[35] ocena bloga: morphine-for-deer.blogspot.com

Autorka: antler
Tematyka: pamiętnik
Oceniająca: Dhaumaire




1. Pierwsze wrażenie
Wchodzę na blog właściwie bez większych obaw; przyznam, że jego tytuł mnie zaciekawił. Belka nie mówi nam o blogu absolutnie niczego i niepokoi mnie to, że jest po angielsku. Lubię ten język, jednak uważam, że w polskim mamy równie dużo ciekawych, krótkich sentencji. Mimo to pierwsze wrażenie pozytywne. Bardzo podoba mi się, że zadbałaś o favikonę. Swoją drogą, jest bardzo ładna.
Nic nie kłuje w oczy, panuje spokój. Od razu jednak zauważyłam, że stosujesz dużo angielszczyzny. Jestem w stanie Ci to wybaczyć, bo zdaje się, że to różne cytaty. Przynajmniej większość.
Punkty: 5/5



2. Szata graficzna i zakładki, ramki, dodatki
Prostota. Czyli to, co sprawdza się praktycznie zawsze. Szablon od razu mi się spodobał, nie rzuca się w oczy, kolory są łagodne. Współgrają ze sobą. Nic tutaj nie krzyczy „nie patrz na posty, patrz na mnie!!”, duży plus. Widzę, że kolorystykę zaczerpnęłaś ze strony zajmującej się tym tematem. Fajnie, że przykładasz do tego wagę. Obrazek też współgra z całą resztą, umiejscowiłaś go tak, że jest subtelną ozdobą całości.
Kolejna ważna rzecz to menu. Nie trzeba przekopywać się przez masę niepotrzebnych zakładek. Lubię Twój minimalizm. Jest jednak pewna wada. Menu w żaden sposób się nie wyróżnia, łatwo więc je pominąć mimo „strategicznego” położenia. To dlatego, że znajduje się tuż nad postami i nie otacza go żadna ramka. Ja, na przykład, nie zawiesiłam na nim wzroku na więcej niż sekundę. Od razu zjechałam na posty. To kolumna tekstu, a większa czcionka niewiele daje. W końcu tytuły postów też są większe. Dopiero po chwili zastanowiłam się: a gdzie menu? Nie szukałam długo, ale zorientowanie się, gdzie jest, wymaga uwagi.
Przyjemna, wyróżniająca się czcionka tytułów. Podoba mi się zaakcentowane „czytaj dalej”, a nie upchnięte tak, że właściwie czytelnik nie wie, że ma przed sobą dłuższy tekst, tylko ukryty.
Co do dodatków. Straaaasznie nie lubię archiwum. Ciężko się w nim odnaleźć, szukanie posta według daty jest dla mnie koszmarem. Naprawdę, to jeden z najgłupszych gadżetów na tej witrynie. Trzeba rozwijać po kolei wszystkie miesiące, lata, a jak ktoś pisze wyjątkowo dużo – pojawia nam się wielka ściana tekstu, bardzo nieczytelna. To niewygodne. Może powinnaś pomyśleć o jakimś innym rozwiązaniu. Jeśli jednak nie czujesz się zbyt dobrze w css i html, to oczywiście nie musisz tego robić. Musiałabyś trochę popracować, patrząc na liczbę postów.
No i fajnie, że dzielisz się z czytelnikami tym, co sama aktualnie czytasz. Wspólne lektury zawsze zbliżają ludzi!
To, co wcześniej. Brak przesady w całości bardzo mi się podoba. Plus za to, że umieściłaś na głównej stronie źródła.
Punkty: 9/10


3. Treść
Przechodzimy do treści. Od razu zaznaczam, że to będzie czysto techniczna ocena. Jak zwykle, nie będę się odwoływać do Twoich poglądów ani krytykować Twojego postępowania, bo to pamiętnik. Wybiorę sobie parę postów, po trzy z każdego roku.

Jeden
W zasadzie do niewielu rzeczy w tym poście mogłabym się przyczepić. „Zmiana jest podstawą do ambicji, chęci nakierowania dotychczasowego życia w odpowiednim kierunku, który powiedzie do realizacji marzeń i oczekiwań”. Wrzuciłaś niepotrzebny przyimek. A teraz przeczytaj dokładnie to zdanie. Po pierwsze, powtórzenie; po drugie, brak logiki. Nakierowuje się zawsze na jakiś kierunek. No i właśnie: nakierowuje się na. Nie wSkierować w odpowiednią stronę, na przykład. Nakierować na odpowiednie tory. Daje się to zastąpić.
Piszesz bardzo długie zdania. Powinnaś trochę uprościć styl, bo trudno czyta się tekst składający się z prawie samych zdań wielokrotnie złożonych. Zwłaszcza gdy stosujesz w nich dużo środków stylistycznych.

Pięć
Brak błędów. Popatrz, w tej notce piszesz prościej. Nie robisz tak zaplątanych zdań. I jest miód!

