[134] ocena bloga: gdy-kochamy.blogspot.com

Adres: Gdy kochamy
Autorka: Fangirl
Tematyka: Obyczajówka YA
Oceniają: Forfeit, NieFikcyjna


Uwaga! Ocena zawiera spoilery, bo inaczej się nie dało. Zapraszamy!

Skądś kojarzę pannę z Twojego nagłówka. Zuzanna z Opowieści z Narnii? Zakładam, że będzie główną bohaterką. Pan obok niej nie robi jednak przyjemnego wrażenia. Wygląda jak Snape za piętnaście lat, plus dwadzieścia kilo, posiwiałe włosy i wada wzroku. Jego nieprzyjemny wygląd gryzie się z delikatnym, lekko ozdobnym szablonem.
Dobre pierwsze wrażenie robi wyjustowany tekst z wcięciami akapitowymi. Cieszę się, że stosujesz myślniki, a nie dywizy. Jeśli chodzi o szatę graficzną, nie mam wiele do powiedzenia. Jest przejrzyście. Widzę ramkę z cytatem na początku notki, w prawej kolumnie wszystko jest klarowne. Zajrzyjmy do zakładek.
W O blogu masz krótkie informacje o gatunku opowieści. Skoro całość opiera się na romansie natolatki i czterdziestolatka (naprawdę? Jeśli facet z nagłówka to ten czterdziestolatek, jestem w szoku, bo wygląda na dobrze po pięćdziesiątce), czemu nie zakwalifikujesz gatunku również jako romans?
Dobrze, że masz spis treści zamiast archiwum – zawsze większa wygoda dla czytelnika. Odnośniki w zakładce uporządkowane, nie znalazłam nigdzie błędów.
Podoba mi się, że informujesz czytelników o następnym rozdziale i – z tego, co zauważyłam – przestrzegasz terminów nowych notek. Widać, że jesteś również otwarta na czytelników, co jest kolejnym plusem.
Wygląd bloga nie jest najważniejszy, aczkolwiek może wiele świadczyć o autorze. Zrobiłaś dobre pierwsze wrażenie, zatem z chęcią przechodzę do treści.

1. the beginning

Blondynka kupiła podręcznik; po odejściu od kasy podeszła do mnie, paplając [...].
Bohaterka nie zna jeszcze imienia dziewczyny, więc jak na razie przymykam oko na tę blondynkę, pamiętaj jednak, żeby nie nadużywać takich sformułowań – zwłaszcza gdy postaci się znają, gdy jest więcej osób o tym samym kolorze włosów, lub gdy nie jest to coś, co wyróżnia tę osobę.

Gdy wykonałam nagły ruch ręką, Dagmara popatrzyła na trzymane przeze mnie zeszyty. Nagle uderzyła się w czoło.
Ale… jaki ruch? Podniosła do góry? Zatoczyła koło? Bo chyba nie chodzi o wcześniejsze uściśnięcie dłoni przy powitaniu…? (Bo co w tym nagłego?) Poza tym użyłaś dwa razy podobnego słowa, co nie wygląda zbyt dobrze.

– Nawet nie wiem... chyba osiem za oba.
Zdanie po wielokropku od dużej litery, ponieważ nie kończysz przerwanej myśli, tylko zaczynasz nową.

Zaczęłam protestować, mówiąc, że nie ma takiej potrzeby, jednak nakazała mi milczeć i wcisnęła mnie do kolejki. Gdy kupiłam już zeszyty – kasjerka musiała rozpoznać mnie jako wybawicielkę Dagmary, bo patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem – moja nowa znajoma pociągnęła mnie za rękę, mówiąc:
Powtórzenie imiesłowu. I spójrz, ile tu zaimków! Zaroiło się!

Masz dziwne upodobanie do stawiania dwukropków… Tak jak na górze, zapowiadasz w ten sposób wypowiedź bohatera, ale nie jestem nawet w połowie rozdziału, a zrobiłaś to już pięć razy. Nieco rzuca się to w oczy.

– Dagmara, tak właściwie... skąd masz tyle pieniędzy? Nie chodzi mi o ilość, bo też mam pieniądze i zdarza mi się nosić dwie stówy przy sobie, ale nigdy w jednym banknocie. Rodzice ci tak dają?
Czy to nie dziwne i dość prywatne pytanie, jak na zadane po paru minutach rozmowy, na samym początku znajomości?


– Można powiedzieć, że mnie dzisiaj uratowałaś, poza tym cię polubiłam, dlatego powiem ci bez owijania w bawełnę. - Pochyliła się nad stolikiem. Gdy zrobiłam to samo, wyszeptała mi na ucho: – Prostymi słowami, jestem prostytutką. Klienci mi tak płacą.
Jeszcze dziwniejsza jest szczerość Dagmary, która od razu wygadała się tak naprawdę obcej dziewczynie. Mam nadzieję, że ta naiwność to część kreacji bohaterki.

Zresztą, seks nie zawsze jest potrzebny. W sumie przespałam się z obcym typem tylko dwa razy przez pół roku, bo urodziny mam w lutym, częściej bywam... jak to się mówi?... o, damą do towarzystwa.
Jeśli chodzi na kolację z typami, to nie prostytucja. Zresztą, nie rozumiem, co mają urodziny w lutym do tego, że przespała się z typem tylko dwa razy przez pół roku.

– No, raczej! Masz jasną cerą i ciemne włosy, mocny niebieski do nich pasuje, poza tym podkreśla twoje oczy. Sukienka ma inny odcień od nich, ale dobrze współgra. No i masz fajną figurę, w sam raz do tego kroju. Dlaczego jej sobie nie kupisz? Wspominałaś, że masz pieniądze.
Za to bardzo podoba mi się to, w jaki sposób wprowadzasz informacje o wyglądzie bohaterki i zarazem narratorki. Wielu początkujących autorów nie potrafi zrobić tego w nieekspozycyjny sposób, więc tym bardziej warto Cię za to pochwalić.

Niepewnie stanęłam obok blondynki.
No i… to jest ten moment, kiedy użycie takiego określenia zdradza już braki w warsztacie.

Gdy przyszło do przedstawienia Dagmary jako mojej nowej znajomej rodzicom, którzy w momencie naszego pojawienia się w mieszkaniu krzątali się w kuchni, stresowałam się niezmiernie. Po kilku chwilach rozmowy ścisk w żołądku rozluźnił się odrobinę – znałam moich rodziców na tyle dobrze, by rozpoznać po ich sposobie mówienia i zachowaniu, że Dagmara przypadła im do gustu, a i ona zachowywała się spokojniej niż wcześniej, zapewne po to, by wywrzeć na nich dobre wrażenie.
Bardzo podoba mi się ten fragment. Po pierwsze dlatego, że pokazujesz lęki zwykłej nastolatki, która stresuje się zdaniem rodziców i widać, że bardzo się z nim liczy. Po drugie, nie ukazałaś emocji za pomocą ekspozycji, a to spory plus. No i podoba mi się dotychczasowe przedstawianie Dagmary – widać, że jest dość barwną postacią.

– Kiedy poznałam cię te kilka godzin temu, wydałaś mi się taka... nieśmiała, mimo że mówiłaś całkiem dużo, może trochę zmanierowana, trochę przytłoczona przez rodziców – wyznała. – A teraz? Zaczynasz kombinować i takie tam. Powinnam się wstydzić, zaczęłam tworzyć potwora.
Mnie także wydaje się dziwne, że Zuza tak szybko się zmienia. Mam nadzieję, że nie będzie to za prędko.

Dagmara dołączyła do mnie niemalże natychmiast, jednocześnie przytulając się do mnie. Stałyśmy tak dobrych kilka minut, uspokajając się powoli.

– To co? – szepnęła mi na ucho. – Przyjaźń?
Skinęłam głową. Po chwili głośno potwierdziłam:
– Przyjaźń.
– Jeżeli martwisz się tym, że jeszcze mało się znamy, to się nie martw – dodała, jakby czytając mi w myślach, bo właśnie taka myśl przeszła mi przez głowę. – Mamy czas, co nie?

Nie za szybko się przytula do Dagmary? Dopiero co się poznały. No i już obietnice bycia przyjaciółkami… Naprawdę mądra dziewczyna, która dostała się do dobrej szkoły, widać, że grzeczna, dobrze wychowana, ot tak składa obietnicę przyjaźni nowo poznanej znajomej? I to szesnastoletniej prostytutce, którą w ogóle niemal od razu zaprasza do swojego domu? Chyba trochę za szybko.
Poza tym zgubiło Ci się wcięcie akapitowe w – Przyjaźń.

– Jeżeli martwisz się tym, że jeszcze mało się znamy, to się nie martw – dodała, jakby czytając mi w myślach, bo właśnie taka myśl przeszła mi przez głowę.
To jakaś jasnowidzka? Już drugi raz czyta jej w myślach.

2. the accident

Siedziałam na jednym z wielu krzeseł ustawionych na sali gimnastycznej.
W sali gimnastycznej.

Chociaż rozpoznawałam niektóre twarze, również budynek był mi znany z dni otwartych, kiedy to odwiedziłam miejsce, w którym miałam spędzić kolejne trzy lata, czułam się niekomfortowo.
Strasznie dużo informacji wcisnęłaś do jednego zdania, w dodatku wtrąceniami. Przytłoczyło mnie. Uważam, że lepiej je pociąć lub usunąć oczywistą informację – o długości trwania nauki w liceum. Na pewno zdanie zrobi się lżejsze. Możesz tę informację przerzucić gdzieś dalej.
Poza tym kuleją dwa pierwsze zdania składowe (do otwartych), bo wychodzi na to, że chociaż rozpoznawała twarze, to budynek też był jej znany… co nie ma kompletnie sensu. Musisz te dwa zdania połączyć tak, aby czułam się niekomfortowo odnosiło się do tych dwóch informacji i żeby przy tym nie brzmiały one tak, jak teraz. Proponuję zamiast również wstawić spójnik a.

Kilka razy spotkałyśmy się, a w chwilach rozłąki pisałyśmy do siebie SMS-y lub wiadomości przy użyciu znanego niebieskiego serwisu społecznościowego z książką w nazwie.
Czemu nie napiszesz, że chodzi po prostu o Facebooka? Niepotrzebnie komplikujesz. Narracja pierwszoosobowa cechuje się tym, że narrator wyraża swoje myśli. A kto myśli w ten zawiły sposób o portalu społecznościowym?

Niestety, w sprawie edukacji należałyśmy z Dagmarą do zupełnie innych światów. Nie wiedziałam dokładnie, w jakiej szkole edukację rozpoczęła moja przyjaciółka – miałam tylko informację o tym, że jest to liceum, a nie technikum czy zawodówka, mogłam jednak być pewna, że nie była to szkoła tak elitarna jak moja.
Nie mogło to wyjść w trakcie rozmowy? Te przemyślenia są nienaturalne. Podkreślona część w zasadzie zbędna, bo wiemy, że jeśli Dagmara chodzi do liceum, to nie jest to żadna inna szkoła. No i w dodatku częste używanie przez nastolatkę słowa edukacja brzmi słabo.

W gimnazjum byłam prymuską, więc – częściowo za namową rodziców – wybrałam liceum o najwyższym odsetku laureatów olimpiad przedmiotowych oraz najlepszej zdawalności matur w okolicy. Im bardziej wczytywałam się w statystyki, tym bardziej bałam się, że nie podołam, jednak w czasie, gdy zaczęłam mieć wątpliwości, nie było już odwrotu. Ach, gdybym tylko mogła siedzieć obok Dagmary na rozpoczęciu roku w jej szkole...
Skoro dostała się do najlepszego liceum, to oczywiste, że była prymuską. Zdołałam to wywnioskować, nie musisz tego eksponować. Szkoda też, że w taki sposób dowiaduję się o obawach dziewczyny. Sam fakt, że pomyślała, aby być teraz w szkole Dagmary pokazuje mi, że Zuza się boi.

Z marzeń na jawie wyciągnęły mnie sadowiące się właśnie obok mnie Lidka i Jadźka.
Drugie mnie zbędne. Używasz bardzo dużo zaimków – zwróć na nie większą uwagę i jeśli zobaczysz, że w którymś miejscu jest ich dużo, to zastanów się, czy na pewno wszystko są konieczne.

Marzyłam czasami, by do nowej szkoły trafić z czystą kartą, jednocześnie cieszyłam się z tego, co miałam – mogłam trafić na gorszych znajomych. Nie miałam powodów, by nienawidzić tych dwóch, tak samo one darzyły mnie czymś w rodzaju sympatii. Nasze oceny były na identycznym poziomie, więc nie miały o co ze mną rywalizować, poza tym pożyczałyśmy sobie zeszyty i wspólnie wykonywałyśmy prace przeznaczone dla grup.
Nie wiem, jakie Ty masz poglądy na relacje międzyludzkie, ale jak dla mnie pożyczanie zeszytów i robienie razem projektów grupowych wskazuje już na jakiś większy stopień zażyłości, a nie tylko nie nienawidzenie siebie (czyli co? tolerowanie? co ona ma na myśli?).
Brak nienawiści nie jest od razu sympatią.

Nasze oceny były na identycznym poziomie, więc nie miały o co ze mną rywalizować, poza tym pożyczałyśmy sobie zeszyty i wspólnie wykonywałyśmy prace przeznaczone dla grup.
Skoro miały podobne oceny, to dałyby radę rywalizować ze sobą. Przecież zawsze mogły starać się o jeszcze wyższe. No, chyba że miały same szóstki.

Kiedyś trochę zazdrościłam im przyjaźni, jaka połączyła je po kilku latach wspólnej nauki – przez swój dosyć trudny charakter nigdy nie dogadywałam się z nimi na tyle dobrze w kontaktach pozaszkolnych, by stać się dla nich kimś więcej niż tylko koleżanką – lecz i to szybko przeminęło. Częściej cieszyłam się z samotności.
Pokaż mi, proszę, ten trudny charakter, bo nie wierzę. Chcesz mi wmówić, że Zuza jest taka i siaka, a rozdział wcześniej w jeden dzień zaprzyjaźniła się z obcą dziewczyną do tego stopnia, że zaczęły się przytulać. Narracja co innego, zachowanie bohatera co innego.
Co więcej, nie zauważyłam, by dziewczyna cieszyła się z samotności. Raczej była szczęśliwa po dniach spędzonych z Dagmarą, ciągle się kontaktowały i nawet pierwszego dnia szkoły o niej myślała i chciała być obok niej. Czy to nie przeczy temu, co Zuza próbuje nam wmówić?

Na szczęście dla mnie, ich paplaninę przerwał dyrektor, który właśnie wyszedł do ustawionego z przodu sali mikrofonu.
Wyszedł do mikrofonu? Jakoś… drętwo to brzmi. Jakby ten mikrofon był najważniejszy. Sugeruję podszedł.

Z całego wywodu zapamiętałam tylko nazwisko matematyczki, pani Woleński, która miała być wychowawczynią mojej klasy [przecinek] oraz numer sali, do której mieliśmy się skierować po powitalnym apelu.

Kiedy udaliśmy się do wskazanego pomieszczenia, gdzie miałam okazję przyjrzeć się bliżej nauczycielce, miałam ochotę uciec.
Naprawdę nastolatka w myślach nazywałaby klasę pomieszczeniem? Nie przesadzasz? Ja wiem, że chcesz uniknąć powtórzeń, a także że Zuza jest supermądra, ale ona ma jakieś piętnaście, może szesnaście lat. Nie sądzisz, że jej sposób wypowiadania się jest zbyt… ładny? Poważny? Sztuczny?

Belferka z krótkimi, kręconymi, siwymi włosami, w galowym ubraniu, które zapewne miało okazję przeżyć historyczne wydarzenia typu stan wojenny, usiadła za biurkiem i zaczęła mierzyć nas Wzrokiem przez duże W, takim, który mógł zabijać.
Belferka to określenie mające wydźwięk pejoratywny, jest oznaką lekceważenia, a nie zwykłym zamiennikiem dla nauczycielki. Poza tym tutaj już opis kuleje – to zwyczajne, nudne wyliczenie. A ów wzrok raczej mógłby zabijać, a nie mógł.

Chociaż sposób, w jaki mówiła, odrobinę mnie uspokoił, jej wygląd ciągle mnie przerażał.
Wiemy, że dziewczyna była przerażona, bo sama napisałaś, że bała się choćby mrugnąć. Po co się powtarzać? No i dlaczego niby Zuzę przerażał wygląd nauczycielki? Przecież belferka z krótkimi, kręconymi, siwymi włosami, w galowym ubraniu nie brzmi strasznie. Jedynie jej wzrok, o którym wspomniałaś, mógł przerażać. Nie widzę nic złego w krótkich, siwych włosach.
Drugi zaimek jest bardziej niż zbędny.


Poza tym, pewnie miała wgląd w nasze świadectwa, widziała nasze oceny. Ktoś bez podstawowej inteligencji raczej nie przetrwałby gimnazjum, nie mówiąc już o skończeniu go z odpowiednio dobrym świadectwem.
Poza tym na początku zdania bez przecinka. Czym dla Ciebie jest podstawowa inteligencja? Raczej nie umiem sobie czegoś takiego wyobrazić. Pomyliło Ci się pewnie ze sformułowaniem podstawowa wiedza. Powtórzone świadectwo możesz zamienić na wyniki.

Granatowa spódnica do kolan, biała koszula, rajstopy i marynarka były dla wielu skreśleniem marzeń o przechwalaniu się nowymi ubraniami, dla mnie były szansą na wtopienie się w tłum oraz odjęciem problemu z przewracaniem szafy do góry nogami co rano.
A z początku pierwszego rozdziału wynikało, że Zuza lubi kupować nowe ciuchy. Więc jak to jest? Lubi kupować, ale ubierać się w nie już nie?

W końcu „wszystko, co jest negatywne, zawiera w sobie coś pozytywnego”*, jak to ujął kiedyś nazistowski minister propagandy.
Eee… Jakoś razi mnie cytowanie Goebbelsa. W opowiadaniu obyczajowym. Ale może to tylko ja…

Nie wyszłam na początku, żeby nie wyglądać na uciekającą [...].
Może po prostu uciekinierkę?

W rzeczywistości nie miałam żadnych planów, jednak wiedziałam, że prawdopodobnie Dagmara pojawi się niedługo w Internecie i będziemy mogły porozmawiać.
Ale jak… Tak dosłownie pojawi się w Internecie? Wiem, o co chodzi, ale… kto tak mówi? Jaka szesnastolatka się tak wypowiada?

Miałam rację – gdy w domu włączyłam komputer i zalogowałam się na serwis społecznościowy, wiadomość od niej czekała już na mnie.
W sumie to takie to trochę nieprzystające do współczesności. Internet w komórce to już praktycznie norma, dlaczego Zuza i Dagmara nie mogą pogadać przez Messengera?

W trakcie rozmowy zawołała mnie mama. Wylogowałam się, po czym przeszłam do kuchni.
I jeszcze Zuza loguje się specjalnie po to, żeby popisać z Dagmarą, a kiedy woła ją mama, musi kończyć i się wylogowuje. Takie to… sztuczne, niepasujące.

– Nie było aż tak źle – stwierdziłam – ale to pewnie dlatego, że niewiele się działo. O dyrektorze w sumie nie mam zdania, tylko tyle, że przypomina mi Einsteina. Moją wychowawczynią jest pani Woleński, trochę się jej boję. No i zaczynam się zastanawiać, czy na pewno podołam. Ale budynek mi się podoba.
O rany, ale ja czytam trzeci raz o tym, że Einstein… Już mnie to nudzi…

Zrobiło mi się przykro. Próbując zachować spokój, zapytałam:
– Spoko, nie ma problemu. Znajdę sobie coś do roboty.
No i… gdzie to pytanie?

Prześledziłam trasy autobusów – żaden z nich nie zatrzymywał się na przystanku najbliżej mojego domu; i tak musiałabym dodatkowo przejść spory kawałek lub przesiąść się na inną linię.
A jaki problem jest w przesiadce? Albo przejściu spory kawałek?
EDIT: Niżej piszesz, że Zuza włóczyła się półtorej godziny po mieście bez celu. Przez ten czas na pewno doszłaby do domu z przystanku, na który miałaby podjechać. I przynajmniej wiedziałaby, gdzie się znajduje.

Nie zareagował w żaden sposób na moje słowa. Po prostu omiótł mnie jeszcze raz wzrokiem i odszedł. Było w tym mężczyźnie coś intrygującego, coś, co nakazało mi iść za nim.
Nie odpowiedział jej i już jest intrygujący? Serio?

– Poradzę sobie, tylko deszcz pada i nie chcę moknąć.

– Chodź.
Nic więcej? Żadnego „nie zrobię ci krzywdy”? Byłam pełna podejrzeń. Pożałowałam też decyzji o wejściu do kamienicy. Mimo to podążyłam za mężczyzną i zaczęłam wspinać się po schodach.

Zuza wydawała się mądrą dziewczynką. Po kiego grzyba poszła za starszym, obcym facetem i w dodatku wlazła do jego mieszkania? Czy przez tyle czasu tułaczki po nieznanej części miasta nie mogła kogokolwiek zapytać, jak po prostu przedostać się w bardziej znane rejony? Bateria w telefonie była słaba, ale nie padła. Może i Zuza zdążyłaby sprawdzić kurs któregoś autobusu albo poprosić jakiegoś nastolatka z telefonem, aby jej sprawdził. Piszesz, że ciągle loguje się na Facebooku, a nie potrafi poradzić sobie ze sprawdzeniem dojazdu do domu? Zresztą, na pewno musiała kojarzyć jakieś miejsca, tzw. węzły, gdzie mogłaby pójść, aby łatwiej jej było odnaleźć drogę. W tym momencie zrobiłaś z inteligentnej dziewczyny sierotę, która bez telefonu jest jak bez nogi. Nie słyszała, że koniec języka za przewodnika? Sytuacja jest tak absurdalna, że ciężko mi w to uwierzyć. No i skoro bohaterka tak szła zamyślona, nie mogła spróbować odwrócić się i pójść tą samą drogą? Albo chociaż próbować wracać po śladach?
Jeszcze jedna rzecz mi się rzuciła w oczy – dziewczyna wchodzi do mieszkania obcego faceta, ponieważ… na dworze jest mżawka, a ona nie chce zmoknąć. No super. A sama napisała, że była pełna podejrzeń.

Piszesz też najpierw, że zaczęło mżyć, a potem, że deszcz pada coraz mocniej. Deszcz i mżawka to nie to samo – dwa różne opady, których wcale nie odróżnia gwałtowność czy gęstość, tylko wielkość kropli opadowych.

Nagle zadzwonił mój telefon. Wyjęłam go z torebki i spojrzałam na wyświetlacz – to była Dagmara. Zdecydowałam się odebrać.
Ale… jak to? Jeszcze parę godzin temu padała jej bateria! Może i telefon wytrzymał nieużywany, ale teraz Zuza sobie tak po prostu go wyciąga i rozmawia! (To czemu nie mogła zadzwonić do rodziców albo kogoś znajomego, żeby się poradzić w sprawie drogi powrotnej lub poprosić o to, by ktoś po nią przyjechał?) Coś czuję, że to wcześniej po prostu było wymówką, aby starszy pan poznał młodą pannicę.



Nie żeby mi przeszkadzała tematyka romansu czterdziestolatka z nastolatką, ale ich zapoznanie wyszło tak sztucznie, poprzez tak wyraźny imperatyw, że ciężko mi w to uwierzyć. Podstawowym elementem takich opowiadań jest realistyczne nawiązanie znajomości, naturalny jej rozwój, bardzo często przypadkowy. Tu nie widzę przypadku. Tu widzę, jak inteligentna, dobrze wychowana (mama na pewno mówiła, żeby nie rozmawiać z obcymi, a tym bardziej włazić im do domu!) dziewczyna łamie pierwszą zasadę bezpieczeństwa tylko po to, aby na siłę poznać ją z mężczyzną, aby czytelnik szybciej mógł obserwować rozwój znajomości. Totalnie bez sensu.

– (...) Co ty robisz w ogóle?

– Potem ci wyjaśnię, napiszę do ciebie, jak będę mogła dłużej gadać. Jakby cię ktoś kiedyś pytał, cały czas byłam dziś z tobą, ale do domu wracałam sama, bo musiałaś zostać u siebie i, nie wiem, pomóc w gotowaniu.
Skoro były w stanie się skontaktować, to czy Zuza nie mogła poprosić jej od razu o sprawdzenie autobusów? Chociaż skoro nawijały o gotowaniu, a bateria wytrzymała, to naprawdę Zuzanna miała dużo możliwości sprawdzenia dojazdu do domu. Czy choćby kierunku. A i tak łaziła półtorej godziny po mieście.

– Dlaczego pan to robi? – dodałam po chwili.

– Co takiego?
– Wprowadził pan mnie, obcą dziewczynę, do swojego mieszkania i jeszcze poczęstował herbatą.

A dlaczego Ty, bohaterko, tam polazłaś? A jeśli on by ci coś zrobił? (Tak w sumie to nie on cię wprowadził. Sama tam poszłaś).

