis, bo dzieciaki z reguły są małe.

Zniknęliśmy, pozostawiając po sobie czarny jak heban, świecący pył.
Dla bohatera, który znika, wszystko nie wygląda tak, jakby on znikł. To wszystko wokół się zmienia. Jego wzrok nie zostaje w miejscu, z którego zniknął, żeby mógł to zobaczyć. Nie znika sam dla siebie i nie wie, co się stało po tym, jak zniknął. Otoczenie mogło się rzeczywiście nie zmienić, ale skąd bohater wie, że w poprzednim wymiarze (zdaje się) zostawili po sobie pył?
Zastanawiam się też, jakim cudem można by było zobaczyć gołym okiem, że świecący pył był w rzeczywistości koloru czarnego.

— Zapewne nie wiesz też, że widzisz mnie takiego, jakiego sobie wcześniej wyobrażałeś. Kościsty, blady człowieczek w czarnej pelerynie z kosą? Naprawdę? Spodziewałem się po tobie czegoś lepszego, a nie to trywialne przedstawienie Śmierci. Dawno mi się już znudziło, co druga dusza mnie tak widzi — odparł mężczyzna, udając teatralne ziewnięcie. Posłałem mu pytające spojrzenie, nie orientując się w skomplikowanym systemie.
Reakcja Milana powinna być już w następnym akapicie.
A nie tego trywialnego przedstawienia Śmierci, jeśli już. Peleryna z kosą brzmi zabawnie. Możesz wstawić między nie spójnik i, dzięki czemu będzie lepiej widoczne, co miałaś na myśli.

— Nieważne, ty tu nie po to... A pro po, łykniesz to kiedyś? — Skinął głową, pokazując moją kieszeń z lekkim odkształceniem.


Bez zbędnego bajkopisarstwa przyznałem, że nigdy nie miałem w ustach niczego równie okropnego.
Czuję w tym zdaniu, że po prostu bardzo miałaś ochotę użyć słowa bajkopisarstwo. Tylko że ono nijak się ma do tego, co chciałaś przekazać. Zresztą powinnaś ująć po prostu to, co chłopak powiedział, a nie napisać, że to powiedział. Odbierasz opowiadaniu lekkość takimi stwierdzeniami w pierwszej osobie.

Opanowałem odruch wymiotny, przełknąwszy głośno ślinę i zaczynając głośno kaszleć.
Co się zadziało w tym zdaniu? Chyba nie o to Ci chodziło. Te dwie części składowe, które połączyłaś spójnikiem i, nie są równoważne. Gdyby były, musiałyby mieć jednolitą formę gramatyczną, czyli zaczynając też musiałoby być imiesłowem przysłówkowym uprzednim. Pokitrasiła Ci się forma i pewnie miało być zacząłem.

Było to bardzo dziwne uczucie, kiedy wyciągałeś swoje dłonie przed siebie i nie mogłeś nawet ich zobaczyć.
To już drugi raz, kiedy ni stąd, ni zowąd zmieniasz typ narracji. Wcześniej na trzecioosobową, a teraz drugoosobową. Milan mówi o swoim odczuciu, a nie nagle wchodzi w czytelnika i wskazuje mu, jak się poczuł. Powinno być np.: To było dziwne uczucie, kiedy wyciągnąłem dłonie przed siebie i nie mogłem ich zobaczyć.

Żywiłem nadzieję, że chociaż sam będę widzieć swą osobę.
A ja żywię nadzieję, że ktoś wyjmie narratorowi kijek z tyłka. Może wtedy przestanie być taki sztywny i nudny.

Jednocześnie starając się nie zgubić towarzysza, zatrzymałem się przy jednym stolików, by sięgnąć po pierwszą z brzegu gazetę.
Zgubiłaś ze.

Mimo że do rzeczy możliwych należało rozmawianie, idąc po płytkach i specjalnie ciągnąc trampki, nie wydawałem żadnych odgłosów.
No proszę Cię… Niech on będzie żywy, niech ma własny styl wypowiadania się, niech myśli, a nie będzie jakimś dziwnym narratorem trzecio-pierwszoosobowym…

Tak z całą pewnością stałoby się, gdybym miał do czynienia z żywą istotą. Za drugą opcję brałem zwyczajne przesuwanie przedmiotów.
Co ma jedno do drugiego? W sensie, co ma wspólnego to, co by się stało, gdyby dotknął kogoś żywego z drugą opcją polegającą na przesuwaniu przedmiotów? Jak to z siebie wynika? Nie kumam.

Zaskoczony spostrzegłem, iż w mojej dłoni utworzyła się nowa, lecz identyczna gazeta, a tamta pozostała na swoim miejscu nietknięta.
Przecinek po zaskoczony, który musi oddzielić od siebie dwa imiesłowy. Zresztą nie byłby potrzebny, gdybyś napisała, jak Milan zareagował (uniósł brwi, rozszerzył oczy, cokolwiek) zamiast jego wewnętrznego stwierdzenia, że był zaskoczony. No pomyśl, jak to okropnie brzmi. Czy kiedy coś Cię zszokuje, myślisz jestem zaskoczona?

Zwariuję”.
...dlaczego jedną jedyną prawdziwą myśl bohatera na cały ponad czterostronicowy rozdział zapisałaś kursywą? W końcu jaka to jest narracja? Bo ja już nie wiem, czy pamiętnikarska, czy trzecioosobowa, czy tylko pierwszoosobowa…

Znając moje szczęście, akurat wtedy stałoby się coś istotnego i Vivere nadziałaby mnie na wysoki kij. Potem wbiła w ziemię przed domem i z satysfakcją oraz judaszowym uśmiechem, obserwowałaby, jak wrony wydłubują mi gałki oczne. Fragment po fragmencie, łapczywie łapiąc na spływającą szkarłatną maź.
Zbędny przecinek po uśmiechem.
Bardzo dziwny koniec rozdziału. Nie ma za bardzo nic wspólnego z akcją i właściwie nie wprowadza żadnego napięcia, które chyba było Twoim zamierzeniem. Zwykle nie kończy się takimi nic nie wnoszącymi zdaniami, nie zapowiadającymi wydarzeń, które mogą mieć miejsce następnym razem. Teraz to wygląda tak, jakbyś zapomniała dopisać zakończenie.
Łapczywie łapiąc na spływającą maź? Co tu zaszło?
Nie wiem, co o tym myśleć. Pomijając to, że pełno tu ekspozycji, tłumaczenia świata zamiast pokazywania go i że w zapowiedzi napisałaś, że Lena Mikler trafiła do miejsca z plakietką samobójstwo, a już w pierwszym rozdziale zdradziłaś, co tak naprawdę jej się przytrafiło… Bohater pomyślał dopiero na koniec rozdziału. Dopiero wtedy mogłam zobaczyć, jak on MYŚLI, bo przez resztę tekstu narrator był ni to pierwszoosobowy, ni to pamiętnikarski… Niby brał udział w wydarzeniach, ale komentował je tak, jakby zapisywał swoje przemyślenia w notatniku, używając sformułowań typu pomyślałem zamiast rzeczywistego myślenia. Był też strasznie naiwny oraz zupełnie bez wyrazu (żadnego charakterystycznego stylu wypowiedzi, charakterystycznego spojrzenia na świat, gestów, przemyśleń). Przez cały tekst zero dynamiki, tylko długie zdania i wykładanie o przeszłych wydarzeniach czytelnikowi jak krowie na rowie. Nie było żadnych ciekawych reakcji. Nie poznałam Milana, który zupełnie beznamiętnie do wszystkiego podchodził – tak, jakby go to (już) nie dotyczyło. No i nudziłam się. Prawie żadnej akcji przez cztery i prawie pół strony w Wordzie. Tylko nienaturalne językowo dla młodego człowieka, męczące i jeszcze nieadekwatne do sytuacji przemyślonka, wspominki...
To mnie naprawdę nie zachęciło. Znużyło najwyżej. Mam nadzieję, że po tych dwudziestu czterech rozdziałach, które napisałaś, nabrałaś jednak wprawy w tego typu narracji i że po kilku pierwszych będzie już lepiej. Liczę też, że nadasz charakteru postaciom i że nadejdzie ciekawsza akcja.


Rozdział II
Do utworu poniżej, dlaczego tak mało osób w Polsce zna tak piękne kawałki? Może to strasznie subiektywne i nikomu nie narzucam, co jest godne słuchania a co nie. Po prostu moim zdaniem teksty starych, rockowych ballad mają w sobie ,,to coś''.
W pierwszym zdaniu zamiast przecinka – dwukropek. Zdania połączone spójnikiem i nie są równoważne, w ogóle są dziwne i nijak ze sobą nie współgrają. Nikomu nie narzucam już lepiej by było połączyć z po prostu moim zdaniem i oddzielić je od subiektywne kropką (albo w ogóle jednego się pozbyć, bo się powtarzasz). Zgubiony przecinek przed a co. Błędny cudzysłów.

Mamo, nie martw się, mam trochę pieniędzy, które odkładałem przed weekend
Literówka: przez.


— A myślałem, że już nic nie może mnie zaskoczyć — stwierdził z zadowoleniem Anioł Ciemności, stojąc z pochyloną głową, podczas gdy oglądał swoje kolejne oblicze.
Oglądając brzmiałoby dużo, dużo lepiej. Podczas gdy stosowane jest wtedy, gdy zmieniamy podmiot w zdaniu. Oblicze raczej kojarzy się z twarzą, więc sama przyznaj, że tutaj to brzmi zabawnie. A poza tym… to nie był przypadkiem Anioł Śmierci?

Dlatego też i mnie zdziwiła postać, jaką przybrał anioł, ponieważ właśnie tak go sobie wyobrażała, jakby o wszystkim ją poinformowano.
Cóż znowu z tą inwersją… Mogłabyś spokojnie usunąć właśnie albo zmienić szyk w tej części składowej. Proponuję: ponieważ wyobrażała go sobie właśnie tak, jakby ją o wszystkim poinformowano.

Spoglądałem na kogoś, kto przypominał mi, niestety dobrze znaną, Angeli Vivere.
Gdzie widzisz wtrącenie? Bo ja nie mogę się doszukać. Dwa przecinki zbędne. Przerzuciłabym też mi między dobrze a znaną. Wtedy brzmiałoby tak: kto przypominał niestety dobrze mi znaną Angeli Vivere.

Spoglądałem na kogoś, kto przypominał mi, niestety dobrze znaną, Angeli Vivere. Na bladej cerze odznaczały się ciemne piegi i pieprzyki. Z szatańskim uśmiechem na twarzy wpatrywała się w punkt przed sobą, kręcąc palcem kosmyk długich do pasa brąz włosów.
Ktoś się wpatrywał, rodzaj męski. Nie zmieniłaś podmiotu z kogoś na Angeli Vivere, stwierdziłaś tylko, że ktoś wyglądał jak ona.
Brązowych i przecinek przed tym właśnie epitetem. A uśmiech może być tylko na twarzy. Możesz śmiało usuwać takie oczywistości.

Przez chwilę wydawało mi się, że cały ten opis dotyczył samej Leny, bo nie zmieniłaś podmiotu, gdy zaczęłaś opisywać wygląd. Nie byłam pewna, czy Milan patrzy na Anioła Śmierci czy dziewczynę. Lena (cały akapit tekstu). (Nowy akapit) Spoglądałem na kogoś, kto przypominał mi Angeli Vivere (...).

Pod ścianą stała oparta, przerażona Lena Mikler.
Co to za oparta? Wzięło się znikąd w środku zdania, z niczym się nie wiążąc. Mogłabyś napisać, że o ścianę opierała się przerażona i zdanie będzie krótsze oraz prostsze.

Otarła obiema dłońmi spoconą twarz, po czym zaczęła wykonywać rękami przed sobą takie ruchy, jakby próbowała się uspokoić.
Czyli jakie? Jak Milan wywnioskował, że to ich prawdopodobny cel? Nie spotkałam się nigdy z konkretną gestykulacją podczas prób uspokojenia się.

Znajdowałem się w jednym z tych miejsc, z których powinno się najszybciej uciekać w miarę możliwości, jak podpowiada ci intuicja.
Dlaczego nagle Milan zwraca się do czytelnika bezpośrednio? Nie mieszaj. Ci jest tam całkowicie zbędne.

Przełknęła głośno ślinę, co usłyszałem przez nadzwyczajny słuch, którym dysponowały niektóre magiczne istoty.
Jeśli stał blisko, to po pierwsze: nie musiałby posiadać nadzwyczajnego słuchu. Po drugie: to ekspozycja, zdradzasz fakt dotyczący świata bez konieczności. Mogliśmy dowiedzieć się tego z jakiegoś dialogu albo czegoś.

W głowie dziewczyny znajdowało się tyle nieuporządkowanych z dezorientacji myśli, że z trudem udało mi się cokolwiek wywnioskować. Dziewczyną, której postać przybrał anioł, nie była Angeli Vivere.
Zbędne z dezorientacji. Opisywałaś już jej zachowanie, z którego wynikało, że jest zdezorientowana, nie musisz się powtarzać. To logiczne, dlaczego myśli Leny były nieuporządkowane.

Muszę jednak przyznać, że pomysł na Śmierć przybierającą taką postać, jaką wyobraża sobie delikwent, jest ciekawym pomysłem i za to plus.

— Tylko? A może aż? Sama musisz sobie odpowiedzieć na to pytanie — odpowiedział po dłuższej chwili Anioł Ciemności, przemawiając tym razem nieprzyjemnym głosem, który pasował do przybranej przez niego aparycji.
W poprzednim rozdziale pisałaś, że to Anioł Śmierci, a tu już drugi raz, że Ciemności. Jak w końcu?

Ledwo zauważalnie dziewczyna skinęła głową, trzęsąc się jak galareta.
Czemu czasem stosujesz takie dziwne inwersje? Dziewczyna na początek, przed ledwo.

Chybotała się na prawo i lewo, wydając z siebie odgłosy zmęczenia i wyczerpania.
To wyrazy bliskoznaczne, ale wyczerpanie jest silniejsze od zwykłego zmęczenia, więc zdecyduj się na jedno. Poza tym znów: jakie to są odgłosy zmęczenia albo wyczerpania? Mogłaś też doprecyzować, np. sapała.

— Jak się czujesz? — spytał anioł nieoczekiwanie, nadal nie pozbywając się widniejącego na twarzy szatańskiego uśmiechu.
Przed chwilą pisałaś, że przybrał maskę obojętności.

Następnie oblizał niepokojąco wargi, podczas gdy prawie nie mrugając, wpatrywał się w oczy Leny.
Przecinek przed prawie. Podkreślona część zdania to wtrącenie.

Po raz kolejny pod nosem wyszeptała kilka niewyraźnych słów do siebie. Domyśliłem się, że nadal nie docierało do niej, w jakiej sytuacji się znajduje. Bo nimi skąd miałaby wiedzieć?
Skoro pod nosem, to raczej nie chciała, żeby ktoś inny to usłyszał, nie musisz podkreślać, że mówiła sama do siebie. I niby.

Anioł Śmierci świdrował ją wzrokiem oczekująco, więc kontynuowała po chwili niechętnie, próbując kontrolować dźwięk własnego głosu.
O, patrz, teraz jest Anioł Śmierci. Ale ponownie narrator zachowuje się jak wszystkowiedzący. Czytelnik w tym rodzaju opowiadania historii powinien czuć się jak bohater, a zatem odbierać bodźce jak on, a nie być informowany, że coś czuje. Zatem powinniśmy móc wywnioskować – podobnie jak postać – że próbowała, a nie dostać informację, że tak właśnie było.

— Wszystko mnie boli, zwłaszcza głowa i lewa strona klatki piersiowej. Nie wspomniawszy już nawet o tym, że nie mam bladego pojęcia, gdzie się znajduje, a ty... wydajesz się przerażająco prawdziwa.
Proszę, niech postaci wysławiają się bardziej naturalnie. Lena jest oszołomiona, prawda? Raczej nie powinna się wypowiadać aż tak składnie i spokojnie.

— Skąd pewność, że taka nie jestem? — spytała, a w odpowiedzi otrzymała niepewne wzruszenie ramionami.
Kto spytał, kto wzruszył? Wcześniej nie pisałaś o Śmierci podobnej do Vivere w rodzaju żeńskim, tylko w męskim, czyli uznając jego prawdziwą płeć. Też mnie zastanawia, czy Milan widzi teraz Śmierć tak jak Lena? To by było dziwne, skoro każdy ma własne wyobrażenie i ono mu się pokazuje.

— Skąd pewność, że taka nie jestem? — spytała, a w odpowiedzi otrzymała niepewne wzruszenie ramionami. Zdziwił mnie ten ruch Mikler, gdyż przeczuwałem, że miała w zanadrzu ciekawą tezę. Za bardzo jednakże interesował mnie dalszy przebieg konwersacji, więc nie próbowałem odczytać tej myśli. — Boisz się śmierci, Leno Mikler? — zadała kolejne pytanie przybrana postać.
Kolejna kwestia dialogowa po tak długim przerywniku powinna zostać przeniesiona do następnej linii.

Jednak w dziewczynie było coś innego. Coś, co odróżniało ją od tylu osób, które poznałem podczas tych stu lat egzystowania. Nie żywiłem wobec niej żadnych szczególnych uczuć, jak na przykład współczucie. Nie mogłem jednak być w pełni obojętny w stosunku do dziewczyny, która stanowiła przeciwieństwo znienawidzonej przeze mnie Angeli Vivere.

To przecież ja ją zamordowałem, wprawdzie nie w pełni obarczyło mnie to odpowiedzialnością za jej śmierć, ale zawsze.
Chciałabym, żeby postaci będące narratorami miały więcej takich myśli.

Nie żywiłem wobec niej żadnych szczególnych uczuć, jak na przykład współczucie.
Bez przecinka przed jak.

Odepchnąłem od siebie tę myśl, zdając sobie sprawę, że zaczyna mnie niszczyć. A poprzez niszczenie rozumiałem nawrót ludzkich emocji — wolałem żyć, nie czując, bez empatii.
Czuję się trochę tak, jakbyś pisała w ten sposób, chcąc się pochwalić swoim zróżnicowanym stylem. Pamiętaj, że to nie Ty jesteś narratorem, tylko Twój bohater, który powinien myśleć własnym stylem, mieć własny sposób bycia. I przede wszystkim, powinien żywo komentować.

Ruszyłem w tę samą stronę, z chwili na chwilę coraz bardziej dawało się we znak moje wcześniejsze nastawienie.
Literówka, we znaki.

Wraz z każdym pokonanym metrem stres wychodził na wierzch, pragnąłem teleportować się daleko. Najlepiej w jakieś ustronne odludzie w rustykalnym klimacie, gdzie nikt mnie nie znajdzie.
To było gdybanie, więc gdzie nikt by mnie nie znalazł. A jeszcze przed chwilą stwierdził, że wolał żyć, nie czując...

Obserwowałem otoczenie dookoła, wciągając przez nozdrza nieprzyjemny zapach — odór śmierci. Jakkolwiek identycznie i patetycznie to nie zabrzmiało, do tego porównałbym wrażenia węchowe towarzyszące mi wtedy.
Jakkolwiek brzmi to naciąganie. Skoro był w jakiejś krainie umarłych, to niech nie porównuje swoich wrażeń. Skoro kraina śmierci, to i odór będzie takowej. Wtedy, czyli kiedy? Może to jednak pamiętnik. Milan ma za dużo takich myśli, które nie są rzeczywistymi myślami w czasie akcji, a dopowiedzeniami po niej. Narracja pamiętnikarska przy jakiejkolwiek akcji, przygodzie, tajemnicy się nie sprawdzi. To ona się skupia na emocjach oraz przemyśleniach bohatera, dlatego fabuła musi być przy niej prosta. Jeśli chcesz pisać coś emocjonującego, z akcją, to musisz zrezygnować z elementów pamiętnika.

Aż  tak bardzo się boisz własnych słabości i tego, że kiedyś mogłabyś być zła?
Podwójna spacja.

— Nie do końca, ale też nie żyjesz. Zaraz przejdziesz do świata, do którego trafiają ci zawieszeni między życiem a śmiercią — objaśnił, starając się zabrzmieć zrozumiale, by nie musieć powtarzać tego raz lub ewentualnie pomóc swojej klientce.
Wiem, o co co chodzi, ale zdecydowanie lepiej brzmiałoby ale też nie jesteś żywa albo coś w tym rodzaju.
Zalatuje wszechwiedzą; wydawało mi się, że Milan pierwszy raz spotkał tego Anioła Śmierci, a teraz bez problemu domyśla się, z jakim zamiarem ten się wypowiada w dany sposób. A może po prostu nie chciało mu się wchodzić w szczegóły? Poza tym powtarzać albo mówić drugi raz.

— ,,WYPADEK’’— przeczytała zahipnotyzowana i jeszcze bardziej zdjęta strachem.
Przeczytała wielkimi literami? Niezła jest. Dobrze, że do tych wielkich liter i cudzysłowu nie dodałaś kursywy. Rozumiem Twoje zamierzenie, ale wydaje mi się, że w kwestii dialogowej wielkie litery raczej oznaczają krzyk. Ach, zjadła się też spacja po górnym cudzysłowie.