Siedem
„Bo przecież nie będę jak osioł siedzieć przed ekranem i aktualizować co chwilę strony, trzeba się umyć, zjeść śniadanie, prysznic wziąć”. A to nie oznacza mniej więcej tego samego?
„Jednak dostałam się, trafiłam w grono trzydziestki wybrańców, trzydziestu kujonów, którym marzą się kierunki związane z biologią i chemią, dwadzieścia sześć nowych twarzy”. To spokojnie mogło być następne zdanie. Off-topic. Piszesz wpierw o tym, że się dostałaś, że jesteś jedną z trzydziestu osób... a potem ni z gruchy, ni z pietruchy wyskakujesz z dwudziestoma sześcioma nowymi twarzami.
„W tym czasie przewinęło się kilka osób sprawdzających listy przyjętych, którzy odchodząc z zawiedzioną miną, łypali wrogo na mnie spod oka”. Wtrącenie, w którym zabrakło pierwszego przecinka.
„Chyba powinno mi być przykro, nie wiem, wyrazić choćby wzrokiem współczucie, odrobinę empatii, jednak zamiast tego cieszyłam się w duchu, że nie jestem na ich miejscu, może zbyt dumnie podnosząc przy tym podbródek”. Powinnam przed wyrazić (...). W poprzedniej części zdania inaczej odmieniłaś to słowo i dlatego nie pasuje do następnego jego fragmentu, bo nic w nim nie wskazuje na podmiot.
„Za to z zupełną dezaprobatą spotkały się ze mną przedmioty,[bez przecinka] takie jak nauka o kulturze”. Przecinek wkradł Ci się w miejscu, gdzie być go nie powinno. Tak, to ten maluszek zaznaczony na czerwono. Ponadto nie jestem pewna, czy przedmioty wyrażające dezaprobatę to taki specjalny zabieg, czy to wina przestawienia szyku w zdaniu.
„Nie uczyłam się jej od marca, a tu mnie tak ciągnie,[bez przecinka] jak głodnego do chleba”. No i znów: po cóż tutaj ten przecinek?

Dziesięć
„Odkrywając nagle w pokoju zakurzony już nieco pokrowiec, wyciągnęłam gitarę, kiedy to odpadł mi stroik od główki i rozleciał na części”. Co...? No dobrze, po kolei. Najpierw odkryłaś pokrowiec, a potem wyciągnęłaś gitarę, tak? Chyba że zrobiłaś to w jednej chwili, w co wątpię. Jeśli gitara była w pokrowcu, to mogłaś użyć imiesłowu przysłówkowego uprzedniego. Mogłaś też napisać, że wyciągnęłaś z niego gitarę. Następnie piszesz (...) kiedy to odpadł mi stroik od główki (...). Z tego wynika, że gitarę wyciągnęłaś w chwilę po tym, jak stroik odpadł. Dalej, (...) i rozleciał na części. Zjadłaś się. Musisz pamiętać o tym zaimku, niby taki malutki, ale wiele zmienia.
„Ruszyłam tyłek do otworzonego niedaleko mnie nowego sklepu muzycznego, by pobłagać o naprawę bądź w ostateczności kupić nowy”. Czerwona część jest wtrąceniem; czegoś brakuje, zgadnij, czego?
Muszę przyznać, że przy tej historii się uśmiechnęłam!
„Powróciłam do gitary, gdy uświadomiłam sobie, że tak naprawdę wcale nie umiem na niej grać (wszak stosowanie takiego samego bicia do wszystkich piosenek grą nie jest), przy okazji oglądania różnorodnych tutoriali na jutjubie”. Stąd wynika, że postanowiłaś powrócić do gry, gdy uświadomiłaś sobie, że nie umiesz do końca grać. Przypuszczam, że nie o to chodziło. Taki efekt uzyskałabyś pisząc gdy nagle. Dalszej części za bardzo nie rozumiem. Co przy okazji oglądania różnorodnych tutoriali na Youtubie? Że tak sobie z angielska zagadam, it doesn't make sense. Mam na myśli to, że nie da się zrozumieć, czy do instrumentu powróciłaś wtedy, gdy zdałaś sobie sprawę z braku swoich umiejętności, czy przy okazji oglądania filmików?
„Przez przypadek znalazłam guru, nowego, wspaniałego nauczyciela, dzięki któremu poszerzę swój repertuar o całą masę kultowych piosenek,[bez przecinka] i jak przejdę przez wszystkie odcinki jego programu, wtedy powiem, że umiem grać”. Znów... przecinek.

Piętnaście
„Budzę się rano pod ciepłą kołdrą, po wykonaniu każdej porannej czynności wracając do niej i zastanawiając się, czy rzeczywiście jest sens gdziekolwiek wychodzić, czy może lepiej zostać pod kocykiem i spać”. Czytając to pierwszy raz pomyślałam, że wracasz znowu i znowu do każdej czynności porannej.
„Chociaż nieważne, ile razy przejrzę fizykę - jest to dla mnie czarna magia (...)”. Wyrzuć chociaż.
W tej notce jednak wyjątkowo dobrze.

Dwadzieścia
„Kredki przyszły, a wraz z nimi refleksja nad ewolucją swych zainteresowań, swego dotychczasowego życia. Wszak jeszcze parę miesięcy temu deklarowałam, że nigdy nie będę kolorować swych prac, że jedyną słuszną barwą jest grafit ołówka i czerń tuszu”. W drugim zdaniu mogłoby być po prostu swoich. A teraz sobie wyliczymy. Jeden – grafit ołówka, dwa – czerń tuszu. Czyli jedynymi słusznymi barwami są.
„Zaczęłam brnąć po ścieżce swej artystycznej kariery, aż jej genezą okazywał się być etap, który jak najbardziej chciałam wyrzucić z życiorysu - teraz wiem, że nawet te bezsensowne hobby stały się matrycą dla mojej teraźniejszości; że bez nich nie osiągnęłabym takiego poziomu kulturalnego, jaki prezentuję dziś”. Jak najbardziej to inaczej oczywiście. Jeśli się temu przyjrzysz z bliska, to coś tu nie gra, czyż nie? Ano, wkradł się przysłówek i zmienił znaczenie całego wyrażenia. Powinnaś też zwrócić uwagę na to, że raz twierdzisz, że ten etap Twojego życia, o którym chcesz zapomnieć, to geneza Twojego obecnego życia, a zaraz, że to bezsensowne hobby (co zresztą dziwne, hobby przecież nie muszą być sensowne i mogą być zupełnie różne od planów na przyszłość) są jego matrycą. Trochę się w tym zdaniu pogubiłam, no, ale może po prostu nie wyłapałam czegoś istotnego.
„Będzie długo, ale tak być musi”. Ale co?
„Wszystko zaczęło się chyba jeszcze niewiele przed szkołą podstawową lub w jej wczesnych latach, kiedy zaczęła panować ta nieszczęsna moda na czytanie komiksów o pięciu czarodziejkach (boru, ale mi to ciężko przez usta hm, palce przeszło)”. Niedługo. A przed hm przecinek.
„Wydaje mi się, że taka kolejność jest jak najbardziej prawidłowa”. Tutaj dobrze użyłaś jak najbardziej.
„Dzięki wcześniejszym doświadczeniom,[tutaj] przystosowałam się, poznałam podstawy, które w miarę czasu ewoluowały w coś bardziej ambitnego”. Przeeciiiineeek.
„Spodobało mi się na tyle, by kupić własne; nauczyłam się cierpliwości na tyle, by móc wysiedzieć trzy godziny nad nakładaniem odcieni na twarz Mishy Collinsa; nabyłam umiejętności godzenia się z porażką i poprawy nieudanych fragmentów rysunku”.