– (...) Nie musiał pan tego robić. Mogłam stać na tym przystanku albo na korytarzu.

– Nie musiałem, ale mogłem. I chciałem – wyjaśnił.
Na te słowa każda normalna dziewczyna chyba uciekłaby. A Zuza co? A Zuza siedzi i popija herbatkę.



– Co więcej, odwiozę cię też do domu, jak tylko powiesz mi, gdzie mieszkasz.
Wsiądź z nim do samochodu, a najlepiej pokaż swój dom. Niech zna twój adres. Tag. Mądrze.

Ukryłam zastanawianie się nad reakcją za wypijaniem kolejnego łyka herbaty. Nabrałam do ust tyle płynu, ile potrafiłam, przełknęłam powoli, odetchnęłam.
Bez za, bo wtedy znaczenie się udosławnia i wychodzi głupotka. Poza tym już lepiej nie pisać nic niż zastępować herbatę płynem. Po prostu usuń to słowo – zdanie tak czy siak będzie czytelne.

– Nie powinnam się na to zgodzić. W ogóle nie powinno mnie tu być. Nawet się nie znamy. Nie wiem, jak się pan nazywa, ile ma pan lat...

Podał mi rękę, mówiąc:
– Henryk Białek, czterdzieści dwa lata, miło mi.
– Zuzanna Aleksandrowicz, szesnaście lat – przedstawiłam się, ściskając jego dłoń.
– I już się poznaliśmy. Jakie to proste, prawda? – powiedział ze śmiechem.

Ten dialog brzmi mi sztucznie. Bardzo sztucznie. Czy normalni ludzie tak rozmawiają? Może miał to być zabieg językowy, ale… nie kupiłaś mnie. Poczułam się, jakbyś na siłę chciała wcisnąć mi już, teraz z wejścia, wiek Henryka. Nie mogło to wyjść w rozmowie? Poza tym takie dialogi trafiają się w każdym mniej ambitnym filmie. To już jest naprawdę nudne. W dodatku chyba boję się o Twoją bohaterkę bardziej niż ona o samą siebie. A to przecież ona siedzi na kanapie u obcego faceta.
Zuza w tym momencie wydaje mi się naiwna jak sześciolatka (a nie szesnastolatka), której miły pan daje cukierka i każe wleźć do samochodu, to zabierze ją na lody. Albo jak jedenastoletnia Ginny Weasley, ufająca odpisującemu dziennikowi.



To też spory problem, bo paradoksalnie czasami Zuzanna zachowuje się, a przede wszystkim wyraża, jak pięćdziesięcioletnia profesorka, zaś tu, jakby nie trafiła jeszcze do podstawówki.

Jednocześnie ciągle byłam trochę speszona, unikałam wzroku mężczyzny, wpatrując się w kubek z herbatą. Niespodziewanie ujął mnie za brodę i obrócił moją głowę, zmuszając mnie do popatrzenia na siebie. Gdy nasze oczy spotkały się na moment, moje ciało przeszył dreszcz. Zahipnotyzowana spojrzeniem brązowych tęczówek miałam ochotę poddać się nagłemu uczuciu ciepła, które mnie ogarnęło. Po kilku sekundach otrząsnęłam się jednak; odstawiłam kubek na stolik, wstałam i, poprawiając sukienkę (...).
Jeszcze raz. Młoda dziewczyna siedzi u całkowicie obcego, ponad dwadzieścia lat starszego faceta, z prawie rozładowaną baterią w telefonie, a gdy on zaczyna się do niej przystawiać, nie ucieka? Nie odsuwa się? Po kilku sekundach wstaje i jeszcze prosi, żeby ją zawiózł do domu? Zero odpowiedzialności.

Nie chciałam, żeby odwiózł mnie pod sam dom, w razie gdyby ktoś z domowników wyglądał akurat przez okno – wtedy na jaw wyszłoby, co tak naprawdę robiłam tego popołudnia.
A nie dlatego, żeby obcy typ nie dowiedział się, gdzie dokładnie mieszka?

Otaczała go aura tajemniczości, która dodawała mu atrakcyjności. W ogóle miał w sobie coś pociągającego – chyba był kimś, kto mógłby mi się podobać... Nie, nie, nie! Potrząsnęłam głową, odganiając od siebie natrętne myśli. Pan Henryk Białek był kimś zupełnie dla mnie obcym, spotkałam go pierwszy i zapewne ostatni raz. Zauroczył mnie, jednak nie mogłam myśleć o nim w kategoriach uczuć innych niż wdzięczność.
Zauroczona facetem, z którym w ogóle się nie zna,  po tym, jak wlazła mu do domu i chciał się do niej dobierać?
W dodatku jeśli ten cały Henryk przypomina tego mężczyznę z nagłówka, to… No, gdyby był jeszcze jakiś przystojny, czterdzieści dwa to wcale nie tak dużo… Ale ktoś taki…? Przecież ten facet wygląda na ze dwadzieścia lat więcej niż czterdzieści dwa! (Rzecz gustu oczywiście, nie bierz tego na serio… Ale zastanowić się możesz).
Na razie trudno uwierzyć w to zauroczenie. Zachowania zarówno Zuzy, jak i Henryka, są dość nienaturalne, sytuacja też wygląda na wyreżyserowaną tak, by oboje się spotkali, i pal licho z logiką i wcześniejszym charakterem bohaterki.

W domu powitała mnie zdziwiona mama.

– Już wróciłaś? – zapytała. – Myślałam, że spędzisz z Dagmarą więcej czasu. Nie widziałyście się od tygodnia, a bardzo blisko ze sobą jesteście.
Blisko? Znają się zaledwie dwa tygodnie (z czego tydzień się nie widziały). Nie wiem, czy można określić to jako bycie ze sobą blisko. Po prostu są kumpelkami i lubią się spotykać. Chyba lubisz hiperbolizować.

– Za pół godziny. Tata pojechał z twoim bratem do marketu, zjemy, jak wrócą.
Dlaczego mama nie określi go po prostu imieniem? Z twoim bratem brzmi bardzo nienaturalnie. Pisałaś też wcześniej o tym, że Zuza była samotna. Czemu nie wspomniałaś  o rodzeństwie? Dowiadujemy się o bracie dopiero teraz, gdy… wciskasz postać, by ojciec miał z kim robić zakupy. Takie odnosi się wrażenie.

W pokoju natychmiast włączyłam komputer i zalogowałam się do mediów społecznościowych, by napisać do Dagmary.
Kto w myślach mówi o Facebooku media społecznościowe? Takie określenia u szesnastolatki odbierają całą lekkość narracji. Pamiętaj, że to pierwszoosobówka. Narracja to myśli dziewczyny.

Z: Przyjdź jutro do mnie, to ci opowiem. Ale wpadnij rano i na krótko. Będziesz pożyczać książkę, o której niby dzisiaj rozmawiałyśmy.
Dlaczego w ogóle Zuza musi kombinować jak koń pod górkę i okłamywać mamę, że widziała się z Dagmarą, podczas gdy nie spotkała się z nią? Rozumiem, że ma szesnaście lat i może rodzice nie pozwalają jej wychodzić nie wiadomo gdzie, z kim i na ile, ale nawet nie pokazujesz tego, że tak ją kontrolują, więc jak na razie znowu wyolbrzymiasz sytuację. Mama nawet nie zapytała o nic po powrocie. Co więcej, zdziwiła się, że już wróciła. To gdzie ta kontrola? Dlaczego Zuza musi się tak ukrywać?

Wcześniej niż zwykle poczułam się wycieńczona wydarzeniami całego dnia, zapewne z powodu mojej wędrówki po mieście. Jednocześnie przytłaczały mnie moje myśli, uniemożliwiając zaśnięcie. Dłuższą chwilę zajęło mi chociażby częściowe zapomnienie o tamtym mężczyźnie, tak, by móc oddać się w objęcia Morfeusza. Gdy mi się to udało, śniłam chaotyczne sny o wędrówce po mieście.
Wcześniej niż zwykle poczuła się zmęczona wydarzeniami? To zawsze czuje się nimi zmęczona? Codziennie? O co tu chodzi?
Oczywiste, że śniła sny, bo co innego?
To logiczne, że myśli, które przytłaczały, były jej. Nie musisz tego pisać, wywal moje. Objęcia Morfeusza? Chaotyczne sny o wędrówkach? Pamiętaj, że pierwszoosobówka to myśli Zuzy!
W podkreślonej części jeden przecinek jest zbędny. Który? Zależy od tego, gdzie chcesz postawić akcent. Osobiście proponuję przed tak – zdanie czyta się wtedy lepiej, niż gdyby przecinek został po tym słowie, jednak wybór pozostawiam Tobie.

Na koniec rozdziału pytanie: co z sukienką, którą miała odebrać Zuza ze sklepu?

3. this is my idea

– Czyli on zapytał, czy nie potrzebujesz pomocy, odmówiłaś, więc poszedł do swojego mieszkania, a ty poszłaś za nim i jednak przyjęłaś tę pomoc. Dostałaś herbatę, a potem odwiózł cię pod galerię. Tak było?
Nie wydaje mi się, żeby ta historia była na tyle skomplikowana i długa, żeby ją podsumowywać w ten sposób.

– Daga, serio? Myślisz tylko o tym, że mogłam wyciągnąć od tego typa hajs, i to najlepiej za nic? Mówiłam ci przecież, że nie chcę robić takich rzeczy, on zresztą też nic nie zasugerował.
Czemu w ogóle Zuza zastanawia się nad tym, czy Henryk jej coś sugerował? Jej kreacja wskazywała na to, że nie powinna nawet dopuszczać do siebie takiej myśli, a brzmi to, jakby brała taką ewentualność pod uwagę. I mówienie hajs zamiast pieniądze? Tak szybko zmienia się pod wpływem Dagmary? To czemu wciąż powtarza media społecznościowe, zamiast Facebook?

– Racja. No dobra, nie będę cię dręczyć [...].
Zgubiłaś wcięcie akapitowe.

Dodatkowo mieliśmy już zapowiedzianą kartkówkę z matematyki; z innych przedmiotów postanowiłam po prostu uczyć się na bieżąco, by później nie mieć zbyt dużo rzeczy do wykucia przed sprawdzianami. Do wieczora uporałam się z większością rzeczy.

Może był wykładowcą na uniwersytecie? Albo po prostu zapaleńcem?
Raczej napaleńcem.

W każdym razie mógł być kimś, kto mógłby mi pomóc z przyswojeniem materiału. Mimo pewnego zainteresowania historią nigdy nie była ona moją najmocniejszą stroną, musiałam mieć dobrego nauczyciela, by nie mieć problemów z przedmiotem, a zdążyłam się już przekonać, że moja nauczycielka historii nie będzie jedną z najlepszych.
Festiwal powtórzeń czas zacząć!

Nie wyglądała na taką, co gnębi uczniów, ale prawdopodobnie nie uważała na lekcjach metodyki – już po pierwszej lekcji widać było, że chociaż lubi przedmiot, którego uczy, nie potrafi przekazać wiedzy uczniom.

Lepiej było chodzić na korepetycje [przecinek] niż nie chodzić – to mogło mi tylko pomóc. Uczucia wobec mężczyzny zawsze mogłam próbować stłumić.
Skoro chciała chodzić na korki, a nie chciała się zakochać w Henryku, to... niech idzie do innego korepetytora!

Z westchnieniem sięgnęłam do przewieszonej przez oparcie stojącego przy biurku krzesła torebki i wyjęłam z niej małą karteczkę.
Szyk: do torebki przewieszonej przez oparcie [...].

– Co powiesz na środę o siedemnastej?

Środa. Lekcje do piętnastej piętnaście. Półtorej godziny powinno wystarczyć mi na powrót do domu, zjedzenie obiadu, może trochę nauki. Wyjdę z domu na godzinę, góra dwie; zawsze mogę powiedzieć, że idę do Dagmary pouczyć się z nią.
Przecież Henryk mieszkał daleko, w nieznanej części miasta. Jak ona ma zamiar zdążyć dotrzeć do jego domu, skoro ostatnio podróż i błądzenie zajęły jej tak dużo czasu?

– Będę za dziesięć piąta przy galerii, pod którą cię wczoraj odwiozłem.

– Dobrze, będę czekać.
A, lowelas po nią przyjedzie nawet. To trochę dziwne, zazwyczaj na korki dociera się samodzielnie. Przecież to Zuzannie zależy na nauce.

– Dlaczego nie zapytała o to, kiedy była u nas dzisiaj? Poza tym, [bez przecinka] chodzicie do innych szkół – zabrała głos mama.
Ona nie jest w sejmie, żeby zabierać głos. To dość formalne sformułowanie, nijak nie pasuje do opowiadania z perspektywy szesnastolatki.

Rodzice wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Tata głośno wyraził ich zdanie:
Tych spojrzeń?

Z: Ktoś mi musi naprawdę dobrze opowiedzieć o danym temacie, żebym coś zrozumiała i zapamiętała, a zdążyłam już zobaczyć, że moja nauczycielka jest straszna. To znaczy, jest miła, ale chyba regularnie oblewała metodykę. A ten koleś zajmuje się historią.
Powtarzasz już kolejny raz tę metodykę, a ja Ci powiem, że nie podejrzewałabym szesnastolatki o wiedzę o tym, jakie są przedmioty na studiach przygotowujących do nauczania innych. Wygląda to tak, jakbyś szpanowała tym, że Ty to wiesz. A w dodatku Dagmara tym bardziej powinna się spytać, co to takiego.

D: Chyba wolałabym mieć tak, [bez przecinka] jak ty. Nasz historyk w sumie dobrze opowiada, ale mam wrażenie, że się wywyższa. Mógłby być milszy, nawet na rzecz gorszego tłumaczenia.
Frazy na rzecz czegoś/kogoś nie używa się w takim kontekście. Ona oznacza przekazywanie czegoś, jak więc ma się to do gorszego tłumaczenia? Tobie zapewne chodziło o frazę kosztem czegoś.

Niby nie wiedziałam, czym zaskoczy nas pani Woleński, ale mówiłam sobie, że to dopiero pierwsza kartkówka i chociaż miała być dla wychowawczyni pokazem naszych możliwości, pierwsze wrażenie będzie można próbować zatrzeć, jeśli będzie złe.
Możliwości w matematyce? To znaczy nauczycielka oczekuje, że uczniowie wpadną na pomysł, jak rozwiązać hipotezę Goldbacha? Albo jakikolwiek inny wielki i od dziesiątek lat nierozwiązany problem matematyczny? Bo to trochę tak brzmi. Czy to nie mogą być po prostu umiejętności? Albo wiedza?

– To nie będziecie uczyć się u niej?
Wcięło wcięcie akapitowe.

Zuza do Henryka:
– A gdzie mnie pan zabierze?
Oh God… Naprawdę boję się o to opowiadanie. To idzie w złą stronę.

W mieszkaniu usiadłam przy stole, a mężczyzna udał się do kuchni, by – tak jak poprzednim razem – zrobić nam obojgu herbaty. W międzyczasie wywiązała się między nami rozmowa.
I ona rozmawiała z nim z innego pokoju, podczas gdy on był w kuchni? I co masz na myśli, mówiąc w międzyczasie? Między czym a czym? Poza tym Zuza zna imię tego mężczyzny, więc nie musi opowiadać o nim tak, jakby widziała go pierwszy raz w życiu.

– Nasza nauczycielka niezbyt dobrze opowiada, przynajmniej w moim odczuciu, a to dla mnie ważne, żeby ktoś dobrze opowiedział mi o danym temacie, żebym zrozumiała i zapamiętała. Z pierwszych lekcji zapamiętałam tylko temat. Mogłabym wykuć na pamięć podręcznik, ale to nie to samo.
Zastanawia mnie jedno… Jak Zuza może być prymuską, skoro nie potrafi nic zapamiętać z lekcji ani wykuwać podręczników na pamięć? Ani, w sumie, uczyć się samodzielnie?

– Nie mam w rodzinie nikogo, kto interesowałby się historią na tyle, żeby pomóc mi inaczej niż przeczytanie podręcznika na głos czy coś takiego.
Brakuje czegoś w tym zdaniu, może żeby pomóc mi inaczej niż przez przeczytanie? Albo w ogóle przeredagować to zdanie na niż czytając podręcznik na głos.

Po powrocie do domu podtrzymałam swoje kłamstwo i opowiedziałam rodzicom o tym, jak to siedziałyśmy z Dagmarą w bibliotece i wkuwałyśmy matmę. Ciągle miałam wrażenie, że widzą moje kłamstwo i czekają na dobry moment, by mi o tym powiedzieć.

D: Uświadomiłam sobie w międzyczasie, że będę musiała uczyć się matmy. Żeby nie wyszło, że te twoje niby lekcje nic mi nie dają.
Przecież ta nauka matmy to tylko przykrywka dla Zuzy. Wiedzą o tym tylko jej rodzice. Po co Dagmara ma się starać o oceny? Nawet jeśli by ją zapytali, to może skłamać – przecież nie każą jej się logować na dziennik (jeśli ma elektroniczny) i pokazywać ocen.

Nauczycielka przejrzała je szybko; jej twarz nie wyrażała większych emocji, ale gdy po odłożeniu kartek na bok omiotła wzrokiem klasę, miałam wrażenie, że na mnie jej spojrzenie spoczęło szczególnie długo.
A skąd nauczycielka wiedziała, że Zuza to Zuza? Już zapamiętała wszystkie twarze? Przecież to dopiero drugie spotkanie!

– Właściwie powinnam sprawdzić te prace dopiero na przyszły tydzień, jednak nie miałam problemu z tym, by zrobić to na przerwie. Wszyscy dostaliście oceny niedostateczne…
To jest to elitarne liceum? Mieli dopiero dwie lekcje. Serio tak trudno jest ogarnąć materiał z półtorej godziny? Plus nikt z całej klasy oprócz Zuzanny nie był tak ambitny, aby nauczyć się w domu? Ponoć cztery z pięciu pytań wymagały krótkiej odpowiedzi – w piętnaście minut przed lekcją da się wkuć tyle, aby odpowiedzieć choćby na część. Nikt na całą klasę nie miał farta? Prędzej uwierzyłabym w to, gdyby klasa nie dowiedziała się o kartkówce w drugim tygodniu i nikt nie siedziałby całą przerwę z podręcznikiem.
Znów wyolbrzymiasz, a z Zuzanny robi się Marysia Zuzanna.

Poprzedniego dnia pan Białek tłumaczył mi założenia traktatu, posługując się cytatami. Musiałam je zapamiętać i podać na kartkówce, może nie do końca świadomie.
Nie umie zapamiętać materiału przeczytanego w podręczniku do liceum. Pamięta fragmenty traktatu sprzed stu lat i zapisuje je nieświadomie. Ta Zuzia to musi być zuch i super dziewczyna.



Gdybym spotykała się z korepetytorem dwa razy w tygodniu i ograniczyła czas marnowany w wolnych chwilach chociażby w Internecie na rzecz nauki z innych przedmiotów, powinnam dać radę.
Jak na razie Zuza poświęca na Internet jakieś… dziesięć minut dziennie? Pisze chwilę z Dagmarą i idzie się uczyć. Więc skąd założenie, że marnuje sporo czasu, dzięki któremu mogłaby się wiele nauczyć?

4. how do you know it’s love?
W spisie treści brakuje spacji między kropką a how.

Ale sama przyznaj, nie zaczęłabyś nienawidzić laski, która dostała szóstkę z niezapowiedzianej kartkówki, podczas gdy ty, tak jak reszta klasy, zarobiłaś pałę, przy czym ta pała jest twoją pierwszą oceną w nowej szkole?
O rany, strasznie to długie i złożone. Kiedy zaczyna się czytać to zdanie, to traci się wątek i zapomina, że to pytanie.

Zazwyczaj była nadpobudliwa, ale kiedy miała coś przemyśleć, zastygała w bezruchu.
Albo Dagmara rzadko myśli, albo często się zatrzymuje.

– Powiem ci, nie jest taki zły [przecinek] jak mi się wydawało na początku – odpowiedziała.

(...) odpowiedziała. - Tak jakby jego uwagi stały się zabawniejsze.
Dywiz zamiast myślnika.

Nie miałyśmy planów wchodzić do środka, zasiadłyśmy za to na ławce w małym parku otaczającym budynek.
A czemu nie mogą po prostu, jak każdy normalny człowiek usiąść? Zasiąść kojarzy się z zasiadaniem na tronie albo zasiadaniem do stołu – to takie bardziej podniosłe czy uroczyste słowo, raczej nie pasuje to siadania na ławce w parku.

(...) każdy inna wymówka była dobra, dopóki była spójna i logiczna, a nauka w bibliotece właśnie tak wyglądała, zwłaszcza że faktycznie miałabym to robić.
Każda.

– Nie jestem przekonana – powiedziałam w końcu. – Może po prostu powiem rodzicom, że potrzebuję tych korków, bo nauczycielka nie umie uczyć?
– Możesz powiedzieć, ale wtedy będziesz musiała przyznać im się do poprzednich kłamstw. Będą cię pewnie wypytywali, jak znalazłaś sobie korepetytora, szóstka z histy też nie mogła wziąć się znikąd, bo skoro historyczka jest straszna, to ktoś inny musiał ci wytłumaczyć temat.
Mnie nadal coś zgrzyta w całej tej sytuacji. Dlaczego dziewczyna nie może po prostu powiedzieć rodzicom, że znalazła sobie korepetytora, bo bierze udział w olimpiadzie historycznej? Wszystko wygląda tak, jakby Wielki Imperatyw Opkowy specjalnie szukał pretekstu do tego, by główna bohaterka spotykała się z Henrykiem po kryjomu. Przecież w tej chwili laska nawet nie bierze pod uwagę tego, że mogliby się widywać w innym celu niż nauka historii. A przynajmniej nie przyznaje się do tego sama przed sobą i przed czytelnikiem.

Bez laptopa pod ręką, z telefonem w trybie samolotowym potrzebnym jedynie do kontrolowania czasu o wiele szybciej uporałam się z wszystkimi pracami. Z pisemnymi zadaniami domowymi, które w domu potrafiły zająć mi nawet trzy godziny, uporałam się w jedną trzecią tego czasu.

Po wejściu między półki zobaczyłam postać stojącą kilkanaście metrów dalej. Musiałam jednak przyjrzeć się dokładnie, by rozpoznać znajomą sylwetkę – to był Henryk Białek, mój korepetytor.
Na pewno kilkanaście metrów? Strasznie duża ta biblioteka miejska, rozumiem jakąś większą, uniwersytecką, czy coś takiego, ale miejska? Jak do tej pory spotykałam się z samymi niewielkimi. Poza tym gdyby nie rozpoznała od razu Henryka, to raczej nie przyglądałaby się postaci – przecież to normalne, że w bibliotece między półkami bywają inni ludzie. Mogła się ewentualnie przyglądać, żeby się upewnić.

Uniósł wzrok znad przeglądanej książki i spojrzał na mnie w zamyśleniu. Rozpoznał mnie dopiero po chwili.
Okej, oboje wolno myślą. Pasują do siebie.

– Uczyłam się tu dziś. A na dział historyczny przywiało mnie po książki.
– Po książki, powiadasz? A jakich to dokładnie książek potrzebujesz?
Jest w bibliotece po książki? Nie może być!

– Dostałaś jedną szóstkę i już jesteś tak pewna siebie, że postanowiłaś wystartować w olimpiadzie? – zażartował, wczytując się w listę.
To brzmi, jakby podcinał jej skrzydła, a nie tak sobie żartował.

– Ale, [bez przecinka] pan chyba czegoś szukał?
Pan Białek odebrał tę sytuację zupełnie inaczej niż ja, albo przynajmniej lepiej niż ja kontrolował swoje emocje.
To zdanie wygląda tak, jakby bohaterka miała nadzieję na uczucia ze strony dużo starszego mężczyzny. Po zaledwie paru spotkaniach (czterech, o ile pamiętam) rozważa, czy facet coś do niej czuje. Nie powinna raczej myśleć, że przecież jest tylko małolatą i na pewno Henryk uważa ją tylko za uczennicę? Zresztą czego mogę się spodziewać po szesnastolatce, która zakochała się od przytrzymania za nadgarstek.

Skutecznie udawało mi się tłumić uczucia i myśli o zabarwieniu romantycznym, jednak nie potrafiłam, nie mogłam tłumić sympatii wobec mężczyzny.
Okej, to chyba jednak Zuzanna się przyznaje. Ale nadal nie rozumiem, po co te kombinacje z rodzicami. Co jest złego w powiedzeniu im, że chodzi na korepetycje? Przecież przygotowuje się do tej olimpiady na serio, korepetycje przydają się też w takich sytuacjach, a nie tylko wtedy, gdy ktoś sobie nie radzi z jakimś przedmiotem.