Przesunęła się dalej jak zahipnotyzowana, z kamienną twarzą, nie wyrażającą żadnych emocji.
Znów powielasz opis. Mniej wodolejstwa, więcej konkretów. Niewyrażającą, imiesłów przymiotnikowy.

Jeżeli ktokolwiek mógłby być bardziej zaskoczony od niej, to ja.
A to mi się podobało. Ostatni fragment, opisujący moment szukania swoich drzwi przez Lenę był przyjemny, chociaż to, co wciąż i wciąż powtarzam – komentarz pamiętnikarski, a nie pierwszoosobowy i trochę za dużo epitetów.

Podoba mi się Twoja wizja tego przejścia między życiem a śmiercią. Sam pomysł z Aniołem Śmierci i jego zależnym od wyobrażeń wyglądem też był bardzo ciekawy. Narracja Milana byłaby naprawdę przyjemna, gdyby chłopak MYŚLAŁ o aktualnej sytuacji, a nie tak, jakby prowadził pamiętnik. Wiem, że zrzędzę i się powtarzam, ale to bardzo mi uprzykrzyło czytanie. Poza tym wodolejstwo, mało konkretów, dużo powielanych opisów i nadmiar epitetów. Ten rozdział przy odrobinie starań i bez tych wszystkich opisów przeszłości, które nie brzmią jakby Milan w tamtej chwili miał czas o nich myśleć, można by skrócić o połowę. Dlatego też trudno mi się o nim wypowiedzieć, bo właściwie fabularnie zadziało się tylko to, że spotkali się z Leną, zobaczyli jej wyobrażenie śmierci i poszli z nią do drzwi. Za wiele to nie wniosło. Nie nudziłam się aż tak bardzo jak podczas czytania poprzedniego rozdziału, ale też nie byłam specjalnie zaintrygowana. Głównie przez to, że mnóstwo miejsca zajmują ekspozycje, a jedna krótka scena ciągnie się przez cały rozdział. Jakby Milan zwalniał czas wokół siebie, żeby mieć szansę wszystko czytelnikowi objaśnić, zanim przejdzie do sedna sprawy.
Zaczynam jednak rozumieć zabieg polegający na natychmiastowym zdradzeniu, co się stało Lenie podczas narracji Milana (choć wciąż uważam, że to był najmniej odpowiedni sposób – ekspozycja). Chyba osiągnęłaś zamierzony efekt: jako czytelnik miałam lekki mindfuck. Tylko błagam. Bardziej naturalnie. Nie opisuj mi sucho przeszłości, bo brzmisz, jakbyś pisała sama dla siebie, nie dla czytelnika. Jakby to był first draft, który ma być podpowiedzią, jak napisać rozdział właściwy.


Rozdział III
Nie chciałam wam mieszać w głowie i chciałam dodać rozdział dopiero po jego wstawieniu (już rozdzialik gotowy, poprawiony i dopieszczony z matczyną czułością czeka dobry tydzień).
To wstęp, wiem, ale pamiętaj też, że piszesz, nie mówisz. Nawet we wstępach zwracaj uwagę na swój język. Powtórzenia, a poza tym już koliduje z czeka przez tę konstrukcję zdania. Gdybyś wrzuciła już po czeka byłoby dużo lepiej.

Och, ten rozdział będzie z perspektywy Leny. No dobrze, może być ciekawie.

Zamknęłam odruchowo oczy, mocno zaciskając powieki, spod których nadal próbowały się wydostać pełne rzesze łez.
Co to są pełne rzesze łez? Wybacz, ale jeszcze się nie spotkałam z takim sformułowaniem. Rzesza to duża liczba ludzi, więc jak może być pełna?
Dla rozluźnienia (podziękujcie Skoi).

Już po chwili przygody z perspektywy Leny mam wrażenie, że Milan ma niezwykle ubogą mimikę i gestykulację. Praktycznie w ogóle nie odnosiłaś się do nich poprzednio.

Poczułam wręcz namacalne ukłucie w sercu, przypominając sobie tatę w stroju chirurga spacerującego podobnym korytarzem.
Co? To znaczy… namacalne ukłucie w sercu? To znaczy, że się zmaterializowało? W postaci, bo ja wiem, igiełki?

Otarłam twarz, mokrą od potu i łez, których ilości zdawały się wzrastać coraz obficiej wraz z każdą chwilą.
Albo ilości zdawały się wzrastać z każdą chwilą, albo łzy płynęły coraz obficiej z każdą chwilą. Nie mieszaj i nie przesadzaj.

Odgarnęłam grzywkę z czoła coraz bardziej trzęsącymi rękami, które zdawały się tak sztywne, jak gdyby powoli zaczynały odmawiać mi posłuszeństwa.
Zjadłaś zaimek zwrotny przy trzęsącymi – się.

Przestałam więc nienaturalnie głośno dyszeć, nie próbując już wziąć w płuca haust powietrza przez bezcelowość tego ruchu.
Haustu. A to, że to było bezcelowe, to już wiemy, już o tym pisałaś.

Zawsze to robię, gdy się denerwuję — zwracam uwagę na mało istotne elementy, próbując oderwać się od istotnych faktów.
Daj nam to zobaczyć, a nie mów nam tego wprost. Lena w tej sytuacji naprawdę pomyślałaby w ten sposób? Byłaby raczej zdezorientowana, wystraszona czy cokolwiek. W końcu nie spodziewała się tego, co zastała. No i nie spodobało jej się to. Opisujesz jej perspektywę. Ona sobie sama tłumaczy, jak działa w takich sytuacjach. To źle.

Bo być może właśnie nią oznaczało to miejsce, nie wszystko wydawało się stracone.
Ją, nie nią.

Twarz w twarz z recepcjonistką.
Twarzą w twarz.

Zastanowiło mnie jej pochodzenie, czy fakt dotyczący znajomości przez nią języka polskiego, którym tylko umiałam się biegle posługiwać.
Ostatnia część zdania jest dziwnie skonstruowana. Którym tylko umiałam się jest naprawdę dziwnym tworem.

Szybko jednak przestałam o tym myśleć, zwracając uwagę na nienaturalny kolor tęczówek recepcjonistki — dosadny fioletowy.
Cały czas kłócisz się ze swoim zamierzeniem narratora pierwszoosobowego. Jeśli Lena przestała zwracać na coś uwagę, niech o tym nie mówi. Nie ma jak, bo już o tym nie myśli. No to jak może stwierdzić, że przestała się czymś interesować? Po prostu przenieś się do nowego akapitu i napisz moją uwagę zwrócił nienaturalny (...) albo coś tego rodzaju. Po prostu porzuć poprzednią myśl.
Nie znam takiego koloru. Wujcio Google też nie. Soczysty, intensywny...

Mogłam to zganić na kolorowe soczewki, acz przez zdenerwowanie ponownie zaczęłam przyglądać się szczegółów.
Szczegółom. Jednak wkładaj więcej uwagi w sprawdzanie rozdziałów, matczyna czułość przegapia trochę pomyłek. Zresztą zdenerwowanie raczej objawia się tym, że nie można się skupić na niczym oprócz obiektu będącego źródłem stresu?

Czy to wydawało się aż tak dziwne, gdyby wziąć pod uwagę, że rozmawiałam z dziewczyną wyglądającą jak ja i będącą usposobieniem wszelkich negatywnych cech?
Usposobienie: klik. Cechy nie mogą być usposobione. Więc będzie uosobieniem.

Recepcjonistka wychyliła się, by przykleić mi po lewej stronie klatki piersiowej na koszulce przylepkę.
Przylepka: klik. Naklejka, nalepka – to już bardziej.

— Co tak panienka ślęczy i ślęczy, jak ten słup soli? Do swojego pokoju zmykać i nie robić zamieszania — odezwała się nieprzyjemnym i podniesionym tonem kobieta, krzyżując ręce o dłoniach z SZEŚCIOMA palcami.
Słup soli, biorąc nawet na logikę, ślęczeć nie może. Mówi się stać jak słup soli lub zamienić się w słup soli.

Za mną stał poddenerwowany mężczyzna z siwą brodą i długimi włosami.
Podenerwowany. Wiem, wiem, dziwne słowo… Co zrobisz. Słowniki nie przewidują denerwowania się przez podwójne d.

Przez okulary połówki jeszcze bardziej przypominał Albusa Dumbledore'a z sagi o ,,Harry'm Potterze''.
Bez cudzysłowu. W tym przypadku nie jest to tytuł, a jedynie określenie nazwiska głównego bohatera. Podobnie zapisuje się: saga o wiedźminie, nie saga o „wiedźminie”. Poza tym błędna odmiana imienia Harry. Głoska y nie jest niema, nie ma też problemu wymówić ją w połączeniu z m. Prawidłowa odmiana: [M.] Harry, [D.] Harry’ego, [C.] Harry’emu, [B.] Harry’ego, [N.] Harrym, [Ms.] Harrym.

W oczy rzuciła mi się świeża blizna na jego szyi, p o w i e s i ł się.
Użyłabym myślnika zamiast przecinka, który postawiłby w tym miejscu dłuższą pauzę myślową i zaznaczyło, że to wniosek Leny.

„Idź gdziekolwiek, przecież trafisz, jasne. Wiedz, że masz udać się do czegoś w rodzaju twojego pokoju, nie mając zielonego pojęcia, gdzie on jest. Ale to oczywiście dziecinnie proste, jak bułka z masłem. Jesteś przecież jakimś cudownie uzdolnionym medium. Banalne zadanie, nawet nie musisz myśleć. Tylko idź, gdzie ci się żywnie podoba”.
Piszesz ciągle w pierwszej osobie, ale niektóre myśli postaci zapisujesz kursywą.

Tekst w sumie trochę o niczym. Posty są krótkie, za dużo w nich ekspozycji, za mało akcji. Przez cały rozdział ciągnie się praktycznie tylko jedna scena, która sama w sobie jest dość krótka, a niepotrzebnie ją rozciągają streszczenia i ekspozycje.
Druga rzecz: Lena myśli praktycznie tak samo jak Milan. Nie mają dwóch różnych sposobów wyrażania myśli, charakterystycznych powiedzonek, ulubionych słów czy po prostu sposobu mówienia. Fajnie byłoby to choć trochę zróżnicować. Tak, żeby oprócz formy męskiej lub żeńskiej i informacji na górze, z czyjej perspektywy toczy się historia, czytelnik mógł też rozpoznać postać po tym, jak myśli i się zachowuje. Pamiętaj, że to nie Twoja narracja, tylko Leny lub Milana i że każde z nich ma raczej konkretny, charakterystyczny dla niego punkt widzenia.
Poza tym czytało się całkiem przyjemnie. Wizja zaświatów jako szpitala też mnie dość zaskoczyła, dzieje się coś trochę niepokojącego.


Rozdział IV
W poprzednim poście pisałam, że rozdział będzie inny, gdyż napisany prawie w całości w formie snu, a raczej koszmaru, jednego z bohaterów.
Zbędny przecinek po koszmaru.

Zwariowałabym, będąc świadkiem walki pomiędzy w tym, co sądzę a tym, w co wolałabym wierzyć.
Jakie w tym? Kupy się to nie trzyma. Wrzuciła Ci się zbędna litera.

Nietrudnym zadaniem okazało się przewidzenie, które z nich niestety w tej bitwie zwycięży, a drugie poniesie sromotną klęskę.
Ale pomieszałaś, nagle zmieniasz konstrukcję zdania. Skoro które, to tego się trzymaj. Które nie oznacza pierwsze, więc drugie nie ma prawa bytu, bo nic nie wymieniasz.

Nałogowo zaciskałam dłonie na materiale stroju, nie chcąc znów poranić sobie skóry do krwi.
No gdzie mi z tym nałogiem, jasny gwint? Nałóg oznacza coś przewlekłego, szkodzącego zdrowiu, nawyk. http://sjp.pwn.pl/sjp/;2486437 To nie był nałóg, bo nie spełniał żadnego z tych wymagań.

Powinno być pozbawione wszelkiego bólu, a ja czułam go tyle jak nigdy wcześniej.
Znów dziwna konstrukcja: tyle jak. Proponuję tyle, co.

Jednocześnie nic i wszystko wydawało się ważne.
Nic wydawało się ważne?

Był może niewiele starszy ode mnie, na takiego chociażby wyglądał. Miał niepoukładane, kruczoczarne włosy oraz jasną cerę z niedorzeczną ilością pieprzyków. Brunet na nos włożył okulary z grubymi szkiełkami, zza których obserwował otoczenie migdałowymi oczami o piwnych tęczówkach.
Zamiast chociażby (dwa znaczenia i żadne nie pasuje: klik 1, klik 2) – w każdym razie.
Oprócz tego nie zmieniłaś we fragmencie podmiotu, więc zbędne jest słowo brunet. Zresztą włożył sugeruje, że to czynność, którą wykonał w danym momencie, więc lepiej zabrzmiałoby, że nosił na nosie okulary lub coś takiego.

Doszłam do zdumiewającego faktu, niesamowicie przypominał mi ojca.
Albo dodaj że po przecinku, albo zamień go na dwukropek. Powinna to też być jej pierwsza myśl. Jeśli ktoś Ci kogoś przypomina, to uczucie pojawia się samoistnie, dopiero potem zaczynasz zauważać, którymi elementami ci ludzie są do siebie podobni.

Gdy dojrzałam sklejone taśmą klejącą okulary, od których jedne ze szkiełek pokrywała pajęczynka, miałam wrażenie, że pęka mi serce.
JEDNO szkiełko! Te okulary, jedne okulary; to szkiełko, jedno szkiełko. KLIK.

Długo jednak ta myśl nie zaprzątała mojej głowy, ponieważ okularnik podbiegł do mnie z promiennym uśmiechem i obejmując czule, przytulił.
Zbędna inwersja na początku zdania. Ta myśl jednak nie zaprzątała mojej głowy długo brzmiałoby dużo lepiej.

Zszokowana obarczyłam go pytającym wzrokiem, dziwiąc się, dlaczego od razu się nie odsunęłam.
Aaaale że jak? Ach, więc ten pytający wzrok to taki… obowiązek okularnika? Kurczaczki! KLIK.

Od dziecka ciążyła na mnie ta niechęć bliskości przez rozbudowaną przestrzeń osobistą. Dusiłam się wręcz, rozmawiając z kimś blisko, więc powoli, ledwo zauważalnie oddalałam się.
Nie mów mi tego w ten sposób. Chcę to odebrać poprzez scenę.

Mimo że nie zachowywał się jak samobójca, prędzej od uścisku spodziewałabym się z jego strony raczej wbicia mi osikowego kołka w moje serce.
Hę? A co ma piernik do wiatraka? Że niby samobójcy to psychopaci, którzy wbijają przypadkowym ludziom osikowe kołki w serca? Tak to trochę zabrzmiało.
Dwa razy podkreśliłaś, czyje jest serce: mi, w moje. Jedno wyrzuć, skoro już Lena stara się posługiwać tak nienagannym językiem.

Jak cholernemu wampirowi z Transylwanii.
To jest zaburzanie harmonii stylistycznej tekstu. Lena raczej się w ten sposób nie wyraża, a cholera pojawiła się jedna na kilka rozdziałów.

Zawahałam się, zastanawiając się, czy muszę się przedstawić, skoro znał moje imię.
Nie pogubiłaś zaimków zwrotnych, fakt, ale trzy w jednym zdaniu to trochę… dużo. Warto by było przekształcić konstrukcję tak, by uniknąć tego potrójnego powtórzenia i przy okazji urozmaicić tekst stylistycznie.

W końcu chłopak mógł być dla mnie kimś ważnym, a od tak stał się nieznajomym człowiekiem.
Ot tak. Naprawdę.

— Zanim udasz się do siebie, pozwól, że zaprowadzę cię do mnie. Zaznajomię cię z sytuacją, wyjaśniając pokrótce ważniejsze rzeczy, oszczędzając tego Ty'owi. A uwierz, co jak co, ale Ty Artificem tłumaczy jak kompletna ameba, która sama tego nie rozumie.
Okej, rozumiem, dwie postaci z nienagannym językiem. Ale WSZYSTKIE? Nikt się tutaj nie wyróżnia sposobem mówienia. Gdybyś dała mi wypowiedzi różnych bohaterów, za nic nie rozróżniłabym, czy mówi to Lena, czy Angeli, czy też Iker lub Milan. Wszyscy mówią tak samo. A mowa to też część postaci, sposób na jej wyrażenie, na jej zaprezentowanie czytelnikowi, uwydatnienie pewnych cech.

Zaczął iść w tamtym kierunku, dopiero po dłuższym upływie czasu orientując się, iż nadal stoję w miejscu. Podrapał się po głowie, szybko domyśliwszy się, o co mi biega.
No nie. Cały czas piszesz taką oficjalną, wzorcową polszczyzną i nagle wrzucasz JEDEN kolokwializm na cały tekst, który nijak… w ogóle… skąd on się tam wziął… Ni w pięć, ni w dziewięć. Albo oficjalnie, albo zmień tekst na bardziej luźną formę (co, jak dla mnie, byłoby na duży plus).
Pilnuj czasu! Zaczął, zorientował się, ale ona STAŁA i o coś jej BIEGAŁO. Jedność czasu jest bardzo ważna.

Ani drgnęłam pełna podejrzeń, choć Arcana wyglądał najmniej groźnie, jak mogłam sobie wyobrazić. Uśmiechająca się przesadnie dziewczynka z włosami zawiązanymi w dwa kucyki i obwiązanymi kokardą wzbudziłaby we mnie większy postrach.
Przed chwilą przecież myślała, że wygląda na takiego, co wbija przypadkowym ludziom osikowe kołki w serca.

— A czy uwierzysz w moje dobre zamiary, gdy powiem ci, że jestem Aniołem Stróżem twojej siostry Luizy?
Przecinek przed Luizy.

Chociażby któregoś z potencjalnych pacjentów, mimo że na pomoc takiego kogoś teoretycznie nie miałam, co liczyć.
A ten przed co jest zupełnie zbędny.

Nagle Iker z powrotem uniósł powieki. Zamarłam w bezruchu, będąc świadkiem rozpostarcia anielskich, śnieżnobiałych skrzydeł. Zrobiłyby z pewnością imponujące wrażenie, nawet na najostrzejszym z krytyków.
To już powinien być nowy akapit.
Imponujące wrażenie? I w ogóle co to za zawód, krytyk anielskich skrzydeł?

Bardzo mnie denerwuje, kiedy zapisujesz w narracji pierwszoosobowej myśli postaci kursywą. Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo nie lubię, kiedy się przyznajesz, że twoje postaci przez większość czasu po prostu udają, że myślą. I tu się zgodzę z Leną: za dużo tego wszystkiego…!

Kilka samotnych dusz spacerowało z korytarzem, przyglądając się zdarzeniu z chłodnym dystansem.
Hęęę? Chodziły sobie z korytarzem, no nieźle. Upersonifikowałaś korytarz.  Z kolei dystans jest z zasady chłodny. http://sjp.pwn.pl/sjp/dystans%3B2555811.html – punkt 4.

— Nie rozumiem - zaprzeczyłam słabo, zrozpaczona z powodu braku chociażby najdrobniejszego ratunku.
Wklepał Ci się dywiz.

Wolałabym sto razy, żeby krzyczał i wił się w agonii, niż spoglądał na mnie z taką pustką w zaczerwienionych oczach. Pragnęłam jego wrzasków, które sprawiłyby, że zatykałabym uszy.
To brzmi tak, jakby Lena była po prostu sadystką. Niech ona myśli, proszę. Za mało jest jej emocji w tych fragmentach. Niech pokaże, że jego spokój ją naprawdę poraził.

Sama miałam ochotę wydać z siebie głośny odgłos, który w normalnych warunkach zdarłby mi gardło.
To nie jest sprawozdanie ani rozprawka, tylko opowiadanie. Tu praktycznie nie ma emocji, jest sucho. Postać wypowiada się nienaturalnie, a Ty wydłużasz tekst, czasem na siłę starając się udowodnić, jak bogate masz słownictwo i styl. Ale zapominasz, że to nie Ty jesteś narratorem, tylko Lena. Lena, szesnastolatka, roztrzęsiona, jeszcze nie rozumiejąca, co się dzieje, która powinna naprawdę czuć, wyrażać się emocjonalnie i dynamicznie, bo człowiek w trudnych sytuacjach naprawdę nie myśli tylko pełnymi zdaniami i piękną polszczyzną. Jest różnica między poprawnością a sztucznością.

Podczas gdy dwójka ludzi przeżywała najgorsze chwile w swoim życiu, dziesiątki ludzi mijały ich bez słowa.
Mocno zajechało narracją trzecioosobową. Znowu. Kojarzy mi się to z narracją Lisy See, która jednak takie zabiegi stosuje z zamysłem, gdyż jej postaci opowiadają historię w stylu pamiętnikarskim.

No dobra, to teraz fragment z narracją Milana.

Potrząsnąłem mocno głową, chciwszy skupiać się na myślach Vivere, a nie na fizycznych odczuciach Queerini.
Chciwszy od kogo? Od Angeli? Miałaś na myśli chcąc.

I ewentualnie Puera Timore'a, czyli jej najnowszego kochanka, z którym nie dzieli praktycznie nic prócz łoża.
Czas! DzieliŁA.

