[25] ocena bloga: uniesmy-ponad-niebo.blogspot.com

Autorka: E.
Tematyka: fanfiction – Harry Potter
Oceniająca: Niah

Zaczynając od samego początku, tytuł Unieśmy ponad niebo jest chwytliwy, polski i na pewno zachęcający do czytania. Ciągle chcę wcisnąć w niego „się”, ale jestem pewna, że do końca oceny mi przejdzie. Porzućmy wszelkie dywagacje na temat jego znaczenia. Wolę znaleźć odpowiedź w samym tekście, bo przecież o to chodzi w tytułach, by odnosiły się do treści (a przynajmniej tak było w założeniu, chociaż tworzenie chwytliwego tytułu tylko po to, by był chwytliwy, wcale nie jest złym zabiegiem – to przemyślany ruch). Jeżeli już miałabym się do czegoś przyczepić, to do samego faktu, że występuje tam literka „ś”, która nie może być w adresie i gdybym miała go wpisywać ręcznie, na pewno bym tak zrobiła z przyzwyczajenia (po prawdzie, już tak zrobiłam), ale w obecnych czasach przeglądarek, które podpowiadają nam po kilku znakach, czego szukamy, nie jest to żaden błąd. 
Kolejną kwestią jest belka, która mi się wyjątkowo podoba i trafia w moje gusta. „Wojny zaczynają się, kiedy chcesz, ale nie kończą się, kiedy prosisz”. Wprawdzie prosta konstrukcja zdania sugeruje, że wymyśliłaś to sama, a mnie troszeczkę ta prostota irytuje, ale przekaz jest ważniejszy i gdybym wcześniej nie widziała nagłówka, pomyślałabym o jakimś naprawdę dobrym, wojennym opowiadaniu. 
Niestety, dzięki spoilerom wiem, że połączenie fioletu, bieli i dwóch osób na nagłówku (kobiety i mężczyzny) nie sprzyja opowiadaniom z ciężkim klimatem. No cóż, belka mimo wszystko nadal mi się podoba, więc co ja tutaj będę zrzędzić. Wracając do nagłówka – w pierwszym, strasznym momencie myślałam, że to kolejne dziwaczne opko w którym Hermiona w jakiś niesamowity i magiczny sposób dostaje się do przeszłości, gdzie wyrywa Syriusza Blacka (to wszystko przez Bena Barnesa. Mam już alergię na niego i fakt, że syriuszuje się go dookoła), mają do siebie filsy i w ogóle tru laf, które kończy się tym, że Hermiona wraca do przyszłości, gdzie Syriusz nie żyje i ma traumę. Na szczęście, co też wiem ze spoilerów, Ben Barnes wciela się tutaj w Teodora Notta i dzięki Ci za to autorko (lub szabloniarko, któraś uczyniła to z przypadku), że moje obawy się nie ziściły. 
A teraz całkiem na poważnie – szablon jest przestronny, czytelny, tekst jest dobrej wielkości, nawet fikuśna czcionka postów mi nie przeszkadza, bo nie mają tytułów, więc jestem jak najbardziej na tak. Nie będę opiewać wyżej wspomnianej szabloniarki, bo to nie mój typ szablonów i nie o to tu chodzi. Szanuję jej pracę i to, że widać, że przystosowana jest do opowiadań. 
Przejdźmy do dodatków i tutaj z miejsca apel do Ciebie – sprawdzaj, co piszesz w Informacjach. Litości, tekst ma sześćdziesiąt słów, a ty zjadłaś dwa przecinki. Ja rozumiem, że były wyjątkowo smaczne, ale musisz je oddać. Nie wygląda to dobrze, gdy w kilku zdaniach nie możesz utrzymać poprawności, bo rodzi pytania, jak to wygląda w samym tekście. Takie króciutkie infa trzeba czytać częściej, by nie było w nich literówek ani innych błędów. 
W zakładce O blogu spodziewałam się kilku krótkich informacji, ale okazało się, że to tekst większego kalibru, co mnie zainteresowało. Widać, że zależy Ci, by przyciągnąć czytelnika, szczególnie takiego ciekawskiego, ale dlaczego jest tam podpunkt o liczbach? Ściągamy z fanfiction.net? Fajnie wiedzieć, kiedy zaczęło się opowiadanie, ale ilość rozdziałów poznamy, wchodząc w spis treści, tak? No i fakt, że masz trzydzieści siedem stron na jedenaście postów, co daje jakieś trzy i pół strony na rozdział to... mało. I to tak z odchyleniem na bardzo mało, ale zobaczymy, jak to się przedstawia w treści. 
A ten tekst, że oboje nie mieli rodziców, to jakaś aluzja, że Hermiona nigdy nie wróciła do domu po wojnie, a rodzice Teodora gniją w Azkabanie? Zaintrygowało mnie to. 
I właściwie co to za brak poszanowania dla zasad pisowni? Dlaczego nie stawiasz przecinków przed „kiedy”? Jestem tutaj dziesięć minut i już dwa takie przypadki znalazłam, a nie przeczytałam nawet dwustu słów! No dobra, zauważyłam, że znasz reguły, ale twoja nieuwaga i niedbalstwo są silniejsze. Zmień to szybciutko, bo wstyd. 
Co do Twojego monologu i rozdrabniania się nad Nottem – polecam Ci odwiedzać częściej fora niż blogi, tam szybciej go znajdziesz. Chociaż Twój argument jest dobry, ponieważ opowiadania, gdzie Teodor gra jakąś większą rolę, można policzyć na palcach jednej ręki, a i tak zostanie nam miejsce, więc spodziewam się powiewu świeżości, już nawet ze względu na bohaterów. Trafiłaś w niszę rynkową, że tak to ujmę. 
I powiem też, że jestem naprawdę ciekawa, czy wcielisz swoje doświadczenia życiowe do opowiadania i realistycznie oddasz uroki ciąży (źle to zabrzmiało. Zaciążyłam Cię przez Internet, wybacz). 
A tak na przyszłość – gdy już piszesz jakiś opis, masz zachęcić kogoś do czytania, nie spoilerować mu własne opowiadanie. Co innego zdradzić rąbek tajemnicy, a wygadać się, jaki będzie (prawdopodobnie) główny wątek (czyt. ciąża Hermiony). Rozgraniczajmy informację. To nie jest jakiś duży błąd, bo w sumie historia ma być o miłości, więc to będzie dodatkowa trudność, ale dalej pozostaje to spoilerem. 
Zakładkę Rozdziały pominę. Jeżeli coś źle podlinkowałaś, napiszę to później. 
Sprawdziłam, okłamałaś mnie – w twoim opisie nie ma sześciuset słów, jedynie pięćset dziewięćdziesiąt trzy. Kurde, to byłoby już czepialstwo, gdybym odejmowała za to punkty! Oczywiście, gdybym jakieś przyznawała. 
Dalej są już tylko Linki i Spam, więc nic tam dla mnie nie ma do roboty. 

Błędy

„Nie wiem, kiedy rozdział się pojawi”
„Nie wiedziała, kiedy dokładnie stał jej się bliższy” – dziwny szyk. 
„zapewne każdy, kto go czyta”
„wychodzącego poza wszystko, co dotychczas ktokolwiek czytał?”
„zeszytu od matematyki, aż w końcu w jednym”
„Miałam też wątpliwości co do tego, czy poradzę sobie”

I diametralnie zmieniłam zdanie. Nie znasz zasad stawiania przecinków, a jeżeli znasz, całkowicie je ignorujesz, jesteś ponad nimi, one Cię nie dotyczą. Owszem, dotyczą Cię i powinnaś się spiąć, poprawić wszystko i zarzucić kurtynę milczenia na to, że mogłaś kiedyś pominąć każdy z tych przecinków. 

„najsłodszego dziecka jakiego świat widział, serio” – no to się zdecyduj, czy to było dziecko „jakiego świat nie widział” czy dziecko „jakie świat widział”, bo jest różnica. 
„Taka, która myśli, że nie ma błędów, otwiera rozdział po kilku tygodniach i znajduje ich tysiące...” – to zdanie mi się wybitnie podoba, biorąc brak przecinka przed „która”. 
„Liczy sobie piętnaście wiosen, ale uparcie twierdzi”
„Najbardziej lubi fantasy, ale ostatnio”
„sobie wiedzieć, co chciałaby robić w życiu”
„ale nie wie, co z tego będzie…”

Pierwsze, co zrobisz po przeczytaniu tej oceny, będzie odwiedzenie wszelkich stron o zasadach stawiania przecinków. Głęboko wierzę w to, że większość z tych błędów popełniłaś przez nieuwagę (jeżeli jest inaczej, nie mów mi tego) i dobra rada na przyszłość – czytaj na głos. Pomaga w określeniu miejsca, gdzie powinien stać ten nieszczęsny przecinek, a jeżeli jesteś tak oczytana, jak faktycznie twierdzisz, będzie Ci łatwiej. 

Podsumowując: blog jest CZYTELNY i PRZEJRZYSTY. W skrócie, gdybym wystawiała punkty za pierwsze wrażenie, podstrony, zakładki czy inne gadżety, dałabym Ci fulla. Poprawność w jakimkolwiek miejscu na stronie, jak dla mnie, podchodzi pod tę ogólną, więc już tam się z nich rozliczymy. A za brak przecinka prze „ale” i „kiedy” rozliczymy się na pewno. 

W tym miejscu zaczniemy już faktyczną część oceny, skoro drobiazgi mamy za sobą. Ocenię dwanaście rozdziałów plus bonus, który widnieje w spisie treści. Na tym etapie także kończy się moje betowanie każdego najmniejszego błędu. 

PROLOG 

Ze spoilerów wiem, że łóżko, na które patrzył Teodor, było również łóżkiem Hermiony, ponieważ to miał być ich dom, więc jest to niekonsekwencja tego, co zamierzasz wprowadzić. Lepiej byłoby w zdaniu: „popatrzył na postać śpiąca w jego łóżku” wyrzucić „jego” i nie wprowadzać zamętu. To jest już paskudne czepialstwo, ale będziesz musiała z tym żyć, że wytknę każdą logiczną pomyłkę. 
Kolejna niekonsekwencją jest fakt, że w ostatecznej scenie Hermiona stoi w oknie i widzi, jak Teodor odchodzi. Przed chwilą jeszcze spała, ale widać mieli tak duży dom, że zanim Nott wyszedł, ona już wstała i stwierdziła, że lepiej wyglądać przez okno, jak miłość jej życia odchodzi w nieznane, a ona zostaje z dzieckiem. Żadnego wybiegania za ukochanym, racjonalnych argumentów, dlaczego ma zostać, nic. Rozumiem, dramaturgia dramaturgią, ale lepiej by było, gdyby Hermiona, rano, po uświadomieniu sobie, że Teo gdzieś odszedł, zdradziła, że spodziewa się dziecka, a nie robisz z niej kobietę, która biernie zgadza się na to, co się dzieje. Tak się książkowa Miona nie zachowuje. 
Sam prolog jest krótki jak kwitek z pralni, ale zawiera najważniejsze cechy – są tajemnice i niedopowiedzenia, bo ani razu nie pada imię żadnego z bohaterów, znam je z opisu bloga. Sama postać Notta jest ciekawa, bo nie znamy powodów, dla którego odchodzi. Hermiona jest w ciąży, a on o tym nie wie, więc w niedalekiej przyszłości mogą wyjść z tego komplikacje i tylko ta bierność bohaterki całkiem psuje nastrój, ponieważ do niej nie pasuje. Mogę żyć tylko z nadzieją, że będzie lepiej. 