W ciągu kolejnych tygodni nasza relacja wyewoluowała z tej łączącej korepetytora z uczennicą w przyjaźń. Pan Białek nie był już tajemniczym nieznajomym, ale kimś bliskim. Na wspólną naukę przeznaczaliśmy dwa dni w tygodniu. Często podczas tych naszych lekcji wymienialiśmy uwagi nie tylko na temat historii, ale też naszych prywatnych spraw.
I to jest ten moment, którego najbardziej się obawiałam. Gdy dochodzi do momentu, gdzie możesz się popisać kreatywnością i pokazać, jak rozwija się znajomość dwójki naszych bohaterów, jak między niecodzienną parą kwitnie romans, jak powoli zaczynają sobie ufać… Streściłaś. Po prostu strzeliłaś sobie w stopę, a nam – czytelnikom – w twarz. Potraktowałaś nas okropną ekspozycją i streszczeniem kilku tygodni w jednym zdaniu. Wiesz, jak to wygląda? Cztery rozdziały budowania fundamentu (choć kruchego) relacji dwójki ludzi, by potem zniszczyć wszystko trzema zdaniami. Jakbym czytała coś w stylu: no to ten, no, spotykali się dalej dłuuuuugo, i są już przyjaciółmi. Nie pokażę ci, czytelniku, jak do tego doszło, bo za dużo z tym roboty, ale wiedz, że już się kumplujo i sobie ufajo, więc mogo iść się całować.



Po co Ci podstawy relacji, skoro możesz cały proces poznawania się streścić i przejść od razu do rozwoju romansu. Pal licho, że czytelnik nie zna praktycznie Henryka, nie przywiązał się do tej postaci i jest mu wszystko jedno, co się z nią stanie.

Ja narzekałam na mojego starszego brata oraz szkolnych znajomych, których praktycznie nie miałam przez swoje zaangażowanie w naukę i najlepsze w klasie oceny, za które – jak dowiedziałam się przez przypadek od Lidki i Jadźki – byłam po cichu nienawidzona; on częściej był słuchaczem, jednak wiedziałam, że kilka miesięcy wcześniej rozwiódł się z żoną.
To dlaczego tego wszystkiego nie pokażesz? Dlaczego Twoja bohaterka relacjonuje coś, co dzieje się za kurtyną, poza polem widzenia czytelnika? Ten jej brat nie pojawił się ani razu realnie, raz tylko wspomniała o nim matka, teraz, po raz drugi, wspomina o nim sama Zuza. On w ogóle istnieje czy jest jakimś wyimaginowanym bratem? Dlaczego też nie pokazujesz, jak wygląda sytuacja w szkole? Czemu nie pokazujesz tego, jak rówieśnicy Zuzy zachowują się wobec niej? Albo tego, jak Lidka i Jadźka mówią Zuzie o tym, że jest w klasie nielubiana? Czemu w ogóle nie wpuszczasz widza do szkoły? Dlaczego o tym, że Białek miał żonę, dowiadujemy się teraz, z tak suchego opisu? Gdzie są sceny, jak to miało miejsce do tej pory?  To jest wszystko nudne. Twoje opowiadanie jak na razie opiera się głównie na nauce z Białkiem (właściwie też streszczanej) i rozmowach z Dagmarą. Nie nakreślasz żadnego tła, bohaterowie też nie są jakoś szczególnie realistycznie i wyraźnie wykreowani. Większość opisów to beznamiętna relacja tego, co Zuza robi lub myśli i tego, co wydarzyło się kiedyś, gdzieś – wtedy, kiedy czytelnik najwyraźniej nie patrzył. Nie omawiaj, tylko pokazuj – to jest dużo ciekawsze.

W dodatku mam wrażenie, że trochę kręcisz się w kółko. Ciągle wałkujesz te same tematy, jak na przykład: co powiedzą rodzice, gdy dowiedzą się o korepetycjach?, no przecież jedyna dostałam szóstkę!, Dagmara musi mnie kryć. Oprócz tego i nauki z Henrykiem nic więcej nie występuje w tym opowiadaniu. Odnoszę niejako także inne wrażenie – Dagmara specjalnie nie ma koleżanek w szkole, abyś nie musiała pokazywać jej relacji z nimi. To przecież mniej roboty. A Dagmara jest stworzona po to, aby rozmawiać z nią o Henryku, aby bohaterka nie opierała się wyłącznie na własnych myślach. Oczywiście takie ukazywanie scen to dobry pomysł, ale z drugiej strony wydaje mi się, że Dagmara nie ma jak na razie większej roli, oddzielnego wątku. Jest tylko po to, aby czytelnik wiedział, co myśli i zamierza Zuzanna w sprawie Henryka.

Zdecydował się na wynajęcie kawalerki, bo – jak twierdził – w małym mieszkaniu mniej odczuwa się samotność. (Zdarzało mi się po tym wyznaniu zastanawiać, po co w takim razie było mu potrzebne podwójne łóżko, dwa krzesła i tak dalej, jednak nie chciałam bez potrzeby wnikać w jego prywatne sprawy).
To, że się z żoną rozwiódł, w jakiś sposób dyskwalifikuje go społecznie? Nie może mieć już przyjaciół, z którymi by się spotykał? Albo nie mógłby chcieć pójść do łóżka z jakąś inną kobietą? Zuza ma dziwny tok myślenia. Nie zastanawia się, dlaczego jakiś obcy, stary facet zaprasza ją do siebie, oferuje darmowe korepetycje i w ogóle jest nadzwyczaj miły, ale dziwią ją dwa krzesła w jego mieszkaniu. Serio?

Z tego, w jaki sposób funkcjonowałam, zadowoleni byli wszyscy. Ja, bo zyskałam odskocznię od rzeczywistości w postaci korepetycji oraz dwójkę powierników w osobach pana Białka i Dagmary, czasem zaniedbywanej, jednak wiecznie zadowolonej; moi rodzice, bo miałam wybitne wyniki w nauce – udawało mi się godzić z sobą wszystkie obowiązki i jeszcze zostawało mi z tego trochę czasu wolnego; mój starszy brat, Maksymilian, bo przez mój nawyk uczenia się poza domem nie musiał znosić mojego widoku popołudniami; no i Dagmara, moja przyjaciółka, dumna z siebie, bo to również dzięki niej sprawy ułożyły się tak, a nie inaczej.
Punkt ostatni tej wyliczanki niepotrzebny, bo już wymieniłaś Dagmarę wcześniej. Nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się, że brat Zuzy jest od niej młodszy. Skoro już o nim wspomniałaś, mogłabyś rozwinąć wątek. Podsumowujesz relacje Zuzanny ze wszystkimi ważnymi postaciami po czterech rozdziałach i wciskasz między nie kogoś, kto nie istnieje, bo został wspomniany za dwa razy. Wypadło sztucznie. W dodatku kto myśli o swoim jedynym bracie: mój starszy brat, Maks? Przecież jesteśmy w głowie Zuzy, powinna podświadomie od razu nazywać chłopaka po imieniu, a nie przeciągać, by łopatologicznie tłumaczyć czytelnikowi oczywistości po raz kolejny.


Do wielkiego wybuchu doszło w pierwszych dniach listopada, kiedy do szkoły dotarły wyniki olimpiady historycznej. Pierwszy etap, pisemny, odbywał się w szkołach w drugiej połowie października; prace były wysyłane do komisji, która po jakimś czasie odsyłała wyniki.
Czemu Zuza wcześniej nawet słowem nie wspomniała, że ta olimpiada już się odbyła?

Pierwszy etap, pisemny, odbywał się w szkołach w drugiej połowie października; prace były wysyłane do komisji, która po jakimś czasie odsyłała wyniki. Na jednej z lekcji historii nauczycielka z radością poinformowała mnie, że uzyskałam najlepszy wynik zarówno w szkole, jak i w mieście, co upoważniało mnie do reprezentowania szkoły w etapie drugim, wojewódzkim.
Eee… Nope. Olimpiady się tak nie odbywają. Według tych źródeł: [klik], [klik], piszesz pracę pisemną na wybrany temat, ona zostaje wysłana po zatwierdzeniu przez specjalnie powołaną komisję do (za przykład harmonogram z roku 2017/2018) szóstego października, a do trzynastego są ogłoszone eliminacje wstępne. Jednak potem w dniach 21-23 tego miesiąca są jeszcze eliminacje ustne, o których nie wspomniałaś. Z Twojego tekstu wynika, że uczniowie pisali po prostu coś w rodzaju egzaminu w sali. Zaś drugi etap jest etapem okręgowym, a nie wojewódzkim (okręgów jest 17, a województw 16, więc jednak jest różnica, nawet w nazwie). Skoro olimpiada jest tematem przewodnim Twojego opowiadania, musisz zrobić research, jak to w ogóle przebiega.

Do jego mieszkania dotarłam na piechotę (nauczyłam się trasy niedługo po naszym pierwszym spotkaniu – była ona o wiele mniej skomplikowana i czasochłonna, niż wydawało mi się wcześniej).
I znowu – dlaczego wcześniej nie wspomniała, że nauczyła się drogi na pamięć? Poza tym podczas spotkania w bibliotece umawiali się na szesnastą pięćdziesiąt pod galerią – a to przecież nie było ich pierwsze spotkanie.

– Dlaczego chciałaś się spotkać? – zapytał. – Nie mieliśmy na dziś zaplanowanej lekcji.
Wow, uprzejmość aż z niego bije. A dzień dobry to gdzie?

– Tylko niech mnie pan nie całuje – powiedziałam bez zastanowienia. Zaśmiałam się przy tym krótko, usiłując obrócić swoje słowa w żart.
– Dlaczego? – zapytał szeptem.
– Bo jeszcze się w panu zakocham. Chyba nie chciałby pan tego?
Uniosłam wzrok. Nie miał na nosie okularów, nawet nie zauważyłam, kiedy je zdjął. Uśmiechał się, a jego oczy błyszczały.
– A jeżeli mi właśnie na tym zależy?



Wiesz, dlaczego ta scena jest wręcz śmieszna? Dlatego, że to czwarty rozdział, a że streściłaś jednym zdaniem rozwój relacji między tą dwójką, czuję się, jakbym czytała o Zuzannie całującej się z wciąż obcym facetem. Naprawdę. Nie czuć chemii między tą dwójką, wydają się ledwie znajomymi, nie widać łączącej ich więzi. Gdybyś poczekała z tą sceną parę rozdziałów i  ukazała stopniowe zbliżanie się tych ludzi, byłabym skłonna w to uwierzyć. Jednak w tym momencie jestem po pierwsze – zszokowana tak szybkim rozwojem wydarzeń, a po drugie – zniesmaczona sceną. Dopiero zaczęłaś tworzyć fundamenty do znajomości, przyjaźń pominęłaś, aby od razu przejść do romansu. Wycięłaś najważniejszy fragment, zastępując go zdaniem, że zbliżyli się i są przyjaciółmi. To tak nie działa. Narrator nie może mnie po prostu o tym powiadomić. To sceny mają ukazać rozwój relacji i muszę mieć możliwość obserwowania bohaterów, po czym wywnioskowania, że mają się ku sobie. A ty mi to zabrałaś, a teraz wyskoczyłaś z tym pocałunkiem.

Mimo naszych ocieplających się z każdym spotkaniem relacji nie miałam wcześniej odwagi przekroczyć tej granicy.
Czy coś mnie ominęło? Nie pamiętam scen, które ukazują zbliżanie się do siebie tej dwójki.

Naprawdę ledwo się pocałowali, a już wyznają sobie wielką miłość? Bo w moim odczuciu prawie się nie znają. Chyba że zauroczenie czy zakochanie to według bohaterów to samo co gorące uczucie, na które przecież trzeba czasu. W ogóle, skoro jest początek listopada, to pierwszy raz spotkali się jakieś… dwa, góra trzy miesiące temu, prawda?

Wdychałam zapach jego ubrań i włosów – mieszankę proszku do prania, męskiego szamponu i dymu papierosowego. W innej sytuacji czułabym obrzydzenie lub przynajmniej nie miałabym żadnych wrażeń, ale w tej czułam, że mogłabym oddychać samym dymem papierosowym, dopóki oznaczałoby to, że ja i on jesteśmy blisko siebie.

Zerknęłam na mój telefon. Spędziłam w mieszkaniu pana Białka, to znaczy Henryka, już półtorej godziny. Świętowanie świętowaniem, ale nie powinnam się aż tak rozleniwiać.
Naprawdę półtorej godziny wolnego od nauki raz na ruski rok to już rozleniwianie się? Czy ta dziewczyna ma czas, żeby żyć? Jeszcze trochę i nabawi się problemów psychicznych. Ciągłe wkuwanie serio nie jest dobre dla dziecka – ono musi przecież odpoczywać.

– No nie wiem. Nie mogę ci poświęcać tyle uwagi, nawet gdybym chciała. Mam naprawdę sporo nauki, muszę też czasem spotkać się z przyjaciółką.
Zamiast odpowiedzieć, pochylił się i pocałował mnie. Poczułam się dziwnie, inaczej niż wcześniej. Zaczynałam doceniać siłę gestu, jakim jest pocałunek, i nie spodobało mi się, że Henryk chce go używać jako narzędzia przymusu wobec mnie.
Ale właściwie doceniam tę myśl. Przebłysk rozsądku? Fajnie, gdybyś pociągnęła to dalej. Oby Zuza nie straciła z tej miłości umiejętności trzeźwego myślenia (no ale kto z nas nie stracił…).

Nie zatrzymałam się, jednak zwolniłam odrobinę, by Daga mogła zrównać się ze mną. Pozwoliłam przytulić się na powitanie.
Przytuliła ją, wciąż idąc?

– Zuza, z kim rozmawiasz? – usłyszałam głos mamy z drugiego pokoju.

Zakrywając dłonią telefon, odkrzyknęłam:
– Z Dagmarą, ale zaraz kończę!

Naprawdę? Nie dość, że szesnastolatka musi tłumaczyć się mamie z kim gada, to jeszcze obiecuje, że zaraz kończy, po powiedzeniu do telefonu… dwóch zdań! Czy to aby nie przesada?

– Moja mama nie wie o naszych spotkaniach, wspominałam ci o tym. Nie spodobałoby jej się to, co jest między nami i to, że z tobą teraz rozmawiam. A Dagmara to moja przyjaciółka, na pogaduszki z nią jeszcze mogę sobie pozwolić – wyjaśniłam.
Wymiana dwóch zdań z przyjaciółką to coś, na co bohaterka łaskawie może sobie pozwolić? Ona nie ma dziesięciu lat! Czuję, jakbym czytała o jakimś robocie zmuszonym do nauki, który ma wydzielony czas dwóch minut na rozmowy telefoniczne dziennie, a najlepiej, aby składała z każdej raporty. Naprawdę? NAPRAWDĘ? Ta postać wypada coraz bardziej nienaturalnie. Co więcej, tłumaczy się, że musi się uczyć, bo rodzice, a tak naprawdę sama się do tego zmusza, bo ci rodzice istnieją tylko w opowieściach. Narrator mi wmawia, że kładą nacisk na bohaterkę, ale nie widać tego w scenach, bo one po prostu nie istnieją.

To kochanie na koniec rozmowy zabrzmiało przesadnie. Rozwój romansu pędzi na łeb na szyję – nie zdziwiłabym się, gdyby przy następnym spotkaniu wylądowali w łóżku.

5. blessing/curse

Bez wahania powtórzyłam co do słowa ostatnie kilka zdań, które wypowiedział.
Jesteś pewna, że co do słowa? Raczej nie jest to przeciętna umiejętność.

– W szkole też tak robisz?
– Jak? – Nie do końca wiedziałam, co ma na myśli.
– Sprawiasz wrażenie, że nie słuchasz, a i tak zapamiętujesz to, co mówią nauczyciele.
– Nie wiem, czy sprawiam takie wrażenie, ale faktycznie zapamiętuję z lekcji całkiem sporo – przyznałam. - Bycie słuchowcem czasem jest błogosławieństwem, wiesz?
Przecież Zuza narzeka, że musi powtarzać materiał, bo nauczyciele słabo uczą i nie może zapamiętać, co mówią. I dywiz zamiast myślnika.

– Zuza, posłuchaj... Kocham cię, naprawdę, ale... chyba wyznałem ci swoje uczucia zbyt pochopnie. Nie zrozum mnie źle, nie uważam tego za błąd, tylko... ty jesteś taka młoda i niedoświadczona... Boję się, że przez to będzie mi łatwo cię skrzywdzić.
Szybko przemyślałeś swoje czyny, bohaterze. Czterdziestoletni, poważny facecie.
Przez to, że prawie nie znam Henryka, jego absurdalne zachowanie wydaje się dziecinne, a że nie mam zbyt wiele innych informacji o Białku, jego pochopne właśnie czyny przedstawiają mi go w złym świetle – nieodpowiedzialnego, niedorosłego. Szybkie wyznanie miłości małolacie u dojrzałego mężczyzny kojarzy mi się z próbą zawrócenia jej w głowie i wykorzystania naiwnej dziewuchy. I przez to z pedofilią. I to nie tak, że z góry mam wyrobione zdanie i jestem uprzedzona – po prostu nie znam postaci i relacji tej dwójki na tyle, aby rzeczywiście stwierdzić: tak, naprawdę się kochają i ten romans jest możliwy, a uczucie wykiełkowało naturalnie.

Może miał na myśli krzywdę psychiczną? Możliwe, że wynikało to właśnie z mojego braku doświadczenia, ale zdążyłam zaufać Henrykowi bezgranicznie i nie wierzyłam w to, że mógłby mnie w jakikolwiek sposób zranić.
Trzy miesiące znajomości. Widują się dwa razy w tygodniu. Jest od niej dwa i pół raza starszy. Zaufała mu bezgranicznie. Tag, to ma sens.
Ja wiem, że Zuzanna jest zwykłą szesnastolatką, ale skoro rodzice ja tak kontrolują (podobno), to chyba jej wbili do głowy jakieś wartości? Mówili, żeby nie ufać obcym? A ona nie dość, że poszła za tym właśnie obcym do jego domu, to teraz mają jeszcze romans i twierdzi, że ufa mu bezgranicznie?! Nastoletnia miłość nastoletnią miłością, ale, na Boga, ponoć dziewczyna jest inteligentna! Wydawało mi się, że ma swój rozum. Ładnie pokazałaś jej zawahanie przy wizycie z pierwszym pocałunkiem, ale widocznie dwa tygodnie i kochanie rozwiały wszelkie wątpliwości.

W miłości często ciężko jest o rozpoznanie krzywdy. Jedna ze stron może krzywdzić, nie wiedząc o tym, bo przecież chce dobrze; druga może być krzywdzona i tego nie odczuć, bo dlaczego miałoby spotkać cię coś złego ze strony ukochanej osoby? Zapewniam cię, jeżeli przywiążesz się do mnie, będzie ci trudno odejść, a najtrudniej będzie w chwili, w której będziesz najbardziej skrzywdzona. Może zastanowisz się jeszcze nad tym, co jest między nami?
Czy to jakieś ostrzeżenie? Zaczęłabym się człowieka bać. Na dodatek już zapowiada, że skrzywdzi bohaterkę, ona nie będzie w stanie od niego odejść i będą cierpieć. Zresztą czy on jest psychologiem, że tłumaczy jej zmyślony schemat działania miłości w związku? To brzmi jak wstęp do BDSM-u: „Jest bardzo cienka granica między przyjemnością a bólem. To dwie strony tej samej monety, jedna nie istnieje bez drugiej" – E. L. James – Pięćdziesiąt twarzy Greya.

– No tak. Długo jeszcze będziemy się ukrywać? Mogłabyś komuś przynajmniej powiedzieć, że chodzisz na korepetycje.
– Wolałabym nie. Myślę, że musimy poczekać, aż skończę szkołę, jeżeli nasz związek tyle przetrwa.
Czyli… Zuzanna musi skończyć szkołę, aby przyznać się do chodzenia na korepetycje?

Dla niego to też nie było łatwe. Ja ukrywałam się przed rodzicami; on może miał jakąś bliską rodzinę albo przyjaciół, z którymi chciałby podzielić się swoim szczęściem, jednak nie mógł przyznać się do związku z szesnastolatką.
Jest w związku z facetem i nie wie NIC o jego rodzinie czy przyjaciołach? Naprawdę?

Moje rozkojarzenie zauważyła moja mama. Gdy późnym wieczorem usiłowałam powtarzać temat z biologii – wszystkie próby kończyły się ślepym wpatrywaniem się w podręcznik, jednak powtarzałam sobie, że już lepiej wpatrywać się w książkę niż w ścianę – zajrzała do mojego pokoju. Z troską wypisaną na twarzy usiadła obok mnie na brzegu łóżka.
Jak mama (zbędne moja, bo czyja inna?)  zauważyła to rozkojarzenie? Przez ścianę? Ponoć po powrocie Zuza od razu usiadła do nauki.
Dodatkowo zdanie jest za długie. Przy ścianie nie pamięta się już, że w zdaniu występowała mama.

Mama pyta córkę, czy wszystko okej, a ta odpowiada, że jest zmęczona przez naukę. Na to mama sprawdza, czy ma gorące czoło, po czym stwierdza, że Zuza nie ma gorączki. Serio?



Już wystarczy że laska zapieprza jak robot, aby uzyskać najlepsze oceny, więc chyba ma prawo być zmęczona nauką, a matka próbuje to negować? A może dostała okres i gorzej się czuje albo po prostu się nie wyspała? Rety, ta matka przesadza. Jak Zuza nie jest pełna sił, to znaczy, że coś się dzieje. Masakra. Ja rozumiem, że chcesz pokazać, że matka się martwi i interesuje, ale czemu tylko w takim przypadku? Czemu nie ma scen zwykłej rozmowy córki i mamy o czymś innym niż nauka albo samopoczucie dziewczyny, i to akurat wtedy, gdy jest rozkojarzona? (Bo tak, bo pasuje do akcji – bohaterka rozkojarzona, to matka podpytuje? Akurat teraz matka się zainteresowała? Imperatyw opkowy się włączył).

Cieszyłam się z faktu, że jestem słuchowcem i że to właśnie Henryk jest moim korepetytorem; te dwie rzeczy złożyły się na to, że – chociaż nie pamiętałam o kartkówce – byłam przygotowana.
Przecież powtarzała materiał i zawsze to robi dzień przed, nie tylko na korkach, ale z każdego przedmiotu uczy się na następny dzień. Nawet gdyby kartkówka była niezapowiedziana i tak napisałaby na piątkę. Po co więc to roztrząsa?

Nawet coś wspominał, że mam się jeszcze zastanowić...
Zastanowiła się chwilę z niepasującą do niej zupełnie poważną miną.

– Jeżeli mogę mieć do ciebie prośbę... Dagmara, będę ci mówić o wszystkim, co jest między mną a nim, a jeśli stwierdzisz, że on mnie krzywdzi, każ mi odejść. Możesz mnie nawet uderzyć, jak zaprzeczę i odmówię. Ja mu powiedziałam, że postaram się sama to dostrzec, ale już czuję, że... że nie potrafię…
To brzmi, jakby wszyscy tylko czekali, aż Henryk skrzywdzi Zuzę i byli pewni, że to nastąpi.

– Śmiem twierdzić, że bycie twoim głosem rozsądku jest moim obowiązkiem jako przyjaciółki, także o nic się nie martw.
Tak że [klik].

– Jak myślisz, co zabije cię szybciej, miłość czy nauka? Ja stawiam na naukę.
– Jakkolwiek nie brzmi odpowiedź, nie sądzę, żeby kawa miała mi pomóc – skwitowałam. – Kofeina, te sprawy, to też nie jest zdrowe, zwłaszcza w nadmiarze.
Przynajmniej jedna Dagmara widzi, że Zuza przesadza z ciągłą nauką. No i czemu ta druga sugeruje u siebie nadmiar kofeiny, skoro wspomniane było, że piję kawę może raz w ciągu pięciu rozdziałów?

– ...no i wtedy się okazało, że ona się odchudzała wacikami i sokiem, bo to niby szybko pozwala schudnąć, a nie pomyślała, że to niezdrowe.
Niezdrowe? Chyba raczej szkodliwe dla zdrowia – wbrew pozorom w tym przypadku to dwie różne rzeczy.

– Z tego, co zrozumiałem, zaproponowano im takie godziny pracy, że bardziej opłaca im przenieść się do tej miejscowości niż zostać tutaj i dojeżdżać, do domu wracaliby tylko na święta, przy okazji urlopu albo czasem na weekendy. Tata twierdzi, że jesteśmy na tyle odpowiedzialni, że mogą przyjąć tę propozycję i zostawić nas tu samych, przynajmniej na jakiś czas, ale mama się cyka i mówi, że od razu powinni zrezygnować i poszukać czegoś na miejscu. Nie chcą przenosić się razem z nami, bo ja mam tu studia, a ty szkołę.
O, Wielki Imperatyw Opkowy w akcji. Właśnie wpadł na pomysł, jak zlikwidować (problem) rodziców.
Swoją drogą niesamowite – ten brat serio istnieje!
Przynajmniej wiemy, że brat jest pełnoletni i zostawienie rodzeństwa samego jest legalne. Choć bardziej prawdopodobne by było, gdyby córka się przeprowadziła z rodzicami. Skoro Maks studiuje, to pal licho, ale Zuza ma szesnaście lat...