Dwadzieścia trzy
Za każdym razem, gdy bywam w Krakowie, przypomina mi się moje postanowienie o dostaniu się na Collegium Medicum; (...)”. Bywam oznacza być co pewien czas w jakimś miejscu, czyli albo usuniesz za każdym razem, albo zmienisz bywam na jestem.
„W końcu udało mi się wybrać placówkę, do której pragnę dążyć”. Wiem, co miałaś na myśli. Ale to nie jest poprawne. Primo: placówka to zakład, instytucja pełniąca rolę ośrodka w jakiejś dziedzinie życia, często filia lub oddział instytucji, więc w tym przypadku dążyć oznaczałoby po prostu zdążaćpodążać, czyli iść. A nie dążyć do celu, co miałaś na myśli. Secundo: pragnąć i dążyć mają podobne znaczenia. Nie można zatem pragnąć dążyć; albo jedno, albo drugie.
„Obiecano mi Biologię Villego na Święta (...)”. Święta małą literą. No i Biologia w tym przypadku jest tytułem, więc musisz ująć ją w cudzysłów bądź wyróżnić kursywą (dziękuję za podpowiedź Skoiastel :)).
„Te czasy jednak minęły, nie uczę się, całymi dniami robię wszystko, tylko się nie uczę”. Za dużo „nie uczenia się” w jednym zdaniu. Rozbij to na dwa zdania, a zamiast powtórzenia będzie epifora.
„Nie moja wina, że jak mama wchodzi do pokoju,[tutaj] mam akurat otwarty podręcznik”.
Wszak kiedyś muszę coś powtórzyć”. Czytam sobie Twój blog i to, co jest widoczne natychmiast: masz rozbudowany styl, używasz wielu środków stylistycznych, ale jednocześnie stosujesz język potoczny. Stąd wszak w tym zdaniu jest ni przypiął, ni przyłatał.
„Przy okazji zdałam sobie sprawę, że jestem pojedynczą jednostką w towarzystwie, która nie chodzi na imprezy”. Jednostka, w znaczeniu, w jakim chciałaś jej użyć, oznacza pojedynczą osobę. Napisałaś zatem ni mniej, ni więcej jestem pojedynczą pojedynczą osobą. Jeśli to miała być hiperbola, nie do końca Ci wyszło, zrobił się pleonazm (znów ukłon do Skoiastel). Mogłaś to zastąpić jedyną osobą. Dalej, to samo zdanie: (…) nie ma historii o "urwanych filmach", w Sylwestra poi się co najwyżej colą, z tytoniem miała do czynienia tylko na podłożu naukowym. Całe zdanie lepiej by brzmiało, gdybyś napisała a z tytoniem, bo spójnik sugeruje, że wymieniasz już ostatnią z kolei rzecz bądź czynność. Ponadto użyłaś niepoprawnego cudzysłowu, polski cudzysłów to znak na dole i na górze, a nie na górze i górze.

Dwadzieścia pięć
„History time, cobyście zrozumieli nieco me położenie, czy coś”. Moje. Momentami naprawdę przedobrzasz.
„Kto nieprzekonany, niech sam spróbuje - i na to nie ma gotowej odpowiedzi nie mam zdolności, nie mam słuchu”. Kto jest nieprzekonany.