„Po co kazałaś go zabić? Mógł się przydać, na pewno by po niego przyszli” — wyraziłem swoje zdanie i pogardę wobec kolejnych nieprzemyślanych działań Queerini, które odkąd zaczęła być moją panią, przestały mnie radować.
Przecinek przed odkąd.

„Wiesz, jak to działa” — przypomniałem natychmiast Angeli, nieustannie myśląc o tym, obserwując scenę pomiędzy zawieszoną w tym miejscu dwójką. — „Jest równie sprytna, co ty. Musi być. I tak samo uparcie dąży do celu”. 

Poczułem kolejne muśnięcie na szyi, a przez moje ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze. Zamknąłem oczy, chcąc przerwać kontakt, acz mimo to zdołałem usłyszeć wyszeptane:
„Ale nie po trupach”.

To mi się podobało. Najlepszy fragment w całym rozdziale. Był do rzeczy, dynamiczny, toczył się w DANEJ CHWILI, nie uciekając gdzieś w przeszłość z wyjaśnieniami, relacje Milan-Angeli są interesujące, sama sprawa telepatii, która najwyraźniej przesyła też fizyczne doznania jest naprawdę ciekawa. I odpowiedź Vivere też przypadła mi do gustu, słowem, najmocniejsza część całego rozdziału. Oby tak dalej.
Tekst bardzo niedopracowany, przynajmniej narracja Leny. Postaci znów mało myślą, najwyżej będę monotonna. Było sporo błędów. Pomysły generalnie mi się podobają, ale sposób mówienia i myślenia postaci jest… nudny. Nie obrazuje nam ich. Pisałam o tym już wyżej i wspomnę też w podsumowaniu.
Tak jak mówiłam, końcówka zdecydowanie najlepsza. Reszta taka sobie, nudnawa trochę, mało emocji i myśli aktualnych, dużo jakichś pamiętnikarskich wspominek. Jak na razie jest trochę słabo.


Rozdział V
Jeśli ktoś ma pomysł, jak inaczej mogłabym odznaczać sny i myśli, niż pochyłą czcionką, (...).
Znowu przyznajesz, że Twoje postaci na ogół nie myślą. Zbędny przecinek przed niż.

Obudziłem się z kolejnego koszmaru, ledwo stłumiwszy czający się w gardle głośny wrzask.
Chwilunia, najpierw się przecież obudził. Stłumiwszy to imiesłów przysłówkowy uprzedni, zatem, jak sama nazwa wskazuje, czynność, którą określa, odbyła się przed czynnością w zdaniu nadrzędnym, tutaj – obudzeniem. Trochę nie ma sensu, nie uważasz? Co najwyżej mógł budząc się, zdusić krzyk.
Krzyk dopiero czaił się w jego gardle, zatem nie mógł być głośny. W ogóle to nawet bardziej niż oczywista oczywistość: http://sjp.pwn.pl/szukaj/wrzask.html.

Mogłem tylko radować się, że to wszystko okazało się jedynie kolejnym wytworem mojej wybujałej wyobraźni, która nieustannie podrzuca coraz to bardziej makabryczne obrazy, bym jeszcze bardziej się złamał.
PodrzucaŁA, trzymaj czas. Załamał, bo sam siebie to on raczej nie dałby rady złamać. Unikaj też ciągłego wrzucania moje itd. Skoro to perspektywa danej postaci, nie musisz tego robić zbyt często.

To miejsce robiło coś enigmatycznego z człowiekiem.
Będę się powtarzać. Brak naturalności w sposobie mówienia postaci.

Towarzyszyło mi nie opuszczające wrażenie, iż role się odwróciły i teraz mieszali w mojej głowie.
Ja bym jakoś zamieniła to nieopuszczające (tak, pisze się łącznie). Śmiesznie ono wygląda przy towarzyszyło. Lepiej brzmiałoby np. bezustannie towarzyszyło mi lub towarzyszyło mi nieodparte wrażenie.

Z całą pewnością nie zakwalifikowałbym tego do pozytywnych wrażeń, wręcz przeciwnie.
Doprawdy… Opisuje dokładnie, jakie to paskudne uczucie i jeszcze doprawia takim zdaniem...

Niby często je naginałem, ale zawsze to było Zamknąłem oczy, a właściwie zacisnąłem je tak mocno, że zabolało i ujrzałem kilka migających plam.
Coś się zadziało. Głodny Literkowy Potwór zaatakował.


Szpitalny korytarz okalały potęgujące klaustrofobiczne wrażenie, wysokie ściany, które pomalowano jasną farbą.
Znowu…? Co te ściany mają z tą klaustrofobiczną potęgą… Zastanawiam się też, jak pomieszczenie bez ścian mogłoby być pomieszczeniem, a tym bardziej klaustrofobicznym.

Tłumy ludzi, którym niewiele z nich tak naprawdę zostało, snuły się po nim niczym zjawy.
Hę? Co tu zaszło? Aaaa! Że niewiele im zostało z ludzi. Matko. Dosyć pokręcone to zdanie, musiałam się chwilę zastanowić. Nich i nim tak blisko siebie nie wyglądają zbyt dobrze.

Porozwieszane co kilka metrów u sufitu lampy sączyły białe światło, które sprawiało, że nie panowały egipskie ciemności.
No dobra, to przede wszystkim porozwieszane pod sufitem. Zamień to sobie na powieszone u sufitu i brzmi, jakbyś personifikowała sufit. A to światło i egipskie ciemności… Wow. Odkrycie.

Po obłożonej szarymi kafelkami, z wyrytymi spiralami walały się niedoczytane przez przechodniów gazety, pojedyncze artykuły czy ulotki.
Znowu atak Literkowego Potwora? Nie wiem, po czym obłożonym szarymi kafelkami.

Większa część lekkich krzeseł leżała odwrócona do góry nogami przez śpieszące się dusze.
Spieszące się dusze odwracałyby te krzesła, skoro nikt się nimi nie przejmował? Czy o co chodzi? I daruj sobie określanie każdego przedmiotu przymiotnikiem i każdej czynności przysłówkiem. Za dużo. Krzesła są tak mało istotnym elementem, że nie powinnaś poświęcać im więcej niż jednego określenia, a tu jest nim to, jak były ułożone.


Idąca korytarzem w niebotycznie wysokich szpilkach, długonoga kobieta była wysoka i szczupła.
Zbędny przecinek. Idąca to nie cecha, więc nie wymieniasz i nie ma potrzeby oddzielania tego od długonoga.

Do tego dodał Bóg długie tlenione loki, intensywne oczy o niebieskich tęczówkach, promienny uśmiech oraz mały nos.
Brzmi, jakby Bóg teraz kreował jakiegoś awatara i w tamtym momencie dodał jej te przymioty. Ponadto, jak tlenione loki, to nie mogą być dziełem natury, a zatem nie Bóg jej je sprawił. Brak przecinka między tymi dwoma epitetami.
Nieco irytuje mnie, że tak bardzo skupiasz się na wyglądzie postaci. To ewidentnie cecha początkującego pisarza. O tym się jeszcze nagadam w podsumowaniu.

Ustała ona przed recepcją, (...).
Raczej chodziło o stała.

W okolicy, o dziwo, nie było żadnego pracownika, lecz blondynka z cierpliwością czekała. Nadal nie przestawała się szeroko uśmiechać, jakby nawet taka czynność wprawiała ją w enigmatyczną euforię.
Jakby nawet jaka czynność? Brzmi jakby uśmiechanie się powodowało euforię, czyli trochę pętla. I jak już wspominałam, daruj sobie takie szczegółowe opisywanie dosłownie wszystkiego. To męczące.

Wysłała zdezorientowanej recepcjonistce jedynie deprymujące, współczujące spojrzenie.
Deprymujące czy współczujące? To się poniekąd wyklucza. Chyba znowu pomyliły Ci się znaczenia. http://sjp.pl/deprymuj%C4%85cy

— Szukam, kochanieńka, mojego syna — poinformowała entuzjastycznie, napawając się radością nie do okiełznania.
Napawając się własną radością, która była nie do okiełznania? Jejku, wiem, obiecałam nie być złośliwa, ale naprawdę przystopuj z usilnym pokazywaniem swojej elokwencji, bo przesadzasz.

— Imię i nazwisko — wydukała jakby na pamięć, z trudem powstrzymując się od ziewnięcia.
Znowu mylisz znaczenia. http://sjp.pl/wyduka%C4%87 Więc ani wydukała, ani na pamięć (na pamięć to można się co najwyżej wystukać, wykuć, wyuczyć).

Nie podoba mi się, co robisz podczas tej sceny. Cały czas kobietę przedstawiasz z dużego dystansu, jako narrator trzecioosobowy nie będący personalnym, opisujesz wyłącznie zewnętrzne zachowania (snujesz domysły: robiła coś, jakby to miało jakiś efekt dla jej wnętrza, ale nie pokazujesz tego bezpośrednio) i jest to zabieg, który ma cel. Więc dlaczego ni stąd, ni zowąd potrafisz wjechać w jej przeszłość lub w jej umysł, np. pisząc zastanawiała się, czy pochwalenie fryzury pracownicy, która składała się ze spiętych u boku głowy ognistorudych włosów, miało jakikolwiek sens czy takie uczucia ogarniały ją przez większość życia, ale podwoiły swą siłę w tejże chwili? Mieszasz stylistycznie i koniec końców nie wiadomo, co to za trzecioosobowy twór narracyjny, który niby obserwuje postać z boku, neutralnie, ale momentami jednak, najczęściej zupełnie przypadkowo, eksponuje jej wnętrze.

Nadstawiła jakby wyraźniej uszy, będąc zainteresowana dalszym przebiegiem początkowo banalnej konwersacji.
Co to znaczy, że się wyraźniej nadstawia uszy?

— Jeszcze mi może pani powie, że nie jest pani w odwiedzinach z sąsiedniego przydziału i nie wie, jak tu wszystko prosperuje? — zadała z pozoru retoryczne pytanie, lecz pani Montero kiwnęła głową, siląc się na przepraszający uśmieszek. — To jakiś żart...? — zdołała tylko wykrztusić z siebie, nie mogąc się zdecydować, czy jest bardziej zniesmaczona czy nadal zaintrygowana.
Nie jestem przekonana, czy pytanie może być tylko pozornie retoryczne. I czy po takich wyrażeniach można jakkolwiek wywnioskować zaciekawienie. Ja bym stawiała na niedowierzanie, irytację, zmieszanie.
Kolejny błąd narracyjny. Wypowiedź należy do recepcjonistki i czytelnik wnioskuje to z poprzedniego akapitu, więc kiedy czyta zadała wie, o kogo chodzi. Ale potem dopisałaś reakcję pani Montero i zamiast przenieść kolejną wypowiedź do nowej linijki, zostawiłaś ją tuż po wspomnieniu o matce Milana i nagle znów napisałaś zdołała, ale ostatnio mówiłaś o innej postaci. Należało więc kolejną kwestię, nawet jeśli należała do tej samej recepcjonistki, co pierwsza, przenieść do następnego akapitu i zaznaczyć, o kogo chodzi. Można się pogubić, kto co mówi.

Wtem mina blond piękności diametralnie uległa zmianie.
Spokojnie. Zrozumieliśmy, że jest blond i że jest piękna. Nie musisz tego powtarzać przy każdej okazji, masz multum innych określeń. Blond i piękność już mi się kilka razy przewinęły w tym krótkim fragmencie.

Z pogodnej twarzy zniknął szeroki uśmiech, który zastąpiło szydercze ułożenie ust.
Ułożenie to tak, jakby je kładła w jakimś miejscu albo dłońmi układała w konkretny wyraz. Wygięcie ust już by było lepsze.

Blondynka mając wprawę, nie musiała nawet zamykać oczu.
Przyjrzyj się i zobacz, co zgubiłaś. Podpowiem: znak interpunkcyjny.

Montero wyśmiała archaniołów za zatrudnianie takich ameb na tak ważne stanowiska.
I znów. Z dystansu, z dystansu, z dystansu, nagle wnikasz w umysł postaci, znów z dystansu…

Szybko przeczytała część myśli pracownicy, poprzeglądała kilka wspomnień. Potem mogła już przejść do części, którą najbardziej lubiła.
Wszystko szło idealnie po jej myśli, niecałą nawet minutę później zahipnotyzowana recepcjonistka zaczęła ją prowadzić. Montero nie zastanawiała się, skąd ta mogła wiedzieć o dokładnym położeniu jej syna, skoro ten był tu w tajemnicy. Stał się niewidzialny, prawie nikt nie miał prawa wiedzieć o jego istnieniu, a jednak. Ta rzekomo niepozorna pracownica skrywała mroczny sekret pod ładnym opakowaniem.
Fragment od czapy. Zaczynasz pisać coś, że Montero przeszła do części, którą najbardziej lubiła i nagle urywasz myśl, przechodząc do tego, że wszystko działo się według jej planu. Momentami odnoszę wrażenie, że Twoje opowiadanie – oprócz jakiejś ogólnej idei – to zbiór przypadkowych pomysłów i zdań, jakbyś coś chciała w nim zawrzeć, ale nie była do końca pewna co. Rozumiem, że to również może być zabieg, ale u Ciebie takich rzeczy jest sporo i wprowadzają po prostu zamęt i poczucie przypadkowości. Powinnaś pamiętać, żeby pisać o tych rzeczach, które są ważne i które przysłużą się opowiadaniu, a nie o takich pierdołach. Ponadto fragment o niepozornej pracownicy nijak się ma do całego opowiadania. Podałaś to tak, jakby stanowiło bardzo istotną informację, ale ta nigdzie nie ma zastosowania.

Wtem wysunęła długie szpony, które zyskała dzięki zamordowaniu pewnego młodego Queera.
No i na co mi ta wiadomość? Zupełnie zbędna i nic nie wnosząca, siejąca wręcz zamęt, bo odciąga uwagę od głównych wydarzeń.

Początkowo tylko delikatnie zadrapała skórę zdjętej strachem recepcjonistki, delektując się tym, że wyczuwała przyśpieszający puls. Recepcjonistka zaczęła przeraźliwie wrzeszczeć o pomoc, lecz nikt nie zareagował, mimo naprawdę głośnych krzyków.
Zaczęła wrzeszczeć, ale nie spróbowała uciec? Montero jej nie trzymała przecież, stała tylko obok. Do krzyków to samo, co do wrzasku wcześniej – z definicji są głośne.

Dało jej to możliwość przebicia szyi Queerini niemal na wylot, więc tak zrobiła. Recepcjonistka przez chwilę próbowała się szarpać, ale brak jakiegokolwiek przydatnego daru skutecznie jej to udaremnił.
Patrz. Znów wydłużasz na siłę. Odbierasz akcji dynamikę tak perfidnie, że czytając to opowiadanie, bardzo się nudzę. Co trochę akcji, to znów dziwne, przypadkowe zdanka o pierdołach z przeszłości czy cechach postaci, które nie odgrywają żadnej roli i o których nic wiedzieć nie musimy. Męczy mnie to. Samo pierwsze zdanie brzmi bardzo sztucznie.

Montero wyciągnęła rękę, by, jak gdyby nigdy nic, wytrzeć ją o strój towarzyszki przez lepiącą się ciemnoczerwoną maź.
Przez? Nie rozumiem, co miałaś na myśli. No i zjadłaś przecinek. Lepiąca się i ciemnoczerwona to cechy, wymieniasz.
Marudzę, ale trudno mi się to czyta… Jest niby jakaś akcja, ale ja ją czuję w zwolnionym tempie…

Pracownica zaczęła się krztusić własną krwią, która zaczęła wypływać z jej ust w szalonym tempie.

Nie miała już nawet siły wołać o pomoc, gdy spojrzała w dół na płynące strumienie krwi. Na nic pomogło magiczne pochodzenie i wzmocniona odporność. Po chwili rudowłosa opadła bezwładnie na ziemię, twarzą w plamie słodkiej, szkarłatnej cieczy.
A jak się wiąże to, czy miała siłę krzyczeć, z tym, że spojrzała na swoją krew? Taki widok raczej nie odbiera siły, a powoduje wzrost poziomu adrenaliny. Mogłaby omdleć lub wpaść w jeszcze większą panikę.
Krew nie ma słodkiego smaku, tylko metaliczny. Określanie krwi jako szkarłatnej cieczy jest bardzo oklepane i nie świadczy za dobrze o Twoim warsztacie.

Mogłem na razie tylko obserwować szesnastolatkę, wchodzić w jej życie z butami bardziej, niżeli bym pragnął. Zgłębiać się w jej myśli i uczucia, a potem wariować i przeklinać Angeli Vivere. Wszystko dopiero się zaczęło, a ja już, chociaż tylko przez ułamek sekundy, zwątpiłem, czy skrzydła są tego wszystkiego warte.
Nie do końca rozumiem ten fragment. Po pierwsze, jest oddzielony od reszty podwójnym enterem, dlaczego? Przecież dotyczy tej samej sceny. Nie podoba mi się ten opis: zgłębiać myśli, a potem wariować. Zastanawiam się, dlaczego Milan zakłada, że od przeglądania umysłu Leny będzie wariował? Bo z tego, co zauważyłam, dziewczyna jest pod tym względem całkiem zwyczajna. Nie widzę powodu, by wariować. A jeśli dla niego taki był – narrator powinien to jaśniej nakreślić.
Rozdział mnie zmęczył. Możliwe, że po prostu Twój styl nie jest dla mnie, ale dość ciężko się to czytało. A problemy te, co zwykle – nie ma się nad czym rozpisywać. Pomysły masz ciekawe, ale forma trudna do zgryzienia, przynajmniej dla mnie.


Rozdział VI
Rzucanie słów na wiatr i gołosłowność nigdy mnie nie cechowały oraz nie chciałam nieudolnie kłamać.
Bohaterka opisuje się w myślach w bardzo toporny sposób, nikt w rzeczywistości by tego tak nie zrobił. Chodzi o formę. Zbyt oficjalny język. Wciąż brakuje lekkości w prowadzeniu historii.

Gdybym weszła w tej chwili do pomieszczenia, zapewne uznałabym go w pierwszej chwili za trupa. Którym jako tako jest.
Kogoś, kto jest po prostu mocno skulony, uznałaby za trupa? Poza tym znowu nie trzymasz czasu.

Nie wyczuwałam fałszu czy aktorstwa, lecz wcale mnie to nie przekonywało. Morderców w większości stanowili utalentowani gracze.
Po prostu kłamstwa. Nie udziwniaj na siłę i nie powielaj słów bliskoznacznych. Nie jestem też pewna, czy gracze to najlepsze określenie, którego mogłaś użyć.

— Nie wiem dokładnie, jak działają całe te więzy krwi — zaczęłam bez ładu i składu, czując w gardle nieprzyjemną gulę.
Nie no, jak dla mnie to to zdanie było całkiem składne i całkiem ładne. Bez ładu i składu byłoby, gdyby powiedziała kilka zdań, każde odnoszące się do czego innego. To było jedno zdanie, poprawne gramatycznie i zawierające jedną informację. Co w tym takiego chaotycznego?

Widocznie też tak miał, krzyżował z wszystkimi spojrzenia.
A to nie normalne zachowanie, że się czasem spojrzy komuś w oczy? Ja raczej nie znam osób, które w ogóle nie patrzą w oczy. Lena to jeszcze nie wszyscy.

Wolałam cierpieć w milczeniu i samotności, samemu sobie z wszystkim radząc.
http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/ze-i-z;12186.html. Znów główna bohaterka to sobie ot tak stwierdza w trakcie akcji. Czasem czuję, jakby te postaci próbowały wykrzyczeć, jakie to one nie są, zamiast czytelnikowi to pokazać swoim zachowaniem.
Samej sobie.

Piękne wiązanki wypływały jedynie z pomocą długopisu czy klawiatury. Jednak w sytuacji, w której na własne nieszczęście się znalazłam, nie uszykowano wolnego miejsca na indywidualizm. Na działania oparte na własnym światopoglądzie czy nonkonformizm.
Och? Jakoś jak na razie nie było żadnego przykładu, który potwierdziłby Twoją tezę, czyli wniosek wziął się trochę znikąd.
Z pomocą można przyjść. Tutaj będzie za pomocą, gdyż odnosisz się do przedmiotu.


— Nie rozumiem, co się stało. Dlaczego rzekomo popełniłam samobójstwo. Czemu dziewczyna wyglądała tak jak ja, a recepcjonistka miała fioletowe oczy i po sześć palców u dłoni. Widok twoich skrzydeł wprowadził mnie w osłupienie i wspomnienie o telepatii z Ty'em — wyjąkałam prosto z serca, nie brzmiąc sztucznie, ale o dziwo prawdziwie.
Skoro prosto z serca, trudno by było, by brzmiała sztucznie, zatem wszystko po serca jest do wywalenia. Byłoby się czym dziwić, gdyby tak właśnie było. Poza tym składnia w ostatnim zdaniu kwestii Leny jest dziwna. Widok wprowadził w osłupienie i wspomnienie? Nie wiem, o co chodziło. Brakuje też pytajników na końcach pytań.

— Na owsiankę proboszcza!
…? To regionalne przekleństwo czy coś? Brzmi tak absurdalnie, że nawet nie do końca śmiesznie.