ROZDZIAŁ I 

Boru drogi, dlaczego intuicyjnie przescrollowałam stronę? I dlaczego pokusiłam się o sprawdzenie liczby słów w tekście? Otóż, droga E., rozdział pierwszy jest dwa razy dłuższy od prologu. Nie, nie i jeszcze raz nie. Wyliczyłam sobie trzy i pół strony na rozdział tam wcześniej, a dostałam stronę. Z widmem informacji, że publikujesz raz na trzy tygodnie, zastanawiam się, jak będzie dalej, ale mogę podejrzewać tylko, że lepiej i szczerze w to wierzę. 
Dobra, może ja tutaj narzekam, a ten rozdział to jakiś majstersztyk pod względem akcji i długość się nie liczy? Sprawdźmy. 
Kolejny błąd logiczny – Hermiona twierdzi, że Teodor dziwnie zachowywał się przed odejściem, co wskazuje na to, że miała jakieś podejrzenia. W takim razie moje pytanie: czemu nic z tym nie zrobiła? To Hermiona, mózg sytuacji. Nawet jeżeli jest zaślepiona miłością i szczęśliwą przyszłością, którą mieli mieć, nadal pozostaje sobą, a nie kimś, kto ignoruje pewne znaki. Jeszcze nie wiem, jak konkretnie zachowywał się Teodor, ale nie zwróciła przecież na to uwagi tak bez powodu, prawda? 
O matko, partner na dzisiejszy dzień... Może ja spaczona jestem, ale pomyślałam o tym, że ciąża jej sprzyja i zmienia sobie facetów jak rękawiczki. Naprawdę, to jest wyjątkowo niefortunnie dobrane słownictwo. Apeluję o jego zmianę. No i skoro minęło pół roku, a Hermiona jest w szóstym miesiącu, już widać jej zaokrąglony brzuch, ciężko mi uwierzyć w to, że tylu mężczyzn pisze się na związek z ciężarną kobietą. Ale co ja tam wiem. 
Po przeczytaniu rozdziału do końca, czuję okropny niedosyt, ponieważ wesele Harry'ego i Ginny, które w końcu miało być takie piękne, zostało całkowicie pominięte, nie wspomniane nawet opisem, jak wyglądali oni sami, jak wyglądała ceremonia, z kim przyszedł Ron (no halo, Hermiona to jego przyjaciółka, a nie znałaby imienia jego partnerki?) i wiele by wymieniać. Strasznie brakuje mi opisów tego, co się dzieje. Jest tylko Hermiona. Jak wygląda, co czuje i z kim rozmawia, ale to za mało. Kim w ogóle jest Tom? Wiem, że jest troskliwy i najwyraźniej czuje coś do Granger, ale poza tym? 
Zero, zero poświęcenia jakiegokolwiek czasu dla tła i bohaterów drugoplanowych sprawia, że zakończenie rozdziału w tym miejscu mnie zirytowało, a nie zaintrygowało. Co to miało być? Dostała skurczu, zobaczyła kogoś, tknęło ją i zemdlała? Dlaczego? Zapowiadała się taka ładna rozmowa, która mogłaby uratować ten rozdział. Jedyne, co z tego wyciągnęłam, do płeć dziecka. Przynajmniej tak myślę, że „malec” odnosiło się do chłopca, a nie było jakimś nieudanym synonimem od „dziecko”. 
Właściwie ten rozdział to jakiś kolejny prolog, bo ani w nim akcji, ani czegokolwiek, jest tylko zapowiedź jakiegoś wątku i tyle. Gdybym faktycznie chciała tutaj zostać i czytać, zrezygnowałabym. Zachęta zachętą, ale trzeba wiedzieć, kiedy ją skończyć i zacząć faktycznie pisać. 

ROZDZIAŁ II 

Na szczęście już jakiejś przyzwoitej długości i miejmy też nadzieję, że z fabułą będzie podobnie, ponieważ cały mój dobry humor odszedł w niepamięć.
„Nie wiedzieli, kiedy dokładnie jednego serce należało do drugiego i odwrotnie.” – Co to za potworne zdanie? Nie dość, że nie ma przecinka (znowu), to jeszcze jego szyk... nie istnieje! Kiedy serce jednego należało do drugiego, nie odwrotnie. Nie czytasz tego, co piszesz. Nie wierzę w żadne wcześniejsze zapewnienia, zwyczajnie nie czytasz tego, co piszesz, a już na pewno nie na głos. 
No dobrze, uargumentowanie, że Hermiona wierzyła, że Teodor poradzi sobie z problemami sam, bo zawsze tak było, jest dla mnie naciągane, ale od biedy może być. Ona mu wierzy, bo go kocha i najważniejsze, wierzy w niego i się na nim zawodzi. Dość długofazowy ten ich związek, a raczej długoletni i tym bardziej zastanawia mnie, co takiego się stało, że Nott odszedł tak z dnia na dzień, skoro byli sobie przeznaczeni i te sprawy. 
„Wokół niej stali jej przyjaciele – Ginny i Harry Potterowie – oraz Tom.” To zdanie jest tak bolesne z punktu widzenia Toma... No tak, Ginny i Harry to przyjaciele, ale Tom to tylko przydupas, facet na wczoraj, nie ma co się cieszyć, że przyszedł. Nie wiem, czy robisz to specjalnie czy przypadkiem, ale Hermiona wychodzi na niezłą agentkę, z tą swoją oschłością i ignorowaniem facetów, którym zależy na niej. No oprócz Teodora, bo w końcu on to jej tru laf, jak to tak źle o nim mówić. 
„i zaczął gładzić dłoń pacjentki.” – oczywiście, że była to dłoń pacjentki, a nie jego dziewczyny, bo Hermiona go za chłopaka nie uznaje. W końcu to wczorajszy facet, co się będzie z nim spoufalać. 
„Eliksir nie wybuchnie, więc nie ma przeciwności” – przeciwności to można mieć w życiu. Tutaj może nie być, ewentualnie, przeciwwskazań. 
Niekonsekwentna jesteś także w dobrze wykrzykników. Jaki jest sens w pisaniu zdania, kończeniu go pytajnikiem i twierdzeniu, że bohaterka tę kwestię wykrzyczała, a później stawianie wykrzyknika z pytajnikiem, skoro, podobno, bohater to tylko wysyczał? Co on, syczał podniesionym głosem? Widziałaś kiedyś takie dziwy? A Hermiona to cicho krzyczała, jestem tego pewna. Zastanów się, co piszesz i jak piszesz trzy razy, nim stwierdzisz, że coś jest dobre. A i wtedy też popraw. 
Przemówić zarozumiałym tonem... nie, takie rzeczy zdecydowanie nie istnieją. Ton może być oschły, ale to głos jest zarozumiały. Chociaż to też mi nie leży jakoś specjalnie, ale na pewno lepiej od tonu. 
A tak poza tym, co tutaj odchodzi? Są retrospekcje, a ten fragment w gwiazdkach to retrospekcja retrospekcji? Incepcja retrospekcyjna, takie rzeczy tylko w internetach. A teraz całkiem serio – to nie jest dobry zabieg. Jako randomowy czytelnik jestem obecnie skonfundowana i nie zrozumiałam fragmentu, o zauważeniu jego ważności nie wspominając. Wątek Hermiony w szpitalu ucięłaś, bo tak, bo możesz, wsadziłaś niełączące się ze sobą fragmenty z jej życia, które powinny być w odwrotnej kolejności i na pewno nie dwa po sobie, że nie wiadomo, co jest czym i niby miało być lepiej, a nie jest. Nie widzę też tej miłości, jakichś wspólnych zainteresowań, niczego. Widzę tylko typowego Ślizgona z typową Gryfonką. 
Z czego powody tego Ślizgona są mniej niż niejasne. No usiadł przy niej i zaczęli na siebie warczeć. Po co tam usiadł? Czemu sobie nie poszedł (dobra, duma mu zabroniła, ale to niczego nie tłumaczy)? I Hermiona traktuje go jak Malfoya, chociaż nie powinna być tak uprzedzona do każdego, kto nosi zielony krawat. Ona nie Ron, w końcu. 
Do tego informacja, że niby tylko Hermiona zdecydowała się po bitwie wrócić do Hogwartu jest... zabrakło mi cenzuralnego słowa. Skoro tylko ona, to skąd na tym siódmym roku Nott? Bo wcześniej pisałaś, że zaczęli rozmawiać na siódmym roku, jak chcesz mi teraz powiedzieć, że to było wcześniej, to się wkurzę, bo nic o tym nie świadczy. A skoro Teodor tam jest, to to „tylko” musiało się odnosić do przyjaciół Hermiony. Ciężko było dopisać taką informację? 
Mętlik, mętlik, mętlik. Tak mogę opisać Twoje opowiadanie w tym momencie, a czeka mnie jeszcze wiele stron tej radosnej twórczości. 
„wykrzyknął, co sprawiło, że odwrócili głowy w jego stronę.” – kto obrócił? Że niby Harry i Ginny? A to oni nie patrzyli na niego podczas rozmowy? A skoro nie oni, to kto? Duchy? Tajemniczy ONI? 
„Opowiadaj – zarządził.” – zarządzić to Harry mógł porządki, a Nottowi mógł rozkazać. 
I tutaj też już muszę stwierdzić, że jak jeszcze Hermiona ma jakiś potencjał, bo myśli najpierw o dziecku, a nie o sobie (i pomińmy tego jej biednego przydupasa), tak Teodor go stracił, będąc typowym zazdrosnym mężczyzną, który zostawił laskę, ale to nie znaczy, że może ona być szczęśliwa z innym. Naprawdę, wyjaśnij mi to, dlaczego on ją zostawił i to w logiczny sposób, a postaram się wybaczyć Ci te wszystkie błędy. 
„Hermiona podobała mu się Tomowi już od dawna” – i Ty twierdzisz, że sprawdzasz teksty przed publikacją, bo jesteś perfekcjonistką? I co ja mam teraz sobie o tym pomyśleć? No, że tak nie jest. Albo sprawdzasz go, ale tuż po napisaniu, co wychodzi tak, jak na załączonym obrazku. 
Jak facet mógł zaprosić Hermionę na ślub jej najlepszych przyjaciół? Nie powinno być odwrotnie? On to mógł, co najwyżej, zaproponować jej swoje towarzystwo, a nie mi tu wyskakujesz, że od razu ją zaprosił, jakby to on dostał zaproszenie z osobą towarzyszącą. Logika uciekła w las. 
“dzięki” – A cóż to za dziwo? Gdzie Pani je wynalazła? To aż kole w oczy, biorąc pod uwagę fakt, że linijkę niżej zastosowałaś cudzysłów poprawnie. 
No i ten „podły Nott”. Oni nie są jeszcze razem, a Hermiona myśli o nim w ten sposób, jakby był jej krnąbrnym chłopakiem, który robi jej psikusa i zabiera do ekskluzywnej restauracji. Jasne, jaki facet tak nie robi. 
Jak Teodor mógł „towarzyszyć” kelnerce, skoro był klientem? Stał obok niej i obsługiwał Hermionę, by jej zaimponować? Abstrakcyjność tej sytuacji zaczyna mnie przerastać. A ja narzekałam na poprzedni rozdział. Tam wszystko było jasne i spójne, tutaj nic nie trzyma się kupy, a moja irytacja rośnie z akapitu na akapit. 
Jaki lekarz, który mówi pacjentce, że powinna przystopować i dowiaduje się, że ta nie pracuje, nie zastanawia się, co doprowadziło ją do takiego stanu? Ej, facet, ona zemdlała, jest w zaawansowanej ciąży, samotna matka, która nie pracuje, a jednak u ciebie wylądowała – naprawdę, witaminy to nie wszystko. Zatrzymaj ją na jakąś obserwację czy coś? 
Oczywiście, że nie. W końcu to Hermiona.
Do tego nazwy własne piszemy wielką literą i tak, Śmierciożerca to nazwa własna. 
Poza tym pod postem widnieje dopisek, że betowała Degausser. Jesteś pewna, że wstawiłaś wersję poprawioną przez nią, czy chcesz mi zrujnować światopogląd, że jest ona dobrą betą? Nie wierzę w to, że zostawiłaby tyle byków i nielogiczności. Chyba że olałaś jej poprawki, naniosłaś niektóre przecinki i byłaś zadowolona. Tak też mogło być. 
Naprawdę, jak na rozdział drugi, na razie jest gorzej niż lepiej. Wyrwane z kontekstu wydarzenia atakują mnie ze wszystkich stron. Wyglądałoby to o niebo lepiej, gdybyś poświęciła pół rozdziału na wspomnienia w chronologicznej kolejności, a drugą część na teraźniejszość, ponieważ to, co obecnie wyszło, to zlepek niełączących się ze sobą fragmentów. 