Trzydzieści
„Nigdy nie miałam szczególnych uprzedzeń do własnego ciała, nie przeszkadzały mi żadne defekty, bo wychodziłam z prostego założenia: są rzeczy, których zmienić nie można i człowiek nie ma na nie wpływu, jedynie pozostaje mu pogodzenie się z rzeczywistością”. Z tym, że uprzedzenia to negatywna ocena dokonana jeszcze przed poznaniem czegoś. Więc napisałaś, że nigdy szczególnie nie oceniałaś swojego ciała, wcześniej go nie zobaczywszy.
„Na nieszczęście jestem jednak ofiarą alergii, które jako miejsce żerowania wybrały sobie (a miały przecież tyle możliwości!) skórę”. Bez podstaw jednakujesz.
„Póki jeszcze była to skóra na nogach, rękach, nie wiem, stopach(?), było w porządku - w końcu są to części do ukrycia - lecz, kiedy jak na złość wylazły na twarz, wysuszając ją fragmentami na wiór, nie powiem, z lekka się wkurzyłam”. Części ciała. Samo części może się odnosić do różnych przedmiotów. Dalej, przecinek po lecz przesuń za kiedyJak na złość jest wtrąceniem.
„Niby smaruję, zażywam prochy, jednak poprawy nie widać, a do lekarzy chodzić nie chcę i nie lubię - akurat komu, jak komu, ale moim dermatologom nie ufam już ani trochę po tym, jak jeden przepisał mi zwykły balsam do ciała za fortunę, a drugi leczył miesiącami coś, co okazało się zwykłym krwiakiem do wycięcia chirurgicznego, a nie traktowania kolejnymi drogimi maściami (albo jak wtryniłam się w kolejkę, z czego nadal mam traumę)”. Błagam, nie pisz już więcej tak długich zdań. Kompletnie się w nim zgubiłam. Musiałam przeczytać je dwa razy. Poza tym, im dłuższe i bardziej złożone zdania budujesz, tym większe prawdopodobieństwo, że zrobisz w nich jakiegoś byka. Czasem trzeba rozbudować zdanie, ale nie rób tego, jeśli nie ma potrzeby. No i nie rozbudowuj ich nadmiernie. To tylko komplikowanie sobie życia. Sobie i czytelnikom. Plus: traumę ma się po czymś, a nie z czymś.
I znów wśród całkiem potocznego tekstu pojawia się wszak.
„(...) a nie z góry coś przekreślać”. To właśnie są uprzedzenia! Nawiązując do wstępu notki.
„Koniec z deprymującą czernią i zalatywania trupem”. Jeśli już, to z deprymującą czernią i zalatywaniem trupem. Albo koniec deprymującej czerni i zalatywania trupem. Bądź konsekwentna w odmianie.
„W końcu stworzyłam coś, co nie tyle,[tu jest przecinek] co jest jasne, ile uniwersalne, i naprawdę mi się podoba”. A po co Ci to zaznaczone na czerwono? Przeczytaj zdanie bez uwzględniania czerwieni. Ładniej brzmi? No pewnie.

Trzydzieści pięć
„Niemal trzydzieści stopni w plusie (choć gdybym miała sama ocenić, co najmniej z dziewięćdziesiąt), dzikie tłumy, ciężki plecak, ból kręgosłupa/ramion/nóg/głowy (niepotrzebne skreślić) i na deser choroba lokomocyjna”. Na plusie.
„Z koleżanką zaczęłyśmy od zwykłych szalek Petriego z bakteriami, przez chirurgię, aż do izolowania DNA!” Chwileczkę, momencik. W ten sposób wymienia się zaczynając zdanie od zaczynając, inaczej nie ma to sensu. Zatem albo Z koleżanką znalazłyśmy ciekawe stoiska (czy jak Ci będzie bardziej pasowało to przekształcić), zaczynając od i wtedy ładnie leci dalej, albo Z koleżanką zaczęłyśmy od zwykłych szalek Petriego z bakteriami, następnie przeszłyśmy przez chirurgię aż do izolowania DNA. Pierwsza opcja jednak wydaje się bardziej kusząca i prostsza, przynajmniej według mnie.
„Nawet nie jestem w stanie oszacować, ile stoisk z różnorodnych dziedzin zaliczyłam, jednak najlepiej wspominam te dotyczące medycyny na Collegium Medicum (tak, chcę tam studiować!) oraz biotechnologii: bawiłam się w chirurga (co tam, że założyłam jeden szew, z którym mordowałam się z piętnaście minut, a moim pacjentem był banan - liczy się, no!), badałam plastikowe piersi, wyszukując guzów i przymierzyłam brzuch w szóstym miesiącu ciąży (koleżanka dała mi doskonale do zrozumienia, że położnictwo mnie nie ominie - ale na szczęście pozwoliła już darować symulację przyjmowania porodu), wyizolowałam DNA z truskawki (powtarzając później to samo w domu i również otrzymując pozytywny wynik), przeprowadziłam elektroforezę (technika rozdziału DNA na mniejsze frakcje) na żelu agarowym (a właściwie to -forezę, bo elektro- wraz z prowadzącym studentem sobie odpuściliśmy ze względu na irracjonalną temperaturę), poplamiłam sobie dłonie azotanem srebra (Działa żrąco na skórę, pozostawia trudne do usunięcia czarne plamy, ciocia Wikipedia), by z drutu miedziowego otrzymać drut ze srebrnym nalotem, oraz - co genialne - pokradłam (czyt. zabrałam, dostałam lub poprosiłam za zgodą) całą masę różnych fajnych rzeczy”. Przepraszam. Nie dałam rady. To ZDANIE kompletnie mnie zabiło. Tak. Tu nigdzie nie ma kropki, jedynie same przecinki i nawiasy. Mam nadzieję, że nigdy więcej tego nie zrobisz, bo to jest... bardzo... trudne do czytania. Gubię sens tej wypowiedzi i po skończeniu jej nie wiem, o czym był początek. Uch. No dobrze, pomijając tę długość. Pozwoliła już darować mi. Nie pisz skrótami myślowymi. Więcej błędów nie widzę, co jest niemal szokujące przy ilości informacji ściśniętych pomiędzy wielką literą zaczynającą zdanie a kropką je kończącą.
„Od długopisów, piłeczek, ulotek i książeczek, przez probóweczki z DNA truskawki i kukurydzy oraz drucikiem w azotanie srebra, do żelu agarowego i samego agaru do własnej produkcji żelu, w którym można hodować kwiatki (a że jest przezroczysty, cały system korzeniowy i w ogóle rozwój będzie doskonale widać)”. Ponownie poległa konsekwencja w odmianie: (...) probóweczki z DNA (...) oraz drucik (...).
„A jak już o chemii mowa... Jako że ostatnio pilnie uczyłam się na konkurs z chemii (który średnio mi poszedł, bo były jakieś nieludzkie zadania obliczeniowe), jakoś tak... czytając o tym wszystkim... i raz, i wtóry... no... pokochałam chemię”. Chemia, chemia, chemia... Powtórzenia...

