[65] ocena bloga: midori-no-asa.blogspot.com

Ocena bloga: midori no asa
Autorka: Mavis Motomi
Tematyka: ff – Fairy Tail
Oceniający: Forfeit



Prolog


Chociaż już od kilku dni chmurzyło się[przecinek] a synoptycy zapowiadali, że wkrótce spadnie śnieg, to Igneel Dragneel nie był w żaden sposób przygotowany na tak gwałtowną zmianę pogody. Jeszcze zaledwie godzinę temu, kiedy wychodził z domu[przecinek] świeciło słońce[przecinek] a niebo, o dziwo, było wyjątkowo czyste.


I chociaż wiał lekki wiatr, który co chwila mierzwił mu włosy[przecinek] a ciemnoczerwone kosmyki złośliwie wpadały do oczu, nie czuł zimna. Było tak[przecinek] dopóki nie dojechał do celu.
Czyli wiało w tym pociągu, którym jechał (w zimę)?


Śnieg, wszędzie walał się cholerny śnieg i na domiar tego wciąż jeszcze padał! Jakby te kilka centymetrów na chodnikach to było za mało. I wiało! Czy też raczej pizgało złem, jak to miał w zwyczaju mawiać jego durny, starszy brat.
Strasznie wulgarny ten Twój narrator. Mogłaś wyrazić to za pomocą myśli bohatera, byłoby o wiele lepiej.


Przeklął w myślach złośliwość losu i czekając na możliwość przejścia spoglądał na ludzi, którzy tak jak on spieszyli się w sobie znanym tylko kierunku.
Czekając na możliwość przejścia (ewentualnie tak jak on) to wtrącenie. Oddziel przecinkami.
Szyk: w sobie tylko znanym/w tylko sobie znanym.


—[spacja]pomyślał Igneel i jak tylko zmieniła się sygnalizacja, wyrwał do przodu.
Powinno być gdy zamiast jak.


Patrząc jedynie pod nogi[przecinek] szedł szybkim krokiem, chcąc znaleźć się już w centrum dzielnicy, gdzie mieściła się restauracja, w której pracował.


Chyba po raz pierwszy miał pretensje do siebie, że chociaż ten jeden raz nie kopnął swojej zasranej dumy w cztery litery, każąc jej spieprzać.
Znów ten wulgarny narrator.


Mimo to,[zbędny przecinek] wrażenie, że zima jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa[przecinek] nie opuszczało mieszkańców Tokio.


Zawsze należała do osób chorowitych[przecinek] o słabej odporności, która byle gównem może się zarazić.
Należała do osób, które byle gównem mogą się zarazić.


A kiedy dzwoniła do niego, chcąc chociaż dowiedzieć się, kiedy wróci[przecinek] nawet nie odbierał telefonu.


Znowu mocno zakaszlała i[przecinek] czując okrutny ból w klatce piersiowej[przecinek] zrezygnowana wyłączyła telewizor, pilota rzucając na szary dywan.
W sensie, że zrobiła to jednocześnie? Rzucenie pilotem wyłączyło telewizor?


Czas dłużył się niemiłosiernie;[lepiej myślnik] chociaż były to zaledwie minuty[przecinek] ona miała wrażenie, że czeka wieczność[przecinek] a życie jej przyjaciela ucieka spomiędzy jej drobnych dłoni.
Cały czas gubisz przecinki przed a.


Dopiero,[zbędny przecinek] kiedy ratownicy zabrali Igneela do karetki, Laylę opuścił[opuściły] strach i adrenalina, których mieszanka trzymała ją przy siłach.
Adrenalina nie mogła opuścić ciała Layli. Mógł spaść jej poziom.


Podchodząc do czarnego mercedesa, raz jeszcze zerknął na poszarzały budynek, po czym siadł za kierownicę i już chwilę później jechał prawie pustą drogą w kierunku ich domu.
Usiadł za: kim? czym? Kierownicą.


To niemożliwe. Niemożliwe.[zbędna kropka]  — powtarzała w myślach jak mantrę.


Po przeczytaniu prologu mam mieszane uczucia. Piszesz bardzo ładne opisy, dobrze przedstawiasz bohaterów i sytuacje, trochę mniej szczegółowo świat. Opisujesz wydarzenia, ale wątki są wrzucone i sklepane dość chaotycznie. Mam nadzieję, że to celowy zabieg.
Generalnie całość wyszła całkiem zgrabnie. Nie spieszyłaś się z informacjami, nie leciałaś z akcją. Końcówka mnie zaciekawiła, tak samo jak rzekomy brat Igneela. Niestety, na podstawie prologu niewiele da się powiedzieć, więc lecę dalej.


Rozdział 1


Był to jeden z wielu przykładów, kiedy jej potrzeby były dla Juda nie wiele znaczącymi słowami, na które zawsze machał ręką.
W prologu dobrze odmieniałaś imię. Powinno być Jude’a. Niewiele piszemy łącznie!


Jude już dawno przestał być dla niej mężem[przecinek] a stał się tylko ojcem ich dziecka.


Wprowadziłaś postać Cany. Wiemy, że jest rok 2014. Jej matka zmarła w 1990, więc mała Cana musiała urodzić się koło 1989-1990 roku. Z zakładki bohaterowie wiemy, że Lucy urodziła się w 1994 roku. Zatem Cana musi być starsza około cztery lata. W mandze/anime jest między nimi różnica jedynie roku.


Przy dialogach czasami masz pauzy, czasami półpauzy. Polecam to ujednolicić.


Wolała wtulić się w jego silne ramiona i nacieszyć się[zbędne] każdą możliwą chwilą z nim, jaką ma.
Miała. Nie mieszaj czasów, trzymaj się jednego.


Mi tez się przyda taka mała terapia (...).
Też.


Ciekawe[przecinek] czy Natsu kiedykolwiek podejrzewał jak ciężko jej bywa?
U niej bywało/jej było. Czas po raz kolejny.


(...) zapytała[przecinek] nie chcąc dalej drążyć niewygodnego dla niej tematu.
Wydaje mi się, że wiesz, że przed imiesłowem stawia się przecinek, ale czasem Ci to umyka.


Wykorzystując czas, że jest sama[przecinek] robiła wszelkie możliwe porządki.
Znów zmieniasz czas na teraźniejszy. I lepiej brzmiałoby wykorzystując okazję.


Wyjrzała przez okno i zobaczyła, że ich owczarek niemiecki stoi przy drewnianym ogrodzeniu i wyraźnie zdenerwowany szczeka na coś.
Ponownie czas.


— Wciągaj na siebie ciuchy — Cana rzuciła w Lucy wczorajszą, ciemno fioletową[łącznie] tuniką — Za dziesięć minut masz być ogarnięta, idziemy na miasto. Zrozumiano? — Lucy posłała jej błagalne spojrzenie, jednak to nie zadziałało. Musiała się poddać. Z miną najbardziej cierpiącej istoty na świecie, podreptała do[przez] korytarz, prosto do łazienki, w myślach przeklinając cały świat.
Podkreśloną część przerzuć do nowego akapitu. Wypowiada się Cana, więc gdy zmieniasz wykonawcę czynności, zacznij od kolejnej linijki.


— Cana…? — Radosny uśmiech z ust dziewczyny szybko zniknął, kiedy usłyszała drżący głos kobiety.
Jak wyżej.


Miało do niego tę cholerną słabość i on umiał to wykorzystać.
Miała.


Przejechała smukłymi palcami wzdłuż jego kości policzkowych, przyglądając się świeżym zadrapaniom na twarzy. Potem musnęła nimi jego wilgotne usta, które zaraz znów pocałowała.
Musnęła kościami czy zadrapaniami?


—[spacja]Jeszcze dziś masz się spakować (...).
Ten przeskok jedenaście lat wstecz wybił mnie nieco z rytmu. Jeśli będziesz tak skakała po wątkach, czytelnik łatwo się pogubi, szczególnie, że te dwie płaszczyzny czasowe na razie nijak się nie łączą. Przeczytałam jednak za mało tekstu, by móc w jakikolwiek sposób szerzej się wypowiedzieć. Wspomnę tylko, że bardzo naturalnie sterujesz bohaterami, aż da się ich poczuć. Mam nadzieję, że to utrzymasz.


Rozdział 2

Lucy mimowolnie odszukała drżącą ręką,[zbędny przecinek] dłoni Lisanny.
Odszukała dłoń/dłonie.