ROZDZIAŁ III 

Jak na mój gust, Teodor troszkę zbyt szybko zgodził się przenieść do domu Harry'ego, ale w poprzednim rozdziale było, że Hermiona ich zapoznała, więc nie będę się tego aż tak bardzo czepiać. I jak wstawki z Nottem i Ginny, która nie lubi określenia „Ruda”, są fajne, tak tutaj nie pasują do sytuacji. 
„znowu odzyskał kolor, piec zaczęło jak dawniej.” – nie leży mi to zdanie. Lepiej by było, gdyby druga cześć wyglądała „i zaczął piec jak dawniej”. Poza tym Teodor chyba nie był czynnym Śmierciożercą? Jego ojciec nim był, ale o nim samym nic nie wiadomo i nie jestem pewna, czy on raczej nie pozostał neutralny w tej kwestii (na tyle, ile mógł). 
„Zaczął pracować dla nich, jednocześnie zbierając wszystkie informacje, jakie według Teodora mogłyby się kiedyś przydać.” – to zdanie jest bez sensu. Teodor zaczął szukać informacji sam dla siebie? Otóż nie, on szukał ich dla Macnaira, a informacje były przydatne według niego. 
„Tak na prawdę” piszemy razem. Naprawdę. 
I znowu czegoś nie rozumiem. Skoro Nott uważał, że jednak nie był po stronie Śmierciożerców i tylko dostarczał im niektóre informacje, dlaczego odszedł od Hermiony przed zleceniem? Nie powinien odejść po nim? A może był jakiś inny powód, dla którego ją zostawił? 
Znowu te nic nie wyjaśniające retrospekcje, tak nagle, ni z tego, ni owego. Prawie jak taniej jakości serial, gdzie reżyser przeskakuje między scenami wedle swojego widzimisię. 
„że chyba nawet zapomniał, że ktoś taki jak Teodor Nott istniał.” – Teodor sam o sobie opowiada, że już umarł. Jest duchem, który przyszedł nawiedzać Hermionę i chce wieść z nią dalsze, szczęśliwe życie. Wspaniały paranormal romance. 
W tym miejscu Cię pochwalę za cały fragment o Pansy, ponieważ jest to pierwszy, naprawdę dobry opis, w którym ukazane są emocje i charakter postaci, co mi się bardzo podoba. Może ich rozmowa była troszeczkę sucha i przewidywalna, ale sama reakcja Ślizgonki („I ci nie powiedziała? Cholerna su…”) tak bardzo kojarzy mi się z książkową Pansy, że nie mogłam się nie uśmiechnąć. To naprawdę duży plus. 
Może chwalenie treści przed końcem jest średnim pomysłem, ale ten rozdział zapowiada się na lepszy. Zobaczymy, jak będzie dalej. 
„Westchnął i przeczesał włosy palcami, nadając im tym samym codziennego wyglądu.” – Jeżeli chcesz nadać swoim włosom codziennego wyglądu, przeczesz je palcami i bądź rześki i świeży cały dzień. Polecam, Teodor Nott. Naprawdę, brzmi jak jakaś reklama. Wiem, co chciałaś przekazać, ale wynik jest średni. 
W ogóle, Nott jest magiczny! Skacze na równe nogi i bam! Jest w pełni ubrany, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Żadnego opisu szukanych ubrań, jakiegokolwiek ubierania się, nic. Teodor jest ponad tym, bo on ma tę moc
Dobra, Hermiona straciła w moich oczach, a raczej teraz jestem już pewna, że kanon poszedł w jej przypadku w las, ponieważ irracjonalne zachowanie i brak akceptacji przyjaciół Notta mnie drażni. Są razem, to są jego znajomi i nie musi ich z miejsca lubić, ale mogłaby nie robić facetowi wyrzutów za to, że w ogóle o nich rozmawia. Poza tym, hej, Draconowi urodziło się dziecko, tak? Ale nie tylko jemu. Nawet jeżeli Herma go nie lubi, mogłaby złożyć życzenia Astorii. Lub powiedzieć cokolwiek miłego. 
I to stwierdzenie, że Pansy jest nawet miła, rozbawiło mnie ogromnie. Z tego co pamiętam, Pansy nie była miła dla żadnego Gryfona, o Złotym Trio nie wspominając, więc argument Hermiony jest inwalidą. No i co to za krótkowzroczne spojrzenie na całą sytuację? Całkiem to do mnie nie przemawia. Na miejscu Teodora sama bym ją rzuciła. 
Na co, na co ta retrospekcja z wypadkiem, ja się pytam? A tak przy okazji, ponieważ jest wątek o szpitalu, to dołożymy jeszcze więcej? Zrozum, retrospekcje są dobre, naprawdę, ale wciskanie ich na siłę jest bez sensu. Nie rzucaj tak po prostu wycinkami z przeszłości, gdy brak ci pomysłu i chcesz w ten sposób rozciągnąć rozdział. 

NIEWYSŁANE LISTY TEODORA 

Opiszę je teraz, ponieważ przechodzę do następnych rozdziałów poprzez link „nowszy post”, a nie ze spisu treści. Tak jest wygodniej. Drażni mnie to, że linki otwierają się w nowym oknie. 
Skoro Teodor stara się już unikać przekleństw w listach, dlaczego nie robi tego skrupulatnie i za każdym razem? To wygląda tak, jakby nie bardzo wiedział, co chce napisać. 
Może ja mało romantyczna jestem, ale jakoś nie przemawiają do mnie te listy. Są nacechowane emocjonalnie, Teodor jest pełen tęsknoty i chce wrócić do Hermy, chociaż wie, że to nieodpowiednie, ale dalej jakoś tak... Sam dobrze to określił, że zachowuje się jak typowy aktor brazylijskich seriali. Ale fragment, w którym jest wkurzony, ponieważ Mulciber źle się wyraża o mugolakach, ratuje sytuację. Ciągłe biadolenie Tea byłoby męczące, więc doceniam zmianę. 
Tak! Tak, nareszcie jest powód, dla którego Teodor odszedł przed zadaniem! I jest logiczny! Moje serce się raduje, naprawdę. Jestem pełna szczęścia. 
Ale tak z drugiej mańki (jakby to było, gdybym się nie czepiła) – skoro grozili mu śmiercią Hermiony, to musieli o niej wiedzieć, a skoro o niej wiedzieli, to dlaczego po skończonej misji (która zajęła pół roku) dalej go nie szantażowali? Uciekła im wcześniej? Tak słabo ją śledzili? Teo nie był im już więcej potrzebny? A może Mulciber tak bez powodu nie wspominał przy nim o szlamach i wiedział, że Herma jest w ciąży i się z nim bawił? 
Wut? O co się rozchodzi? Jakie pierwsze spotkanie po zakończeniu roku? Przecież oni poznali się wcześniej! O nie, okłamałaś mnie w tamtym momencie, to była jakaś wcześniejsza retrospekcja, nieumiejscowiona nigdzie, ale na pewno „gdzieś wcześniej” i teraz już w ogóle nie rozumiem, czy oni zaczęli rozmawiać na siódmym roku, po skończeniu siódmego roku, w trakcie szóstego czy może jeszcze nie wiadomo kiedy. 
Zdenerwowałam się. 
Bohater wyciąga logiczne wnioski – był idiotą, mógł poprosić o pomoc, ale tego nie zrobił. Podoba mi się to. I ten wątek, że Draco mało się nie wygadał, że Hermiona jest w ciąży, a Teodor nie zrozumiał aluzji, jest piękny. Troszeczkę głupiutki i łatwowierny ten Nott, ale urokliwy. 
Chciałby mieć z nią dziecko. A gdzie ślub? Czemu nie mogą robić tego po bożemu, tylko od razu z dzieckiem wyskakuje? To jakieś nowoczesne podejście? Wątpię, by Hermionie się ono spodobało. Poza tym znów kłania się brak konsekwentności, ponieważ w prologu wspominasz, że mieli plany na przyszłość, dwójkę dzieci, dom, inne takie, Hermiona stwierdza, że Nott strasznie chciał mieć dziecko, a on w listach stwierdza, że dopiero teraz nawiedziło go takie pragnienie! Logika uciekła głębiej w las. 
W ogóle chore wyobrażenia Teodora trochę podchodzą pod gwałt, skoro wziąłby ją, nie pozwalając jej dojść do słowa, a po tak długiej rozłące seks nie byłby tym, co Hermiona zrobiłaby w pierwszej kolejności. Plaskacz, oszałamiacz, krzyk – ewentualnie. Ale żeby tak od razu do łóżka bez słowa wyjaśnienia? Nieee. 
Ten ostatni fragment jest intrygujący... 