Nikt nie przyłączył się, jak oczekiwał.
Nikt, to znaczy Lena, która jest narratorem, i Iker. Wygląda jak komentarz trzeciosobowy. Osoby w pokoju były dwie, a poprzez nikt Lena nie może mieć na myśli siebie, jeśli nie mówi o sobie w trzeciej osobie. Nikt oznacza, że osób było kilka, a tak to chodziło tylko o samego narratora i jego jednego towarzysza, więc musisz to zdanie jakoś zmienić.

Dobrze, że nie ma tu moich rodziców, bo znowu marudziliby, że urodzili jakiegoś Anglika, a nie Polaka, który non stop używa zapożyczeń z angielskiego.
Och. Dobrze wiedzieć, że postaci są Polakami, mimo że prawie żadna się po polsku nie nazywa.

A przez to, że tu nie można używać magii, zakurzyłem swoje nieskazitelnie czyste wdzianko.
Czy ten chłopak właśnie sam sobie ubliżył? Tak to przynajmniej brzmi. Wdzianko wygląda ironicznie.

— Czyli jedynym poważniejszym problemem, jaki ma miejsce, jest twoje brudne ubranie? — zadałam retoryczne pytanie z sarkazmem, próbując nie taksować wzrokiem Arcany. Anioł ledwo utrzymywał się na nogach, z trudem opanowując chęć opadnięcia, jak bez życia, na podłogę. — I o jakiej ty wojnie mówisz...?
Problem nie może mieć miejsca. Bez przecinka przed jak. Plus dlaczego narrator pierwszoosobowy z góry wie i opisuje emocje innych postaci? Ten opis zresztą był zbędny, bo czytelnik sam by się domyślił, że jak się ledwo utrzymywał na nogach, to musiał się powstrzymywać od opadnięcia na podłogę.

Większą uwagę przywiązywał do swoich sznurówek, niż rozmówców.
To mnie rozbawiło. Uderzyłaś w mój humor. Przywiązywał do sznurówek, heh! Ale postawiłaś błędny przecinek.

— Wszystko po kolei... Nawet się jeszcze nie przedstawiłem i nie wyjaśniłem celu przybycia, a ty pędzisz jak Pendolino. Żądając wyjaśnień, niczym zazdrosna żona, gdy jej mąż wraca w środku nocy pijany ze śladem szminki na kołnierzu od koszuli.
Kolejna postać, która mówi nienaturalnie. Aż mi się trudno to czytało. Błędny przecinek przed niczym.

Z żalem odłożył przedmiot na miejsce, po czym podszedł do mnie, zręcznie ominąwszy roztrzaskaną lampę na gumolicie.
Jaki przedmiot? Nic nie wspominałaś, a jeśli, to na tyle wcześniej, że czytelnik zapomniał, co to za przedmiot i należałoby go nazwać po imieniu.

— Ty Artificem. Obecnie czterdziestodwuletni Anioł Stróż... Wiem, że wyglądam młodo, ale my tak mamy. Jak nie chcemy, możemy przestać się starzeć oraz pozostać wiecznie pięknym i młodym — oświadczył z dumą, unosząc zalotnie brwi i mrugając jak panienka, której coś wpadło do oka. — By nie utracić skrzydeł i nie upaść, jestem zobowiązany strzec cię i chronić, byś niczego nie straciła... Od cnoty do głowy.
Jak chcemy pewnie miałaś na myśli. Jak coś wpada do oka, to raczej człowiek się krzywi i łzawi, żeby się tego pozbyć. Panienki mrugają zalotnie. Chyba że miało być sarkastycznie, ale Lena mi na taką osobę nie wygląda.

odezwałam się z niepewnością, próbując nie wyżywać się na nastolatku, gdyż nie znosiłam, gdy inni tak robili.
Iiii znowu. Lena pisze swoją biografię albo charakterystykę, czy bierze udział w akcji i myśli na bieżąco? Musisz to zapamiętać.

Czekając na odpowiedź, skrzyżowałam wzrok z brunetem, który nienaturalnie często mrugał oczami.
A czym innym miał mrugać, nozdrzami?

poprosił wyniośle, składając dłonie jak do modlitwy i skowycząc niczym pragnący kolejnego kawałka mięsa, głodny pies.
Nie no, czasami to naprawdę wymiatasz z tymi porównaniami… Ja to jednak nie sądzę, żeby prosząc o mniej pytań on skowyczał jak głodny pies. Skowyt zresztą: http://sjp.pl/skowyt.

Znów nie mam o czym pisać. Wciąż trochę męczy mnie narracja, ale poza tym masz fajne pomysły. Akcja rozwija się dość wolno, postaci też.

Rozdział VII

Urządził przyjęcie, ze sługami oddanymi
Tenebris szukając pracy, udał się na niego
Och? Od kiedy przyjęcie to on?

W świecie nieakceptowani i porzuceni, ongi
Skąd Ci się nagle wzięło to ongi? Oprócz inwersji wykorzystanej po to, by znaleźć rymy, nie ma tu za bardzo niczego archaicznego.

Ogarnięci uczuciami i nienawiścią do świata, sporządzili przysięgę
Nienawiść to też uczucie. Znów stawiasz ogół i konkret obok siebie. Sprecyzuj uczucia, bo aktualnie to brzmi jakbyś napisała Francuzi i Pierre. Przecież Pierre to też Francuz, podobnie z nienawiścią, też jest uczuciem.

Pochodzący z obu krain według traktatu niesprawiedliwego
Gdy żył dobry po Lux, po Tenebris najgorszego
A kiedy zły po Tenebris, po drugiej o wiele lepszego
Wiem, że trudno Ci było znaleźć odpowiednie rymy, ale ta część brzmi dość kiepsko i jest oderwana od reszty tekstu. To zlepione chaotycznie skróty myślowe, które nie prezentują się zbyt ładnie i nie wiążą się ze względu na złą konstrukcję.

Widzisz, Twoje pomysły są naprawdę ciekawe. Ta ballada jest niezła (chociaż nie jest sylabiczna, a ballada powinna być śpiewna i równomierna) i powiem, że wyszło Ci całkiem dobrze z rymami, oprócz tej ostatniej zwrotki, która nieco poleciała. Ale jest naprawdę okej. Wprowadza klimat, bawi i opowiada historię w bardziej interesujący sposób niż monolog lub, nie daj Boże, długaśna ekspozycja. Duży plus, naprawdę.

Żadne słowo nie posiadało takiej mocy, bym mogła za jego pomocą oddać to, co czuję.
Czas.

Nagminnie kręciłam głową, zamykając oczy i usiłując cokolwiek z ballady wywnioskować.
http://sjp.pwn.pl/sjp/nagminny;2486091.html. Tego wyrazu używa się raczej, by określić zachowanie, które weszło komuś w krew i powtarza się regularnie przez dłuższy czas, a nie tylko w konkretnej chwili jest czynnością ciągle powtarzaną.

Prześledź rozdział dokładnie pod względem jedności czasu, bo to tu trochę podupadło. Wspomóż się betą i powinno być w porządku.

Jednak mój umysł nie był w stanie od tak zaakceptować podejrzanych absurdów.
Powinno być ot tak. Tak samo jak ot co, dostał ot, kilka groszy, ot, taka tam bajka itd. Ot: http://sjp.pl/ot. A absurdy z reguły są podejrzane i trudne do zaakceptowania.

„Co mogło być bardziej istotne?” Po raz kolejny odgarnęłam z czoła długą grzywkę, postanawiając, że jak tylko znajdę coś odpowiedniego, to ją zepnę. Wciągnęłam odruchowo powietrze nosem, po czym wypuściłam je ustami.
No i patrz! Piszesz mi jedną myśl kursywą, a następną już puszczasz jako integralną część narracji! Nieładnie.

— Ja... Nie wiem, od czego mogłabym zacząć — powiedziałam wreszcie po długim upływie czasu, który dłużył się, jak nieskończoność.
Po upływie długiego czasu co najwyżej. I błędny przecinek. Ten przed jak.

— Pozwól, że ci pomogę — odparł z lubieżnym uśmiechem na twarzy Artificem, próbując zachowywać się szarmancko.
Dlaczego lubieżnym? To nie ma nic wspólnego z szarmanckością. http://sjp.pl/lubie%C5%BCny

Ty Artificem to jak do tej pory postać, która wydaje mi się najsympatyczniejsza. Mówi nawet ciut inaczej, choć wciąż stylem charakterystycznym dla każdej wszystkich w Twojej historii. Liczę, że się nie rozczaruję jego kreacją. Jest interesujący.
A, wspominałam już, że nie będę wytykać błędów interpunkcyjnych i braku jedności czasu? Masz tego całkiem sporo, sporo też już tego wytknęłam, teraz Ty musisz popracować z tekstem. Jeszcze się przypomnę.

Nic porozumienia między młodzieńcami wydawała się niemal namacalna, chociaż odnosiłam wrażenie, że między ich poglądami istniały znaczące różnice.
Nić.

Stróż wysłał mi spojrzenie z serii: ,,Moja krew.'', które szybko zamieniło się w ,,Dzieci tak szybko dorastają... Młode pisklęta wylatują z gniazda, zanim zdziadziały ojczulek zdąży się obejrzeć.''
Pomijam cudzysłów (!!!) i to, że kropkę stawia się po nim, a nie przed.
Zapowiadało się fajnie, ale za bardzo przeciągnęłaś z tymi ojczulkiem i gniazdem i straciło to swój urok. Dzieci tak szybko dorastają absolutnie by wystarczyło.

Cień zakłopotania mimochodem przeszedł po jego twarzy, acz szybko zanikł, zostawiając poprzedni, radosny jej wyraz.
Bez jej. Jest niepotrzebne.

Wziął głęboki wdech, przepraszająco wzruszając ramionami.
Ten gest zdecydowanie nie ma takiego wydźwięku. Może być lekceważący, wskazujący niewiedzę bądź niemoc, ale nie przepraszający. Gdyby zasygnalizowałoby bezradność w połączeniu z pełnym żalu wyrazem twarzy – wtedy tak.

Kolejny raz Twoje pomysły bardzo plusują. Opowiadanie naprawdę ma zadatki na bycie bardzo dobrym, trzeba tylko udoskonalić formę przekazu. I będzie miodzio.

Skoro jednak była to okazja na to, by znów żyć, zobaczyć ich wszystkich.
Zdanie wygląda jak niedokończone, zabrakło wniosku, skutku, który zapowiedziałaś słowem skoro. Możesz na końcu postawić wielokropek, jeśli to było gdybanie.

Wielki kamień spadł mi z serca, raczej monstrualnych rozmiarów, ciężki głaz.
Przedobrzasz. Za dużo epitetów. Przekoloryzowane.

— To twoja ostatnia normalna noc, bez sennych koszmarów, bez parasomnii*.
Zaznaczyłaś, że podasz wyjaśnienie niżej, ale tego nie zrobiłaś. Ponadto senne koszmary zaliczane są do parasomnii. Znów stawiasz, jak wcześniej, Francuzów i Pierrego.
Zdecydowanie lubię Ty’a! Jak na razie jest najciekawszy.

Nawet nie próbował ich zakrywać rękoma czy hamować ich przypływów. Pozwalał, by swobodnie wypływały, przynosząc częściową ulgę.
Te dwa słowa mają taki sam temat, więc sprawiają wrażenie powtórzenia.

Okej, pewnie już Ci się znudziło to moje marudzenie o narracji, więc pamiętaj, że jak na razie to Twój największy grzech i ciągle to robisz, więc pod tym względem musisz popracować z tekstem.
I znów masz podwójny enter pomiędzy ostatnim i przedostatnim akapitem.
W rozdziale nie wydarzyło się za dużo, ale fajnie było się czegoś dowiedzieć o tle fabularnym. No i też Ty Artificem to zdecydowanie jedna z najlepszych postaci. Wprowadza świeżość, której brakuje reszcie. Iker też jest niezły i mam nadzieję, że jego czas, by zabłysnąć, jeszcze nadejdzie. Liczę też, że koniec końców postaci główne rozwiną się ciekawiej. Mają potencjał, naprawdę.


Rozdział VIII
Coś się dzieje. To interesujące, chociaż fragment o trupach był dość krótki. Potem nagle przechodzisz do podróży po wspomnieniach. To trochę dziwne, ale mam nadzieję, że się rozjaśni.
Jak na razie w rozdziale te same błędy, co zazwyczaj.

Jeśli było coś dziwniejszego od oglądania własnych wspomnień, to właśnie obserwowanie, jak ktoś inny to robi — przemknęło mi przez myśl, podczas gdy doszedłem do celu.
Po pierwsze: doszedłem to czynność dokonana, więc w jej czasie nie może się coś wydarzyć.
Po drugie: zapis myśli postaci będącej narratorem kursywą.

Mikler kucającą z wrażenia przy łóżku, jakby miała ochotę wciąć któregoś z członka rodziny za rękę.
Co ma kucanie wspólnego z chęcią wzięcia (!) kogoś z rodziny za rękę? Nie łączy się to.

Ślady przeszłości wciąż powracały, z głębokimi boleściami dawały o sobie znać.
Ślady nie mogą wracać. Pozbyłabym się też z, które wydaje się zbędne.

Mała zmiana planów — obwieściła na wstępie, potęgując wyrażenie infantylnym wybuchem szyderczego rechotu. Mógłbym całe dnie przewracać oczami, gdyby to nie bolało. — Powiedzmy, że będziesz miał dobowy impas. Pasuje?
Impas oznacza sytuację bez wyjścia, więc nie wiem, co miałaś na myśli w tym kontekście.

Nic nie składało się w całość, luki zamiast się wypełniać, stale się na dodatek powiększały.
Na dodatek jest zbędne, bo oznacza, że coś się dzieje oprócz danego zjawiska, a nie zamiast niego.

Rozmowy Milana z Angeli mnie bawią. Widzę poprawę od ostatniego razu, kiedy miałam przyjemność o nich czytać. Przede wszystkim Milan zaczyna nabierać charakterku, a już zdążyłam posądzić go o bycie nudnym.

— Tak, to nie ma szans się nie udać. Genialny plan, naprawdę. Chylę czoło z uznaniem, istny majstersztyk. Masz zapewnioną... wojenną nagrodę Nobla. A tak serio... To jakiś żart, prawda? Czarny humor ci dopisuje, a to pierwsze wspomnienie należy do mało istotnych, więc możesz mi przerwać? To nie zabawa, kiedy zdasz sobie z tego sprawę? A nawet gdyby to wszystko nią było, ja zbieram swoje zabawki, manatki i idę do domu.
Majaczysz bez sensu — mruknęła posępnie, a następnie niestety powróciło jej histeryczne zafascynowanie.
http://sjp.pwn.pl/sjp/majaczyc%3B2480606.html – żaden z kontekstów nie pasuje.

Dla Vivere to nie była wojna złożona z bitw, lecz gra z rund.
Bitew.

Było naprawdę fajnie. W przeciwieństwie do wcześniejszych rozdziałów czytało się całkiem sympatycznie i szybko. Coś się w końcu zadziało, a i postać, która wydawała mi się z początku bez charakteru, zaczęła go nabierać. Opowiadanie idzie w coraz lepszym kierunku.


Rozdział IX
W poprzednim rozdziale napisałaś, że Milan będzie teraz próbował zdobyć zaufanie Leny i adekwatny cytat na początku rozdziału naprawdę mi się podoba. Taka myśl przewodnia, która naprawdę fajnie zapowiada.

Nic się nie wyjaśniło, jedynie rany nostalgia posypała solą.
Niepotrzebna inwersja.

Nie miałam siły na protesty, szumiało mi w uszach. Arcana również ledwie trzymał się na nogach, patrząc na świat przymrużonymi oczami, które wydały mi się nienaturalnie zaczerwienione i podkrążone.
Czy Lena nie pozbyła się tych ludzkich przymiotów? Nie musi spać, więc chyba nie może czuć takiego fizycznego zmęczenia?

To wojna. Nie ma czasu na smutek i żałobę —przemknęło mi przez myśl, prawda nie napawała optymizmem.
Zjadłaś spację po pauzie. Proponuję też zastąpić przecinek innym znakiem, który postawi dłuższą pauzę.

— Co się stało? — Pierwszy otrząsnął się martwy Anioł Stróż.
Martwy Anioł Stróż? Troszkę nie rozumiem koncepcji martwej istoty nieśmiertelnej (a przynajmniej teoretycznie). To ciekawe, liczę, że później dowiem się czegoś więcej.

Czułam się w nich naturalniej i normalniej, musząc nosić ten ekscentryczny jak na sytuację niebieski strój lekarski.
Ekscentryczny tutaj brzmi bardzo źle. Ekscentryczność to cecha charakteru, a nie ogólny stan czegoś na daną chwilę. Ponadto, strój lekarski (czyli kitel) dla kogoś, kto nie ma nic wspólnego z medycyną, zawsze powinien być nietypowy, a nie tylko w zależności od sytuacji, zatem cały opis zbędny. A jeśli chcesz go zachować, to po sytuację musisz wstawić przecinek.

Nie dawała mi spokoju draczna świadomość, że dowolnie może przeglądać moje przemyślenia jak atlas geograficzny.
Fajne porównanie, trafne.

Luiza tuliła mnie mocno, płacząc rzewnie ze szczęścia oraz nagminnie i żarliwie powtarzając pod nosem: ,,Lena''.
Znów używasz nagminnie w złym kontekście.

Wciąż oniemiała, ukryłam twarz w długich, blond lokach. Ubrana w błękitną, kwiecistą sukienkę pięciolatka nie miała zamiaru mnie puścić. Zaszklone, błękitne oczy przeszywające mnie na skroś i łamiące mi serce, patrzyły prosto w moje. Luiza miała szeroko otwarte, spierzchłe usta, bladą cerę pokrywały liczne zadrapania.
Za dużo epitetów. Nie przedobrzaj. Tyle niepotrzebnych wyrazów tutaj napisałaś, że aż się sama pogmatwałaś. Lena schowała twarz we włosach Luizy, zatem nie mogłyby patrzeć sobie w oczy. Poza tym Lena była zszokowana obecnością siostry i przyjaciółki, a jednak znalazła moment, żeby zauważyć, jak były ubrane… Nie to powinno teraz zaprzątać jej myśli.

Z niewyraźną miną stała przez moment, podpierając się jedną ręką ściany.
Jakby mistrz Yoda to pisał! Patrz, niewyraźna mina powinna być po stała przez moment.

— Różnie reagują podczas pierwszej teleportacji — wytłumaczył krótko chłopak z posępną miną, krzycząc po chwili.
Nie rozumiem, kiedy krzyknął.

— To nie jest dla mnie zabawa, ale tragedia. I nie, nie użalam się nad sobą, ale trudno myśleć optymistycznie w takiej sytuacji, nie sądzisz? — zakończyłam wypowiedź jasnym w przekazie, retorycznym pytaniem.
Czytelnik by się tego domyślił, narrator nie musiał mu wtykać, że to było pytanie retoryczne.

Mało u Ciebie emocji. Niby one są, ale brak im takiej barwy, która zarażałaby czytelnika. Trzeba trochę popracować nad tą stroną. Styl, którym piszesz, mało angażuje odbiorcę, nie każe mu za bardzo się wczuwać w postaci. To słaby punkt. Historia mogłaby mnie naprawdę wciągnąć, gdyby wywierała na mnie większy nacisk i zmuszała do własnych przemyśleń oraz do większej empatii. Oszczędzasz opisom uczuć, za to rozwlekasz się tam, gdzie tekst powinien być dynamiczny i dający się czytać szybko. Musisz to zmienić.

Uczyniłam to bez większych protestów, ciągnąc za sobą spokojną jak nigdy Luizę.
Jeszcze przed chwilą Luiza zalewała się łzami. Dosłownie kilka zdań wcześniej. Nagle się tak uspokoiła?

— Spokojnie, mała. Nie jestem taki zły, jak się wydaje. „Błoto stwarza cza­sem po­zory głębi”. I na odwrót — nie pozostał dłużny, wykorzystując do swego celu słowa polskiego poety Stanisława Leca.
Zrobiłaś to już wcześniej, ale nie przywiązałam do tego wagi. Tutaj natomiast rzuca się to w oczy aż za mocno, więc mówię: nie pisz w opowiadaniu formułek z wypracowań. Jeśli używasz cytatu, oznacz go odnośnikiem, ale nie chwal się w narracji, kim był autor. Nie ma to żadnego znaczenia dla akcji i fabuły. Jeszcze zwyczajne słowa Stanisława Leca, przełknęłabym, ale to o polskim poecie jest kompletnie niepotrzebne. Szczególnie, że nijak się to ma do fabuły.

Do środka tubalnym krokiem weszła wysoka, umięśniona jak na młodą kobietę, szatynka.
Tubalny może być głos, ale nie krok.

Naszpikowana gniewem krzyczała coś za siebie po hiszpańsku, a że mój hiszpański był chiński, nie zrozumiałam ani jednego słowa.
Hiszpański to chiński? Nie pisz takimi skrótami myślowymi.

— Nie radzę. — Uspokajając dygoczącą wciąż Luizę, bezgłośnie nazwałam anioła ,,tchórzem''. — Nie wiesz, o czym mówisz, złotko. Tul małą i siedź spokojnie, nawet nie musisz się odzywać.
Dopisałaś akcję Leny do wypowiedzi Ty’a, wprowadzając zamęt w kwestiach dialogowych. O, a Luiza jednak znowu płacze; to jak w końcu?