— Proszę pani…? — Lucy popatrzyła nieco nieobecnym wzrokiem na zatroskaną twarz młodej policjantki. — Wszystko w porządku? Chce pani usiąść?
To brzmi tak, jakby to Lucy wypowiadała te słowa, a chodzi chyba o policjantkę. Dlatego jeśli wykonawca czynności nie odnosi się do osoby wypowiadającej się, powinniśmy przenieść tekst do kolejnej linijki.


Tyle razy zastanawiała się, czemu matka, pomimo nieudanego życia z nim, nigdy nawet mu[zbędne] nie zagroziła rozwodem. Trwała przy nim wiernie, czego Lucy nigdy nie była w stanie zrozumieć. Była taka naiwna, głupia? Nie chciała nigdy tak o nie[niej] myśleć, ale czasem inaczej nie potrafiła. Sama jednak też nigdy nie znalazła w sobie odwagi, by zapytać matkę wprost o wszystko.
Widzisz, ile razy powtórzyłaś słowo nigdy? Szybciutko, popraw!
Lucy była taka naiwna i głupia?


Niezapomniane urodziny, gdzie były pokaz sztucznych ogni, swój pierwszy pocałunek, impreza pod nieobecność rodziców.
To zdanie brzmi bardzo topornie. Lepiej brzmiałoby dodawanie do każdej czynności czasownika, np: Niezapomniane urodziny, gdzie odbył się pokaz sztucznych ogni, przeżyła swój pierwszy pocałunek, zrobiła imprezę pod nieobecność rodziców…


Chyba po raz pierwszy, idąc tak dobrze znanym jej korytarzem, czuła przejmujące zimno. Chociaż stawiała pewne i szybkie kroki[przecienk] w środku czuła ogromny strach, którego jej oczy nie były w stanie kryć.


Na jego pomarszczonej, sześćdziesięcioletniej twarzy zobaczyła cień zmęczenia, które nieudolnie chciał zamaskować krzywym uśmiechem.
Który, bo cień, a nie zmęczenie.


Kilka nieprzyjemnych[przecinek] długich cięć na policzkach, zasinienie wokół oka, zaschnięta krew na ustach. Oczom Ur nie uszły też zasinienia wokół krtani.


Przecież,[zbędny przecinek] gdyby nic się nie stało, ojciec odebrał by ten przeklęty telefon, nie zostawiłby jej teraz, kiedy go tak potrzebuje.
Odebrałby piszemy łącznie. Dziwne, bo chwilę później napisałaś zostawiłby prawidłowo. Więc skąd ten błąd?


Melodia grała[przecinek] a ona z ponurą miną wpatrywała się w ekran[przecinek] aż w końcu odebrała połączenie.


Właśnie kończyła zapisywanie ostatnich danych w papiery, stojąc obok metalowego stołu.
W: kim? czym? Papierach.


— Łatwo się domyśleć, że przyczyną zgonu były strzały.
Domyślić. [klik], [klik]


Często nie umiała nabrać dystansu do problemów innych i nim się zorientowała, dzieliła ich[tych problemów?] troski i jak tylko mogła[przecinek] to chciała pomóc. Teraz było podobnie, chociaż tutaj pomóc nie mogła, to czuła nieprzyjemne, kłujące poczucie winy, że nie jest przy Lucy cały czas.


W takich chwilach nienawidziła tej pracy i łapała się nie raz na myślach, że chętnie by ją rzuciła. Jako matka czuła, że nie raz zawodzi.
Pierwsze nie raz raczej łącznie. [klik]
Zawodziła.


(...) znów skupiła wzrok na ofierze. W blasku latarni ustawionych wzdłuż chodnika za nią mogła dostrzec wyraźnie sylwetkę ofiary. Powoli podeszła do zwłok. Z bliska twarz ofiary była jeszcze bardziej przerażająca.


Szczerze mówiąc, to, że Jude nie żyje, było do przewidzenia, jednak sposób, w jaki go zamordowano, pozostawia wiele do życzenia. Mimo że rozdział nie był przepełniony akcją, okazał się dość ciekawy. Tylko Cana mi gdzieś zaginęła pod koniec, no.
Ładnie pokazujesz związek Natsu i Lisanny. Wszystko jest naturalne; pomimo narzekań dziewczyny na kłamstwa, jestem w stanie wierzyć w to, że Natsu kocha Lisannę. Umiesz bardzo dobrze przedstawić relacje bohaterów. Zdziwił mnie fakt, że Lisanna i Lucy się znają, a jeszcze bardziej, że Heartfilia i Dragneel to przyjaciele. Wiesz, myślałam, że Natsu nie zna Lucy, pozna ją w czasie trwania śledztwa i będzie tró lofff. Postawiłaś sobie jednak poprzeczkę trochę wyżej. Widzę, że Lucy czeka trudna sytuacja, skoro masz pisać NaLu. Mam nadzieję, że nie uprościsz sobie wszystkiego zabójstwem Lisanny.
Cieszę się, że jednak nie stawiasz miłości na pierwszym miejscu i skupiasz się na wątku kryminalnym opowiadania. To popycha akcję do przodu, a wydarzenia kształtują charaktery bohaterów. Widzę, że na razie wszystko idzie w dobrym kierunku, choć to zaledwie początki.


Rozdział 3


I nienawidził przy tym tych, którzy cennego czasu nie szanowali - spóźnialskich.
Wkradł się dywiz zamiast myślnika.


Jesteś zwykłym śmieciem, nic niewartym ćpunem, pozbawionym jakikolwiek zahamowań!
Jakichkolwiek.


To wystarczyło, by cała złość nagle zniknęła i Sting zwolnij uścisk.
Zwolnił.


Chłopak przeszedł na drugą stronę kuchni, stanął za kuchennym aneksem i sięgnął zza niego po czarny kubek i świeżo zaparzoną kawę.
Raczej kubek z kawą, bo nie mógł wziąć i tego, i tego oddzielnie.


Kobieta - zgrabna, ubrana w dopasowaną[przecinek] kremową garsonkę i ołówkową spódnicę do kolan, minęła go szybkim, miarowym krokiem, rozmawiając przez telefon.
Znów wkradł się dywiz.


Zaraz zniknęła w tłumie, który tworzył jedną, ruchliwą masę. Zaraz jednak wyłapał z niej dorosłego mężczyznę (...).


Mała, trzymając białego, pluszowego królika[przecinek] starała się nie przewrócić pod wpływem,[zbędny przecinek] narzuconego przez jej ojca,[zbędny przecinek] tempa. Gdy go mijali, w ciemnych, brązowych oczach dziecka dostrzegł łzy.
To wtrącenie w ogóle nie pasuje.
Gdy mijali kogo? Ojca? Królika? Zastąp zaimek imieniem.


Im dłużej trwał w nic nie wartej[łącznie] bezczynności, tym więcej myślał o tym, co mógłby w tym czasie zrobić.


Sam ledwo unikając wypadku zaraz przebił się przez tłum zszokowanych gapiów i dopadł do ofiary.
Po co to zaraz w zdaniu? Jest całkowicie zbędne, za to brakuje przecinka.


Policjant dokładnie zanotował zeznanie. Chciał zadać jeszcze kilka pytań, ale wtedy został zawołany przez kolegę. Nie chcąc zatrzymywać dłużej chłopaka[przecinek] podziękował i ruszył w tłum gapiów.
To trochę nieodpowiedzialne przerywać pracę, bo policjanta zawołał jego kolega. Skąd wiedział, że Gray nie wie jeszcze czegoś istotnego? Po chwili przecież wykrzyczał kolejną ważną informację. Po to się przesłuchuje świadków, aby się dowiedzieć jak najwięcej, a nie żeby udawać, że coś się robi, odwalając pracę na pół gwizdka.


Rozdział był bardzo krótki, niewiele mogę na jego temat powiedzieć. Co chwila dokładasz nowe sceny, rozwijasz kolejne wątki, wprowadzasz bohaterów. Robisz to nienachalnie, jednak zapominasz o wcześniejszych. I nadal nie wiem, co się działo jedenaście lat temu, nie wróciłaś do scen, które rozbabrałaś i zostawiłaś w takim, a nie innym stanie. Oczywiście ciągle liczę na to, że zaczniesz składać wszystko do kupy, bo na chwilę obecną mamy część układanki i sporo puzzli, które nigdzie nie pasują. Wiem, że to dopiero początek historii, jednak w spisie treści masz mniej więcej zaplanowane wszystkie rozdziały i nie jest ich zbyt wiele.