ROZDZIAŁ IV 

Co za pocisk. I to na sam początek rozdziału. Ja wiem, że Herma jest na niego zła, ale dowaliła mu z tym tchórzem. Właściwie trochę racji w tym miała, ale i tak mi go żal, bo przecież znam jego motywy, a po przeczytaniu listów, wiem co przeżywał (chociaż trochę hiperbolizował) i tak jakoś... no, okrutnie, Herma, okrutnie. Należało mu się, ale to nie zmienia faktu, że trafiłaś go w czuły punkt. 
O nie, argument Ginny, że jaki jest, taki jest, ale ojca dla dziecka trzeba brać, jest idiotyczny. Wiążąc się z facetem, który ci strzelił dziecko, ale nie nadaje się do niczego (i już nie masz do niego filsów), jest najgorszym, co można zrobić dziecku. To jest opowiadanie i będzie się kończyć Teomione, ale i tak uważam, że argument Ginny jest upośledzony. Dziecku lepiej byłoby z Tomem jako tatusiem, a nie Nottem. Właśnie, gdzie jest Tom?! 
Ok, sytuacja opanowana, Tom wrócił. Bałam się, że o nim zapomnisz. 
W ogóle zachodzi tutaj dziwne zjawisko kochania wszystkich. Teodor ma kochaną Pansy, Hermiona ma kochanego Harry'ego... Zastanawiające to. 
Nareszcie się zaczęło coś dziać. Wprawdzie, sama zaspoilerówałaś, że akcja będzie się rozgrywała w Instytucie i musieli się kiedyś do niego udać, ale bardzo podoba mi się to spontaniczne wtargnięcie i informowanie Hermiony na samym końcu. Wprawdzie Blaise'a się tam całkowicie nie spodziewałam, a rozmowa przez telefon z Malfoyem wydaje się mocno podejrzana, ale nareszcie coś się zaczęło dziać. 
Co to za kit? Czemu zawsze, jak Cię chwalę, muszę sobie po tym pluć w brodę i to tak nagle? Jak to nie widziała Rona od roku? A wesele Ginny i Harry'ego? Czarno na białym jest wytłuszczone, że go tam spotkała. Więc co ona mi wyskakuje z jakimś rokiem? Nie, co Ty mi wyskakujesz z tym, że Hermiona nie widziała go rok? Przepraszam, przemyślałaś w ogóle akcję tego opowiadania, czy piszesz je całkiem spontanicznie? Bo naprawdę, naprawdę masz ogromne błędy logiczne w historii, które irytują i tego inaczej nie da się określić. Jak ktoś może się wczuć w Twoją historię, skoro ona się kupy nie trzyma? To nie jest mitologia skandynawska, gdzie bogowie ratują świat zanim się urodzą! 
Dziwne rzeczy się tutaj odbywają. Niby Harry twierdzi, że są w Instytucie sypialnie, ale Hermionie pokaże jej komnaty, no bo gdzie to tak, by Herma spała jak zwykły plebs w normalnym pokoju? Nie, ona musi mieć komnatę ze wszystkimi wygodami i innymi bajerami. 
I znów to syczenie podniesionym głosem. 
Nazwisko Weasley się odmienia, więc powinno być Artur i Molly Weasleyowie. 
W tym rozdziale pojawił się opis pomieszczenia. Jestem w szoku, myślałam, że takie się nie zdarzą. Na plus. Ale następnym razem, gdy będziesz coś opisywać, zwracaj uwagę na powtórzenia, szyk zdania i przede wszystkim zastanów się, co zaczniesz najpierw opisywać – ściany, podłogę, meble – ponieważ gdy robisz to naraz, wychodzi z tego mętlik. Ale lepszy taki opis niż żaden.

ROZDZIAŁ V 

„zakończonymi koliście rogami” – doskonale rozumiem sens, ale rogi nie mogą kończyć się kołami, a półkolami. 
Myślę, że to będzie dobre miejsce na wyjaśnienie jednej kwestii – widzę, że opisy (jeżeli już są) polegają na zasadzie wyliczeń, są zbudowane z prostych zdań i zazwyczaj coś jest albo ma określony kolor. Nie jest to żaden błąd. Rzecz w tym, że tego rodzaju opisy są dość nudne, wypełnione powtórzeniami i na pewno nikt ich nie przyswoi w takim stopniu, w jakim mógłby, gdyś zrobiła to w trochę inny sposób. 
Nie zawsze trzeba wszystko opisywać po kolei (kłóci się to z tym, co napisałam powyżej, ale zaraz to skoryguję). Czasami nie trzeba nawet pisać, że coś jest/stoi/znajduje się w danym pomieszczeniu. Można to zrobić w pośredni sposób, jak: „Podniosła swoją ulubioną szczotę, którą odziedziczyła po babce, z mahoniowej komody.” Jest to bardzo posty przykład, gdzie mamy zawartą informację co jest, gdzie się znajduje i czy jest ważne dla bohaterki. Nie muszę używać nawet słowa „była”, bo jest mi całkiem niepotrzebne. Zamiast pisać, że gdzieś była zielona kanapa, lepiej napisać, że bohater się o nią oparł lub na niej usiadł. Dobrze jest łączyć czynności, które wykonuje bohater, z otoczeniem. Ktoś przesuwa opuszkami palców po czymś, siedzi na tym, czy chociażby, że obcasy stukały o dębową podłogę. 
Takie proste zabiegi sprawiają, że opis jest od razu ciekawszy. A jeżeli napiszemy, że „na tle czarnej pościeli skóra Ani wydawała się bledsza niż w rzeczywistości” na pewno zapadnie to komuś w pamięć (nie, żeby pościel była aż tak ważna, ale wierzę, że rozumiesz, o co mi chodzi). 
Wracając do samego tekstu. Podoba mi się to, że Harry martwi się o Hermionę i jej zdrowie, odsuwa ją od obowiązków Zakonu i takie tam. Jednak brakuje mi jakiegoś zaprzeczenia z jej strony, nawet w myślach, że nie podoba jej się tak protekcjonalne traktowanie i też chciałaby COŚ robić. Może to się z biegiem czasu zmieni. 
Hm, do narodzin dziecka zostały jakieś trzy miesiące, ale pokoik jest już urządzony. Harry chyba nie kłamał i zostaną na dłużej w tym Instytucie. Jedyną rzeczą, która mnie bawi, jest ten wszechobecny, niebieski kolor. To wręcz przytłaczające, że każda rzecz w pokoju krzyczy „to będzie chłopiec!” A jeżeli Ginny faktycznie kierowała się gustem Hermiony, to Herma go nie ma. Albo jest monotematyczna. 
Serio, chyba zauważyły, że Harry rozmawiał z Neville'em, kiedy podeszły, a oni przerwali rozmowę. W ogóle, mówienie przy Neville'u, że pogawędka z nim nie była w ogóle ważna, było niemiłe. 
„państwo Weasley rozmawiało z rodzicami Fleur” – o nie! Jakim cudem Molly i Arthur zamienili się w dwuosobowe państwo! I jakim cudem rozmawiali z rodzicami Fleur?! 
Zdajesz sobie sprawę z tego, że Ted Tonks umarł w siódmym tomie? No i Fred? Skąd tam Fred? 
Zaraz, Harry stwierdził, że najbezpieczniejszym miejscem na nową siedzibę będzie wyspa, na której znajduje się kilka mafii? Przecież to... nielogiczne to niewystarczające słowo! To idiotyczne! Co on sobie myślał? W ogóle przy tym myślał? 
Przynajmniej tyle dobrze, że Harry zdecydował się powierzyć Hermionie jakieś zadanie, chociaż ona sama zachowuje się tak, jakby nic jej nie przeszkadzało i jeżeli ktoś jej nie każe czegoś zrobić, to sama się do tego nie kwapi. Dziwi mnie fakt, że nie zareagowała w żaden sposób na to, że połączono ją w jedną drużynę z Teodorem, a jeszcze rozdział wcześniej strasznie go zwyzywała. Widać imperatyw narratorski robi swoje. 
O nie... Tom jest szpiegiem? Och, to takie... mogłam za nim nie tęsknić. Widać jednak dostał większą rolę, ale nie taką, jakbym chciała. 

ROZDZIAŁ VI

Trzy tygodnie to mnóstwo czasu, by napisać trzy strony w Wordzie.
Niby to tylko wzmianka o ubiorze Harry'ego, ale sam fakt, że ubrał się na szaro, jak zwykł się ubierać u Dursleyów z braku innych ubrań, sprawił, że się uśmiechnęłam. 
Podoba mi się ta niezachwiana wiara Pottera w członków Zakonu, nawet jeżeli są trzystuletnimi wampirami, które pewnie odebrały życie tysiącom ludzi na przestrzeni wieków, tylko po to, by samemu przeżyć. Tak, Harry, podoba mi się to, bardzo.
„Czy ta kobieta, ten cholerny wampir nie mógł przyjść tu, powiedzmy, cztery godziny później?” – pamiętaj o tym, że wtrącenia oddziela się przecinkami z obydwu stron, a ten cholerny wampir to subiektywne odczucie Hermiony, które jest wtrącone w jej przemyślenia. Gdybyś użyła „tego cholernego wampira” jako podmiotu, wszystko byłoby w porządku, ale tutaj podmiotem jest „kobieta”, więc się pilnuj.
Co? Dziewczynka? Herma będzie miała córkę? I pokój był niebieski? Dobra, jestem staromodna i niebieski u dzieci kojarzy mi się tylko z chłopcem, ale... masz mnie, jestem zaskoczona. 
Lady Nadiane nie wzbudza we mnie zaufania i podejrzewam, że tak sama z siebie im tych informacji nie przekazuje. Po tej akcji z Tomem teraz będę podejrzliwa.
Borze ciemny i niezmierzony, jak już sama czytasz swoje rozdziały przed publikacją i Twoja beta też tak robi, dlaczego w jednym miejscu piszesz, że spotkali się w gabinecie Pottera, a w drugim Hermiona wychodzi ze swojego własnego? Ona w ogóle ma jakiś gabinet?