Ostentacyjnie zdjęła przylegającą do ciała, czarną kurtkę, po czym rzuciła ją do przodu.
Bez przecinka pomiędzy epitetami, które są równorzędne.

Przez liczne nieporozumienia i różnice w poglądach nasza relacja stała się jeszcze bardziej surrealistyczna i kuriozalna.
Nie podoba mi się. Lena jest w trudnej sytuacji i myśli w ten sposób, bez problemu wynajdując piękne słówka i pełne zdania, które często niekoniecznie mają związek z sytuacją w sposób bezpośredni. Mało tego, znów się powtarzasz: http://sjp.pwn.pl/szukaj/surrealistyczny.html,

Iker wyraźnie podzielał moje obawy , natomiast Ty zachowywał się beztrosko i infantylnie jak zawsze.
Zbędna spacja przed przecinkiem.
Ponownie serwujesz nam suchy opis, że ktoś był taki, a ktoś taki, zamiast pozwolić nam to zobaczyć tak, jak bohaterka i samym wysnuć wnioski. Pokaż ich zachowania. Pokaż żywe osoby, a nie wymachuj papierowymi figurkami z napisami podziela obawy i zachowuje się beztrosko.


Rozdział X
„Oddychaj, oddychaj. Oddychaj” — powtarzałam nagminnie w myślach, siedząc na łóżku z zamkniętymi oczyma i schyloną głową.
Ponownie złe użycie słowa nagminnie.

Nieustannie szumiało mi w uszach, starałam się to ignorować, lecz bezskutecznie.
Pierwszy przecinek zamieniłabym średnikiem lub jakimś spójnikiem, żeby wskazać zależność.

Nie mogłam precyzyjnie przywołać momentu, gdy korzystając z zamieszania, wymknęłam się i wróciłam do pokoju.
Powinien być przecinek przed korzystając, które rozpoczyna wtrącenie.

Ikera biorącego na ręce Luizę, która dzięki temu nareszcie się uśmiecha, czując do niego to samo, co ja do Ty'a.
Niekonsekwencja czasu.

Wrzeszczącą na wszystkich Montero, której wydaje się, że jest panią wszystkiego i wszystkich.
Niekonsekwencja czasu.

Przyjemna dla moich uszu cisza stanowiła miłą odskocznię od całego tego zgiełku.
Przyjemna oznacza miła. Jedno określenie by wystarczyło. W ten sposób utworzyłaś pleonazm.

Był nieustannie rozjuszony i podekscytowany, w porę zdążyłam się ugryźć w język, zanim w niezbyt kurtuazyjny sposób to skomentowałam.
Skoro http://sjp.pl/rozjuszony, to z tego wynikałoby, że Ty był wiecznie wściekły, ale nie mogliśmy tego w żaden sposób zobaczyć w opowiadaniu. No i trochę przesadzasz, Lena powinna wyrażać się bardziej potocznie. Chyba że taki jej styl, ale tak mówią wszystkie postaci.

— I jeszcze za dużo hałasu, krzyków, gwaru, pisków, pytań, tłumaczeń... — dorzuciłam swoje trzy grosze, przerywając w porę, choć mogłam wymieniać tak praktycznie bez końca.
Trzy grosze brzmi ironicznie, cynicznie. Mówiąc w ten sposób o sobie samej, zlekceważyła swoje słowa.

— Mamy zagubioną mnie, przestraszoną Luizę, zdezorientowaną i nieco zdenerwowaną Maję, Ikera w żałobie, wściekłą Montero oraz zgaszoną Celico Lindsey — wymieniałam po kolei towarzyszy, podporządkowując im stan, który jako pierwszy wpadł mi do głowy.
Komentarz narratora jest tu zbędny. Czytelnik jest w stanie się zorientować, że Lena wymienia swoich towarzyszy i opisuje ich stan. Nie musisz tego powtarzać bardziej dosadnie. Samo wymieniłam wystarczyłoby.

Nie wiedziałam, jak ubrać w słowa to, co ciąży mi na sercu.
Czas.

Nerwowo przełykałem kolejne porcje niegrzeszącej smakowitością potrawy, której składników byłem na szczęście rozkosznie nieświadom.
Cały czas odnoszę wrażenie, że Twoi bohaterowie urwali się z choinki, bo nikt normalny tak nie mówi ani nie myśli na co dzień.

Vivere kierowały ostre pobudki, co dodatkowo zaostrzało jej, niezwykle już rygorystyczną, władzę.
Pobudki… nie wiem, czy mogą być ostre. Tak samo jak powody nie mogą być ostre. Plus błędne przecinki przed niezwykle i po rygorystyczną.

Nadal najintensywniej spokoju nie dawał mi jednak przedział, najbardziej nieprawdopodobny ze wszystkich.
Nie pasuje tutaj wyraz intensywnie.

Podoba mi się, że wyjaśniasz wcześniejszą sytuację z perspektywy postaci, która wszystko obserwowała i próbowała zrozumieć, jako jej przemyślenia i próby rozgryzienia, co się tak naprawdę dzieje. Podoba mi się też to, że Milan naprawdę jest dla Angeli marionetką, że sam niewiele wie i że w gruncie rzeczy ma ciekawe podejście do sytuacji. Nie należy ani do dobrych, ani do złych. Mam nadzieję, że taka kreacja dobrze Ci wyjdzie.

— Gdzie ty byłeś? — warknęła głośno na mnie, otwierając tak szeroko usta, że miałem wrażenie, iż zaraz mnie opluje.
Nie da się warczeć z otwartymi ustami. A tym bardziej pluć. Tak to ślina może najwyżej kapać z ust.

Arcana permanentnie odwracał zaciekawioną pięciolatkę, która chciała popatrzeć.
Permanentnie oznacza trwale. Skoro robił to co chwila (sugerujesz to, używając formy czasownika czynności nieukończonej), nie robił tego trwale.

Sprawa z niejaką Mają Hozierewicz również wydawała mi się podejrzana. Nastolatka uciekła z domu, więc Artificem zabrał ją tu z małą, dla jej rzekomego bezpieczeństwa, podczas toczącej się wojny? Próbowałem wybadać przeszłość dziewczyny, odnaleźć powód, który popchnął ją do opuszczenia domu. Jedak i w jej wspomnieniach ktoś majstrował. I z całą pewnością nie byłem to ja. Doszło jeszcze tajemnicze zniknięcie Miklerów, w skutek czego ich młodsza córka została sama. Rzekome nawrócenie siostry, a Mika filantropką nigdy z pewnością nie była.
Ostatnie zdanie jest oderwane. Jakby zabrakło jakiegoś łącznika między nim a resztą. Jednak.

Na miejscu szybko zjawiła się Mikler, która ku mojemu zdziwieniu wszczęła rozdzielanie nas.
To wszczęła nie pasuje, zwykle jest używane do jakichś rozpraw czy śledztw.

Zdecydowanie za mało dynamiki tekstu.

W skutek pomyłki to ona dostała z pięści z całej siły w twarz, a nie ja.
To powinien być nowy akapit.

Poczułem sterylny zapach szpitala sączący się niesamowicie z jej kuriozalnej szaty.
Zapach? Sączący się? I to w dodatku niesamowicie? Dziwne połączenie.

— Wie ktoś, co robi tu mój kochany braciszek? — zapytała jadowitym tonem Montero, rozglądając się dookoła, by spiorunować wzrokiem zgromadzonych.
No dobra, Anielicę przełknęłam, ale żeby brat własną siostrę po nazwisku nazywał?

Jeden bardziej skupiony od drugiego.
Były tam osoby obydwu płci, dlatego jedno od drugiego.

Hozierewicz oddaliła się z jeszcze większą niechęcią, wytykając w jego stronę język, co uznał za oznakę flirtu, więc puścił blondynce oczko.
Naprawdę polubiłam Ty’a. Ubolewam nad tym, że pod względem stylizacji opowiadanie leży, bo z tym elementem byłoby naprawdę świetne.


Rozdział XI
Siostra co pewien czas wysyłała mi tak wrogie spojrzenie, że nie mogłem się nie uśmiechnąć sztucznie.
Niepotrzebna inwersja na końcu.

— Po długiej i męczącej dyskusji, znaleźliśmy jedynie najbardziej kiczowatego rozwiązanie... w pewnym sensie... sytuacji.
Zła odmiana, kiczowate rozwiązanie.

Ręce obu Aniołów Stróżów — żywego i półmartwego — wystrzeliły w górę.
Wcześniej pisałaś, że martwego.

Natomiast Mika stała nieruchomo z szyderczym uśmieszkiem balansujących na krawędzi ust.
Usta balansowały na krawędzi? Nie rozumiem tego zabiegu, nie wiem kompletnie, o co chodziło.

Montero wysłała usatysfakcjonowanemu młodzieńcowi spojrzenie pokroju: ,,Ty wygrałeś bitwę, ale ja wygram wojnę''.
To naprawdę nie brzmi jak perspektywa 16-latka (lub na ilekolwiek Milan wygląda i się zachowuje), który nazywa innego młodego chłopaka młodzieńcem. I niepoprawny cudzysłów.

Za nią podążyła Queerini, ledwo nadążając. Odnosiłem wrażenie, że zaraz się przewróci na tych chuderlawych kończynach dolnych.
Po prostu nogach. Teraz to brzmi ironicznie bez zamierzenia. Nie kombinuj, bo często zamiast słowa wypisujesz jego definicję, nabijając mnóstwo słów-balastów, które odbierają lekkość narracji.

Przydałby się, i to niejednokrotnie.
Zamiast przecinka powinna być kropka, która też postawiłaby pauzę i to nawet bardziej efektywną.

— Nie czuj się jak heroicznie zwyciężony czy wielce sprytny. Nie jestem naiwnym idiotą, będę cię miał na oku bardziej niż pozostałych. — Na jego twarz wstąpił szeroki, lecz sztuczny uśmiech. — I jeśli kogoś skrzywdzisz, zwłaszcza Lenę, będziesz czołgać się do drugiej połowy swojego ciała.
To mi się podoba. Ty wychodzi Ci naprawdę dobrze. Miałabyś naprawdę dobrą kreację postaci, gdyby nie brak stylizacji i naturalności języka. W tej wypowiedzi zabrakło mi jakiegoś większego pazura, który zdecydowanie pasuje do Anioła. Nie wiem, czemu Milan miałby się czuć heroicznie zwyciężony czy wielce sprytny, nie pisałaś, by się jakoś strasznie wykłócał i narzucał, żeby go przyjęli, więc te określenia są dość oderwane od sytuacji.
Z drugiej strony podoba mi się ten zabieg, który stosujesz: zapowiadasz coś we wczesnej fazie opowiadania, by potem zrobić zwrot akcji lub zaniepokoić czytelnika takimi jak tu wypowiedziami. W końcu wiemy, że Milan do skrzywdzenia, i to Leny właśnie, ma dążyć, a tu dajesz nam smaczki.

Rzucają mi się w oczy różne wartości akapitów w każdym rozdziale. Czasami nawet w obrębie jednego rozdziału się zmieniają. Musisz nad tym zapanować, to źle wygląda.

Zauważyłam, że różnica między pierwszymi rozdziałami, a tymi teraz, bardziej w środku, jest ogromna. Jest lepiej stylistycznie i narracyjnie. Wciąż nie do końca najlepiej, jak być mogło, ale poprawa jest zauważalna w całokształcie, zarówno w formie, jak i w treści. Lepiej wychodzą postaci, lepiej wychodzi akcja.

Potęgujące klaustrofobiczne wrażenie, pomalowane białą farbą ściany z całą pewnością mnie nie wspomagały.
Wybacz, ale to naprawdę mój faworyt w tym opowiadaniu. Regularnie go powtarzasz i zawsze wywołuje we mnie te same emocje.

Skierowałam się ku przyciskom, by wcisnąć ,,PARTER’’ po dojściu do faktu, że właśnie tam najlepiej się udać.
Mogła dojść do wniosku, bo fakt jest czymś pewnym, potwierdzonym. Lena nie  miała prawa wiedzieć, że na pewno najlepiej będzie udać się na parter.

Trochę to pomogło, ale niewiele, moja wyobraźnia wirowała jak szalona.
To jej narracja, jej perspektywa. Pokaż nam trochę tego, co dzieje się w głowie, zamiast spłycać do ogólnych opisów. Pokaż, jak wirowała jej wyobraźnia (o ile wyobraźnia może wirować), pokaż jej myśli, jej konkretne odczucia, pozwól czytelnikowi zrozumieć i poczuć to, co czuła Lena, poprzez opisy. Nie tylko suchymi stwierdzeniami.

Nie psuj ich nieskazitelnego wizerunku nieustraszonego Ty’a Artificema.
Ich? Czyli czyj jest wizerunek Ty’a? Ich wyobrażenia; mojego wizerunku; tak mógłby powiedzieć Ty’a.

Wolałam nie wiedzieć, jak zareagowałabym, gdybym wiedziała, co stanie się kilka minut później.
Nie jestem zwolenniczką takich rozwiązań, bo jakkolwiek to nie pasuje do rodzaju narracji, jaki chciałabyś prowadzić, chociaż wiem, jaki cel Ci przyświecał. Niestety wciąż obstaję za tym, że Twoja narracja trochę bardziej przypomina mi pamiętnikarską.

Starałam się myśleć klinicznie i nie dawać upustu emocjom, lecz moje moje wewnętrzne ,,ja'' wrzeszczało z przerażenia.
Jak wyżej.

PS Komuś jeszcze wariują akapity przy wyjustowanym tekście?
Ooo. No dobra, więc to wina Blogspotu lub przeglądarki. Okej.


Rozdział XII
Zwróć uwagę (również w poprzednich rozdziałach, choć zapomniałam o tym wspomnieć wcześniej), że wariuje Ci czcionka i część tekstu jest Timesem, a część Arialem.
Znów bardzo podoba mi się adekwatny i krótki cytat.

W niczym nie pomagało nagminne powtarzanie, że to nie jest prawdziwe, że dzieje się jedynie w mojej głowie.
Znów ten sam błąd z nagminnie.

Spojrzałam w dół, poziom przebarwionej na czerwono wody sięgał mi już prawie do pasa.
Zamiast przecinka postawiłabym tu myślnik.

Zaczyna się ciekawie, ale zdecydowanie bardziej wolałabym poczytać te chaotyczne myśli Leny, poczuć, w jak rozpaczliwiej sytuacji się znajdowała. Tu jest zbyt spokojna narracja. Powinna być bardziej chaotyczna, zgodnie z tym, co czuła bohaterka.

Och? Nie napisałaś, skąd się wzięła krew. Zdaje mi się, że to Lena krwawiła, ale dlaczego? Czy co? Nie do końca rozumiem.

Marzył mi się długotrwały impas, acz wiedziałam, że nie mogę sobie pozwolić nawet na chwilę niewinnego odpoczynku.
Znów błędne użycie słowa impas.

„Ty, powiedz, proszę, że to nie to, o czym myślę” – zaczęłam błagać młodzieńca z cichą, ledwo wyczuwalną nadzieją w głosie. – „Błagam. To za wiele…”
Znów nastolatka, tym razem już naprawdę nastolatka, nazywa chłopca w teoretycznie swoim wieku młodzieńcem.

Co zakopanie mnie w trumnie kilkanaście metrów pod grząską ziemią, miało do tego, czy zasługuję na to, by powrócić na ziemię, do żywych? Co miałam tym udowodnić? Jak miała skończyć się ta część zadania? Uduszeniem się w wielkich męczarniach, gdy w końcu zabraknie tlenu? Gryzieniem własnych paznokci i jedzeniem włosów z głodu, gdyż odnotowano już takie przypadki? Piciem własnej krwi z nadgarstków, by uspokoić wprawiające w szaleństwo, nieustanne pragnienie?
I oby tak dalej. W końcu trochę tego, co dzieje się w głowie Leny, zamiast stwierdzenia myślałam o tym, co zakopanie mnie w trumnie (...) i przewidywałam różne okropne scenariusze swojej śmierci. Mimo wszystko: więcej emocji. Lena jest przerażona. Niech sobie trochę zaklnie, popłacze, pojęczy w myślach. Niech myśli o tym, co się dzieje. Niech to nie będą jedynie ładne, składne i bez powtórzeń zdania złożone z ledwością wyrażające jakiekolwiek emocje. Urywki też by urozmaiciły. Skupiasz się w ogóle na zdaniach złożonych, brakuje pojedynczych, prostych, które dynamizowałyby tekst. (Czy ja się powtarzam? Wybacz, skleroza.)
Z drugiej strony to gdyż odnotowano już takie przypadki brzmiało tak, jakbyś chciała udowodnić, że mówisz prawdę. To była Twoja osobista notka wpleciona w opowiadanie, a nie myśl narratorki.

Moja dusza umierała wśród tubalnych ciosów, przenikliwych wrzasków i nieludzkich wariacji.
Ciosy nie mogą być tubalne.

– Zapałki… Boże, Ty, prędzej się podpalę, niż którąś z nich zapalę z powodzeniem! – oświadczyłam spanikowana, znając swą niezdarność i wyobrażając sobie palącą się niezwykle szybko, drewnianą trumnę.
Wcześniej nie używałaś myślnika na początku, by oznaczyć wiadomości wymieniane przez Lenę i Ty’a telepatycznie.

Ciało było w średnim stadium rozkładu, nie potrafiłam dokładnie ocenić.
Kiepsko, że Lena nic nie czuła. Leżała obok trupa, rzucała się po tej trumnie i obmacywała ją, szukając jakiegoś wyjścia, i nie zauważyła trupa? Ani go nie poczuła? W końcu rozkładające się zwłoki mają mało przyjemny odorek.
Okej, doczytałam, zwracam honor.
W każdym razie… Martwi mnie, że nastolatka właśnie leży w trumnie (co już i tak jest powodem paniki, której nie czuć przez brak zabiegów stylistycznych), a po zobaczeniu trupa ze spokojem stwierdza och, średnie stadium rozkładu. Powinna mieć bardziej żywą reakcję. Być obrzydzoną, przestraszoną, spanikowaną.

Spoglądało na mnie jedno martwe oko o przeszywająco pustych tęczówkach.
Jedno oko, kilka tęczówek?
Jak tęczówki mogą być puste? Pewnie chodziło o wzrok. Martwe oczy raczej nie mogą spoglądać.

Płomień ledwo się utrzymywał, niestabilnie kołysząc się na cienkim zapalniku.
Mimo wszystko płomień przesuwa się po zapałce. Lena, trzymając ją przez dłuższy czas, poparzyłaby się przecież, a nie zmieniała zapałki.

– Odsuń mnie – przeczytałam na głos, wyobrażając sobie wbrew woli, jak denat to mówi.
Pisałaś, że Lena domyślała się, że trupem była kobieta, zachowaj więc formę żeńską.

Na znak aprobaty wydał z siebie krótkie, ale treściwe: ,,yhym’’.
Kto? Nie wspominałaś w tym akapicie o Ty’u, więc wyglądałoby na to, że odpowiedział jej trup.

Złapałam ostrożnie ciało za ramiona, topiąc dłonie w zasklepionych ranach, które zbyt prędko się otworzyły. Poczułam płynną krew na palcach, ale to zignorowałam i tylko trochę odsunęłam ciało.
Nie jestem przekonana, czy ciało będące już w średnim stadium rozkładu wciąż może w ten sposób krwawić. Koniec końców krew w nim już nie płynie, jest skrzepła i zgniła.

Jego głowa praktycznie leżała na moich kolanach, gdyż nie miałam dużo miejsca.
To jak Lena i trup leżeli? Nie potrafię sobie tego wyobrazić, skoro najpierw umarła leżała obok niej, a gdy została odsunięta, jej głowa znalazła się na kolanach Leny.

Wow! To było ostre! Końcówka, choć samo wyobrażenie wywołało we mnie dreszcze obrzydzenia, bardzo mi się podobała. Jeśli poprawisz narrację, będzie świetnie. Gdyby było trochę więcej tego, co działo się w jej głowie, trochę więcej opisów, a nie suchych stwierdzeń, naprawdę bym się wczuła i opowiadanie zaangażowałoby mnie znacznie mocniej.


Rozdział XIII
Organizatorzy – może umyślnie, może nie – rozdrapali moją ranę, a potem posypali obficie solą, wcale jej nie żałując.
Skoro obficie, to logiczne, że nie żałowali. Nie powtarzaj się, tworzysz sporo pleonazmów.

Co oczywiste, przeżywałam wszystko najbardziej i podchodziłam do sprawy bardziej emocjonalnie od towarzyszy.
Nie chcę takich zdań. To jest tak oczywiste, że nawet użycie wyrażenia co oczywiste Cię nie ratuje, a nawet wkopuje jeszcze bardziej. Znów zalatuje wszechwiedzą, bo Lena nie może wiedzieć, jak reszta podchodziła do sprawy. Albo pokaż to scenami, albo wywal zupełnie.

Gdy moje serce biło, oddech przyśpieszał, a chłód kleił się nagminnie do skóry, wszystko wydawało się bardziej realne, rzeczywiste.

Historię, w której na swoje, i całej reszty, nieszczęście biorę czynny udział.
Czas.

– Więc zrobimy tak – oświadczył wyraźny lider, zaczynając nas ustawiać.
Hmm, czyli lider wziął Rutinoscorbin, co?
To brzmi zabawnie – wyraźny lider. Proponuję wyraźny usunąć, nie jest potrzebne.