Rozdział 4


Hinamori Kaminaga obudziła się tego dnia z dziwnym przeświadczeniem, że w jej życiu coś się zmieni. Nie wiedziała, skąd naszła ją ta nagła myśl. Żadnych zmian w życiu przecież nie oczekiwała.


— Synku, wstawaj. Niedługo musisz iść do szkoły.
Chłopiec nagle odwrócił[przewrócił] się na plecy[przecinek] a Hinamori dostrzegła spojrzenie ciemnych oczu, które z intensywnością wpatrywały się w jej bladą twarz.
— Obchodzi cię to w ogóle? — zapytał poważnym tonem, zupełnie nie pasującym do sylwetki[zbędne] sześcioletniego chłopca.
— Oczywiście, że tak,[kropka, nowe zdanie] głupie pytanie — powiedziała zaskoczona Hinamori, łapiąc syna za rękę, leżącą wzdłuż ciała. — Podnosimy się!
Masao natychmiast zabrał od matki swoją rękę, jakby ten dotyk sprawiał mu ból. Bez słowa podniósł się z łóżka i dopiero wtedy Hinamori dostrzegła, że ma[miał] zasinienie na prawym barku.
— Synku, co ci się stało? — zapytała z niepokojem. Zbył jej pytanie wzruszeniem ramion i[przecinek]chcąc uniknąć dalszych dociekań[przecinek] szybko czmychnął z pokoju, prosto do łazienki na końcu korytarza, w której zamknął się na kolejne dwadzieścia minut. (...)
Posłał matce gniewne spojrzenie i[przecinek] nim się odezwała[przecinek] zniknął w korytarzu. Usłyszała trzaśnięcie drzwi.
Nie sądzisz, że to trochę zbyt dorosłe zachowanie jak na sześciolatka? Tak wcześnie przechodzi młodzieńczy bunt? Ja wiem, że matka go olewa, ale to sześciolatek. Oprócz fochów, może by się rozpłakał? Tupnął nogą? Uderzył w coś? Dzieci tak rozładowują swoją złość, a nie ignorują ludzi. Raczej zwracają na siebie uwagę.
No i tak małe dziecko nie je śniadania i samo idzie do szkoły? Chłopiec ma dopiero sześć lat! Przecież to niemożliwe, by w tym wieku chodziło samo ulicą, jeździło autobusem… Nie kupuję tego.
Lubisz też pisać, że coś jest czyjeś. Nie zawsze musisz wstawiać zaimki. Jeśli możesz tego unikać, rób to. Wtedy tekst będzie płynniejszy.


Dziwił się natomiast, że jej wciąż żyjący mąż nie popełnił samobójstwa albo najzwyczajniej nie spierdolił od niej. Jak z kimś takim można żyć? Szczególnie, kiedy jest się tak różnymi osobami? Co tak miły i życzliwy mężczyzna mógł widzieć w tym uosobieniu diabelstwa? Doprawdy, miłość naprawdę była ślepa.
Ponownie narrator stał się wulgarny. Najpierw spierdolić, a potem doprawdy? Mieszasz style, postaraj się tego unikać. Nie popadaj ze skrajności w skrajność, ujednolić to.
Czy nie mógł tego wszystkiego pomyśleć Natsu? Wyglądałoby to o wiele naturalniej, a także kształtowało bohatera. I tak od początku wątku nie wypowiada się w tekście nikt, oprócz narratora, co jest ekspozycją.


Natsu zacisnął dłonie w pięści, ostatnimi resztkami silnej woli powstrzymując się od dojebania wiązanką wyzwisk tej starej kurwie.
O, kolejny przykład.


Jak tylko zdjął buty, skierował się do kuchni, prosto do lodówki.
Gdy lepiej spełni tu swoją funkcję.


Zgarnął z półki butelkę zimnej wody, z blatu talerz z niedawno przygotowanymi przez Lis kanapkami i przeszedł do salonu.
A to nie jest tak, że na ostrym kacu, jaki właśnie ma Natsu, nie ma się ochoty nic jeść?


Tak jak z reguły gardziła papierosami i trzymała się od nich z dala, odkąd je rzuciła, tak dziś nie potrafiła nawet na chwilę odpędzić się od myśli, by nie tknąć tego świństwa.
Chyba by tknąć.


Lucy przez chwilę milczała, miętosząc [w] dłoniach swoją spódniczkę.


Ich właścicielką była czterdziestoletnia kobieta, którą Hinamori najchętniej wysłałaby na marsa.
Nazwa własna, piszemy wielką literą.


(...) to jakiś wredny chochlik jakby na chwilę przejmował jej osobę.
Raczej: kontrolę nad jej osobą.


— Hinamori! — Rozpostarta dłoń z hukiem uderzyła o blat biurka. Zawołana kobieta z lękiem podskoczyła na fotelu[przecinek] a długopis, który trzymała przy ustach[przecinek] wypadł z ręki, ginąc gdzieś pod biurkiem. Podniosła głowę i napotkała srogie spojrzenie ciemnych oczu. Ich właścicielką była czterdziestoletnia kobieta, którą Hinamori najchętniej wysłałaby na marsa. Tak jak z reguły miała wielkie pokłady cierpliwości, tak sam widok szefowej wydziału zabójstw przyprawiał ją o mrowienie w dłoniach i skurcz żołądka. A gdy się odzywała…
— Wróciłaś łaskawie do rzeczywistości?
Te dwie wypowiedzi należą do jednej osoby, więc rozbij ten pierwszy akapit. Opisywana osoba i tak nie jest tą, która się wypowiada.


(...) albo miała niezły ubaw[przecinek] denerwując ją na każdym kroku.
Coraz częściej zdarza Ci się gubić przecinki przed imiesłowem.


Jak biznesman. Kiedy go spostrzegłem[przecinek] po prostu odszedł do samochodu. Jakiś czarny wóz. Chyba toyota.
Biznesmen lub businessman, choć lepiej użyć pierwszej formy, niż bawić się w anglicyzmy. [klik]


Ponoć niegdyś było to miejsce tak samo żywe jak reszta miasta - pełne sklepów, wystaw, a sama ulica prowadziła do niedużego, lecz zadbanego parku.
Znowu dywiz.


Ciemność w uliczce rozproszyło mgliste, żółte światło ze środka[przecinek] a do nozdrzy Natsu od razu wdarł się zapach tytoniu.
Nadal nie stawiasz przecinków przed a, choć zdarzyło Ci się to zrobić ze dwa czy trzy razy. Myślę, że jednak zapomniałaś o tej zasadzie i postawiłaś je właściwie z rozpędu.


Mieszkał nieopodal uczelni, więc wystarczyło przejść się na pobliski przystanek autobusowy, skąd autobus zawsze odwoził ją praktycznie pod samą uczelnię.
Kiedy dotarła na przystanek[przecinek] autobus właśnie nadjeżdżał.


Znów wyciągnęła rękę do dzwonka i mimo,[zbędny przecinek] ze[że] serce jeszcze mocniej łomotało jej w piersi, zadzwoniła.
W konstrukcji mimo że nie stawiamy przecinka. [klik]


Mam cie dość.
Cię.


— Sting, uspokój się, proszę — powiedziała na tyle spokojnym głosem, na ile pozwalały jej to zszargane nerwy.
Jej na to.