ROZDZIAŁ VII

Niebetowany rozdział? Boję się.
„Potter wierzył, że jest po tej dobrej stronie, śmierciożercy uważali go za swojego, Walden Macnair coraz bardziej mu ufał, Hermiona była bezpieczna, a co więcej, częściej zwracała na niego uwagę, widział te jej spojrzenia i...” – w tym zdaniu brakuje jednego przecinka, który sprawia, że całe jest bez sensu. Powtarzam po raz kolejny – pilnuj się!
Rozdział wcześniej Harry przyszedł siedemnaście po szóstej do Hermiony, tutaj Teodor twierdzi, że Potter obudził go już o piątej... 
Uwielbiam, gdy bohaterowie zaczynają zachowywać się nielogicznie i w poważnych, stresujących sytuacjach, zamiast zajmować się ważnymi sprawami, przedłużają moment oczekiwania i pytają „jadłaś coś dzisiaj?” Naprawdę, zrobiłaś mi tym dzień.
Mówiłam, że doktorek powinien ją zostawić na obserwację? Mówiłam. Poza tym, za grosz logiki nie ma w tym, co robi Hermiona. Biernie czeka, aż ktoś do niej przyjdzie, chociaż wie, że coś jest nie tak z dzieckiem. Czemu nie wezwała pomocy? Co to, patronusów już nie ma? Różdżkę zostawiła w domu? Cokolwiek? Przecież mogła poronić, o czym ona myśli?!
Ta rozmowa między Waldenem a Teodorem jest trochę abstrakcyjna. Skoro Walden bawi się w nowego Czarnego Pana, który chciał tępić mugolaków, czemu nie przeszkadza mu to, że Nott spodziewa się dziecka półkrwi? Powinien kazać mu się go pozbyć, ukarać za to, że Teodor zadawał się ze szlamą, tego typu rzeczy. Nawet jeżeli ma jakieś dalekosiężne plany związane z córką Notta, zachowuje się zbyt... miło.

ROZDZIAŁ VIII

„Sprowadziliśmy mugolski wynalazek i dzięki niemu wiemy, że dziecku nic się nie dzieje.” – ciężko mi uwierzyć w to, że czarodzieje nie mają żadnych specjalnych zaklęć lub sprzętów, by śledzić ciążę i muszą posiłkować się mugolskimi sprzętami. Jeżeli nie miałaś żadnego pomysłu na odpowiednik mugolskiego USG, wystarczył napisać, że sprawdzili, że dziecku nic nie jest. Jakimś zaklęciem sondującym, nie ważne czym.
Jestem pewna, że ze śpiączki Hermionę obudzi dopiero pocałunek Teodora, jak w Królewnie Śnieżce. Dawaj, Teo, całuj ją, ponieważ została otruta przez Złą Królową i pomoże jej tylko pocałunek prawdziwej miłości!
Chyba najdziwniejszym fragmentem z tego rozdziału jest ten, w którym pojawiają się przy Hermie Ślizgoni. Rozumiem, to w końcu ukochana ich kumpla i powinno ich jej zdrowie przejąć przynajmniej w minimalnym stopniu, ale sam fakt, że Blaise wyznaje jej, że się w kimś zakochał (nawet mimo tłumaczeń) jest naciągany i zakrawa o wyższe poziomy abstrakcji. Niby coś było wspominane, że Herma była na jego urodzinach, ale bez rozwiniętego wątku jej znajomości z przyjaciółmi Notta, wydaje się to wszystko dodane na siłę. Scena z Malfoyami wyszła już dużo lepiej, a gaworzący Scorpius był uroczy.
Ten rozdział to wielki przełom w historii, bo w końcu Herma przyznaje, że kocha Teodora, nadal, i że jednak chciałaby do niego wrócić. Dobry zabieg, że uświadomiła sobie to dopiero w śpiączce, gdy słyszała głosy innych, ale nie chciałabym, by wszystko się tak między nimi układało. Liczę na akcję, więc odrzucam wszelkie happy endy!
„Odwrócił się i zobaczył młodej tuż obok drzwi.” – wut? Nawet nie umiem się domyślić, jak miało wyglądać to zdanie!
A tak na marginesie – skoro to coś na kształt szpitala, skrzydła szpitalnego lub innego, pochodnego miejsca, skąd tam koedukacyjne toalety? I ta scena z Amy jest naciągana. Poświęciłaś jej też trochę czasu antenowego, więc nie jestem pewna, czy jest randomową postacią czy kimś ważniejszym. Jeżeli to pierwszy przypadek, na twoim miejscy zrezygnowałabym z jej własnych odczuć na temat męża.
„Wtedy po raz pierwszy Teodor Nott uniósł się ponad niebo.” – nie mam pojęcia, jakie było metaforyczne znaczenie tego zdania, ale sam fakt, że pojawiło się odniesienie do tytułu, punktuje. 

ROZDZIAŁ IX

Zaraz, sugerujesz, że klątwa, którą Herma dostała kilka lat temu podczas bitwy, mogła sprawić, że dopiero teraz zapadła w śpiączkę? Nawet jeżeli zostało to powiedziane ustami medyków, jest idiotyczne. I naciągane. I nielogiczne. Bo innej bitwy na razie nie było. Była jakaś off screen?
Wcześniej Instytut był pisany wielką litera, teraz małą. To jak w końcu? 
Kilka rozdziałów wcześniej, gdy Nott odbierał Hermę ze szpitala, wracali z buta do niej do domu, bo teleportacja szkodzi dziecka. Ale teraz, gdy jest już w siódmym miesiącu, spokojnie się teleportują. Po co nam logika, gdy imperatyw narratorski każe inaczej.
*tutaj następuje chwila uświadomienia, że jednak imię Amy pojawiło się kilka rozdziałów wcześniej*
Cholera, przecież to jest żona Toma! I on ją zdradza z Hermioną! Całkiem nie skojarzyłam wątków... laska ma zbyt popularne imię.
Teodor sam wspominał wcześniej, że jego oceny były dość przeciętne. Dobrze się uczył, ale nie był orłem, a teraz Hermiona określa go jako byłego konkurenta w nauce? Nie, nie wierzę w to.
Domyślam się, że „unieść się ponad niebo” oznacza bycie zakochanym do tego stopnia, że nic innego dookoła nie ma znaczenia i liczy się tylko ta jedna, prawdziwa miłość. Mam rację?
Hermiona twierdzi, że już po siódmym roku w Hogwarcie kochała Teodora i go sprawdzała. Z kolei w drugim rozdziale jest wyraźnie napisane, że oboje nie wiedzieli, kiedy się w sobie zakochali. Jak to w końcu było?

ROZDZIAŁ X

„Narybek Śmierciożerców”! To określenie na długo zapadnie mi w pamięć. I wcale nie w negatywnym sensie!
Rozmowa między Teodorem, Blaise'em i Draconem wyszła naprawdę świetnie i chce więcej takich. Idealnie jest w niej oddany charakter postaci – troszeczkę zbyt puszczalski Blaise, dla którego wierność kończy się na kilku kilometrach, wierny Nott, który nie zamierzał zdradzić Hermiony bez względu na sytuację i Draco, który z typową dla siebie ironią uświadamia Blaise'a, że jego punkt widzenia jest błędny i przyznaje rację Teodorowi. 
Zdajesz sobie sprawę, że okres czasu, nie ważne jak mocno się już przyjął w literaturze farfoclowej, jest masłem maślanym i znaczy tyle co pajda chleba? 
Wyjątkowo nie mam wiele do powiedzenia na temat tego rozdziału prócz tego, że cieszę się z powrotu Pansy. Oczywiście, gdy wróci do swojej pansowości i będzie uszczypliwą... Ślizgonką. Na razie jest zbyt niestała emocjonalnie. Nie spodziewałam się po niej takiej reakcji.

ROZDZIAŁ XI

Harry wgapiający się w ten sposób w Pansy? W ogóle myślący o niej w ten sposób? To bardziej abstrakcyjne niż Draco przepraszający Hermionę. Były Ślizgon zrobił to, bo go żona namówiła i da się w to jeszcze uwierzyć. Potter, interesujący się kimś innym niż jego żona, nie jest za grosz kanoniczny. Bardzo mi się to nie podoba. Dotychczas Harry był moim ulubionym bohaterem, a jeżeli faktycznie byle krótsza spódniczka Pansy zawróciła mu w głowie, to będę rozczarowana.
Pansy wyszła dużo lepiej, gdy z podejrzliwością przyjęła Astorię i Hermionę do siebie, wiedząc, że Granger z własnej woli to by tak w skowronkach do niej nie przyszła. Wydało się też, że Teo jest ogromnym plotkarzem!
Rozmowa między pijanym Nottem a Granger była bardzo sucha, mogłabyś ją rozwinąć. Trochę by się pokłócili i wyszłoby to bardziej realistycznie, biorąc też pod uwagę stan Teodora. U Ciebie nie wyglądał na zbyt pijanego, skoro tak szybko odpuścił.
A ostatni fragment o Waldenie i użycie numeru sto dwadzieścia osiem, takiego samego, jak pokój Pansy, raczej nie jest przypadkowe, hm? Co Ty dla niej szykujesz? Ten jej John nie bez powodu złamał jej serce? Kolejny szpieg? 

ROZDZIAŁ XII

Tak na marginesie, czytam dopiski przed rozdziałami i stwierdzam, że masz wiele problemów laptopem. Chyba nie masz szczęścia do sprzętu elektronicznego, tak jak ja.
Walden zachowuje się tak, jakby wiedział o szpiegowaniu Notta i dobrze się bawił z tego powodu. Myślę też, że ze względu na wspomnienia, darzy Teodora sympatią i na swój pokrętny sposób chce dla niego jak najlepiej. Podoba mi się jego postać i dużo od niej oczekuję. Antgoniści zawsze wymagają lepszej kreacji niż protagoniści, pamiętaj o tym.
Wyjątkowo krótki ten rozdział, a ostatnia scena z Draconem, który twierdzi, że jako nowicjusz przebiegł dziesięć kilometrów... Dobrze, że z kanonu wiem, że grał w drużynie Quidditcha i trochę ćwiczył. W innym wypadku w ogóle bym w to nie uwierzyła.

Przeczytałam wszystkie posty, które opublikowałaś i mogę teraz przejść do podsumowania, a będzie co podsumowywać. Szczególnie, gdy mówimy o poprawności.
Na wstępie powiem, póki pamiętam, że poprawność z biegiem rozdziałów się poprawiła, tak samo jak styl. Nie wszystkie uwagi, które podam poniżej, odnoszą się do całej treści.