– Dzieci, posłuchajcie. Jest taka sprawa...
– Spoko, tato, my już wiemy. Słyszałem przez drzwi – przerwał mu Maks. – Jedźcie do tego Opola, macie nasze błogosławieństwo. A o nas się nie martwcie, jesteśmy duzi, damy sobie radę.
– Jesteś pewny? – powiedziała mama. – Mimo wszystko wolałabym być przy was, dopilnować wszystkiego, żebyście się uczyli...
Szczerze, ja kompletnie nie rozumiem tych rodziców. W sensie nie rozumiem ich kreacji. Pojawiają się tylko po to, żeby być jakąś przeszkodą dla spotkań Zuzy z Henrykiem, niby są tacy groźni i konserwatywni, nie dają dziewczynie luzu i musi kombinować jak koń pod górkę, ale jak ich przenoszą do pracy do innego miasta, to wolą zostawić dzieci same na chacie, niż zabrać ze sobą (Zuzę przynajmniej, bo jest niepełnoletnia). Zgrzyta mocno.
I Maks sam zasugerował, żeby poczekali, aż rodzice przedstawią im sprawę i żeby dopiero po tym namawiali ich na wyjazd, a tu wcina się w pierwsze zdanie ojca i wręcz nakłania do wyprowadzki. Słabo. A dodajmy do tego, że syn z marszu przyznaje się, że podsłuchiwał prywatne rozmowy rodziców – bardzo odpowiedzialny, kulturalny młodzieniec. Brawa.

– Obawiam się, że nasze dzieci mają rację – tata zwrócił się do mamy. – Dajmy im szansę. Chyba musimy im pokazać, że im ufamy, co?
Nasze zbędne.
Czemu rozmawia o nich tak, jakby ich tam nie było? Poza tym cała ta rozmowa (inne z udziałem rodziców właściwie też) brzmi tak jak w większości amerykańskich filmów. Nienaturalnie. Rodzice są, aby być, czasem coś krzykną, lecz na wszystko się zgadzają, nie ingerują w życie swoich dzieci, chyba że tak pasuje do fabuły, i generalnie dostosowują się do imperatywu i widzimisię autora/scenarzysty.

– No dobrze. W takim razie w weekend wyjeżdżamy do pracy.
Hej, wait, tak już? Dopiero co się dowiedzieli, że przenoszą ich do innego miasta i już zaraz w weekend wyjeżdżają? Coś nie halo…

Tata starał się ją uspokoić, mówiąc, że gdyby czegoś potrzebowali, my – ich dzieci – możemy im to przesłać pocztą.
Oni na koniec świata wyjeżdżają? Przed chwilą było o tym, że to nie jest jakoś superdaleko, ale też nie na tyle blisko, żeby codziennie dojeżdżać. Przynajmniej tak to odebrałam. Zakładam więc, że powyżej stu kilometrów to nie jest. Godzinka, półtorej i są w domu. Znając prędkość działania Poczty Polskiej, prędzej i bezpieczniej będzie samemu po coś przyjechać.
(A piszę to po to, żeby po prostu ogarnąć Wielki Imperatyw Opkowy, bo się panoszy i wprowadza jakieś nieścisłości).

– Gdyby to faktycznie było „nic takiego”, to rodzice chyba by wiedzieli, co? Aż tak surowi nie są.
Ten moment, kiedy rodzice nie mogą wiedzieć o korkach z histy, bo są zbyt surowi (sic!), ale wyjeżdżają razem do pracy nie wiadomo gdzie i zostawiają szesnastolatkę pod opieką syna w wieku studenckim (czyli mentalnie też nastolatka, jak się można domyślać).



– Naprawdę jesteś aż tak nienormalna, żeby uwierzyć jakiemuś obcemu typowi niewiele młodszemu od twojego ojca, że zakochał się w tobie, takiej małolacie?
Mądrze pra…


 – Faktycznie, z tego, co mówisz, wydaje się być w porządku.
Nie, jednak nie.

– Nawet go nie znasz – odparłam. – Wiem, że mnie kocha i mnie nie zrani.
Whaaaat? Ostatnie PÓŁ ROZDZIAŁU bohaterka zastanawiała się, co zrobi, jeśli Henryk będzie ją ranił.

A przy okazji, wystarczyło jedno zdanie, aby Zuza przyznała się bratu do wszystkiego i wygadała całą tajemnicę. Przecież oni prawie nie mają ze sobą kontaktu! Przez te trzy miesiące, które opisałaś, nie było ani jednej sceny z udziałem Maksa, a teraz, gdy pozbyłaś się rodziców i to chłopak rządzi w domu, chcesz mi wmówić, że rodzeństwo ma super kontakt i ot tak mówi sobie o swoich tajemnicach? Teraz, gdy rola Maksa jest ważna? Teraz to już nie uwierzę.

Poza tym jeśli zobaczę, że zrobił ci coś złego, to przysięgam, zabiję skurwysyna. Tylko będę musiał wiedzieć, [bez przecinka] za co.
 – Racja. No to obiecuję.
Mam przed oczami myśli Zuzy: No tak, jak już Henryk mnie zrani, to lepiej, żeby brat wiedział, za co go ma zabić i kiedy, więc muszę mu mówić, co robię z moim kochankiem. I nie zareagowała na nazwanie Henryka skurwysynem. A ponoć taka zakochana, powinna zwrócić chyba uwagę, nie?

– Też tak czuję – przyznał mi rację brat.
Przy tej wypowiedzi zabrakło wcięcia akapitowego.

6. to know myself

W tym roku padło na jedną z[e] szkół w moim mieście, więc podróż na miejsce nie była zbyt wymagająca.

Gdy byłam już niemalże u celu, rzeczywistość upomniała się o mnie w dosyć brutalny sposób – wraz z pewną nieznaną mi dziewczyną wpadłyśmy na siebie. Książka wypadła mi z rąk, również ona upuściła jakieś papiery. Wspólnie zebrałyśmy wszystkie szpargały, przepraszając się wzajemnie. Ramię w ramię ruszyłyśmy w kierunku wejścia do budynku szkoły.
Ale że Zuza i ta książka? Podmioty Ci się pomieszały.

Zdążyłyśmy zostawić płaszcze i torby w specjalnie wyznaczonej klasie, kiedy już zawołano wszystkich uczestników na aulę, na której rozstawionych było kilkadziesiąt stolików.
Do auli i w której. No chyba że masz na myśli jej dach, to cofam. (Kilka linijek niżej już nie masz z tym problemu i piszesz do auli, więc to chyba jednak nie chodzi o dach).

– Nie. Nie zaplanowaliśmy żadnych atrakcji, a wyniki ponownie zostaną przekazane prosto do szkół, także jeżeli nie czekasz na nikogo, to możesz już iść.
Za moich czasów wyniki dostępne też były na stronie kuratorium oświaty bodajże. Ale trudno chyba liczyć na Internet w świecie, w którym szesnastolatka loguje się do portali społecznościowych i włącza komputer tylko po to, żeby popisać z koleżanką, a po skończonej rozmowie go wyłącza.

– Było trudniej, [bez przecinka] niż w pierwszym etapie, ale myślę, że całkiem okej, dzięki.
To całkiem jasne, że było trudniej.

Stosunkowo rzadko kontaktowaliśmy się poza korepetycjami, głównie wysyłaliśmy do siebie wiadomości tekstowe z potwierdzeniami umówionych wcześniej spotkań, dlatego odebrałam z niepokojem.
Nie no serio. Skąd się ta Zuza urwała? Wiadomości tekstowe?

– Będę cię przekupywać – odpowiedziała szczerze. – Pomyślałam, że może mogłabyś zostać na noc, a jak będę mieć jedzenie, to pewnie się zgodzisz. Bo zgodzisz się?
Dopiero Maks prosił, by Zuza mogła zostać u Dagmary na noc, a ta nagle to sugeruje. Przypadek?

– O, jesteś wreszcie – powiedział, nawet na mnie nie patrząc. – Gdzie byłaś?
– Była u mnie – odpowiedziała Dagmara.
Przecież sam jej podsunął pomysł, żeby została na noc u Dagmary. W ogóle serio? Zuza musi przyprowadzać Dagmarę, żeby udowodnić bratu, że nocowała u niej, a nie gdzie indziej?

– Właściwie myślałem, że będziesz [u] twojego korepetytora.
Swojego.

– Dobrze. Jak coś, to się nie denerwuj, pytam z troski.
Najpierw wywala siostrę z domu, żeby mieć wolną chatę i spędzić czas z dziewczyną sam na sam, a potem się troszczy o to, gdzie spała, bo pomyślał, że mogła być u korepetytora? No rzeczywiście, troskliwy ten braciszek. W dodatku zamiast wcześniej kategorycznie zabronić jej noclegów u starszego faceta, po prostu pyta, czy u niego nie była. Troską byłoby, gdyby zadzwonił późnym wieczorem i zapytał, czy na pewno jest u Dagmary, a nie jest to pytanie z rana, czy na pewno spędziła noc u koleżanki. A gdyby nie, to co by zrobił? Teraz to już za późno na troskę.

– Trudno mi to opisać – odezwał się po dłuższej chwili.
Przy tej wypowiedzi brak wcięcia akapitowego.

Rozmowa z nią jest jak taniec z kimś, z kim wspólnie trenujesz od lat – idealna.
Bardzo podoba mi się to porównanie.

– Namieszałeś mi w głowie jeszcze bardziej – przyznał Krzysiek. – Szczerze? Chyba jednak szybciej zrozumiałbym, gdybyś był z nią dla seksu. Rozwiodłeś się, pewnie jeszcze przechodzisz kryzys wieku średniego, poznałeś ładną, młodą dziewczynę, spoko. A ty mi mówisz, że jakaś aura, jakiś taniec... Naprawdę, jakoś nie ogarniam.
No, to zupełnie tak jak ja.

7. hush, don’t speak

W salonie czekał już otwarty laptop Maksa. [W]wysłaliśmy wiadomość do rodziców, że jesteśmy gotowi.

– Dostaliśmy dzisiaj grafik pracy rozpisany do końca roku – zaczął tata. – Część pracowników musi pracować w święta, żeby firma nie stanęła i nie poniosła dodatkowych strat. Niestety jesteśmy w tym gronie.
Ale wiesz, że Boże Narodzenie (czyli i 25, i 26 grudnia) jest ustawowo wolne od pracy?

– Możecie nas odwiedzić, ale wiecie, że wynajmujemy tylko kawalerkę, nie zorganizujemy tu sobie świąt.
Od kiedy od wielkości mieszkania zależy, czy święta się odbędą? To nie tak, że wystarczy rodzina, stół z krzesłami i kuchnia, aby coś ugotować? Od biedy, Maks studiuje kierunek gastronomiczny, więc może ugotować coś w domu i przywieźć. I poza tym jeśli rodzice pracują w poważnej firmie, która ich ściągnęła do innego miasta, powinni chyba dostać jakieś mieszkanie pracownicze, albo chociaż mieć opłacany hotel.  

– Córeczko, nie możemy od ciebie wymagać, żebyś nas wspierała finansowo, tak samo od twojego brata.
Zaraz, czemu nie? Chłopak jest pełnoletni, może pracować – wielu studentów utrzymuje się samych, a Maks i Zuza mieszkają teraz sami, więc dlaczego niby nie mógłby dokładać się do budżetu domowego?
Tak mi teraz wpadło do głowy – rodzice Zuzy nawet całe weekendy pracują? Nie przyjeżdżają w odwiedziny do własnych dzieci (z czego jedno jest niepełnoletnie!)?

Dłuższą chwilę przerzucaliśmy się powodami, dzięki którym zbliżające się święta nie będą takie złe, a w niektórych aspektach może nawet lepsze. W końcu śmiech uniemożliwił nam dalsze mówienie. Maks przytulił mnie, a gdy uspokoiliśmy się odrobinę, wyszeptał: (...).
Odkąd rodzice wyjechali, a chwilę wcześniej mitologiczny brat Zuzy pojawił się jako prawdziwa postać w tym opowiadaniu, coś mi w całej tej ich relacji zgrzyta. Dlaczego wcześniej Zuza żyła z bratem tak, jakby się unikali? W którymś rozdziale padło stwierdzenie, że to wychodzenie Zuzy do biblioteki wszystkim jest na rękę i było o bracie, z którym dzięki temu się mniej widywała, czy coś takiego. A teraz wielka rodzinna miłość? Jak to jest? Zostali sami i nagle troszczą się o siebie nawzajem, chcą spędzać razem czas i mogą się przytulać? Mam wrażenie, że Twoje postaci są jak chorągiewka na wietrze – zmieniają się według Twoich potrzeb.

– Ty to jednak, siostra, masz szczęście w miłości. Za pierwszym razem tak trafić...
A mnie się to wszystko wydaje jednak dziwne. Nikogo nie niepokoi to, że szesnastolatka spotyka się z dwadzieścia sześć lat starszym gościem? Zarówno Dagmara, jak i Maks nie mieli żadnych zastrzeżeń, cieszą się wielkim szczęściem Zuzy i w ogóle ją wspierają. Znaczy – to fajnie, nie zrozum mnie źle, ale mimo wszystko, gdyby takie coś przydarzyło się mnie (załóżmy, gdyby moja koleżanka była w takim związku), to jakichkolwiek miłych słów o tym facecie bym nie usłyszała, byłabym podejrzliwa chyba cały czas. I wydaje mi się to całkowicie normalne. Zuza jest jeszcze dzieckiem, on za to jest doświadczonym mężczyzną po przejściach. Jak można być aż tak ufnym w stosunku do niego?

– Byłeś dzisiaj na spotkaniu, nie chcę ci przerywać rozmowy. Jestem pod twoją kamienicą i...
– Wiem. Odwróć się.
I nie zauważyła tego? Próbowałaś kiedyś rozmawiać przez telefon z tak bliskiej odległości?

Rozłączyłam się i wyciszyłam telefon.
Nie rozumiem, dlaczego Zuza ciągle albo wycisza telefon, albo wyłącza. I wylogowuje się z mediów społecznościowych. Przecież teraz każdy jest ciągle zalogowany i nie wyłącza telefonu, gdy nie jest to nagły wypadek. Zuzanna przez swoje podejście wydaje mi się nieco staroświecka.

Fajnie, że tak na luzie podchodzisz do pisania o seksie, bez żadnego tabu. Ten fragment rozmowy wypadł bardzo naturalnie.

8. troublesome friends

Miałam trochę czasu przed wyjściem, więc włączyłam komputer z zamiarem szybkiego przejrzenia mediów społecznościowych, zwłaszcza klasowej grupy na Twarzoksiążce (...).
Jeśli jeszcze raz przeczytam, że szesnastolatka loguje się do mediów społecznościowych zamiast po prostu wchodzić na fejsa, to chyba dostanę białej gorączki. I czemu włącza komputer? Rozdział czy dwa temu wyraźnie pisałaś, że ma Internet w telefonie. Czy to nie szybsze i wygodniejsze rozwiązanie z rana, gdy szykuje się do szkoły?

– Nie mogę! Wtedy wszyscy się dowiedzą, że się puszczam za pieniądze.
Ech… Zdecyduj się. Laska właśnie ma kłopoty, bo odmówiła gościowi seksu. Czyli się nie puszcza za pieniądze. Jest tylko, powiedzmy, damą do towarzystwa.

– Idziemy na policję zgłosić nękanie czy coś. Zresztą, opowiem ci wszystko w domu, teraz tak trochę nie mam czasu.
– Uch, źle to brzmi. Ale dobra. Wyjaśnisz mi wszystko potem, jak coś, to cię kryję. I przypomnij mi po południu, żebym wypisał ci usprawiedliwienie.
Dziewczyny idą zgłosić nękanie Dagmary na policję. I łudzą się, że nikt się o tym nie dowie. Niestety muszę Cię zmartwić – obie są niepełnoletnie, więc z tego, co się orientuję, bez rodzica czy opiekuna prawnego i tak nie będą mogły tego zrobić.

Podążyłyśmy za mężczyznami.
Brak wcięcia akapitowego.

– Bardzo dobrze zrobiłaś. Teraz chodźcie ze mną, musicie złożyć dodatkowe zeznania.
W obecności rodziców. Coś niedoinformowana ta pani policjant.

Masz bardzo dużo brakujących wcięć akapitowych w tym rozdziale – przejrzyj go uważnie.

Dagmara nie założyła z powrotem okularów, przez co ludzie zaczęli oglądać się za nami – jej podbite oko przyciągało uwagę. Zdawała się tym jednak nie przejmować.
Skoro tak się wcześniej bała, że ktoś zobaczy to oko, to nie próbowała tego zatuszować makijażem? Na pewno zmniejszyłaby widoczność siniaka, a przecież rano nie planowała pójścia na policję.

Chciałam, aby Dagmara zerwała z zarabianiem w taki sposób, w jaki robiła to dotychczas. Od początku nie do końca podobało mi się to, co robi (...).

– Dagmara miała kłopoty i poprosiła mnie o pomoc. Byłam z nią na policji, musiała złożyć zeznania.
– Na policji? – zdziwiła się mama. – Poważna sprawa. Mam nadzieję, że ty w nic się nie wplątałaś.
– Nie, mamo. Jestem całkowicie bezpieczna, u niej też już wszystko w porządku, nie martw się.
Aha. I ta troskliwa, surowa mama, która nie daje córce luzu, nie pyta, po co ta córka była na policji z koleżanką? Tylko stwierdza poważna sprawa?

Popołudnie spędzałam w domu z moim bratem. Siedzieliśmy w pokoju dziennym; za tło robił nam telewizor, który przez rozmowę kompletnie ignorowaliśmy.
Tyle narzekałam, że Zuza uczy się jak robot, ale od czasu wyjazdu rodziców i pocałunku z Henrykiem, dziewczyna spędza popołudnia u niego – leżąc, a nie się ucząc – lub z Dagmarą/przed telewizorem. Jeśli odchodzisz od jakiegoś przyzwyczajenia bohaterki, rób to stopniowo. Brak nauki i wagary to wystarczające zaburzenie charakteru postaci w dość krótkim czasie. Bo znając Zuzę, już by pisała do Jadźki o notatki i czekała z niecierpliwością na odpowiedź.

– Pogadamy, jak się z nim prześpisz – powiedział zadziornie.
– Ja nie mówię, że się z nim nie prześpię – stwierdziłam – bo kiedyś pewnie to zrobię, ale nie za kasę, tylko z miłości. A to jest inna sprawa.
– Jak uważasz. – Wzruszył ramionami. – Podasz mi pilota? Chcę przełączyć.
Serio? Szesnastolatka mówi starszemu bratu, że ma zamiar stracić dziewictwo z czterdziestolatkiem, a on, że spoko? To nie tak, że brat zazwyczaj broni niewinności siostrzyczki, namawia na wstrzymanie się i tak dalej (szczególnie patrząc na wiek Henryka)?



Chwilę podroczyliśmy się na temat tego, kto powinien być w posiadaniu pilota, jednak szybko doszliśmy do porozumienia. Zdziwiłam się, jak szybko osiągnęliśmy konsensus – wyglądało to tak, jakbyśmy powoli tracili zdolność do charakterystycznych dla rodzeństw kłótni. To przez sytuację, w której się znaleźliśmy, czy tak po prostu oboje dorośliśmy? A może jedno wynikło z drugiego? Nie wiedziałam, jaka jest odpowiedź, ale wiedziałam, że czasem fajnie jest się nie kłócić.
Odpowiedź to Wielki Imperatyw Opkowy.

Z trudem powstrzymałam się od westchnięcia. Nie znosiłam, gdy ktoś posługiwał się pełną formą mojego imienia – sto razy bardziej wolałam Zuzę, Zuzkę czy nawet Zuzię – podczas gdy w liceum zdarzało to się nieustannie.
Przecież nawet się tak przedstawiła Henrykowi… Właściwie to zazwyczaj czytałam pełne imię bohaterki.

W drodze do mieszkania Henryka rozmyślałam o tym, co mam, a miałam kochającego partnera, zwariowaną przyjaciółkę i brata, który coraz bardziej okazywał się być w porządku.
Miałam.

9. all I want for Christmas

– A dla mnie coś masz? – wtrącił się Maks, wychodząc na przedpokój.
Stałam przed lustrem na przedpokoju, na zmianę rozpuszczając i związując włosy.
Do przedpokoju i w przedpokoju.

Podoba mi się pomysł na prezent Maksa dla Zuzy. To bardzo kreatywne rozwiązanie.

Dobrze oddałaś atmosferę świąt – nie było zbytniej przesady, lecz czuć jednocześnie, że rodzeństwo naprawdę świętowało i dobrze spędziło czas. To był taki moment rozleniwienia fabuły, ale potrzebny, aby przystopować ze wszystkimi pierwszoplanowymi wątkami. Czytelnik odpoczął od Henryka, od problemów Zuzy z rodzicami czy od jej nauki. Czasem historia wymaga zastopowania i ten moment wybrałaś bardzo dobrze, jednocześnie opisując scenę lekko i przyjemnie.

Bez słowa przeszłam przekroczyłam próg.
Przeszłam przez próg/przekroczyłam próg.

Późnym popołudniem stało się coś niespodziewanego – zgasły wszystkie światła w mieszkaniu, również telewizor padł. Nie miałam pojęcia, co się stało, zaczęłam nerwowo rozglądać się dookoła. Białek westchnął tylko z rozgoryczeniem.
– Znowu zrobili przerwę w dostawie prądu – rzucił. – Cały ten i kilka kolejnych budynków nie ma teraz kompletnie nic. To chyba trzeci raz w tym miesiącu.
Znów imperatyw. Wiesz, nie byłoby to dziwne, gdyby Henryk wcześniej wspomniał o takiej możliwości lub stałoby się to któregoś dnia, gdy Zuza u niego była. W tym momencie czuję, że jest to wymyślony na szybko pretekst, aby łatwiej było rozpocząć scenę erotyczną.

Kiedy ją rozważałam, poczułam jego dłoń przesuwającą się w dół mojego brzucha. Uniósł delikatnie moją sukienkę, po czym wsunął dłoń w moje majtki i poruszył delikatnie palcami.
Zaimki niepotrzebne, bo o czyją sukienkę na przykład może chodzić? Czy Zuza może poczuć brzuch kogoś innego? Nie. To jej sukienka i jej brzuch i wiadomo to… z logiki? Nie musisz tego zaznaczać.
Poza tym czy to nie on rozdział czy dwa wcześniej zapewniał ją, że nie zrobi nic, dopóki nie będzie gotowa? I czy bohaterka nie cieszyła się, że ma jeszcze czas, bo zaledwie lekko ponad miesiąc temu pierwszy raz się całowała?



I dłoń nie powinna jechać w górę ud, skoro wędruje pod sukienkę, zamiast w dół brzucha?

Zastanowiłam się chwilę. Rzeczywiście, wiedziałam od rodziców, że starają się o kilka dni urlopu, najlepiej w czasie, w którym ja i mój brat będziemy mieć wolne od nauki, czyli właśnie na początku lutego. Byłoby to podejrzane, gdybym akurat wtedy zniknęła z domu. Zawsze mogłam wykorzystać Dagmarę i powiedzieć, że to z nią wybrałam się na wspólny wyjazd, ale nie chciałam nadużywać jej przyjaźni, a musiałaby jednak trochę poświęcić, by móc mnie kryć.
Najpierw musi się tłumaczyć mamie z minutowej rozmowy przez telefon i każdego wyjścia z domu, a potem twierdzi, że po prostu poinformuje rodzicielkę, że wyjeżdża z koleżanką? Przecież to się kupy nie trzyma.

Wiesz, tak sobie myślę... skoro już wyjedziemy na tych kilka dni i będziemy razem cały czas... chciałabym wtedy spróbować seksu.
To brzmi tak, jakby mówiła, że chce spróbować jakiejś potrawy.



No i skąd bohaterka wie, że akurat za ten ponad miesiąc będzie gotowa, skoro teraz jest w szoku, gdy facet wkłada jej rękę w majtki? To raczej tak, że to się po prostu czuje, a nie planuje parę tygodni wcześniej, że ooo tego dnia będę już na pewno gotowa, choć dzień przed pewnie jeszcze nie. Szczególnie przy tak wykreowanym charakterze protagonistki – powinna być wyczulona, nieśmiała w tym temacie. Mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi.

– Naprawdę? – Z tonu jego głosu wnioskowałam, że odrobinę go zszokowałam. – Nie musimy tego robić, jeśli nie jesteś gotowa, wiesz o tym.
– Wiem. Ale wydaje mi się, że za ten miesiąc mogę już być na to gotowa. Przemyślę to jeszcze kilka razy, przygotuję się psychicznie.
Eee… nope. To nie działa jak nauka do klasówki z matmy. Przygotuję się na za miesiąc, to dam radę.

Nagle wszystkie światła włączyły się, oznajmiając powrót energii elektrycznej w tę okolicę.
W tej okolicy.