W tym rozdziale połączyłaś sporo wątków. W ogóle nie wiem, po co scena z małym chłopcem i sąsiadką Natsu, ale mam nadzieję, że będzie to istotne dla fabuły. Dziwi mnie to, że wspominasz o synu Hinamori, a o mężu nie. Przecież to też może być ważne, a nawet musi, jeśli chcesz dobrze przedstawić bohaterkę, która jest, nie ukrywajmy, ważna. Zaciekawiłaś mnie sceną z Natsu, tą wiadomością i pojawieniem się go w Knajpie. Ładnie oddałaś klimat tamtego miejsca. Wydaje mi się jednak, że zupełnie odwrotnie wyszło z przesłuchaniem. Dla mnie mężczyzna nie był przerażony z powodu szoku i nie miał nadziei, że koszmary przestaną go męczyć. Moim zdaniem wypadł jak ktoś, kto został wynajęty przez zabójcę, aby ściemniać, bo inaczej straci życie. A jego wybuch gniewu zupełnie nie pasował do sceny. Zresztą, gdyby zabójca go zobaczył, zamordowałby go, aby nie mieć świadków. A musiał go dostrzec. Raz, pies, który biegł, pewnie szczekał, a także kroki. To wszystko słychać. Dwa, skoro mężczyzna widział zabójcę tak, że potrafi określić jego strój, wzrost i brak dłoni, musiał być dość blisko, więc to mało prawdopodobne, żeby morderca go nie spostrzegł. Jakoś mi się to kupy nie trzyma.
Z drugiej strony bardzo ładnie opisałaś wątek z Lucy. Ten obłęd Stinga jest tak naturalnie przedstawiony i poparty argumentami, że jestem skłonna uwierzyć w jego obłąkanie. Napad na Lucy, podwójny, był dobrze opisany, dynamicznie, dało się wczuć w scenę, aż nie mogłam się oderwać od czytania. Opis był realistyczny, szczególnie tego, co Sting zrobił dziewczynie. Dobrze przedstawiłaś brutalność chłopaka.
Tylko ten Gray nie daje mi spokoju. O co z nim chodziło rozdział wcześniej? Skąd on się wziął, kim była kobieta, na którą czekał, kto zginął i szarpał się z ofiarą na balkonie? Tyle pytań… Ale to dobrze. To oznacza, że potrafisz zainteresować czytelnika, a jednocześnie zapamiętuje on sporo szczegółów. Chyba zaczynasz powoli łączyć fragmenty układanki. Mam tylko nadzieję, że nie wprowadzasz żadnego wątku ot tak, bez celu. To spowolniłoby tylko akcję i zapchało fabułę. A tego nie chcemy, i tak Twoje wątki to pojedyncze urywki, które są zazwyczaj krótkie, dlatego ciężko szerzej się o nich wypowiedzieć. Szczególnie na tym etapie, gdy nie rozwinęłaś jeszcze akcji.


Rozdział 5


Czekała tutaj już dwie godziny. Kiedy tutaj przyjechała, nie wiele się dowiedziała o stanie Lucy.


Bardzo ładnie opisałaś barmana, jestem pod wrażeniem, że tak świetnie oddałaś charakter i wygląd w tak niewielu zdaniach, jednocześnie ukazując zawód Natsu i klimat miejsc, w jakich się obracał.


W końcu schował telefon do spodni i[przecinek] zgarniając torbę z siedzenia, odwrócił się w kierunku drzwi prowadzących na zaplecze.
Przecinek przed imiesłowem; wtrącenie.


Nie był pewien, czy w to wszystko powinien jeszcze dodatkowo mieszać człowieka, którego zamiarów nigdy nie można było jasno określić. Precht był człowiekiem z pewnością chciwym i dla własnych żądzy potrafił wiele zrobić.


Przeczucie, że niegdyś przyjdzie mu żałować tej decyzji[przecinek] nagle stało się duże cięższe i trudniejsze do zniesienia.
Dużo.


Sala, w której leżała Lucy[przecinek] mieściła się na końcu oddziału.
Wtrącenie.


Lucy było jedną z jej najdroższych osób w życiu – i jedną z nielicznych, którym tak bezgranicznie ufała.
Była.
Powinno być również: jedną z najdroższych osób w jej życiu.


Lokal otwarty został trzy lata wcześniej i prowadziło [go] małżeństwo wraz ze swoim synem, których[przecinek] o dziwo[przecinek] teraz nie widział.


W tej części często powtarzasz czasownik być. Nie stawiasz także przecinków przed imiesłowami. Niewiele można powiedzieć o tym rozdziale, bo jest bardzo krótki. Niemal nic się nie dzieje, oprócz przerwania akcji przez Natsu. Nie mam pojęcia, po co mu informacje o napaści sprzed dziesięciu lat i wciąż mi się wydaje, że zamiast zaczynać łączyć wątki dokładasz kolejne, które do siebie nie pasują. To wzmaga moją ciekawość, bo robisz to w dość nienachalny sposób. Tak więc ze szczerym zaciekawieniem przechodzę do rozdziału szóstego.


Rozdział 6


Pół godziny temu rozpoczęto wpuszczanie ludzi, lecz mimo to,[zbędny przecinek] kolejki zdawały się nie maleć. Stadion był w stanie pomieścić siedemdziesiąt tysięcy ludzi i Laxus był pewien, że dzisiejszej nocy ani jedno miejsce nie zostanie puste.


Z pewnością wyróżniał się na tle tych wszystkich młodych ludzi, którzy przy nim wyglądali jak marnej postury koty przy tygrysie. Przepychał się, odsuwając ludzi silnymi ramionami i[przecinek] niezrażony krzywymi spojrzeniami i jakimiś pomrukami niezadowolenia, ostatecznie wydostał się w z tego ruchomego więzienia, prosto pod dwuskrzydłowe[przecinek] białe drzwi, za którymi, jak wynikało z mapy dołączonej do zlecenia, mieściły się pomieszczenia dla pracowników.
Widzisz, jak długie jest drugie zdanie? Lepiej byłoby rozbić je na dwa, nawet trzy.


Na końcu był drewniany, okrągły stolik, przy którym stały trzy krzesła. Jedno z nich było zajęte przez przygarbionego człowieka.


Scena z Laxusem była genialna, naprawdę. Idealnie oddany klimat, względny spokój i nagły szok. Nie spodziewałam się takiego obrotu akcji i tak makabrycznej sceny, więc szczerze – zaskoczyłaś mnie. Bardzo pozytywnie zaskoczyłaś. Od razu byłam w stanie wczuć się w bohatera. Laxusa przedstawiłaś tak, że niemal od razu polubiłam tę postać i się z nią utożsamiłam.


Podeszła bliżej tablicy, skupiając zmęczony wzrok na chłodnym obliczu Juda, jakby z nadzieją, że zaraz na tym kawałku papieru pojawią się odpowiedzi na wszystkie dręczące ją pytania.
Jude’a.


Patrząc na swoje odbicie w pękniętym lustrze w windzie, szybko obiecał sobie dorwać skurwisyna, który najprawdopodobniej nigdy nie zasługiwał na bezwarunkową miłość, jaką darzyła go Lucy.
Skurwysyna.


Przejście z rozmowy z Lisanną do myśli o Lucy było trochę nienaturalne. Zabrakło mi jakiegoś łącznika, który płynnie połączyłby oba wątki. W tym momencie widać linię, która oddziela wspomnienia Natsu i jego myśli chwilę wcześniej. Historia jego i Lucy nie poruszyła mnie, była trochę mdła i nijaka, żadnych emocji, czegokolwiek. Zero. A szkoda, myślałam, że historia jest ciekawsza, a wsadziłaś tylko wątek ze szpitalem. Ładnie zaczęłaś, gorzej skończyłaś.


(...) chociaż Hinamori nigdy nie wymagała, by poza utrzymaniem porządku brała się za zakupy,[zbędny przecinek] czy dodatkowe gotowanie.


[Opiekunka] Próbowała stworzyć namiastkę rodzinnego ciepła, którego brakowało w tym domu. I za to była chyba najbardziej wdzięczna.
Opiekunka była wdzięczna Hinamori?
Wiesz, mogłaś spokojnie zmienić część wypowiedzi narratora w myśli bohaterki. Ekspozycja nie jest dobra.


(...) spoglądała na Hinamori spod owalnych okularów.
— Jak w pracy? — zapytała. — Jakiś postęp w tej waszej sprawie?
Hinamori opadła zmęczona na jedno z krzeseł przy owalnym stole.


Bez słowa przygotowała Melissę i podała ją w czarnym, porcelanowym kubku, tuż przed nosem Hinamori.
Przygotowała melisę.


W kółko miała sen o tym[przecinek] jak pocięta i pokrojona przez nią Layla krąży pod jej domem z sercem na dłoni i coś mówi, tylko,[zbędny przecinek] że słowa nigdy nie wydobywały się z jej krtani.
[klik]


Ur aż podskoczyła, a tabletka wymsknęła jej się spomiędzy palców, ginąc gdzieś w brudno beżowej pościeli.
Brudnobeżowej łącznie [klik].


