[135] ocena bloga: kraina-liliowego-ksiezyca.blogspot.com

Autorka: Dark Queen
Tematyka: Fantasy
Ocenia: Deneve


Dzień dobry, jeszcze nie mieliśmy okazji się poznać. Jak widać, niedawno dołączyłam do ekipy oceniających. Mam nadzieję, że i jedna, i druga strona będzie zadowolona ze współpracy! Tymczasem zapraszam Was w podróż przez Krainę liliowego księżyca – porozmawiamy trochę o magach, magicznych barierach, księżniczkach w opałach i chęci spełniania marzeń za wszelką cenę. Dziękuję autorce, że zgodziła się na ocenę przeze mnie.
Odnośnie do nazw stron i rozdziałów – po tytułach nie daje się kropek. (źródło) 
Nie wiem, kto Ci robił szablon, ale pisze się „Welcome”, nie „Welcom” (i „ocenialnie”, nie „ocenielnie”).

Prolog 
Ściany zlały się w jedną na sklepieniu. – Nie bardzo rozumiem, masz na myśli kopułę?

Rozdział pierwszy 
Wiał ciepły wiatr, poruszając delikatnie koronami szmaragdowych drzew, wyglądających zza muru na terenie koszar. – Wiemy, że są przy koszarach i jest tam ten mur, to dookreślenie jest zbędne.

Przy pasie zapiętym na biodrach wisiały bronie: miecze, sejmitary, sztylety, maczety. – Wisiała broń. (źródło)

Włosy spięte miały w wysokie kucyki, które podskakiwały przy każdym równym, pewnym kroku. – To raczej kiepska fryzura dla żołnierki. Włosy i tak się rozsypują i łatwo za nie złapać. Najlepsze byłyby krótkie włosy albo fryzury z warkoczy, najlepiej wplatanych i upinanych w koronę czy inne zawijasy. Nie szpilkami, które lubią wyskakiwać, tylko w stylu średniowiecznym, wstążkami/rzemykami lub szyte włóczką. Tak się dużo lepiej trzyma.

Poza tym:
Przy pasie zapiętym na biodrach wisiały bronie: miecze, sejmitary, sztylety, maczety. Włosy spięte miały w wysokie kucyki, które podskakiwały przy każdym równym, pewnym kroku. – Musisz popracować nad podmiotami, które czasem Ci uciekają. W tej chwili wychodzi bowiem na to, że to maczety i sztylety miały włosy poupinane w kucyki.

Wysokie do ud buty chroniły ich łydki oraz kolana. – Z kolei takie buty ograniczałyby swobodę ruchu w kolanach. A przecież chodzi o to, żeby żołnierka była jak najbardziej mobilna, czyż nie? Tylko materiałowe buty nie wpływałyby na możliwość ruchu w stawach w takim stopniu, żeby przeszkadzało to w walce, ale materiałowe buty łatwo zniszczyć, przedziurawić, rozciąć itp., więc to bez sensu, jeśli żołnierka ma walczyć, a nie tylko wyglądać. Z kolei skórzane, co wspomniałam wyżej, utrudniałyby nawet zwykłe zginanie stawu przy chodzeniu.

Przymknęłam oczy, opierając się o drewniane wezgłowie ławki skrytej w cieniu. – Ławki nie mają wezgłowia. (źródło)

Złość na ojca zaczęła mijać. Z jednej strony go rozumiałam – byłam księżniczką. Powinnam stroić się w kolorowe ubrania, jak na kobietę przystało. Skupiać się na nauce i życiu w zamku, ewentualnie przygotowywać się do objęcia tronu i władzy po śmierci ojca.
Ale... Nie chciałam tego. Ciągnęło mnie do walki, adrenaliny krążącej w żyłach, przygód. Miałam dość siedzenia w zamku i chciałam poddać się swoim pragnieniom, zrobić w końcu coś, na co to ja miałam ochotę. – Ech… To jest jeden z głównych problemów, jaki mam z Twoim opkiem. W zasadzie zastanawiałam się, czy nie dać tego do podsumowania, ale lepiej powiedzieć na wstępie.
Zacznijmy może od tego:
Motyw, który wybrałaś, jest ogromnie schematyczny i ograny na wszystkie strony. Jest też w pewien sposób mało realistyczny.
To znaczy, realistyczny jest bunt małolaty. Mnóstwo osób w tym wieku tak ma; starzy nie rozumieją, ja chciałabym więcej od życia, móc nim kierować, stereotypowo „męskie” zajęcia są lepsze, itd., itp.
Tylko że… Ty patrzysz na to z perspektywy współczesnej europejskiej dziewczyny. To są fantazje dzisiejszej przeciętnej nastolatki. Nie księżniczki, która powinna być od małego wychowywana w określonym duchu i powinno być to dla niej czymś normalnym.
To jak, powiedzmy, te wszystkie kobiety w filmach kostiumowych buntujące się przeciwko aranżowanym małżeństwom. Większości z nich nigdy by nie przyszło do głowy, żeby oczekiwać od męża wielkiej miłości, żeby wnosić bunt przeciw czemuś, co było w ich świecie najzupełniej normalne.
Dobrze, to Twoje uniwersum. Tylko że, po pierwsze, musisz mnie przekonać, że życie Kath usprawiedliwia takie podejście. A po drugie… to wciąż jest schematyczne.
Wiesz, co byłoby nieschematyczne? Księżniczka, którą może nawet nie cieszy, ale która docenia możliwości, jakie daje jej pozycja. Córka króla może tyle rzeczy! Może poprawić los innych, może realizować się sama, czy to wybierając politykę, naukę – to również stereotypowo „męskie” dziedziny – czy też inne pole działalności. Wielką miłość też tak można znaleźć, a jeśli nie, to mieć tuziny atrakcyjnych kochanków – o wiele łatwiej niż u kogoś o niższej pozycji. Taka władczyni zwykle jest bogata, znana, tutaj otwiera się tyle kolejnych drzwi. Nieschematyczna byłaby księżniczka, która wie, że ma obowiązki i chce je wypełniać, która myśli o swoich poddanych. Która lubi kolorowe sukienki tak samo jak fechtunek czy polityczne intrygi.
Ale nie, to zawsze musi być walka, bo kobiety tylko w taki sposób mogą być fajne, fatałaszki – phi, to musi być myślenie tylko o sobie i robieniu tego, na co ma się ochotę.
Ten europocentryzm też jest w postrzeganiu płci. Co jest dziwne, skoro mają tam gwardię składającą się z samych kobiet.
Rozumiałabym jeszcze, gdyby Katherine w którymś momencie miała dość – pewnie, życie przyszłej władczyni niekoniecznie jest usłane różami. Ale Ty zaczynasz od razu z grubej rury. Ja nie widzę dziewczyny, która musi całymi dniami siedzieć w zamku, nie widzę żadnych obowiązków, przygotowań do objęcia władzy, nauki, ciągłego ograniczania pragnień. Widzę następczynię tronu, która beztrosko samiutka biega sobie po mieście. Złą na ojca, bo jej powiedział, że życie to nie jest bajka i oprócz przyjemności są w nim obowiązki.
Ponadto na tym etapie tekstu wynika mimo wszystko, że Kath nie jest przez ojca zmuszona do siedzenia w wieży, tylko król przesuwa trening na później. Co więcej, nie odracza go o kilka lat, ale ledwie o miesiąc.

Dało się słyszeć reklamy zachęcające do kupna warzyw czy owoców z poszczególnych stoisk, brzęk złotych monet – I te warzywa czy owoce kupowali za złote monety? Mają tam chyba hiperinflację albo złoto leży na każdym rogu.

Odruchowo wyprostowałam plecy, ściągnęłam łopatki i uniosłam brodę. Już jako dziewczynkę uczono mnie, że nie mogę patrzeć w swoje stopy, a przed siebie. – No i właśnie. Katherine jest niekonsekwentna. Niby od dziecka uczono ją manier właściwych księżniczce i jest to dla niej odruchowe, a nie ma problemu z tym, żeby gnać na złamanie karku przez miasto i jęczeć, jak nie odpowiada jej jej styl życia.

Od dnia, w którym zaczęłam przebieżki, ludzie dyskutowali o tym, kiedy tylko mnie widzieli. – To pewnie przez brak matki – stwierdziła głośno młoda kobieta, spoglądając na mnie spod kapelusza ze szerokim rondem. – Wychowywała się w towarzystwie samych mężczyzn no i wyszło jak wyszło. – Nie wiem, może to Twój dwudziestopierwszowiecznowieczny europocentryzm znów dochodzi do głosu. Echo świata, w którym brukowce żyją tym, jakie symbole nosi książę Harry albo komu zrobił dziecko książę Albert. Ale w uniwersum… właściwie nie mam na razie pojęcia, jakim… powiedzmy, że generycznego fantasy, w uniwersum, gdzie monarchia najwyraźniej coś znaczy, a nie jest tylko tytularna, odmawiam wyobrażenia sobie, że ktoś przy zdrowych zmysłach mógłby tak powiedzieć członkowi rodziny panującej. W twarz.

Wianuszek dziewczyn zachichotał, ale po chwili i one mnie pozdrowiły – etykieta tego wymagała. Jak gdyby nie mogły po prostu odwrócić się plecami albo powiedzieć, co myślą. – Przecież ta kobieta przed chwilą powiedziała, co myśli… No i tak, etykieta wymaga pozdrowienia, ale bycie chamem wobec księżniczki już spoko, żadnych konsekwencji z tego tytułu nie będzie. Co to w ogóle za księżniczka, z której szydzą właśni poddani? I co to w ogóle za król, który na to pozwala?

Fałszywość wylewała się z niektórych, a oni nawet nie próbowali tego ukryć. – I tylko ja, taki specjalny płatek śniegu, byłam inna i niepokalana.

Ogień z pochodni umieszczonych wysoko na ścianie z piaskowca rzucał cienie na obrazy w złotych ramach – Nic jeszcze tak naprawdę nie wiem o Twoim uniwersum, a już uważam je za okropnie niespójne. Pochodnie, wieże zegarowe i kapelusze z rondem. Elementy z każdej epoki bez ładu i składu.
Oczywiście Twój świat nie musi być odbiciem naszego. Ale musi być wewnętrznie spójny. Jeśli wprowadzasz składowe do siebie nieprzystające, musisz wyjaśnić, dlaczego tak jest.
Poza tym zwykle nie buduje się ścian bezpośrednio z piaskowca, bo to za miękka skała; raczej wykończenia, elewacje, schodki, kostki brukowe, obudowy kominków etc.

Mosiężne, drewniane drzwi – Nie mogły być na raz mosiężne i drewniane. (źródło) Miałaś na myśli potężne?

– Dzień dobry, ojcze. – Podeszłam do taty i ukłoniłam się szybko, po czym pocałowałam go w policzek. – Najpierw mówi do niego per „ojcze”, a potem myśli o nim jako o tacie? Nie widzisz tu pewnej niekonsekwencji? Jeśli została wychowana tak, by mówić do niego „ojcze”, to raczej nie będzie myśleć o nim „tatuś”.

– Jak idzie ci nauka, promyczku? (...) Historia też lepiej?
Uśmiechnęłam się przepraszająco, a ojciec zaśmiał się donośnie, aż zatrząsł mu się brzuch. – Chyba nie łapię tego wybornego dowcipu, że księżniczka nie zna się na historii. I czemu dobry król zawsze, ale to zawsze jest sympatycznym grubaskiem z brzuchem trzęsącym się jak galareta? Czemu król choć raz nie może być silny i sprawny, ale za to będzie obżartusem?

– Mam takie samo prawo być w wojsku jak książęta, wiesz o tym. – Świat, gdzie następców tronu, najważniejszych ludzi, od których przeżycia zależy dynastia, wysyła się do wojska, i to najwyraźniej nie jako dowódców, wydaje mi się dość idiotyczny.
Poza tym, panienko, oprócz praw masz jeszcze obowiązki.

– Nie zrezygnuję z marzeń przez to, że mieszkańcom się to nie podoba. Przyzwyczają się w końcu. – Albo nie i wtedy wybuchnie bunt. No ale kto by się przejmował, co myślą i czego chcą poddani, nieprawdaż. Ważne, że księżniczka chce być wolna.

Antoni jest pretendentem do tronu, ale dobrze wiesz, jaka jest sytuacja. Chcesz zostawić państwo bez następcy? – Bardzo mądre jest wobec tego, że księżniczka biega sobie niepilnowana po mieście. Jest tak naprawdę jedynym dzieckiem króla, które się liczy w sukcesji, jej brat jest chory, chyba śmiertelnie, więc nie ma szans, że przejmie tron i jeszcze spłodzi następców, bo pewnie w ogóle nie dożyje dorosłości. A tu jedyna dziedziczka lata po mieście jak kot z pęcherzem, bez straży, bez żadnej opieki, w każdej chwili może ktoś ją zaatakować, zranić czy zabić. Nawet nie to, ktoś może na nią wpaść, ona po prostu wyrżnie na bruk i rozbije sobie głowę albo wpadnie pod jakiś wóz i będzie po księżniczce. Strasznie nieodpowiedzialne.

(...) odgonić łzy ze złotych oczu – Mary Sue alert!

– Los jest nieprzewidywalny, Katherine. Antoni jest pretendentem do tronu, ale dobrze wiesz, jaka jest sytuacja. Chcesz zostawić państwo bez następcy? // Zacisnęłam dłonie w pięści. // – Antoni wyzdrowieje. Zobaczysz, że znajdziemy lekarstwo, ojcze. – Zamrugałam, żeby odgonić łzy ze złotych oczu. – Nie pozwolę, żeby coś mu się stało. – Mam wrażenie, że bardziej niż na samym wyzdrowieniu brata zależy jej na tym, żeby po prostu ściągnął jej z barków widmo konieczności przejęcia tronu.


Rozdział drugi 
Usiadłam na parapecie wyściełanym błękitnym materiałem i oparłam się o puszyste poduszki.Z kubkiem gorącego kakao. Kolejny schemat.

Nie wiedziałam, czy nie zaprzestać porannych biegów. Bałam się, że fakt, że chcę pójść do koszar i żeńskiej straży źle wpłynie na stosunek króla Tarmen do mojego ojca. Nigdy nie odwiedziłam żadnej innej wyspy i orientowałam się o tamtejszych zwyczajach jedynie z lekcji. Ale czy ktoś, kto nigdy tam nie był, może mieć realne pojęcie o ich kulturze? – Wow, bohaterka myśli i martwi się o innych!

Z drugiej strony wcale nie chciałam tego ukrywać. Byłam jaka byłam i powinni to zaakceptować. – A, nie, przedwczesna nadzieja.

Czy będzie typowym, naburmuszonym następcą tronu, jak Kreol z Aginway? – Skąd ona wie, jacy są typowi następcy tronu? Tylu ich spotyka? W ogóle to sama jest następczynią. No i oczywiście wszyscy oprócz niej są naburmuszeni, fałszywi, itd.

Zachichotałam, gdy przypomniałam sobie o jego wiecznie wyniosłej minie i wtrącaniu się w sprawy polityczne archipelagu siedmiu wysp. – No dla niej rzeczywiście musi być niezwykłe, że książę się interesuje polityką.

Zobaczyć coś więcej niż kamienne mury Landarku, wodę jeziora, która otaczała zamek i miasteczko, oraz zielone lasy zza jeziora – Przepraszam, i to jest ich całe królestwo?
I dlaczego nie mogła gdzieś popłynąć ze strażą? Choćby w jakiejś politycznej misji? Ot, tatuś dałby jakiś prezent dla sąsiedniego królestwa, księżniczka by go wręczyła, taka polityka między królestwami, żeby wszyscy się lubili.

Dlaczego ludzie tak bardzo pragnęli odłączyć się od krajów stałego lądu? – Może byś wiedziała, gdybyś się bardziej interesowała historią i w ogóle robiła to, co do księżniczki należy.

Drgnęłam, gdy stukanie w drzwi wyrwało mnie z zamyślenia. – Dobrzy służący wchodzą bez pukania. Generalnie nie powinni być widziani, słyszani i wyczuwalni.
W ogóle chciałabym wiedzieć, czemu Katherine nie ma swoich dwórek. A, no tak, bo w tym dziwnym królestwie nie ma prawie szlachty.
I czemu wszyscy mówią do niej „księżniczko Katherine”, a nie „Wasza Wysokość” czy coś w tym stylu?

– Może zjesz ze mną? – zapytałam i niemal oblizałam się na widok pyszności, które tylko czekały aż je zjem. – Egalitaryzm pełną gębą. Znów współczesna europejska moralność. To by jeszcze miało sens, gdyby usługiwała jej jakaś szlachetnie urodzona panna, jak w zasadzie powinno być (może nie podawała jedzenie, ale tak ogólnie), ale nie w tym przypadku.

Wysokie kości policzkowe dziewczyny zalała czerwona plama. – To brzmi jak opis jakiejś paskudnej rany czy wysypki.

– Bardzo chętnie, naprawdę, ale niestety mam jeszcze dużo pracy przed przyjazdem króla i księcia. Louise prosiła, bym pomogła w przygotowaniach... – Zaczęła miąć w dłoniach żółty fartuszek. – Mówiła, że potrzebuje każdej pomocy… – Służba się nie tłumaczy ani się jej nie prosi. Służbie się daje zadania, które ma wykonać, i tyle. W ogóle co to ma być, że rozkazy jakiejś Louise są ponad rozkazami księżniczki?

Po chwili znów rozległo się stukanie i Nadia ponownie zajrzała do komnaty. Czerwone były już nie tylko jej policzki, ale także szyja i czoło.
– Zapomniałam życzyć księżniczce smacznego. Smacznego. – Nie czekając na odpowiedź szybko zamknęła za sobą drzwi. – Wciąż bardzo egalitarnie i bardzo nie w klimacie służby królewskiej.

W kilkanaście minut pochłonęłam brzoskwinie, ciastka z kremem i mus truskawkowy. – Znów, bardzo współczesne, europejskie jedzenie.

Przyjemny zapach fiołków i nasturcji kwitnących we frontowym ogrodzie dotarł do mojego nosa. Uśmiechnęłam się delikatnie. Jak dobrze, że już zaczynało się lato. (...) Wokół błękitnych i fioletowych hortensji bzyczały pszczoły i latały motyle. – Typowe dla naszego kręgu kulturowego kwiaty i pory roku.
Poza tym fiołki i nasturcje kwitną w różnych porach, przynajmniej w naszym klimacie. Bo o Twoim nie mam pojęcia.

Miałam oprowadzić Larysa po mieście, tak jak prosił mnie ojciec. (...) – Księżniczko Katherine? – Męski, głęboki głos wyrwał mnie z zamyślenia.
– Książę Larys jak się domyślam? – Odwróciłam się szybko i zlustrowałam go wzrokiem. – Byłam naiwnie przekonana, kiedy ojciec ją o to poprosił, że ona po prostu oprowadzi go po pałacu, a w czasie zwiedzania miasta razem z królewskimi ojcami i całą świtą (co prawda, Katherine z jakiegoś powodu jej nie ma) opowie mu jakieś anegdoty i tak dalej. Ale nie, para królewskich dzieci nawet nie jest sobie formalnie, uroczyście przedstawiona, i będą sobie razem samotnie ganiać po mieście jak para parobków. Rany.

– Na tym placu jest tak zawsze. Przed pracą, po pracy, ludzie często spotykają się, żeby porozmawiać. Są tu organizowane wszystkie zabawy i biesiady, niektórzy świętują urodziny czy rocznice, nie zawsze ze znajomymi. – Na głównym placu stolicy? (No, właściwie jedynego w tym pożal się borze królestwie miasta). Byle jaki wieśniak może ot tak sobie zorganizować przyjęcie?

– Tutaj, codziennie od rana do południa, jest targ. Kupisz tu dosłownie wszystko, naprawdę. – No jeśli przez wszystko rozumiesz warzywa i owoce… Nie sądzę, żeby królestwo składające się z jednego miasteczka i jeziora, odcięte od cywilizacji, mogło mieć skarby całego świata.

(...) wskazując na wysokie wieże strażnicze, wybijające się wysoko w górę (...) – Domyślam się, że skoro były wysokie, to wzbijały się wysoko, i to nie w dół.

– Jeśli poszedłbyś dalej na południe, znalazłbyś uzdrowisko, jeden z oddziałów straży ogniowej i stanowisko szybkiej pomocy, ale pokażę ci kiedy indziej. – Na dodatek najwyraźniej całe miasto da się przemierzyć piechotą w parę godzin.

Usiadłam przy długim, mosiężnym stole (...) – Znów wydaje mi się, że jednak nie to słowo miałaś na myśli.