Wzięłam szybki prysznic, wytarłam się w podany mi przez Henryka ręcznik i włożyłam pożyczony od niego T-shirt, oczywiście o wiele na mnie za duży.
Henryk podawał jej ten ręcznik pod prysznicem? To ona wiedziała, że spędzi noc u faceta i nie wzięła piżamy?

10. winter days

– Jesteś pewna, że nie masz żadnych kłopotów? – zapytała.
[...]
– Tak, wszystko jest w porządku – odparłam. – Dlaczego pani pyta, jeśli mogę wiedzieć?
– Miałam okienko po waszej lekcji, sprawdziłam część kartkówek, w tym twoją. Dostałaś trójkę. Nie wpłynie to na twoją ocenę semestralną, dalej masz bardzo dobry, ale martwię się.
O rany, serio? Co to za szkoła? Chyba dla cyborgów, i nie mam na myśli jedynie uczniów.

Faktycznie – gdy byłam w połowie trasy ze szkoły do domu, zadzwoniła do mnie mama. Swoją drogą, podejrzanie często zdarzało się jej dzwonić do mnie w sprawie moich problemów w godzinach pracy – skoro tak ciężko z tatą pracowali, jak znajdowała czas na załatwianie rodzinnych spraw przez telefon?
Od wyjazdu rodziców mama zadzwoniła do niej… raz, gdy Zuza była na policji. I raz przez Skype, by powiedzieć, że nie przyjedzie na święta. Wspomniałaś coś jeszcze o tym, że rodzice kontaktowali się, aby zapowiedzieć przyjazd. Nic więcej. Przez dwa miesiące. Więc gdzie to częste wydzwanianie?
Oba pogrubione słowa zbędne – w domyśle wiemy, że telefonowano do Zuzy.

– Masz mi coś do powiedzenia? – zapytała bez zbędnych wstępów.
– Dostałam trójkę z matematyki – odpowiedziałam.
– I co dalej?
– Nie postarałam się, przepraszam. Następną pracę napiszę lepiej.
– Mam nadzieję. Wiesz, że kochamy cię z tatą mimo wszystko, ale nie po to poszłaś do tak dobrego liceum, by teraz się nie starać.
– Rozumiem, mamo.
– Jak wrócisz do domu, to pamiętaj, żeby powtórzyć tę matematykę. A teraz muszę kończyć. Do usłyszenia, córeczko.
Ta relacja matki z córką mnie urzeka. Z jednej strony niby taka surowa, z drugiej potem okazuje się, że jednak dosyć, hmm, liberalna, ale jak tylko córcia dostała trójkę, to od razu dzwoni i robi jej wyrzuty. Po pierwsze, jak w ogóle w tak szybkim tempie dowiedziała się o tej ocenie? Zuza nawet jeszcze nie wyszła ze szkoły. A nauczycielka sprawdziła tylko część kartkówek, nie sądzę, by wpisała je do dziennika. Poza tym nawet jeśli, to matka musiałaby chyba sprawdzać go co chwilę. No i do tego ta rozmowa. Musztra jak w wojsku, posłuszeństwo jak u psa. Serio, z kosmosu jakaś ta rodzina, nic się tu nie klei.
W dodatku na drugiej lekcji historii cała klasa oprócz Zuzki dostała jedynki. Gdyby ona była w tym gronie, ciekawe, jak matka by zareagowała. To kolejny dowód na to, że jeśli chodzi o naukę, rodzice traktują Zuzę jak maszynę, a dorzucają że i tak ją kochają dla pozorów.

Mama rozłączyła się, zanim jeszcze zdążyłam skończyć mówić. Wiedziałam, że mnie nie zbyła, musiała już wracać do pracy i dlatego stosunkowo nagle urwała rozmowę, nie mogła zaczekać, kiedy po pożegnaniu zadałam jeszcze jedno pytanie; mimo to zaniepokoiłam się trochę.
Matka nie ma czasu w pracy, żeby rozmawiać, ale gdy córka dostaje trójkę, nie czeka z tym do wieczora – ma czas, żeby sprawdzić ocenę/odebrać telefon od wychowawcy/cokolwiek i zadzwonić do córki, aby ją opieprzyć. Lecz nie ma czasu na wysłuchanie jednego pytania. Logiczne.

– Weź, nie schizuj – powiedział mi Maks, kiedy wieczorem, przy kolacji, opowiedziałam mu o rozmowie z mamą i o jej braku reakcji na moje pytanie. – To na pewno przez obowiązki, spieszyła się. Zaraz możemy zadzwonić do rodziców, jeśli chcesz, to się już teraz upewnimy.
Matka rzuciłą słuchawką, gdy Zuza była w połowie drogi do domu, bo nie ma czasu, a chwilę później Maks mówi, że mogą zadzwonić zaraz? Przecież matka jest bardzo zajęta, spraw służbowych na cito nie załatwia się w pół godziny, a wnioskuję po zachowaniu kobiety, że właśnie takie ma do uregulowania – czasochłonne i pracochłonne.

Chociaż musiałam poświęcić na naukę ładnych kilkanaście godzin, na czwartkowej lekcji matematyki udało mi się poprawić kartkówkę na pięć.
Więc… nauczycielka powiedziała, że ocena nie ma wpływu na tę semestralną, a Zuza i tak ją poprawiła. No okej, może dla zaspokojenia sumienia, ale… Da się poprawiać kartkówki? Naprawdę? Ponoć to prestiżowe liceum.

– ...ale generalnie to u nas ciągle ktoś się wkręca w jakąś chorą akcję, i w sumie powoli przestaje mnie to dziwić, zresztą sama byłam prostytutką, więc można powiedzieć, że tam pasuję.
Przecież sama mówiła, że nie uprawiała seksu i zrobiła dramę, gdy facet chciał ją tknąć. Zdecyduj się na jedną wersję.

Dwa miechy przed maturą,[zbędny przecinek] albo tuż przed sesją na studiach, a nie w pierdolonej pierwszej klasie pierdolonego liceum!
Mówiła ciszej, zapewne po to, by nie wzburzyć ludzi dookoła przekleństwami, ale wiedziałam, że naprawdę się zdenerwowała.
Wykrzyknik sugeruje, że jednak krzyczała.

Może zmiana szkoły byłaby jednak dobrym rozwiązaniem? Owszem, rodzice by się trochę wściekli, ale może szybko by im przeszło, zwłaszcza że nauka zaczynała mieć negatywny wpływ na moje zdrowie.
Co ty, narratorze, mi wmawiasz? Matka dzwoniła do niej, jak raz opuściła szkołę i jak dostała tróję. Nie uwierzę, że zwrócą uwagę na jej zdrowie i że zmiana szkoły przejdzie tak gładko.

– Co powiesz na taki układ: spróbuję w tym roku nie zdać, [bez przecinka] i jeśli nie zdam do drugiej klasy, to zmienię szkołę. A jeśli dam radę, to jednak zostanę i spróbuję skończyć moje liceum – zaproponowałam.
Że… co? To jest najgłupszy pomysł, na jaki mogła wpaść.
I jak mogłaby nie zdać, mając średnią powyżej pięciu? Przecież ponoć pamięta dużo z lekcji. Nawet się nie ucząc, bez problemu zdałaby choćby na dwójach. Autorko, Twoja bohaterka ponoć jest bardzo INTELIGENTNA. Prowadzi narrację ładnymi zdaniami, przedstawiasz ją jako grzeczną, mądrą dziewczynę. Gdy myślała o Henryku i ich związku, ANALIZOWAŁA sytuację. MYŚLAŁA. A teraz nagle wpada na tak durny plan? Przecież nauczyciele i rodzice będą ją dręczyć!

– Powinnaś zmienić szkołę nawet wtedy, gdy zdasz. Po co masz się męczyć?
I ten moment, kiedy jesteś najlepszą uczennicą w szkole, ale mądrzej od ciebie prawi szalona eks-prostytutka, droga Zuzanno.  
Zuza powinna jedynie trochę wyluzować, a nie zmieniać szkołę. Ma same piątki i szóstki! Jeśli będzie miała czwórki, świat się nie zawali, ale to nie powód, by rezygnować z dobrej szkoły, w której przecież sobie radzi.

– Co ty robisz? – zapytał ostro. – Chcesz, żebym zawału dostał?
Ale niby od czego? Od tego, że jego siostra wróciła do domu, położyła się spać i spała do dziesiątej? W sensie rozumiem zaniepokojenie, bo spała – jak się później okazało – siedemnaście godzin, ale zawał? Co to ma wspólnego? To raczej ona mogłaby dostać zawału, skoro wparował tak do jej pokoju.

Przed chwilą napisałaś, że Zuza obudziła się po dziesiątej, po czym wszedł jej brat i powiedział, że już prawie jedenasta. To jak to w końcu jest? Wymieniali trzy zdania prawie godzinę?

Sądziłam, że sen przyniesie mi jakiegoś rodzaju ukojenie, a tymczasem było jeszcze gorzej niż wcześniej: bolała mnie głowa i kark – zapewne z powodu pozycji, w której spałam, byłam głodna, poza tym zaczęły odzywać się we mnie wyrzuty sumienia związane z brakiem nauki poprzedniego wieczoru.
Przecież dopiero myślała o zmianie szkoły ze względu na zdrowie, a gdy raz odespała wszystkie dni, ma wyrzuty sumienia, bo co tam zdrowie, nie uczyłam się!

11. we’ll mend your heart

Tę walkę o przetrwanie częściowo wynagrodziła mi informacja otrzymana tuż przed wyjściem ze szkoły od nauczycielki historii – szkoła została tego dnia powiadomiona o wynikach drugiego etapu olimpiady przedmiotowej i o tym, że udało mi się zakwalifikować do finału.
Jak napiszesz tuż przed wyjściem, to wszyscy będą wiedzieli, o co chodzi, a usuniesz przy tym powtórzenie.

– Za godzinę widzę się z Tanią na dworcu, za jakieś dwie mamy pociąg.
Serio będą siedzieć i czekać na dworcu godzinę na odjazd pociągu?

– Do Zakopanego jedziecie, dobrze pamiętam?
– Owszem.
– Dasz mi znać, jak dojedziecie?
– Jasne. Ty też mi napisz, jak będziesz na miejscu, okej?
– Oczywiście.
Pierwsza pogrubiona kwestia należy do brata Zuzy, druga do samej Zuzy. Czemu Twoi bohaterowie wypowiadają się tak… nienaturalnie? Jaki student powie owszem tak na poważnie, a nie ironicznie?

Zuza wyjechała sobie ot tak na parę dni, bo rodzice przyjadą dopiero za tydzień. A zastanawiała się, co im powie, jeśli zadzwonią albo będą chcieli gadać przez Skype? Wmówi im, że jest z Dagmarą? A co, jeśli będą chcieli z nią porozmawiać?

Dla mojej wygody Henryk umówił się ze mną pod galerią niedaleko mojego osiedla, dzięki czemu nie musiałam iść pieszo przez pół miasta.
Od pamiętnego dnia, kiedy to się zgubiła, nie korzysta już z transportu miejskiego? Boi się zgubić znowu i spotkać kolejnego Henryka, za którym poszłaby do domu?

Henryk rozglądał się na boki, jakby szukał jakiegoś konkretnego miejsca. Nagle skręcił w odrobinę węższą leśną drogę. Po kilku minutach jazdy zatrzymaliśmy się na czymś w rodzaju polany. Kilkanaście metrów dalej stała tuląca się dwoma ścianami do drzew mała drewniana chatka.
Jedź z dużo starszym facetem nie wiadomo gdzie, nie pamiętaj drogi, bo śpisz, niech wywiezie cię do małej drewnianej chatki w środku lasu, gdzie nikt was nie znajdzie. Nie wiadomo, co będziecie tam robić, i w razie czego nikt ci nie pomoże. Ciesz się z tego. Brawo.
No i skoro, jak napisałaś, od świąt padał śnieg, a leśne drogi są nieodśnieżane, to nie mieli problemów z przejazdem samochodem?
W dodatku nie mamy wyjaśnienia, co to za chatka. Czy to własność Henryka? Czy wynajął?

– To dopiero początek – powiedział Henryk, zauważywszy moją reakcję na miejsce, w które przyjechaliśmy. – Jutro pokażę ci okolicę.
– Dlaczego dopiero jutro? – zapytałam ze zniecierpliwieniem. – Chcę dzisiaj się rozejrzeć.
Może dlatego, że jest już, według moich obliczeń, wieczór? (Zuza miała kilka lekcji, zdążyła przyjechać do domu, wziąć rzeczy, spotkać się z Henrykiem przy galerii, a ich podróż miała trwać trochę, czyli długo, skoro Henryk zasugerował jej drzemkę – musiało minąć sporo czasu, poza tym w grudniu ciemno robi się o szesnastej). Poza tym gdzie ona chce się rozglądać? Po lesie?

Za pamięci napisałam do mojego brata, po czym podążyłam za Henrykiem do budynku.
Pierwsze słyszę (a właściwie czytam) takie sformułowanie. A jedyne źródło, które daje jakąś odpowiedź, to to: klik. Stylizacja językowa Zuzy jest naprawdę dziwna.

Powoli rozebrałam się z piżamy, po czym ubrałam skarpetki (przyzwyczaiłam się do spania boso) i dżinsy.
Dzięki ci, Zuzo, za tę informację, bo bez niej nie połapałabym się w fabule.

– Jeszcze raz przepraszam – odezwał się, stawiając przede mną kubek. – Mogłem zapukać.

– Mówiłam ci już przecież, że nic się nie stało – zapewniłam go ze spokojem w głosie, który zdziwił mnie samą, sięgając przy tym po bułkę. – Przecież prędzej czy później i tak zobaczysz mnie nago, prawda?
Nieważne, czy Henryk zobaczyłby ją nago za dwa dni czy za dwa lata. Przecież to i tak się stanie, więc spoko, może pokazywać cycki już teraz. Naprawdę, autorko?
Wydaje mi się, że bohaterka jest  zbyt niedojrzała emocjonalnie do tego związku. Uważa, że skoro jest z facetem, to rozbieranie się, macanie i seks są rzeczą naturalną i kiedyś będzie musiała je zrobić. Wszystko planuje i wszystko przyspiesza. I naprawdę myślenie w stylu kiedyś będziemy uprawiać seks, więc nie mogę się wstydzić, gdy widzi moje cycki jest złe. Bo Zuza jest pewna, iż to, że pójdą do łóżka, nastąpi. Barierę wstydu trzeba pokonywać stopniowo, a nie na zasadzie wszyscy tak robią, ja też kiedyś zrobię, więc co za różnica czy teraz, czy kiedyś. I tu jest problem Twojej bohaterki. Ona nie dojrzewa do aktu seksualnego, tylko zakłada, że powinna być już dojrzała. I przez to jej nie lubię. Wydawała się inteligentna, ale w sprawach związku postępuje tak bardzo schematycznie, że to jest straszne. Bo jeśli nie jest gotowa na coś, to mimo zaplanowania sobie konkretnej daty, nie powinna tego robić. Zuza zaś twierdzi, że skoro już zapowiedziała, że straci w tym tygodniu dziewictwo, to musi się przełamać i to zrobić. Nie zdziwiłabym się, gdyby miała po tym traumę, bo jednak nie była gotowa. Chociaż sądząc po psychice Twojej bohaterki, bardziej przejęłaby się kolejną tróją niż faktem, że poszła do łóżka w wieku szesnastu lat z facetem starszym o dwadzieścia sześć po pół roku znajomości. I nie zrozum mnie źle, Fangirl. To nie tak, że nie możesz kreować nieodpowiedzialnej postaci. Chodzi o to, że bohaterowie powinni być w takim przypadku konsekwentnie niedojrzali, a nie tylko w zależności od sceny. Bo teraz Zuza jest megautalentowana, rozsądna, z dobrego domu i tak dalej, a raz na jakiś czas zmienia się diametralnie, co jest do niej niepodobne. I tu znów zaznaczę niekonsekwentną kreację bohaterki.

Usiadł na brzegu, opierając stopy o taflę lodu.
Nie mógł tego zrobić jednocześnie, a imiesłowów zakończonych na -ąc używa się do wyrażania czynności równoczesnych. Najpierw musiał usiąść, potem oprzeć stopy.

Miejscem, które miałam zobaczyć, okazało się być niewielkie leśne jezioro, o tej porze roku skute lodem.
Pogrubione wyrażenie to kalka z angielskiego, w języku polskim uznawana za błąd – samo okazało się niewielkie leśne jezioro wystarczy.

Może w tym miejscu, w którym teraz siedzimy, uklęknął przed nią na jedno kolano i zapytał o małżeństwo?
To brzmi źle. Prędzej poprosił o rękę albo czy zostanie jego żoną. I jedno jest zbędne. Przecież to logiczne; nie klęka się na dwa kolano.

– Następnym razem cię posłucham – zapewniłam. – A teraz zrób mi herbaty, proszę.
– Herbatę zrobisz sobie sama, a ja rozpalę w kominku, a potem zrobię coś do jedzenia. I mi też możesz zrobić herbaty. Proszę.
Kiedy odwrócił się do mnie plecami, przekornie pokazałam mu język, jednak bez sprzeciwu udałam się do kuchni.
Po obiedzie przygotowałam nam kolejną herbatę.
Nie no, akcja w tym opowiadaniu pędzi z prędkością światła… Robienie herbaty, potem znowu robienie herbaty… Daj mi coś, co mnie zaciekawi. Skupiasz się na nieważnych detalach, Twojemu opowiadaniu brakuje czegoś, co by je napędzało i pchało fabułę do przodu.

Byłam zrelaksowana – do momentu, w którym mężczyzna powiedział:
Wspominałam o tym gdzieś wyżej, ale zrobię to jeszcze raz – Zuza zna jego imię, więc wypowiadanie się (oczywiście w myślach) o nim jako o mężczyźnie jest nienaturalne. Myślisz o swojej mamie ta kobieta zrobiła obiad?

Kiedy dowiedziałem się, że żona mnie zdradza, nalegałem, by wyjaśniła mi, [zbędny przecinek] dlaczego. W końcu powiedziała mi, że to dlatego, że jestem... słaby w łóżku i nie potrafię jej zaspokoić.



Tego się nie spodziewałam.

Skończyło się to tym, że... uzależniłem się od seksu. Dotarłem do punktu, w którym nie chciałem już sobie nic udowadniać, ale musiałem to robić, a kiedy miałem przerwę od seksu dłuższą niż dobę, wariowałem.
– To dlatego zacząłeś się ze mną spotykać? – przerwałam mu. – Miałam być jedną z tych kobiet?
– To nie tak... to znaczy... – Przerwał na chwilę.



Nie no, teraz to już w ogóle zrobiło się śmiesznie. Jeśli w tym momencie Zuza stwierdzi, że i tak się z nim prześpi, to jest kompletną idiotką.

Potem Henryk streszcza swoje parę miesięcy życia. I przez to teraz się zastanawiam, jak on w ogóle zarabia na siebie, chodząc po lekarzach i popijając herbatki w domu?

Wiedziałem już, że nie chcę tak żyć, ale nie potrafiłem jeszcze zapanować nad instynktami i zaczepiłem cię, bo mi się spodobałaś. Pomyślałem o tym, że tego dnia ulegnę uzależnieniu ten ostatni raz. Zrezygnowałem z tego pomysłu, kiedy powiedziałaś mi, że masz szesnaście lat, nie chciałem pójść do łóżka z kimś aż tak młodym, nie znając zbyt dobrze tej osoby.
Czyli facet chciał się leczyć, ale zobaczył małolatę, więc stwierdził, że ostatni raz ją wykorzysta. Zwabił podstępem do mieszkania (huh, w sumie sama tam polazła bez powodu – z głupoty), ale gdy usłyszał, że jest hot szesnastką, stwierdził, że najpierw ją pozna, a potem przerucha. BRAWO. A gdyby miała osiemnaście, to by się nie zastanawiał? Rety, on ma skłonności pedofilskie. Na miejscu Zuzanny uciekłabym z tego domku.

– Kiedy był twój ostatni raz? – odezwałam się po chwili. Spojrzał na mnie pytająco. – Wiesz... kiedy ostatni raz uległeś nałogowi.

– Ach, no tak. Na koniec sierpnia.
Eee… Oni poznali się pod koniec sierpnia… I przyznaje, że nadal traci panowanie nad sobą, ale się stara… A tego samego dnia widział półnagą Zuzę… Zaczynam bać się o bohaterkę.

– Jeżeli chcesz, możemy wyjechać nawet dzisiaj.

– Dlaczego mielibyśmy wyjeżdżać? – zapytałam, nie zrozumiawszy jego pytania.
I Zuza przyjęła to tak spokojnie, że jej dwadzieścia sześć lat starszy facet jest seksoholikiem efebofilem, zamkniętym z nią w chatce w lesie na odludziu. Super.
Ja wiem, że mogło się tak zdarzyć, że facet mógł być uzależniony i pokochać jakąś dziewczynę, ale czemu mówi jej o tym na odludziu, a nie u siebie w mieszkaniu? Dlaczego stworzył aurę niebezpieczeństwa i teraz wyjawia takie rzeczy? I dlaczego Zuza najwyraźniej NIE MA INSTYNKTU SAMOZACHOWAWCZEGO?!

– Pomyślałem, że nie będziesz chciała ze mną być związana po tym, czego się dowiedziałaś, i będziesz wolała wrócić do domu.
Być związana w tym kontekście brzmi dość… dosłownie i perwersyjnie… A czemu nie po prostu ze mną być? Przecież raczej tak się mówi.

– Spokojnie, nic nie zrujnujesz. Moje uzależnienie wygląda inaczej niż chociażby alkoholizm albo narkomania. Na terapii nie uczę się żyć bez seksu w ogóle, tylko bez przypadkowego seksu. Stosunek z tobą na pewno mi nie zaszkodzi, może mi nawet pomóc.
Może mi nawet pomóc. MOŻE MI NAWET POMÓC.
Przekaz podprogowy jest dość jasny.

Rozsądek podpowiadał mi, że to nie jest dobry moment – dopiero co odbyliśmy poważną rozmowę, po której powinnam sobie pewne rzeczy przemyśleć. Serce z kolei mówiło, że jestem gotowa i nie powinnam się wahać.
Skoro rozsądek podpowiada ci, bohaterko, że nie powinnaś, to znaczy, że nie jesteś gotowa.

– Mam inny pomysł – odpowiedział Henryk. – Potrafisz tańczyć walca?

– Nie... W sumie chciałam kiedyś iść na kurs, ale nie miałam wystarczających chęci, przyznaję. Ale dlaczego pytasz?
– Bo mogę cię nauczyć, jeżeli chcesz. No, wstawaj.

Coś mi ta scena przypomina.



Nigdy wcześniej Zuza nie wspominała o tańcu. I teraz tak nagle okazuje się, że miała iść na kurs? Podły imperatyw.
Poza tym… chciała, ale nie miała wystarczających chęci? To się aby nie wyklucza?

Kiedy położył się obok mnie, odłożyłam książkę na szafkę stojącą przy łóżku. Chciałam zgasić stojącą na szafce małą lampkę będącą jedynym źródłem światła w pokoju, ale powstrzymał mnie.

– Myślisz, że teraz jest dobry moment? – zapytał.
Laska mu dzień wcześniej odmówiła, bo chciała sobie wszystko poukładać. Dzień wcześniej. Będzie tak teraz codziennie ją pytał?
A nie, sorry, nie będzie, bo najwyraźniej Zuza w ten jeden dzień wszystko sobie dokładnie przemyślała.

Od naszej rozmowy poprzedniego dnia dużo myślałam i nadal byłam pewna, że chcę stracić z nim dziewictwo, więc pomimo obaw odparłam:
Gdzie te myśli? Bo na pewno nie w tym poście. Dlaczego to, co ciekawe, dzieje się za kurtyną, poza spojrzeniem czytelnika?