Sam wątek Igneela i Ur był dość zaskakujący i świetnie opisany. Mężczyzna kompletnie mnie zaskoczył i nie spodziewałam się, że wrzucisz go do tego rozdziału. Wydawał mi się postacią kompletnie poboczną, bardzo mało znaczącą, a łączysz go z Ur, która na pewno namiesza w całym śledztwie. Coś mi się wydaje, że oni mają dość ciekawą przeszłość, którą chętnie bym poznała.
Generalnie początek i końcówka rozdziału były dość ważne dla samej fabuły opowiadania, reszta została raczej przegadana, skłaniająca się ku relacjom bohaterów. Są one ważne, jednak same przemyślenia niewiele obrazują. Igneel i Ur zapełnili moją chęć przeczytania o jakiejś konfrontacji bohaterów, brakuje mi rozmów. Mam nadzieję, że w siódemce doświadczę tego więcej.


Rozdział 7


Zresztą, w tej chwili w ogóle nie wiele pamiętał.
Niewiele.


— Ur? — mruknął, jakby niedowierzając, że to do niej trafił. Ale jak, kurwa?
— Sama się zastanawiam jak, Igneel.
Czy podkreślona część nie powinna być wypowiedzią?


— Lucy się obudziła, Lis.[zbędna kropka] — wyjaśnił natychmiast, kładąc telefon z powrotem na nocnej szafce.
Widzę, że znasz zasady interpunkcji dialogowej, musiałaś więc zrobić ten błąd z gapiostwa, zamiast z niewiedzy.


Jej uległość była tak cholernie podniecająca, że miał ochotę ciągnąc taką zabawę w nieskończoność.
Ciągnąć.


Powoli uniósł się na rękach, omiótł łakomym spojrzeniem jej zarumienioną twarz i złapał za penisa, chcąc go już naprowadzić na wejście do bram raju.
Naprawdę? Określasz pochwę mianem bram raju?





Drugi raz opisujesz w tym opowiadaniu seks i robisz to w nienachalny, prosty sposób. Wychodzi naturalnie, dobrze się czyta, aż nagle atakujesz bramą raju. To miało być poetyckie? Nie wyszło. Zepsułaś klimat tym określeniem i poczułam, jakbyś chciała zmienić scenę w parodię. Nie, nie wyszło. Nie pasuje do Twojego lekkiego, prostego stylu. Wyrzucamy.


Jego czułe gesty i miłość, którą ją darzył[przecinek] stopniowo przestawały być wystarczającym lekiem na nieprzespane noce, pełne obaw o jego życie. W życiu już kogoś straciła i drugi raz nie chciała przez to przechodzić.


W tej chwili, siedząc nagą na łóżku i czekając na rozwój sprawy[przecinek] jeszcze bardziej odczuła[przecinek] jak bardzo nienawidzi bycia na drugim miejscu.
Naga.


To praca była głównym motorem napędowym w życiu Natsu, to jej potrafił poświęcać siebie w całości, a dla niej znajdował tylko kilka ulotnych chwil.
Czyli dla pracy się poświęcał, a dla pracy znajdował kilka chwil?


Zresztą, to był już nie pierwszy raz. Jego przeprosiny dla Lisanny zapewne straciły już wartość.


Lisanna wpatrywała się w jego oczy, wiedząc, że to co mówi jest czystą prawdą.
To, co mówił, było czystą prawdą.


Zeznania tamtego świadka, który znalazł pana Heartfilię[przecinek] na nie[razem]wiele się zdały. Były zbyt ogólne. Jedyną ich nadzieją było odnalezienie człowieka z jedną ręką, który woził się czarną toyotą.
Nie wydaje mi się, by było w Tokio od groma takich osób. Przecież utrata ręki wcale nie jest powszechna, nie? Znaczy, ja wiem, że stolica Japonii to metropolia, ale krąg poszukiwanych jest chyba sporo zawężony po tych zeznaniach, nie? Poza tym, ilu ludzi bez ręki jeździ samochodem?


Na początku mieli nadzieję, że znajdą go w rejestrze pracowników firmy farmaceutycznej Juda, ale to był nieudany strzał.
Jude’a.


Nie mieli nic. Nie znaleźli obcego DNA na jego zwłokach, nie znaleźli nic na miejscu zbrodni.
Przecież znaleźli naskórek pod paznokciami Layli, a to jakiś ślad, nie?


Ten rozdział bardzo mi się podobał. Zaczęło się więcej dziać, nareszcie Hinamori znalazła jakieś ślady, opisałaś konfrontację Natsu i Lisanny, a także pociągnęłaś wątek Igneela i Ur. I czuję niedosyt, z chęcią wzięłabym się za kolejny rozdział. Niestety, siódemka to ostatnia część, z jaką się zmierzyłam. Przyznam, że sprawy zaczynają się łączyć, bardzo ładnie Ci to wychodzi. Zaciekawił mnie szczególnie Igneel. Gdy pisałaś o nim w prologu, myślałam, że bardziej rozwiniesz jego watek z Laylą. Potem zniknął na dość długo, by pojawić się tylko raz, z Natsu, i tłuc talerze. Zdaje się, że zaczyna być coraz bardziej zamieszany w sprawę, co ogromnie mnie cieszy, bo kreujesz go w bardzo ciekawy sposób.
Myślę, że nie ma się już nad czym rozwodzić. Przejdę do podsumowania.