Trzydzieści osiem
„Co dziwne, moja pierwsza myśl po włożeniu dłoni do pustej kieszeni, to utrata numerów - szybko jednak zreflektowałam się, zdając sprawę, że łatwo uzupełnię te ważniejsze za pomocą Facebooka, maila, w ostateczności osobiście”. Zdając sobie sprawę.
Mimo że tekst jest długi, więcej błędów nie znalazłam.

Czterdzieści
„W nocnych maratonach uczestniczyłam dwa razy, w czasie których miałam okazję przystąpić do wyzwania wcześniej wymienionego - jak wiadomo, z nieco marnym skutkiem”. Po prostu marnym, w końcu się nie udało.
„Nie, nie dlatego że zamiast filmów były seriale, skądże!” A przecinek przed że? Ktoś tu chyba był głodny. To zależy od akcentowania. W tym przypadku akcent pada na dlatego, stąd rozdzielenie tych dwóch wyrazów znakiem przestankowym.
„Raczej z powodu grania w głupie, bardzo, bardzo głupie gry na przeglądarce i trollowanie na dziewczęco-nastolatkowym forum o trzeciej nad ranem albo też przez włączenie najgłupszego horroru świata”. Rozdziel to na dwa zdania i będzie bardziej czytelnie.
„Jako że dołączyłam do genialnej inicjatywy, jaką jest postcrossing, nie mogłam nie skorzystać z szeregu możliwości, jakie strona ta daje”. Niefajna inwersja, be, be. Po co? Powtórz ją i wszystko będzie na swoim miejscu!
„To nie taki zwykły cmentarz - to jeden z najstarszych cmentarzy w mieście, na którym można spotkać nagrobki takich osobistości,[bez przecinka] jak William Blake, Daniel Defoe czy papcio Tolkiena”. Przecinek. No i konsekwencja w odmienianiu: nagrobki takich osobistości jak William Blake, Daniel Defoe czy papcio Tolkien.
„Byłam w nocy w Chinatown i nie pytając o skład, zjadłam jakieś puszyste ciasteczka w kształcie ryby”. To czerwoniutkie jest wtrąceniem, a brakuje przed nim naszego ulubionego znaku interpunkcyjnego.
„Skoczyłam na główkę do basenu (ja raczej z tych, co nie skaczą na główkę, ewentualnie w ogóle nie skaczą do wody) o głębokości czterech metrów, za wejście na który wybuliłam z cztery funty, by zostać pochwalona przez przystojnego ratownika”. zepochwaloną.
„Po zrobieniu czystek w mojej kolekcji pocztówek, postanowiłam do nich wrócić (tak bardzo typowe w moim przypadku) i rozpoczęłam mą zabawę z postcrossingiem, to po raz”. Po pierwsze.
„A dawcą krwi lub szpiku zostanę za pół roku [z przecinkiem] jak skończę tę straszną osiemnastkę”. Przecinek.

Czterdzieści trzy
„Otóż tak prezentuje się moje prywatne błędne koło: dużo do nauczenia się - narzekanie na brak chęci do nauki - zasłużony odpoczynek - zasłużony odpoczynek, który przeradza się w czyste opierniczanie się do wieczora - przypominanie sobie o milionie rzeczy na kolejny dzień - zalążek depresji - utracenie sensu życia - zdanie sobie sprawę, jak bardzo głupie jest stwierdzenie, że moje życie traci sens przez szkołę - popukanie się w główkę - wzięcie się do roboty - dużo do uczenia się..., et cetera”. A raczej zdanie sobie sprawy. Zła odmiana.
W tej notce częstujesz wybitnie długimi zdaniami, w których łatwo się pogubić. Dużo wtrąceń, dopowiedzeń i tak dalej. Stylistycznie przekombinowane.

Czterdzieści sześć
„Zawsze potrafiłam szybko poznać nieprzyjemne objawy i je zlikwidować zanim by do nich doszło, jak biegunkę czy wymioty, do których zawsze miałam uraz i, zwyczajnie, bałam się ich doświadczenia”. Skoro jeszcze do nich nie doszło, to znaczy, że im zapobiegasz, a nie je likwidujesz.
„Skończyło się na tym, że mnie nie puścili do szkoły, czego wcale nie przyjęłam z otwartymi ramionami - trzy lekcje chemii piechotą nie chodzą, a że aktualnie omawiamy zadanka, jakakolwiek szansa, że w końcu będę rozumieć spełzła na niczym”. Czerwone to wtrącenie, zatem, czego brakuje? Tym razem z drugiej strony.

Czterdzieści dziewięć
„Nie są to może najwyższe obroty, może pomijając szalone szkolne tempo i niebotycznej wielkości sprawdziany co drugi dzień, ale generalnie żyję spokojnie”.
„Trochę z powodu zbliżającej się wiosny, bo czasami przez te strugi deszczu zdarza się, że przebijają promienie słoneczne, a wtedy nic, tylko wsiąść na rower (który jeszcze pachnie nowością!) albo wybrać się w góry - ruszyć się po zimie, rozciągnąć stare kości i wyciągnąć twarz do słońca”. Pierwsza część zdania jest trochę bez sensu. Nie kombinuj z tą inwersją. W przeciwieństwie do wystroju bloga, w pisaniu przedobrzasz. (...) bo czasami zdarza się, że przez te strugi deszczu przebijają promienie słoneczne (...), tak wystarczy, po co gmatwać?
I tak zbliżamy się do końca, czyli do (teraz już) przedostatniego posta.