Na pierwszy rzut weźmiemy kreację bohaterów. Zaczniemy, oczywiście, od głównej bohaterki, HERMIONY GRANGER. 
W moim magicznym zeszyciku zapisałam sobie kilka cech jej charakteru, które rzuciły mi się w oczy podczas czytania. Na pewno jest zainteresowana dzieckiem, jak każda kobieta w ciąży i chce dla niego najlepiej. Stawia je na pierwszym miejscu, ale niektóre jej postępowania (brak poproszenia o pomoc, mimo bardzo złego samopoczucia) sprawiają, że zachowuje się jak gówniara, a nie dorosła kobieta. Obliczyłam sobie, że ma jakieś dwadzieścia pięć lat podczas trwania akcji, a może już nawet dwadzieścia sześć, więc takie bagatelizowanie niektórych rzeczy jest zbyt niedojrzałe. Och, niedojrzałe ono byłoby już jak na niepełnoletnią Hermionę, którą znamy z książek, ale Twojej Hermie daleko do tej książkowej. Jest zbyt bierna i pozwala, by to inni manipulowali jej życiem. Ukazuje to też jej niestałość – sama nie wie, czego dokładnie chce i na jakich zasadach, nie ma żadnych dalekosiężnych planów i uświadamia sobie, że istnieje coś takiego jak konsekwencje, dopiero wtedy, gdy nie ma już żadnej drogi odwrotu. Jej stosunki z mężczyznami też pozostawiają wiele do życzenia. Tomem jest całkowicie niezainteresowana, nawet nie myśli o nim jako o kimś bliskim, a później ma do niego wyrzuty, że odwiedził ją zaledwie kilka razy. Teodor ma u niej jakiekolwiek względy, ponieważ było im dobrze w przeszłości, ale zamiast zapytać go, dlaczego odszedł i spróbować zrozumieć jego powody, zwyczajnie go odtrąca. Nawet sam fakt, że (podobno) kochała go już po siódmej klasie, wskazuje na to, że nie umie walczyć o swoje, a jedynie przyjmować to, co ześle los i narzekać w późniejszym czasie. Ratuje ją tylko fakt, że nie jest zakochaną idiotką i pomimo tego, że pozwoliła Teodorowi do siebie wrócić, dalej jest wobec niego nieufna.

Kolejny będzie TEODOR NOTT.
Nott to źle skonstruowany bohater, a raczej, jest zbyt przewidywalny. Taki typowy bohater tanich romansów. Rzadko podejmuje logiczne decyzje i, tak jak Hermiona, jest dość bierny, jeżeli chodzi o wydarzenia. Nie stara się znaleźć innego wyjścia, robi sam z siebie męczennika i z dala od Hermiony wypada dość blado. Chociaż nie, on sam, jako on, wypada bardzo niekorzystnie. Dużo lepiej się sprawuje, gdy jest w duecie z kimś. Gdy jest z Hermą, jest zakochanym w niej facetem, który czeka na przebaczenie i stara się ze wszystkich sił zapewnić jej bezpieczeństwo. Gdy jest w otoczeniu Harry'ego, wydaje się dobrym szpiegiem (chociaż dalej twierdzę, że Walden go przejrzał), ale jego charakter najlepiej jest oddany przy Ślizgonach, chociaż przy nich wypada jak grzeczny chłopiec bez własnego zdania (chociaż z biegiem historii, gdy stwierdza, że będzie czekał, zyskuje trochę w moich oczach). Śmieszne jest to, że wszystkim, łącznie z nim, wydaje się, że Nott jest niezłym kozakiem i da radę poradzić sobie z problemami, kiedy jest całkiem odwrotnie – on pakuje się z jednych w drugie, a później musi wszystko prostować. Nie wiem, na czym wypracował sobie taką opinię. Nie przemyślałaś jego osobowości.
Przyszła pora na HARRY'EGO POTTERA.
Udało Ci się i Harry do końca został moim ulubionym bohaterem, chociaż ten wybryk z Pansy jest niczym rysa na szkle. Tak czy inaczej, Harry jest najlepiej przemyślaną i kanoniczną postacią w całym opowiadaniu. To typowy lider, który jednoczy wszystkich i stara się porzucić szkolne uprzedzenia na rzecz współpracy (sam fakt, że pił ze Ślizgonami, w tym z Malfoyem, stawia go w dobrym świetle). Może jego niezachwiana wiara w członków Zakonu mi się nie podoba, w końcu przez to ma szpiega, ale pasuje do charakteru postaci i hasła, że wszyscy muszą sobie ufać, by machina działała.
W podpunkcie przy nim wypowiem się także o GINNY POTTER, jego żonie, która z biegiem akcji gdzieś zniknęła. Ginny wydaje się w ogóle niezainteresowana nadchodzącą wojną, woli urządzać pokoje, kłócić się z Nottem i nie widać, by w jakikolwiek sposób wspierała Harry'ego (sam fakt, że Potter zagapił się na Pansy, sugeruje, że nie układa im się zbyt dobrze). Chyba miałaś na nią jakiś pomysł, ale wycofałaś się w trakcie i jest to boleśnie widoczne.

TOM SEELEY to podwójny agent, który, tak samo jak Ginny, zostaje odsunięty w kąt, gdy na pierwszy plan wysuwa się wątek Teo i Miony. Na początku grał zakochanego w niej faceta, dla którego nie istniał świat poza Granger, a później okazuje się, że kocha, ale swoją żonę Amy i został zmuszony do współpracy z Waldenem. Ich kłótnie małżeńskie i sam fakt, że oboje nie mogą znieść tego, że Hermiona cały czas staje między nimi, dodają im realizmu. Tom i AMY SEELEY to, jak na razie, najbliższe człowieczeństwu postacie w całym „Unieśmy ponad niebo”. Trochę przykry jest fakt, że Amy nie zauważa tego, jak dobrym szpiegiem jest jej mąż i kocha ją bardziej od Miony, ale fragment, w którym sama postanawia wziąć ich sprawy w swoje ręce, ukazuje tę postać w całkiem innym świetle. Zapałałam do niej sympatią.

Na samym końcu są DRACO MALFOY, PANSY PARKINSON I BLAISE ZABINI. Omówię ich razem, ponieważ ci bohaterowie, jak Harry, są najbardziej kanoniczni, mają swoje ślizgońsko-kąśliwe charaktery i stoją murem za Teodorem, nawet jeżeli jego wybory im się nie podobają. Znaczy, Draco musi czasem przypomnieć Blaise'owi, że trzeba wspierać Tea, ale to tylko dodaje im uroku. 

ASTORIA MALFOY za to jest takim nieślizgońskim Ślizgonem. Bardzo łatwo nawiązuje kontakty z innymi, nawet z ludźmi, którzy mają na pieńku z jej mężem i nie wiem, czy to zamierzony efekt czy w trakcie pisania tak wyszło, że potrzebowałaś kogoś do pogodzenia Draco i Hermiony. 

A! Całkowicie zapomniałam o Waldenie!
Więc, WALDEN MACNAIR robi tutaj za nowego Czarnego Pana, którego wszyscy się boją i nie chcą z nim zadzierać, ale z jakiegoś dziwnego powodu rozmowy między nim a jego podwładnymi są dość luźne. Jest całkiem inny niż Voldemort, nie rzuca na każdego Cruciatusów, trochę się denerwuje, jak to lider, któremu coś nie wychodzi, i nie dzieli się z innymi swoimi planami. Poświęciłaś mu na razie mało czasu antenowego, ale dobrze rokuje na przyszłość.

W tym miejscu wspomnę, że kanon poszedł w las i nie było o tym żadnej informacji. Zrozumiałabym jeszcze, gdybyś pominęła epilog i nie wspomniała o tym słowem, bo tego można się było domyśleć z opisu, ale fakt, że ożywiłaś Teda Tonksa i Freda tylko po to, by byli tłem, irytuje mnie, ponieważ nie wiem, kogo się spodziewać. A co, jeżeli tam zza krzaka wyskoczy nagle Czarny Pan, który jakimś sposobem przeżył? Wystarczyła krótka notka, że to AU i nie przyjmujesz do świadomości śmierci kilku postaci, a wypadłoby to lepiej. A tak, to nie wiem, czy Ty nie znasz kanonu czy go specjalnie ignorujesz. 
Dialogi powychodziły naprawdę przyzwoicie. Te, które były suche lub nieudane, wspomniałam powyżej, ale nie masz problemów z ich kreowaniem ani zapisem. 

Przejdźmy w tym miejscu do świata przedstawionego, który przedstawia się dość ubogo. Na samym początku opisów praktycznie nie było, bohaterowie egzystowali gdzieś, ale z biegiem historii ta sprawa się polepszyła, chociaż nadal nie wiem, jak dokładnie wygląda Walden ani gdzie się znajduje. Nie opisujesz też większości bohaterów kanonicznych, takich jak Blaise i Draco. Jasne, znamy ich wygląd z książek, ale to nie oznacza, że możesz sobie to tak po prostu pominąć. 
Niektóre rzeczy są też całkowicie nieprzemyślane, jak umiejscowienie Instytutu na wyspie w okolicy mafii. Tam są całe rodziny z dziećmi, kobiety w ciąży, a ty zostawiłaś ich w pobliżu faktycznego zagrożenia. Po czym całkowicie porzuciłaś ten wątek.

Właściwie, to porzuciłaś wiele wątków, co omówię już w ramach fabuły. Sam Ron został wyrzucony z kręgu zainteresowanych ot tak, chociaż miał opowiedzieć Hermionie, co robił przez ostatni rok (i sam fakt, że widzieli się na weselu, a później nagle, że rok nie mieli ze sobą kontaktu i takie tam). Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to fakt, że jakiś ogólny plan opowiadania masz w głowie, ale w trakcie pisania dodajesz niektóre informacje, zapominasz o nich i przeinaczasz je w dalszej części tekstu. Mącisz w ten sposób. Gdybyś sama przeczytała poprzednie rozdziały, nie zrobiłabyś takich baboli. Radzę Ci sprawdzać na bieżąco, czy informacje Ci się nie rozmijają, jak z tym nieszczęsnym Ronem i deportowaniem się w ciąży. Jest tutaj wiele dziur fabularnych, które wypadałoby wypełnić, zastanowić się nad dalszymi losami i zacząć pisać logicznie.
Sam pomysł mi się podoba. Jest oryginalnie i naprawdę ciekawie, gdy przymknę oko na liczne błędy i niejasności. Jak sama pewnie zauważyłaś, z biegiem rozdziałów zaczęłam się też mniej czepiać. Nie było czego. Jak mówiłam, styl ci się znacznie poprawił i od kiedy nie widzę dopisku „betowała...” całość wygląda niebo lepiej. Nauczyłaś się wiele w ciągu tego pół roku, ale jeszcze trochę przed Tobą.
Ogromnym, ogromnym plusem jest odniesienie do tytułu w tekście. Swoje przemyślenia na ten temat podałam wyżej i ciekawi mnie, czy przynajmniej trochę zbliżyłam się do jego faktycznego znaczenia.