PODSUMOWANIE


Zacznijmy od bohaterów.
Potrafisz bardzo ładnie nakreślać ich charaktery. Widać, że mają różne cechy, odmienne zachowania, własne systemy wartości i dobrze argumentujesz to, co robią. Każdy najmniejszy gest jest wyraźnie zauważalny i wiele mówi o postaci.
Zacznijmy może od Jude’a. Po pierwsze, kreujesz go na bezuczuciowego faceta. Olewa narzeczoną, olewa w ogóle rodzinę, a na pierwszym miejscu stawia pracę. Przez większość scen z jego udziałem widzę mężczyznę, który za nic ma kochających go ludzi, jego jedyną miłością jest firma i sukces zawodowy. Gdy pisałaś o nim z perspektywy Lucy, która wspomniała, że za nim tęskni, bo jednak w pewnym momencie się zmienił i pomagał jej w trudnych chwilach, nie kupiłam tego. Jedna scena, gdzie każe wyjechać Layli i Lucy, po czym ma łzy w oczach, nie sprawi, że uznam, iż nagle zainteresował się rodzinką i jest kochającym tatusiem. Udowodniłaś bardzo dosadnie, jakiego zgrywa tyrana. Nie pokazałaś tego, że miał dobrą stronę i żywił jakiekolwiek pozytywne uczucia względem żony i córki. Tego mi zabrakło w tej postaci. Co innego, gdyby Lucy nie uważała go za kogoś, kto był jej w jakiś sposób bliski, pomagał, opiekował się nią. Jednak nie poparłaś własnego zdania niczym, co zupełnie skreśla teorię dziewczyny.
Layla za to jest wierną, kochającą żoną. Mimo obojętności Jude’a, nadal wierzy w to, że mężczyzna się zmieni. Przelewa wszystkie swoje uczucia na córkę. We wspomnieniach Lucy idealnie ukazałaś, jak bardzo szanowała matkę za jej dobroć i czyste serce. Ta kobieta jest skarbem. Może wydaje się trochę dziwna, szalona, szczególnie po spotkaniu z Igneelem, które opisałaś w prologu. Miałam nadzieję, że pociągniesz ten wątek dalej, jednak wolałaś przeskoczyć. Rozumiem, że wydarzenia z przeszłości nie są pierwszoplanowymi, jednak skoro już wrzucasz Igneela do współczesnych wydarzeń, możesz zawrzeć jakieś informacje na temat jego relacji z Laylą, bo zupełnie nie czuję tej ich przyjaźni.
Właśnie, Igneel. Wiesz, strasznie tajemniczy on jest. I jego wątki są ciekawe. Wtargnięcie do Layli, będąc rannym, wizyta u Ur… Masz bardzo dobre podstawy tego bohatera. Jest z pewnością zamieszany w niejeden incydent, a na pewno w morderstwo państwa Heartfilia. Trochę żałuję, że nie zagłębiłaś się bardziej w jego relacje z Natsu, bo jedna scena, gdzie obaj się upili, to trochę za mało. Nie wiadomo jak bardzo ingerują w swoje życia, czy są mocno ze sobą zżyci, praktycznie nic. Nie można też wiele o nim powiedzieć, gdyż do tej pory był zepchnięty na dalszy plan.
Natsu jest na razie najczęściej przywoływanym bohaterem i niewiele go łączy z charakterem z anime. Nie jest wybuchowy, porywczy, lekko głupiutki. Z lekkoducha zmieniłaś go w poważnego faceta. Wykreowałaś po swojemu. Zostawiłaś jednak jego upór i chęć zapewnienia bezpieczeństwa bliskim, za co wielki plus. Tak jak ojciec, jest tajemniczy. Jego praca jako zabójca jest dość niebezpieczna, dlatego ukrywa wszystko przed ukochaną. Wiem, że masz rozwinąć wątek Nastu i Lucy, choć jak na razie podstawy są mizerne. Jest moment, kiedy Natsu rzuca robotę, aby pojechać do szpitala, ale omijasz całe spotkanie, gdzie mogłaś ładnie przedstawić emocje chłopaka. Mimo wszystko jest też Lisanna. Ich relacja jest… dziwna. To trochę toksyczny związek, choć wynika z chęci zapewnienia bezpieczeństwa dziewczynie. Podczas scen, gdzie ci bohaterowie są razem, widać, jak bardzo się kochają, wspierają i tak dalej. Jednak Natsu to postać o dwóch obliczach. Bardziej ważna niż Lisanna jest chęć zemsty. Czytelnik nie wie nic na temat tego, dlaczego Natsu wybrał taką, a nie inną drogę, choć mogę podejrzewać, że jest to związane z (chyba) napaścią na Igneela, którą przedstawiasz na początku opowiadania. Albo z matką Natsu. Chłopak jest ciekawą postacią i bardzo lubię czytać jego wątki. Mimo różnicy między nim a kanonicznym bohaterem, dobrze sobie radzisz z przedstawieniem tej postaci.
Weźmy teraz Lisannę. Wierna kobieta, którą męczy jej związek, jednak uparcie wierzy, że coś się zmieni. Lisanna jest… małą, słodką, zagubioną dziewczynką. Bezbronna, wiecznie smutna, gdy nie ma Natsu. Widać, jak ogromną miłością darzy chłopaka, jednak po ostatnim rozdziale mogę stwierdzić, że to uczucie powoli się wypala. Na razie jest dość ważną postacią, jednak mam nadzieję, że nie zrobisz z niej w przyszłości zapchajdziury, gdy już dojdzie do uczucia między Natsu a Lucy. Lisanna jest uczuciowa, bardzo martwi się o swoją przyjaciółkę, kocha ją i strasznie wszystko przeżywa. Wieczne milczenie ze strony Natsu na temat jego pracy, zniknięcia z domu i śmierć rodziców Lucy, a także jej trafienie do szpitala sprawiły, że jest w rozsypce. Przy chłopaku zdaje się zapominać o tym wszystkim, co tylko obrazuje, jakie daje jej uczucie bezpieczeństwa. Wydaje mi się jednak strasznie rozklejona, nieporadna, jakby pilnie potrzebowała wizyty u psychologa, bo sama nie da rady się pozbierać z dołka. Jest słaba, albo za dużo już przeszła, by być silną. Natsu zdaje się nie zauważać nic innego niż jej tęsknotę za nim. Albo zapomniałaś o tym, albo robisz to specjalnie. Ciężko powiedzieć po tak niewielkiej ilości tekstu, jednak czegoś mi w Lisannie brakuje. Ostatecznie jest taka… nijaka.
Przejdźmy do Lucy. Jest dziwna. Niby wie, czego chce, ale tak naprawdę świadomie podejmuje złe decyzje. Dobro innych ceni ponad własne, nawet jeśli musi cierpieć. Wie, że Sting ją zdradza, a mimo to jest z nim, bo dla niego tak jest lepiej. Przykład:
Na myśl, ile razy Sting pieprzył się z innymi dziewczynami po to, by potem to samo robić z nią, Lucy zrobiło się niedobrze. Skoro jednak tyle razy była w stanie przełknąć tę gorzką świadomość, to teraz też nie mogła pozwolić sobie na załamanie.
Na szczęście dziewczyna uświadomiła sobie, że tak dłużej być nie może i postanowiła to zmienić. Była naiwna, jeśli sądziła, że będzie dobrze. Podłamana śmiercią rodziców, najpierw zamyka się w sobie, a potem wychodzi do ludzi, aby o tym nie myśleć. Wydaje mi się, że skoro była na tyle słaba, aby nie móc postawić się Stingowi, powinna nie dawać rady rozmawiać z ludźmi. Jej rodzice zostali bestialsko zamordowani, halo! To nie była zwykła śmierć, a Lucy wcale tak bardzo tego nie przeżywa. Wydaje mi się lekko nienaturalna pod tym względem. Nie widzę też nici przyjaźni między nią a Natsu, w przeciwieństwie do kontaktu z Caną czy Lisanną.
Cana może nie wystąpiła zbyt dużo razy, ale od początku widać, że jest uparta, trochę zwariowana, żyje chwilą i stara nie martwić. Pociesza Lucy, chce się nią opiekować, niczym starsza siostra. Lecz w chwili, gdy dzieje się coś złego, pierwsza reaguje. Obwinia się, bo wie, że mogłaby pomóc, inaczej się zachować, coś zmienić. Jest dziewczyną o dobrym sercu. Bardzo polubiłam tę postać i szkoda, że przedstawiasz ją tak rzadko, bo kreacja Cany Ci wychodzi, brakuje w niej jednak odrobinę więcej szaleństwa.
Hinamori to jedyna ważniejsza postać wymyślona przez Ciebie. Bardzo ładnie oddajesz to, jak poświęca się pracy i jak żałuje, że nie może naprawić relacji z synem. Wydaje mi się, że jest przemęczona życiem i nie radzi sobie z dzieckiem. Wątpię, by sześcioletni chłopiec nie odczuwał tego, że nie ma matki. Ta kobieta jest nieodpowiedzialna. Wiem, że lubisz opisywać wątki z nią, jednak jej postępowanie wydaje się okropne. Może i czytanie o sprawie morderstw jest ciekawe, ale to, jak Hinamori krzywdzi syna, po prostu mnie irytuje. Generalnie widzę tę kobietę jako bardzo zagubioną, kontrolującą swoje życie zawodowe, a nie mającą pojęcia, jak żyć w domu (sześcioletnie dziecko samo idzie do szkoły?!). Ta nieumiejętność jest denerwująca. Bohaterka ma problem, poważny problem, a tak naprawdę nie próbuje nawet z nim walczyć. I tu jest haczyk. Chcesz przedstawić ją jako troszczącą się matkę, która nie daje rady, a wychodzi denerwująca postać.
A tak w ogóle: co się dzieje z ojcem chłopca? Tego też jestem ciekawa od samego początku.
Ur to postać pojawiająca się równie często, co Igneel, czyli prawie wcale. Przeprowadzała sekcję Layli, Dragneel przybył do niej do domu i raz we wspomnieniach rozmawiała przez telefon z przyjaciółką. Mimo tego mam do Ur jakiś sentyment. Widać, że jest zawzięta, pomocna, liczą się dla niej relacje z innymi. I dba o przyjaciół. Zaczynasz dobrze budować tę postać, nie zepsuj tego.
Jeszcze jedno: czy w tym opowiadaniu jest ona jakoś związana z Grayem?
Sting to cham i prostak. Jego przeszłość argumentuje obecne zachowanie, choć nie jestem w stanie pojąć tego, że jest aż tak wielkim furiatem. Ja rozumiem, że brał, że wdawał się w bójki i tak dalej. Jednak bardziej wiarygodna byłaby napaść na dziewczynę, gdyby był na głodzie narkotykowym albo był psychopatą, bo takie zachowanie nie jest normalne w zwykłym stanie. Sting to przede wszystkim postać trudna do opisania. Ja widzę w nim kompletnego wariata i jestem ciekawa, jakie ma powiązania ze sprawą morderstwa. Proszę tylko o motywy jego postępowania, bo przyzwyczajenie do bycia z Lucy to średni argument.
Laxus jest… chodzącą bezuczuciową maszyną do zabijania. Niewiele mogę powiedzieć na jego temat. Na pewno czuje coś w rodzaju szacunku do Natsu, bo przecież zgodził się na samotną misję. Jest profesjonalistą, ma stalowe nerwy, stara się być przygotowany na każdą ewentualność. Wydaje się, jakby miał wytyczone cele i motywy postępowania i nie spocznie, póki nie wypełni tego, co leży mu na sercu. I jest świetnym bohaterem, oby tak dalej.
Gray wystąpił tylko raz i w sumie zupełnie nie mam pojęcia dlaczego. Jego charakter z anime oddałaś w dobry sposób – jest poważny, inteligentny, lecz potrafi działać wtedy, kiedy trzeba. I pali fajki. Ciekawa jestem tylko, jak już wspomniałam, czy jest jakoś związany z Ur i czy to, co widział, ma jakikolwiek wpływ na sprawę morderstwa państwa Heartfilia. Mam nadzieję, że nie zapomniałaś o tym bohaterze.
Reszta osób to raczej zapchajdziury, postacie bez wyraźnego charakteru, które są, bo potrzebuje ich fabuła. Wstawiasz je jednak w dobrym momencie i widać, że są niezbędne, jak np. przełożony Hinamori, jej syn, szef Natsu czy niania.
Niektóre postacie są podobne, jak Layla i Lisanna czy Jude i Hinamori. Wydaje mi się, że nie miałaś pomysłu na ich niektóre cechy charakteru, dlatego je powielasz. Ale wiesz, to że Gray i Natsu palą, Laxus i Lucy rzucili i brzydzą się tym nałogiem, Lisanna i Layla był ślepo zakochane w kimś, kto nie dawał im szczęścia, a Jude i Hinamori to pracoholicy – to wszystko nie ułatwia rozróżniania bohaterów. Ja wiem, że ludzie mogą mieć te same cechy, nałogi, przyzwyczajenia, ale, uwierz mi, powielane schematy, które powtarzają się co kilka akapitów, nie sprzyjają opowiadaniu.
To, co mnie zaskoczyło, gdy doszłam do końca, to fakt, że nie wspomniałaś chyba u żadnego bohatera ile ma lat, a wcale mi to nie przeszkadzało. Na podstawie tego, co robili mogłam wywnioskować, w jakim są mniej więcej przedziale wiekowym i nie potrzebowałam innych informacji. Potrafisz dostosować zachowania do statusu, wieku, a także charakteru postaci. Gdy ktoś jest porywczy, nie siedzi spokojnie. Dorośli mają trochę inny sposób rozumowania niż młodzież. No, Igneel rzucający talerzami to wyjątek, jednak wierzę, że miało to jakiś cel.
Z zakładki bohaterowie dowiedziałam się jednak, że trochę namieszałaś w wieku postaci. Szkoda, bo nie we wszystkich przypadkach był to niezbędny zabieg, ale nie odczułam tak bardzo niezgodności.
Może się wydawać, że trochę streściłam w kontekście postaci, jednak chciałam pokazać, jak odbiera je postronny czytelnik, abyś wiedziała, w którą stronę iść przy kreacji, gdyż ciężko jest jeszcze określić szerzej charaktery połowy bohaterów.