W przeciwieństwie do mnie Arcana wiedział, kim jest enigmatyczny ,,on''.
Czas.

Gdy przeczytałam ,,Cordragon'', coś we mnie pękło – byłam pewna, że gdzieś słyszałam już to słowo.
Oooo! Toż to tytuł bloga! Coś się zaczyna wyjaśniać!

Odczuwałam może pustkę, ale bardziej nazwałabym to obojętnością. Zimną i ostrą. Tą najgorszą.
obojętność.

Wiedziałam tylko, że ,,cor'' to serce, a ,,dragon'' smok, co można przetłumaczyć na ,,serce smoka''.
Znów wypracowaniowe zdania w opowiadaniu. Urozmaić to jakoś. Niech Lena myśli. Niech się zastanowi.
Okazuje się też, że zrobiłaś mieszankę łacińsko-angielską. Po hiszpańsku serce smoka to corazón del dragón, a po łacinie smok to draco. Jak to się łączy?

poinformował mnie, a po chwili krzyżując z nim wzrok, bezgłośnie wymówiłam: ,,Wiesz, że nie znoszę niespodzianek''.
Poinformował mnie, a ja, po chwili krzyżując z nim wzrok; zabrakło podmiotu informującego, kto skrzyżował wzrok z Ikerem.

– Nie – ogarniała mnie ochota, by non stop dublować to słowo, przecząco kręcąc głową.
Znów słowo użyte w złym kontekście. http://sjp.pl/dublowa%C4%87 Dublować, jak sama etymologia wskazuje, oznacza podwojenie, a nie ciągłe powtarzanie.

Wprawdzie to Ty'a jeszcze mu sporo brakowało, acz to ambiwalentne stwierdzenie byłoby zadziwiające.
Do.
W jakim kontekście użyłaś tu wyrazu ambiwalentne? Nijak tu ono nie pasuje, nie wiem, do czego się odwołuje.

Złapaliśmy się za rękę, poczułam chłód bijący od jego ciała.
Brakuje spójnika. Ewentualnie zastąp przecinek innym znakiem interpunkcyjnym, np. myślnikiem.

Chwilę stałam chwiejnie i niestabilnie,
Dublujesz epitety bardzo bliskoznaczne i gromadzisz nadmiar przymiotników. Unikaj tego.

Do środka wpadało niewielkie światło, ledwo dostrzegałam cokolwiek na końcu korytarza.
Niewiele światła.

Gdy się stresowałam, zaczynałam bełkotać i majaczyć, by się rozładować.
To ekspozycja. Nie musisz w ten sposób tego oznajmiać, wystarczy, że Lena będzie to robiła w opowiadaniu naprawdę. Zamiast pisać, że coś jest, pokaż to scenami, z których czytelnik wywnioskuje i poczuje, że tak jest. A jeśli już to robisz, nie dubluj informacji suchymi skrawkami typu tego zacytowanego.

– Pomarańczowe. A ty? – Mrugnęłam okiem, sugerując, że obieram drugą opcję. Skomentował to ledwo zauważalnym kiwnięciem głowy i wzmocnieniem uścisku.
Dopisałaś akcję Leny do wypowiedzi Ikera.
Jak mrugnięcie może sygnalizować opozycyjność? Nie do końca rozumiem.

– Moment, już otwieram – oznajmił speszony, ociężale podnosząc się z miejsca.
Kto? Zdanie wcześniej pisałaś o Ikerze, ale ten stał. Musisz zawrzeć podmiot w tym zdaniu, skoro go zmieniasz.

Ooo. Okej, końcówka mnie zaskoczyła. Teraz naprawdę nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Od razu też zainteresował mnie ów kupidyn. Wydaje się ciekawą postacią. Jak się okazuje, choć na początku było z tym słabo, teraz te osobowości wychodzą Ci coraz lepiej.


Rozdział XIV
Zanim zdołałam wykonać jakikolwiek ruch, zostałam przygwożdżona przez młodzieńca imieniem Artur do ściany.
Jak ją trzymał? Za co? Później piszesz, że Lena wisiała kilka centymetrów nad podłogą i że się dusiła. Myślę, że gdybyś napisała od razu, że trzymał ją za szyję (przynajmniej ja tak wywnioskowałam), czytelnikowi byłoby łatwiej to sobie wyobrazić.
Lena wiedziała, jak Artur miał na imię, więc młodzieńca imieniem Artur brzmi niebywale sztucznie.

Moriaty mówił swoje, zwracając się do rudowłosego niego nazwiskiem Pilarski.
Po pierwsze: to powinien być nowy akapit. Nawet, jeśli byłoby w nim tylko to jedno zdanie. Po drugie: nie używaj sformułowań typu rudowłosy, czarnowłosy itd. Do tej pory tego unikałaś i niech tak pozostanie. To zła maniera początkującego pisarza. Możesz tych określeń użyć tylko w przypadku, gdy narrator nie zna imienia postaci ani innych jej bardziej charakterystycznych cech. Po trzecie: do rudowłosego niego? Nie rozumiem, co tu się zadziało.

Poczułam, jak jego ucisk słabnie, a po chwili osunęłam się niczym marionetka na beton, boleśnie lądując na brzuchu. Kaszlnęłam hałaśliwie, głośno łapiąc olbrzymie hausty powietrza. Jęknęłam cicho, czując przeszywający ból w klatce piersiowej. Zgięłam się w pół i skurczyłam, bezwładnie opadając na bok.
Wylądowała na brzuchu, więc jak mogła opaść na bok? Nie podnosiła się. Może miałaś na myśli, że się przeturlała lub przewróciła.

Domyśliłam się, że ta bardziej postawna, prawie jak u rasowego kulturysty, nie należy do Moriatego. 

— Iker, na głowę żeś upadł? Z wrogiem się bratasz? — warknął przenikliwie na szatyna, uśmiechając się diabelsko.
Znów: w ostatnim zdaniu pisałaś o Moriatym, a następnie przy wypowiedzi nie określiłaś podmiotu, choć oczywistym jest, że go zmieniłaś. Poza tym, czy przypadkiem przed chwilą Lena nie miała zamazanego obrazu od łez? Skąd mogła widzieć uśmiech Artura, skoro ledwo widziała jego sylwetkę?
Tuż po wypowiedzi Artura zjadło Ci się wcięcie akapitowe.
Przyznam, że trochę mnie zaskoczyłaś; Artur już ma choć odrobinę stylizowane wypowiedzi, które dodają mu większego charakterku. A ten, swoją drogą, ma całkiem ostry. Nie tego się spodziewałam. Pod względem pomysłów ciągle mnie zaskakujesz. O, i pojawia się pierwsze przekleństwo.

—Zamknij się, suko! —fuknął na mnie donośnie, aż włoski na karku stanęły mi dęba.
Pozjadały Ci się spacje przy myślnikach. W tym fragmencie w kilku miejscach się to jeszcze powtórzyło.

Ty, Ty, Ty — spróbowałam skontaktować się z opiekunem, acz nie wyczułam żadnego śladu obecności młodzieńca.
Znów nastoletnia Lena nazywa chłopaka niewiele od siebie starszego młodzieńcem w swoich przemyśleniach.

Przyparłam do Ikera, będąc tylko dzieckiem wśród przepełnionych nienawiścią ofiar, które stały się oprawcami.
Przypadłam. Przyprzeć można kogoś do muru na przykład, nie siebie. Lena też mówi, że jest dzieckiem, ale sposób, w jaki się wysławia sugeruje, że jest panią profesor.

Siedząc na schodach prowadzących do siedziby Queerow, obracałem w dłoni sztylet.
Queerów.

Mógłbym wykonywać to zadanie nieskończenie długo, choć obecność siostry nie nasączała mnie szczególną uciechą.
Nasączała niezbyt pasuje w tym zdaniu. Bardziej napawała.

Nagminnie w głowie świtały mi słowa Angeli Vivere: ,,Tylko tym odbierz jej życie lub wcale”.
Znów niepoprawne użycie. Och… patrz… Dopiero teraz, czytając to zdanie kilkanaście rozdziałów później, zrozumiałam, o co w chodziło Angeli na samym początku. Wciąż uważam, że jest ono koślawe i wygląda jak niedokończone. Fatalny skrót myślowy.

Co on ma w sobie takiego? Jaką tajemnicę kryje? — zastanawiałem się żarliwie, co brzmiało absurdalnie.
Nie rozumiem. To, że się żarliwie zastanawiał, brzmiało absurdalnie? Dlaczego?

Nie potrafiłem zrozumieć tej ekstatycznej desperacji w tropieniu.
Desperacja może być ekstatyczna? Przedobrzasz.

Koroner bez cienia wątpliwości przekazał policji, że zmarła na wskutek głębokiej rany w klatce piersiowej.
Na skutek lub wskutek.

Wszystko szło zgodnie z planem —wracałem do tamtych wydarzeń, próbując znaleźć jakąś lukę.
Zjedzona spacja po myślniku.

To wszystko wiązało się ze mną, to w mniejszym czy większym stopniu.
Drugie to jest zbędne, szczególnie, że w tym zdaniu tworzy powtórzenie.

— Nie jestem tobą, a ty mną. Matką, ojcem, wujkiem, ciotką, ale sobą.
Przyznam, że ta dwa zdania są dziwaczne i wyglądają na niezwiązane z sobą. Ponadto to drugie jest bezsensowne. Nie łączy się z nie jestem w żaden sposób, choć chyba o taki efekt Ci chodziło.

„Nawet seryjni mordercy mają jakieś zasady”.
Dlaczego zapisałaś to zdanie kursywą? Wydaje mi się też, że Milan odwoływał się w tym zdaniu do siebie, ale nie rozumiem, dlaczego nazwał się seryjnym zabójcą…

Uniemożliwienie powrotu do żywych wnuczki podpalaczki niczego nie zmieni.
Ooo. To ciekawe. Zaczyna się rozkręcać. Podoba mi się też, że te informacje wplotłaś w scenę, w dialog, zamiast gdzieś w trakcie narracji wrzucić ni stąd, ni stąd ekspozycję o tym, kim była babka Leny. Ciekawi mnie też związek między bab… Chwileczkę. Zaczyna mi coś świtać. Przecież w prologu… Ło! No dobra. Okej. Zaskakujesz mnie tym, jak wszystko masz przemyślane i poskładane tak, jak zaczęłaś w ostatnich rozdziałach fajnie rozkładać informacje. Tak trzymaj.

Nie mogłem nadziwić się, z jaką łatwością przychodzi mi okłamywanie wszystkich dookoła.
Czas.

Instynktownie odniosłem wrażenie, że w tym wszystkim kryje się jakiś podstęp.
Wrażenie nie może być instynktowne, tak samo, jak odczucie. Mógł instynktownie w ten sposób pomyśleć.

Nie poznawałem własnego siebie, gdy głowa anielicy spoczywała na moim ramieniu.
Samego; inaczej wyszedłby Ci własny ja, a sama przyznaj, że to dziwny twór.

— Wiesz, co mnie zastanawia? — Pokręciłem nieznacznie głową. — Dlaczego nikt nie pyta cię, skąd masz skrzydła? — zapytała oschle, wstając i krzyżując przed sobą ręce.
Pokręciłem nieznacznie głową powinno być nowym akapitem. Nie dopisuj reakcji jednej postaci do wypowiedzi drugiej, nawet jeśli to tylko jedno zdanie. Kolejną część wypowiedzi również trzeba od nowego akapitu.
Zaczyna mi się naprawdę podobać. Coraz lepiej kreujesz bohaterów. Akcja też się rozpędza i nie mogę się doczekać, by się dowiedzieć, co Artur miał na myśli oraz tego, jak dalej potoczą się losy podejrzewanego przez prawie wszystkich Milana.


Rozdział XV
Początek bardzo mi się spodobał. Pod względem narracyjnym, jak i fabularnym, jest naprawdę super. Za to znów powariowały czcionki.

— Jesteś ślepym głupcem i tyle — skomentował to, a ja odniosłam wrażenie, że złamał tymi słowami serce Arcany jeszcze bardziej.
Często zapominasz o tym, by określić podmiot, zmieniając go.  To istotne. W akcji biorą udział trzy postaci i w pierwszej chwili czytelnik nie ma szans się domyślić, kto mówi, co zaburza płynność czytania.

Tej myśli musiałam się trzymać, nie powinnam podchodzić do wszystkiego tak emocjonalnie, bo to mnie niszczy. Emocji już mam zbyt wiele: tęsknoty, wspomnień i utrudniającej funkcjonowanie dezorientacji.
Czas.

Potem plujesz krwią, kolejne jej krople wypływają spod twoich paznokci.
Pilarski jest wkurzony i rozczarowany. Wiem, że trochę zszedł z tonu, ale te krople wypływające spod paznokci mi tu nie pasują. Ktoś rozemocjonowany i mówiący szybko, zwłaszcza o takim charakterze jak on, mówiłby krótszymi zdaniami i bardziej prostolinijnie.

Nawet najsilniejsi, najbardziej heroiczni wojownicy, mający kochającą żonę i dorastające dzieci, nie wytrzymują do końca, ale z ulgą podrzynają sobie gardło, kończąc męki. 

Wszyscy wojownicy mieli jedną żonę? Raczej kochające żony.

Czułabym się jak najgorszy człowiek na świecie, gdybym nie pozwoliła małej umrzeć w spokoju, w ciepłym łóżku, tuląc mnie do siebie.
O tak?
— Vivere i jej wojsko chcą zniszczyć strony, połączyć dwa światy przez chore fantasje.
Fantazje.

Niezależnie od tego, jak to stwierdzenie nie miało bardzo sensu, tak właśnie było.
Przerzuć bardzo po jak i będzie doskonale.

Sam już nie wiedziałem, co tak naprawdę zamierzam zrobić i z jakiego powodu.
Czas.

Prócz Angeli Vivere, rzecz jasna, nic nie mogło mnie przekonać do tej tchórzliwej małolaty o zaskakującym fenomenie.
http://sjp.pl/fenomen Walnęłaś piękny pleonazm, ale jak fenomen w ogóle może być czyjąś cechą?

Łooo. No dobra, Milan też zaczyna mnie coraz bardziej interesować. Jestem ciekawa, jak rozwiniesz wątek jego podobieństwa do Vivere  – liczę, że pójdzie Ci to nieźle i że poprawisz też obecne rozdziały, wzbogacając je w nieco więcej opisów.


Rozdział XVI
Spojrzałem w dół i szybko tego pożałowałem, gdy spostrzegłem, że stoję tuż przy krawędzi urwiska.
i
Przerwałem je szybko, kiedy dotarło do mnie, że mam towarzysza, i to nie byle jakiego.
Czas.

Wróciłem do ośrodka i położyłem się spać, czy było to tylko fałszywe złudzenie?
Pleonazm.

zaczęła się tłumaczyć, jąkając, a ja gestem ręki pokazałem, iż nie musi.
Zaimek zwrotny nie udziela się imiesłowowi, nawet jeśli ten stoi obok czasownika. Jąkając się. W ogóle wyszło, że pokazał dziewczynie, że nie musi się jąkać.

Całkiem podobała mi się narracja Milana. Ciekawi mnie, którą stronę chłopak wybierze; wszystko popycha go do Lux, ale Tenebris przynosi mu większe korzyści, co? Tak czy inaczej, było nieźle. (Proszę, niech postaci przestaną nazywać swoich rówieśników lub niewiele starszych od siebie ludzi młodzieńcami lub czymś w tym rodzaju, to nienaturalne).
Swoją drogą, myślę, że tyldy przy określaniu aktualnego narratora są zbędne. Wystarczyłyby drukowane litery i wyśrodkowanie, które tworzą z tych napisów coś w rodzaju nagłówków.

Zamrugałam kilka razy i przyzwyczaiłam się do panujących w pomieszczeniu warunku.
Warunków.

spytałam przyjaciółkę słabym głosem, zapinając bluzę pod samą szyję i naciągając rękawy najbardziej, jak się da.
Czas i niepoprawny przecinek przed jak.

Ze zdezorientowaniem stwierdziłam, że wygląda tak jak zwykle.
Ooj, bo po łapach! Czas znowu gubisz! Jeśli to stwierdzenie dotyczące jedynie tamtej chwili, a nie ogółu, to musi być czas przeszły. A jeśli na odwrót, to w porządku.

Widzę, że tutaj już powoli wkraczasz w stylizację i wypowiedzi Mai są już luźniejsze, bardziej nasiąknięte jej sposobem bycia i osobowością. Dobrze.

Ale nie wiedziałam i popełniłam karygodny, konsekwentny w skutkach błąd.
Nie mam pojęcia, o co chodziło Ci z konsekwentnym w skutkach błędem. http://sjp.pl/konsekwentno%C5%9B%C4%87, http://sjp.pl/skutek.


Rozdział XVII
Zastanawiałam się, ile ma lat, licząc w ludzkich.
Czas.

Zdołałam również utrzymać w dłoniach latarkę i skierować jej światło ponownie do przodu w takim tempie, że młodzieniec chyba nawet nie zauważył różnicy. Blondyn odwrócił się i spojrzał mi prosto w oczy, po czym przyłożył do ust wskazujący palec.
Nie zmieniłaś podmiotu, nie musisz więc go podwajać.  Znów młodzieniec.

Wyobraziłam sobie nawet kłusującego tymi korytarzami Renifera, który uciekł swojemu pasterzowi.
Czemu wielką literą?
Przyznam, że ten opis i porównanie trochę mnie rozbawiły.

— Przepraszam — rzekłam ze skruchą, wiedząc, że to ja przez nieostrożność, i słabe światło, nie zauważyłam zastawionej pułapki.
Przecinki w cały świat. Że to ja, przez nieostrożność i słabe światło, nie zauważyłam zastawionej pułapki.

Tym razem patrzyłam nagminnie pod nogi, uważając, na czym stoję.

Miałam ochotę odwrócić wzrok, jednocześnie wszakże byłam strasznie zaintrygowana i to pragnienie zwyciężyło.
Wszakże wylądowało tu tak ni z gruchy, ni z pietruchy, ludziom współczesnym, którzy akurat nie wysławiają się w sposób teatralny, się raczej nie zdarza ot tak sobie raz na jakiś czas walnąć takim słowem. Poza tym zaintrygowanie to nie pragnienie; musisz uściślić, jakie pragnienie.

— To nieludzkie. — Wyartykułowałam wolno ostatnie słowo.
Po tak długim komentarzu narratora do poprzedniej wypowiedzi, ta powinna znaleźć się w nowym akapicie.
Łooo, no to mu Lena przyfastrygowała. Przyznam, że ostatnia część – to, że Lena zasugerowała mu coś okropnego ze swojej perspektywy – naprawdę mnie rozbawiła. W końcu wiadomo, co jest nie tak z Milanem i teraz jestem ciekawa, jak to na niego wpłynęło. W ogóle akcja rozwija się dosyć powoli, ale rozdziały są krótkie, więc nie rzuca się to tak w oczy. Może tylko z perspektywy czytelnika, który ma już określoną liczbę postów do przeczytania.
Twój komentarz do posta sprawił, że poczułam niepewność: czy aby na pewno wszystko zauważam i wszystko dobrze odczytuję? Zainteresowałaś mnie. Zobaczymy, jak to wyjdzie na koniec.


Rozdział XVIII
Nie wiedziałem, czy jej słowa świadczyły o tym, że mnie podejrzewa czy wręcz przeciwnie.
Czas.

Zamiast strasznymi złoczyńcami stawali się komicznymi błaznami.
Wydaje mi się, że to kiepskie porównanie. W końcu Milan stara się grać nie strasznego złoczyńcę, ale pomocnego chłopaka.

Gdyby nie powaga sytuacji, rozśmieszyłby mnie jej wygląd — wyjątkowo tandetnego zombiego w bitewnym stroju.
Cytując pana Mirosława Bańko: Forma podstawowa brzmi „zombie” lub „zombi”, liczba mnoga równa pojedynczej lub z angielska „zombies”, poza tym słowo jest nieodmienne, ma rodzaj męskooosobowy, gdy oznacza ożywionego trupa, (...). Możesz też, dla zwiększenia naturalności wypowiedzi użyć potocznego zombiak.

Wszystko podpadało pod fantasmagoryczne przedstawienie, na które nie kupiłbym biletu. „Ba, musieliby mi dopłacić, bym je obejrzał”.
Nie rozumiem, dlaczego jedną myśl zapisujesz normalnie, a drugą kursywą.

Żywy trup dostrzegł mnie, a jego mózg automatycznie wyczuł okazję do złapania nowej ofiary.
Mimo wszystko wydaje mi się, że lepiej zabrzmiałoby, że sam trup wyczuł tę okazję niż jego mózg. Choć nie bierz tego do siebie, to luźna sugestia, akurat mnie to tak brzmi.

Ruszył ku mnie, wyciągając chciwe ręce do przodu.
Puścił Lenę? Poza tym, jeszcze przed chwileczką wisiał u sufitu, dlaczego teraz może chodzić?