Pięćdziesiąt trzy
„To nie to, że boję sobie rączki ubrudzić, ale po godzinach spędzonych na szukaniu wolnych miejsc, straciłam wiarę, że cokolwiek znajdę”. Boję się sobie rączki ubrudzić. Któryś raz Ci się zdarza, że zjadasz wyraz.
„Na prawo jazdy uparła się rodzina, w zwyczaju Jagny, jak powiedzą, to pójdę”. Mam problem ze zrozumieniem. Zrobiłaś, że tak powiem, kompletny off-topic. Na prawo jazdy uparła się rodzina. Jedno zdanie. Drugie: W zwyczaju Jagny (wnioskuję, że to Ty, ale pewna nie jestem, bo aż tak dokładnie nie czytałam wszystkich postów), jak powiedzą, to pójdę. Ten zwyczaj Jagny to wspomniany offtop. Mówisz o swojej rodzinie, a potem ni stąd, ni zowąd przechodzisz do swojego zwyczaju takiego czy innego, wprowadzając zamęt. Gdybyś połączyła te dwie części spójnikiem, a nie tylko przecinkiem – już byłoby dużo lepiej.
„A tak od siebie, to chciałabym nadrobić zaległości czytelnicze - udało mi się już półtorej książki przeczytać, a to już jakiś postęp”.

Pięćdziesiąt cztery
„Jestem oderwana od rzeczywistości do tego stopnia, że w czasie obiadu przeprowadzając operację na pstrągu, bardzo poważnie zastanawiałam się nad tym, czy ryby mają kręgosłup, czy nie”. Ponownie: to jest wtrącenie, któremu czegoś brakuje do pełni szczęścia.
„Całymi dniami zamykam się w mojej hobbickiej norze z nosem w książkach, by wreszcie przeczytać to, na co wcześniej jakoś nie znajdywałam czasu, z alternatywą dla filmów, które miałam obejrzeć już sto lat temu, ale nie było okazji (nawet się nie przyznam, jakie to tytuły nadrabiałam, bo aż wstyd), oraz listów, na które odpisuję całymi godzinami, zdając sobie później sprawę, że wkładam do koperty epopeję; bo kilka razy w czasie pisania zmuszana jestem uzupełniać atrament w piórze”. Pierwsza uwaga to oczywiście... długość zdania. Dlaczego to robisz? No dobra, nie rozklejam się, lecę dalej. Średnik. Przecież wiesz, że przed bo jest przecinek.
„Czytam dwunastą (trzynastą, czternastą - chyba zawsze czytam za dużo naraz!) książkę, licząc od początku lipca, obejrzałam te kilka filmów, by wreszcie mieć szerokie pole aluzji do klasyków, poznałam nowych ludzi i zacieśniłam przyjaźnie, poziom wypitego w życiu alkoholu podskoczył gdzieś do okolic połowy kieliszka, wszak na osiemnastce to jednak wypada wznieść toast nie tylko sokiem pomarańczowym, tym samym utwierdzając się w przekonaniu, jak mi to bardzo nie smakuje; pochodziłam po Warszawie, (ten fragment, od przecinka do średnika, również był przekreślony) kolejny raz nie mogąc uwierzyć, jak mi to miasto się nie podoba; oraz odkryłam mojego nowego ukochanego wykonawcę, którego pokochałam od pierwszych nut (i klatek) jego najnowszego utworu Lately”. Znowu mi to robisz! Poza tym w zaznaczonym fragmencie można się zgubić. Pomijając, że on sam jest sporawy, to napisałaś go tak, iż wygląda, że to alkohol utwierdził się w przekonaniu, że coś Ci nie smakuje.
Punkty: 30/40


4. Punkty dodatkowe (0-3pkt.)
Twój blog urzeka minimalistyczną szatą graficzną, która nie rozprasza czytelnika. Poza tym, podoba mi się urozmaicanie notek gifami czy zdjęciami. Może nie jest to pierwszy raz, ale jednak umila to lekturę. No i tyle.
Punkty: 2/3


Podsumowując:
Pierwsze wrażenie bardzo dobre. Szata graficzna przyjemna, układ prosty, wszystko na plus (prócz wyróżnienia menu, no ale to taka drobnostka). Ogółem pozytywne zaskoczenie, bo do wyglądu praktycznie nie można się przyczepić, natomiast tekst parę... naście razy się potknął.
Twoim największym grzechem jest to, że piszesz zbyt długie zdania. To znacznie utrudnia odbiór tekstu. Zwłaszcza jeśli robisz wtrącenie, które samo w sobie stanowi 2/3 (albo i większą część) całej wypowiedzi. Skoro mowa o wtrąceniach, to często zapominasz (albo nie wiesz, że wtrącenie nim jest) ograniczać je przecinkami z obydwu stron. Poza tym czasem łączysz ze sobą myśli, które spokojnie mogłabyś rozdzielić na dwie. W kontekście nie zmieniłoby to niczego, a ułatwiłoby czytanie. To, czego nauczyła mnie polonistka w liceum: im bardziej złożone jest Twoje zdanie, tym większe prawdopodobieństwo, że popełnisz w nim jakiś błąd. Kolejną rzeczą jest nadużywanie inwersji. Czasami robisz to, nie obraź się, bezmyślnie. Wiem, że piszesz językiem potocznym. Ale nawet w języku mówionym rzadko zdarza nam się aż tak przestawiać szyk zdania. Bywa, że wrzucasz zbyt wiele zaimków . Kilka razy użyłaś słowa w złym kontekście. Umykają Ci spójniki. Czasem używasz skrótów myślowych, co skutkuje brakiem poprawności. Albo po prostu jesteś głodna. No i te przecinki...
Jeszcze jedna rzecz, o której przy sprawdzaniu całkiem zapomniałam, a co nie zostałoby mi wybaczone: stosujesz dywiz jako myślnik. Poczytaj o tym, o, na przykład tutaj: [klik]. To właściwie nie takie trudne, żeby zapamiętać, gdzie stosuje się który znak.
No i cóż mogę powiedzieć? Niestety, choć nie robisz literówek i błędów ortograficznych, masz sporo innych grzechów i grzeszków. Tekst wydaje się dopieszczony, ale jednak taki nie jest, przynajmniej nie do końca. Oczywiście, każdy robi błędy, a u Ciebie nie jest źle. 