Do fabuły nie mam się co przyczepić. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Budujesz wątki na zasadzie akcja – reakcja, choć jest coś, co mi przeszkadza. Dzielisz rozdziały na fragmenty, które z reguły są tak krótkie, że zanim się wczytam, jest już koniec. W dodatku tych wątków jest od groma. Rozpoczęłaś tak wiele różnych scen na raz, i to na kilku płaszczyznach czasowych, że bardzo łatwo jest się na początku pogubić, za to w ostatnich rozdziałach, gdzie nie wracasz do wspomnień, opisujesz dwie–cztery sytuacje różnych bohaterów, innych zostawiając w poprzednich rozdziałach. Czytelnik szybko zapomni, co pisałaś trzy miesiące temu o Canie, gdy przez ten czas czyta wyłącznie o Hinamori, Lisannie i Natsu. W dodatku po prostu ucięłaś wydarzenia z przeszłości i nadal nie wiem, czy zamierzasz do nich wrócić, zostawiłaś je na koniec, czy po prostu o nich zapomniałaś.
Widzę jednak, że współczesne wydarzenia powoli zaczynają się ze sobą łączyć, a mam nadzieję, że – kiedy już wszystko się ze sobą zmiesza – przestaniesz tak bardzo się rozdrabniać i będzie mniej oddzielnych części. Im dłuższe one są, tym lepiej, naprawdę. Weźmy taką scenę z Natsu i Lisanną. Poranek, telefon, seks, znów telefon, kłótnia. Tu byłam w stanie wczuć się w wydarzenia, dałaś radę przedstawić to w taki sposób, że uwydatniłaś charaktery postaci, okazałaś skrajne emocje, opisałaś sytuację zawodową, ale przedstawiłaś też miłość. A to wszystko w nienachalny sposób, aż chciało się więcej. Jednak wątek, gdzie Gray widział wypadek, wydawał mi się trochę wybrakowany, krótki i miałam takie: wtf? co się tu stało?! Po co to się dzieje?. Tak naprawdę nim dobrze się wkręciłam, już zmieniłaś temat, a słuch o Fullbusterze zaginął. Nawet na posterunku policji ni widu ni słychu na temat incydentu. A szkoda.
Na tym etapie nie bardzo wiem, o czym mam jeszcze pisać. Fabuła dopiero nabiera tempa, cały czas dokładasz kolejne informacje, aby mieć na czym bazować i pchać akcję na przód. Niby dzieje się sporo u wielu osób, a jednak tak naprawdę sporo wydarzeń stoi wciąż w miejscu. Ale w międzyczasie kształtujesz relacje bohaterów w bardzo lekki sposób. Jest to zapewne zasługa Twojego stylu, który aż zachęca, by zagłębiać się w tekst.


Do czwartego rozdziału Twój narrator czasami szalał. Zaczynał przeklinać za bohaterów, wściekać się zamiast nich… Musisz to zmienić. Narrator trzecioosobowy opowiada o tym, co widzi. To bohater ma czuć, myśleć, skarżyć się. Nie mieszaj funkcji.


Przejdźmy może do opisów i świata przedstawionego.
Bardzo sprawnie i płynnie opisujesz wszystko, co dzieje się wokół. Od scenerii, przez bohaterów, po ich drobne gesty. Zwracasz uwagę na szczegóły, ale te ważne. Wiesz, co trzeba uwzględnić w tekście, a co spokojnie możesz wyrzucić. Ładnie budujesz świat przedstawiony, z łatwością mogę wyobrazić sobie każdą postać, każdy ruch bohatera. Dzięki temu mogę się z nim utożsamić. Wiem, czemu postąpił tak, a nie inaczej, widzę jego zawód, złość, radość. Wiesz, kiedy opisać scenę tak, bym mogła się uśmiechnąć, a kiedy w ten sposób, bym czuła smutek. Świetnie manipulujesz emocjami czytelnika za pomocą właśnie opisów. Masz bogate słownictwo i widać, że wiesz, co robisz.
Nie ma sensu dłużej rozwodzić się nad tym punktem. Opisy są Twoją mocną stroną.
Wspomnę jeszcze krótko o pomyśle. Wiesz doskonale o tym, że Twoje opowiadanie nie jest kanoniczne pod względem fabuły, bohaterów odwzorowujesz tak pół na pół, świat przedstawiony jest zupełnie inny. Przenosisz wszystko na nasze realia, nadajesz postaciom nowe role, ale udaje Ci się. Jestem w stanie wyobrazić sobie bohaterów Fairy Tail w kryminale, który mi serwujesz. Mimo że jestem raczej zwolenniczką kanonu, trzymasz się niektórych zasad, a resztę naginasz tak umiejętnie, że po prostu to kupuję.
Przejdźmy do ostatniego punktu, czyli poprawności.
Generalnie radzisz sobie z błędami, jednak parę się wkradło. Niektórych zasad musisz się po prostu nauczyć. Literówki, wiadomo, zdarzają się każdemu. Czytając swój własny tekst jest o wiele trudniej oczyścić go z gaf, niż gdy robi to za nas ktoś inny. Nie wiem, czy masz betę, czy też nie, ale radzisz sobie nieźle. Jak już wspomniałam, dbasz o interpunkcję dialogową, a tekst zawsze jest wyjustowany, akapity równe, odstępy też.
Oto lista tego, z czym powinnaś się zapoznać:
– przecinek przed czy [klik];
– przecinek oddzielający zdania złożone;
– przecinek przed a [klik];
– przecinek przed kiedy [klik];
– powtórzenia (szczególnie słów typu chłopak, mężczyzna – imiona można powtarzać, reszty się raczej unika, jeśli nie jest to powtórzenie celowe);
– przecinek przed by, aby, żeby;
– przecinek w zdaniach złożonych [klik];
– przecinek przed imiesłowem [klik];
– odmiana męskich imion zakończonych na -e nieme [klik];
– zdecyduj się – pauzy czy półpauzy w dialogach;
– wtrącenia.