Gdy zamierzała już zacisnąć swoje przebrzydłe, długie szpony na mojej szyi, ująłem jej twarz w dłonie. Nawet takiego przeciwnika ten gest zaskoczył, zawsze się sprawdzał.
Miałam wrażenie, że Milan jest bardziej wyćwiczony w walce i nie musiał czekać na tak bliskie spotkanie z trupem. Poza tym, te zombi to w końcu były martwe czy jak? Wydawało mi się, że trup jest bezmyślny i raczej nic go nie zaskoczy, choćby i nawet ofiara miała się tuż przed nim rozebrać.

Z całej sytuacji uderzyłem kobietę czołem w twarz.
Skrót myślowy, w opowiadaniu niepoprawny. Przez tę całą sytuację, w wyniku tej sytuacji, przez to...

Bezwładnie opadła na podłogę, wydając z siebie jeszcze groźne charknięcie, nim straciła przytomność.
Zombiak… może stracić przytomność? Dziwny pomysł. Mam nadzieję, że ta idea się potem wyjaśni.

Chcąc mieć pewność, że za szybko się nie ocknie, mocno kopnąłem zombiaka w głowie.
Głowę.

Rozbieganym wzrokiem objęła nieruchome zwłoki i resztę ezoterycznych ciał za sobą;
Słowo ezoteryczny tu nie pasuje, wg definicji http://sjp.pl/ezoteryczny. W martwych ciałach nie ma raczej nic ezoterycznego.

Drobne, niegroźne rany na ramieniu zwykłem bagatelizować.
Tylko te na ramieniu? A na drugim? A na szyi? Albo na nogach? Tam na drobne rany zwraca uwagę? Źle użyłaś sformułowania zwykłem.
Zresztą, czy przypadkiem zombiak nie ugryzł Leny w szyję?:
Obnażywszy imponujące jak na człowieka kły, zatopiła namiętnie zęby w szyi dziewczyny.

Przypadkiem poplamiła rękaw bluzy ezoteryczną substancją, zastępującą wiszącym z sufitu ciałom krew, aczkolwiek nie zwróciła na to uwagi.
Znów złe użycie słowa ezoteryczny; ale kiedy teraz o tym myślę, zdarzało Ci się używanie tego słowa w takim sensie, po prostu w znaczeniu tajemniczości, dość często.

— Raczej nie — przytaknąłem jak treściwy Spartanin, chcąc utrzymać tę luźną atmosferę przez dłuższą chwilę.
Treściwy Spartanin…?

Pragnąłem uwolnić się od szeptów Vivere, które permanentnie gościły w mojej głowie.
Jesteśmy w głowie Milana właśnie, dlaczego my nic nie słyszymy? Od tego jest pierwszoosobowa narracja przecież, żeby pokazać wnętrze postaci jeszcze lepiej.

Plotki głoszące, że w starych kryjówkach Lux można zaleźć przydatne wskazówki i broń, którą pozostawili uciekający w popłochu wojownicy, wydawały się pomocne. Ale oczywiście musiałem wybrać akurat takie miejsce, które skrywało mroczną tajemnicę.
To… oni nie byli w kryjówce Tenebris? Pogubiłam się w tym momencie, mówisz o tym samym miejscu, w którym Lena i Milan się znajdują?

— To głupie, ale... — Domyśliłem się, że chodzi jej o to, że ostatnio wszystko takie było. Skrzyżowała na chwilę wzrok z moim, po czym z powrotem przeniosła je na zwłoki.
Znów dopisałaś Milana do wypowiedzi Leny. Powinno być na odwrót. Drugie zdanie narracyjne przy jej wypowiedzi, a pierwsze w nowej linii.

Taki sposób pozbywania się zbędnego balastu w postaci ubrań moi znajomy zwykli zwać ,,żaglem''.
A to w związku z…? Nie do końca rozumiem, co to miało wspólnego z aktualną sceną. Taki komentarz od czapy. Milan właśnie myślał gorączkowo o trupach i dlaczego po poprawieniu kurtki nagle zaświtała mu tak myśl? To raczej był sposób autorki na podanie ciekawostki od siebie.

Przez dziury w bluzie nastolatki widziałem jej nagą skórę pokryte częściowo zakrzepłą krwią.
Pokrytą. Czyżby Milan dopiero teraz przypomniał sobie o jej szyi? Ach, nie… Wciąż chodzi o ramię.

Domyśliłem się, że chodzi o zombiego, którego tak nazywałem, choć nie było pewności, czy ożył.
Zombie.

Gdy twarz tej... kobiety... dotykała mojej szyi, nie czułam jej oddechu, nic takiego, wiesz?
No zombie raczej nie oddychają. W końcu są martwe. Serca im nie biją, nie miałoby więc nawet co rozprowadzać tlenu do ciał.

Z zamyślenia wyrwał mnie nieoczekiwany uśmiech irytacji współtowarzysza wyprawy.
Primo: tylko to, że się uśmiechnęła, wyrwało go z zamyślenia? Jak się człowiek zamyśli, to nie zwraca aż tak uwagi na otoczenie, taki drobny gest nie wyrywa go z myśli tak prędko. Duo: towarzysz, towarzyszka. Współtowarzysz, współtowarzyszKA. Biorąc pod uwagę, że dwa zdania później używasz wyrażenia współrozmówca, możesz napisać po prostu towarzyszka.
Łooo, co tu się dzieje. Mieszasz w głowie. Dużo się ostatnio wydrza (przynajmniej takie się ma wrażenie, kiedy czyta się kilka rozdziałów na raz) i trudno połączyć wątki. Ponad to, zdaje się, że do końca tej części zostały mi 4 rozdziały… A wciąż tak naprawdę niewiele wiadomo. I też relacja Milan-Lena, której się spodziewałam, jakoś szczególnie się w tym czasie nie rozwinęła. Nie potrafię określić, czy bardziej mnie to frustruje, czy zachęca do czytania dalej.


Rozdział XIX
Link do piosenki nie działa.

I przepraszam za chaotyczną (powiedzmy, że tylko troszku...) końcówkę, ale... Emocje, moi kochani, emocje.
No dobra, to ja już się nie mogę doczekać tego chaosu i tych emocji.

Usiadłem na nagrobkowej płycie, wiedząc, że mało osób odwiedza to miejsce i nikt nie zwróci na takie znieważenie nieboszczyka najmniejszej uwagi.
O, prawdę mówiąc, nie spodziewałabym się, że istoty pokroju Milana są widoczne dla ludzi.

Wbiłem wzrok w swoje przemoczone tenisówki, od dawna zbierałem się do założenia bardziej adekwatnych na styczeń butów.
Dałabym myślnik zamiast przecinka, ale też dokończyłabym jakoś tę myśl, bo wygląda aktualnie na niedokończoną. Nie ma niczego, co łączyłoby te dwa zdania.

Układ z Vivere nigdy tak naprawdę nie był mi na rękę, jak z każdym antagonistą.
Żadnym.

Wiedząc, że Artificem nadal ma dużo na głowie, sięgnąłem bez wahania po myśli Mikler.
Czas.

Zatrzymałem się, docierając do odpowiednich schodów prowadzących do piwnicy i zdjąłem czar zabezpieczający, którego nauczyła mnie dawno, dawno temu siostra. Z kolei zszedłem na dól, prawie potykając się o porozstawiane na nich strupieszałe przedmioty.
Dlaczego z kolei? Nijak się ma to do konstrukcji zdania ani do kontekstu.

Prawie odskoczyłem instynktownie po dotknięciu ciepłej skóry denata.
Zbędne.

Ułooo… znowu mnie zaskakujesz i mieszasz w głowie. Ciekawie się dzieje. Teraz naprawdę chce się czytać dalej.

Jednak coś przeczuwali albo cały test był czymś więcej niż zadaniem, które umożliwia zaczęcie porzucenie starego życia i rozpoczęcie nowego.
Coś się wcisnęło bez potrzeby.

Gdy wrzeszczała jak opętana, dusząc się i wariując w ciasnej, potęgującej klaustrofobiczne wrażenia trumnie.
No z tym potęgowaniem klaustrofobicznych wrażeń to jednak za każdym razem mnie rozbrajasz.

Chodziło o to, by Mikler czuła, że mają z Vivere pewną wspólną cechę — prędzej czy później tracą nadzieję i poddają się, chociaż ludzie będą płakać w żałobie i lamentować nieskończenie długo.
Przyznam, że nie rozumiem tego zdania. Czas.

Przynajmniej na razie, póki rozwiążę zagadkę skołatanego umysłu Milana Montero.
Póki nie rozwiążę.
No to się porobiło. Aż mnie ciarki przeszły. Oczywiście Vivere jest z założenia postacią, którą się nienawidzi, ale po tym aż mnie wzdrygnęło. Biedna Lena… Nie mogę się doczekać, co będzie następnie; zaciekawiłaś mnie zmianą nastawienia Milana i rozwojem wydarzeń, a przede wszystkim rozwiązaniem tej zagadki. Robi się naprawdę mrocznie. Do tej pory klimat aż tak bardzo nie przejmował, ale ten rozdział zdecydowanie mnie w niego wciągnął.


Rozdział XX
Nie mogłam wyczytać żadnych podejrzanych wniosków
Wyczytać się wniosków nie da, można je tylko wysnuć w tym kontekście, jakiego użyłaś. Ponadto nie jestem przekonana, czy własne wnioski mogą być podejrzane.

Przy takiej okoliczności nawet słoneczne warunki pogodowe nie napawały mnie swoistym entuzjazmem.
Trochę przekombinowane, można by prościej i krócej.

To psy wyprowadzały na spacer swoich właścicieli, a nie odwrotnie, jak powinno być zgodnie z prawami natury.
Nnno…. z tymi prawami natury to bym się tak nie do końca zgodziła. Możesz sobie ten komentarz odpuścić. Chyba że to stricte wyobrażenie Leny, chociaż często mam wrażenie, że poprzez swoje postaci ukazujesz siebie. Być może mylne… Nie bierz tego zbyt do siebie.

Mimo wszystkiego, słuchałam ze skupienia, nie mogąc pojąć,
Ze skupieniem.

Wręcz przeciwnie, miałam trudności z ufaniem ludziom, bojąc się zranienia.
Zbędny komentarz. Rzecz, która mogłaby spokojnie wyjść przy innej okazji i zdaje mi się, że już nawet gdzieś o tym wspominałaś. Nie musisz od razu uzasadniać myśli Leny, pozwól im płynąć.

Jego włosy były pogrążone w tradycyjnym nieładzie.  Oczywiście uśmiechał się beztrosko. Było  to widocznie cechą nie tylko prawdziwego anioła, ale i tego stworzonego na potrzeby zadania.
Podwójne spacje po nieładzie i było.

Niestety ten fragment trochę mnie zawiódł. Liczyłam na więcej emocji, na to, że poprzez zgrabne opisy i chaotyczne wewnętrzne dialogi oraz monologi Leny pozwolisz mi poczuć to, co ona czuła. Że dasz mi zobaczyć jej wnętrze. To byłoby naprawdę ciekawe w tej sytuacji. Teraz w ogóle nie czuję, by Lena miała jakieś podstawy, by się tak zachowywać – nie widziałam żadnych wewnętrznych rozterek, nie poczułam tego ziarna niepewności, które zasiał w niej dziwny głos. Odnoszę także wrażenie, że ten test niezbyt pasuje do Leny… Koniec końców dziewczyna jest rozsądna i nie należy do łatwowiernych, nie wydaje się osobą, na którą czcze gadanie rechoczącego co chwilę nieznajomego wywarłoby jakikolwiek wpływ. Szczególnie, gdy tuż obok stał Ty, jej Anioł Stróż, z którym przecież miała niesamowicie silną więź. No ale może jeszcze się zdziwię. Wiem, że argumenty o rodzinie mogłyby do niej przemówić, ale nie w obecności Ty’a. Nie bez żadnych konkretnych przesłanek, że ktoś ją oszukuje.

Otworzyłam oczy we zdumieniu, zanim upadłam na podłogę w ośrodku.
W zdumieniu. Swoją drogą, dałabym to jako nowy akapit.

Przestać, cholerne szczegóły cię gubią.
Przestań.

Oj… Co się stało? No nic, mus iść dalej…


Rozdział XXI
O. No dobra. Nie tego się spodziewałam, ale… dzieje się interesująco.

— Gdzie twoja nowa psiapsióła, panicz Arcana? Och, przepraszam za nietaktowność. Zapomniałam, że cię zostawił, by ratować swoich chłoptasiów. — Bezgłośnie wysyczałam: Nie zostawił mnie, co skomentowała sztucznym kiwnięciem aprobaty.
Ponownie dopisałaś akcję Leny do wypowiedzi Angeli.

(...) a reszcie nie ufałam za grosza.
Za grosz.

— Nie byłam w stanie powiedzieć tych słów na głos, gdyż sparaliżował mnie szok.
O co chodzi z tym myślnikiem?

Byłoby miło, gdyby bohaterka jednak od czasu rzuciła jakimś przekleństwem, choćby nawet o mój Boże lub kurde w trudnych, potwornie stresujących i niszczących ją psychicznie sytuacjach.

Możemy się udać do dalej położonego szpitala... Nie odmówię pomocy. Lekarze nie pytają, ale działają, gdy chodzi o coś tak poważnego.
Odmówią.

Krótki był ten rozdział. Zaskakująco. I dobry. Interesujący. Uwagi tylko takie, jak zwykle: życzyłabym sobie więcej wycieczek do wnętrza bohaterów, więcej emocjonalnych rozterek, luźnych myśli i większej dynamiki tekstu.
Bardzo zaciekawiła mnie ostatnia uwaga Querini… Pod względem zawiłości fabularnych masz duży plus. Martwi mnie, co się stanie z siostrą Leny… i co Ikerem… I w ogóle o co w tym wszystkim chodzi.
Jestem też ciekawa, czy moja teoria co do zegara życia jest słuszna, czy też nie, ale przywykłam już do tego, że ciągle mnie zaskakujesz.


Rozdział XXII
No to ostatni rozdział pierwszej księgi…

Właśnie, mogło, ale nie było.
Drugi przecinek zastąpiłabym znakiem, który postawiłby dłuższą pauzę, wprowadził więcej dynamiki i jednocześnie lepiej by zobrazował emocje.

Przekonali ją, że tymczasowe przyszycie powiek do skóry pod oczami do lepszy pomysł.
To.

Tak, Ty jest moją ulubioną postacią. Jego humor kompletnie do mnie przemawia.

Nie tylko ze względu na moje bliskie pokrewieństwo z Luizą .
Spacja przed kropką.

Wskazał ręką na idącego w naszą stronę młodego, przystojnego mężczyzna o łagodnych rysach i krótko obciętych, brązowych włosach.
Odmiana się kopsnęła. Ale przystojny mężczyzn brzmi zabawnie, nie powiem.

Minęła dłuższa chwila, nim zrozumiałam sens słów przykro mi i niemal bezwładnie osunęłam się na podłogę, czując, jak moje serce roztrzaskiwało się na miliony kawałeczków.
Dlaczego nie ujęłaś przykro mi w cudzysłów ani kursywę? To cytat przecież.
Ale… jejku. Przykro mi tak teraz.
Widocznie w tej okolicy zwyczajni ludzie się nie zapuszczali bądź chroniła ją magiczna bariera, gdyż inaczej młodzieniec tak by nie ryzykował.
W tę okolicę.

No i koniec. Rozdziału i pierwszej księgi. Nie wiem, co o tym myśleć. Fabularnie było naprawdę fajnie, styl jednak pozostawiał trochę do życzenia. Muszę też przyznać, że brakowało mi rozwinięcia innych postaci, choćby najmniejszego. Ale do tego odniosę się jeszcze w podsumowaniu.
Martwi mnie trochę obecny stan rzeczy. Jestem bardzo ciekawa, co będzie dalej, ale też zaniepokojona. Szczególnie wątkiem Ikera, Ty’a i Mai, śmierci Luizy oraz samej głównej bohaterki… Tego, jaka jest druga strona, jaką rolę odegrają inne postaci, szczególnie Celico, która też mnie zaintrygowała, tego, jak zmieni się działanie Milana i jego relacja z Vivere.
No dobra, to trzeba iść dalej, inaczej się nie dowiem.
Och, jeszcze jedna rzecz. Początkowe rozdziały bardzo mnie męczyły i dość nudziły, natomiast gdzieś tak od środka się wciągnęłam, dlatego teraz jest nawet usatysfakcjonowana lekturą.


Rozdział XXIII
Początek rozdziału mi się podoba, bo to taka prawdziwa wycieczka w duszę Milana. Tego mi cały czas brakowało. Ooo, tak! No i widzisz, czytam to i jestem zadowolona. Milan myśli, nie jest odległy od wydarzeń, jakby go nie dotyczyły, jak wcześniej Twoim narratorom się zdarzało. Myśli, ale myśli o sytuacji. Te jego myśli są zgrabnie wplecione w akcję. Wzbogacasz narrację o jego komentarze co do aktualnych wydarzeń i jego własnego stanu, a więc ożywiasz go. Dzięki temu czuję, że Milan jest samoświadomy i cała sytuacja na niego wpływa, a nie spływa po nim. Np.:
Kwadrat był jednak wygodniejszym rozwiązaniem, będę pamiętał na przyszłość. Miałem ochotę rozpiąć koszulę, lecz pozostawałem nadal zapięty pod samą szyję. Wyjątkowo idiotycznie czułem się w smokingu, obserwując dyskretnie flirtującą ze mną kobietę o śniadej cerze, ciemnych, nieco przymrużonych oczach i ustach zaciśniętych w wąską kreskę. Obok blondynki siedział jej mąż, niczego żałośnie nieświadom. Zastanawiałem się mimowolnie, czy niczego nie widział, czy też zwykł ignorować rozległe zainteresowania szanownej małżonki.
O tak! Choć wciąż nie rozumiem tej dziwnej maniery zapisywania kursywą tego, co uznasz za myśl. Przecież ostatnio Twoje postaci naprawdę myślą, nie musisz pojedynczych zdań od tego odróżniać. Żałuję tylko, że zamiast pokazywać nam zachowania postaci, podajesz suchy wniosek, który czytelnik powinien sam z nich wyciągnąć.
O, no a ja dalej nie wiem, o co chodzi z Cordragonem. Bo w sumie nie zostało to jakoś konkretniej wytłumaczone. Czy coś mi umknęło? Pamiętam tylko, że to było hasło tych dobrych. To jednak oni się tak po prostu nazywają?

Swoją drogą, właśnie zerknęłam sobie znów na Twój szablon i cytat na nim. Nie czytałam go odkąd skończyłam kilka pierwszych rozdziałów, zupełnie o nim zapomniałam, a po całej tej lekturze wydaje się mieć znacznie większy sens (albo to ja jestem opóźniona).

— O niczym więcej się ostatnio świat nie zajmuje — stwierdziła moja adoratorka, mrugała nienaturalnie często wyraźnie podkreślonymi oczyma.
Niczym więcej się nie zajmuje lub o niczym więcej nie mówi.

No dobra, naprawdę, ten rozdział naprawdę, naprawdę mi się podoba. Gdyby tak było od początku, czytałoby mi się dużo przyjemniej. Widać zmianę w Milanie, ale jest ona pokazana w taki naturalny sposób, przez niego samego.
Nawet nie próbowałem wymownie unosić brwi, bo w najlepszym wypadku wyglądałbym jak niewyżyty pedofil.
No… o tym mówię. Dużo lepiej się bawię, gdy spuściłaś postaci ze smyczy. Milan wydaje się teraz znacznie bardziej Milanem. To mu dodało duszy.
O. O. Ooo. Ostro. Podoba mi się! Prawdę mówiąc, nie spodziewałam się tu tego, ale jestem miło zaskoczona. W końcu są po Tenebris.

Rzuciwszy je w kot, zanurzyła dłonie w moich włosach.
Biedny kot… Musiało boleć.

Mam nadzieję, że się zaszczepiła przeciw wściekliźnie.
Okej, Milan chyba wskakuje tuż obok Ty’a.

Nie byłem może w stanie prawidłowo zrekonstruować skutku spadnięcia ze schodów, ale, jak zdążyłem zauważyć, jej mąż to szczególnie bystrych jednostek nie należał.
Do. http://sjp.pwn.pl/sjp/rekonstrukcja;2573794 – zastąp zrekonstruować np. naśladować.

Dom chroni bariera, ale gdy już się tam dostaniesz, masz połowę kłopotów z głowy.
To chyba był cytat? Ale nie ujęłaś go w kursywę.

Może i ten głupca chwilowo napadł przejaw inteligencji i o tym pomyślał?
Rymsnęła się odmiana. I to podwójnie.

Natknąłem się nawet na zbłąkaną Kamasutrę, która niewątpliwie zaliczała się do literatury pięknej. Natomiast umieszczonych w niej zadziwiająco precyzyjnych, oddających emocje ilustracji nie powstydziłby się sam Jan Matejko. To prawie jak Bitwa pod Grunwaldem.
Przyznam, że się uśmiechnęłam.
Ten rozdział zdecydowanie bardziej do mnie przemawiał. Narracja Milana tym razem bardzo udana, bardzo ciekawa. Zresztą w ogóle tutaj ukazanie jego charakteru poszło Ci naprawdę fajnie: pokazałaś, że w zależności od tego, co mu się bardziej opłaca, w tę stronę skręca. Wychodzi to coraz bardziej realistycznie.