Usiadł na chwilę, by móc się rozebrać. Nie byłam pewna, czy mam zrobić to samo, czy może zaczekać. W końcu zdecydowałam się na pierwszą opcję. Również usiadłam i powoli zdjęłam bluzkę, a później spodnie od piżamy oraz majtki. Skuliłam się odruchowo. Nie wiedziałam, czyja nagość bardziej mnie peszy – moja czy jego.
Okej… Po kolei. Rozumiem speszenie Zuzy, skoro pierwszy raz rozbiera się przed facetem. Tylko że jeśli aż tak bardzo ją to zawstydza, to dlaczego w ogóle to robi? Zuza się zmusza. To nie jest pytanie, to nie jest przypuszczenie, to jest fakt. A dlaczego się zmusza? Bo sobie wiele wmówiła i teraz próbuje w to wierzyć, co więcej, Ty jako autorka też próbujesz wmówić nam, czytelnikom, że jest tak, jak mówi Zuza. Zuza nie idzie do łóżka z Henrykiem z miłości. Robi to, bo myśli, że tak trzeba, że już powinna, że prędzej czy później i tak się to stanie, wmawia sobie, że robi to z miłości, ale tak naprawdę tej miłości tu nie ma. Oderwij się na chwilę od Zuzy i od siebie-autorki i spójrz na to realnie: jak wygląda relacja Zuzy i Henryka? Poznali się przypadkiem, umówili na korepetycje, coś tam niby pogadali, ale tak naprawdę o niczym, Henryk sam zainicjował pocałunki, w dość subtelny sposób właściwie ją do nich zmusił, wywiózł do chatki pośrodku lasu, a teraz zasugerował, że to już czas na seks. Nie śmierdzi ci to chęcią wykorzystania naiwnej małolaty? I totalną infantylnością i głupotą Zuzy? Zuza jest niedojrzała do związku, do relacji ze starszym facetem, do seksu, za to Henryk to typowy przykład parszywego gnoja, który czułymi słówkami i pozorną wrażliwością owija sobie szesnastolatkę wokół palca. I pewnie imperatyw opkowy powie co innego. Bo od tego jest. Tylko że prawdziwe życie szybko zweryfikowałoby taką sytuację.
To, co wyznał Henryk, jest poważną sprawą. Naprawdę poważną. Seksoholizm to choroba, którą leczy się latami. I która w ogóle nie jest łatwa do wyleczenia. Jak każde uzależnienie. Tymczasem Zuza przyjmuje tę wiadomość tak, jakby, nie wiem, Henryk wyznał jej, że ma alergię na sierść i nie mogą mieć przez to pieska. No, niefajnie, ale jak kocha, to zrozumie, więc Zuza wmawia sobie, że rozumie i da radę. Tylko problem jest o wiele większego kalibru. I oczywiście, gdyby coś takiego zdarzyło się w jakimś związku, to nie oznacza od razu, że trzeba uciekać na koniec świata od takiej osoby. Ale warunek musi być jeden – dojrzały związek. Wtedy taka Zuza mogłaby powiedzieć, że zbyt wiele ich łączy, za bardzo się kochają, by teraz coś stawało im na przeszkodzie, i że zmierzą się z tym we dwoje. Tylko gdzie ta miłość? Gdzie coś, co ich naprawdę łączy? Przecież oni się praktycznie nie znają. Spróbujesz zaprzeczyć? Możesz. Wiem, że od strony osoby piszącej wszystko wydaje się inne – spieszysz do wątku kulminacyjnego i w głowie masz obraz relacji tej dwójki, jednak tak naprawdę czytelnik nie ma tej relacji przed oczami; nie ma jej w tekście. Gdyby relacja Henryk-Zuza była bardziej związana scenami, porządnie zbudowana od podstaw, gdyby było widać tę zażyłość, w ogóle sam proces poznawania się bohaterów, wtedy byłoby to wiarygodne. Na tę chwilę widzę większą zażyłość między Zuzą i Dagą czy nawet Zuzą i jej bratem, choć wprowadziłaś tę postać dużo później niż Henryka.

I tak się kochali bez zabezpieczenia. Bardzo odpowiedzialnie! Może jeszcze jej powiedział, że od pierwszego razu się nie wpada?

– Zaufaj mi – powiedział przy tym. – Zrobię wszystko, żeby cię nie skrzywdzić. Jeżeli poczujesz się źle, powiedz. Jasne?
– Jasne.
Och, rany, i znowu ta klisza z byciem delikatnym, jak cię zaboli, to powiedz i w ogóle, bo z faceta to zawsze taki zwierz, który rzuca się na biedną, kruchą i wrażliwą kobietę. Już dajcie  z tym spokój, ile można...

Henryk ułożył głowę na mojej klatce piersiowej, tak, że dotykałam podbródkiem jej czubka.
W sensie że podbródkiem dotykała czubka tej klatki? Polecam: Henryk ułożył głowę na mojej klatce piersiowej tak, że jego włosy łaskotały mi podbródek.
I tak w tym zdaniu wisi samo bezpańsko, między przecinkami. Tak nie może być, musisz się zdecydować na jedną opcję.

– Mam wrażenie, że dzisiaj pierwszy raz w życiu naprawdę uprawiałem miłość, a nie tylko zwyczajnie się pieprzyłem.
A żona? No sorry, ale ożenił się z kobietą, z którą się nie kochał? Mówił to pod wpływem emocji? Bo wyszło tak patologicznie sztucznie. Acha, no i w Greyu to było.

12. enjoy the silence

Od razu wiedziałam, o czym mówi. Kochaliśmy się poprzedniego wieczoru i o ile nasze wcześniejsze stosunki – ze szczytowaniem włącznie – przebiegały raczej spokojnie, tym razem podczas orgazmu moja reakcja była tak gwałtowna, że w emocjach wbiłam z całej siły paznokcie w plecy Henryka, raniąc go aż do krwi.
Co?! To kochali się już parę razy? Spokojne/niespokojne szczytowanie? Orgazmy przy każdym seksie? Może w dodatku zawsze jednocześnie? Aż takim czarodziejem jest Henryk, że bez poznania ciała Zuzy (i ona jego) potrafi ją od razu w pełni zaspokajać?



To, że raz się z nim przespała, nie znaczy, że mają to od razu robić cały czas. Przecież on jest seksoholikiem!

Kilka śladów w kształcie półksiężyców było wyraźnie widocznych, ale wyglądały już lepiej niż tuż po tym, jak się pojawiły.

– Nie jest źle – stwierdziłam. – Jeszcze trochę i nie będzie nic widać.
Wydaje mi się, że skoro zraniła go do krwi, to teraz pojawią się strupki, więc będzie jeszcze bardziej widać, a nie za chwilę zniknie.
A te ślady to tak same się jednak pojawiły?

Obojgu było nam wygodnie, nie pierwszy raz siedzieliśmy w takiej pozycji.
Albo obojgu nam było, albo samo było nam.

Ciągle milcząc [przecinek] wyszliśmy z łóżka, ubraliśmy się, zjedliśmy późne śniadanie, skończyliśmy się pakować i posprzątaliśmy chatkę.
Zwolnij z tą akcją, bo nie nadążam. (Po co tak streszczać?).

W drodze znów nie byliśmy skorzy do rozmowy.
Widzisz? To jest to, o czym wspominałam nieco wyżej. Oni ze sobą nawet nie rozmawiają (dlaczego? bo nie mają o czym? czy Ty nie masz pomysłu?), więc jak mam uwierzyć, że tworzą poważny, głęboki związek?

Ciszę naruszało jedynie cicho grające radio. Zastanawiałam się, o czym myśli.
To radio?

Czy teraz był bardziej pewny, że już nigdy nie wróci do przypadkowych stosunków z przypadkowymi ludźmi?
Czyli… z takimi jak Ty?

Z tego, co powiedział po naszym pierwszym wspólnym razie, zrozumiałam, że mu pomogłam. Nie rozmawialiśmy o tym i chociaż momentami chciałam o to zapytać, upewnić się, ciągle się powstrzymywałam – miałam wrażenie, że nie wypada.
Widzisz? Znowu! Nie wypada?! W dojrzałym związku nie wypada rozmawiać o problemach? Przecież to się kupy nie trzyma. Cała ta relacja jest poroniona.

Cały akapit przemyśleń Zuzy w czasie powrotu do domu jest do wyrzucenia – przecież ja to wszystko wiem, ja to wszystko przeczytałam w poprzednim rozdziale. Po co teraz mi to streszczasz?

Przy żonie bardziej skupiałem się na tym, jak bardzo pragnę mieć dziecko.
Ożenił się z kobietą tylko dlatego, aby urodziła mu dziecko? Cooo? Wyznaje to szesnastoletniej Zuzannie, a ona ma uwierzyć, że ją kocha? Skoro był zdolny do aktu przysięgi dla potomka, to nasza bohaterka powinna się zastanowić nad tym, czy jest sens brnąć w ten związek.

– Właściwie nigdy nie rozmawialiśmy o muzyce. Dlaczego?
Wzruszyłam ramionami w odpowiedzi.
Może dlatego, że słabo się znacie? Może dlatego, że nie rozmawiacie?

– Gdzie tak właściwie mieszkasz? Podwiozę cię pod sam dom, żebyś nie musiała iść spod galerii – zaoferował.

Podałam mu dokładny adres. Chwilę później byliśmy już na miejscu. Pożegnaliśmy się krótkim pocałunkiem, po którym wysiadłam z samochodu, wyjęłam torbę z bagażnika i pobiegłam w stronę mojego [zbędne] bloku.
Do tej pory bała się choćby wsiąść do samochodu Henryka przy galerii, a teraz cmoka się z nim pod własnym blokiem?

– Nie, no co ty. To jest tak, że pranie robiłem i pralka postanowiła się zbuntować – wyjaśnił. – Zapomniałem, że się nienawidzimy. Ale już to ogarnąłem, tylko mopa nie zdążyłem schować.
– Nie mogłeś zaczekać na mnie? Może dałabym sobie z tym radę. Sam dobrze wiesz, że robienie prania zawsze szło mi lepiej niż tobie.
Serio od tego, kto lepiej robi pranie, zależy, czy pralka wyleje? Jak można lepiej dawać sobie radę z praniem? To przecież tylko wrzucenie ciuchów, wsypanie proszku i kliknięcie guzika. I od tego może zależeć stan ciuchów, a nie zalanie podłogi.

Akurat gdy skończyłam nastawiać pranie, brat zawołał mnie do kuchni. Na stole stały dwa kubki ze świeżo przygotowaną herbatą.
Naprawdę, daj już sobie spokój z tą herbatą.

Nagle pomyślałam sobie, że mógł domyślić się albo coś w moim zachowaniu zdradziło, że podczas wyjazdu straciłam dziewictwo i wygłosi mi teraz kazanie na temat tego, jaka jestem nieodpowiedzialna.
MAKS SAM PROPONOWAŁ JEJ NOCOWANIE U TEGO FACETA. Czemu teraz miałby ją opieprzać za utratę dziewictwa, gdy niejako wpychał siostrę w łapy Henryka?!
(Chociaż kazanie akurat by się jej przydało).

Ostatnich kilka dni spędził z Tatianą, swoją dziewczyną, na chodzeniu po górach i zjeżdżaniu na nartach.
Tatiana występowała w kilku rozdziałach, więc ją znam. Po co w takim razie podkreślasz, że jest dziewczyną Maksa? Od dawna to wiem!

Nie od razu zorientowałam się, na co patrzy, ale po chwili już wiedziałam, że jestem w potrzasku. Miałam pod paznokciami cienkie obwódki z krwi – musiały tam zostać od poprzedniego dnia, kiedy to zraniłam Henryka.
– Skąd ta krew? – zapytał.
– Sama nie wiem, musiałam się skaleczyć – odparłam. – Nigdy nie leciała ci krew spod paznokcia?
– Leciała, ale nie spod prawie wszystkich jednocześnie. To jak, powiesz mi?
Co? To jak mocno musiała wbić Henrykowi te paznokcie, żeby krew jej została pod nimi? Nie myła rąk? Były tak mocne te paznokcie, że wbiły się tak głęboko? Przecież to wszystko jest bez sensu. I w dodatku brat Sherlock.



– No dobra. To nie ze skaleczenia, tylko...
Przerwała mi melodyjka dobiegająca z łazienki. To pralka, wygrywając kilka nut, oznajmiała nam, że pranie już się wyprało. Uznając to za swoje wybawienie, wstałam i powiedziałam:
– Dobra, brat, miło się gadało, ale ja pójdę teraz powiesić to pranie, żeby nie leżało w pralce.
– Zabrałem suszarkę. Stoi w moim pokoju, jak coś – poinformował mnie.
Mam uwierzyć, że pranie prało się jakieś 10 minut? I że laska ma pod paznokciami krew, a Maks tak po prostu odpuszcza i zapomina o sprawie, bo pralka zapikała? Już bardziej bym uwierzyła, gdyby zarzucił Zuzie jakieś morderstwo czy coś.

Po wejściu do łazienki pierwsze, co zrobiłam, to umyłam ręce.
Brawo, bohaterko, że wreszcie od poprzedniego dnia umyłaś ręce.

Autorem drugiej wiadomości był Henryk.
Autorem SMS-a? Nie wydaje Ci się to określeniem na wyrost? Czemu tak wszystko komplikujesz? Napisz po prostu, że Henio napisał, no co Ci szkodzi? (A właśnie, dlaczego ona nadal mówi do niego i o nim Henryk? Używanie pełnych imion tak bardzo à la Trudne sprawy).

– Masz gościa – powiedział. – Dagmara się przypałętała.
„Ona ma teleport w domu czy co?”, pomyślałam. „Przecież dopiero co do niej napisałam...”
– Dawaj ją tu – rzuciłam, wstając.
A ten brat to jakiś lokaj czy co? Rany, Dagmara to przyjaciółka jego siostry, niby dlaczego po prostu nie wpuści jej do domu i nie powie, że Zuza jest u siebie?

– A ja myślę, że jeżeli to naprawdę będzie ten jedyny, to zaakceptuje cię całkowicie, mimo tego, co robiłaś – powiedziałam. – Tak, [bez przecinka] jak jest u mnie. Wiem, że nie jestem jego pierwszą partnerką i wiem, że popełniał błędy, ale więcej znaczy dla mnie to, jak bardzo ja jestem dla niego ważna. Ty też tak będziesz miała, zobaczysz.
Zuza jest już Dojrzałą Kobietą, uprawiała Seks z Facetem, Którego Kocha, więc zna Życie. Słuchaj się jej, Dagmara.

Następnego dnia rodzice zjawili się w domu około dwunastej. Chociaż często rozmawialiśmy, również przez Skype, naprawdę się za nimi stęskniłam.
Często? Co mnie ominęło?

W końcu mogłam też pochwalić im się sukcesem w olimpiadzie historycznej.
Czekaj, to o czym oni rozmawiają na tym Skype’ie, skoro im o tym nie powiedziała?

– Kiedy zamierzaliście nam powiedzieć, gdybym nie zapytał, co?! – zapytał głośno, podnosząc się z kanapy. – Ja rozumiem, że zarabiacie i że to wszystko jest też dla nas, ale co z tego, skoro nie ma was tutaj z nami? Pomyśleliście, jak my się czujemy?
Maks to naprawdę dziwny student. Chłop jest dorosły, ale wścieka się, bo rodzice wyjechali pracować kilkaset kilometrów dalej (jakoś tak, bo nie powiedziałaś ile). Nawet nie wyjechali z kraju. Błagam, w tych czasach to jest wręcz luksus mieć rodziców stosunkowo blisko, jeśli jest potrzeba wyjechania za pracą.

– Przyznaję, że bez was bywa nam ciężko, ale rozumiem, że tak musi być.

Nie byłam pewna, czy naprawdę tak myślałam, ale wiedziałam, że rodzicom też musi być ciężko w tej sytuacji, może nawet bardziej niż nam.

13. causes and effects

Wizyta rodziców zakończyła się po czterech dniach od ich przyjazdu; wkrótce końca dobiegły także ferie.
I znowu na około. I znowu nienaturalnie. Czemu nie napiszesz, że wyjechali po czterech dniach? Byli w domu przez cztery dni? Wrócili do siebie – skądkolwiek przybyli – po czterech dniach? Cokolwiek?

Nawet nie zauważyłabym, że skończył się luty i zaczął marzec, gdyby nie to, że zaczął się nietypowo. W poniedziałkowy poranek, czyli drugiego dnia trzeciego miesiąca, obudziły mnie silne mdłości.
Tak się kończy seks bez zabezpieczenia. Dziewczyno (w sensie Zuzo), ponoć byłaś edukowana! Henryku, masz ponad czterdzieści lat, więc powinieneś wiedzieć, że tak się robi dzieci! Jak mogliście, bohaterowie, być tak nieodpowiedzialni? I to przecież nie było jeden raz! Głupota tych bohaterów mnie przeraża. Chyba że to był plan Henryka, bo przecież marzył o dzieciach. No, to brawo, panie Białek. Wpędził pan szesnastolatkę w ciążę.
No i to było tak przewidywalne…

Stosunkowo długo nie mogłam odnaleźć powodu mojego porannego złego samopoczucia, utrzymującego się w dodatku kilka dni z rzędu. Na pewno nie byłam chora, bo później już nie czułam się źle, a przynajmniej nie gorzej niż zazwyczaj w dni szkolne, nie mogłam się też niczym zatruć.
Chyba jednak Zuzanna nie była edukowana tak dobrze, jak mówiła. I jest mało domyślna. No bo czemu miesiąc po kilku stosunkach seksualnych bez zabezpieczenia ma mdłości? No czemu...?
No i tę ciążę też dało się pokazać. Kilka scen, jak bohaterka jest po prostu rozdrażniona, o wszystko się pluje, nie ma ochoty na naukę, jest głodna i je co popadnie, a potem śpi przez pół dnia. Autorko, miałaś tyle możliwości oddania tej ciąży w historii, a poszłaś tak bardzo na skróty.

Podczas wspólnego wyjazdu uprawialiśmy z Henrykiem seks. Nie zabezpieczaliśmy się. A teraz ja prawdopodobnie byłam w ciąży.
Teraz byłam? Nie gryzie Ci się to? Usuń teraz i po sprawie.

Chwilę później byłam już na przedpokoju i ubierałam buty.
Na? Na dachu tego przedpokoju? Poza tym buty się wkłada, nie ubiera.

Usiadłam przy biurku, pokręciłam się chwilę na krześle, zastukałam paznokciami w biurko.

Zuza umówiła się na wizytę do ginekologa. Ciekawe, czy jest świadoma, że nie będąc pełnoletnią, powinna iść z opiekunem albo z jego zgodą, bo w zasadzie rzetelny ginekolog wymaga pokazania dowodu osobistego, a już na pewno zapisując się na pierwszą wizytę, trzeba podać swój PESEL, który zdradza wiek.
EDIT: Bohaterka pisze, że wie, że jest niepełnoletnia, ale pani z recepcji o nic nie pytała (cytując: nie pytała o takie szczegóły), więc liczy na to, że sobie po prostu tam wejdzie. No super.

Pomimo myśli o ciąży ciągle tkwiących z tyłu mojej głowy, potrafiłam skupić się na lekcji. Nawet jeżeli zmieniło się coś w moim zachowaniu, Henryk zdawał się tego nie zauważać. Postanowiłam nie mówić mu jeszcze o moich przypuszczeniach – wiedziałam, jak bardzo zależało mu na posiadaniu dziecka i nie chciałam robić mu niepotrzebnych nadziei.
Czyli Zuza w zasadzie nie przejmuje się tym, że nie skończy szkoły, ani przez chwilę nie pomyślała o rodzicach, konsekwencjach, a martwi się tylko tym, że jeśli to fałszywy alarm, to… nie chce robić partnerowi nadziei?! BOHATERKO! TY MASZ SZESNAŚCIE LAT I KRYJESZ SIĘ ZE ZWIĄZKIEM!

Do piątkowego popołudnia niewiele widziałam się z moim bratem, co było mi nawet na rękę – nie miałam ochoty dyskutować z nim o moim nerwowym zachowaniu, a wiedziałam, że gdybyśmy mieli więcej czasu na rozmowę, mógłby zacząć zadawać mi niewygodne pytania, które mogłyby mnie wyprowadzić z równowagi.
Ło panie, zaimkoza level hard.

Bardzo chciałam z nim szczerze pogadać, ale nie chciałam też więcej na niego krzyczeć.
Czemu niby podczas rozmowy miałaby krzyczeć na Maksa?

– Nazywam się Zuzanna Aleksandrowicz, byłam umówiona na szesnastą do doktor Mazurek.
– Ach. Oczywiście. Pamiętam. To twoja pierwsza wizyta tutaj, prawda?
Na pewno jedna recepcjonistka w klinice, gdzie zapewne pracuje ich kilka, oraz jest kilku lekarzy, pamięta każdego pacjenta, a szczególnie takiego, który zapisywał się dwa dni wcześniej, i to przez telefon. No tak.

Zawahałam się przez moment przy dacie urodzenia – zależało mi na badaniu, a bałam się, że jako niepełnoletnia zostanę wyrzucona za drzwi, skoro przyszłam bez dorosłego opiekuna, ale pomyślałam, że i tak zdradzi mnie numer PESEL (na wymyślenie sobie nowego na poczekaniu nie byłam wystarczająco kreatywna, mimo że była to tylko kwestia wpisania w kratki kilku losowych cyfr), więc podałam prawdziwą.
I nie pomyślała, że lekarka wstuka to w system i komputer sprawdzi ją w bazie danych?
Poza tym to zdanie jest za długie – zabija tempo akcji. Bohaterka się stresuje, a tu zdanie-kolos.

Druga kartka była upoważnieniem do informowania wskazanej przeze mnie osoby o moim stanie zdrowia, jeżeli będzie to konieczne. W pierwszej kolejności pomyślałam o Henryku, ale – jak zauważyła kiedyś Dagmara – nie mogłam być pewna, jak długo będę z nim w związku, a warto było wskazać kogoś, z kim raczej na pewno nie zerwę kontaktu, gdybym w przyszłości miała być pod opieką doktor Mazurek lub innego lekarza pracującego w tej konkretnej klinice.
Bohaterka twierdzi, że kocha faceta, z którym być może będzie miała dziecko i nie wie, czy ich związek przetrwa miesiąc czy rok?! Bohaterko, myśl trochę! I poproszę krótsze zdania – przecież się stresujesz! Nikt w nerwach nie myśli tak ładnie i składnie.

Zuza wypełniła papiery, gdzie wpisała datę urodzenia i PESEL i nikt, naprawdę NIKT nie zwrócił uwagi na to, że jest niepełnoletnia? I nie zadawał jej żadnych pytań? To w jakiej ona klinice się znalazła? Rozumiem jeszcze prywatny gabinet, gdzie lekarz jest sam sobie recepcjonistą, przyjmuje prywatnie raz na jakiś czas, aby sobie dorobić, i przymyka oko na wiek. Ale w klinikach pracuje za dużo osób, aby tak ryzykować czy pomylić się. Jakoś ciężko mi to sobie wyobrazić.  

– To twoja pierwsza wizyta u ginekologa w ogóle czy już kiedyś miałaś robione jakieś badania, kochanie? – zapytała.
Profesjonalny lekarz nie zwraca się do swoich pacjentów kochanie.

Co oprócz tego? Miałam wrażenie, że... jestem szczęśliwa, mimo obaw, czy dam sobie radę.
Szesnastolatka wpadła. Z czterdziestodwulatkiem. Ukrywają romans. Rodzice nic nie wiedzą. Dziewczyna nie skończy szkoły. I SIĘ CIESZY.


Autorko! Jeszcze cztery rozdziały temu Zuzie zawalił się świat, bo dostała trójkę z matmy! Kreacja Twojej bohaterki jest niekonsekwentna!
Zuza nigdy nie przejawiała nawet żadnego instynktu macierzyńskiego, nie cieszył jej widok dzieci itp.

Stałam pod jego mieszkaniem, wahając się, czy wejść do środka. Chociaż rozmyślanie o problemach, jakim będę musiała stawić czoła, prawie doprowadziło mnie do płaczu, w drodze udało mi się powstrzymać łzy, ale pewnie i tak sprawiałam wrażenie, że stało się coś złego, a nie chciałam go martwić.
Problem w tym, że tych emocji wcale nie widać. Dziewczynie świat się powinien walić, a Ty, autorko, piszesz jedynie, że ooo prawie się popłakałam, ale jednak nie. Ten moment to idealny czas na ukazanie emocji targających Zuzanną, lecz Ty serwujesz mi tylko jedno, suche zdanie. W moim odczuciu Zuzanna wcale się nie przejmuje – wręcz cieszy – i tyle.

Położyłam rękę na jego ramieniu; przeniósł wzrok na mnie, biorąc głęboki oddech.
– Ty jesteś w ciąży – odezwał się.
– Ty jesteś smoczycą! Oczywiście, że jesteś smoczycą!
No dobra, a tak serio, to brawo, Sherlocku! Patrzysz na zdjęcie z USG z opisem miesiąc po tym, jak spałeś z laską bez zabezpieczenia, kończąc w niej. Jak na to wpadłeś?

Tak się teraz zastanawiam – Henryk wiedział, że na wyjeździe prześpi się z Zuzą, bo mu o tym mówiła parę razy, a nie wyposażył się w prezerwatywy? Skoro miał też tak wiele kobiet w ostatnim czasie, widząc jego podejście, wcześniej pewnie też ich nie używał. Czemu z żadną z poprzednich pań nie wpadł, a z szesnastolatką tak?

– Mam na głowie naukę i obowiązki w domu... Poza tym co będzie, jak to się wyda?
Wait… Ale co, ona chce urodzić to dziecko i przetrzymywać je w piwnicy, żeby się nie wydało, czy co?

Najpierw muszę... być w ciąży, potem wychować dziecko…
Bohaterko, już jesteś.

Zdenerwowałam się, kiedy pomyślałam, że to ciąża, i wystraszyłam, kiedy się upewniłam, ale... chyba już się pogodziłam z moim stanem i wiem, że któregoś dnia urodzę to dziecko.
Naprawdę? W ciągu pół dnia dziewczyna pogodziła się, że jest w ciąży w wieku szesnastu lat?