Tutaj też przejdziemy do poprawności, z której miałam Cię rozliczyć. Karygodne jest niestawianie przecinków przed „kiedy” i „ale”, które nagminnie zdarzały się w przeszłości, utrudniały czytanie i irytowały. Miałaś też dużo błędnych szyków zdania i literówek (a betą podobno była Degausser. Czytam jedno opowiadanie, które betuje i muszę powiedzieć, że jej pracę pamiętam inaczej). Liczne powtórzenia i rozdzielanie wyrażeń, które powinny być razem (np. naprawdę) zniechęcały do czytania, nie ukrywajmy tego. Największy problem jest jednak z przecinkami, których albo zapominasz, albo stawiasz w złych miejscach czy nie stawiasz ich wcale, jak w podanym wyżej fragmencie, gdzie nagle zaufanie Waldena przeszło w Hermionę i nie wiadomo było, o co chodzi. To wszystko ewoluowało i zmieniało się na lepsze, ale początek musisz koniecznie poprawić, nawet jeżeli trzeba byłoby go napisać od początku. Jeżeli chcesz mieć więcej nowych czytelników, nie męcz ich tamtą grafomanią.
Zobaczyłam w zeszyciku, że miałam Ci wspomnieć o wyjustowaniu tekstu i tym, że jesteś niekonsekwentna w datach publikacji. Lepiej wrzucać coś raz na trzy tygodnie (ale może więcej niż trzy strony, co?) i mieć czas na dokładne sprawdzenie, niż zasypywać czytelników niepoprawionymi rozdziałami co kilka dni. Tekst musi odleżeć, a Ty, patrząc na niego świeżym okiem, wyłapiesz więcej błędów i nauczysz się czegoś. Nie każdy potrzebuje bety, niektórym przyda się dobry trening.

Podsumowując, Twoja oryginalna i ciekawa fabuła traci na poprawności i słabych głównych bohaterach. Wiele w niej nielogiczności, które irytują i sprawiają wrażenie, jakbyś się nie przykładała do tego, co robisz. Jak już pisałam, gdybym całkiem zignorowała błędy, podobałoby mi się, ale przez pierwsze rozdziały sama z siebie bym nie przebrnęła, wybacz. Jeżeli piszesz teraz sama, bez pomocy bet, wychodzi Ci to na lepsze, ale musisz dużo pracować nad warsztatem, pilnować się i odwiedzić trochę poradników o poprawnej pisowni. Jeżeli będziesz miała czas, poeksperymentuj z różnymi kombinacjami zdań, postaraj się rozwinąć swój styl, dalej dużo czytaj i się rozwijaj. 
Długo się łamałam, czy postawić Ci dwa lub trzy, ale uważam, że jak na widoczne zmiany w tekście zasługujesz na ten DOSTATECZNY (ale z minusem!). Widzisz, pierwsza część (gdzieś do szóstego rozdziału) zasługuje na dwa, ale druga to mocne trzy, więc starałam się to wypośrodkować. Powodzenia w dalszym pisaniu.
Pozdrawiam, Niah.

Wszystkie gify użyte w ocenie pochodzą z Tumblra.

25 komentarzy:

  1. Tak odnośnie dwóch zbetowanych przeze mnie rozdziałów - przeglądam te pliczki tekstowe i, cóż, komentarzy wstawiłam od groma (trzy lata się do tego dokopywałam na mailu, doceń me poświęcenie...). Pewnie autorce coś (zdaje się, że większość tego, co wskazałaś - nie przeglądałam dokładnie, nie mam czasu teraz, ale tak na szybko widzę, że jakieś komcie tam wstawiałam) umknęło podczas poprawiania, każdemu się zdarza, szczególnie, jeżeli na tak krótkie teksty ma aż tyle do ogarnięcia. Nie trzeba od razu zakładać, że autorowi nie chciało się poprawiać albo że robił to na odpiernicz. (Ewentualnie Expecto mi nie uwierzyła i uznała, że przecinków przed "kiedy" się nie wstawia - też możliwość, ale stawiam na przeoczenie). A że mnie nie interesi, jak ludzie poprawiają to, co im wskazałam, nie latam za nimi po blogach i ich nie sprawdzam. Ja już swoje zrobiłam, reszta zależy od autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doceniam poświęcenie, ale chodziło o to, że jak na rozdział poprawiany przez Ciebie (a mam o Tobie dobre zdanie ;)), wydawało mi się, że autorka zignorowała większość dobrych rad, ponieważ o przeoczeniu nie mam mowy, jak na taką ilość błędów.
      Możliwe, że zwyczajnie uznała w tamtym czasie, że się nie znasz i zrobiła po swojemu :D Wgl. Dzięki za info!
      Pozdrawiam, Niah.

      Usuń
  2. Dobrane tematycznie gify ♥

    Witamy w załodze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gify to najlepsza część oceny ;P Szczególnie Voldi na końcu. Szukanie gifów będzie teraz moim ulubionym zajęciem po godzinach :D
      Dzięki za miłe słowa.
      Pozdrawiam, Niah.

      Usuń
    2. Ostatnio też się nawet zabierałam, żeby jakiś poszukać, ale nie pykło. Może tym razem się uda i mi : )

      Usuń
    3. Ja tam na początku wyszukałam sobie kilku ciekawych gifów, a później, po napisaniu oceny, stwierdziłam, że niektóre z nich się nadają – „tak, ten będzie dobry w tym miejscu!” i poszło :)
      pozdrawiam, Niah.

      Usuń
    4. Ja robię odwrotnie. Gdy mam moment, w którym akurat pasuje mi kadr z jakiegoś filmu lub mem, dopiero wtedy przeszukuję giphy.com :)

      Usuń
    5. Ja się tym od Was zaraziłam. Wcześniej tak nie robiłam. :<

      Usuń
    6. Uwielbiam gify albo memy w ocenach. ^^ Nie zawsze jest dobra pora na to, a nie ma co na siłę wciskać, ale gdy pasuje - miodzio. :D
      Witam (znów)! :*

      Usuń
    7. (Dafne, Aj mis ju soł macz ♥)
      Gify rządzą. Czasem człowiek jest zbyt zgryźliwy i myśli sobie, jak tutaj rozładować sytuację, by autor nie usunął bloga po przeczytaniu oceny (;_;) i bam, trafia się gif :D No bo emotikonki to nie profeszjonal są w końcu.
      @Bohaterka Realna Ja też tak nie robiłam, ale to świetna zabawa!
      Pozdrawiam, Niah.

      Usuń
    8. Przydałby się wam shout.

      Usuń
  3. Miałam bronić honoru Degausser, ale widzę, że się spóźniłam i już nie trzeba... Cóż - bywa. W każdym razie - jako że nie mam za grosz wiary w ludzi oraz nie potrafię uwierzyć, że ktoś nie zauważył aż tylu komentarzy - autorka ocenianego opowiadania marnie wykorzystała pomoc bety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liga ochrony Degausser rozpoczyna działalność? Mi mówić nie trzeba, że Degausser wykonuje dobrą robotę i mam wrażenie, że osoby które z nią współpracują/czytają prace, które betuje są tego samego zdania :D
      Miło widzieć Cię też tutaj, A. :)
      Pozdrawiam, Niah.

      Usuń
    2. Nie, bez przesady - ani Degausser nie potrzebuje obrońcy, ani ja nie mam aż takich zapędów xD.
      A tak jakoś mnie tu zawiało. Widzę za to, że ostro wzięłaś się za pisanie - nie tylko Bezruch, ale i tutaj ocenki, szacun.

      Usuń
    3. Na propsie ostatnio jest. Wiesz, wir pracy, te sprawy ;) Mam czas, to go wykorzystuję. (Bo niedługo nadejdą czasy, gdy będę tęsknić za tymi kilkoma godzinami, które poświęcałam na pisanie :< Studia tak bardzo.)
      Pozdrawiam, Niah.

      Usuń
  4. Na początek - bardzo dziękuję za ocenę! Już jakiś czas temu ją przeczytałam, ale z powodu wyjazdu i problemów w rodzinie nie miałam czasu jej skomentować.
    Bardzo dziękuję za tak pozytywną opinię o szablonie! ;) Mi też bardzo się podoba. I jak już piszę o szablonie, to akurat ja wybrałam Bena Barnesa, aby wcielał się w Teodora Notta. :D Syriusz? Nigdy tak o tym nie myślałam, chociaż gdy się nad tym zastanowić…
    Błędy - wiem, że są. I jest ich mnóstwo. Tak jak na pisałam w zakładce O blogu, publikuję, myśląc, że jest dobrze, za jakiś czas czytam opowiadanie od początku i znajduję kolejne. I tak w kółko. Gdy mam czas, poprawiam je, chociaż i tak czeka mnie bardzo dużo roboty.
    Błędy logiczne także są i zdaję sobie z tego sprawę. Tak samo jak poprzednio, staram się je poprawiać na bieżąco, gdy tylko mi się coś przypomni lub ktoś zwróci mi na nie uwagę.
    Podsumowując, mam nadzieję, że gdy wszystko poprawię, tekst będzie wyglądał o niebo lepiej i do czytania nie będzie zachęcał jedynie szablon, ale także i rozdziały.
    Jeszcze raz dziękuję za opinię. Wezmę sobie wszystkie Twoje uwagi do serca i jak najszybciej je poprawię.
    Pozdrawiam,
    E.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A już się bałam, że mi nie skomciasz oceny i smutałam z tego powodu :<
      Jeżeli nie poruszasz się po blogach o Huncach, to pewnie nie spotkałaś się nigdy z Barnesem w roli Syriusza Blacka ;D Wybacz, czasami zapominam, że nie wszyscy siedzą w fanonach tak jak ja.
      Też wiem jak to jest, ponieważ czytając swoje stare rozdziały, zastanawiam się, jakim cudem mogłam pominąć jakieś przecinki i zostawić literówki. To normalne ;) Fajnie, że je poprawiasz, naprawdę!
      Historia jest naprawdę ciekawa, więc tylko samo wykonanie wymaga doszlifowania i jestem pewna, że zdobędziesz wtedy dużo więcej czytelników!
      Cieszę się, że pomogłam :D
      Pozdrawiam, Niah.

      Usuń
  5. „Wojny zaczynają się, kiedy chcesz, ale nie kończą się, kiedy prosisz.”
    Niepoprawnie cytujesz. Kropka powinna stać po znaku zamknięcia cudzysłowu, nie przed, nawet jeśli należy do cytowanego zdania.

    Wprawdzie, te proste konstrukcje zdania sugerują, że wymyśliłaś go sama i troszeczkę mnie ich prostota irytuje
    Wprawdzie prosta konstrukcja zdania sugeruje, że wymyśliłaś to sama, a mnie troszeczkę ta prostota irytuje (...).

    pomyślałabym o jakiś naprawdę dobrym, wojennym opowiadaniu.
    Jakimś.

    mają do siebie filsy
    Litości.

    I to tak z odchylaniem na bardzo mało
    Odchyleniem raczej. No, chyba że to się stale odchyla.

    I właściwie, co to za brak poszanowania dla zasad pisowni?
    Ten przecinek wygląda na zbędny.

    Mogę żyć tylko z nadzieję, że będzie lepiej.
    Nadzieją.

    I dlaczego pokusiłam się o sprawdzenie liczy słów w tekście?
    Aaa, licze na blogasku! Szybko, trzeba znaleźć filakteria i je zniszczyć! ;O (Liczby)

    pisze się w związek z ciężarną kobietą.
    Pisze się na związek/wchodzi w związek.

    Właściwie, ten rozdział to jakiś kolejny prolog
    Ten przecinek wygląda na zbędny.

    Jaki jest sens w pisaniu zdania, kończenie go pytajnikiem i twierdzenie, że bohaterka tę kwestię wykrzyczała, a później stawianie wykrzyknika z pytajnikiem, skoro, podobno, bohater to tylko wysyczał.
    Kończeniu. Twierdzeniu. // Brak znaku zapytania.

    jakiś wspólnych zainteresowań
    Jakichś.

    „Opowiadaj – zarządził.” – zarządzić to Harry mógł porządki, a Nottowi mógł rozkazać.
    Mógł mu też wydać polecenie, bo to znaczy zarządzić, ale nie czytałam opowiadania, więc nie wiem, jakie są ich stosunki.

    No że tak nie jest.
    Przecinek przed że.

    Zatrzymaj ją na jakąś obserwację, czy coś?
    Bez przecinka.

    Do tego nazwy własne piszemy wielką literą i tak, Śmierciożerca to nazwa własna.
    Wielka litera nie jest wymagana.

    Poza tym, pod postem widnieje dopisek
    Bez przecinka.

    Chyba, że olałaś jej poprawki
    Bez przecinka.

    Poza tym, Teodor chyba nie był czynnym Śmierciożercą?
    Bez przecinka.

    Zobaczymy jak będzie dalej.
    Przecinek przed jak.

    W ogóle, Nott jest magiczny!
    Bez przecinka.

    a raczej, teraz jestem już pewna
    Ten też jest zbędny.

    a Teodor nie zrozumiał aluzji jest piękny.
    Tutaj przydałby się przecinek lub myślnik przed jest.

    Poza tym, znów kłania się brak konsekwentności
    Bez przecinka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle, chore wyobrażenia Teodora trochę podchodzą pod gwałt
      Zbędny przecinek.

      Właściwie, trochę racji w tym miała
      Bez przecinka.

      no, okrutnie Herma, okrutnie.
      Przecinek przed Herma. // Paskudny jest ten skrót jej imienia, którego używasz.

      i już nie masz do niego filsów
      JKJP.

      W ogóle, zachodzi tutaj dziwne zjawisko kochania wszystkich.
      Bez przecinka.

      Wprawdzie, sama zaspoilerówałaś
      Kolejny zbędny przecinek.

      ale Hermionie pokaże on jej komnaty
      On jest zbędne.

      i przede wszystkim, zastanów się
      Bez przecinka.

      Ktoś przesuwa opuszkami palców o coś
      Po czymś.

      A jeżeli napiszemy, że „na tle czarnej pościeli skóra Ani wydawała się bledsza, niż w rzeczywistości”
      To będziemy mieć o jeden przecinek za dużo.

      Harry rozmawiał z Nevillem
      Neville'em.

      W ogóle, mówienie przy Neville'u
      Bez przecinka.

      I jakim cudem rozmawiali z rodzicami Fleur?!
      A nie mogli, bo...?

      Co? Dziewczynka? Herma będzie miała córkę? I pokój był niebieski? Dobra, jestem staromodna i niebieski u dzieci kojarzy mi się tylko z chłopcem
      Lol, szkoda tylko, że kiedyś było odwrotnie. :D Poza tym, Jeżu jak byku, nie ma to jak się szufladkować...

      o czym ona myśli!?
      Najpierw znak zapytania, potem wykrzyknik. http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Co-pierwsze-wykrzyknik-czy-pytajnik;13870.html

      i zakrywa o wyższe poziomy abstrakcji.
      Zakrawa.

      To określenie dług zapadnie mi w pamięć
      Na długo.

      Blaisem
      Blaise'em.

      Zdajesz sobie sprawę, że okres czasu, nie ważne jak mocno się już przyjął w literaturze farfoclowej, jest masłem maślanym i znaczy tyle co pajda chleba?
      http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/okres-czasu;4807.html

      Potter, interesujący się kimś innym, niż jego żona, nie jest za grosz kanoniczny.
      Bez przecinka przed niż.

      Rozmowa między pijanym Nottem, a Granger była bardzo sucha
      Zbędny przecinek.

      Na pewno jest zainteresowana dzieckiem, jak każda kobieta w ciąży
      Optymistka.

      Obliczyłam sobie, że ma jakieś dwadzieścia pięć lat podczas trwania akcji, a może już nawet dwadzieścia sześć, więc takie bagatelizowanie niektórych rzeczy jest zbyt niedojrzałe.
      Znam, niestety, ludzi grubo starszych, którzy są bardzo niedojrzali, więc wiek o niczym nie świadczy. :/

      i pomimo tego że pozwoliła Teodorowi do siebie wrócić, dalej jest wobec niego nieufna.
      Przecinek przed że.

      on sam jako on wypada bardzo niekorzystnie.
      Jako on to wtrącenie, które powinno być wydzielone przecinkami.

      zapewnić jej bezpieczeństw.
      Bezpieczeństwo.

      da radę porodzić sobie z problemami
      No, ze względu na płeć, to by było trudne. ;) (Poradzić)

      Nie wiem na czym wypracował sobie taką opinię.
      Przecinek przed na czym.

      TOM SEELEY to podwójny agent, który tak samo jak Ginny, zostaje odsunięty w kąt
      (...) który, tak samo jak Ginny, zostaje (...).

      Zapałałam do nią sympatią.
      Do niej.

      Jest całkiem inny, niż Valdemort
      Bez przecinka.

      nie posyła do każdego Cruciatusów
      Pocztą czy kurierem? (Raczej nie rzuca Cruciatusów na każdego).

      nie przyjmujesz do świadomości śmierci kilku postaci a wypadłoby to lepiej.
      Przecinek przed a.

      Tak, to jak nie wiem, czy Ty nie znasz kanonu czy go specjalnie ignorujesz.
      A tak, to nie wiem, czy nie znasz kanonu, czy go specjalnie ignorujesz.

      Usuń
    2. Shun jak zwykle czujna! Chociaż byłam już pewna, że pominiesz moją ocenkę ;)
      Jest kilka błędów, z którymi się nie zgadzam lub mam wątpliwości.

      „I właściwie, co to za brak poszanowania dla zasad pisowni?
      Ten przecinek wygląda na zbędny.” – jak najbardziej na swoim miejscu.

      „Właściwie, ten rozdział to jakiś kolejny prolog
      Ten przecinek wygląda na zbędny.” – ten też.

      „Do tego nazwy własne piszemy wielką literą i tak, Śmierciożerca to nazwa własna.
      Wielka litera nie jest wymagana.” – dlaczego nie?

      „W ogóle, Nott jest magiczny!
      Bez przecinka.” – dla mnie to wtrącenie, dlatego postawiłam przecinek i chce, by został.

      „I jakim cudem rozmawiali z rodzicami Fleur?!
      A nie mogli, bo...?” – bo byli państwem, a państwa z zasady nie mówią. To tak à propos odmieniania nazwisk.

      „Zdajesz sobie sprawę, że okres czasu, nie ważne jak mocno się już przyjął w literaturze farfoclowej, jest masłem maślanym i znaczy tyle co pajda chleba?
      http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/okres-czasu;4807.html” + już z PWNu „Sytuacje, gdy okres czasu jest uzasadniony, są rzadkie” – dalej zostaje przy swoim ;) Autorce, która ma problemy z innymi rzeczami, łatwiej będzie zapamiętać, by unikać tego określenia, niż głowić się, kiedy jest ono użyte poprawnie.

      „Na pewno jest zainteresowana dzieckiem, jak każda kobieta w ciąży
      Optymistka.” – dalej się okłamuję.

      „Obliczyłam sobie, że ma jakieś dwadzieścia pięć lat podczas trwania akcji, a może już nawet dwadzieścia sześć, więc takie bagatelizowanie niektórych rzeczy jest zbyt niedojrzałe.
      Znam, niestety, ludzi grubo starszych, którzy są bardzo niedojrzali, więc wiek o niczym nie świadczy. :/” – przy Hermionie to jednak nie przejdzie :) Ale chyba każdy na takie osoby (niestety).

      „i pomimo tego że pozwoliła Teodorowi do siebie wrócić, dalej jest wobec niego nieufna.
      Przecinek przed że.” – no chyba nie, w końcu to jest takie samo wyrażenie jak „mimo że”, „pomimo że” „pomimo tego”. Czy jest jakaś zasada, że gdy używam „tego” i „że” jednocześnie, to muszę wstawić przecinek?

      „Tak, to jak nie wiem, czy Ty nie znasz kanonu czy go specjalnie ignorujesz.
      A tak, to nie wiem, czy nie znasz kanonu, czy go specjalnie ignorujesz.” – co do drugiego „czy” – skoro stanowi ono funkcję rozgraniczenia dwóch możliwości, nie stawia się przecinka.

      W sprawie wszystkich literówek – nienawidzę mojej nowej klawiatury ;_; Dziękuję, że wszystko wypisałaś!

      Pozdrawiam, Niah.

      Usuń
    3. @właściwie: http://sjp.pwn.pl/slowniki/właściwie.html

      @wielka litera: Nie mam teraz żadnej z części Pottera pod ręką, ale czy tam Śmierciożercy nie byli zapisani również małą literą? Jeśli coś mi się miesza, to zwracam honor.

      @w ogóle: Jeśli to miało być wtrącenie, to ok. (Choć wtrącenie na początku zdania? Mam wątpliwości, ale nie będę się umierać).

      @no, jako państwo byłoby im trudniej. :D

      @okres czasu: Zgoda, ale warto zaproponować alternatywę zapisu, zamiast tylko rzucić, że pleonazm i już.

      @pomimo tego, że: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/mimo-tego-ze;9837.html
      http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/mimo-to-czy-mimo-tego;3812.html

      @przecinek przed drugim czy: o, tru, nie usunęłam go przed wysłaniem komcia.

      Usuń
    4. *lol, upierać się nie będę. XD

      Usuń
    5. @wielka litera: ja znalazłam. Z małej :< Mój światopogląd runął.
      @pomimo tego, że: zwracam honor :D

      Dzięki za szybką odpowiedź :)
      Pozdrawiam, Niah.

      Usuń