Rozdział XXIV
Włosy związałam niedbale. Nie wiedząc, co zrobić ze zbyt krótkimi kosmykami, których nie zdołałam upiąć.
Niepotrzebnie rozdzieliłaś te dwa zdania kropką, one się ładnie łączą poprzez imiesłów nie wiedząc.

Wyobraziłam sobie przepełnioną przerażonymi uciekinierami, cuchnącą klitkę, z materacami i kocami walającymi się na każdym skrawku posadzki..
Dwukropek się przewrócił albo jakieś inne zło zadziało się na końcu zdania.

Z pewnością nie napawałby ją radością fakt, że Celico mówi mi o czymś tak ważnym bez jej zgody.
Nie napawał kogo, czego? – jej.

Lubię w Twoim opowiadaniu to, że często zmuszasz czytelnika do snucia własnych domyśleń. Lubię też to, że masz bardzo przemyślane zagadki i odkrywasz to, co oczywiste, dając miejsce tym tajemnicom, które sprawiają czytającemu zagwozdkę.

Położyłam się na plecach i wbiłam wzrok w sufit, nieruchomiejąc.
To już nowy akapit.

Nigdy tak bardzo nie pragnęłam znów ujrzeć rodziców, choć nie mogłabym nic im powiedzieć prócz głuchego: Przepraszam, które nic nie zmieni.
Dlaczego wielką literą? Poza tym nic by nie zmieniło, to wciąż pozostaje w sferze przypuszczań, bo Lena nawet, gdyby chciała, nie mogłaby tego zrobić.

Zapiekło mnie w gardle, a po moim ciele przeszły nieprzyjemne dreszcze..
Znów ten dziwny znak na końcu.

O, tutaj pojawia się ciekawy wątek. No, ale dlaczego to robisz? Ucinasz w takim miejscu… Rozdział znów był krótki choć przyznam, że tutaj narracja wydała mi się bardziej sztywna niż w poprzednim. Było jednak ciekawie i szczególnie drugą część rozdziału czytało mi się szybko. W końcu pojawiła się realna interakcja Milan-Lena. Szkoda, że nie ma następnego rozdziału i nie mogę się dowiedzieć, czy moje osądy są choć w części słuszne.


Podsumowanie
Od razu chcę zaznaczyć, że bardzo cenię Twoje duże zaangażowanie w prosperowanie bloga i za adekwatne cytaty do każdego rozdziału.
Zacznijmy od największych grzechów, które popełniłaś.

1. Styl
Przede wszystkim masz tendencję do wydłużania i formalizowania języka całości opowiadania. Opowiadanie nie grzeszy dynamiką w ogóle. Nie chodzi tylko o narrację, ale również o postaci. I to bez wyjątku. Dlatego często, gdy działa się (przynajmniej mająca taką być) mocna, szybka, emocjonująca akcja… dla mnie wydawała się ciągnąć w nieskończoność i praktycznie w ogóle mnie nie poruszała, mimo przecież bardzo przyzwoitych opisów. Wystrzegasz się zdań pojedynczych jak diabeł wody święconej, podobnie akapitów składających się z jednego zdania, zapominając, że tekst składający się z samych zdań złożonych wydaje się dłuższy i nudniejszy. Proste zdania, czasem nawet jedno słowo ograniczone kropką, wprowadzają do tekstu dynamikę, aktywizują czytelnika, pozawalają mu odczuć więcej emocji. Postaci również się zawsze w ten sposób wypowiadają: niezwykle poprawnym językiem i nienagannymi (no, prawie) zdaniami złożonymi. A krótkich akapitów nie lubisz do tego stopnia, że byle takowe wydłużać, potrafisz dopisać do wypowiedzi jednej postaci reakcję drugiej. Pamiętaj, że nie tylko treść, ale również forma mają znaczenie, jeśli chcesz przekazać pewne rzeczy i wpłynąć na czytelnika w dany sposób. Są różnie zabiegi, które temu służą i myślę, że powinnaś sobie trochę poczytać o środkach stylistycznych, bo u Ciebie było ich stosunkowo mało.
Ponadto, jak już wspominałam, w ogóle nie stosujesz stylizacji językowej. Młodzi ludzie wysławiają się jak profesorowie. Nie mówią w ogóle naturalnie. Tylko raz na ruski rok wrzucisz drobny kolokwializm (naliczyłam przez 24 rozdziały aż trzy cholery!), ale okrasisz to jeszcze jakimś wtem, bowiem i wychodzi nie wiadomo co. Najgorsze jest jednak to, że nie ma charakterystycznego sposobu mówienia, ulubionych powiedzonek, słówek. Wszyscy wysławiają się takimi samymi, ślicznymi zdaniami złożonymi i tym samym językiem. Pamiętaj, że sposób, w jaki postać porozumiewa się z innymi, to także sposób na wyrażenie jej charakteru. Odejmujesz jej go znacznie, kiedy pomijasz ten aspekt. Mika Montero, wielki nerwus o ognistym temperamencie, na pewno nie mówiłaby tak samo, jak grzeczna Lena czy wesoły, ironiczny Ty. Nie uważasz, że powinnaś jednak to zróżnicować? Zyskałaby na tym zarówno kreacja bohaterów, jak i sama akcja, przekazywana wtedy w bardziej interesujący i przyciągający uwagę sposób.
Masz sporo ekspozycji i streszczeń w swoim opowiadaniu. Wiele rzeczy po prostu opisujesz zamiast pokazać je poprzez sceny. A to w środku akcji zdarza Ci się opowiadać, że Lena jest taka i taka z charakteru (ekspozycja), zamiast dać nam to poczuć, a to ni stąd, ni zowąd nagle zaczynasz pisać o przeszłości czy o rzeczach kompletnie nie mających związku ze sceną dziejącą się aktualnie i niemogących być aktualnym komentarzem do sytuacji, który ma z nią jakikolwiek związek. Streszczeń, o ile pamiętam, było trochę mniej, ale też sporo. Przez to szczególnie pierwsze rozdziały czytało mi się bardzo ciężko. Wiele rzeczy po prostu stwierdziłaś, nie potwierdzając tego później w opowiadaniu (np. fragment o tym, jaka to Lena nie jest aspołeczna, a później była tylko jedna sytuacja, która mogłaby to naprawdę wskazywać). Pamiętaj, że zawsze ciekawiej jest, kiedy opowiadasz historię, opatrując ją komentarzami bohaterów, np. poprzez dialogi.
Kolejną istotną kwestią jest nadmiar epitetów. Często przedobrzasz, tworzysz pleonazmy, powtarzasz się lub dajesz zupełnie zbędne informacje. I przekombinowujesz. Potrafisz nagromadzić kilka przymiotników do jednego słowa i jeszcze niektóre z nich jakoś opisać. Bywa tego za dużo i zamiast ułatwić czytelnikowi wyobrażenie sobie świata, utrudniasz mu to zadanie. Wiąże się to też z brakiem dynamiki, o czym wspominałam wcześniej – niemal każde zdanie zawiera epitety. Czasem też wrzucasz takie zdania, które wyglądają, jakbyś chciała się po prostu pochwalić elokwencją, ale nie mogła zdecydować, które określenie będzie lepsze. Pamiętaj, że celne słowa łatwiej zapadają w pamięć, a kiedy jest ich nadmiar, to zamieniają się w trudną do zrozumienia masę.
Niestety wszystko to poważne przewinienia.

2. Narracja
Zawsze wiedziałam, że narracja pierwszoosobowa to ciężki orzech do zgryzienia, a Twój blog jedynie to potwierdził. Przy pierwszych rozdziałach było gorzej niż przy kolejnych, głównie ze względu na brak przepływu myśli, który potem – wciąż niewiele, ale jednak – zaczął się pojawiać. Chodzi o to, że postaci częściej mówiły myślałem, niż naprawdę myślały. Podobnie jak to, że Milan ponoć wciąż słyszał głos Angeli Vivere w swojej głowie, a Ty, mimo prowadzonego typu narracji, nie dałaś nam tego odczuć. Albo, co rozbrajało mnie przez cały czas, zapisywałaś część myśli kursywą, a część nie. W ogóle co to za pomysł, żeby zapisywać myśli kursywą w narracji pierwszoosobowej? Przecież historia jest opowiadana z perspektywy tej postaci, niejako widzimy świat jej oczami, zaglądamy w jej umysł, w jej emocje. Przynajmniej z założenia, bo u Ciebie wyszło to tak średnio. Brakowało mi świeżego komentarza narratora do danej sytuacji, było za to dużo streszczeń i ekspozycji nieadekwatnych do momentu, na które w normalnej sytuacji postać nie mogłaby sobie pozwolić. Dopiero w ostatnich rozdziałach zaczęły się pojawiać te luźniejsze myśli (Milan z niewyżytym pedofilem i resztą myśli podczas incydentu z kobietą z Tenebris). Takiego podejścia narratora, zachowywania się naturalnie, wejścia autorki w jego buty było zdecydowanie za mało. Przez większość czasu miałam wrażenie, że wydarzenia spływały po opowiadających jak po kaczkach. Byli właściwie beznamiętni (co też wiąże się ze słabą stylizacją) i zawsze myśleli tym samym sposobem, tym samym językiem. Bardzo długo też nie mieli w sobie nic charakterystycznego, tak, że gdybyś zmieniła im rodzaje na płci przeciwnej, pewnie nie mogłabym ich rozpoznać. Nie mieli żadnych myśli, które były by ICH, zachowań, które byłby ICH, jawnych przyzwyczajeń (pokazanych jako sceny, a nie jako ekspozycja), podejścia (to zmieniło się znacznie później). Mimo że pomysł prowadzenia historii z dwóch różnych perspektyw był ciekawy, wykonanie upadło. Za mało Milana w Milanie i Leny w Lenie. Dopiero w ostatnich rozdziałach zaczęło się to poprawiać. Gorąco polecam Ci spojrzeć na ten artykuł: http://spisekpisarzy.pl/2015/12/trzy-sposoby-na-narracje.html. Mam nadzieję, że on przybliży Ci, co miałam na myśli.

3. Fabuła
Rzecz bardzo istotna, a u Ciebie również niezwykle dopracowana. Choć rozdziały są krótkie i niewiele wydarzeń w sobie mieszczą, to jednak miałam to poczucie, że wszystko masz dokładnie zaplanowane i wiesz, co robisz. Tutaj właściwie nie ma się czego czepiać, bo na przestrzeni rozdziałów fabuła rysuje się powoli, ale regularnie. Wybierasz zagadki, które zmuszają czytelnika do snucia własnych domysłów i to najbardziej mnie angażowało. Wydaje mi się też, że każda postać ma swoje miejsce i rolę (nawet jeśli jeszcze nie do końca zdążyła je odegrać), nie masz zbędnych elementów, każdy puzzel jest ułożony i dopasowany do ogółu układanki. Już od pierwszych rozdziałów wiedziałaś, co robisz i umiejętnie rozdawałaś informacje, wiedząc, jak poprowadzić fabułę, by nie nudzić czytelnika oczywistościami, a bawić go niebanalnymi rozwiązaniami i zwrotami akcji. Wykorzystywałaś tajemniczość i klimat jak najbardziej, kiedy to było możliwe, potrafiłaś zaskoczyć i zaciekawić czytelnika. Nie doszukałam się błędów, ale rozplanowanie i prowadzenie fabuły zrobiło na mnie duże wrażenie. Nie było za bardzo imperatywów (a przynajmniej nie na tyle rażących, bym się im bardziej przyglądała), co też na duży plus. Drażniły mnie tylko ekspozycje i streszczenia, które miały Ci pomóc poprowadzić fabułę, ale zdecydowanie nie były najlepszym rozwiązaniem (już to mówiłam?). Jedyne, co mam Ci do zarzucenia w tej kwestii, to niewielka ilość scen (właściwie niewiele się dzieje, a rozdziały są bardzo krótkie). Nie daje to dużego pola do popisu jeśli chodzi o kreację świata i bohaterów.
O, znalazłam coś, co mnie mocno frapuje. Akcja dzieje się w Polsce, zgadza się? Ale tylko dwie postaci nazywają się po polsku.
Zastanowił mnie brak zapowiedzianych w jednym z rozdziałów parasomnii Leny. Mimo wszystko radzę mniej pomijać i streszczać, pokazując więcej właściwej treści opowiadania.

4. Kreacja bohaterów
Nie można Ci zarzucić, że Twoje postaci są wszystkie takie same. Są jednak trochę papierowe. Najczęściej przewijają się Lena, Milan oraz Ty – to właśnie oni są najlepiej rozwiniętymi bohaterami. Reszta ma po jednej charakterystycznej dla nich cesze i basta. Poza tym bardzo rzadko mają w niej rzeczywisty udział, który pozwala im rozwinąć skrzydła. Zdaję sobie sprawę, że to postaci drugoplanowe, jednak… Warto by było wzbogacić opowiadanie o sceny, które by je lepiej pokazywały – w końcu też są dla fabuły istotne, a prawie ich nie znamy. Zdecydowanie potrafisz różnicować charaktery, jedynie za mało czasu antenowego im poświęcasz i za mało się przykładasz, żeby je przybliżyć czytelnikowi. Dochodzi do tego brak stylizacji, który bardzo ułatwił by Tobie pokazywanie ich, a czytelnikowi – poznawanie i rozumienie.
Jeśli chodzi o moich faworytów, zdecydowanie Ty Artificem, Milan, Mika oraz Celico. Dwie ostatnie, choć rozwinięte słabo, mają naprawdę duży potencjał i chciałabym, żeby dostały więcej szans na zaprezentowanie się, choć zdaję sobie sprawę, że to pewnie niemożliwe. Mimo wszystko znacznie by to urozmaiciło historię. Większość postaci ma po prostu jedną, dominującą cechę, co sprawia, że są płaskie. Tylko Ty się bardziej od nich odróżnia. Nie jest to coś bardzo złego, skoro fabuła w sumie jest dość krótka, ale naprawdę świetnie byłoby zobaczyć, jak wykorzystujesz potencjał, który ukryłaś w świecie i postaciach.

5. Błędy
Notorycznie błędny cudzysłów. Jak już wspominałam, dwa przecinki to dwa przecinki, a nie inny znak interpunkcyjny. Dla przypomnienia, prawidłowy cudzysłów uzyskasz z pomocą klawiatury numerycznej: Alt +  0132 („) i Alt + 0148 (”).
Zdarza Ci się mylenie znaczeń słów lub używanie ich w złym kontekście (nagminnie, ezoterycznie etc.).
Mieszasz czasy.
Często zdarzało się, że źle wybierałaś wtrącenia. W ogóle miałaś trochę przecinkowych pomyłek, ale myślę, że wynikały one bardziej z nieuwagi niż niewiedzy. Jedyne, co mam Ci do zarzucenia, to nagminne stawianie przecinków przed jak i niż.
Trochę błędów składniowych, głównie dziwne i nieuzasadnione, często gmatwające zdanie, inwersje. Trzeba z tym zawalczyć, bo w większości przypadków tak naprawdę nie ma powodu, by tego zabiegu używać.
Mimo wszystko radzę nawiązać współpracę z betą, ponieważ zdarzają się różne błędy: literówki, zbłąkane przecinki, słówka itd. Warto je wyeliminować i skonsultować się z kimś, kto się w tym specjalizuje.


Ocena końcowa: przeciętny.
Mam nadzieję, że zrozumiesz, ale nie mogłam postawić Ci wyższej oceny. Nawet jeśli w ostatecznym rozrachunku nie bawiłam się źle, to jednak wyżej wymienione problemy odbierały mi większość radości z czytania. Nie mogłam się za bardzo wczuć przez styl i kiepskawą narrację. Dużo mi zabrakło w tej historii, a dobra fabuła nie zastąpi wszystkiego. Trochę nadrobiłaś kreatywnością i prowadzeniem fabuły. Postaci nie są do końca wykreowane tak, jakbym sobie tego życzyła, ale nie było aż tak źle. Mimo wszystko, jak dla mnie, historia wymaga przepisania z uwzględnieniem większej ilości środków stylistycznych, w tym stylizacji i dopasowaniu języka do postaci, a także wskazówek dotyczących samej narracji. Blog ma duży potencjał i wiem, że jesteś zaangażowana w jego życie, dlatego wierzę, że się poprawi. I tego Ci życzę, a także cierpliwości i dużo siły.

2 komentarze:

  1. Dzień dobry.:)

    Kapitan oczywisty wita, śmiejąc się do ekranu. No ja wiem, wiem, nadprzymiotnikoza w stopniu zaawansowanym. Pracuję nad tym, pracuję.

    Zacznę od końca. Kiedyś chciałam zrobić korektę poprzednich rozdziałów, ale nie doszłam nawet do drugiego i się strasznie zanudziłam. Wtedy stwierdziłam: halo, ziom, coś jest nie tak, jeśli czytelnicy mają się przy tym dobrze bawić. Więc ciągnęłam Cordragon dalej, choć zaczęłam pisać to od nowa.

    Efekty możesz zobaczyć na Kici (kot-z-maslem.blogspot.com). Ocenę tego bloga niedługo zacznie pisać Lena. Może z czystej ciekawości chciałabyś zobaczyć, jak poszła mi ta renowacja. Prolog jest króciuteńki, pierwszy rozdział długością także nie grzeszy. Chyba że masz dość tej historii na wieki wieków, całkiem zrozumiałe.

    Dziękuję za ocenę, należą Ci się za nią brawa, oklaski, owacje, normalnie klakierów bym zatrudniła, by Ci ten trud wynagrodzić. Masa tekstu, błędów i głupotek, od których by niejednego głowa rozbolała (zwrócę za Apap, kochana, tylko pisz).

    Zdjęcie przy tuleniu mnie do siebie.. Ja tak lubię spać, hah. Cudownie, cieplutko.

    Zgadzam się praktycznie ze wszystkim. Na Kocie piszę w czasie teraźniejszym, by się nie gubić. Będę tylko do końca bronić kreacji postaci (nie licząc Luizy i Mai, bo to totalna porażka na Cordragon, i oczywiście wypowiedzi pseudonaukowców).

    I zrezygnowałam z narracji Milana w pierwszej księdze, bo to mogło być irytujące i komplikujące, takie przeplatanie, dwie perspektywy, wątki. Ale cała księga druga będzie jego.

    Dziwi mnie, że było Ci przykro po śmierci Luizy. Bardzo mi się nie podoba, jak potoczył się ten wątek. Gdybym była na Twoim miejscu, byłoby to raczej coś w stylu: Luiza nie żyje? Aha, okej. No a chyba nie o to chodzi, a o emocje, prawda?

    O imionach i nazwiskach także wspomniałam lepiej na Kocie (mam nadzieję). Łacińskie prawdziwe i polskie ziemskie.

    Nie chciałam zanudzać, więc fabułę trochę zmieniłam. To odjęłam, to dodałam. Na kocie jest na razie czternaście rozdziałów i przy piętnastym dojdziemy do tego etapu historii, na którym kończy się Cordragon.

    Rzesze łez, hihi, całe armie.

    W najbliższym czasie mam zamiar skomentować tę ocenę dokładniej, odnosząc się do poszczególnych fragmentów. Porobię notatki (kocham notatki). Wypiszę najczęstsze błędy i sprawdzę, czy nie ma podobnych na Kocie, takie tam...

    Jeśli chodzi o wąsa w nagłówku, miałam pisać do autorki szablonu, ale jakoś wypadło mi z głowy.

    Więc do następnego. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrek!
      Nie chciałam Cię nigdzie urazić i mam nadzieję, że nigdzie tego nie zrobiłam (a jeśli tak, to że mi wybaczysz). Mam nadzieję, że ocenka w jakimkolwiek stopniu Ci pomoże. I już bez przesady, nic mi się nie należy, zwłaszcza biorąc pod uwagę, ile czasu musiałaś czekać... Jeszcze raz za to przepraszam. Przyznam, że na początku pisało mi się ją trudno, ale byłam wtedy w bardzo zrzędzącym nastroju i to pewnie dlatego. Koniec końców nie było źle, bo historia dała mi sporo zabawy. A reszta to kwestia praktyki - historia ma duży potencjał i cieszę się, że wciąż nad nią pracujesz. Narracja pierwszoosobowa nie jest łatwa. Bardzo łatwo przeobrazić ją w pamiętnik. A na Kota zerknę z przyjemnością.
      Tak jak pisałam już wcześniej, kreacja postaci nie jest zła. Brakowało mi jedynie ich lepszego rozwinięcia. A pod względem zróżnicowania było naprawdę dobrze. I prawdę mówiąc, dwie różne perspektywy też mi się podobały, no ale to ja. Zerknę, jak to poszło tam.
      Wątek z Luizą... było mi przykro, bo - co chyba jest u mnie wrodzone - momentalnie miałam w głowie, jak mogła czuć się Lena. Troszkę poskąpiłaś tam emocji, ale tyle razy się naczytałam o uczuciach po śmierci bliskiej osoby, że nie potrzebuję wiele, by się we mnie obudziły...
      Rzesze łez naprawdę mnie rozbroiły. :D Ale takie głupotki zdarzają się wszystkim. Ważne, żeby mieć do nich dystans.
      Mam nadzieję, że na drugim blogu pójdzie lepiej. Trzymam mocno kciuki za to i za dużą wytrwałość, by skończyć tę historię, bo warto. Pozdrawiam również.

      Usuń