Po kilkunastu kolejnych, długich minutach nudnej pogawędki mężczyzn o eksporcie, imporcie i najlepszych miejsc wydobywania kruszców – Och wow, ci nudni królowie – mężczyźni! – zajmują się jakąś polityką, czymś pożytecznym, nie to co ja, ja jestem ponad to i mnie to nie obchodzi.

Gdy zamknął się kolejny temat, odchrząknęłam głośno.
– Przepraszam, ojcze, ale mogłabym zaprowadzić Antoniego do komnaty? – zapytałam, gdy ojciec skinieniem głowy pozwolił mi zabrać głos. – Nie. Możesz kazać to zrobić służbie.
– Katheline... A poćytaś mi bajkę? – zapytał sennie, gdy wyszliśmy z jadalni. – Mamy też współczesny zwyczaj czytania bajek małym dzieciom. I oczywiście seplenienie malucha, no bo przecież dzieci inaczej nie mówią, tak jest słodko. Warto również odnotować brak jakiejkolwiek niańki, mamki, czy innego opiekuna CHOREGO królewskiego syna. No, potem się okazuje, że ma służącą. Jedną na głowę, jak wszyscy w tym zamku.
Mam dziwne wrażenie, że tam po prostu nie ma służby, oprócz jednej Nadii i jakiejś Louise niewiadomego przeznaczenia. To też dziwne, że pokojówka księżniczki ma w ogóle jeszcze jakieś obowiązki oprócz zajmowania się swoją panią.
No ale może jakie królestwo, taka służba.

Wyprawa na smoki? Żadna nie była organizowana już od dziesiątek lat, gdyż smoki opuściły nasz archipelag. Musiały wrócić. – Mieli przecież jakąś super hiper barierę, którą dwieście lat temu postawili im magowie. To jakim cudem smoki tak po prostu sobie przez nią przeleciały?

oparł się o wezgłowie – w jadalni mieli łóżka?

Czy ojciec pozwoliłby mi na przyłączenie się do grupy? Musiałabym tylko przejść szybkie szkolenie wojskowe, a Jerry już dawno zgodził się na mentorowanie. – Ale zdajesz sobie sprawę, że treningi/szkolenia wojskowe trwają latami? To nie tak, że dadzą jej sztylet/maczugę do ręki i już będzie mistrzem posługiwania się bronią białą. W dodatku kondycja do biegania to jedno, a co tu mówić o wyrobieniu odpowiedniej siły (i nawet muskulatury, bo to często idzie w parze) do zadawania odpowiednio mocnych ciosów? Albo choćby żeby utrzymać broń, która czasem może sporo ważyć? Takie rzeczy nie dzieją się w tydzień.

W końcu udowodniłabym, że jako księżniczka wcale nie walczyłam gorzej i nie byłabym zbędnym balastem, a kimś przydatnym i pomocnym. – Aaa! Wiesz, jak możesz udowodnić, że jesteś przydatna i pomocna? Ucząc się polityki i historii, angażując w sprawy państwa, pomagając ojcu w jego – i twoich – obowiązkach, a nie narażając życie następczyni tronu w wyprawie na smoki.

Również słuchał zaciekawiony, od czasu do czasu oblizując wąskie wargi językiem. – Niepotrzebne dookreślenie, przecież nie oblizał ich nosem.


Rozdział trzeci 
(...) wyciągając paczkę krakersów z kieszeni (...) – Świetnie to współgra z tymi pochodniami na ścianach i wszystkimi innymi elementami, każdym z innej bajki.

Jerry jest dowódcą straży? Taki smarkacz, chłopak z nizin? Wolne żarty, to nie Jon Snow.

Zamiast na rybę, patrzył na  swoją zerwaną wędkę. – Ta wędka to był jakiś pierwszy znaleziony w lesie patyk? Jeśli coś miało się zerwać pierwsze, to żyłka. Wędki tworzy się giętkie z myślą o tym, by wytrzymywały bardzo duże obciążenia.

– Tak samo. Wszędzie leżały roztrzaskane butelki, nie wiem, jak ona może tam swobodnie chodzić. – Przełknął ślinę, wpatrzony w swoje czarne, elastyczne spodnie. – Chyba nawet nie zorientowała się, że byłem. Spała na kanapie, pewnie pijana. Otworzyłem okna, żeby przewietrzyć, zrobiłem zakupy (...) – Szkła nie sprzątnął, bo po co.

Zostawiłem trochę monet i liścik. – Wzruszył ramionami, nadal nie podnosząc wzroku. – Mam tylko nadzieję, że nie wyda wszystkiego na wino i piwo. – A na co innego miałaby wydać pieniądze alkoholiczka? Nie lepiej, żeby zostawił jej więcej jedzenia?
Radość na myśl, że pójdę na wyprawę (...) – Słonko, nikt ci tego nie obiecał.

Czy życie nie mogłoby być chociaż trochę łatwiejsze? – Fakt, Jerry łatwego życia nie miał, ale ona? Żadnych zmartwień, jedzenie podsuwano jej pod nos. Jakby chciała, mogła poprosić ojca, żeby zrobił coś dla matki jej przyjaciela, pewnie by się zgodził, bo dobrze wyglądałoby to też w oczach poddanych.

(...) zamiast notesu natrafiłam na złożoną kartkę.
Pergamin był jednym z droższych. Treść została wypisana czerwonym atramentem, a list pachniał różami. Serce zaczęło bić mi szybciej, a ręce delikatnie drżały. Pismo nie było mi znane. Z nadzieją, że to Nadia zostawiła wiadomość, rozłożyłam kartkę. – W zestawieniu na dodatek z fragmentami z poprzedniego rozdziału:
Kilka kosmyków kruczoczarnych włosów wysmyknęło się z jej koka i uroczo opadały na okrągłą twarz (...)
Nadia była taka słodka!
odnoszę wrażenie, że bohaterka jest zakochana w swojej służącej. To akurat byłby bardzo oryginalny motyw.
Poza tym, pergamin. Kolejna rzecz każda z innej epoki.

Piszę do Ciebie, żeby okazać Ci trochę wsparcia. Wiem, że życie księżniczki może być ciężkie, szczególnie kiedy w Twoim otoczeniu są sami mężczyźni. Nawet Twój najlepszy przyjaciel jest płci męskiej! Nie myślałaś kiedyś o znalezieniu koleżanki? Rozejrzyj się. – Ale co złego jest w przyjaźnieniu się z większością kolegów tak w zasadzie?
No i życie księżniczki może być ciężkie, ale to Katherine takie nie jest.

Niedługo kończysz osiemnaście lat, o ile pamięć mnie nie myli. Mam rację? Staniesz się dorosłą kobietą (...). – I znów współczesny europocentryzm, osiemnastka jako magiczna granica dojrzałości.

Przy wejściu co najmniej dwóch strażników pilnowało pokoju. Oczywiście oficjalnie patrolowali korytarz (po tym, gdy w wieku szesnastu lat pokłóciłam się z ojcem o to, że nie jestem dzieckiem i nie potrzebuję ochrony). – Ale jesteś księżniczką, na miłość boską. Więc tak, potrzebujesz.

Wpatrywałam się w trzaskający ogień i zastanawiałam się, co robić. Pokręciłam przecząco głową (...). – I czemu niby zaprzeczyła? Zresztą nie da się pokręcić twierdząco, o ile nie pochodzisz z Bułgarii.

Oprócz niego tylko ojcu ufałam na tyle, by powiedzieć mu o tajemniczej wiadomości, jednak bałam się, że tą rozmową zamknę sobie furtkę do poznania tajemniczego K.M. – To wygląda jak te ubogie zabiegi w horrorach/thrillerach, kiedy wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, żeby czegoś nie robić – nie iść do opuszczonego domu, nie łazić za dziwnymi dźwiękami i ludzkimi głosami, kiedy mamy podejrzenie, że to morderca – w tym przypadku wskazuje na to, że księżniczka absolutnie nie powinna się z K.M. kontaktować, bo będą z tego same kłopoty… no ale Katherine jest mądrzejsza.

Ale... tak naprawdę mógł to być każdy, nawet mieszkańcy Landarku wiedzieli o tym, że moja mama nie żyła (...). – Nawet? No poddani to nie nawet, a zwłaszcza powinni wiedzieć, że ich królowa nie żyła.

Podniosłam wzrok i natknęłam się na szmaragdowe oczy Larysa. Zbieg okoliczności, że wiadomość pojawiła się w mojej komnacie tuż po tym, jak przybył do Landarku? – Hm, pewnie tak, ale co ja tam wiem. Jeśli próbujesz robić foreshadowing, to jest on mało subtelny.

– Oczywiście, że powinniśmy sobie ufać – odparłam i strząsnęłam z siebie jego dłoń. – Jednak na każde zaufanie trzeba sobie zasłużyć. – Oczywiście, że powinniśmy sobie ufać. No ale jednak nie. Co?

Nagle zachowanie Lasysa zaczęło wydawać mi się podejrzane. Może specjalnie chciał mnie czymś zająć? – On tylko zapytał, gdzie idzie i czy chce, żeby jej towarzyszył, Katherine do tej pory nie wydawała się mieć paranoi, ta tajemnicza wiadomość taką nią wstrząsnęła?


Rozdział czwarty 
(...) ukazując krótkie, siwe włosy z plamami łysiny (...). – To… nie brzmi dobrze. Łysina to nie wysypka.

– W-w-wasza wysok-k-kość... – zaczął głośno, poprawiając nerwowo lichy, podarty w niektórych miejscach płaszcz. – O-o-okadli mnie. C-c-cały mój sklep... N-nic nie zostało... Mam t-trójkę małych dzieci… – To z kolei też jest takie średniowieczne wyobrażenie monarchy, sprawiedliwego władcy, który sam włada sądami i rozstrzyga ludzkie problemy.

Po raz kolejny tego dnia ścisnęło mi się serce na myśl o ludzkich problemach, na które nic nie mogłam poradzić (...). – Akurat na złodziejstwo coś można. Tylko trzeba ruszyć główką.

Sięgnął po papier i coś zanotował (...). – Teraz już papier, nie pergamin?

Jako zapomogę mogę zaoferować tysiąc złotych monet na odbudowę sklepu i jego uzupełnienie. – Że też to królestwo jeszcze stoi. Hojną ręką tysiąc złotych monet jakiemuś kupcowi tylko za to, że powiedział o kradzieży. A mógł na przykład kłamać, sam to sfingować. No ale jak pisałam, tam najwyraźniej złoto leży na ulicach, może to taki odpowiednik rzucenia dwa pięćdziesiąt panu Mietkowi spod sklepu.

– Nie możemy po prostu sprzedać tych kamieni i oddać trochę złota tym biednym ludziom? Nawet tego nie odczujemy.
– Nie, Katherine. Nie można im dawać ryby, tylko trzeba podarować wędkę. – Człowieku, właśnie dałeś tysiąc sztuk złota jakiemuś losowemu okradzionemu…

– Gdyby ten starzec otrzymał ode mnie sto tysięcy monet, mógłby nie pracować i wieść wygodne życie, to prawda. Ale co po jego śmierci, hmm? Załóżmy, że wyda połowę z tego. To, co zostanie, wezmą jego dzieci, a to nie będzie wystarczające. Jednak kiedy dostaną sklep, będą miały stałe źródło dochodu, utrzymają się, a także polepszą warunki swojego życia. I będą bardziej spełnieni, wiedząc, że zapracowali na to sami. I tak już dobrze im się powodziło, patrząc na to, że mieli sklep zamiast stoiska na targu. – Ile ona ma lat, sześć, że trzeba jej tłumaczyć takie rzeczy? Naprawdę osiemnastolatce – osiemnastolatce! – wydaje się, że problemy ekonomiczne obywateli rozwiązuje się bezmyślnym rozdawnictwem? Że tak wygląda efektywny model zarządzania państwem i jego szkatułą? Coś jak podejście pratchettowskiego Śmierci:
– Na przykład... jak byś zadbał o to, żeby nikt na świecie nie głodował? – spytała.
– Ja? No wiesz, ja... – O, bóg zastanowił się. – Pewnie trzeba by rozważyć powszechnie stosowane systemy polityczne, odpowiednią dystrybucję, kultywację ziemi uprawnej i...
– Tak, tak. Ale on po prostu dałby każdemu solidny posiłek.

– Posada stajennego otworzyła mu drzwi do lepszej przyszłości. – Odgarnęłam włosy z twarzy.
Kilka kolejnych minut szliśmy w ciszy. Tak zaczęła się moja przyjaźń z Jerrym. – Przydałoby się chociaż wcięcie akapitowe przed ostatnim zdaniem, bo wygląda na to, że przyjaźń z Jerrym zaczęła się od chodzenia z ojcem w ciszy. Poza tym każdy biedak może tak po prostu sobie przyjść i poprosić, żeby król dał mu pracę?

– Mogę im pokazać, że bycie księżniczką nie umniejsza mojej wartości… – Na litość boską, a dlaczego i w jaki sposób miałoby umniejszać?

– Wiem, wiem. – Westchnęłam ciężko. – Ale nie chcę mówić o tym ojcu, tajemniczy K.M. wspomniał, że to zamknie mi jedną z dróg czy jakoś tak. – Ktoś zupełnie obcy napisał mi o tym w liście, po tym, jak włamał się do mojego pokoju, unikając straży (na pewno nie jest groźny i wyszkolony), więc to musi być prawda.

Czy naprawdę tak ciężko było zrozumieć, że po prostu chciałam spełnić swoje marzenia? – Myślę, że problem raczej w pragnieniu spełniania ich w idiotyczny, nieodpowiedzialny i samolubny sposób. Katherine w ogóle nie obchodzi, jak się z tym czuje jej ojciec, jak się czuje Jerry, co będą przeżywać, jeśli jej się coś stanie, jak poradzi sobie królestwo bez księżniczki. Ważne jest tylko to, czego ona chce.

Wyszłam z królewskiej części miasta. (...) W końcu doszłam na same obrzeża części mieszkalnej. – No, czyli tak jak mówiłam, całą stolicę da się przejść spacerkiem.

Zostawiłam na stole zamszową sakiewkę ze złotymi monetami. – Katherine może chce dobrze, ale nie nauczyła się nic. Dawanie pieniędzy alkoholiczce to tylko pogłębianie problemu. Wyda je na alkohol i tyle. Lepiej byłoby już zostawić jakieś jedzenie, może ciepłe ubrania czy coś podobnego. Właściwie w ten sposób robi Jerry’emu niedźwiedzią przysługę, bo tylko pogłębia nałóg jego matki, dając jej środki do pielęgnowania uzależnienia.

Skierowałam się do jednego z nich. Już od progu odrzucił mnie zapach moczu i wymiotów, ale nie cofnęłam się. Zakryłam nos bluzką i ostrożnie weszłam do środka. Pod brudnymi ścianami stało kilkadziesiąt szklanych butelek w różnych kolorach i kształtach. – Jerry był przecież jakoś niedawno u matki, tego samego dnia? Dzień/dwa temu? Wspominał coś o roztrzaskanych butelkach, więc musiało pojawić się mnóstwo nowych, skoro stoją ustawione pod ścianami. Przecież jakby w ciągu doby obaliła kilkadziesiąt butelek, to zatrułaby się alkoholem. Najpewniej na śmierć. Pomijając już to, że najpewniej w którymś momencie byłaby tak pijana, że nie byłaby w stanie już pić.

[komentarz odautorski] Chciałam jeszcze tylko zwrócić uwagę, że jedynie prolog był osadzony w XIX w., a reszta opowiadania jest w czasach współczesnych. – O rany. To był ten moment, w którym popadłam w zupełne osłupienie.
Jeśli autor musi wyjaśniać konstrukcję świata w komciach, to zwykle znak, że coś jest z nią bardzo nie tak. Ale o tym szerzej w podsumowaniu.


Rozdział piąty 
Dzisiaj słońce naprawdę mocno grzało – Grzało naprawdę mocno, w miarę możliwości unikaj stawiania czasownika na końcu zdania (również podrzędnego).

Od kilku dni nie widziałam się z Jerrym. Przestał przychodzić na poranne przebieżki, nie pojawiał się w zamku i zbywał mnie, gdy próbowałam wyciągnąć go z koszar. Tłumaczył się nawałem zajęć i treningami, ale wiedziałam, że to wymówki.  Z jednej strony go rozumiałam, a przynajmniej próbowałam. Miał tylko mnie. Spędzaliśmy ze sobą ogrom czasu i wspieraliśmy się, jak mogliśmy. – Unikanie problemu poprzez udawanie, że nie istnieje, to nie jest definicja wspierania się i bliskiego związku.

Ale dlaczego on nie chciał postawić się w mojej sytuacji? Wróciłabym za jakiś czas albo ze wszystkim, albo z niczym. Musiałam się sprawdzić, a on mógłby pomóc… – To też kolejny ładny przykład samolubstwa i egocentryzmu Katherine.


Profesor Estelle Ornano zacisnęła usta tak mocno, że zmieniły się w wąską kreskę. Przygładziła idealnie przygładzone, siwe włosy spięte w kok tak mocno, że aż naciągały delikatnie skórę twarzy. – Hm, chyba się skądś znamy.



– Ok 1750 roku (...). – W narracji i dialogach nie używa się skrótów, zresztą ok. pisze się z kropką, bo ostatnia litera skrótu nie jest ostatnią literą wyrazu.

Nie dość, że nie otrzymaliśmy od nich żadnej pomocy, to wciąż przyjeżdżali i zabierali nam złoto, srebro, kruszce, wszystko to, co było dla nich wartościowe. – No to tym bardziej, skąd to królestwo jednej wiochy ma tyle złota i klejnotów?

W 1826, gdy byliśmy już podzieleni na państwa, gdy mieliśmy swoich władców i swoje prawa, oni nadal nie przestawali. Nastąpił bunt, więc magowie wznieśli ochronną barierę. – Dlaczego nastąpił podział na państwa, jakich władców, jakie prawa, jaki bunt?

Nikt z kontynentów już więcej się u nas nie pojawi, jednak my odwiedzamy ich, by uczyć się o nowych technologiach i rzeczach, które mogą nam się przydać. – Najlepszy dowcip w tym opowiadaniu, naprawdę przezabawne. Ale nad tym pochylę się w podsumowaniu. Tutaj zapytam tylko – i nikt z kontynentów nie miał nic przeciwko temu, że odwiedzają ich… właściwie pariasi, tylko w celu czerpania korzyści?

– Jednak nie korzystamy ze wszystkiego, pani profesor. Słyszałam od kilku wędrowców o świetle na guziki, ruchomych obrazach, które zabawiają ludzi...
– Owszem, są rzeczy, które uważamy za zbędne. To, o czym mówisz, to elektryczność, prąd. Nie jest nam potrzebny, jest uważany za zamiennik naszych pochodni i kominków.
Z czarnego zegara wiszącego na ścianie dobiegło ostre pikanie.
– A jednak z zegarów i baterii korzystamy – rzuciłam, zbierając notatnik i podręczniki. – I dlaczego te rzeczy są uważane za zbędne? Dlaczego mieszkańcy wyspy korzystają akurat z takich, a nie innych?


Podsumowanie 
Główny problem, jaki ma to opowiadanie, to taki, że jest zupełnie nieprzemyślane.
To NIE są czasy współczesne. Bór jeden wie, jakie są.
Skryba, pergamin, papier, pochodnie, długopisy, wieże zegarowe, paczki krakersów, współczesne jedzenie, kapelusze z rondem, księżniczka biegająca sobie sama po mieście jak dzisiejsze celebrytki, mająca jedną służącą, którą traktuje jak dobrą znajomą, której to księżniczce każdy może powiedzieć w twarz, co o niej sądzi, a jednocześnie wyobrażenie monarchii rodem ze średniowiecza, sojusze, król sam osądzający poddanych, polowania na smoki jak w każdym pseudośredniowiecznym fantasy, takiż obraz wieśniaków, płatność w złotych monetach, wystrój wnętrz też nie wiadomo jaki, ale raczej współczesny, w charakterze broni miecze, osiemnastka jako magiczna granica dojrzałości księżniczki, ale w tym wieku jej przyjaciel jest już dowódcą straży, brak kolei, Internetu, wszystkich konsekwencji globalizacji, i tak dalej. Wyliczać można by długo. Tego nie da się wytłumaczyć nawet tym, że w XIX wieku ta wyspa została odcięta od świata, a że, jak widać, jest to jakaś zupełna wiocha, niewiele się od tego czasu rozwinęła. Bo w XIX wieku cywilizacja i technika były pod wieloma względami bardziej zaawansowane. A potem przeczytałam, że mieszkańcy wyspy kontaktują się ze światem zewnętrznym, żeby czerpać z nowoczesnych zdobyczy, i przeżyłam kolejne lekkie załamanie. Mam wrażenie, że wrzuciłaś rozdział piąty – bezwstydnie krótki – tylko dlatego, że ktoś ci to wytknął, i pośpiesznie postanowiłaś doszyć jakieś wyjaśnienie. Tylko że, jak wspomniałam, ono nie działa. Bo po pierwsze, jak mówiłam, w XIX wieku ludzie już byli na innym poziomie rozwoju. A po drugie, wybierasz sobie te elementy bardzo niekonsekwentnie. Wrzuciłaś wyjaśnienie, które nic nie wyjaśnia, które jest tylko na zasadzie bo tak. Dlaczego, na bora, ktoś w XIX lub XXI wieku chciałby używać pochodni? Dlaczego wszyscy jak jeden mąż uznali, że nie jest im potrzebna telewizja (tak atrakcyjna dla ludzi rozrywka!), za to baterie są super? Pewnie, możesz użyć takiego pomysłu, on jest nawet ciekawy, ale musi być wewnętrznie spójny! Musisz wyjaśnić, co doprowadziło do tego, że istnieją tam takie a nie inne rzeczy, a innych brak – przykładowo, w pseudośredniowieczu są szyby, bo uprzemysłowiona rasa krasnoludów wynalazła maszynkę do masowej produkcji, w alternatywnych czasach współczesnych nie ma telewizji, bo okazało się, że unowocześniona wersja powoduje raka, trąd i padaczkę, takie tam. Musisz też zrobić porządne rozeznanie w historii realnego świata, jeśli chcesz na jego podstawie budować własny. Nie możesz nawrzucać, co Ci się podoba, z każdej ziemskiej epoki, i dać czytelnikowi na odczepnego jakąś słabiutką wymówkę. Bo teraz odrzucasz elektryczność, ale przyjmujesz baterie, z którymi w zasadzie nie wiadomo, co później zrobić – przecież baterii nie wyrzuca się tak po prostu do śmietnika. Trzeba je w odpowiedni sposób utylizować.
Co więcej, ludzie mają dostęp do zdobyczy nowoczesnego świata, a nikt nie interesuje się matką dowódcy męskiej straży? To znaczy, Jerry osiągnął przecież jakąś pozycję, musi mieć posłuch, być poważany nieco bardziej niż jakiś pierwszy lepszy wieśniak na polu. Nie mają tam żadnych instytucji opieki społecznych, do których Jerry mógłby się zwrócić? Żadnych ośrodków leczenia terapii uzależnień, skoro, mając dostęp do świata XXI-wiecznej Europy, Ameryki, Azji, powinni zdawać sobie sprawę z istnienia takich problemów? Pewnie, w średniowieczu o tym nie myślano, ale przecież kontaktują się z kontynentami, więc skoro sprowadzają sobie krakersy i zegary, to chyba musieli o czymś takim słyszeć.
Wspomniałam już wyżej, że nie mają Internetu, elektryczności, ale w takim razie co to za król, który nie interesuje się tym, co dzieje się na świecie? A przecież dzięki komputerowi i szybkiemu łączu internetowemu mógłby być na bieżąco z wiadomościami, orientować się w poczynaniach wielkich mocarstw. Chociaż tyle, skoro już zdecydował się na całkowite zerwanie stosunków politycznych ze światem.
Byłam święcie przekonana, kiedy to czytałam, że to jest takie fantastyczne pseudośredniowiecze, do którego bez pomyślunku dodałaś kilka rzeczy z późniejszych epok. Owszem, widziałam daty na początku rozdziałów, ale tak nie przystawały do ich zawartości, że założyłam, że to alternatywne uniwersum z podobnym datowaniem, nawet miałam zamiar ponarzekać, że to mylące. Odkrycie, że jest zupełnie inaczej, mnie zszokowało.
Powtórzę to, co już mówiłam: tak, możesz wprowadzać do swojego świata własne elementy, inne od tych w rzeczywistości. Ale muszą być one wyjaśnione i wewnętrznie spójne. Te w żaden sposób nie są.
I tutaj kolejna rzecz: ja tak naprawdę nie wiem nic o tym uniwersum. Już nawet nie chodzi o to, jak konfunduje mnie powyższa mieszanka. Ale ja nie wiem nawet chociażby, gdzie to królestwo leży. W porządku, na Atlantyku, ale gdzie? On ma powierzchnię ponad stu milionów kilometrów kwadratowych. Znajdują się na nim wyspy o zupełnie odmiennej kulturze i klimacie. Nie wiem, jaka jest religia – bo są jakieś kaplice, ktoś wspomina o jakimś bogu, ale nic więcej nie jest wyjaśnione. Nie wiem, z czego król i mieszkańcy żyją – bo jest tam zamek, miasteczko, las i jezioro. Są jakieś wsie, ktoś coś uprawia, mają jakiś przemysł, wydobycie metalu, cokolwiek? Skąd biorą te rzekome bogactwa? Przecież chyba nie wykopują z ziemi? No bo jakie jest prawdopodobieństwo, żeby na tak małym terenie działo się tyle geologicznych przeobrażeń, skutkujących mnogością wszystkich zasobów? Z zewnątrz też raczej nie przywożą, bo za co i skąd? A wcześniejsze powinny dawno się rozejść albo zostać rozkradzione, jak sama pisałaś. Zwłaszcza przy polityce króla rozdawania złota hojną ręką biedakom.
Nie wiem, jak właściwie przedstawia się polityka, jakie są stosunki z władcami innych państw – jakich? – dlaczego uznają oni za istotne przybycie do królestwa jednej wiochy? Co się stało z magami – to ponoć miała być wyspa magów, w prologu jest ich wielu, dlaczego podczas obecnej akcji widzimy tylko jednego i to przelotnie?
I jak to jest z tą barierą? Jak w ogóle działa? Ludzie z zewnątrz nie mogą się dostać, ale smoki już tak? W jaki sposób rdzenni mieszkańcy wysp są w stanie wydostać się na kontynent, a potem wrócić? Przecież to wszystko nie trzyma się kupy. Ta cała magiczna kopuła po prostu ukrywa te wyspy, czy broni też dostępu? Jeśli broni, to mieszkańcy muszą jakoś sobie z tym radzić, mieć sposób na to, by przez tę barierę przejść. Nie wiadomo, czy ten zewnętrzny świat w ogóle wie o tych wyspach, ale po prostu nie może się tam dostać, czy nie wie, bo wymazano mu je z pamięci i nie widzi ich nawet, przelatując obok nich, i przez to nie mając ich na mapach – no ale w XIX wieku mapy istniały, ktoś na pewno zainteresowałby się tym, że oficjalnie niczego tam nie ma, ale jakieś stare dokumenty pokazują, że kiedyś były tam wyspy. Obecnie robi się też zdjęcia lotnicze czy satelitarne. Przyciągnęłoby to kogoś zainteresowanego. Ludzie są ciekawscy.
Przecież przez oceany pływają czasem statki. Tak ogólnie. Co, jeśli jakiś obrałby kurs dokładnie przez ich wyspy? No ale mamy tu króla, który w ogóle temu nie zaradzi, bo nie wie, co dzieje się na świecie.
Nie mówię, że masz na wstępie zarzucić czytelnika szczegółowymi informacjami na temat kultury i historii tego świata. Takie rzeczy wplata się do tekstu stopniowo. Ale trzeba je wplatać, a już zwłaszcza, kiedy o nie sama zahaczasz, kiedy wspominasz tego boga, politykę, życie prostych ludzi – to jest świetna okazja, żeby je przekazać. Bo bez tego robią się ogromne dziury i głupoty w fabule.

A przecież wplatanie pewnych rzeczy do tekstu idzie ci bardzo dobrze! Naprawdę podobało mi się, jak napomykasz o wyglądzie postaci czy opisach otoczenia, o, choćby na tych przykładach:
Jerry zaśmiał się donośnie i przeczesał dłonią piaskowe włosy, stawiając je do góry.
Oblizał wąskie wargi i złapał kciukiem oraz palcem wskazującym nasadę nosa obsypanego piegami.
W jego błękitnych oczach zgasły wesołe iskierki, które tańczyły tam jeszcze przed chwilą.
Między krzaczastymi brwiami pojawiła się pionowa zmarszczka (...).
Przełknął ślinę, wpatrzony w swoje czarne, elastyczne spodnie.
odsunęłam się, żeby spojrzeć mu w twarz. Piegi zdążyły już ściemnieć od słońca i pojawiło się także kilka nowych na czole i brodzie.

Przez wysokie, półokrągłe witraże do środka wpadało kolorowe światło, zalewając wszystko wokół barwnymi plamami, jak gdyby sama tęcza postanowiła towarzyszyć nam na spotkaniu.
– Wiesz, kto cię okradł? – Donośny głos ojca rozbrzmiał w sali. Zmarszczył brwi i potarł pacami brodę. – Jeśli tak, trzeba wysłać listy gończe i zorganizować poszukiwania.
Skryba siedział przy niskim stoliku i pisał zawzięcie, wystawiając język z ust. Okulary raz za razem zjeżdżały mu z długiego nosa.

Zielona trawa skrzyła się w świetle ciepłych promieni słonecznych. Żywopłoty zostały schludnie przycięte, a niektóre z nich, za pomocą ogrodnika, zmieniły kształty – tym razem w leśne zwierzęta. Wilk z wyprostowanym ogonem, łania unosząca głowę, jak gdyby go wyczuła i nasłuchiwała zagrożenia.
– A co, gdybym dał te sto tysięcy monet Jerry'emu? – zapytał. Białe kamyczki chrzęściły pod naszymi stopami.

Tak się to powinno robić, inni mogą się uczyć. Mimochodem, pośród innej narracji, ale przekazując stopniowo wszystkie istotne informacje i ubarwiając tekst.
W ogóle opisy to jest coś, co Ci dobrze wychodzi.

Kolejna rzecz, która jest nieprzemyślana: nazwy. W tym samym państwie masz Katherine, Antoniego, Estelle Ornano (która btw jako jedyna zasłużyła na nazwisko) i Nadię. Każde z innej bajki. To są imiona istniejące w naszym świecie i niosące skojarzenia z określonymi kręgami kulturowymi. Wrzucanie ich do zupełnie innego, jednego, potęguje uczucie niespójności.
Opcji jest dużo, możesz użyć standardowych imion fantasy – takich, które nic nie znaczą i zwykle kojarzą się z angielskim czy innymi obcymi językami. Możesz modyfikować istniejące imiona, jak np. Martin. Możesz pogrupować sobie bohaterów i tym z jednego państwa nadać np. imiona pseudofińskie czy fińskie, innym zbliżone do portugalskich… czy niekoniecznie kierować się istniejącymi językami, ale po prostu zasadą, która pokazywałaby, że tworzysz spójne kręgi kulturowe.
Unikaj też nazw, które coś znaczą – jak Kreol. Chyba że jest to celowe.

Sądzę, że Twój pomysł naprawdę ma potencjał, ale sama trochę się w tym wszystkim pogubiłaś. Bo sam motyw tajemniczej, magicznej wyspy odciętej od reszty świata jest ciekawy. Chyba to trochę tak, że tekst pisałaś głównie dla własnej uciechy, ale wiadomo, lepiej, gdy ktoś czyta nasz tekst, w dodatku zostawiając miłe komentarze – bo to zawsze sprawia, że na sercu robi się cieplej. Tylko że ostatecznie nie sprawdzałaś żadnych danych, wciskałaś do tekstu wszystko, co wydawało Ci się fajne i ładne – kamienne domki, ładne historyczne stroje, dobrego króla, ale jednocześnie akcja prologu dzieje się w XIX wieku, więc ludzie powinni być dużo bardziej zaawansowani od samego początku. Przecież nie byli jakimś plemieniem ukrytym gdzieś głęboko w dżungli, a czasy, o których piszesz, były już mocno industrialne. Co innego, jakby odcięli się od reszty świata w średniowieczu i teraz nagle przeżyli szok, że XXI wiek na świecie jest tak zaawansowany, są latające maszyny, prąd i inne udogodnienia.

Co do bohaterów: o Katherine mówiłam już dużo. Jest nieodpowiedzialna, często samolubna, myśli ponad wszystko o sobie, swoich pragnieniach, nierzadko uważa się za lepszą od innych. Jednocześnie podoba mi się, że kocha rodzinę – tylko że, niestety, to też jest głównie deklaratywne. Wszystko, co z myślą o niej robi, to… zabawa z bratem? Rzadko myśli o uczuciach ojca, o tym, jaki wpływ na niego będą miały jej pragnienia i decyzje. W pewnych kwestiach jest porażająco naiwna, jak na nastolatkę, jak na dziewczynę, która od urodzenia powinna być przygotowywana do roli władczyni.
Na dodatek ona szuka sobie problemów na siłę, bo nawet ten konflikt, że niby nie może być wolna, niezależna i mieć wiatru we włosach, jest sztucznie kreowany. Jej ojciec ostatecznie na prawie wszystko się zgadza, wystarczy chwila namów i daje jej się owinąć wokół paluszka.
Ale Katherine ma osiemnaście lat. W tym wieku człowiek często jest jeszcze dość głupi i narwany. I nawet jeśli to schemat takiej typowej, jak pisałam, rebellious tomboy princess, to nie tracę nadziei, że może zostać złamany, bo ona może się zmienić. Bo często najciekawsze historie są o rozwoju bohatera. Nie tylko o wydarzeniach, jakie się dzieją, ale też ich wpływie na otoczenie i postacie.
Katherine może nie jest Mary Sue, ale niestety uważam, że ma na nią duże zadatki. Choćby te złote oczy już można było sobie darować. Jej każda cecha z osobna by przeszła, ale razem jednak robią wrażenie lekkiego przedobrzenia.

Bardzo lubię Jerry’ego. Za to, jaki jest rozsądny i myślący. Tutaj kilka cytatów: 
– Nie możemy się tak obściskiwać publicznie. Chcesz, żeby po Landarku poniosły się plotki o romansie księżniczki i dowódcy męskiej straży? – zapytał, zamiast odpowiedzieć na pytanie.
– Prędzej czy później pojawią się takie plotki. Zaczęliśmy spędzać razem dużo czasu na oczach ludzi.

Żartujesz. Powiedz, że żartujesz – poprosił zachrypniętym głosem. – Smoki, tutaj? Jesteś niewyszkolona, nie miałaś jeszcze żadnych ćwiczeń z jakąkolwiek bronią, nie mówiąc już o ćwiczeniach w terenie. – Z każdą sekundą mówił coraz szybciej i głośniej. – W takich zadaniach przede wszystkim liczy się doświadczenie, Kath, a nie łut szczęścia i kondycja, do tego trzeba przygotowywać się miesiącami, a pewnie nie mamy tyle czasu, żeby odpowiednio cię wytrenować, nie mówiąc już o dopasowaniu miecza i…

– Kurczę blaszka, Kath, powinnaś porozmawiać o tym z królem – powiedział Jerry, przeczesując włosy – Tym bardziej, że wiadomość podrzucono ci dwa razy. Ktoś dwa razy dostał się do twojej komnaty.
– Wiem, wiem. – Westchnęłam ciężko. – Ale nie chcę mówić o tym ojcu, tajemniczy K.M. wspomniał, że to zamknie mi jedną z dróg czy jakoś tak.
Jerry spojrzał na mnie z niedowierzaniem i dorzucił trochę owsa do metalowego wiaderka, po czym wsypał do koryta swojego kasztanowego ogiera. Mimo że nie był już stajennym, wciąż miał pewien sentyment do koni i gdy miał czas, przychodził tu odpocząć.
– Tak, zamknie ci drogę – burknął, idąc wzdłuż betonowych boksów i sprawdzając, czy któremuś z wierzchowców czegoś nie brakuje. – Do głupoty!

– Kurczę blaszka, Kath! – krzyknął, wyrzucając ręce w górę. – Żartujesz sobie ze mnie?! Nie masz żadnego doświadczenia, wyszkolenia, obycia z bronią! Jeśli chcesz zginąć, możesz to zrobić w lepszy sposób!
– Jerry, uspokój się, proszę...
– Jak?! Wiem, że kochasz adrenalinę, niebezpieczeństwo... Rozumiem to. Ale dlaczego nie możesz podejmować decyzji z głową? Myśląc o tym, co robisz?
– To jest moja szansa – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – Mogę im pokazać, że bycie księżniczką nie umniejsza mojej wartości...
– Ale, Kath, Ty nigdy nie miałaś nawet miecza w ręce, jak chcesz im to udowodnić? – Zaczął krążyć po stajni. Splótł dłonie i założył je za głowę.

To też zasługuje na pochwałę – że nie przedstawiasz Katherine, jak wiele autorek, jednostronnie, jej głosu jako jedynego właściwego, ale dałaś jej przeciwwagę. Kogoś, kto będzie krytykował jej pomysły.
Niestety tło Jerry’ego też jest dość schematyczne – bieda, matka alkoholiczka, ciężka praca prowadząca do sukcesu. Zwłaszcza to ostatnie wydaje mi się zupełnie niewiarygodne. Jak tak młody chłopak, będący wcześniej stajennym, został dowódcą straży?
Co mi się jeszcze podoba, to jego idiolekt. To, że dałaś mu charakterystyczne powiedzenie. Brawo, różnicowanie mowy bohaterów zawsze na plus.

Król – no, kocha córkę, chce dla niej jak najlepiej, nawet wbrew rozsądkowi. Braciszek – jest słodki i chory. Larys – bohaterka najpierw go raczej lubi, a później nie. Nadia – słodka, miła. Więcej o postaciach na razie powiedzieć nie mogę. (Ale zdaję sobie sprawę, że to dopiero początek).

Jeśli już przy postaciach jesteśmy, zatrzymajmy się na moment przy braciszku. Odnoszę wrażenie, że o ile taka Nadia jest tłem i może nie być w tym nic złego, bo postacie robiące za tło też się zdarzają, o tyle Antoni jest zwykłym rekwizytem. Jest po to, żeby być chory. I tyle. Niby są jakieś choroby, których objawów nie widać, a które potrafią pozbawić dziecko życia w krótkim czasie, ale tutaj, podobnie jak o świecie, w którym dzieje się akcja, nic o tym nie wiemy. Ot, rzucasz czytelnikowi ochłap, jest chory i koniec, dlatego nie przejmie władzy. Z jego zachowania nie da się wywnioskować żadnego ubytku zdrowotnego, w piątym rozdziale piszesz, że radośnie biega sobie po ogrodzie – chorzy ludzie na ogół cierpią. Choroby (zwykle) dają objawy. Ból, gorączki, duszności, cokolwiek. A tutaj nie, podobno umierające dziecko zachowuje się jak każde inne. Ale jest chore. Bo autorka tak mówi i musicie jej uwierzyć na słowo.

Skąd oni w ogóle wiedzą, że jest chory, skoro choroba nie daje żadnych objawów? Mają tam jakichś lekarzy? Magicznych medyków? Uzdrowicieli? Jeśli medycyna zatrzymała się na tym samym poziomie co budownictwo, to chyba trochę nieciekawie. Z drugiej strony, mogliby wysyłać lekarzy, żeby uczyli się na kontynentach, ale po co, skoro i tak nie mają zaplecza technologicznego, z którego mogliby korzystać podczas leczenia, a co tu mówić o prowadzeniu operacji. I czemu nikt tego braciszka nie zabrał na kontynent, żeby spróbować go wyleczyć? Katherine mówi, że zrobi wszystko, żeby znaleźć lekarstwo, ale najwyraźniej wyściubienie nosa poza wyspę to już za dużo.
Poza tym to nie musi być choroba współczesnej Europy czy Ameryki, możesz wymyślić własną. Może być choćby i „uczulony” na magię, jego organizm mógłby jej nie tolerować, a przecież wyspy są nią otoczone (cała ta kopuła i w ogóle). Wtedy zdobycze technologii nie miałyby tu jak pomóc. Byleby to miało sens. Bo teraz Antoni jest rekwizytem, który najpewniej ma uratować Kath od zostania królową, gdy magicznie znajdzie się lekarstwo, ale nic nie trzyma się tu kupy.

Napisane jest to na ogół poprawnie, widać, że się starasz, tym bardziej bolą okazjonalne literówki i brak przecinków, które mogłyby zostać wyeliminowane przy dokładniejszym sprawdzeniu (jeśli czytasz któryś raz z kolei, zmieniaj wielkość lub rodzaj fontu, to trochę pomaga na opatrzenie) czy pracy z betą. Garść przykładowych błędów:

zmieniając barwy ze szmaragdowej w żółtą, błękitną i czerwoną. – Na, nie w.

Landraku – Landarku.

Prędzej umrzesz niż się poddasz (...).
(...) wylecę z wojska szybciej niż zdążę powiedzieć Landark. – Przed niż stawiamy przecinek, jeśli występuje po nim czasownik.

Im dalej szłam, tym tłum przerzedzał się. – Tym bardziej tłum się przerzedzał.

Spojrzałam w okno na zachodniej wieży (...). – Zachodniej wieży, po prostu.

Moje kroki na przemian dudniły głośnym echem w szerokim korytarzu, a raz głuchły, gdy wchodziłam na miękkie dywany. – Na przemian dudniły i głuchły albo raz dudniły, a raz głuchły.

(...) spojrzenie pełne dumny (...) – dumy.

(...) wysmyknęło się z jej koka (...) – wyślizgnęło.

Od czasu do czasu otrzepały piasek z kolan dziecka, które się przewróciło czy dawały całusa w stłuczony łokieć. – Przecinek przed czy, to wtrącenie.

Wskazałam dłonią drewniane stoiska osłaniały biało-zielone baldachimy, już zakurzone i w niektórych miejscach podarte. – Coś jest nie tak z pierwszą częścią zdania (wystarczy dodać które). Z drugą właściwie też, bo nie wiadomo (to znaczy wiadomo, ale tylko z kontekstu), co było zakurzone, stoiska czy baldachimy.

(...) wracaj do nas gdy tylko uśnie. – Przecinek przed gdy.

komaty – komnaty.

To właśnie tam cumowały zarówno ogromne jachty jak i skromne kutry – Przecinek przed jak.

inteligenta – inteligentna.

Po kilku godzinach zabawy, biegania i skakania zmęczona osunęłam się w gorącą wodę – Przecinek przed zmęczona.

(...) nudnej pogawędki mężczyzn o eksporcie, imporcie i najlepszych miejsc wydobywania kruszców (...) – miejscach.

Myśli wciąż biegły w stronę tajemniczego listu, wprawy na smoki lub Larysa. Żołądek ściskał się wciąż nieprzyjemnie z nerwów i z głodu (...). – Powtórzenie wciąż.

Pod złotymi, bardzo rzadko spotykanymi oczami miałam cienie (...). – Przecinek przed mialam, to wtrącenie.

O-o-okadli mnie – okradli.

fałdę a czerwonym – na.

Ojciec ruszył w stronę szerokiego i wysokiego korytarza.  Podążyłam za nim, obserwując jego szerokie plecy (...) – powtórzenie szerokie.

(...) siedziałam chłodnej sali naukowej – w chłodnej.

... księżniczko Katherine! – Po wielokropku na początku zdania nie daje się spacji.

(...) ci, którzy nie mają mocy są dyskryminowani przez magów. – Przecinek przed , wtrącenie.

(...) gdybym została przetransportowana nie wiadomo gdzie za coś, na czym nie miała kontroli (...) – miałam.

Poza tym zwracaj uwagę na wcięcia akapitowe, bo są, jak się im podoba, oraz podwójne spacje (łatwo je usunąć poprzez znajdź i zamień).

Przeciętny na szynach.


Podziękowania za uwagi dla mojego Ulubionego Tajnego Konsultanta, a za betę dla Forfeit, Skoiastiel i Fenoloftaleiny.

13 komentarzy:

  1. Cześć! Bardzo, bardzo dziękuję za ocenę i poświęcony jej czas. :)
    Na wstępie chciałam przyznać, że kurczę, faktycznie dużo rzeczy nie trzyma się kupy, mimo że długo siedziałam zanim zaczęłam publikować, by jakoś to ogarnąć.
    Fakt, tylko prolog był w XVIII w. reszt to czasy współczesne. Co do wieku głównej bohaterki – ma ona 18 lat, nie szesnaście, a Jerry 21, co wynika z jej wspomnień. Mówiła, że w wieku 7 lat do króla przyszedł 10 letni chłopiec – 3 lata różnicy.
    Piąty rozdział został dodany omyłkowo, ponieważ wciąż go piszę i nie był stworzony dlatego, że ktoś coś mi zarzucił i chciałam na szybko wyprostować. Od początku informacje mały być podane w taki sposób, ale przycisk opublikuj pomylił mi się z zapisz no i wyszło jak wyszło :/.
    Co do imion – miały być różne ;). Magowie i ludzie, którzy akceptowali magię, byli zsyłani na wyspy. Nie tylko z Polski czy tylko z Niemiec, ale z różnych państw, stąd różnorodne imiona.
    To, że Kath ma złote oczy, też nie jest wzięte z powietrza, będzie wytłumaczenie dlaczego tak, a nie inaczej. Tak samo duuuużo rzeczy wyjaśni się jeszcze w kolejnych rozdziałach, stopniowo. Mam przemyślaną koncepcję Boga, bariery, polityki. Tak samo Kath przedostanie się na kontynenty w poszukiwaniu lekarstwa. Niestety wszystko będzie w późniejszym tekście. A wokół jeziora ciągną się ogromne lasy – własnie stamtąd pochodzi większość surowców, oraz z innych wsyp.
    Oczywiście z większością rzeczy się zgadzam, jak np niedociągnięcia z matką Jerry'ego czy faktycznie z Antonim, no i z tą nieszczęsną służbą, której jest za mało.
    Jeszcze raz dziękuję za ocenkę, wezmę sobie wszystko do serca i spróbuję jeszcze raz!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyle że ty masz te imiona różne nawet w obrębie rodzeństwa. Ok, uwaga jest słuszna, ale przemyślałaś wobec tego kwestię języka? Jak ci ludzie się porozumiewali? Jak się porozumiewają teraz, po dwóch wiekach? To jest mnóstwo czasu dla przemian w języku. Imiona też powinny się ujednolicić w jakiś sposób do wymawianej przez wszystkich normy - bo części imion przykładowo francuskich czy polskich Anglik nie wypowie i vice versa, bo po prostu w dzieciństwie nie ćwiczymy odpowiednich głosek. Ewentualnie wymowa powinna być obecnie zupełnie oderwana od pisowni - ale ta druga też się często z biegiem czasu zmienia.
    Nie chodzi o to, że złote oczy nie są niewyjaśnione, tylko to jest kolejny element dodający bohaterce merysuizmu, jak pisałam :/. Osobno by przeszły, razem są trochę przedobrzone.
    To fajnie, że masz przemyślane, ale w opowiadaniu tego nie ma. Tak jak pisałam - nie trzeba, a nawet nie należy podawać czytelnikowi całej kultury i historii w formie encyklopedii, ale przedstawiać ją konsekwentnie od początku - owszem. Nawet lepiej, kiedy poskłada ją sobie z takich drobnych wzmianek rozsianych po fabule. Bo na razie tylko np. wrzucasz właśnie bezsensowne elementy z każdego okresu czy te barierę bez słowa wyjaśnienia czy choćby wzmianki, że się wyjaśni - nie dziw się, że czytelnik odbiera to jako bezsensowne. One nie muszą być wyjaśnione na wstępie, ale nie mogą sprawiać wrażenia, że nie trzymają się kupy czy że wyjaśnione w ogóle nie będą. Tak jak pisałam - jeśli musisz mi to wyjaśniać w komentarzu, coś jest nie tak.
    No właśnie chodzi o to, że to nie są czasy współczesne. One tak nie wyglądają. XIX wiek też nie. Alternatywne uniwersum oparte na XIX i czerpiące że współczesności też by tak nie wyglądało. Ale o tym pisałam szeroko.
    Za wpadkę z wiekiem przepraszam, przejrzę to znowu. Ale w przypadku Jerry'ego to wielkiej różnicy nie robi, a w przypadku Katherine jeszcze gorzej, bo powinna być trochę dojrzalsza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze mi sie wydawało, że o Mary Sue decydują głównie cechy charakteru i zachowanie, a nie kolor oczu ;)

      Usuń
    2. Nie, nie tylko, niezwykły wygląd, niezwykłe umiejętności i podejście autora też.
      Poza tym pisałam mnóstwo razy - Katherine nie jest może na razie Mary Sue, ale ma na nią duże zadatki. Bo osobno jej cechy by przeszły, razem robią wrażenie przesady.

      Usuń
    3. Eh? Podejscie autora do Mary Sue? Chyba musze przeczytac i opka i ocenke od deski do deski, bo cos tu nie czaje.

      Usuń
    4. Tak, podejście autora do postaci. W swoich merysójkach twórcy są najczęściej zakochani i to widać.
      Dla zobrazowania - postacie, które mogłyby być Mary Sue, ale powiedzmy, że ratuje je właśnie podejście autora, to na przykład Szarka z Sagi o Twardokęsku Brzezińskiej albo Anakin z Gwiezdnych Wojen. Oboje mają przedobrzone umiejętności, mistyczne zdolności i tak dalej, ale łagodzi to właśnie perspektywa twórców – to, że doprowadzają do tego, że Anakina gubi własna pycha, a Szarka ma w sobie tragizm (choć trauma też może być jednym z elementów kreacji Mary Sue) i spotyka ją dużo smutku, nie służącego do tego, żeby do niego fapać, i cierpienia. To, że jest pokazane, że twórcy nie są w nich bezkrytycznie zakochani i niekoniecznie są po ich stronie.
      Przy czym Mary Sue oczywiście nie musi mieć WSZYSTKICH cech, nie musi być przepiękna, przemądra, mająca nadzwyczajne umiejętności i będąca ulubienicą autora naraz. Ale zwykle dwa z tego to już za dużo. A jak musi się to pojawić, trzeba dać temu równowagę i/lub silne uzasadnienie.

      Usuń
    5. Osobiście nie zgadzam się, aby podejście autora miało wpływ na postać, czy to jest Mary Sue, czy nie. No ale dobra. Ja uważam inaczej, Ty inaczej.
      Chciałabym też powiedzieć coś odnośnie oceny. Wiem, że to Twoja pierwsza (czy ogólnie, czy to na tym blogu), ale niestety poniekąd muszę zgodzić się z osobą poniżej (Unknown). Momentami Twoje uwagi były strasznie kąśliwe, a ton wyszedł na nieprzyjemny. Czasem miałam wrażenie, że niemal nie zjadłaś tej głównej bohaterki, a przy tym i autorki za stworzenie opka.
      Nie wydaje mi się, aby służba musiała być aż tak niewidzialna. Brakuje im peleryny-niewidki... Nie widzę nic złego w tym, że pukają nim wejdą. Tak samo strasznie uczepiłaś się tego wieku dorosłości. Czy to błąd? No nie sądzę.
      Kolejne zbędne czepialstwo to te, w którym uważasz, że ludzie powinni zwracać się do Katheriny jako Wasza Wysokość, a nie księżniczko Katherine. Co w tym złego, bo nie rozumiem? Nawet jakby zwracali się do niej "panienko" to i tak nie widzę w tym nic niestosownego, co należy wyróżnić i niemal skarcić.
      Dalej. Narracja opka jest w pierwszej osobie. W jednym fragmencie Kat zwróciła się do króla, używając słowa "ojcze", a w myślach użyła formy mniej formalnej "tato". Halo! Przecież co innego jest zwracać się do ojca, a co innego myśleć o nim. Ten fragment pokazuje, że Kat być może musi zwracać się do niego z pewnym "szacunkiem" i formą wypowiedzi, ale myśleć może swoje. Równie dobrze może nazywać go w myślach grubasem, katem czy nie wiadomo kim jeszcze. To są jej myśli, a to, w jaki sposób się wypowiada, to już inna sprawa.
      Ja czytałam uważnie. Widzę tu mało rad, dużo kąśliwości i sarkazmu, który jest mało pomocny dla autora. Osobiście bym radziła nieco spuścić z tonu, bo ocenkę nie czyta się zbyt przyjemnie. Jest przepełniona sarkazmem, czepialstwem i na bora ciężkiego, nieprzyjemną/niegrzeczną formą wypowiedzi, jako oceniająca. Nie chodzi mi, by chwalić ponad niebiosa, ale czasem lepiej pewne formy uwagi zachować dla siebie i wypowiedzieć się bardziej dyplomatycznie. A komentarzem niżej też nie polepszasz sytuacji. Może Ty nie widzisz nic złego w swoich słowach, ale ktoś inny ma prawo i odczuwa nieuprzejmość.

      Usuń
    6. Nie rozumiem, po co doszukiwać się wszędzie na siłę złośliwości. Zdaję sobie sprawę z tego, że niektórzy traktują własną twórczość niemalże jak własne dzieci i krytyka boli, ale bez przesady.
      Jeśli pisze się opko o rodzinie królewskiej, to przyjmuje się pewną konwencję i pilnuje, żeby ta konwencja dobrze grała i odpowiednio działała. Między innymi trzeba pilnować, czy wszystko ma sens. W przypadku pisania o królu i jego służbie wypadałoby więc posiłkować się researchem. Bo co to za król i księżniczka, których nikt nie szanuje? Księżniczkę obgadują nawet na ulicy. Ich jedyna rola to rozdawnictwo pieniędzy ze skarbca. Tak samo służba ma, coż, służyć, nie zaś być dobrymi koleżaneczkami do herbatki.
      Wydaje mi się, że przyjmujecie w głowie taki cukierkowy obraz monarchii, w którym król jest monarchą tylko na papierze, ale w rzeczywistości to taki dobry wujaszek, który z tym pogada, tamtego pociesznie poklepie po ramieniu, a z jeszcze innym strzeli kielonka. Nie. Król ma ważniejsze rzeczy do roboty, choćby zarządzanie państwem, troszczenie się o ekonomię, czasem prowadzenie wojen i dbanie o prowadzenie dobrej polityki z sąsiadami. Ponadto jako dobry król powinien dbać o poddanych, ale jednocześnie nie podchodzić do wszystkiego zbyt osobiście (niby uczy tego Kath, ale to w zasadzie puste słowa, bo czynami i rozdawnictwem wszystkiemu przeczy).
      Po co w zasadzie status szlachecki, skoro i tak wszyscy zachowują się, jakby bawili się w jednej piaskownicy?
      Piszesz, że Kath zwróciła się do króla „ojcze”, bo to formalnie i z szacunkiem, ale jednocześnie wstrząsasz się, kiedy wymaga się od służby (znacznie niżej postawionej i urodzonej), by właściwie zwracała się do księżniczki. No coś jest tu nie do końca halo. Kath ma jednak wyższą pozycję niż sprzątaczka na królewskim dworze i powiedzenie do króla „tato” byłoby odebrane zdecydowanie łagodniej niż słowne spoufalanie się z księżniczką.
      Poza tym chyba nie rozumiesz, o co mi chodzi.
      Jeśli Kath została wychowana przez mamki (co jest częste na królewskim dworze, bo król i królowa mogą nie mieć czasu na wychowanie potomka, zresztą, właśnie, mogą mieć od tego ludzi) albo nawet przez ojca, ale jednak jednocześnie będąc uczoną do niego dystansu i szacunku, to jednak będzie mieć ten dystans zakodowany w głowie. Jeśli całe życie uczono jej szacunku i dystansu, to nie zacznie nagle tak sama z siebie „tatusiować”, bo do czułych słów potrzebna jest odpowiednia więź. Ale księżniczki to naprawdę nie są słodziutkie córeczki tatusia, obrazowanie sobie takich romantycznych scenek nie sprawi, że staną się prawdziwe.
      Oczywiście, można to wytłumaczyć tym, że królestwo było małe i w zasadzie wszyscy się znali, ale, właśnie, nigdzie się tego nie tłumaczy.
      Rozumiałabym oburzenie, gdybym naprawdę wylewała autorce kubły lodowatej wody na głowę raz za razem, ale jednocześnie zwróciłam uwagę na to, co robi dobrze, pochwaliłam opisy oraz rozsądnego bohatera. Podałam sposób rozwiązania kwestii choroby, napisałam rady odnośnie do nazw/imion/nazwisk, pokazałam, gdzie pomysł z barierą, technologią i wyspą ogólne pęka w szwach (a przecież nie przepiszę tego za autorkę, bo to jej tekst, nie mój), ale ostatecznie wychodzi na to, że się czepiam, bo coś w tekście mi się nie spodobało.

      Usuń
    7. Nie trzeba doszukiwać się złośliwości, bo w Twoich wypowiedziach ją po prostu czuć. Nie jestem autorką, nie znam nawet autorki, a sama czuję złośliwość. Może dla Ciebie to normalne, ale nadal nie rozumiesz, że nie wszyscy Twoje uwagi odbiorą jak Ty byś oczekiwała. Nie mówię, że w każdej wypowiedzi jest złośliwość, ale w niektórych momentach moim zdaniem była po prostu przesada i zwykła, bezsensowna kąśliwość.
      Teraz odbiegasz od tematu i tłumaczysz coś zupełnie innego. Mi chodzi jedynie o głupie pukanie w drzwi przez służbę i ich bycia niewidzialnymi. A może u nich panuje taki zwyczaj, ale według Ciebie to złe, be i należy to poprawić. Dobra, służba ma służyć, ale jeśli Kat czy król ma takie podejście do nich, to co? Może momentami jest przesada i zbyt się spoufalają, czego nie wiem, bo nie czytałam opka, ale zrozum, że nie może taki mają charakter? Też nie każdy szef to tyran, co krzyczy i jest wredny, co trzyma dystans.
      Wstrząsam się, bo nie uważam, aby zwracanie się "księżniczko Katherine" było czymś złym, a według Ciebie jedynie trzeba zwracać się "Wasza Wysokość". Może Kat to nie przeszkadza? Może ma lepsze relacje ze służbą i nie musi być jak większość schematów, gdzie to królewska rodzina jest wredna dla służby? Może ma inne, łagodniejsze podejście i szanuje ludzi, którzy pracują?
      A co do ojca... Nie zgadzam się. Może i całe życie uczyli ją szacunku i dystansu, ale to nie znaczy, że w głowie też musi go okazywać i nie może ojca nazwać tatą. Wszystko zależy od podejścia Kat.
      Chodzi o sposób, w jaki to przekazałaś. Nie rozumiesz, że idzie wyczuć z Twoich wypowiedzi, w jakim tonie jest napisane i nie jest on uprzejmy ani przyjemny. Może tego nie widzisz, nie odczuwasz, tak nie uważasz, ale osoba obok już tak.

      Usuń
    8. Mam trochę problem ze zrozumieniem Twoich komentarzy, bo chwilami piszesz dość chaotycznie i niegramatycznie, byłabym wdzięczna, gdybyś to poprawiła przed publikacją.
      Może panuje, ale wiesz, jaki jest problem? W opowiadaniu tego nie ma.
      Wskaż mi palcem, gdzie "według mnie jedynie trzeba zwracać się "Wasza Wysokość". Zadałam PYTANIE. Które to Ty rozdmuchujesz do granic możliwości. To Ty nadinterpretujesz czy chwilami wręcz piszesz nieprawdę.
      Jeśli ktoś całe życie uczy cię szacunku i dystansu, to jest to dla ciebie coś naturalnego. Coś wpojonego. Nie tylko zewnętrzna pozłotka. Więc odruchowo powinno się zareagować zgodnie z wychowaniem.
      Przyszło ci do głowy, że to niekoniecznie Twoja interpretacja jest jedyną właściwą? Że to Ty przez cały czas wmawiasz mi złośliwość i nie dopuszczasz, że ktoś inny - na przykład pozostałe dziewczyny z załogi, jak widać - mogą mieć na ten temat inne zdanie?
      Ja na przykład uważam, że wypowiadasz się w protekcjonalnym tonie pani z przedszkola pouczającej pięciolatkę, ale nie twierdzę, że to prawda objawiona. Niemniej w takim tonie dyskutować nie będę, bo za stara jestem, żeby mnie wychowywać.

      Usuń
  3. Ocena krótka i bardzo demotywujaca. Na jakiej podstawie przeciętny, skoro w ocenie widać same błędy, a jedynym plusem są opisy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie bardzo mam z czym dyskutować, bo najwyraźniej nie czytałeś/aś uważnie ;).
      Po pierwsze, ocena ma 25 stron w wordzie. Na podstawie 5 dość krótkich rozdziałów.
      Po drugie, plusów jest wymienionych więcej, no ale to jak pisałam, trzeba uważniej przeczytać.
      Po trzecie, demotywująca jest chyba tylko, jeśli ktoś nie umie znieść słowa krytyki pod swoim adresem, bo nie każę autorce wyrzucić pisania do kosza, a przeciwnie, wskazuję potencjał i podaję konkretne rady, jak go rozwinąć i ulepszyć opowiadanie.

      Usuń
  4. Nie chcę się mieszać, dodam tylko od siebie, że betowały tę ocenkę trzy inne dziewczyny, w tym ja, i zwykle nasza beta nie ogranicza się do dopisywania przecinków, ale i wykluczenia treści za mocnych czy w inny sposób nieodpowiednich. Równocześnie na WS wisi wiele ocen ocen bardziej brutalnych i też z końcową notą "przeciętny". Samej zdarza mi się nie szczypać i pisać, co myślę o danych wątkach czy kreacji bohaterów i w sumie takie na przykład kultowe już "Boso..." lub ostatnio nawet "Findelgard" z Denką to były przecież ocenki dużo mocniejsze. A jednocześnie trafiały, jak miały, i wszystko dobrze się kończyło. :)

    OdpowiedzUsuń