Zebrałaś ogółem 46 punktów za całość, a maksymalna możliwa punktacja to 58 pkt. Po przeliczeniu daje to 79%, czyli ocenę dobrą. I uważam, że jak najbardziej na taką zasługujesz. Jestem też pewna, że będzie lepiej.

5 komentarzy:

  1. Chciałabym tylko napisać, że zapoznałam się z oceną, za którą bardzo dziękuję, ale szerzej odniosę się do niej, jak tylko znajdę wolną chwilę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku chciałabym bardzo podziękować za poświęcony czas, choć w drugiej strony szkoda, że nie zostałam poinformowana o tym, że ktoś wyciągnął mojego bloga z otchłani wolnej kolejki. Dałabym wtedy znać, na ocenie których postów zależało mi najbardziej, ale cóż, trudno. To tak na przyszłość.
    Belka nie mówi nam o blogu absolutnie niczego i niepokoi mnie to, że jest po angielsku. Ech. Nie rozumiem, czemu wszyscy czepiają się angielskiego. Bo polszczyzna, kultywujmy nasz język? W takim razie czemu, nie wiem, jest Harry Potter, a nie Henryk Garncarz? Prusa też się będziesz czepiać, że francuszczyzna w jego polskich książkach kwitnie? Od dzisiaj nigdy już nie powiesz weekend? Mam przetłumaczyć sentencję, na widok której każdy pokiwa głową ze zrozumieniem, bo nie wierzę, że jakikolwiek użytkownik internetu się z nią nie spotkał, na Zaufaj mi, jestem lekarzem? I nie wiem, co w tym niezrozumiałego. Almost dodane w środku świadczy o tym, że jestem prawie lekarzem, co z tematyki bloga łatwo wywnioskować. Belka mówi wszystko, dlatego nie rozumiem, z czym miałaś problem.
    Od razu jednak zauważyłam, że stosujesz dużo angielszczyzny. Ekhem. Tytuły postów to naprawdę DUŻO angielszczyzny.
    Dobrze, że nie zwróciłaś uwagi na menu, bo to nie jest rzecz, która uwagę powinna zwracać. To już są rzeczy dla dociekliwych, a nie pierwsze miejsce, do którego zajrzy potencjalny czytelnik. A menu na samej górze jest czymś naturalnym w internecie; jest najbardziej intuicyjne - to pierwsze miejsce, w którym bym szukała, więc, znów, nie rozumiem problemu.
    Wybacz, ale nie skomentuję uwagi o archiwum. To jest pamiętnik, krzyczą wszystkie billboardy w mieście, pamiętniki opierają się na datach. Nikogo nie obchodzi, co pisałam w poście, na przykład, dwudziestym. Za to już prędzej, co się działo w roku takim a takim.
    Błędów czepiać się nie będę, błąd to błąd, każdemu się zdarza. Chociaż przypominam, że to jest pamiętnik, a nie wielkie dzieło literackie na miarę Tolkiena, bez przesady, więc kolokwializmy są czymś naturalnym - zaś z drugiej strony, od kiedy wszak jest zabroniony w mowie potocznej? No i nie potrafię na klawiaturze zrobić polskiego cudzysłowu ani pauzy, a każdorazowe kopiowanie z Wikipedii jest dość nużącym zajęciem. A czytelnik pamiętnika raczej mi za dywiz głowy nie urwie. Za długie zdania niczym się nie wybronię. Po prostu lepiej zawszeć mi jedną myśl w jednym zdaniu, a nie rozbijać jej na dziesięć innych. Staram się nie już robić takich tasiemców, ale kilkukrotnie złożone będą zawsze. (Choć niektóre z tych, które przytoczyłaś, są dość naturalne, nie wierzę, że mogłaś się w nich pogubić - swoją drogą, jak rozbiłabyś ten o dermatologach na więcej części?) Ale obiecuję, nie będę gonić Dukaja, który jedno zdanie ciągnie przez całą stronę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. trzeba się umyć, zjeść śniadanie, prysznic wziąć. Może stosuję gwarę czy cokolwiek, ale przyjęło się w moim otoczeniu, że mycie się ogranicza się do umywalki, a kąpiel lub prysznic - mówi samo przez się. Ale to pewnie jest jak z wychodzeniem na pole i na dwór.
      a potem ni z gruchy, ni z pietruchy wyskakujesz z dwudziestoma sześcioma nowymi twarzami. Shun mnie wyręczyła.
      Że tak sobie z angielska zagadam, it don't make sense. . Przepraszam, ale jak widać, angielszczyzny to jednak wychodzą mi lepiej. Doesn't.
      papcio Tolkiena - papa, ojciec. Ojciec (kogo, czego) Tolkiena. Sam Tolkien w Londynie pochowany nie jest.
      w zwyczaju Jagny - Jagna to bohaterka Chłopów, która miała w zwyczaju robić to, co jej kazali, bez wszelkich refleksji na ten temat: jak każą [iść do ślubu z Boryną], to pójdę. Ot, taka ciekawostka.
      Przecież wiesz, że przed bo jest przecinek. Tak generalnie, to w tym moim zdaniu akurat zamiast bo, użyłabym wszak - lepiej oddałoby to, co chciałam powiedzieć, i nawet mogłabym wcześniej dać kropkę, by zrobić dwa osobne zdania. Z przecinkiem przed bo źle by się czytało, zważywszy, że średnik wymusza poniekąd zatrzymanie się na chwilę.
      Hm, chyba tyle. Jeśli byłam nieco zgryźliwa, to przepraszam, nie miałam tego na celu. Generalnie jestem wdzięczna za ocenę, choć, tak jak wspomniałam na początku, na przyszłość gdy adoptujecie blogi z wolnej, dajcie o tym znać autorowi. Bo wolałabym, gdybyś skupiła się na tym, co nowsze, niż odkopywała brudy sprzed dwóch lat. Ale skoro już zrobiłaś taki przekrój, to brakuje mi informacji na temat jakichś zmian. Czy przez te dwa lata mój styl się zmienił? Nie wiem, jakiś postęp, zacofanie, stanie w miejscu, a może kompletnie nic, co można by wyróżnć? Nie mówię o długości zdań, rzecz jasna.
      Dziękuję i pozdrawiam serdecznie,
      antler (Jelonek?!)