Nawet Maks nie zapytał, czy pomyślała o przyszłości i jak zareagują rodzice. Zamiast tego, idzie zrobić jej herbatę.
SERIO?

Dagmara chodzi do tej samej kliniki do ginekologa i całkiem przypadkowo, dziwnym trafem miała wizytę tego samego dnia w podobnych godzinach i widziała pod budynkiem Zuzę. No oczywiście, że to czysty przypadek, a nie imperatyw.

Zastanowiłam się chwilę. Nie wiedziałam, czy chcę już mówić Dagmarze o tej sprawie, ale skoro i tak widziała mnie w tamtym miejscu...
Z: Tak, byłam u lekarza. Stwierdziłam, że warto się czasem rutynowo przebadać, zwłaszcza że już uprawiałam seks i takie tam.
D: Mam wrażenie, Zuzka, że mi mydlisz oczy. Możesz powiedzieć prawdę, nikomu nie wygadam.
Coś ta Dagmara podejrzliwa. Zuza miała bardzo dobry argument, a sama Daga też się bada okresowo. Więc skąd te podejrzenia? No tak, IMPERATYW.

Z: No dobrze... Jestem w ciąży.
Długo się Zuza opierała, żeby powiedzieć przyjaciółce prawdę. No bo w końcu zdecydowała, że je nie powie. Naprawdę walczyła.
W dodatku wyznała to przez Facebooka. Brawo, kochaniutka! Medal za asertywność.  

Z: Przecież ci opowiadałam, że nie jestem już dziewicą. Nie wiesz, jak to działa?
Napisała Zuza, która chyba sama nie wiedziała.
Poza tym tak, właśnie tak to działa: przestajesz być dziewicą i zachodzisz w ciążę, każdy tak ma. Normalne. Chcesz uprawiać seks, to musisz zajść w ciążę. Taka przepustka. Innego wyjścia nie ma.
A nie, czekaj. To jednak nie musi tak działać.

– To tak samo, [bez przecinka] jak ja. Jak się czujesz?

Moja ostatnia wątpliwość: W poniedziałek, wtorek i środę Zuza miała mdłości. W piątek wizytę. Czy te mdłości całkowicie ustały? Trzy dni to mało; mam nadzieję, że nie zapomnisz o tym tylko dlatego, że bohaterka potwierdziła swoje przypuszczenia.

14. got a secret

Podczas kolejnej wizyty w klinice doktor Mazurek zajęła się przede wszystkim przeglądaniem wyników badań, które wykonałam w poprzedzających ją dniach – na szczęście wszystko było w porządku.
Ze zdania wynika, że badania poprzedzały doktor, a nie wizyty. A wystarczy przestać kombinować jak koń pod górkę i na siłę udziwniać – które wykonałam w poprzednim tygodniu/w ciągu ostatnich dni/w ciągu ostatniego tygodnia/kilka dni temu. Wymyślenie czterech odpowiedników zajęło mi dziesięć sekund.

Podczas tego samego spotkania z lekarką postanowiłam wyjaśnić coś, co chodziło mi po głowie przez ostatni tydzień, praktycznie od momentu umówienia się na wizytę.
Po co to podczas tego samego spotkania? Jesteśmy w scenie, w której Zuza jest u ginekologa. To chyba jasne, że chodzi o to samo spotkanie, a nie to poprzednie lub to za pół roku.

Podczas tego samego spotkania z lekarką postanowiłam wyjaśnić coś, co chodziło mi po głowie przez ostatni tydzień, praktycznie od momentu umówienia się na wizytę.
– Pani doktor... chciałam jeszcze o coś zapytać, jeżeli mogę – odezwałam się, kiedy miałam już wychodzić. – Czy to nie jest problem, że jestem niepełnoletnia, a przychodzę tu bez rodziców i nie przyniosłam od nich jakiejś pisemnej zgody na zapisanie się w klinice?
Tak bardzo widać ten imperatyw. To, że nie wyjaśniłaś tego wcześniej i wciskasz na siłę, aby usprawiedliwić własne przeoczenie…

Doktor Mazurek zawahała się chwilę, tak jakby nie wiedziała, czy powinna wyjaśniać mi tę sprawę. W końcu jednak odpowiedziała:
– Widziałam tu dużo dziewczyn takich, jak ty. Szesnasto-, może siedemnastoletnie panny, które – wybacz, że się tak wyrażę – wpadły i nie wiedzą, co mają z tym zrobić. Zwykle błagają mnie, żebym przyjęła je w tajemnicy przed wszystkimi, zwłaszcza właśnie przed rodzicami, bo zrobiły coś przeciwko nim. Ty o to nie poprosiłaś o to, ale wiem, że z jakiegoś powodu przyszłaś tu sama. Dla mnie samej nie jest to problem, a nie boję się o to, że nie masz z kim o tym porozmawiać, bo wypisałaś upoważnienie do informowania o twoim stanie zdrowia, i wierzę, że prędzej lub później, kiedy już będziesz musiała, powiesz o całej sprawie również rodzicom. Bo powiesz, prawda?
Zuzanna jest tak wyjątkowa, że nawet w klinice, w której na pewno przyjmują masę pacjentów, jest traktowana inaczej; lepiej? Ma specjalne przywileje, bo tak? Ciężko mi uwierzyć w tak głupie tłumaczenie doktor.
Poza tym prędzej czy później wyda się to, że Zuza chodziła do niej sama, nie mając ukończonych osiemnastu lat. Choćby rodzice w końcu się dowiedzą, a na coś takiego mogą zareagować źle (i powinni).

Wciąż byłam zdenerwowana, chociaż byłam przekonana, że nauczycielka wf-u, najmłodsza z naszego grona pedagogicznego i jako jedna z niewielu wzbudzająca moją szczerą sympatię, była godna zaufania.

Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, kiedy doczytała, że nie będę ćwiczyć ze względu na błogosławiony stan.
Błogosławiony stan? Tak myśli szesnastolatka w stresie? A może wspaniałomyślna doktor Mazurek tak uzasadniła zwolnienie? Autorko, stylizacja Zuzy jest NAPRAWDĘ okropnie niewiarygodna.

– Proszę pani, bo tu chodzi o to, że moi rodzice nie mają pojęcia o tym, że jestem w ciąży. Nie wiedzą nawet, że kogoś mam. Trochę mi wstyd przed nimi. Z rodziny wie brat i to mi na razie wystarczy. Jeżeli wychowawczyni musi wiedzieć, to czy ta informacja może przynajmniej nie wyjść poza pokój nauczycielski?

– No dobrze – odparła po chwili zastanowienia. – Postaram się o to.
– Dziękuję pani bardzo.

Wiesz, wydaje mi się, że Zuza powinna sama porozmawiać z wychowawczynią, która prawdopodobnie wysłałaby ją do pedagoga czy psychologa szkolnego. Przedstawiłaś panią Woleński jako surową nauczycielkę – myślisz, że odpuściłaby taką poważną sytuację? I w dodatku wuefistka chce przekabacić nauczycieli na stronę Zuzy? Przecież ona jest uczennicą, a nie królową. Coraz bardziej ma zadatki na Mary Sue, skoro nawet kadra nauczycielska – zamiast wykonywać swoje obowiązki – stara się słuchać zwykłej pierwszoklasistki.

Miałam świadomość, że pani Woleński wie już o wszystkim, rozmawiała ze mną o tym osobiście po jednej z lekcji, które prowadziła w naszej klasie, a więc pani Sanecka dotrzymała obietnicy – o moim zwolnieniu z wf-u i jego powodzie nie dowiedział się nikt poza nauczycielami.
Naprawdę surowa wychowawczyni rozmawiała z Zuzą o jej ciąży po lekcji? Może jeszcze na dziesięciominutowej przerwie? Takich spraw się tak nie załatwia! Gdzie jest scena? Czemu streszczasz? No i oczywiście wszyscy zachowują się tak, jak chce tego Zuzanna. Bohaterka zaczyna być coraz bardziej irytująca.

Musiałam dużo kombinować, by utrzymać ciążę w sekrecie, zwłaszcza przed kolegami i koleżankami z klasy – początkowo moje zwolnienie z wf-u nie było dla nich dziwne, ale szybko zaczęli wypytywać, dlaczego moje niećwiczenie tak się przeciąga. Nie mogłam nikomu powiedzieć prawdy, ale czułam, że w pewnym momencie nie dam rady dłużej kłamać i zasłaniać się przeciągającymi się bólami brzucha albo wybitym palcem u stopy. Miałam nadzieję, że uda mi się chociaż wytrwać do wakacji.
A nie mogła powiedzieć, że ma problemy z kolanem? Pierwsza lepsza wymówka, a wcale nie trzeba mieć gipsu czy stabilizatora. Zresztą Zuza ponoć praktycznie nie rozmawiała z nikim w klasie, więc dlaczego nagle każdy jest nią zainteresowany?

Z całych sił starałam się nie zaniedbywać obowiązków szkolnych, jednak mimo wszystko część z nich została przyćmionych przez ciążę.
Część z nich została przyćmiona przez ciążę.

Siedziałyśmy w kuchni nad kubkami z herbatą – od początku ciąży nie smakowała mi kawa, którą wcześniej przez kilka miesięcy pijałam stosunkowo często – korzystając z tego, że jesteśmy same i nikt nie kręci się po pokoju.
Znam bohaterkę od kilku miesięcy i nie zauważyłam, aby piła często kawę. W ogóle nie pamiętam żadnej takiej sceny, gdzie zwróciłabyś na to szczególną uwagę. Za to o herbacie piszesz non stop.

– No to kiepsko – skwitowała Dagmara. – Co powiedz ludziom w szkole, jak się zorientują?
Powiesz.

Nie wiedziałam jeszcze, jak będę odpowiadać ewentualne oskarżenia czy zaczepki, ale powoli nadchodziła pora, bym przynajmniej zaczęła się nad tym zastanawiać.
Przecież Zuza chodzi do elitarnego liceum. Znaczy, okej, nie mówię, że krzywe spojrzenia czy docinki nie zdarzają się w tak dobrych szkołach, niemniej wydaje mi się, że byłby to raczej jednostkowy problem. Większość ludzi byłaby pewnie zaskoczona, po prostu. Bo ciąża w takich szkołach nie zdarza się często. Jednak mądrzy, ambitni uczniowie powinni chyba umieć się zachować.

Dagmara i Zuza rozmawiają o reakcji znajomych na ciążę, ale… niedawno Zuza narzekała, że nie ma znajomych. Więc jak to jest? Przeczysz sama sobie; zmieniasz koncepcję. Chciałaś kreować kujonkę pozbawioną koleżanek (oprócz Dagi), a teraz wmawiasz czytelnikowi, że Zuza jednak ma dobrych znajomych, których interesuje jej życie. Gdyby z kimś się trzymała, to rozumiem, ale pisałaś inaczej. I skąd oni wszyscy wiedzą, czy Zuza ma chłopaka, czy nie? Przedstawiasz sytuację tak, jakby każdy się nią interesował do najmniejszych szczegółów, a większość pewnie zna ją tylko z dobrych ocen.

Kolejne dni przebiegały bardzo dobrze. Szkoła otrzymała wyniki olimpiady historycznej – zgodnie z moimi przewidywaniami,[bez przecinka] nie udało mi się zostać laureatem.
Tyle rozdziałów poświęconych olimpiadzie, a tylko jedno słowo wytłumaczenia, bo najważniejszy wątek został zepchnięty przez inny (ciążę)... Może jakaś scena dialogu z bratem na ten temat? Z Henrykiem (liczył na nią!)? Z wychowawczynią?
Piszesz też cały czas: kolejne dni, następne dni…, jakbyś chciała przyspieszyć czas, by było widać ciążę. Wspomniałaś tylko o wizycie w klinice, wynikach olimpiady i że rodzice są dumni (mówili to przez telefon). Brakuje mi sceny spotkania z Henrykiem przez te kilka dni, jakiejś troski ze strony brata, a nawet konfrontacja z panią Woleński byłaby świetną sceną! Czuję, że wrzucasz samą ekspozycję, streszczasz akcję, aby jak najprędzej przejść do widocznej ciąży. Tak samo postąpiłaś, gdy przyspieszyłaś znajomość Henryka i Zuzy słowami, że już znają się lepiej i się zaprzyjaźnili. I tyle. Nie ma na to dowodu w tekście w postaci sceny. Jak na razie każdy robi tylko to, co chce Zuza, a protagonistka opisuje ciągle w dwóch zdaniach, co się działo przez parę dni. To nudne.

Spokój w moim utrzymywał się aż do początku następnego miesiąca.
W moim czym?

Chętnie przystałam na jego propozycję, chociaż zdziwiło mnie, że zasugerował noc z poniedziałku na wtorek – sama jeszcze miałam wtedy wolne z racji egzaminów maturalnych, ale sądziłam, że on będzie musiał wybrać się rano do pracy.
Nareszcie, po czternastu rozdziałach dowiaduję się, że Henryk MA PRACĘ! Do tej pory był przecież mocno dyspozycyjny! Czy to lekcje, czy to ferie, czy herbatki z kolegami, zawsze miał czas! (Nie pamiętam, byś wspominała o jego pracy wcześniej, jeśli tak, było to tak niezauważalnie wplecione, że jako czytelnik nawet nie zapamiętałam).

Parę razy zdarzyło mu się tylko przeprosić mnie za to, że w ferie, gdy rozpoczęliśmy współżycie, nie zadbał o zabezpieczenie, tak jakby miał wyrzuty sumienia, że zachował się nieodpowiedzialnie; zawsze – zgodnie z prawdą – odpowiadałam, że nie mam mu tego za złe.
Czyli według Zuzy Henryk przepraszał, JAKBY miał wyrzuty, bo tak naprawdę to raczej nie ma? Bez sensu.

W boksie przeznaczonym dla mojej klasy siedziały dwie dziewczyny. Po głosach rozpoznałam w nich Kamilę i Adę. Nie znałam ich za dobrze, praktycznie z nimi nie rozmawiałam, może tylko raz pożyczałam którejś z nich zeszyt, ale kojarzyłam, że mają niezbyt przyjazne usposobienie, przejawiające się zazwyczaj złośliwymi uwagami, kierowanymi w stronę kogo tylko się dało, oraz niezbyt dobre jak na naszą szkołę oceny, utrzymujące się na poziomie dostatecznych (znając naszą wychowawczynię, pewnie codziennie wydzwaniała do ich rodziców). Miałam już wejść i przywitać się z nimi krótko, kiedy usłyszałam, że rozmawiają o mnie.
Zuza sama twierdzi, że nie zna tych dziewczyn, ale wie, jakie są. No i oczywiście obie muszą być wredne i źle się uczą, i na pewno wychowawczyni codziennie dzwoni do rodziców! Bo tylko takie złe dziewczyny mogą rozmawiać o Zuzannie. Tylko takie!

– A ta Zuzka z naszej klasy to chyba przytyła ostatnio – stwierdziła Kamila.
I jeszcze jakimś cudem Zuza trafia na sam początek rozmowy o niej. Dzięki ci, o, Wielki Imperatywie!

– Wiesz, moim skromnym zdaniem zaciążyła.
– Że co? – Te dwa słowa padły po krótkiej pauzie. – Przecież ona nawet faceta nie ma, bo o tym byśmy raczej wiedzieli w klasie.
– No to. I wcale nie musi kogoś mieć. Nie mówię, że mi to do niej jakoś bardzo pasuje, ale zgaduję, że przespała się z jakimś pierwszym lepszym, może nawet z kimś, kogo za dobrze nie zna, zapomnieli o gumce i wpadli.
– Hm... To w sumie logiczne.
Dziewczyny, które nie rozmawiają z Zuzą (nikt w klasie z nią przecież nie rozmawia) na pewno wiedzą, że nie ma faceta. No bo inaczej miałaby związek na fejsbuku ustawiony! No i skoro nie ma faceta i nie ćwiczy na wuefie, to na pewno ciąża i jest dziwką, i w ogóle! Naprawdę takie tępe dziewczęta dostały się do prestiżowej szkoły? Coś mi tu nie gra.

Nie musiałam się spieszyć – tego dnia zaczynałam lekcje dwoma godzinami wf-u. Zazwyczaj pojawiałam się na tych lekcjach, ale kiedy spóźniałam się lub nie przychodziłam, nauczycielka nie wyciągała z tego konsekwencji, pozwalała mi też przesiadywać w trakcie zajęć w kantorku wuefistów, w którym ją tego dnia zastałam, jak zwykle przed naszymi lekcjami.
Skoro i tak siedziała w kantorku, a nie ćwiczyła i nie musiała przychodzić, a w dodatku były to jej pierwsze lekcje, to… po co na nie przyłazi, zamiast się wyspać czy spokojnie wyszykować w domu? Musi o siebie dbać, nie?

– Nie sądziłam, że się dzisiaj pojawisz.
– Wcześnie wstałam, a w domu nie mam co robić.
Naprawdę? Takie wytłumaczenie? Przecież opuściła się w nauce – mogłaby wykorzystać te dwie godziny na przykład na powtórzenie materiału z jakiegoś przedmiotu.

Nareszcie Zuza używa słów Messenger i Facebook, a nie niebieski portal społecznościowy! Brawo!

D: Ups...
Z: Co?
D: Nie zauważyłam, że typ chodzi po klasie, czytał mi przez ramię. Nie zrobił za dobrze, wiem, ale generalnie zobaczył, że gadamy o twoich kłopotach. Wyciągnął mnie na korytarz, najpierw dostałam opieprz za to, że chciałam komuś skopać tyłek, ale potem wypytywał o ciebie.
Z: ... Ile mu powiedziałaś?
D: Spokojnie, niewiele. Wyciągnął ze mnie tylko to, że znam cię spoza szkoły, więc nauczyciele od nas nie mają jak zainterweniować, bo mogą wchodzić tylko w sprawy swoich uczniów, i że na razie nikt ci nic nie zrobił, tylko słyszałaś jedną rozmowę. Kazał mi przekazać ci, że już teraz powinnaś powiadomić kogoś ze swoich nauczycieli, a tym bardziej, jak ktoś zacznie obrażać cię w twarz.
Autorko, naprawdę uważasz, że nauczyciel Dagmary mógłby przejąć się tym, że jej koleżanka jest w ciąży, a jakieś dwie dziewczyny obgadują ją w szatni? Skąd wiedział, ile Zuza ma lat? Czemu w ogóle wtrąca się w takie sprawy, skoro Zuza chodzi do innej szkoły (i dowiedział się przecież o tym)? Nauczyciel powinien skarcić Dagmarę za włączonego Facebooka! Zresztą nie słyszała, jak zamilkł? Nikt nie zwrócił uwagi, że wstał od biurka czy że stoi za Dagą? Jak mógł czytać prywatne korespondencje, zamiast kazać dziewczynie się wylogować?! To jest tak bardzo bez sensu…






PODSUMOWANIE

Fabuła
W zasadzie… fabuły tutaj malutko. To znaczy ona gdzieś jest, a przynajmniej próbujesz nam to wmówić, ale rozwija się poza tekstem. Zacznijmy jednak od ogółu, żeby przejść do szczegółu.
Zastanów się, jaki miałaś pomysł na tę historię. Zapewne taki, żeby pokazać relację młodej dziewczyny ze starszym mężczyzną. I skutki tej relacji. Temat niełatwy, ale życiowy – tego się absolutnie nie czepiamy. Pomysł właściwie był dobry, choć może mało oryginalny i trochę w stylu popularnych paradokumentów.
Teraz zastanów się, w jaki sposób przedstawiłaś tę relację. Scena, w której Zuza poznaje Henryka, jest absurdalna, bo nie dość, że dziewczyna gubi się we własnym mieście i nie potrafi sama wrócić do domu (autobusem, taksówką, pieszo, jakkolwiek), to jeszcze wchodzi z obcym, ponad dwa razy starszym od niej facetem do jego domu. Ponoć z powodu deszczu. Wczuj się w to i, proszę, przyznaj, że takie zachowanie do normalnych nie należy. Taka scena jest po prostu nierealistyczna. Idźmy jednak dalej. Henryk zostaje korepetytorem Zuzy i dość szybko oboje orientują się, że jedno drugiemu się podoba i na odwrót. I tak zaczyna się ta relacja. Mogłybyśmy przymknąć w ostateczności oko na tak dziwny sposób zapoznawania ze sobą bohaterów (choć bardziej prawdopodobne by było, gdyby Zuza znalazła korepetytora z ogłoszenia i się z nim zakochała, zamiast błądzić), gdyby dalsza część tekstu miała ręce i nogi. Tymczasem bycie Zuzy z Henrykiem polega głównie na spotkaniach na korepetycje, piciu herbaty i wymienianiu ze sobą pustych zdań. Facet w międzyczasie się jednak nakręca i, jakby to ująć, w subtelny sposób próbuje dać Zuzie do zrozumienia, że bycie w związku wiąże się z pocałunkami i uprawianiem seksu. Mniej więcej tak to wygląda.
Rozwój relacji Zuzy i Henryka jest sztuczny, wszystko dzieje się za szybko, przez co to, co piszesz, wydaje się po prostu niewiarygodne. A teraz, przechodząc do szczegółów, powiemy Ci, dlaczego tak się dzieje.
Twojemu opowiadaniu brakuje scen. Albo nawet inaczej – brakuje ważnych scen. Przyjrzyj się swoim rozdziałom. Większość to opowiadanie o tym, co się działo w szkole, rozmowy z Dagmarą, rodzicami czy bratem Zuzy, picie herbaty w nieskończoność, odrabianie lekcji, ostatecznie spotkania z Henrykiem. Tylko że te ostatnie – to, co przecież najważniejsze, skoro jest to opowiadanie o ich miłości – rzadko bywa pokazane sceną. Nie ma ważnych rozmów w postaci sceny, nie czytamy dialogu, tylko krótkie: Rozmawiałam z Henrykiem o szkole i rodzicach. To za mało. Czytelnik musi uczestniczyć w wydarzeniach, aby poznawać bohaterów i wyciągać wnioski z ich zachowań. I o ile jesteśmy w stanie ułożyć sobie w głowach obraz zachowania Zuzy, który wyniosłyśmy ze scen z Maksem czy Dagmarą (dobrze się uczy, jest inteligentna itp.), o tyle niewiele możemy powiedzieć w kwestii jej zachowania w obecności Henryka, o samym Henryku już nie mówiąc. Jedyne momenty z tym bohaterem, które skrupulatnie ukazałaś, to sceny o zabarwieniu erotycznym (błahych, pustych dialogów nie licząc). Nic więc dziwnego, że ciężko nam uwierzyć w jakąkolwiek zażyłość między tą dwójką. Dlaczego? Ano dlatego, że jej nie doświadczyłyśmy jej. Streszczasz, streszczasz, streszczasz. Najważniejsze sceny. Z najważniejszymi osobami. W późniejszych rozdziałach wkradła Ci się też ekspozycja; mówiłaś nam wprost, jak się czuje bohaterka, zamiast to pokazać poprzez jej zachowanie. A zachowanie często było wynikiem działania IMPERATYWU OPKOWEGO.
Skoro już o tym wspominamy, a pokrótce pisałyśmy o tym wyżej wielokrotnie, prześledźmy zagadnienie jeszcze raz, dokładnie.
Imperatyw opkowy jest wtedy, gdy jakieś wydarzenie ma miejsce, bo tak. Bez konkretnej przyczyny, na siłę, bo pasuje. Dzieje się tak, gdy masz wizję sceny, ale nie wiesz, jak do niej doprowadzić. Skracasz sobie wtedy drogę, wymyślając pierwszą lepszą wymówkę, oby tylko fabuła rozwinęła się po Twojej myśli. Ale to tak nie działa. Wiadomo, zawsze może zdarzyć się to i owo; życiem rządzą przypadki. Lecz jest to fatalne, gdy pojawia się cały czas i nie ma uzasadnienia działania. Chcesz przykład z Twojego opowiadania? Zuza poszła za Henrykiem, bo padał deszcz. Zuza nie musiała powiadamiać rodziców o ciąży przez lekarza, bo nie prosiła o to lekarki. Rodzice Zuzy wyjechali do pracy, a nawet wyprowadzili się, bo bohaterka musiała mieć możliwość spotykania bez przeszkód z Henrykiem. W Boże Narodzenie wyłączyli prąd, gdy para była sam na sam. Myślimy, że nie musimy wymieniać dalej. W ogóle mamy wrażenie, że cała fabuła opiera się na Wielkim Imperatywie Opkowym. A przecież tak łatwo można się go pozbyć! Jak? Na przykład: rodzice Zuzy mogli wcześniej wspominać o kłopotach w pracy i możliwości przeprowadzki; analizować ewentualne rozwiązanie; opuścić dom wcześniej, przed poznaniem Henryka. Nawet gdyby częściej wpadali w odwiedziny, wyszłoby naturalniej. I wtedy pozbywasz się wrażenia, że wciskasz coś na siłę akurat w momencie, kiedy tego potrzebujesz. Wystarczą jakieś wcześniejsze drobne wspominki na dany temat, urywki rozmów, cokolwiek.
Musisz się też zastanowić, jaki masz cel. Co chcesz przekazać w tym opowiadaniu? Do czego doprowadzić? Powiedzmy, że akcja się zawiązała, jeśli uznać za nią wejście Zuzy w relację z Henrykiem. Ale co dalej? Okej, mamy jakiś zwrot akcji, skoro dziewczyna zaszła w ciążę. Tylko że nie bardzo widzimy, do czego to wszystko zmierza. Jeśli chciałabyś pokazać to, jak młoda dziewczyna radzi sobie w związku z dużo starszym mężczyzną, z którym zachodzi w ciążę – to zdecydowanie musisz popracować nad psychologiczną stroną tego opowiadania, ponieważ jak na razie wszystko układa się wręcz sielankowo (Imperatyw Opkowy w formie), a czytelnik ma niewielki wgląd w myśli Zuzy. Owszem, narracja prowadzona z jej perspektywy, w pierwszej osobie, daje dostęp do jej umysłu, ale jak już wspomniałyśmy, większość ważnych scen rozgrywa się gdzieś poza tekstem. Najprostszy przykład: po wyznaniu Henryka o seksoholizmie dziewczyna musi to sobie przemyśleć. A następnego dnia już mówi mu (i czytelnikowi), że to dokładnie przemyślała. No, fajnie, to dobrze, tylko gdzie był wtedy czytelnik? Czemu nie ma tych myśli w tekście? Byłabym bardzo zadowolona, gdybym zobaczyła, że Zuza ma jakieś rozterki życiowe – naprawdę poważne problemy, które nie rozwiążą się same, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Może stałaby się bardziej realistyczna. Na razie jednak tego nie ma. Tak więc zastanów się, jaki masz cel, co chcesz pokazać w tej historii, a potem pomyśl, jakimi środkami możesz do tego celu doprowadzić, tak aby czytelnik był jak najbardziej usatysfakcjonowany lekturą.