Wtrącenia to coś, co chciałabym omówić szerzej. Wtrącenie to taka grupa wyrazów, która wprowadza do zdania dodatkowe informacje. Oddzielamy je przecinkami z obu stron (ewentualnie myślnikami lub nawiasami, jeśli chcemy je bardziej zaakcentować). Gdy wytniemy ze zdania wtrącenie, powinno być poprawne i przekazywać informację. Jeśli jednak bez wtrącenia zdanie nie ma sensu, to znaczy, że zostało źle skonstruowane albo to, co uważasz za wtrącenie, wcale nim nie jest. Mam wrażenie, że nie masz pojęcia, co to wtrącenie, dlatego w zdaniach, gdzie powinnaś oddzielać je przecinkami, stawiasz je jak leci, przez co źle się czyta. I nie są to zawsze zdania, gdzie można nie robić wtrącenia. Zazwyczaj jest ono potrzebne, a nieoddzielone znakami interpunkcyjnymi. Przejrzyj tekst pod tym względem.
PWN o wtrąceniach – [klik].
prosteprzecinki.pl o wtrąceniach – [klik]


Popatrz też, gdzie po wypowiedzi piszesz o czynności wykonywanej przez inną osobę. Jak już wspomniałam, należy przenieść informacje do kolejnej linijki.


Oczywiście błędów interpunkcyjnych masz najwięcej (nie wypisywałam wszystkich – jest ich dużo), jednak nie zdarzały się one notorycznie – nie wiem, może stawiałaś przecinki na wyczucie, może przegapiałaś z niewiedzy, lecz generalnie tekst jest klarowny i zadbany.


Myślę, że nie ma co przedłużać. Opowiadanie zapowiada się dobrze. Początki zawsze są trudne, a Ty budujesz dopiero podstawy. Powoli realizujesz swój plan, pchasz akcję w przód, wiesz, o czym piszesz. Tekst jest dobry, choć są niedociągnięcia. Dlatego właśnie taką ocenę dostaniesz – dobrą z minusem. Myślę, że w pełni na nią zasłużyłaś. Na razie jest zbyt dużo niewiadomych i nie mam pojęcia, czy zapomniałaś o czymś i masz luki fabularne, czy po prostu przekładasz pociągnięcie danej sprawy do kolejnych rozdziałów. Ciężko też rozpisać się bardziej na temat niektórych bohaterów czy też samego wątku kryminalnego. Wszystko na razie idzie w dobrym kierunku.

Życzę powodzenia i pozdrawiam serdecznie. A od siebie dodam jeszcze, że bardzo chętnie przeczytam kolejne rozdziały.

3 komentarze:

  1. Po pierwsze, bardzo dziękuję za ocenę. :)
    Po drugie, mój komentarz będzie dosyć krótki, bo nie mam wiele czasu. xD
    Jeśli chodzi o błędy, to dziękuję ci za ich wytknięcie, interpunkcja od zawsze była moją piętą Achillesową, chociaż i tak zrobiłam jakieś postępy. :D Na pewno ustosunkuję się do Twoich rad i zaleceń.
    Namieszałam z wiekiem Cany? o.O Kurde, będę musiała to sprawdzić, ale to dopiero jutro rano, jak się wyśpię po pracy (niech żyją jedenastogodzinne zmiany xD). Cieszę się, że opisy i to jak przedstawiam świat jest zrozumiałe i łatwe w odbiorze, długo pracowałam nad tym, by tak właśnie było, więc cieszy mnie, że moje wysiłki nie idą na marne. ^^ Natomiast jeszcze, co do bohaterów - wiesz, że nawet jakoś nie dostrzegłam tych podobieństw, dopóki o nich nie wspomniałaś? :D Już wiem, nad czym jeszcze muszę popracować. ;) Na pewno będę w przyszłości bardziej się starać urozmaicać poszczególne postaci, by nie wyszło zbyt schematycznie. :D
    A jeśli chodzi o te sceny z przeszłości i ich urywkowy charakter, to był mój celowy zabieg, wszystko będzie stopniowo wyjaśniane, to, czemu Igneel wtedy ranny trafił do Layli, też. W głowie (i na kartkach) mam już rozplanowane, co i jak, chociaż wszystko wciąż jest plastyczne i może się jakoś zmienić. Wiem, że niektóre wątki wydają się takie, jakbym o nich zapomniała (sprawa z Grayem), ale tak nie jest, chociaż z mężem Hinamori masz trochę racji, miałam o nim wspomnieć w jednym z ostatnich rozdziałów... i zapomniałam w ogóle. XDD Ale jeszcze się pojawi słowo o nim, tylko muszę wyczuć dobry moment. :D
    I jeszcze słowo o Lisannie - tak, ona umrze, może jest to ułatwienie dla wątku NaLu (który, notabene nie będzie nawet mocnym wątkiem miłosnym, bo bohaterowie nie dostaną wcale tyle czasu na rozwój uczuć), ale śmierć Lisanny była zaplanowana od początku. I w sumie nie dlatego, żeby potem ruszyć z NaLu z kopyta, tylko [SPOILER] miała być efektem błędnych działań Natsu, który przez swój upór po prostu się doigra. xD
    Samo Midori jest dla mnie tak naprawdę pierwszym poważniejszym podejściem do opowiadań z tłem kryminalnym, więc pisząc je, mam świadomość, że nie wszystko mi się uda. Jestem takim typem człowieka, który uczy się na błędach i potrzebuje czasu, żeby w jakimś kierunku się rozwinąć. Nie ustrzegę tego opowiadania przed jakimiś głupimi niedociągnięciami, lukami w fabule, bądź absurdami, ale mam szczerą nadzieję, że na koniec, w ostatecznym rozrachunku Midori będzie zjadliwym kryminałem. :D
    Dziękuję Ci raz jeszcze za wszystkie rady, a także za ciepłe słowa, które mile połechtały moje ego. ;)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, jeszcze co do tej sceny z przesłuchaniem - może nie wyszło mi to, nie wiem, ale bohater miał wyglądać na przerażonego, no bo jednak nie co dzień widzi się takie zwłoki. A tamtem człowiek, którego dostrzegł i który dostrzegł jego... to nie był TEN zabójca, więc stąd ta obojętność gościa na pojawienie się obserwatora. Cóż, chyba nie dokładnie oddałam opis sytuacji, więc na przyszłość będę musiała bardziej się wysilić. xD

      Usuń
    2. Wczoraj nie miałam już czasu, aby odpisać, zerkałam tu tylko dwa razy na moment, ale dzisiaj jestem. :)
      Masz rację, interpunkcja wymaga najwięcej pracy.
      @przeszłość - bardzo dobrze, że zapisujesz sobie wszystko na kartce! Dzięki temu łatwiej będzie wyeliminować luki i nie zapomnisz o szczegółach. Taką własnie miałam nadzieję, że wyjaśnisz sprawę z przeszłości. Wiesz, wątki wydają się zapomniane, bo jest ich dużo, a rozdziały są dość krótkie. A im są krótsze, tym więcej informacji przenosisz do następnego rozdziału. I tak to się rozciąga w czasie, bo jeśli rozdziały dodajesz co miesiąc, to wiesz... (mam to samo, a nawet gorzej - półroczna przerwa, soł...)
      Spoiler z Lisanną mnie... zaskoczył. Serio. Bo wiesz, to może się udać, jeśli dobrze to opiszesz. ;) Wiesz, chodziło mi raczej o to, żeby śmierć nie była imperatywem. Typu: Lisanna musi umrzeć, bo jak nie, to Natsu nie będzie z Lucy. A jak umrze, droga wolna, big tróó lóv i tak dalej. No i pamiętaj, żeby nie lecieli sobie w ramiona od razu, bo jak na razie budujesz podstawy - dobre podstawy.
      @kryminał - człowiek uczy się poprzez praktykę i na własnych błędach. Trzeba pisać, żeby ćwiczyć. Ale to dobrze, że się zgłaszasz do oceny i chcesz wiedzieć, nad czym musisz pracować. ;) Zawsze ktoś postronny lepiej wyłapuje błędy niż autor. A to pomaga.
      @przesłuchanie - no, ja jakoś tak to odebrałam. Ale skoro ten facet nie był zabójcą, to wiele wyjaśnia. :P
      Dziękuję za szybkie skomentowanie oceny i cieszę się, że mogłam pomóc! :)
      Pozdrawiam, For

      Usuń