      Usuń
    2. Zacznę więc od tego, że Twój blog oceniałam jako stażystka i rzeczywiście nie przyszłoby mi do głowy, by zapytać, które posty są dla Ciebie najważniejsze. Mój błąd, przepraszam, mam nauczkę. Dodam, że mój "Jelonek" nie jest wolnym tłumaczeniem ani brakiem szacunku. Było mi po prostu wygodniej nazywać Cię w ten sposób niż pisać "antler" (jeśli Ci to przeszkadza, nie ma problemu, pozbędę się tego z oceny – zrobione).
      Kolejną sprawą są, dla mnie również zabawne, polskie cudzysłowy i dywizy w parze z myślnikami. Uwierz mi, gdyby nie wymóg ocenialni i fakt, że tutaj uznawane jest to za błąd, nawet nie zwróciłabym na to uwagi.
      Do angielszczyzny przyczepiłam się nie dlatego, że nie lubię tego języka, a dlatego, że uznałam, że używasz jej sporo. „Uznałam” sugeruje subiektywizm. Nie twierdzę przecież, że jest to coś do zmiany. Belka natomiast komuś, kto pierwszy raz odwiedza bloga, nie mówi niczego. Co z tego, że tłumaczenie jest proste (proszę, nie traktuj mnie jak tłumoka, który nie rozumie nic a nic po angielsku). To po prostu cytat, poniekąd używany dość często. W połączeniu z nazwą bloga i Twoim nickiem... nie, nie mówi niczego. Menu jest kwestią gustu, dla mnie powinno być wyróżnione. Nie, nie chodzi wcale o neonową ramkę. Raz jeszcze, napisałam w ocenie, że ja nie lubię archiwum i że wydaje mi się nieczytelne. I że można je zorganizować w lepszy sposób. Nic Ci nie narzucam. Zresztą nie musisz brać sobie do serca wszystkiego, co napisałam. Zgłosiłaś jednak swój blog do oceny, zatem powinnaś być przygotowana, że oceniony zostanie całokształt i że oceniająca zrobi to według własnych kryteriów.
      Teraz odwołam się do tego, że Twój blog nie jest dziełem literackim - oczywiście, że jest. To, czy możesz mierzyć się z dziełem Tolkiena to zupełnie inna sprawa. Rzecz jasna, że każdemu zdarzają się błędy. Ale chyba po to zgłosiłaś się do oceny, żeby ich błędów zmniejszyć do minimum, czyż nie tak? Ach, kolokwializmy... Przecież nie wspomniałam nic o kolokwializmach jako o czymś złym.
      Zdania złożone sama przecież piszę. Być może to małe zboczenie po rozprawkach. Niektóre zdania są rzeczywiście w porządku, chyba że masz w nich jeszcze bardzo długie wtrącenie. Albo to kwestia tego, że większość tego pisałam po nocach (cóż za typowe uzasadnienie!) i po prostu nie wydawały mi się wtedy logiczne. Dwadzieścia sześć nowych twarzy byłoby logiczne, gdyby nie to, że wcześniej w tym samym zdaniu mówisz o czymś kompletnie innym. Angielszczyzna już poprawiona. Jak to mówiłaś? Błędy się każdemu zdarzają, nawet rozszerzeniu z angielskiego (choć i tak mi wstyd, dlaczego nikt mi wcześniej na to nie zwrócił uwagi?)... Co do miejsca pochówku Tolkiena, takiej wiedzy niestety nie posiadam. W każdym razie czytając tekst, nie przyszło mi do głowy, że chodzi o jego ojca. Co do „zwyczaju Jagny”, tego też nie zaznaczyłaś. Czy to jakiś frazeologizm? I tak generalnie, to przed „bo” stawia się po prostu przecinek.
      Przedostatnią rzeczą, na którą chciałabym Ci odpowiedzieć są zmiany. Wydawało mi się, że zaznaczyłam to w ocenie, ale najwyraźniej tylko mi się wydawało. Nie zauważyłam wielkiej zmiany w Twoim stylu pisania, nigdy nie robiłaś bardzo wielu błędów. Poprawiła się jakość budowania zdań.
      Błędy wspomniane przez Shun już poprawiłam.
      Pozdrawiam.

      Usuń