Bohaterowie

Zacznijmy od Zuzy, bo to ona niewątpliwie jest tu najważniejsza. Początkowe rozdziały to wprowadzenie czytelnika w jej życie – Zuza daje się poznać jako dobra uczennica, ambitna, grzeczna, dobrze wychowana, choć raczej wycofana, nieposiadająca zbyt wielu kolegów i koleżanek. Dagmara, z którą spotyka się zupełnie przypadkiem, staje jej się jednak dość niespodziewanie bardzo bliska. I to już jest pierwsza rysa na kreacji bohaterki. Bo jeśli Zuza tak szybko nawiązała wspólny język z Dagą i w ekspresowym tempie uznała za swoją przyjaciółkę, to dlaczego nie ma innych znajomych? Oczywiście, można powiedzieć, że pokrewne dusze itd., ale… musimy Cię zmartwić, to znowu będzie Wielki Imperatyw Opkowy.
Idźmy jednak dalej. Zuza i jej relacje z rodzicami. Podobno są dobre, ale jednocześnie rodzice traktują swoją córkę z lekką nadopiekuńczością, nie pozwalają jej na zbyt wiele, kontrolują. Zuza wiele swoich myśli czy zachowań tłumaczy surowymi rodzicami, ale nie było chyba ani jednej sceny, z której wynikałoby, że ci rodzice faktycznie są tacy, na jakich kreuje ich Zuzanna. Więc ich kreacja kompletnie Ci się rozjechała, bo słowa jedno, a czyny drugie – obraz rodziców z opowiadań czy myśli Zuzy jest sprzeczny z tym, jaki czytelnik widzi po scenach, w których oni występują. A skoro rodzice, to i brat – kolejna nieścisłość. Z początku Zuza cieszy się, że prawie go nie widuje, nie ma z nim scen, istnieje tylko w opowieściach Zuzy i jej rodziców, dopiero potem – oczywiście gdy rodzice wyjeżdżają, czyli wtedy, kiedy jest potrzebny – w magiczny sposób z postaci, o której tylko się wspomina, staje się bohaterem realnie istniejącym w świecie przedstawionym. I, co najśmieszniejsze, tworzą z Zuzą całkiem zgrane, kochające się i troszczące się o siebie nawzajem rodzeństwo. Domyślam się, że wyjazd rodziców spowodował to, że brat i siostra się do siebie zbliżyli, ale znowu – nie poświęciłaś temu ani chwili uwagi, z tekstu to po prostu nie wynika, tylko pojawia się ot tak. Nagle ni stąd, ni zowąd okazuje się, że Zuza i Maks potrafią żyć wspólnie pod jednym dachem, nie zabijając się nawzajem i zresztą całkiem nieźle sobie radząc pod nieobecność rodziców.
No i wreszcie największa rysa na kreacji Zuzy, czyli Henryk. Zastanawia nas przede wszystkim to, że skoro Zuza jest tak dobrze wychowaną i świetnie uczącą się dziewczyną, to jakim cudem bez chwili zawahania i cienia podejrzenia poszła do domu za obcym facetem, starszym od niej o ćwierć wieku, a potem zaczęła się z nim spotykać i robić jeszcze głupsze rzeczy (jak na przykład wyjazd do chatki pośrodku niczego). Po prostu tego nie kupujemy. Taka naiwność, dziecięca wręcz ufność jest dla nas niezrozumiała w kontekście tego, czego dowiedziałyśmy się o Zuzie na początku opowiadania. Zwłaszcza że dziewczyna wydawała się dość trzeźwo myśleć, sprawiała wrażenie rozsądnej.
W ostatnich rozdziałach Zuza miała też cechy Mary Sue. Zauważyłaś, autorko, że wszystko jej się udaje? Słabą ocenę może poprawić, z ciąży się cieszy, zamiast martwić, bardzo łatwo ukryć jej wszystko przed rodzicami, a przede wszystkim ma wolną chatę, więc może bez przeszkód spotykać się z Henrykiem. No i oczywiście zachowania Zuzanny są sprzeczne. Jak już wspominałyśmy: nie ma koleżanek, ale martwi się, że wszystkie ją obgadują i je straci (?), boi się dostać tróję z matmy, ale nie przejmuje się ciążą. Tu mogę dodać też to, że mdłości w ciąży utrzymują się do około trzeciego miesiąca, a Zuzannie przeszło chwilę po… wynikach badań (Imperatyw znów). Pojawiło się bardzo dużo takich sprzecznych scen, jednak zawsze Zuzanna była piękna, wspaniała, posłuszna, inteligentna… i te cechy są okej, ale nie jeśli występują razem i nie gdy dodajesz do tego przerysowane sceny ciąży, ukrywanie związku i w dodatku, że wszystko idzie po myśli dziewczyny, to niestety mam w głowie obraz nastolatki idealnej. Nawet nauczyciele słuchają jej rozkazów! Naprawdę z czasem Zuza ma coraz więcej cech Marysi Zuzanny, a to nie jest dobrze. Bo im trudniejsza sytuacja, tym lepiej Zuza sobie radzi. Korepetycje? Będzie ukrywać. Ciąża z dużo starszym typem? Ma nadzieję, że dziecko będzie zdrowe, bo uszczęśliwi faceta. Fuck logic! Dziewczynie po prostu brakuje wad!
W dodatku Zuza sama komplikuje sobie na siłę życie – czemu po prostu nie powiedziała, że chodziła na korki z historii? Przecież rodzice by jej nie zabili; jej argumenty wydawały się śmieszne.

Na plus możemy odnotować za to Dagmarę. Co prawda zdaje się, że jej postać jest raczej dalszoplanowa, choć zapowiadało się na to, że będzie występować na drugim planie,  początku poświęciłaś jej dużo uwagi, ale gdy pojawił się Henryk, Daga zaczęła odgrywać poboczną rolę. Niemniej jednak trzeba przyznać, że jej charakter jest w miarę stabilny – nie zmienia się wtedy, gdy akurat tego potrzebujesz. Daga to Daga – dość specyficzna osóbka, szesnastoletnia dama do towarzystwa, choć raczej nie do seksu (wciąż nie jesteśmy pewne, czy ten seks ciągle uprawiała, czy jednak nie), dużo bardziej doświadczona w kwestii mężczyzn niż Zuza. I mimo tego, że była prostytutką i nie jest wcale tak inteligentna jak jej przyjaciółka, wydaje się mądrzej myśleć. Naprawdę, uważamy, że Dagmara jest najbardziej trzeźwo myślącą osobą w całym opowiadaniu. Bo kto ostrzegał Zuzę przed wpadką? Kto mówił, że faceci są różni?
Na pewno nie Maks, który po tym, jak dowiedział się o ciąży Zuzy, stwierdził, że ZROBI JEJ HERBATKĘ, nie powiedzą rodzicom i wszystko będzie okej. Brat naszej bohaterki jest o tyle specyficzną postacią, że jest dorosły, a kompletnie głupi, chociaż jego wypowiedzi są równie mądre i ładnie ułożone co wypowiedzi Zuzy. Co z tego, że ją wspiera, skoro daje jej zły przykład, w ogóle nie potrafi znaleźć dobrego wyjścia z każdej sytuacji, wyciąga pochopne wnioski, kryje dziewczynę i puszcza na tydzień do jakiejś dziczy ze starym, obcym facetem, którego NIE ZNA. I twierdzi, że to jest okej. Otóż nie jest. A Maks jako dorosły, odpowiedzialny za siostrę mężczyzna powinien myśleć o jej bezpieczeństwie, a nie o tym, żeby było jej przyjemnie. Niby jest kochający, ale nieodpowiedzialny i ma wszystko gdzieś.

Został nam jeszcze Henryk, bohater bez charakteru. Jedyne, co sobie wyobrażam, gdy go widzę, to stary, zarośnięty facet siedzący w fotelu i czytający książki; taki spokojny, miły dziadziuś, który w rzeczywistości jest gwałcicielem, skrywającym przed światem swą podłą naturę. Przesada? A czy oprócz scen, gdzie zachęca Zuzę do seksu albo opowiada o wydarzeniach historycznych, robi coś innego? No, raz zrobił. Wyznał jej, że jest seksoholikiem. I uwierz, problem nie leży w tym, że ten człowiek ma jakieś kłopoty, które są niemożliwe. Problem w tym, że kompletnie nie znam tej postaci na tyle, by ją polubić, aby sobie wyobrazić, że facet mógłby pokochać nastolatkę. To przez brak podstaw do jakichkolwiek relacji między dwójką, o czym wspominałyśmy. Bo co mi ze streszczeń ich spotkań lub ze scen, gdzie uprawiają seks czy coś. Potrzebujemy ich ROZMÓW czy czegokolwiek innego, co pokazałoby, jak spędzają wspólnie czas i zbliżają się do siebie. I o ile w przypadku Zuzy, która jest narratorem, znamy jej charakter, o tyle Henryk wydaje się postacią pozbawioną wnętrza. Nie możemy powiedzieć nic o jego cechach charakterystycznych. A gdy do tego braku charakteru dodać jego problemy, wychodzi profil nieodpowiedzialnego, napalonego na młodą dziewczynę człowieka, którym się brzydzimy, zamiast go polubić czy mu współczuć. Jakby był tylko marionetką; potrzebny wyłącznie do ukazania związku. Bo w tym momencie wygląda to tak, jakby całą fabuła opierała się na tym, że Zuza ma jakiegoś starszego faceta, z którym jest w ciąży, a nie na tym, że Zuza jest w ciąży z Henrykiem. Mężczyzna jakby nie istnieje dla fabuły jako główny bohater, tylko po to, aby Zuza mogła mieć większe kłopoty.
Jakie mamy dowody? Na przykład Zuza zwraca się do swojego partnera i myśli o nim Henryk, zamiast jakoś zdrabniać. Wiemy, że czasami tak jest, przyjmuje się pełne imię dla danej osoby, ale to brzmi nienaturalnie – niczym z Trudnych Spraw czy innych paradokumentów; tam też niemal zawsze używają pełnych imion bohaterów. Kolejna rzecz, para naprawdę rozmawia tylko o problemach dziewczyny, a jeśli chodzi o Henryka, wszystkie wątki na temat jego przeszłości są streszczane (rozstanie z żoną, staranie o dziecko). Dopiero podczas wyznania o seksoholizmie (które było wstrząsające, ponieważ niemal nie znałyśmy postaci i zaczęłyśmy bać się o Zuzę) mamy jakąś poważną scenę rozmowy między dwójką, lecz jak na pierwszy, ukazany, ważny dialog tych bohaterów, było to zbyt przełomowe.

Jeszcze jedną rzeczą, która nam się nie spodobała, był brak researchu. I chodzi tu o olimpiadę. Jak już wyżej opisałyśmy, wygląda to trochę inaczej, choć teraz zastanawiamy się, czy jest w ogóle sens roztrząsać ten wątek w podsumowaniu.
Olimpiada była tym punktem, który zbliżał Zuzę i Henryka, zaś gdy już doszło do tego zbliżenia, wątek przestał Ci być potrzebny i finał opisałaś wielkim skrótem, w dwóch zdaniach. Po prostu chamsko ucięłaś ważny, przewijający się przez wszystkie rozdziały wątek, bo już nie musisz go ciągnąć. Bo teraz ważna jest ciąża, prawda? No jasne, że to ważniejsze dla bohaterki, ale to nie znaczy, że powinnaś tak po prostu ten konkurs olać. A sam fakt, że zmieniłaś przebieg olimpiady, spłaszcza Twoją historię.

Masz również problem z narracją. Piszesz pierwszoosobówkę, więc cały czas siedzimy w głowie bohaterki. Wszystko, o czym mówi narrator, to nic innego jak myśli Zuzy. Główną zasadą jest to, że wiedza takiego narratora jest ograniczona i z tym sobie radzisz. Widać, że rozumiesz, odnajdujesz się. Jednak Twoja Zuza ma skłonności do myślenia jak narrator trzecioosobowy. Chodzi o to, jak opisuje myśli. Weźmy za przykład to zdanie:
Moje rozkojarzenie zauważyła moja mama.
Czytelnik doskonale wie, że jeśli mama, to Zuzy. Przecież dziewczyna nie ma innej mamy. Bardzo często dopisujesz mnóstwo oczywistych zaimków. Przeszkadza to w czytaniu, pakujesz za dużo słów, a potem robią się z tego powtórzenia. Nawet w tym zdaniu wyżej je masz. Oczywiście czasami takie podkreślenie jest niezbędne, jednak pisząc, zastanów się czasem, czy nie przesadzasz z zaimkozą. Masz wyżej wypisane parę przykładów, lecz nie przytoczyłyśmy wszystkich takich fragmentów. Musisz przejrzeć tekst pod tym kątem.
Kolejną rzeczą, o jakiej należy tu wspomnieć, jest wypowiadanie się Zuzy. Która nastolatka określa Facebooka jako znany niebieski serwis społecznościowy z książką w nazwie? Przecież nikt Cię nie oskarży o wykorzystywania nazwy w opowiadaniu; serwis jest popularny i każdy wie, o co chodzi, ale w narracji pierwszoosobowej takie dziwne określenia brzmią bardzo nienaturalnie, a stworzyłaś kilka takich potworków. To samo jeśli chodzi o Messengera czy SMS-y. Niepotrzebnie określasz je jako wiadomości tekstowe. Przecież w ustach szesnastolatki to nie brzmi dobrze.
No i skoro już jesteśmy przy wypowiadaniu się, największym problemem Zuzanny jest jej słownictwo. Wypowiada się, jakby skończyła już pięćdziesiątkę i miała tytuł profesora.
W rzeczywistości nie miałam żadnych planów, jednak wiedziałam, że prawdopodobnie Dagmara pojawi się niedługo w Internecie i będziemy mogły porozmawiać.

Miałam rację – gdy w domu włączyłam komputer i zalogowałam się na serwis społecznościowy, wiadomość od niej czekała już na mnie.

Spójrz na podkreślone części. Czemu Zuza nie może po prostu powiedzieć, że czeka aż Daga wejdzie na Facebooka lub włącza komputer i wchodzi na fejsa? Przecież to są myśli dziewczyny! Sama pewnie też myślisz skrótami i każdy wie, o co chodzi. Nie musisz się bać, że czytelnik nie zrozumie. Nie ukrywajmy, piszesz młodzieżówkę, więc daj się trochę utożsamić z bohaterką. To jest właśnie ten przypadek, gdzie Twoja bohaterka wypowiada się za poważnie. Co jednak z zachowaniem? Zuza tak pięknie bajtluje, za to sceny pokazują, że jest tylko dzieckiem. Czasem aż za bardzo. Przykłady na pewno już znasz: pójście za obcym facetem? Ona ma szesnaście lat, a nie sześć, żeby dać się złapać na taką sztuczkę. Oczywiście zalicza się do tego wyjazd z niemal obcym mężczyzną do jakiejś chatki w środku lasu i spanie po drodze czy też zapominanie o konsekwencjach ciąży, gdy wcześniej ukrywała związek. W większości zachowania są tak naiwne, że przeczą pięknemu słownictwu dziewczyny. I to strasznie się gryzie.
Krótko jeszcze wspomnimy o tytułach rozdziałów – zaczynasz zapis małą literą, w dodatku są po angielsku. Dlaczego, skoro piszesz opowiadanie po polsku? Uważamy, że polskie odpowiedniki nie odjęłyby uroku.

Styl
Na pocieszenie jednak trzeba przyznać, że Twoje opowiadanie czyta się dobrze. Widać, że bardzo dbasz o to, by czytelnika nie rozpraszały jakieś poważne błędy językowe. Zdarzają Ci się oczywiście potknięcia, niemniej musimy to zaznaczyć – są to zazwyczaj jedynie drobne usterki, które mogłabyś wyłapać przy uważniejszym czytaniu przed publikacją (najlepiej przy czytaniu po paru dniach przerwy od tego tekstu, z jasnym umysłem) albo które znalazłaby beta. Poza tym jednak piszesz naprawdę ładnie i starannie, co bardzo nas cieszy. Jeśli tylko skupisz się bardziej na tym, o czym piszesz i w jaki sposób budujesz fabułę, na pewno będziesz potrafiła stworzyć ciekawe i dobrze czytające się opowiadanie, bo potencjał jest.

Ostatnim punktem tej oceny jest poprawność, jednak tu będzie krótko. Zaimkoza, o której była mowa w narracji, powtórzenia, literówki, niektóre przecinki, niepoprawne wtrącenia. Generalnie dbasz o tekst i starasz się, aby był klarowny. To na plus. Staraj się zwracać uwagę na te drobnostki, doucz się w kwestii znaków interpunkcyjnych i staraj się wyłapywać literówki.

Kończąc, chcemy Cię zapewnić, że opowiadanie czytało się szybko, lekko i przyjemnie. Potrafisz pisać w miarę dobrze, jednak to nie warsztat leży i płacze, ani nawet pomysł, tylko źle skonstruowane opowiadanie. Brakuje scen, brakuje rozwoju wątków, brakuje stabilności w zachowaniu Zuzy. Nie mamy dowodów na związek, Twoi bohaterowie zachowują się nieodpowiednio do swojego wieku. Pomysł, który masz, jest kontrowersyjny, lecz to nie to jest problemem. Nie myśl też, że zraziła czy odrzuciła nas tematyka. Zapowiadało się naprawdę dobrze i przyjemnie. Zawiodło wykonanie.
Potrzebujesz bardziej prawdopodobnych scen, nie możesz się spieszyć z rozwojem relacji bohaterów, a w międzyczasie musi się dziać coś, co popchnie fabułę do przodu, i to jeszcze przed ciążą. Znajdź sobie kilka wątków pobocznych, to także jest ważne, bo jednym głównym wątkiem tego tekstu nie pociągniesz. Olimpiada nie jest wystarczającym motorem, skoro tak łatwo było wyrzucić ten wątek do śmieci. Tak naprawdę oprócz związku Zuzy i Henryka to opowiadanie jest o niczym. Czytamy o szkolnych ocenach, o piciu herbaty, o nauce, jednak to za mało. Nie masz przez większość rozdziałów motywu przewodniego, przez co wszystko wydaje się nudne. Spróbuj wykorzystać te postaci, które masz. Na przykład Dagmarę. Przecież tło, jakie dla niej zbudowałaś, oferuje wiele możliwości. Nie powiesz nam chyba, że życie nastoletniej damy do towarzystwa jest nudne. Znajdź tutaj jakiś punkt zaczepienia. Możesz też zahaczyć o kwestię rodziców. Rozbuduj ten wątek, bo właściwie nic o nich nie wiemy – ani co robią, ani gdzie pracują, ani dlaczego musieli wyjechać (okej, przeniesiono ich, ale coś więcej? Przecież nie przenosi się ludzi ot tak). Po prostu musisz oprócz wątku głównego mieć jeszcze jakieś poboczne, które będą trzymały czytelnika przy tym opowiadaniu w momencie, gdy będziesz potrzebowała czasu i spowolnienia akcji w wątku Zuzy i Henryka (a jeśli ich realcja ma być realistyczna, to będziesz potrzebowała).

Dlatego na dzień dzisiejszy wystawiamy Ci dostateczny i liczymy na to, że w niedalekiej przyszłości, gdy już ogarniesz swój materiał i naprawisz błędy, zgłosisz się do nas ponownie, abyśmy mogły pochwalić Cię za progres i wystawić wyższą notę.
Życzymy powodzenia!



Za betę dziękujemy Skoiastel, Sigyn i Fenoloftaleinie.

3 komentarze:

  1. Cześć!
    Przede wszystkim chciałam bardzo podziękować za poświęcony mojemu blogowi czas. Przy okazji podziwiam Was za przebrnięcie przez opowiadanie, bo jak tak patrzę, to słabych stron – od drobnych błędów do większych luk – uzbierało się więcej, niż się spodziewałam. Dopiero teraz widzę, jak trudno jest mi jako autorce wyłapać je we własnym opowiadaniu.
    Na razie dokładnie wczytałam się tylko w podsumowanie, przez szczegółową ocenę przejdę, jak będę miała trochę więcej wolnego czasu, postaram się też poprawić przy tym przynajmniej część błędów, a jeżeli znajdzie się coś, do czego będę chciała się odnieść, to dam znać.
    Nastawiałam się głównie na uwagi dotyczące bohaterów i fabuły, bo jednak czułam, że to u mnie kuleje, i nie zawiodłam się. Muszę przyznać, że zrobiło mi się wstyd (chciałam napisać, że trochę wstyd, ale to jednak za mało powiedziane) za wszystkie moje niedopracowania, aż nie wiem, jak dokładnie się do tego wszystkiego odnieść. Mogę chyba tylko powiedzieć, że postaram się wykorzystać Wasze komentarze w dalszej „pisarskiej karierze” – jeżeli nie w tym przypadku, to ogólne uwagi na pewno przydadzą się w pracy nad innymi opowiadaniami, które planuję.
    Na ten moment nie jestem pewna, czy potrafiłabym ogarnąć to opowiadanie pod względem zmian fabularnych, bo trochę się tego jednak nazbierało, poza tym mam już dosyć jasny pomysł na jego dalszy ciąg, który chciałabym zrealizować i na który poprawki z pewnością by wpłynęły, bardziej skłaniam się ku napisaniu w przyszłości innego opowiadania zbudowanego na podobnej podstawie z pilnowaniem się pod kątem fabuły/kreacji postaci od samego początku, chociaż nie mówię nie, może któregoś dnia, jak będzie więcej czasu i chęci, to pozmieniam to i tamto również w tym stworku. Myślę, że zgłoszę się do Was jeszcze kiedyś – może z tym blogiem po poprawkach, może z całkiem innym – by zobaczyć, co jeszcze u mnie kuleje, a co udało mi się poprawić, jeżeli uda się poprawić cokolwiek (a taką mam nadzieję).
    Na koniec mojego komentarza jeszcze raz dziękuję za ocenę, za krytyczne uwagi oraz za słowa, które odebrałam jako miłe (uwaga co do stylu - miód na moje serce!).
    Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Sorry, że dopiero teraz, studia są bezlitosne. :/
      Cieszę się, że nasza praca w jakiś sposób może Ci się przydać, czy do tego opowiadania, czy do kolejnego, to już obojętnie. Myślę, że nasze rady są na tyle uniwersalne, że można je przełożyć także na inną historię i innych bohaterów. :)
      Życzę powodzenia w dalszych próbach pisarskich i oczywiście zapraszam kolejny raz do ocenki za jakiś czas. :) Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Bardzo się cieszę, że ocena jest przydatna. Oczywiście jeśli czujesz, że zmiana fabuły nie ma sensu, pisz dalej. Wykorzystaj rady w innym opowiadaniu, a to potraktuj treningowo. Z autopsji wiem, że czasem lepiej sobie odpuścić i wziąć się za coś innego, niż walczyć z wiatrakami. W razie jakichkolwiek pytań zapraszamy. I czekamy na zgłoszenie w przyszłości, z chęcią przeczytam jeszcze coś Twojego.
    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń