[132] ocena bloga: tt-thunderbird.blogspot.com


Autorka: Aris
Tematyka: ff Teen Titans + OC
Ocenia: Skoiastel



Na samym początku chciałabym zaznaczyć, że ocenka może miejscami być bzdurna. Wstępnie zgłosiłaś się do Elektrowni, ale po jakimś czasie poprosiłaś o zmianę oceniającej, wybierając akurat mnie. Nie bardzo rozumiałam dlaczego, skoro nie znam uniwersum, o którym piszesz, ale mimo to podjęłam się pracy. Jestem ciekawa, na ile brak znajomości kanonu będzie mi przeszkadzał, o ile w ogóle będzie takowy miał miejsce. Nie ukrywam, że liczę na opowiadanie, które wciągnie mnie w nowy świat i zainteresuje na tyle, bym chciała sama sięgnąć po kreskówkę. Jak na razie – przez przystąpieniem do treści głównej – nieco się martwię, że przez własne braki mogę nie podołać, ale ździebko pocieszające jest dla mnie zdanie z ramki informacje. Piszesz o tym, że duet Jester Quinn i Silent pilnują cię pod kątem zgodności z kanonem. Na dodatek twoją betą jest Pirat z Betowania. Zapowiada się ciekawie.
Okej, co by więcej nie jojczyć, przejdźmy do rzeczy.

O szacie graficznej nie ma się co rozwodzić. Jest przejrzyście. We wspominanej już ramce brakuje tylko justowania. Co do poprawności tam:
Kryminał, fan fiction, fandom Teen Titans + Nightwatch (Shadow), dramat psychologiczny; – tutaj zdanie powinno się skończyć, a więc kropka, a nie średnik. Dodatkowo wymieniasz gatunki, a fandom TT należy do części o fanfiction. Raczej widziałabym to tak: Kryminał, fan fiction (fandom Teen Titans + Nightwatch [Shadow]), dramat psychologiczny.

Dziękuję wszystkim, którzy zagłosowali na mnie w ankiecie "rozdział miesiąca" na Katalogowo! – Niepoprawny cudzysłów. Polski, tzw. typograficzny drukarski wygląda tak: „(…)”.

Niestety, nie udało się zdobyć największej ilości głosów, ale co tam :D – emotikon nie zastępuje kropki kończącej zdanie. Powinna się pojawić przed albo po uśmiechu.

Jeżeli chodzi o technikę podstron, to brakuje kolejnej kropki (zakładka o opowiadaniu):
(…) a potem pewnie zmienię szablon :)
Zabrakło też średnika po tytule opowiadania. Jeśli bardzo cię on denerwuje w tym miejscu (a podejrzewam, że tak, bo mnie też drażniłby), możesz zrezygnować ze wszystkich średników lub zamienić je na przecinki. Of Love małymi literami – w wielowyrazowych tytułach utworów literackich (także w tytułach ich rozdziałów) wielką literą zapisuje się jedynie pierwszy wyraz. Zastanawia mnie też angielski tytuł sam w sobie. Opowiadanie całościowo jest pisane w języku polskim – nawet tytuły rozdziałów (poza pojedynczym nawiązaniem do elementu popkultury: Ghostbusters!). Skąd więc decyzja o wykorzystaniu angielskiego tytułu dla całości? Może w tym momencie powieje ostrą hipokryzją, bo sama mam opowiadanie z 2006 roku, które nadal zwie się po angielsku, bo taka też panowała kiedyś moda na Onecie (i po latach strasznie zgrzytam na ten tytuł zębami). Jednak wydaje mi się, że obie powinnyśmy wreszcie dorosnąć do konsekwencji. Nie ma się jednak co stresować; wymienione potknięcia i uwaga o języku nie mają wpływu na notę końcową. Ta będzie zależna jedynie od tego, co wypiszę w podpunkcie o treści.

W zakładce linki rozjechały ci się linijki. A w starociach:
Więcej grzechów nie pamiętam i za wszystkie serdecznie żałuję. – Chyba raczej: bardzo żałuję. Serdecznie w ogóle nie pasuje do kontekstu.(Ewentualnie szerze żałuję; okazało się przy becie, że w różnych kościołach obowiązuje najwidoczniej różna regułka).

Wszystko, co jest w miarę warte przeczytania, znajduje się w "Spisie treści". – Kolejny niepoprawny cudzysłów. Już nie będę o nich wspominać, jeśli na jakieś natrafię.
W tej zakładce też gdzieniegdzie rozjechały ci się wcięcia. I to by było na tyle, jeśli chodzi o kwestie mniej ważne.


TREŚĆ
CIEŃ I – PRELUDIUM
Bestia nauczył się kilku przydatnych umiejętności, takich jak prasowanie, nie mieszanie [niemieszanie] brudnych skarpetek z naczyniami w zmywarce, korzystania [korzystanie] z odkurzacza czy ukrywania [ukrywanie] śmieci w miejscach, do których nikomu nie przyszłoby do głowy zaglądać.

— No co? — Bestia usiadł na podłodze, dramatycznie zasłaniając twarz dłonią (…). – Właściwie dopisek o dłoni jest zbędny. Potrafię sobie wyobrazić ruch i bez niego.

To, co rzuca mi się w oczy już teraz, ledwo po przeczytaniu dialogu, to nadmiar oczywistych emocji w narracji. A właściwie nie samych emocji, ale wymuszających je przysłówków i innych mocno logicznych określeń. Przykłady:
— Oddam ci rzeczy, jak tu posprzątasz — oświadczyła Raven, wywracając oczami na widok marnych starań Bestii. – Czytałam o tym, co robił Bestia i potrafię wczuć się w zirytowaną Raven. Wiem, że wywraca oczami, bo Bestia zachowuje się według niej nagannie, a nie dlatego, że, nie wiem, trzy dni temu padał deszcz. Dalej:

Splotła ręce na piersi, patrząc wyczekująco na przyjaciela. (...) dramatycznie zasłaniając twarz dłonią (…) obejmując jej nogi i wlepiając proszące spojrzenie w jej twarz. – Takimi dopiskami wymuszasz na mnie dane emocje. Nie budujesz ich subtelnie, nie przemycasz ich w tekście jakby podprogowo, abym sama je wyłapała. Najczęściej czytelnicy wnioskują z zachowania postaci – jeżeli Bestia zasłania twarz, bo przed chwilą uderzył się w czoło, to ja sobie sama dopowiem, że to było poniekąd dramatyczne. Albo jakieś tam inne. Dla mnie dedukowanie ze słów i zachowań jest frajdą, jednym z powodów, dla których w ogóle czytam. Ty, zmuszając mnie nadmiarem określeń do odczuwania czegoś po twojemu, odbierasz mi tę małą radość z czytania.


— Czy ty się bawisz w jakieś zawody, by przekonać wszystkich naszych znajomych, że Tytani to największe flejtuchy na świecie? — spytała ironicznie (…). – Ta ironia aż spływa z wypowiedzi. Nie musisz mi jej podkreślać, mówić: tak czytelniku, Raven ironizowała. Ja to po prostu wiem. Rozumiem, co czytam.

— Oddam ci rzeczy, jak tu posprzątasz — oświadczyła Raven, wywracając oczami na widok marnych starań Bestii. Tymczasem drzwi prowadzące do salonu otworzyły się i stanął w nich lider drużyny z komunikatorem w dłoni. – Okej, ale dalej w tekście piszesz tak, jakbym miała wiedzieć, kto wszedł. Nie podajesz imienia, jakiegoś opisu. Potem dalej nazywasz postać tylko liderem:
Lider pokiwał z politowaniem głową, po czym stwierdził, że najlepszym sposobem na zachowanie zdrowego rozsądku w tym domu wariatów będzie zaszycie się za aneksem kuchennym w poszukiwaniu czegoś do picia. – Dlaczego po prostu nie użyjesz jego imienia/pseudonimu? A może on się tak właśnie nazywa – Lider? No i on naprawdę to stwierdził? Na głos czy w myślach – trzeba to dopowiedzieć. Jeżeli to pierwsze, lepszy byłby zapis w postaci wypowiedzi dialogowej. Chociaż to musiałoby brzmieć po prostu… głupio:
– Bestia znowu naśmiecił. – wyjaśniła Raven.
– Najlepszym sposobem na zachowanie zdrowego rozsądku w tym domu wariatów będzie zaszycie się za aneksem kuchennym w poszukiwaniu czegoś do picia – stwierdził lider.

W twojej wersji Raven wyjaśniała coś łaskawie. Kolejny przysłówek. Moja rada? Zastanów się, gdy takowe stosujesz, czy są faktycznie potrzebne. Przysłówki zwykle wprowadzają nadmiar informacji; w tym przykładzie lider zaznacza, że nie chce mu się pytać, więc Raven wyjaśnia mu sytuację. Robi to poniekąd wielkodusznie (bo mogłaby przecież w ogóle olać komentarz lidera). Nie podpowiadaj mi.

— Dzwonił Silent, zaraz będą na mie-...— Na chwilę zamilkł (…). – Wystarczyłoby użyć wielokropka bez dywizu:
— Dzwonił Silent, zaraz będą na mie… – Na chwilę zamilkł.

Do salonu wleciała Gwiazdka, trzymając w objęciach śpiącego Jedwabka.


No i tu się zaczyna jazda. Nie wiem, kim jest Gwiazdka i jak wygląda Jedwabek. Wyobrażam sobie Dzwoneczka z Piotrusia Pana, ale to pewnie nietrafiona wizja. To jest ten moment, kiedy muszę otworzyć Google.
Jak na razie z postaci potrafię sobie wyobrazić jedynie Bestię, który jest zmiennokształtny. Inne postaci są dla mnie imionami (a lider nawet tym nie jest) i niczym poza tym. Przez to wyobraźnia nie działa.

Do salonu wleciała Gwiazdka, trzymając w objęciach śpiącego Jedwabka. Wylądowała tuż przed oknem, podskakując z ekscytacji. Dotknęła dłonią zimnej szyby, wpatrując się w oświetlony podjazd. – Tutaj tylko trzy, ale w całym rozdziale pojawia się ich znacznie więcej. Uwielbiasz imiesłowy przysłówkowe współczesne (to te zakończone na –ąc). Bardzo rzuca się to w oczy. W całym rozdziale jest ich chmara, na dodatek niektóre wykorzystujesz nieświadomie niepoprawnie. Imiesłowy te oznaczają, że czynności wykonywane są dokładnie w tym samym czasie (1:1), nie po sobie. W cytacie Gwiazdka jednocześnie ląduje i podskakuje. A nie powinno być tak, że podskakiwać zaczęła tuż po wylądowaniu? To chyba bardziej logiczne niż podskakiwanie w powietrzu w trakcie lądowania. Już wcześniej miałaś podobne udziwnienia:
— Rae, nie bądź taka! — zaskomlał, powracając do swojej normalnej formy. – Czy Bestia wypowiedział słowa w trakcie przemiany? I nie wpłynęło to w żaden sposób na ton, nie załamał mu się głos? Da się w ogóle przemieniać i mówić jednocześnie? Albo:
Padł przed dziewczyną na kolana, obejmując jej nogi i wlepiając proszące spojrzenie w jej twarz. – Jednocześnie padł i objął? A nie przypadkiem najpierw padł, a potem dopiero złapał ją za nogi? Czy złapał ją już w powietrzu i zsunął się po jej łydkach? Raczej bzdura. A to nie koniec podobnych:
— Ilu ludzi już nie żyje? — wydusiła w końcu, podnosząc głowę i odrywając dłonie od twarzy. – Jak powiedziała, skoro dopiero odrywała dłonie od twarzy? Ruch dłoni przy ustach nie wpłynął na jakość dźwięku? Wiem, że może się to wydawać pierdołą, ale od tego właśnie ktoś wymyślił imiesłów przysłówkowy współczesny, aby zaznaczać czynności dokładnie równe w czasie. I trzeba ich używać zgodnie z ich przeznaczeniem.

Trzy razy w krótkim dialogu między Silentem a Shadow użyłaś określenia przyjaciółka. Mocno rzuca się to w oczy; wypada trochę nienaturalnie, jakbyś na siłę szukała synonimu.

— Już tu są! — oznajmiła radośnie, wskazując na parkujący przed wieżą samochód. — Będziemy mieć nowych przyjaciół, Jedwabku! – Ta radość aż bije z wypowiedzi. Nie trzeba jej dopowiadać. (+ podwójna spacja).

Po plecach przeszedł mu dreszcz. Cały czas podskórnie przeczuwał, że pozostawienie jej na chociaż kilka dni bez opieki skończy się źle. – Z drugiego zdania wynika, że to dreszcz przeczuwał złe rzeczy.

(…) zrobię [przecinek] co mam do zrobienia (…).

Szczerze? Trochę męczy mnie natłok bohaterów. Jest ich w pewnym momencie piątka? szóstka?, a każdy coś mówi, więc nie szczędziłaś też dialogów. W tym wszystkim zginęły zupełnie jakieś subtelne opisy potrzebne szczególnie komuś, kto dopiero zaczyna poznawać uniwersum Młodych Tytanów. Wszystko mi się miesza.

Określasz też bohaterów kolorami włosów. Przykład:
— To zabrzmiało źle — mruknęła brunetka, a kiedy myślała, że nikt nie patrzy, pokazała mu język. – Problem w tym, że nie wygooglowałam sobie jeszcze wszystkich twoich bohaterów, wprowadzasz też swoich OC, więc skąd właściwie mam wiedzieć, kto wypowiedział się w dialogu? Zwykle nie jestem fanką zakładek o bohaterach, ale w tym wypadku żałuję, że nie masz takowej.
Pomijając, że nazywanie bohaterów kolorem włosów/oczu/czegokolwiek samo w sobie jest… tanie. Świadczy raczej o nieporadności językowej autora, który na siłę szuka synonimów, aby unikać powtarzania imienia/nazwiska/pseudonimu.

Z Wikipedii dowiedziałam się, że przywódcą ekipy jest Robin. A! A więc to jest ten słynny bezimienny lider? To teraz już wiem, o co chodziło w zdaniu: (…) do Silenta podszedł Robin. – Do tej pory sądziłam, że to kolejna postać. [no i zdecydowanie lżejszy byłby szyk: Robin podszedł do Silenta].

Prawdopodobnie liderem zaczęłaś też nazywać raz Robina, raz Silenta, i nie zawsze dopisujesz, o lidera której grupy chodzi. Pozostawiasz to w domyśle, ale domyślić mają szansę się tylko ci, którzy znają kanon:
— To zabrzmiało źle — mruknęła brunetka, a kiedy myślała, że nikt nie patrzy, pokazała mu język. Lider wywrócił oczami na ten widok.
Jakby tego było mało, w jednym akapicie umieszczasz wypowiedź bohatera A i dopisek narracyjny dotyczący bohatera B. Błąd. Bohater B i wszystko, co go dotyczy, powinno znaleźć się w nowym akapicie. Omijając tę zasadę, mieszasz jeszcze bardziej. Przez to już w ogóle wszystko pozostaje dla mnie niejasne. Mam nadzieję, że z biegiem czasu to się zmieni, kiedy przyzwyczaję się do bohaterów, zacznę poznawać ich po np. stylizacji językowej.

Podczas gdy dziewczyny skupiły się na podziwianiu śpiącego Jedwabka, do Silenta podszedł Robin. – Nadal nie wiem, czym/kim jest Jedwabek. Google podpowiada, że to różowa, słodka kulka. Musi być bardzo cierpliwa, skoro wytrzymuje piski i podskakiwania Gwiazdki, i tak sobie dalej śpi w najlepsze. Swoją drogą gdyby to mnie mój kot zasnął na ręce/na kolanach/głowie/whatever, raczej nie taszczyłabym go na siłę pod klatkę schodową, aby się nim chwalić nowo poznanym ludziom, tylko odłożyła delikatnie na jego miejscu, aby się wyspał, a przedstawiła go obcym, gdy już otworzyłby oczy. Myślę, że zdrowi na rozumie opiekunowie pomyśleliby podobnie.

— Z tego, co słyszałem, chodzi o masowe morderstwa? — zapytał dla pewności lider Nightwatch. Robin lekko się skrzywił.



O! Tu na przykład nie wiem, czy lider Nighwatch i Robin to te same postaci, czy nie. W zakładce o opowiadaniu na szczęście przeczytałam, że: Shadow należy do zaprzyjaźnionej z Młodymi Tytanami drużyny Nightwatch, rezydującej w mieście Porthaven. Pewnego dnia zostaje poproszona o pomoc w złapaniu seryjnego mordercy. – Gdyby nie ta informacja, rozdział byłby już w ogóle niemożliwy do ogarnięcia. Inna rzecz, że zakładki nie powinny ratować tekstu. Tekst powinien bronić się sam.

— Nic dziwnego, że zwróciliście się po pomoc do nas — domyślił się Silent. – Z jednej strony chwilę wcześniej Silent stwierdza, że wcześniej już słyszał o morderstwach, a z drugiej dopiero teraz się domyśla? Przecież o sprawie wiedział nie od dziś i miał dużo czasu na przemyślenia. Na moje oko nie trafiłaś z komentarzem narracyjnym. To już lepsze byłoby zwykłe: powiedział.

Jego rozmówca kiwnął twierdząco głową. (…) Znajomy pokręcił przecząco głową. – Kiwa się zawsze na tak. Kręci na nie. Dopiski zbędne.

— Nic dziwnego, że zwróciliście się po pomoc do nas — domyślił się Silent. Jego rozmówca kiwnął twierdząco głową. Podszedł do panelu widniejącego przy drzwiach i otworzył je za pomocą kodu. — Witajcie w Wieży T. – A tu co się stało? Czy ty zapisałaś jednocześnie pół wypowiedzi Silenta, a pół Robina w tej samej linijce? Czegoś takiego, przyznam szczerze, jeszcze na Blogspocie nie widziałam, ale to nie jest komplement.
Nie mam pojęcia, jak wygląda Wieża T. – nie opisałaś jej w żaden sposób, a sama nazwa nic mi nie mówi. Spodziewałam się, że skoro bohater wita nowoprzybyłych w progu, będzie to idealny moment na przemycenie informacji o miejscu akcji. Szkoda, że z tego nie skorzystałaś.

Podekscytowana Shadow jako pierwsza przekroczyła próg budowli, rozglądając się z zaciekawieniem dookoła. – Dawkuj. Nie przedobrzaj, bo eksponujesz, zamiast pokazywać. Chcesz, aby Shadow była podekscytowana? Niech wbiegnie, rzuci walizkę i stanie na środku pomieszczenia, krzyknie, że jest czadowo (co i tak po chwili robi). To samo w sobie da mi obraz podekscytowanej i zaciekawionej bohaterki. Nie wciskaj mi pustych zdań pełnych sztucznych emocji. Daj mi zamiast tego kadr z kreskówki. Tam też lektor/narrator nie tłumaczy, co postaci mają w głowie. Widzisz to tylko za pomocą obrazu. Dobra literatura działa na podobnej zasadzie – buduje obrazem namalowanym słowem. Zapamiętaj.
Dodatkowo tak naprawdę nie wiem, co tak bardzo zainteresowało Shadow. Co w budynku jest wyjątkowego? Jak wygląda? Jak jest w środku? Wyobrażam go sobie mocno przeciętnie, bo nie pokazujesz go, jako wyjątkowy. Do tej pory opisów tu jak na lekarstwo.

Nie wiedzieć kiedy, odsunęła się od niego, cmoknęła go lekko w policzek, po czym wskoczyła z powrotem do windy. Pomachała zaskoczonemu przyjacielowi, szczerząc się szeroko, po czym zniknęła za zamkniętymi drzwiami.
Tak mi się teraz przypomniało. Raven wcześniej używała telekinezy na kontrolerze Bestii. Teraz wszyscy się tak silą z tymi bagażami. Nie dało się ich przetransportować bez użycia siły? Czy Raven ma jakieś ograniczenia w swojej mocy?
No i strasznie naciągane wydaje mi się zachowanie Silenta. Odprowadza przyjaciółkę tylko do windy i od razu sobie idzie, tłumacząc się jednym zdaniem. Nikt go nie zatrzymuje, nie namawia, by się napił kawy czy coś. To nie mógł pożegnać się z Shadow przed samochodem? Gdyby jeszcze chodziło o pomoc z bagażami… Ale nie, bo Silent zaraz oddał torbę Robinowi, nie wjechał na górę, by chociaż zobaczyć, czy zostawia bliską mu bohaterkę w komfortowych warunkach. Dziwne, jakieś takie mało ludzkie, naturalne. Typ jest i go nie ma; niby mu zależy, ale jednak nie. Zagaja o śledztwo, a jak przychodzi do części kryminalnej, to w niej nie uczestniczy, nie instruuje swojej podopiecznej. Po prostu zmywa się, zanim akcja przejdzie do rzeczy. Jego rolą było najwyraźniej tylko przywiezienie Shadow i już sobie możesz iść. Nikt cię nie potrzebuje… – coś w tym stylu.

Silent stał jeszcze chwilę w tym samym miejscu jak zamurowany. Przyłożył dłoń do policzka, na którym jeszcze czuł jej ciepło. – Jej, czyli ciepło dłoni? Nie no, wiem, że chodziło ci o Shadow, ale nie to wynika ze zdania.

Tymczasem Tytani oraz powód całego zamieszania wysypali się z windy na korytarz. – To brzmi, jakby była ich cała rzesza, tymczasem ile tam było osób? Cztery?

— Macie tu naprawdę fajnie. I ten widok! — Shadow natychmiast znalazła się przy wielkim oknie, podziwiając spokojne morze oraz wypatrując znanego jej samochodu na moście prowadzącym do miasta. – Piszesz o grupie młodych Tytanów, posiadaczy jakichś mocy. Shadow to twoja OC. Kiedy tłumaczysz, że znalazła się gdzieś natychmiast, wyobrażam sobie, że się przeteleportowała z jednego miejsca na drugie albo w inny sposób bardzo szybko zmieniła miejsce. Musisz roztropnie dobierać słowa, bo czytelnik może nadinterpretować.
Za chwilę piszesz o jakimś Beast Boyu. Podejrzewam, że to Bestia. Czemu nie napiszesz tego wprost, tylko kombinujesz z angielskim? Tym bardziej że nigdzie dookoła nie pojawiło się tłumaczenie, którego używałaś od początku, więc nie miałaś potrzeby unikać polskiej Bestii na siłę. Dalej zauważyłam, że Gwiazdkę też zaczęłaś wykorzystywać zamiennie z angielskim Star (kiedy Wikipedia opisuje ją jako postać pierwszoplanową: Starfire). Czy w kreskówce też tak jest? W sensie, że bohaterowie mówią do siebie raz po angielsku, raz po polsku? Wątpię, bo to byłoby bardziej niż głupie. Moje imię też się tłumaczy, ale nikt ze znajomych z mojego otoczenia, mieszkańców jednego miasta (a więc i jednocześnie państwa) nie mówi do mnie od wielkiego dzwonu Alice albo Alishia. Czy Jedwabka też będziesz nazywać Silkie’em albo Shadow Cieniem, Raven Krukiem? Coś czuję, że nie; będzie to nieraz wywoływać srogą konsternację i lepiej byłoby od razu zrezygnować z tego pomysłu. Trzymaj się jednej wersji – dokładnie takiej, jaką stosowano w polskiej wersji językowej kreskówki.

— Shad usiadła po turecku na kanapie.
Czy tylko mi wydaje się to mega niegrzeczne? Dziewczyna dopiero pierwszy raz jest w jakimś miejscu, nawet butów nie zdjęła.


— Jesteś głodna, przyjaciółko? – Wiem, że Gwiazdka jest bardzo infantylną osóbką, zdążyłam to już dostrzec, ale to przyjaciółko jest okropnie sztuczne, nawet w jej wykonaniu. Dziewczyny dopiero się poznały, pierwszy raz się widzą na oczy. Może mam też takie wrażenie, bo tak samo określał Shadow Silent? Trudno powiedzieć. Trochę razi mnie ilość przyjaciół w tym rozdziale. To jest takie bardzo… amerykańskie, hajskulowe. Jakby słowo koleżanka nie istniało, było gorsze, tylko od razu trzeba się spoufalać na maksa.

— Może chcesz się zdrzemnąć? — Jak zwykle troskliwa Star nie dawała za wygraną– Podkreślona część to ekspozycja. Wiem, że Gwiazdka jest troskliwa, bo cały rozdział taka jest, jednocześnie jej słowa same w sobie mówią, że bohaterka nie daje za wygraną. Nie ciskaj mnie tą oczywistością po łbie, nie trzeba, naprawdę.

— Może za chwilę. Najpierw chciałabym się dowiedzieć konkretnie, dlaczego tu jestem i w jaki sposób mogę wam się przydać. — Zaraz, to ona tego nie wie? Nie rozmawiała o tym ze swoją ekipą? Ze swoim liderem? To on słyszał o morderstwach i jej nie powiedział? Poza tym zakładam, że Tytanów w ekipie Silenta jest co najmniej kilku więcej i pewnie każdy ma jakąś inną moc. Silent musiał wiedzieć wcześniej, o co będzie chodzić, aby wybrać odpowiednią do zadania osobę, prawda? Nie wydaje się to całkiem logiczne?

Raven po kryjomu zgarnęła wyczarowaną zmiotką okruchy z kanapy, po czym wsypała je do otwartej za pomocą siły paszczy Beast Boya. – Dość nieporadny opis. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Za pomocą siły – jakiej? Użył wyćwiczonych mięśni, aby szerzej otworzyć gębę i włożył w to dużo energii? Raczej chodziło ci o to, że Bestia użył swojej mocy, talentu do zmiennokształstwa, coś w tym stylu, ale opis jest nieplastyczny i nie tłumaczy tego wystarczająco. Raven po kryjomu zgarnęła wyczarowaną zmiotką okruchy z kanapy i wsypała je do paszczy Bestii, którego usta przypominały przez chwilę klapę śmietnika. – To tylko przykład na szybko; chciałam ci jakkolwiek przytoczyć coś, co jest bardziej plastyczne niż określenie za pomocą siły, które samo w sobie nic nie obrazuje.

— Jak wcześniej już wspominaliśmy, chodzi o serię morderstw — nie, to nie wy powiedzieliście, tylko Silent – technicznie rzecz biorąc.

Robin podszedł do komputera i już po chwili przed drużyną wyświetlały się zdjęcia z miejsc zbrodni. Reszta Tytanów widziała je już wielokrotnie, natomiast Shadow zasłoniła usta dłonią. – Drugie zdanie to brzydki skrót myślowy, których należałoby unikać w narracji. Reszta Tytanów widziała zdjęcia wielokrotnie, dlatego nie reagowała na nie. Shadow widziała je po raz pierwszy, dlatego zasłoniła usta. Ty połączyłaś obie te informacje w jedno zdanie, którego dwie części nie mają ze sobą nic wspólnego. Dopiero po rozwinięciu skrótu myślowego pojawia się sens.

— Boże… — wydusiła z trudem. – Młodzi Tytani należą do uniwersum DC, prawda? Wspomniałaś wcześniej o Lidze Sprawiedliwości. Weź pod uwagę, że to uniwersum nie należy do przesadnie chrześcijańskich – całość składa się z setek bohaterów, w tym wielu bogów z różnych religii,  takich jak na przykład Ares, przyrodni brat Wonder Woman i syn Zeusa. Albo Bóg Zła – Darkseid. Sądzisz, że w takich realiach ktokolwiek z superbohaterów przywoływałby w słowach nasze katolickie powiedzonko Boże? No nie bardzo.

Każde zdjęcie przedstawiało powykrzywiane zwłoki młodych osób, głównie nastolatek. Ich kończyny powyginane były pod różnymi, nienaturalnymi kątami. Część z nich [tych kończyn?] nosiła na rękach ślady po sznurach, cała reszta wciąż miała zawiązane na kończynach cienkie stalowe linki. Twarz każdej ofiary była idealnie czysta, wykrzywiona z przerażenia.
Dalej pojawiają się słowa Robina, które brzmią podobnie do narratora – bardzo dojrzale, zdroworozsądkowo, wręcz… posągowo. Jednocześnie cały czas mam w głowie obrazki, które widziałam przed chwilą na Google i kilka scen z YouTube, gdy szukałam informacji o Tytanach. Do czego zmierzam? Słowa Robina brzmią, jakby był zimnokrwistym śledczym po trzydziestce z bagażem doświadczeń (przypomina mi się kultowa scena z Milczenia Owiec, gdy rozpoczynano śledztwo), a nie nastolatkiem. A przecież Robin nie wygląda jak agent Crawford. Coś w stylu: dotychczasowa ofiara figurowała w rejestrze… Nie kupuję tego.
Rozumiem powagę sytuacji, ciężką atmosferę, jednak słowa ubrane w takie ładne, pełne zdania nie pasują mi do konwencji opowiadania. Jakby były od niej zupełnie odklejone. W tym rozdziale mamy przez to straszny rollercoaster – najpierw atmosfera zabawna, słodka, a zaraz później kryminalna. I nie ma między nimi jakiegoś odstępu, wprowadzenia, zmiany nastroju, tylko to się dzieje tak nagle i… trochę z dupy. W tej samej scenie Gwiazdka pyta się nowej przyjaciółki, czy nie chce się czegoś napić albo wyspać po podróży, Shadow jara się nowym miejscem, Bestia zmienia się w śmietnik (co jest mega fajne!) i nagle – jeb! – dostaję po głowie cegłą w postaci zdjęć zamordowanych nastolatek.
Powinnaś to wszystko jakoś zrównoważyć, może spowolnić dodatkowymi opisami, gdy bohaterowie zaczynają rozmawiać o śledztwie i dopiero zaczyna się robić poważnie. Być może kreskówki nie są pod tym względem stateczne, bo nastawione są na akcję i zabawę jednocześnie, ale literatura nie może rządzić się tymi samymi prawami. Tutaj czytelnik przechodzi przez zdania i zdania te nie mogą wywoływać takiej odczapowości. Czytelnikowi potrzeba balansu emocjonalnego, a napięcie musi rosnąć, a nie pojawiać się ot tak.

Już do końca rozdziału raczej stawiasz na eksponowanie emocji niż obrazowanie słowem. Jak pisałam, ekspozycje nie sprawiają, że czytelnik wczuwa się w postać. Ty piszesz (na przykład) wprost, że Shadow była zszokowana i nie mogło jej się pomieścić w głowie, jak ktoś mógł zrobić coś takiego tym wszystkim ofiarom. A ja bym wolała, abyś pokazała mi, jak dziewczyna się szokuje. Gdybyś napisała tylko o tym, że dziewczyna chowa twarz w dłoniach i mówi w dialogu, że to, co widzi, jest straszne, okropne, złe i fogle, gdybyś pokazała, jak ona to przeżywa zewnętrznie, odczułabym jej nastrój i automatycznie pomyślałabym sobie: o kurde, na pewno nie może jej się to wszystko pomieścić w głowie, ciekawe jak poradzi sobie z tak ciężkim śledztwem, które jej dotyczy… W twojej wersji ja tak nie myślę, w ogóle nie angażuję się w tekst, nie muszę wczuwać się w postać, bo już wszystko mi o niej powiedziałaś. Pokazałaś, jak Shadow się przejmuje (Shadow zasłoniła usta dłonią. // — Boże… — wydusiła z trudem) i jeszcze dopisałaś, że jest zszokowana i przejęta. Kiedy autor stosuje nadmiar informacji i tłumaczy mi łopatologicznie to, co przed chwilą sama zdążyłam wydedukować, czuję się, jakbyś miała mnie za ograniczoną. Podpowiadasz mi do przesady, jakbyś bała się, że sama sobie nie poradzę; jakbyś miała mnie za głupią albo przynajmniej taką, która nie czyta ze zrozumieniem.
Ba, nie dość, że pokazujesz zszokowanie bohaterki i nazywasz ją zszokowaną, to jeszcze po scenie pojawia się trzecie zdanie, gwóźdź do trumny: Tytani milczeli, dając nowej koleżance czas na przyswojenie takiej ilości szokujących informacji.


— Nie jestem pewna. Mam wrażenie, że kiedyś go już widziałam, ale nie jestem w stanie powiedzieć, gdzie. – Ostatni przecinek zbędny; wyraz gdzie nie rozpoczyna zdania składowego.

Trochę dziwne wydaje mi się zachowanie Shadow – jej dramatyczne przejęcie, płacz, ukrywanie twarzy w dłoniach itp. W sensie bohaterka jest Tytanką (mogę w ogóle tak odmieniać?), fakt że pracuje w innej ekipie i w innym mieście niczego nie zmienia; podejrzewam, że dziewczyna zajmuje się podobnymi, trudnymi sprawami. Dodatkowo musi mieć jakieś doświadczenie, skoro to akurat ją Silent wysłał do pracy. Jasne, że na pewno ma znaczenie fakt, iż zna środowisko ofiar, ale gdyby była za słaba psychicznie i nieprzygotowana do roboty, trzeba było ją ewentualnie przesłuchać, a nie od razu zapraszać do wspólnego śledztwa, które – na pierwszy rzut oka jest dla niej emocjonalnie za trudne. Po takim czymś, gdybym była Robinem, porozumiewawczo wymieniłabym spojrzenia z resztą ekipy i oddelegowała dziewczę po wysłuchaniu jej zeznań, bo ewidentnie nie nadaje się do tej roboty.

— Robin… nie obraź się, ale czy nie lepiej byłoby mi o tym powiedzieć, kiedy byłam w Porthaven? Sądzę, że o wiele bardziej przydałabym wam się [przecinek] będąc tam i badając sprawę na miejscu. – Zgadzam się. Przede wszystkim, gdyby Shadow wiedziała o sprawie wcześniej, mogłaby się przespać z tym u siebie i zdecydować, czy rusza w ogóle do roboty w Jump City, czy zostaje w domu i tylko czatuje z nowymi znajomymi na odległość. Na jej miejscu byłoby mi po prostu przykro, że przyjechałam gotowa do jakiejś pracy i nagle okazuje się, że ludzie, którym mam zaufać, ukrywali przede mną naprawdę KLUCZOWĄ kwestię. Czułabym się wykorzystana i oszukana, tak po prostu, i chciałabym szybko wrócić do siebie. Zachowanie Robina wobec Shadow wydaje się zwyczajnie nie w porządku.
Z drugiej strony – z perspektywy Tytanów – Shadow teraz wychodzi na nieprzygotowaną i jakby zawraca gitarę. Jasne, że Tytani są mili i pozwolą jej pomyśleć i się oswoić z zadaniem, ale… Fabularnie jednocześnie mamy bardzo szybkie przejście do rzeczy, wprowadzenie do śledztwa i zaraz wycofanie, niezdecydowanie, emocje opadają… Kolejny rollercoaster, który dało się przewidzieć (bo Robin wiedział, że temat sierocińca dotyczy bezpośrednio Shadow i będzie jej ciężko) i którego dało się uniknąć. Kiedy proste rozwiązania fabularne dostrzega czytelnik, a postaci udają, że wszystko jest okej i ciągną nielogiczne zachowania, podejmują bezsensowne decyzje, to aż odechciewa się czytać.
Druga rzecz, że i tak wiadomo, że Shadow się zgodzi, więc scena z płaczem i zszokowaniem to budowanie dramy na chwilę.

(…) Daj… daj mi się z tym przespać, dobrze? — Jej posmutniałe oczy wyrażały rezygnację i zmęczenie. (…) – Czuję się zmęczona. – Kolejny przykład ekspozycji. Mam jednak nadzieję, że nie będziesz trzymała się takiej formy budowania (raczej: psucia) emocji w tekście. Jako że ten rozdział jest przesycony różnymi niesubtelnymi sposobami na wpychanie czytelnikowi opinii do gardła, z każdym kolejnym będę wypisywać podobnych sytuacji coraz mniej. Sama musisz przeczytać całą historię jeszcze raz, linijka po linijce, aby przemyśleć, czy tekst bardziej zachęca czytelnika do samodzielnych przemyśleń, czy zmusza go do myślenia tak, jak powie narrator.

Jego serce zaczęło bić w szaleńczym tempie. Dopiero gdy ukrył się w kącie sali wypełnionej po brzegi ludźmi, uspokoił się trochę. Wbił uważne spojrzenie szarych oczu w dziewczynę (…).

Stał pod przeciekającym daszkiem i czekał, aż obiekt jego zainteresowań wyjdzie ze sklepu, [przecinek zbędny] mieszczącego się po drugiej stronie ulicy, w którym co tydzień w środę robiła zakupy spożywcze.

“Rozwodzenie się nad przeszłością na pewno nic tu teraz nie pomoże” — skarcił sam siebie. “ Tym bardziej litość czy wątpliwości. Obiecałem sobie kiedyś, że zaopiekuję się nią najlepiej, jak tylko potrafię i zawaliłem na całej linii. Teraz mam okazję się poprawić.” – O cudzysłowie już pisałam. Tutaj dodam tyle, że w drugim masz nadmierną spację i niepoprawną ostatnią kropkę. [źródło]

Nie widzieli się, odkąd przygarnęła go Elizabeth. Jak to możliwe, że po tylu latach wpadł na nią tak po prostu w centrum obcego miasta? – Trochę dalej czytam: Obserwował ją już od kilku dobrych miesięcy, a ona dalej nie miała pojęcia o jego cichej obecności (…) – i nie rozumiem. Więc on jej nie widział tyle lat, czy obserwował ją od kilku miesięcy? Bo to się wyklucza. Nie wiem, w co mam wierzyć. Ewentualnie drugie zdanie to wspomnienie przeszłości sprzed czterech lat, ale nie jest to wystarczająco zaznaczone w tekście, aby móc to wywnioskować wprost.


(…) pozbył się problemu w postaci dwóch dilerek, które szantażowały ją [przecinek] i załatwił za pomocą siatki znajomych lepszą pracę na pół etatu. – Które ją szantażowały.

Mimo to dziewczyna wciąż tonęła w długach, mieszkała w obskurnym, ciasnym mieszkaniu porośniętym pleśnią [przecinek] z nimfomanką i młodocianym alkoholikiem (…).

Rozłożyła lekko sfatygowaną parasolkę w niebieskie i czerwone kwiaty, po czym ruszyła ulicą w stronę swojego lokum. Chłopak odczekał chwilę, po czym ruszył za nią, utrzymując odpowiedni dystans.

W krótkim czasie znacznie zmniejszył dystans pomiędzy nim a dziewczyną. – Pomiędzy sobą. Ewentualnie lżej: W krótkim czasie znacznie zmniejszył dystans dzielący go od dziewczyny.

Chciał wykrzyczeć jej imię, by się zatrzymała, spojrzała na niego, zauważyła go w końcu. Kilka lat rozłąki dało w końcu o sobie znać, zalewając go niepowstrzymaną falą tęsknoty. – No ale przed chwilą chciał wtopić się w tłum, w restauracji też chował się, jak tylko mógł.
Za chwilę okazuje się, że bohater ma jakiś plastik w kieszeni i chce go użyć – czyli co? Spotkał bohaterkę przypadkiem i przypadkiem miał przy sobie strzykawkę napełnioną trucizną? Czyli on sobie tak poszedł z tą strzykawką coś zjeść? Bo przecież spotkał dziewczynę w restauracji…  Imperatyw jak nic.
Okazuje się też, że w przeciągu kilku minut typ wpada na pomysł morderstwa osoby, której cztery lata temu pomagał się życiowo ogarnąć. Dlaczego? Bo… dawniej mieszkała z nimfomanką i alkoholikiem, i mało jadła. Ale przecież bohater ma te informacje sprzed czterech lat, nawet nie pomyślał, że cokolwiek przez ten czas mogło się zmienić w jej życiu. Tym bardziej że było ją stać na burgera i był tego świadkiem! Wnioskował, że się nie zmieniło, bo dziewczyna miała… nieudolny makijaż i sińce pod oczami, więc lepiej ją zabić – tag. To ma sens. I wiem, że mordercy nie mają wcale poukładane w głowie, ale jednak coś nimi kieruje. Tutaj chodziło o troskę – facet chce zamordować ukochaną babkę, bo nie stać go, aby pomóc jej finansowo. Tylko że jej nie trzeba pomagać finansowo, dziewczyna je burgera w centrum handlowym i nie odstrasza od siebie ludzi dookoła, nikt jej nie daje niczego na litość. Bohater wspomina nawet, że dziewczyna robi zakupy w spożywczym, więc jej życie wydaje się normalne.
Dziwne jest też, że chłopak cieszy się, że ją widzi, emocjonalnie aż chce za nią krzyczeć, chce być rozpoznany, odczuwa wewnętrzną potrzebę kontaktu, mówi o tęsknocie, by w ostatniej chwili podjąć dziwną decyzję. Decyzję z dupy. W ogóle nie czuję, że ten motyw zabójstwa był poważny; raczej chłopak brzmi jak rozsądny i dojrzały facet: Rozwodzenie się nad przeszłością na pewno nic tu teraz nie pomoże. – Za chwilę to zdanie okazuje się nie mieć żadnego znaczenia, bo właśnie przez przeszłość bohater zabija najważniejszą kobietę swojego życia.

A jedynym, czego najbardziej w świecie nie chciał doświadczyć, był jej gniew. – Skoro tak pomyślał, to nie wpadło mu do głowy, że dziewczyna mogłaby się ostro wkurzyć, gdyby wiedziała, co on planuje jej zrobić. Powinien się bać, że będzie go w gniewie prześladować po śmierci…

— Czekaj, co? Ca-… — jęknęła, gdy poczuła ukłucie na szyi. Chłopak pozwolił jej odsunąć się odrobinę, by móc spojrzeć jej prosto w oczy. Bardzo szybko zaczęła tracić czucie w kończynach. — Co ty zrobiłeś? – To jest okropnie sztuczne. Bohaterka poczuła, że ktoś ukłuł ją w szyję i od razu straciła czucie w nogach, więc zadała tylko jedno pytanie? Tak spokojnie? To już bardziej dramatyczne były kwestie Shadow w czasie pokazu slajdów.

Oboje osunęli się na kolana, moknąc pod wpływem zimnego, zacinającego deszczu. – To brzmi, jakby ten deszcz dopiero teraz zaczął ich moczyć, a przecież pada od początku sceny.

Chłopak pogłaskał ją po włosach, ze smutkiem obserwując, jak ucieka z niej życie. Wyciągnął strzykawkę i schował ją z powrotem do kieszeni kurtki.
— Dlaczego? — wydusiła [kto? strzykawka?] jeszcze, zanim odeszła. [akapit] Chłopak  przez dłuższą chwilę wpatrywał się w zwłoki tak bliskiej jego sercu osoby.
— To dla twojego dobra — wyszeptał. Po chwili podniósł się z kolan (…).

A jednak złapałaś mnie na wędkę. Uwielbiam takie zakończenia rozdziałów – ładnie zbudowałaś napięcie, uwieńczyłaś scenę, że nic, tylko chce się iść dalej, nawet mimo wielu niezrozumiałych dla mnie kwestii.


CIEŃ II – OFIARA
Och nie! Co ja widzę? Pierwszoosobówka? Jak? Dlaczego? Skąd? To czemu nie opisałaś sceny z udziałem Shadow w pierwszym rozdziale z jej perspektywy? Jeżeli już chcesz mieszać, to przydałaby się konsekwencja – nie może być tak, że Shadow jest jednocześnie główną bohaterką-narratorem oraz będzie ją opisywał wszystkowiedzący. Od biedy, jeśli już musisz kombinować i bawić się w awangardę, sceny z Shadow mogą być opisane z jej perspektywy, a te, w których bohaterki nie ma, poprowadzone przez narratora wszechwiedzącego. Masz opowiadanie kryminalne, więc mogłabyś pomieszać prowadzenie śledztwa z poznawaniem lepiej twojej OC.
Na dodatek łączysz pierwszoosobówkę pisaną z perspektywy tu i teraz z pierwszoosobówką pamiętnikarską – właściwie nie wiadomo, czy Shadow opisuje wydarzenia, które miały miejsce dawno temu, czy w tej chwili. Fragment:
W końcu stwierdziłam, że równie dobrze mogę usiąść przy oknie i pogapić się w gwiazdy, czekając na nadejście poranka.
I to daje jasny obraz, że bohaterka wspomina coś, co było dawniej. Nie myśli na bieżąco, tylko pamięta swoje dawne stwierdzenie. Jednocześnie po chwili dostaję zdanie:
Zdmuchnęłam niesforne kosmyki wpadające mi do oczu. No właśnie, Porthaven. Dlaczego Robin nie powiedział od razu, o co chodzi, tylko specjalnie ściągał mnie do Jump City? – Pytania świadczą o tym, że bohaterka nie wie, szuka odpowiedzi, myśli o sytuacji, w której uczestniczy. Jesteśmy więc cały czas w jej pokoju i towarzyszymy jej.
Musisz się zdecydować. Skoro Shadow zadaje sobie pytania i myśli naturalnie, stylizujesz jej mowę: [Ach, gwiazdy. Te wyczepiste, wielgachne okna (…)], to ona nie może sucho w swojej głowie nagle powiedzieć sama do siebie:  W końcu stwierdziłam, że równie dobrze mogę usiąść przy oknie. To by musiało brzmieć naturalniej, jak myśl. Coś w stylu: Pierwsze kilka godzin minęło mi na przewracaniu się z boku na bok w łóżku lub bezcelowym łażeniu od jednej ściany do drugiej. Równie dobrze mogłam od razu usiąść przy oknie i pogapić się w gwiazdy, czekając na poranek. – Widzisz różnicę?
Narracja pierwszoosobowa przedstawiająca perspektywę tu i teraz (mimo że nadal pisana w czasie przeszłym) wymusza stylizację taką, która w każdym zdaniu sugeruje czytelnikowi, iż czyta bezpośrednie myśli. Odpadają więc zdania typu: pomyślałam, że widok z okna jest fajny. Zamiast tego trzeba pisać: Ale ten widok z okna był fajny! – bohaterka nie może myśleć o tym, że myśli albo myśleć o tym, że coś sobie stwierdza w swojej głowie. Zdania powinny być już gotowymi stwierdzeniami.

Przysunęłam pufę [pufa] z kąta pokoju i ustawiłam ją tuż przed szybą, po czym radośnie padłam na nią plackiem. – Laska najpierw mówi, że to najtrudniejsza noc w jej życiu, chwilę temu dowiedziała się, że osoby, które kojarzyła, nie żyją i znów będzie musiała wkroczyć w niewygodne dla siebie środowisko, które źle wspomina, a teraz radośnie pada plackiem na pufa. To zdecydowanie psuje klimat i tylko potwierdza, że wcześniejsza drama była przereklamowana.

Dlaczego Robin nie powiedział od razu, o co chodzi, tylko specjalnie ściągał mnie do Jump City? – Dobre pytanie! Czemu nie zadałaś go wczoraj, gdy była okazja?

Na miejscu mogłabym zbadać sierociniec od piwnicy aż po sam strych, pogadać z ludźmi, powęszyć. A to wszystko bez ryzyka, że jakiś psychopata zwróci na mnie uwagę. Zwłaszcza że sama też żyłam przez kawał czasu w sierocińcu. (…) Dlaczego morderca tak skrupulatnie zabija wszystkich związanych z moim dawnym domem? – To brzmi strasznie sztucznie. Ja już wiem, że wzięli Shadow, bo sama żyła w sierocińcu, mówiła o tym już wcześniej. Teraz, kiedy jestem w jej głowie, ona sama sobie jakby odpowiada na pytanie: czy na pewno wiem, że mieszkałam w sierocińcu?, zamiast prowadzić o tym jakiś logiczny ciąg myślowy. No i cały czas tylko sierociniec, sierociniec, potem mój dawny dom… Nie tylko narrator ma problem z synonimami i ratuje się udziwnionym wyszukiwaniem zamienników (strzykawkę nazywa przedmiotem albo postać brunetką). Czasem trzeba zluzować, szczególnie gdy jesteśmy w głowie postaci: Dlaczego morderca zabijał ludzi akurat stamtąd? I to tak skrupulatnie… – nie bardziej po ludzku? Jak myślisz?

Mój organizm domagał się snu, ale mój mózg miał inne plany. No cóż, czekał mnie dzień z kubkiem kawy w dłoni. Miałam cichą nadzieję, że gdy wrócę do bazy Nightwatch, będę mogła zrobić sobie dzień wolny i odespać wszystkie te nerwy. – Sztucznie. Po pierwsze: bohaterka wie, że organizm, o którym mówi, i mózg należą do niej, poza tym czy to brzmi jak naturalna ludzka myśl? Nie czuję tego w ogóle.. Po drugie: w głowie też nie ma się nadziei, to słabe – ta nadzieja powinna wynikać z myśli wprost, np.:  No cóż, chyba czekał mnie dzień z kubkiem kawy w dłoni. Obym po powrocie do bazy mogła wziąć wolne i odespać.
Na tym etapie tekstu cieszę się, że poprosiłaś o ocenę, mając niewiele rozdziałów, bo w kolejnych będziesz świadomie bardziej wczuwała się w postać i dobierała takie zdania, które będą bezpośrednimi myślami twojej OC.

Zdecydowanie nie miałam ochoty zostawać. Sama nawet nie do końca wiedziałam, dlaczego słowa Robina wywołały u mnie taką panikę. Czułam, że jedynym słusznym rozwiązaniem jest ucieczka do Porthaven, schowanie się pod własnym łóżkiem i poczekanie, aż sprawa sama się rozwiąże.
„Bardzo rozsądne i odpowiedzialne zachowanie” — skarciłam samą siebie w myślach. – O nie! Co tu się właśnie odjaniepawliło? Czy twoja bohaterka zacytowała sobie w głowie swoje myśli? Przecież wciąż jesteśmy w jej głowie! Ten zabieg jest zupełnie bez sensu. Wiem, że operujesz czasem przeszłym i może on sprawiać wrażenie, że główna bohaterka opowiada coś z perspektywy dłuższego czasu, ale jak to pogodzić z tym, że wszystko tak świetnie i szczegółowo pamięta, że nawet cytuje samą siebie? Albo jedno, albo drugie. Nie mieszaj różnych sposobów wyrażania myśli wyjętych z różnych typów narracji.
Ta sytuacja dość mocno mnie zniechęciła. Mam wrażenie, że nie myślisz o tym, jak piszesz, nie panujesz w ogóle nad techniką, nie zastanawiasz się nad wykorzystanymi formami narracyjnymi i stylistycznymi. W posłowiu do poprzedniego rozdziału zaznaczałaś, jak wygląda etap redagowania rozdziałów (za technikę czysto formalną typu interpunkcja faktycznie nie mam co narzekać). Pisałaś, że rozdziały chwilę leżą, wielokrotnie wyłapujesz bzdurki sama, a potem oddajesz tekst becie oraz ludziom od researchu i zgodności z kanonem. I naprawdę cztery osoby panujące nad tekstem (w tym ktoś z Betowania, które przez lata wyrobiło sobie już jakąś renomę), nie zasugerował: ej, czy coś tu przypadkiem nie gra ci z narracją? Serio, aż dziw.

Westchnęłam ciężko, podnosząc się z pufy. – Z pufa. Wiem, że może ciężko w to uwierzyć, ale rzeczownik to ten puf rodzaju męskiego.

Chwyciłam pelerynę, zarzuciłam ją na siebie i ruszyłam pędem w stronę drzwi. – Pelerynę? A nie przypadkiem szlafrok? Przecież bohaterka była zamknięta w swoim pokoju i wcześniej próbowała trochę pospać. Chcesz mi wmówić, że siedziała cały czas w swoim gotowym do wyjścia stroju?


(…) ruszyłam pędem w stronę drzwi. Przekraczając próg pokoju, wpadłam na Bestię.
— Pomyśleliśmy, że się zgubiłaś, dlatego przyszedłem cię odprowadzić. — Uśmiechnął się szelmowsko.
— Dziękuję. — Ruszyliśmy w stronę salonu... Okej, bo kolejny raz wyobrażam sobie jakieś dziwactwa, właśnie przez brak danych. Do tej pory sądziłam, że bohaterowie wprowadzili dziewczynę z salonu, a skoro mieszkają wszyscy razem w czwórkę, to w mieszkaniu jest może z pięć pokoi plus łazienka i kuchnia. Naprawdę to tak skomplikowany wielopokojowy apartament, że można się w nim zgubić? Nie wydawało mi się. Dodatkowo dalej używasz wyrażeń typu: Bestia przyspieszył kroku albo kiedy przybyliśmy na miejsce – to wszystko sugeruje, że ten korytarz jest wieeeelki, a Tytani nie wiadomo ile czekali, aż Shadow i Bestia do nich dołączą. Naprawdę? Dla mnie to zupełna nowość. W ogóle nie potrafię wyobrazić sobie tego lokalu.

Lider miał już rzucić jakąś kąśliwą uwagę na temat naszego spóźnialstwa, ale zerknął na mnie i zamknął usta. – Jakiego spóźnialstwa? Shadow od razu po usłyszeniu alarmu wstała, wzięła pelerynę i wyszła, już w progu wpadając na Bestię, który z automatu szybkim tempem zabrał ją do salonu. Ile to mogło trwać? 2 minuty, nawet nie? Poza tym skąd Shadow wie, co miał zrobić Robin? Wnika mu w psychikę – ma taką moc?

— Dostaliśmy informację, że prawdopodobnie widziano zabójcę w pobliżu cmentarza na peryferiach miasta. Policja już jest na miejscu i bada sprawę — wyjaśnił lider, wystukując coś na komunikatorze. Po chwili podał go Raven. — Mogłabyś nas tam teleportować?
— Nie ma problemu. – WUT? To Raven może teleportować ludzi gdzie chce i kiedy chce? To dlaczego nie teleportowała się po Shadow i z nią z powrotem, tylko trzeba było fatygować Silenta (który notabene bardzo się spieszył, bo nie mógł zostawić swoich ludzi tak długo samych)?

— Azarath, Metrion, Zhintos! — wyszeptała, a jej oczy rozbłysły na biało. – Wykrzyknik nie sugeruje szeptu… Na dodatek cały czas mamy narrację pierwszoosobową. Czy Shadow zna te regułki dokładnie, że potrafi je powtórzyć nawet, jeśli były wyszeptane? Reszta Tytanów w tym czasie siedziała cicho, dając jej tę możliwość?
Czy dla Shadow takie teleporty są normalne? W żaden sposób nie zareagowała emocjonalnie na taką sytuację, więc podejrzewam, że to dla niej chleb powszedni. Szkoda, bo dla mnie nie. Myślałam, że skoro zdecydowałaś się na wprowadzenie swojej OC do historii, będzie to świetnym pretekstem do wprowadzenia też czytelnika w świat, zapoznanie go z nim. Ale nie, Shadow przejmuje się jedynie tym, że o północy zafundowano jej wycieczkę na cmentarz.

Widać było na pierwszy rzut oka, że nikt nie dbał o to miejsce. Trawa opanowała większość terenu. Niektóre nagrobki były potłuczone lub obrośnięte mchem. Nad nami dumnie szumiało kilka starych drzew. Jedyne źródło światła stanowiły koguty na radiowozach oraz latarki policjantów. – Jednocześnie Shadow widzi tylko ten teren, który oświetlają policjanci, i stwierdza, że większość terenu cmentarza opanowała trawa i nikt nie dba o to miejsce. To się wyklucza! Czy ci policjanci rozproszeni byli po całym terenie? Mylisz narrację pierwszoosobową z narratorem wszystkowiedzącym. Psikus, bo Shadow może opisywać tylko to, co rozpoznaje wszystkimi zmysłami, i nic poza tym. No a wiadomo, że gdy świeci się latarką w ciemności, to poza światłem nie widać już niczego – wzrok skupia się na świetle, więc ciemność dookoła wydaje się głębsza. Chyba że Shadow ma umiejętność widzenia w ciemności, ale nie da się tego wywnioskować. Bardziej wygląda to jak dziursko fabularne.

Całą grupką ruszyliśmy w stronę policjanta, który wyglądał mi na szefa zebranego na miejscu oddziału. – Skąd ten wniosek? Był najstarszy i miał najwięcej odznaczeń?

— Nie wiem, czy taki dobry. To już dziesiąta ofiara. — Policjant wbił we mnie pytające spojrzenie. Odrobinę się zmieszałam. Co oni wszyscy mają z tym gapieniem się? – Ale kto? Do tej pory nikt się w nią jakoś specjalnie nie wgapiał. Poza tym ej! Kiedy Gwiazdka wyściskała ją od razu przy samochodzie, a potem nazwała ją swoją nową przyjaciółką, Shadow nie miała z tym problemu. A to jest dużo większe naruszanie przestrzeni osobistej i może być dużo bardziej niekomfortowe niż wbite spojrzenie jakiegoś jednego policjanta…

— Jak doszło do zdarzenia? — Ruszyliśmy w stronę głębokiego, na wpół rozkopanego dołu, przy którym uwijało się dwóch techników kryminalnych. Podczas gdy jeden z nich fotografował miejsce zbrodni, drugi badał zwłoki. Przy prowizorycznym grobie leżała połamana łopata. – Nie wiem, kto zadał to pytanie. Dopisek narracyjny świadczy o tym, że Shadow, ale ona jest właściwie tu gościem i ma wyraźny problem z adaptacją (policjant się na nią gapi, trzeba pracować o północy na cmentarzu i fogle), a teraz brzmi jak Robin.

— Właśnie przesłuchujemy świadka, który zawiadomił nas o zdarzeniu. — Rzeczywiście, pod jednym z drzew roztrzęsiona kobieta opowiadała coś notującemu jej słowa policjantowi, żywo gestykulując. – To co? Ona sama sobie odpowiedziała, że kolejny dopisek narracyjny też należy do niej? Zapominasz o akapitach, przez co wychodzą bzdury.

Rozproszyliśmy się. Robin uklęknął przy dole, po czym wyjął swoje gadżety i za ich pomocą zaczął uważnie obserwować otoczenie. – To brzmi, jakby dla Shadow te gadżety były normalne, jakby już widziała wcześniej Robina w akcji. Opis jest jak żywcem wyjęty z narratora wszechwiedzącego. A ja w ogóle chciałabym wiedzieć, co to za gadżety, jak wyglądają, jak działają… Shadow mogłaby się zapytać, zainteresować, próbować odnaleźć w nowej sytuacji, a ona od razu zachowuje się, jakby wszystko było dla niej totalną rutyną. Idziesz na łatwiznę.

Gwiazdka i Bestia pozostali przy policjancie, próbując uzyskać nowe informacje dotyczące sprawy. Tymczasem razem z Raven udałyśmy się w kierunku przesłuchiwanej kobiety. – Skąd Shadow wie, o czym rozmawiają Gwiazdka i Bestia z policjantem, skoro same poszły zupełnie gdzieś indziej, zająć się czymś innym? Shadow nie może być w dwóch miejscach jednocześnie. Nie słyszała całej rozmowy, więc nie może wyciągać wniosków z góry o tym, co robiła Gwiazdka z Bestią.

— To było straszne! Od razu zadzwoniłam po policję, no bo jak to tak, żeby o takiej godzinie po cmentarzu łazić, spokój zmarłym zakłócać i jeszcze niewinnych ludzi straszyć! — Dłonie kobiety drżały, a ona sama wyglądała, jakby miała się za chwilę rozpłakać.
— Dobrze, rozumiem. — Policjant dalej skrobał coś w swoim notesie. — Czyli twierdzi pani, że wracając od przyjaciółki, przechodziła pani tędy i usłyszała przestępcę? – Okej, ale normalnie cmentarze zamykane są na noc, nawet w USA, na których pewnie wzorowało się DC, tworząc Jump City. Więc co, ty oto kobieto-świadku, sama robiłaś w nocy na tym cmentarzu? Tłumaczysz, że przechodziłaś, ale robiłaś to nielegalnie – to po pierwsze. Po drugie: jesteś okropną hipokrytką! Sama zmarłym spać nie dajesz i tak samo straszyłabyś innych ludzi, gdyby tamtędy przechodzili. Ta dam!



To też może być celowa kreacja irytującej pani świadek, jednak brakuje mi tu jakiegoś *wink wink* w stronę czytelnika. Może policjanta, który przewraca oczami albo wymieniającego porozumiewawcze spojrzenia z innym… Coś, co mi podpowie: Czytelniku! Ja tak celowo, to miało być zabawne!

— To na pewno nasz morderca? — Raven za pomocą mocy delikatnie pozbyła się brudu z włosów kolegi. Jej pedantyzm nie mógł ścierpieć takiego widoku. – To pytanie należało do Raven czy do Shadow? Bo podejrzewam tę drugą, ale z technicznego punktu widzenia, to jednak słowa Raven.
No i skąd Shadow wie, że Raven jest pedantyczna? Zna ją zaledwie godzinę, może dwie i nigdy nie była świadkiem jej pedantyzmu wprost.  Rozdział temu: Raven po kryjomu zgarnęła wyczarowaną zmiotką okruchy z kanapy. Skoro zrobiła to wtedy po kryjomu, to tylko wszechwiedzący mógłby sobie teraz pozwolić na takie zdania. Na pewno nie Shadow.
Narracja pierwszoosobowa mocno ci nie służy.

— Zostawił na miejscu i łopatę, i strzykawkę. Poza tym żadnych innych śladów. – To brzmi, jakby łopata i strzykawka to było za mało. Robinie, czego chciałbyś więcej? Masz dwa mega istotne przedmioty, z których można zdjąć odciski palców; ze strzykawki można chociażby ściągnąć dane na temat wykorzystanej trucizny, z igły – DNA ofiary. Nie takie rzeczy u DC są na porządku dziennym.
I czy tylko mi wydaje się strasznie naciągane to, że ktoś, kto zabił już z dziesięć osób i do tej pory nie został złapany, NAGLE zostawia na przy nowych zwłokach najważniejsze dowody zbrodni?

„Uch, już od razu muszę wszystkich o wszystko podejrzewać” — skarciłam samą siebie w myślach. – O nie! Drugi raz to samo, i drugi raz z dokładnie takim samym dopiskiem narracyjnym o karceniu samej siebie. To trochę wygląda jak rozmowa z własnym alter-ego albo jakiś mocny objaw schizofrenii trzeciego stopnia.

— No, to jedyne, co nam pozostało, to obejrzeć zwłoki. — Lider odszedł na chwilę, by porozmawiać z jednym z techników. – Do tej pory tego określenia używał tylko narrator wszystkowiedzący. Nie pasuje mi to do narracji Shadow; czy już tak zaangażowała się w grupę, w śledztwo, zaadaptowała się do nowej ekipy, że Robin stał się również jej liderem? Szczególnie, że to są nastolatkowie i wszyscy mówią do siebie po imieniu (są jakby sobie równi), a nie per szefie/bossie/liderze. W myśli mogłabym tak myśleć o swoim przełożonym, że: oho, naczelny mnie woła, ciekawe, co chce. Tylko że ten redaktor naczelny jest trzydzieści lat ode mnie starszy i nigdy nie powiedziałam mu wcześniej per Kuba.

Mój mózg chyba próbował przekonać sam siebie, że wszyscy wokół się mylą i to nie mógł być nasz zabójca. – Nie wiem dlaczego, ale już drugi raz w rozdziale czytam w narracji pierwszoosobowej o mózgu bohaterki. Zaczyna mi się to kojarzyć z Grayem, który opisywał sytuację z perspektywy swojego członka, w stylu: mój Fiutowski mi przytakuje. Tutaj Shadow analizuje zachowanie własnego mózgu, jakby ten nie był jej częścią, ale miał zupełnie oddzielną samoświadomość, kompletnie odklejoną od bohaterki. Nie wiem, czy to bardziej głupie, czy śmieszne.

Robin wolną ręką ściągnął z ofiary materiał, a ja krzyknęłam. Odskoczyłam do tyłu, zakrywając usta dłonią. O mało nie wpadłam do dołu. – Te myśli są sztuczne, leniwe. Bohaterka zapewnia mnie, że krzyczy, ale nie słychać tego w dialogu. Opisuje, że o mało nie wpadła do dołu, więc jakby myśli o tym, jest tego świadoma, chociaż gdy widzi martwą znajomą i zakrywa na jej widok twarz dłonią (znów? Czy Shadow za każdym razem na wszystko, co szokujące, reaguje tak samo?), raczej nie powinna mieć czasu na myśli w stylu: o mało nie wpadłam do dołu. Taka informacja jest nieważna, nie ma na nią miejsca w głowie. Nie w pierwszoosobówce, kiedy główna bohaterka przeżywa szok.
Kiedy Shadow drży i zapewnia o swoim przerażeniu, wybuchając niepochamowanym płaczem, równocześnie ładnymi, pełnymi zdaniami, które nie przypominają wcale jej pełnych tragizmu myśli, opisuje, że np. Gwiazdka natychmiast ruszyła mi na pomoc, pilnując, bym nie wylądowała w rozkopanym grobie. Przez takie suche elementy w całym tym opisie nie ma prawdziwych emocji, jest sztucznie. Dopiero później, gdy zaczęłaś bardziej się wczuwać, np. pisać ogólnikami, że ktoś podszedł, ktoś pytał, ale do bohaterki nic nie docierało – wtedy dopiero scena zadziałała. Za późno, ale lepiej później niż wcale. I do końca byłoby już naprawdę dobrze, gdyby nie zdanie:
Dzięki jej staraniom udało mi się uspokoić na tyle, by zapaść w krótki, nerwowy sen. – No nie, bo przecież kiedy zasypiamy, to nie myślimy o tym, że: to już, zasnęłam. Nie miałaś też na myśli świadomego snu, prawda? Nie jesteśmy w stanie również przewidzieć przyszłości – ile sen będzie trwał i jaki będzie miał charakter. Wiemy to dopiero po przebudzeniu, ale piszesz o narracji z tu i teraz, więc zabieg nie pasuje.

W scenie z Vanity wszystko było naprawdę przyjemnie opisane; bez większych bzdurek. Mowa pozornie zależna Mortimera naturalna, a postać dziewczyny… no cóż. Sądziłam, że to ktoś z uniwersum i zajrzałam do Google, ale okazuje się, że to raczej kolejna OC. Zwróciło moją uwagę, że dwukrotnie użyłaś przy niej określenia ziewnęła, dwukrotnie też przy opisie Morta napisałaś: wycharczał. To rzuca się w oczy w tak krótkiej scenie – masz tak wiele możliwości, że nie musisz się powtarzać. Lubisz też konstrukcje z po czym. Gdy skończysz kolejny rozdział, wyszukaj frazy za pomocą CTRL+F i sprawdź, czy nie korzystasz z niej w nadmiarze:
Chłopak pokuśtykał w stronę wyjścia na ulicę. Vanity wywróciła oczami, po czym wyciągnęła z tylnej kieszeni szortów telefon. Przyłożyła go do ucha.
— Halo, czy dodzwoniłam się na policję? — Uśmiechnęła się szeroko, kiedy chłopak odwrócił się w jej stronę z wymalowanym na twarzy przerażeniem. — Widziałam właśnie, jak podejrzana osoba biegnie w stronę Central Parku. Ma ze sobą wielki, czarny wór. To chyba ten morderca, o którym mówili w telewizji.
— Wal się! — rzucił bezgłośnie Mort, po czym najszybciej jak mógł znikł za zakrętem.

Przekrzywiła lekko głowę. Ze znudzeniem przyglądała się jego nędznym próbom powstania. – Wstania, podniesienia się. Coś, co będzie brzmiało mniej… podniośle. Powstanie kojarzy się mocno patetycznie. Nie pasuje do sceny, w której i narrator, i bohaterowie nie szczędzą kolokwializmów.

Spojrzał na nią i splunął pogardliwie, starając się nie syczeć z bólu. Nikt nie będzie mu pomagał. Sam sobie świetnie daje radę. – Dawał. Pilnuj czasu narracyjnego. Całość masz przecież w przeszłym.

Staraj się zmniejszyć nagromadzenie określeń czasu: po chwili, w tym momencie, w takim momencie, teraz, itp. – to tylko pozornie znaczące słowa. Tak naprawdę kiedy je pomijasz, zdania stają się krótsze, więc automatycznie czytelnik szybciej czyta, tekst staje się bardziej dynamiczny. Zdania i tak opisują zachowanie bohaterów chronologicznie. Wiadomo, że coś stało się chwilę później, a nie po tygodniu. Na przykład: Wyglądała na… rozbawioną? Nie mógł znaleźć lepszego określenia. – Nie sądzisz, że zdanie jest chociaż trochę lżejsze?


CIEŃ III — KTO POD KIM DOŁKI KOPIE, TEN SAM JEST GEOLOGIEM
Tytuł jest dość groteskowy, a cała szata graficzna bloga tajemnicza i poważna – szczególnie nagłówek pokazuje realną kobietę. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że trochę mi się to gryzie; dziwnie czyta mi się taki zabawny tytuł w mrocznym spisie treści.

Nah, znowu pierwszoosobówka. Zgrzytam zębami, gdy widzę taką perełkę:
Gwiazdka fruwała po pomieszczeniu, podlewając rośliny. – Pomieszczenie, naprawdę? Tak myślałabyś o swoim pokoju, gdybyś w nim była? Nie wystarczyłoby proste: Gwiazdka akurat podlewała kwiaty?  Pamiętaj, że Shadow to nastolatka, na dodatek na początku wydawała się całkiem miła i sympatyczna, wyluzowana, a teraz robisz z niej dziwaczkę. Co najmniej. W poprzednim rozdziale pisałaś: Ciekawe, który z Tytanów miał rękę do kwiatów? – więc tym bardziej te rośliny brzmią trochę nieporadnie.

Kosmitka natychmiast znalazła się przy mnie. – No dobra, ale tak naprawdę, to one się wcześniej nie znały, tak? W sensie Gwiazdka mówiła przed przyjazdem Shadow, że będzie mieć nową przyjaciółkę. Więc skąd Shadow wie, że Gwiazdka to kosmitka? Przecież nie rozmawiały o jej pochodzeniu i umiejętnościach. To jest właśnie ogromny minus wybranego typu narracji – dla Shadow wszystko to, co powinno być nowe, nie jest, bo nie jest takie dla ciebie. Zapominasz się. Na dodatek myślenie o Gwiazdce inaczej niż imieniem pokazuje, iż Shadow to bucera. Gwiazdka cały poprzedni wieczór robiła jej herbatki, przytulała i opiekowała się bohaterką, a ta teraz nazywa ją kosmitką? To niemiłe, nawet trochę rasistowskie; jakbym nazwała mojego ciemnoskórego kumpla Murzynem, zamiast po prostu Michael. Widzisz zgrzyt?

Pociągnęłam nosem. Byłam zbyt otępiała po końskiej dawce leków, by płakać. – Ale leki dawała jej Gwiazdka, tak? Sądzisz, że dziewczyna kazałaby jej zażyć końską dawkę? Czy to aby nie byłoby niebezpieczne?  

— Żartujesz sobie, prawda? — zapytałam dla pewności. Co mu się nagle stało? Od miesiąca nękał Silenta, by przysłać do Jump City właśnie mnie, po czym po dwóch dniach stwierdził, że to był zły pomysł? Czy on czasem nie miał jakiegoś rozdwojenia jaźni? – Na razie, Shadow, to ty masz rozdwojenie jaźni przez twoją sztywną i nienaturalną narrację. Robin myślał, że podołasz, więc mu zależało, ale przez dwa rozdziały byłaś bardziej kulą u nogi niż współpracownikiem. Gwiazdka, zamiast pracować nad sprawą, musiała się tobą opiekować, a ekipa traci czas.

Podczas, [przecinek zbędny] kiedy ja próbowałam ochłonąć, reszta Tytanów była zbyt zaskoczona moją reakcją, by się odezwać.Podczas zbędne; kiedy się go pozbędziesz, zdanie nie traci sensu. Poza tym kolejne całe zdanie jest suche. Bohaterka próbuje ochłonąć i w tym samym czasie myśli o tym, co robi reszta Tytanów? Nie czuję tego: albo próby uspokajania się, albo nieemocjonujące opisywanie sytuacji.

— Rób [przecinek] jak uważasz, ale nie życzę sobie więcej takich scen — powiedział sucho, patrząc na mnie tym swoim karcącym wzrokiem przywódcy. – Shadow zna Robina niecałe dwa dni, prawda? Przy czym razem spędzili może tylko kilka godzin. Skąd ona wie, że on ma jakiś ten swój karcący wzrok? Nigdy takowego nie widziała, no może raz, gdy się spóźniła, ale to nadal za mało, by wyciągać tak szybko wnioski.

— Nie ma problemu — mruknęłam, po czym odwróciłam się na pięcie i wyszłam z pomieszczenia. – Z SALONU. Pomieszczenie, to to mogłoby być ewentualnie dla narratora wszechwiedzącego.

W kolejnej scenie okazuje się, że Shadow ćwiczy swoją moc. Zastanawiam się, co ona robiła tyle lat w Nightwatch, skoro nie bardzo potrafi się wykazać. Rozumiem, że teraz jest przejęta śmiercią przyjaciółki, okej, ale jeżeli to powoduje, że dziewczyna nie potrafi skupić energii, nad którą panuje nie od wczoraj,  to dlaczego tak usilnie chce zostać i złapać mordercę z Tytanami? Nie ma w niej za grosz jakiegoś rozsądku, działa strasznie impulsywnie, emocjonalnie, jakbyś bardzo chciała dodać jej dramy. Mam złe przeczucia co do kierunku, w którym podąża charakter Shadow. Tabliczka na drogowskazie przedstawia napis: Mary Sue.

— Polecam medytację. Mi zawsze pomaga. – Mnie. Chociaż lżej byłoby: Zawsze mi pomaga.

On na pewno wie więcej o tej sprawie, niż nam mówi. A że nie potrafi wyłożyć wszystkiego kawa na ławę, to pewnie zastosował odwróconą psychologię. – Trzy postaci zasugerowały już, że lider drużyny nie mówi wszystkiego (Gwiazdka, Raven i Shadow). Wydaje mi się dziwne, że nikt z tym niczego nie robi, wszyscy tylko przechodzą obok tego obojętnie. Kiedy pracuje się w drużynie, ukrywanie czegoś istotnego dla sprawy przed resztą ekipy zwykle nie przyspiesza śledztwa. Czekam na rozwiązanie tego wątku – i to takie konkretne i w miarę szybkie – bo inaczej bohaterowie udowodnią tylko, że im wcale nie zależy. Czytelnik dostał już za dużo wskazówek o tym, że Robin coś ukrywa. Przeciąganie tej tajemnicy będzie bardziej irytowało niż intrygowało, skoro dałoby się tę kwestię wyjaśnić jednym dialogiem wśród przyjaciół.

— Wiadomo już coś w sprawie Sadie? Wyniki autopsji, jakieś informacje? — zaczęłam niespodziewanie. Przez to spięcie między mną a Robinem zapomniałam kompletnie wyciągnąć z lidera jakieś szczegóły. – Ej, ale chwilę wcześniej Shadow zrobiła jazdę Robinowi, że jej zależy i chce brać czynny udział w śledztwie. Ale sama zamiast go brać, to obraziła się na świat i poszła sobie trenować.
Przy czym te treningi też nic jej nie dały, bo dziewczyna nie potrafiła się skupić (nie mogła tego przewidzieć, że będzie jej ciężko trenować w takim stanie emocjonalnym? Nie zna swojego ciała, mocy, możliwości?).
To się kupy nie trzyma.

Trudno mi uwierzyć, że na miejscu zbrodni nie znaleziono odcisków mordercy. Sorry, ale typ zamordował swoją przyjaciółkę bez żadnych rękawiczek. Spotkał ją przypadkiem i nie był gotowy do zbrodni, działał zupełnie pod natchnieniem. Jasne, że może i nie kopał dołu gołymi rękami i może na cmentarzu ubrał rękawiczki, że na łopacie nie było odcisków, ale przecież strzykawkę wbijał gołą ręką, trzymał ofiarę za jej ubrania (— Zostawił na miejscu i łopatę, i strzykawkę. Poza tym żadnych innych śladów). Jego odciski powinny być praktycznie wszędzie, nie zmył ich deszcz. Mam wrażenie, że aby pokazać, iż Tytani są ci niezbędni, specjalnie robisz z policji nieudolnych.

Schowałam twarz w dłoniach, z całej siły próbując się nie rozpłakać.


Shadow przed chwilą butnie stwierdziła, że chce dorwać mordercę! Że jest pewna, że to jakiś gnojek i odstawi go do więzienia. A teraz w kolejnej scenie znowu traci cenny czas na dramę. Może jeszcze za wcześnie na osądy, ale jeżeli bohater nie jest prowadzony konsekwentnie i po podjętych radykalnie decyzjach znowu zmienia pod scenę swoje zachowanie (tylko na chwilę!), aby sztucznie zadziałać na czytelnika, to to strasznie śmierdzi Mary Sue. Z jednej strony dziewczyna miażdży szklankę w dłoniach (bez krwi!) i chce pokazać swoją siłę, a za chwilę dostaję scenę jej niemocy i ukrywanie twarzy… Cóż to za emocjonalna karuzela.

Teraz już przynajmniej nie mogłam się dłużej oszukiwać, że śmierć mojej przyjaciółki była przypadkowa. – Ale przecież Shadow sobie niczego nie wmawiała. W poprzedniej scenie jasno wyraziła, że jest pewna swoich działań i chce pomóc w śledztwie, by znaleźć mordercę przyjaciółki. Poza tym, serio, dziesięć osób ginie, a ona sądzi, że ta ostatnia to tak przypadkiem?.

Tylko kto, do ciężkiej cholery, poluje na ludzi z sierocińca? I dlaczego? – To samo zdanie miało miejsce rozdział temu. Stoimy w miejscu.

A w ogóle coś wybitnie mi się tu nie lepi. Muszę sobie wypisać dane:
1. Raven stwierdza, że Sadie pół roku temu uciekła z sierocińca.
2. Shadow stwierdza, że trzy lata temu opuściła sierociniec i od tamtej pory nie widziała Sadie i jej brata.
3. Mort stwierdza, że nie widział Sadie od czterech lat i już wtedy mieszkała w obskurnym mieszkaniu z nimfomanką i alkoholikiem, a nie w żadnym sierocińcu. Nie było mowy o żadnym bracie.
Każda z tych postaci jest święcie przekonana, że ma rację. Wychodzi na to, że Sadie jednocześnie i mieszkała w sierocińcu, i w obskurnym mieszkaniu z jakąś patolą. Coś tu ewidentnie nie gra. Nie wiem, na moje oko wygląda to, jakbyś się sama pogubiła. Ewentualnie Sadie miała siostrę-bliźniaczkę w sierocińcu i brata. Inaczej nie da się tego wytłumaczyć jakoś logicznie. Shadow nie wie nic o żadnych narkotykach ani długach, o których mówił Mort, a wiedziałaby, bo cztery lata temu jeszcze spędzała czas z Sadie i jej bratem. Mam nadzieję, że to wszystko to calowe zamieszanie fabularne, a nie jakaś pomyłka w latach. Nie mam pojęcia, jak chcesz zawiązać fakty, aby całość miała ręce i nogi, ale to dopiero początek historii, więc nie skreślam niczego z góry.

W jej żyłach już od dawna nie płynął ten sam płyn, co w organizmach zwykłych ludzi. Wylew z pewnością jej nie groził. – Siedzenie głową do dołu nie doprowadza do wylewu. Lol.

Ciągle jeszcze nie czuła się zbyt pewnie w obecności kobiety, która według plotek została wybrana przez bogów do przeprowadzenia krucjaty przeciwko niewiernym i sprowadzenia świata na właściwe tory. – Naprawdę ciężko mi uwierzyć, że kapłanka-szamanka, która ma tę moc i chce przeprowadzić krucjatę przeciwko niewiernym, by sprowadzić świat na właściwe tory, zainteresowałaby się jakimś dzieciakiem, który morduje osoby z sierocińca i robi to tak nieudolnie, że już policja depcze mu po piętach. To tak jakby Van celowo rzucała sobie kłody pod nogi.

— Cudnie! — Rozradowana Van przyjrzała się dokładnie zawartości przedmiotu. – Masz narratora wszystkowiedzącego, a wprowadzasz sztuczną tajemnicę, nazywając coś tajemniczego… przedmiotem. Znów to trochę tak wygląda, jakbyś szukała synonimu albo mocno na siłę starała się coś zatuszować.

Spod sterty ubrań wyciągnęłam lekko podniszczonego laptopa. Lekko podniszczona obudowa o iście jadowitym, zielonym kolorze oblepiona była w całości przeróżnymi naklejkami.

W końcu miałam zabalować w wieży jeszcze przez jakiś czas. – Dziwnie mi brzmi słowo zabalować w ustach kogoś, kto jeszcze chwilę temu był rozdarty emocjonalnie, zamykał usta/twarz dłońmi, miał łzy w oczach i przeżywał szok. Strasznie bagatelnie.

Był jeden napad na bank [przecinek] zanim zdążyłem  wrócić, ale reszcie udało się podołać temu zadaniu. – Podwójna spacja.

Shad, powinnaś wracać do Porthaven. Jeśli morderca dowie się, że też pochodzisz z sierocińca… — Pokręcił głową. — Powiem inaczej: nie mogę ryzykować, że komukolwiek z naszej drużyny stanie się coś złego. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby ktoś próbował cię skrzywdzić. – Ale czy Silent przypadkiem sam nie wydelegował Shadow na misję, wiedząc, że chodzi o morderstwa ludzi powiązanych z nią samą? Cytując:
— Z tego, co słyszałem, chodzi o masowe morderstwa? — zapytał dla pewności lider Nightwatch. (...) [Robin] Od miesiąca nękał Silenta, by przysłać do Jump City właśnie mnie (…). – U ciebie nie tylko Shadow, ale i Silent ma niepokojące rozdwojenie jaźni. Czy to jest zaraźliwe?
Mam wrażenie, że to po prostu kolejna drama. Za mocne pokazywanie tego, że zakochany po uszy Silent martwi się o towarzyszkę. Problem w tym, że on jest też liderem większej grupy – pewnie doświadczonym i odpowiedzialnym, i sam podjął decyzję o wysłaniu Shadow, więc… gdzie problem? Tylko bohaterowie go widzą, czytelnicy nie mają podstaw, by to łykać.

Ale ta zmartwiona mina Silenta i niepokój w jego głosie… nie chciałam, by się o mnie martwił. – Drugie zdanie zacznij wielką literą. Nie kontynuujesz poprzedniej myśli, ale zaczynasz nową.

Dobra, rób [przecinek] co masz robić.

Zaufanie nie ma tu nic do rzeczy. Mierzysz się z czymś, o czym nie masz bladego pojęcia i nie wiesz nawet, jak z tym walczyć. — Znowu westchnął, przyglądając mi się uważnie. – Ekhm. Drogi Silencie… Przesadzasz. Shadow ma za sobą chyba jakieś doświadczenie jako wieloletni członek Nightwatch, prawda? Do jakich zadań dopuszczałeś ją więc u siebie? Do ćwiczenia na manekinie bez wychodzenia z domu? Z drugiej strony też bym się przesadnie martwiła o kogoś, komu nawet te ćwiczenia nie wychodzą. Z trzeciej strony – nie wysyłałabym kogoś takiego na misję!

W całym tym bałaganie nie było ani jednej wskazówki, która nakierowała by go na jakiś trop (…). – Nakierowałaby.

To bez wątpienia była ta sama strzykawka, którą wtedy nieopatrznie zgubił podczas grzebania Sadie. – Skąd te przypuszczenia? Podpisywał je jakoś? Znaczył? To była jakaś edycja limitowana? Przecież strzykawki produkuje się masowo i po samym wyglądzie, bez dokładniejszych oględzin Mort nie powinien być w stanie rozpoznać akurat swojej. Idę o zakład, że kupował je gdzieś w przydrożnej aptece, a nie zamawiał specjalnych unikatów.
Poza tym niedawno dowiedziałam się, że strzykawka Mortimera była w posiadaniu policji. Czy więc Aydia jest wtyką, że zabrała im tę strzykawkę? Nie wiem, czy nadążam z fabułą, na razie jest dla mnie mgliście, ale akurat ten wątek sprawia, że mam chęć czytać dalej i dowiedzieć się, o co chodzi z dwoma strzykawkami.


CIEŃ IV (CZ. 1) — GHOSTBUSTERS!
Po kilku godzinach uporczywego kombinowania doszłam do wniosku, że zanim rozpocznę na dobre poszukiwanie mordercy, powinnam odszukać Cartera i powiadomić go o losach jego siostry. Po cichu liczyłam też na to, że w trakcie mojego małego śledztwa dowiem się czegoś odnośnie zabójcy. – Ale przecież Shadow zaproponowała to już w poprzednim rozdziale: No właśnie, Carter. Jeśli ktoś coś wiedział, to na pewno był to on. Trzeba go było jeszcze tylko znaleźć. – Naprawdę bohaterka potrzebowała jeszcze kilku godzin uporczywego kombinowania, aby jeszcze raz wpaść na ten sam pomysł?
No i dlaczego w ogóle Shadow mówi o swoim małym śledztwie? Takie, to mogłaby prowadzić, gdyby wróciła do Silenta, skoro i tak pracuje z nim, zamiast z Robinem. Czy Silent nie ma nic lepszego do roboty u siebie i dlaczego wykonuje robotę, którą dawno mógł zająć się lider Tytanów? Tak bardzo przecież mu zależało na powrocie do swoich, a jak przyszło co do czego, to i tak pracuje z Shadow, tylko że przez sieć. No to mógł już zostać z nią w Jump City…

Wcześniej Shadow zaznaczyła, że Robin od miesiąca próbował wybłagać Silenta, by wysłał Shadow do Jump City, aby wzięła udział w śledztwie. Co Tytani robili przez ten miesiąc, skoro teraz Shadow: Dzięki kilku godzinom poświęconym przez Robina na hakowanie internetu weszłam w posiadanie pokaźnej sterty papierów dotyczących historii sierocińca od momentu mojego dołączenia do Tytanów aż po najnowsze zapisy. – Ta robota powinna być wykonana od razu, gdy Tytani powiązali mordercę z sierocińcem! Przecież to jest podstawa podstaw! Aby Robin mógł pobrać pokaźną stertę papierów o historii ośrodka, Shadow nie była potrzebna. Ona powinna raczej wejść w trwające śledztwo, a nie dopiero je zaczynać.

Z pomocą Bestii udało mi się również powiesić nad stołem tablicę korkową, do której przypięłam najważniejsze znane mi fakty.
— No dobra, pomyślmy jeszcze raz na spokojnie. — Zebrałam porozrzucane po podłodze kartki papieru w jedną kupkę, posegregowałam ją i ponownie rozłożyłam w odpowiedniej kolejności. – No to kartki leżały na ziemi czy były przyczepione do tablicy? Bo to się wyklucza; nie wiem, co mam sobie wyobrazić.

— Zobaczmy… — Chłopak zaczął szybko wystukiwać dane na klawiaturze. – Nie jestem w stanie przeboleć sytuacji, w której główna bohaterka w narracji pierwszoosobowej nazywa swojego przyjaciela chłopakiem. To tak bardzo nie pasuje…

Otworzyłam okienku czatu, gdzie Silent przesłał mi adres strony internetowej. – Okienko.

Jakby co [przecinek] to wiesz, gdzie mnie szukać.  
— Tak jest! — zasalutowałam, [przecinek zbędny] roześmiana, po czym rozłączyłam się.

Gwiazdka zamiast zwyczajowego stroju bojowego postanowiła założyć jeansowe spodnie i zwiewną, kremową koszulę z długimi rękawami. – Skąd Shadow wie, jaki strój jest dla Gwiazdki typowo bojowy? Zna ją dwa dni. DWA DNI!

Raven natomiast zamieniła pelerynę na rzecz ciemnoniebieskiej bluzy z kapturem, czarnych spodni (…). – Czy chcesz mi powiedzieć, że Raven zwykle nic nie nosiła pod peleryną? W sensie, że była pod nią naga?
Stale też masz problem z akapitami w dialogach. Potrafisz po wypowiedzi osoby A dopisać komentarz narracyjny dotyczący postaci B.

— Wiemy, że ostatnie kilka dni było dla ciebie ciężkie, dlatego chciałyśmy zapytać, czy nie miałabyś ochoty wybrać się z nami na mały wypad tylko dla dziewczyn. – Tak, bo właśnie to się robi z kimś, kogo od miesiąca męczy się, by wreszcie dołączył do poważnego śledztwa. Brawo, Tytani!
Wprowadzenie wątku o babskim wypadzie sprawiło, że przewróciłam oczami. Po co? Dlaczego w takiej chwili? Przed chwilą Shadow deklarowała, że zrobi wszystko, by wpakować mordercę do pierdla, a teraz, gdy znalazła małą poszlakę, to idzie polować na duchy, a potem zje pizzę. Oby się coś wtedy wydarzyło powiązanego ze sprawą.

Dziewczyny miały rację. Odkąd przyjechałam, codziennie zrzucano na mnie coraz większą ilość szokujących nowości i trudnych do przełknięcia faktów. – Czyli aż dwa dni. Ojej, jaka ty musisz być bardzo przytłoczona, Shadow…
Nie, dobra, bo ironizuję. Rozumiem jak najbardziej, że śmierć przyjaciółki z dzieciństwa może być traumatyczna. Nie tego się czepiam. Bardziej chodzi mi o to, że Shadow w ciągu trzech notek zaliczyła wszystkie kliszowe emocjonalne uniesienia i zjazdy – czadowy wstęp, drama przy slajdach, dramat na cmentarzu, szok, nieprzespaną noc, pyskówkę do nowego przywódcy, nieudany trening, uśmiechy przez sieć i jaranie się klatą swojego lidera... Jeżeli chodzi o samo śledztwo, to posiedziała chwilę przy papierkach i komputerze, i... tak się przytłoczyła, że teraz musi wyjść? Serio?



Jest strasznie niekonsekwentna, nudna i brak jej jakiejś stałej cechy charakterystycznej, na dodatek niepoprawnie prowadzisz jej narrację pierwszoosobową i w końcu… Wręczasz jej na pierwszy rzut oka nudny wątek babskiego wieczorku? Mam nadzieję, że to nie celowo robisz wszystko, abym jej nie polubiła.

Męczą mnie też opisy strojów. Są wprowadzone tak, jakby Shadow była jakąś wielce zainteresowana tematem mody. Zwróciła uwagę najpierw na Gwiazdkę, potem na Raven, a potem na siebie: Rozłożyłam ręce, przyglądając się swojemu bojowemu zestawowi modowemu. No dobra, może kompletny brak rękawów, jaskrawa zieleń i te moje nieszczęsne cieniutkie buty to nie był najlepszy pomysł, ale hej, zawsze mogło być gorzej! – To zabrzmiało tak, jakby Shadow była niespełna rozumu. Wie, że idzie na akcję, na dodatek nie jest na wczasach i sama wcześniej podejrzewała, że morderca może też mieć coś do niej. Nie spodobało jej się też, że wcześniej gapił się na nią policjant… Logiczne, że nie powinna/powinna nie chcieć rzucać się w oczy? Czy strój, który opisała, nie rzuca się w oczy? Czy buty, które opisała, nadają się do pracy w terenie?


—Skoro tak twierdzi naczelny łowca duchów, to nie mam się co kłócić, nie? – Brak spacji.
—Jej ciało znaleziono w kostnicy. – I tu.
—Nasz pan każe nam wybaczać błędy. – I tu też.
Jednakże…— ciągnął dalej. – Najlepiej przejrzyj pod tym względem całą notkę.

— Czego? — warknęła osoba na podwyższeniu, nie przerywając swoich modlitw. – Chyba raczej przerywając. Przecież zadał pytanie, więc automatycznie skończył recytować formułki.

—Jej ciało znaleziono w kostnicy. Nie wiemy, jak do tego doszło. Oddział [oddziały] A i O już nad tym pracują. — Przymknęła oczy, czekając na reakcję Wielebnego. Cholera. Dlaczego ze wszystkich możliwych adeptów musieli wybrać właśnie ją  do przekazania tak strasznej wiadomości? Przecież jedyne, co ją teraz czekało, to rozwalenie drogocennego pucharu na głowie i przemowa pełna żalu. Już wolałaby wskoczyć pod pociąg, niż musieć wysłuchiwać tego, jak bardzo bracia zawiedli Najwyższego.
Cholera. — Zacisnął dłonie w pięści. To nie tak miało wyglądać. Stracili trzecią Kapłankę w przeciągu ostatnich sześciu miesięcy. Czy ktoś specjalnie na nich wszystkich poluje? — Kto był odpowiedzialny za jej ochronę? – Klasyczny head-hopping. Najpierw mamy mowę pozornie zależną bohaterki, potem ojca. Narrator jest w głowie dwóch postaci naraz, co jest dość poważnym błędem narracyjnym. Pisałam o tym ostatnio artykuł, więc nie będę tłumaczyć zjawiska w ocenie. Tutaj masz link: [źródło]. Właściwie tobie przyda się przeczytać nie tylko o samym head-hoppingu, ale i o narracji pierwszoosobowej. Polecam więc całość.

Pięść Wielebnego uderzyła o ołtarz. – W.

W końcu gwałtownie szarpnął dłonią, puszczając ją. Ta głucho uderzyła o podłogę. Wielebny tymczasem podniósł się i otrzepał swoje strojne szaty, kryjące się pod ciężkim płaszczem. – Ale jak podniósł się? Skąd? Upadł? Schylił się? Klęknął? Nie napisałaś tego.
Scena byłaby lżejsza, gdybyś nie wypchała jej określeniami czasu: po chwili, przez chwilę, tymczasem, w końcu itp.

Wtargnęłaś do kaplicy bez mojego pozwolenia, przerwałaś bardzo ważny rytuał i dodatkowo byłaś na tyle nieuprzejma, że nie zadałaś sobie trudu pozdrowienia mnie. – Przecież go pozdrowiła. Zaczęła dialog od słów: Najwyższy Wielebny Ojcze. Nie zalicza się do pozdrowień? Bardziej mógłby się przyczepić, że odpowiedziała na jego pytanie dopiero za drugim razem, bo to chyba większe przewinienie… Przynajmniej mogłoby się takie wydawać, tak na logikę.

— Tak jest!  — Dziewczyna błyskawicznie narzuciła materiał na głowę, w dalszym ciągu kłaniając się, po czym błyskawicznie opuściła pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi. (…) Zgarnął ruchem dłoni kryształy, [przecinek zbędny] walające się po ołtarzu, po czym wrzucił je do sakiewki, [przecinek zbędny] przypiętej do pasa. Chwycił  kielich, po czym opadł na stojące w kącie ręcznie rzeźbione krzesło. – Podkreślenie to brzydki kolokwializm. Nie pasuje do narratora.

Poza tym, [przecinek zbędny] nie zrobili do tej pory nic złego – ot, spotykali się kilka razy w tygodniu, by wspólnie się pomodlić, złożyć dary Panu, wysłuchać wizji Kapłanki i porozmawiać o kryształach czy innych ładnych kamykach. Byli pasjonatami, a nie zagrożeniem. (...) Komu aż tak mogli przeszkadzać fani klejnotów? – Bardzo podoba mi się postać Najwyższego Wielebnego Ojca. To do tej pory najciekawsza postać, widać, że przemyślana również stylizacyjnie. Facet tworzy złudne wrażenie powagi, prowadzi rytuał, wywiera presję na poddanej, a gdy ta tylko wychodzi, gość pije sobie winko i zupełnie się luzuje. Nagle używa masy kolokwializmów, ale jego myśli są naturalne, lekkie i przyjemnie się je czyta. Moja rada? Całą scenę przedstaw z jego perspektywy. Nie wchodź do głowy poddanej – opisuj ją jedynie zewnętrznie, a narratora postaw za Ojcem, nie zdradzając jednak na początku, że facet tylko gra. Wtedy unikniesz head-hoppingu, ale jednocześnie zachowasz klimat i tajemnica Bractwa będzie rozwiązywana powoli, zdanie po zdaniu. Tutaj to wszystko zadziałało. Żeby ci nie skłamać, w tym momencie jest to najlepsza twoja scena i najlepszy bohater. Wyobraźnia działa przez cały czas, a to najważniejsze.
Podoba mi się też, że zagadka rozwiązuje się powoli, przy okazji otwierając kolejne drzwi i możliwości. Nie wiem, czy dobrze kombinuję, ale czy wredną małą jędzą nie jest przypadkiem Van? Kapłanką na pewno była Sethie, tutaj nie ma wątpliwości. Tylko jak powiązać Bractwo z sierocińcem i dlaczego Mort, mordując wcześniej innych członków bractwa, nie zwrócił uwagi na kamienie na szafce? Albo to nie on był mordercą poprzedników… Ewentualnie używał tej samej broni, został wmieszany… Widzisz? Zaczynam kombinować, podoba mi się historia i to, jak dawkujesz fakty. Łączę je w głowie, analizuję, historia pod tym względem wciąga (mam wrażenie, że Tytani jej nawet nieco przeszkadzają i fabuła jak na razie broni się bez nich) i na pewno chciałabym dojść do jej rozwiązania. Jednak na samą myśl, że pewnie w kolejnym rozdziale wróci ta nieszczęsna pierwszoosobówka z twoją niezbyt rozgarniętą i dopracowaną główniaczką, przewracam oczami.
Aha, no i mam wrażenie, że tytuł tego rozdziału zdecydowanie bardziej pasowałby do następnej notki,  w której faktycznie dziewczyny będą jak prawdziwi Pogromcy Duchów.

Och! Jakieś moje zdziwienie, że nie ma rozdziału piątego? W sensie wisi tytuł w spisie treści, ale nie da się w niego kliknąć. Czyli co? Chcesz mi powiedzieć, że to by było na tyle? Wielka szkoda. Będę musiała wrócić do treści po ocenie, gdy zabierzesz się za kolejne rozdziały i nagrzmocisz trochę więcej tekstu. W zgłoszeniu prosiłaś jednak o ocenkę dodatku, więc teraz zabiorę się za to.


Children Of The Stars [a.k.a kolejny niedokończony projekt]
Niestety, dla naszych bohaterów nie oznaczało to niczego dobrego. – Ojej, narrator widoczny/wyczuwalny? Nie jestem wielką fanką, szczerze mówiąc. Kojarzy mi się z narracją drugoosobową, kiedy typ zwraca się bezpośrednio do mnie. Po co? W jakimś konkretnym celu? Nie mam pojęcia, ale nie czuję tego.

Jump City na kilka miesięcy pogrążyło się w błogim spokoju, a mieszkańcy miasta z ulgą powitali pierwsze lato wolne od potworów i złoczyńców. (…) Wraz z początkiem września Robin został zaproszony na spotkanie z władzami miasta, na którym otrzymał wiadomość o planowanym zburzeniu wieży T oraz eksmisji drużyny - w okresie pokoju utrzymywanie budynku, jak i nikomu niepotrzebnych herosów było zbyt kosztowne i nieopłacalne. – Myślnik zamiast dywizu – to raz. Dwa: naprawdę takie decyzje podejmuje się w kilka miesięcy? Rozumiem, jakby względny spokój trwał dłużej niż pół roku albo z rok… Wtedy naprawdę pierwsze zastanawianie się nad marnowaniem podatków i miejsca byłoby całkiem racjonalne. Ale kilka miesięcy? Mocno absurdalne, wręcz robi z władz miasta debili.

Niestety, dla naszych bohaterów nie oznaczało to niczego dobrego. (…) Niestety, do końca grudnia nie wydarzyło się kompletnie nic, co pomogłoby udowodnić Tytanom ich “przydatność”. – Niepoprawny cudzysłów – raz. Dwa: czytałaś już ten mój wyżej podlinkowany artykuł o narracji? Znajduje się tam ważny fragment: Narrator wszystkowiedzący jest radykałem. To bardzo surowy, obiektywny wyjadacz, który tylko patrzy z daleka i nie ingeruje oraz niczego nie sugeruje. Nie ocenia. (…) W tym typie narracji odpadają zwroty: „na szczęście” i „niestety”. Od oceniania sytuacji i wnioskowania z historii jest tutaj tylko i wyłącznie czytelnik. Wiesz już, do czego piję, prawda?

Z tego powodu bardzo zdziwiła go wiadomość, którą otrzymał od Raven w trzeci dzień nowego roku. Znalazł na swoim biurku starannie złożony liścik, w którym przyjaciółka prosiła, by kwadrans po północy nastolatek pojawił się na dachu, ponieważ miała mu do przekazania bardzo ważną informację. Pochyłe i krzywe pismo, które tak bardzo różniło się od starannie kaligrafowanych przez nią zazwyczaj liter [przecinek] podpowiedziało chłopakowi, że Rae musiała bardzo się spieszyć w trakcie tworzenia liściku, który zaraz po przeczytaniu zapłonął fioletowym płomieniem i rozpłynął się w powietrzu. – To ostatnie zdanie jest zdecydowanie za długie, trudno się wczuć i skoncentrować nad treścią jednocześnie. Tnij.

Robin wytężał wzrok jak mógł, lecz przez pierwsze kilka minut nie był w stanie nic dostrzec. Dopiero po dłuższej chwili dostrzegł cienkie, białe linie, które powoli wyłaniały się na tle nieba, łącząc poszczególne gwiazdy w konstelację, której do tej pory nie widział. – Skoro pierwsze podkreślenie mówi jasno, że Robin nic nie dostrzegał, drugie podkreślenie to już lanie wody.

Zrzuciła kaptur z głowy, a dawno nie ścinane włosy posypały się na jej ramiona. – Nieścinane. Podkreślenie dość logiczne. Nie pisałam o tym wcześniej, jednak w rozdziałach do Shadow of love też zdarzało ci się podkreślać takie oczywistości, np. nawet w ostatniej scenie Ojciec kazał podopiecznej włożyć kaptur, a ty napisałaś, że zarzuciła materiał na głowę. Bez sensu; przecież nie nosi się kaptura nigdzie indziej.

Aby wskazać dobrze problem, potrzebny mi dłuższy cytat:
— Ok, to z pewnością kruk. — Robin wlepił wzrok w dziwne zjawisko nad ich głowami. — Ale co to może znaczyć?
— Nie wiem, ostrzeżenie? — Córka demona wzruszyła ramionami, siadając po turecku w powietrzu.—- Równie dobrze może to być też prośba o pomoc czy znowu jakieś przepowiednie dotyczące twojego ojca. — Robin zerknął na czakrę na czole przyjaciółki. Dziewczyna uchwyciła jego zmartwione spojrzenie
— Spokojnie, to nie on. W dalszym ciągu słyszę, jak mi się odgraża za zamknięcie go w krysztale. Gdyby coś knuł, zamknąłby się chociaż na pięć minut, by obmyślić jakiś sensowny plan. Poza tym nie wiadomo mi nic na temat tego, by panował nad gwiazdami lub miał w zanadrzu jeszcze jakieś przepowiednie. — Uśmiechnęła się kącikiem ust, by uspokoić trochę przyjaciela. Przez fioletową poświatę wyglądała jeszcze bardziej blado i tajemniczo niż zazwyczaj.
— Skoro tak twierdzisz… Ale w takim razie, kto to może być i czego od nas chce? — Lider przykucnął i zgarnął dłonią trochę śniegu. Ulepił śnieżkę, którą zaczął podrzucać. Zawsze musiał się czymś bawić, kiedy intensywnie myślał. To pomagało mu się skupić.

Zapomniałaś kropki na końcu podkreślonego zdania. Dodatkowo znów mieszasz w dialogach. Nie wiem już, kto co mówi, a kto odpowiada. To jest chyba najbardziej irytujący z twoich błędów – nie ma szans, by dobrze orientować się w tekście, kiedy nie wiadomo, jak wyobrazić sobie dialog. Musisz opisywać nie tylko słowem, ale i formą zapisu, za pomocą akapitów. Pamiętaj o tym.
Poprawiony przykład:

— Okej, to z pewnością kruk. — Robin wlepił wzrok w dziwne zjawisko nad ich głowami. — Ale co to może znaczyć?
— Nie wiem, ostrzeżenie? — Córka demona wzruszyła ramionami, siadając po turecku w powietrzu. — Równie dobrze może to być też prośba o pomoc czy znowu jakieś przepowiednie dotyczące twojego ojca.
Robin zerknął na czakrę na jej czole. Raven uchwyciła jego zmartwione spojrzenie, gdy mówił:
— Spokojnie, to nie on. (…) nie wiadomo mi nic na temat tego, by panował nad gwiazdami lub miał w zanadrzu jeszcze jakieś przepowiednie.
Uniosła kąciki ust, by trochę go uspokoić. Przez fioletową poświatę wyglądała jeszcze bardziej blado i tajemniczo niż zazwyczaj.
— Skoro tak twierdzisz… Ale w takim razie, kto to może być i czego od nas chce?
Lider przykucnął i zgarnął trochę śniegu. Ulepił śnieżkę (…).

Dopiero teraz dialog jest czytelny. Niestety praktycznie cały dodatek to wymiana zdań, więc dopóki będzie ona niepoprawnie skonstruowana – cała notka będzie niejasna. Szkoda też, że nie skupiłaś się na stylizacji językowej obu bohaterów – wypowiadają się podobnie, pozbawieni czegokolwiek charakterystycznego… po prostu mówią. Obydwoje na przykład używają skrótu: ok. Oboje używają zwrotu: równie dobrze albo stwierdzają, że czegoś nie wiedzą. Akurat teraz, gdy postawiłaś na dialog, jest on sam w sobie nijaki, nudny pod względem stylizacji, przez co tak samo blado i nudno wypadają bohaterowie.
Zdarzało się też, że myliłaś myślnik z dywizem. W rozdziałach głównych nie było takiej sytuacji.

Natomiast udała ci się fabuła – dziwne zjawisko na niebie faktycznie intryguje, ale… Co z tego? Skoro historia jest nieskończona i najprawdopodobniej masz świadomość, że taka już pozostanie, bo sama napisałaś w posłowiu, że: przyznajcie, że przecież o wiele lepszym pomysłem jest reaktywowanie Shadows Of Love niż jakieś tam kolejne wymysły. Przy czym z tym Shadow of love (z naciskiem na SHADOW i jej postać) to ja jednak nie byłabym taka pewna, że to lepszy pomysł… Wybacz za szczerość.

Niedawno, bo w styczniu, opublikowałaś też na blogu kolejny dodatek. Postanowiłam i o nim napisać kilka słów, zanim przejdę do podsumowania.


Children of The Storm
Rozejrzała się na wszystkie możliwe strony, podnosząc się z klęczek. Oprócz wszechogarniającej czerni jedyne, co mogła zobaczyć, to dębowa podłoga, ciągnąca się we wszystkie strony i ginąca w mroku. Wymachiwanie lampą w kształcie pięcioramiennej gwiazdy również nie pomogło jej odkryć czegoś wartościowego. – Okej, pierwsze zdania sugerują, że tam naprawdę jest ciemno, a bohaterka rozgląda się w jakiejś próżni i nic nie widzi. Potem nagle okazuje się, że dziewczyna ma lampę, która nic nie daje. Słowo wszechogarniająca tworzy tylko złudne wrażenie ciemności – skoro dziewczyna ma lampę, na pewno nie jest tak źle. Przynajmniej nie mogę sobie tego wyobrazić aż tak mrocznie, jak pewnie chciałaś. Słowo to jednak trochę przedobrza, zbytnio koloryzuje. Jak na razie wydaje mi się, że przedstawiasz jakiś sen.
Między akapitami nie tylko stawiasz akapity, ale i dodatkowe puste linijki. Zupełnie niepotrzebnie. Również pierwsze wrażenie psują dywizy, niepoprawne cudzysłowy i kropki w nich.

Zaskoczona dziewczyna zatkała dłonią usta, po czym po chwili konsternacji znów spróbowała coś powiedzieć - z tym samym skutkiem.
“Okej, w ten sposób raczej nic nie zdziałam.” - pomyślała. Mocniej chwyciła metalowy, zdobiony uchwyt lampy, po czym ruszyła do przed siebie w poszukiwaniu wyjścia z niecodziennego otoczenia, uważnie rozglądając się na boki. – Te zdania są strasznie… toporne. Po chwili, po czym, zatykanie dłonią… Długie słowa typu konsternacja albo poszukiwanie. Kompletnie brak ci lekkości. Męczysz mnie zdaniami przedobrzonymi, odbierasz dynamizm. One jakby się niemiłosiernie wloką, a ja razem z nimi, ziewając. Na dodatek przed sekundą czytałam, że bohaterka widzi tylko kawałek dębowej podłogi przed sobą i nic więcej, więc wiadome jest, że ruszyła akurat przed siebie, a nie skręciła nagle w prawo. Po co też kolejny raz rozglądała się na boki? Zrobiła to na początku historii i od tamtej pory ile zrobiła kroków? Dwa? Trzy? Dopiero zaczęła iść, więc prawie nie ruszyła się z miejsca! Raz podana informacja na tak krótkiej przestrzeni wystarczy, zaufaj mi.

Dopiero gdy od mocnego ściskania lampy poczuła ból w palcach i zwolniła trochę uścisk, dostrzegła wirujące wokół niej drobinki, podobne do płatków śniegu. – Hę? Przepraszam, ale jak to się stało? W sensie jak poluzowanie uchwytu mogło wpłynąć na to, co dziewczyna zobaczyła? Nie rozumiem, co się stało.

Migotały w podobny sposób, [przecinek zbędny] co kryształki lodu, lecz nie były zimne w dotyku ani nie roztapiały się podczas kontaktu z rozgrzanym przez świecę przedmiotem. – Rozgrzaną lampą, tak po prostu. A przy okazji tego przecinka: [źródło].

Ustępowały z drogi pod wpływem ruchu powietrza, jaki wywoływała swoim spacerem dziewczyna. – Szyk: Jaki dziewczyna wywoływała spacerem.

- Niech to diabli - mruknęła pod nosem, co poskutkowało kolejnymi dźwiękami harfy. Brak możliwości wyrażenia swoich myśli jeszcze bardziej sfrustrował upartą brunetkę. – Ale wcześniej cytowałaś jej myśli w cudzysłowie, więc nie możemy rozmawiać o braku możliwości wyrażania myśli. Co najwyżej wyrażania ich na głos. Dodatkowo ta brunetka… Dawno nie nazywałaś bohaterów kolorami włosów i wcale za tym nie tęskniłam.

Pomimo sennej i relaksującej atmosfery panującej dookoła dziewczyna z każdą chwilą była coraz bardziej poddenerwowana. – Sennej? Z której strony? Ja od początku tej historii jestem ostro niespokojna i spięta przez ciemność i nieznane miejsce, a ty mi piszesz o relaksującej atmosferze? Co w niej było relaksującego i sennego?

Wcześniej lampę nazywałaś przedmiotem, a teraz kartkę z papieru… materiałem? Unikanie powtórzeń – robisz to źle.

Uniosła lampę w górę, próbując dostrzec tekst na jednej z kart (…) – jeżeli coś się unosi, to przeważnie w górę. Nie musisz tego dopisywać. Dalej też się tak pieścisz:
Po chwili niepewnego głaskania piór lekko odtrącił dziobem dłoń dziewczyny, po czym kiwnął na nią głową i wzbił się do lotu. – Technicznie ze zdania wynika, że to orzeł się głaskał, a nie był głaskany. Wiadomo też, że dłoń należała do dziewczyny (przecież nie do orła). Tak samo wiadomo, że kiwał on akurat głową. Nie dałoby się jakoś lżej? Prościej? Na przykład: Głaskała go chwilę niepewnie, a on lekko odtrącił dziobem dłoń, kiwnął na dziewczynę i wzbił się do lotu.

Raz opisujesz Ptaka Grzmota jako ogromnego orła, że niby między jego piórami błyskają błyskawice: Nastolatka zdawała się kompletnie nie zwracać uwagi na to, że wędruje za ogromnym, legendarnym stworem pośród burzowych chmur (…). Jego skrzydła pociemniały, a błyskawice coraz częściej rozbłyskiwały między piórami.
A raz piszesz o nim, jakby był jakąś śmieszną małą papugą. Przez taką mieszaninę czuję się nieco zdegustowana. Nie jestem w stanie stworzyć sobie obrazu tego zwierzęcia: najpierw jest dumne i pełne godności i powagi, by zaraz dziwnie skrzeczeć i wesoło maszerować (serio, użyłaś tego sformułowania w odniesieniu do ptaka?) z pokoju do pokoju?

- Może byś tak pomógł, co? - zwróciła się uprzejmie do ptaka (…) – to wcale nie zabrzmiało jakoś wybitnie uprzejmie. Sarkazm? Raczej chyba nie czas i nie miejsce na taki element.

Silny podmuch wzbił w powietrze kurz, które przekształciły się podczas lotu w zeschłe liście. – Który przekształcił się.

Kayla osłoniła rękami twarz, chroniąc się przed wiatrem. W tym samym momencie rozległ się również grzmot. Pomiędzy piórami ptaka błysnęła błyskawica, która przeskoczyła po całym ciele zwierzęcia, by móc uderzyć w gablotę. Ta rozprysnęła się na miliony drobinek, które błyskawicznie zniknęły, porwane przez wiatr. Większe z nich zdążyły poharatać nieosłoniętą skórę dłoni dziewczyny. Ta krzyknęła, spanikowana. – To tylko sugestia, ale spróbuję ci pokazać, jak możesz pracować nad lekkością. Wystarczy, że ze zdania wywalisz wszystko, co wydaje się niepotrzebne, nie przekazuje żadnej superważnej informacji niezbędnej czytelnikowi:
Kayla osłoniła twarz, gdy rozległ się grzmot. Pomiędzy piórami błysnęła błyskawica; przeskoczyła po ptasim ciele i uderzyła w gablotę. Ta rozprysnęła się na miliony drobinek, które zniknęły porwane przez wiatr. Większe zdążyły poharatać Kayli dłoń. Krzyknęła spanikowana.
Zasada jest prosta. Zdania z góry zawierają logiczny wywód, nie trzeba więc zbędnych słów. Krótkie zdania budują napięcie, ograniczają do konkretów, nie pozwalają się zbytnio rozwodzić i rozleniwiać. Nie są dobre, gdy opisujesz miejsce akcji – nie zwracałam uwagi na prawdziwe kolosy przy opisie, na przykład, lasu. Długie zdania są jak prąd rzeki – mają zabierać w podróż. Jednak tam, gdzie następuje akcja i potrzeba dynamiki, tnij, ile wlezie. Twoja proza wydaje się monotonna, ospała, męcząca właśnie dlatego, że piszesz często zdaniami długimi, wielokrotnie złożonymi, gęsto przy tym nadużywając określeń czasu. Optymalnym rozwiązaniem jest pisać raz zdaniami krótkimi, raz długimi. Częściej dłuższymi tam, gdzie czytelnik ma się udać na zieloną łączkę i odpocząć, a gęściej krótkimi wtedy, gdy ma biec z bohaterem, śledzić ważną akcję, brać czynny udział i czuć napięcie. Tak samo dalej, dokładasz dodatkowo przysłówków i oczywistości:
Kiedy w końcu wszystko się uspokoiło, a wiatr stracił na sile, przerażona brunetka opuściła w końcu ręce i przetarła dłońmi oczy, by pozbyć się łez. Gdy już uspokoiło się, a wiatr stracił na sile, Kayla przetarła oczy, by pozbyć się łez – to tylko jedna z wielu możliwości. Skoro bohaterka przetarła oczy, to po co wspominać, że opuściła ręce? Albo po co pisać w ogóle kiedy w końcu się uspokoiło, skoro zaczynasz nowy akapit i czytelnik dowiaduje się tego z kolejnych zdań i formy? I  wreszcie po co wspominać, że bohaterka była przerażona, skoro widać to po jej zachowaniu? Georg Orwell też podobno nie lubił kombinacji. Twierdził, że nigdy nie należy używać długiego wyrazu, jeśli da się go zastąpić krótszym (i to kolejny powód, dlaczego lampa będzie lepsza od przedmiotu) oraz jeśli usunięcie jakiegoś wyrazu nie wpływa na przekaz, należy taki wyraz usunąć. Możesz też się kłócić i nazwać te wydłużanie i odbieganie od konkretów twoim poetyckim stylem, ale co to za styl opowiadania pisanego dla czytelników, który nie daje się polubić przez swoje zagmatwanie?

Rzucił jej krótkie spojrzenie, po czym kiwnął głową w stronę podniszczonej karty. Kay niepewnie podeszła do tajemniczego przedmiotu, a krew spływająca z jej dłoni skapywała leniwie na kruszące się pod jej nagimi stopami liście. Wyciągnęła rękę [ta krew?], by dotknąć podniszczonego papieru.

Na zakończenie dodam, że cały tekst mi się podobał w znaczeniu fabularnym. Intrygował i żałuję, że nie ma nic dalej.


PODSUMOWANIE
Będzie krótko, bo nie ma sensu kolejny raz tłumaczyć wszystkiego od nowa, skoro ocenka nie należy do najdłuższych. Przede wszystkim pomieszanie narracji – moim zdaniem pomysł słaby, tym bardziej że pisanie w pierwszej osobie wyraźnie ci nie służy. Shadow jest naprawdę fatalną narratorką – używa nienaturalnie brzmiących w jej ustach słów, nazywa swoich znajomych sztucznymi określeniami, cytuje swoje myśli we własnej głowie, wie rzeczy, o których tylko wszystkowiedzący ma jakieś pojęcie. Jeżeli chodzi o trzecioosobową narrację – było lepiej, naprawdę dużo lepiej. Zdecydowanie lżej i naturalniej, chociaż nie potrafisz jeszcze zdecydować, czy narrator jest wszechwiedzącym radykałem, czy chowa się za plecami jednego z bohaterów sceny. Przez to zdarzają się sytuacje, kiedy jednocześnie wie rzeczy, o których nie wiedzą postacie, i ocenia sytuację, co też nie należy do jego roli.
Odnośnie stylu i pomijając kwestie za długich, topornych zdań i nieporadnego szukania synonimów, o czym pisałam wielokrotnie, koniec końców dało się ciebie czytać. Gdyby przyszło mi oceniać samą narrację i styl, wlepiłabym tróję.
Natomiast to, co było dobre i co powinno podwyższyć ci notę, to fabuła i ogólny pomysł na nią. Sprawa creepy morderstw (jakoś powiązanych z sierocińcem) i Morta oraz mój ulubiony wątek Najwyższego Wielebnego Ojca – naprawdę ma to potencjał. Nie psujesz kryminału; dawkujesz dane, z których czytelnik może wnioskować. Świetnie wychodzi ci prowadzenie historii wielowątkowej, gdzie nie trzymasz się perspektywy jednego bohatera, ale ukazujesz różne punkty widzenia w różnym czasie. Generalnie pomysł i zarys fabularny sprawiają, że chcę to kontynuować i będę czekać na kolejne notki. Nie do końca jednak uważam, że Tytani jako uniwersum pasują do wymyślonego plotu. Być może za wcześnie na taki osąd, ale mam wrażenie, że jakby to samo śledztwo prowadziły osoby, które nie potrafiłyby się teleportować albo zmieniać swoich kształtów (lub nie byliby kosmitami), a byliby to zwykli śledczy z dochodzeniówki, też mieliby szansę rozwikłać tajemnicę. Dlaczego tak myślę? Ponieważ cztery rozdziały za mną, a Tytani do niczego tak naprawdę się nie przydali; Robin ściągnął jakieś dane z sieci, co w dzisiejszych czasach nie wydaje się jakieś superniewykonalne. Mało mi Tytanów w Tytanach, tak powiem. Do tej pory fragmenty z ich udziałem bardziej mnie nudziły niż ciekawiły. Może ma na to duży wpływ narracja pierwszoosobowa, czyli twoja Shadow.
Główna bohaterka raczej nie wyszła. Ewentualnie nie wyszła tak, jak sobie zaplanowałaś. Mam wrażenie, że chciałaś ukazać w niej wszystko naraz, poupychać wszystkie cechy, które w danej scenie wydawałyby się właściwe. Czyli na przykład, kiedy mamy scenę pokazu slajdów, dziewczyna się emocjonuje. Kiedy prowadzi śledztwo dwa dni później – już nic nie robi na niej wrażenia (że nic, tylko skupiać się na koszulkach Romea). Kiedy Robin chce ją odesłać – buntuje się i rzuca górnolotne groźne hasła, ale koniec końców idzie nam pokazać swoją niemoc i znów na treningu chowa twarz (koniecznie w dłoniach!). Za dużo tego wszystkiego na przestrzeni tak niewielkiej ilości tekstu.
Shadow drażniła mnie nie tylko przez typowe błędy narracji pierwszoosobowej, ale też przez swoją sztuczność, zmienność, prowadzenie dramy, niezdecydowanie, brak gotowości, współpracy z Tytanami (jakby ukrywała część śledztwa przed nimi, współpracując na odległość z Silentem). Miałam wrażenie, że jest jednocześnie malutka i nic nieznacząca oraz najważniejsza i ponad wszystkimi, w tym samym czasie będąc zupełnie… nijaka. Nie miała jakiejś charakterystycznej maniery narracyjnej, raczej przypominała narratora, który opisywał w trzecioosobówce, z jedyną różnicą, że odmieniałaś końcówki. Dziewczę wydaje się też kompletnie niedoświadczone, nieumiejętne, troszkę niewinne, a jednak Silent wysyła ją do Jump City, prawda? Coś musi potrafić, a nie tylko być z domu dziecka. Tymczasem bycie z domu dziecka to jedyny element Shadow potrzebny fabule. Nie jest bohaterką, o której chciałabym dalej czytać, właściwie mogłaby powiedzieć to, co wie o Carterze i już sobie pójść.
Wydaje mi się, za to że Tytanów przedstawiłaś całkiem dobrze. Żałuję, że jest ich tak mało. Pojawili się w pierwszym rozdziale jako pionierzy-gospodarze, a tak naprawdę przez cztery rozdziały niewiele zrobili, irytujący jest dla mnie też fakt, że nie żyją sprawą, nie rozmawiają o niej, nie widać tego w scenach. Robin coś robi na kompie, Raven przychodzi do Shadow porozmawiać, potem Shadow pracuje z Silentem, Gwiazdka podlewa kwiaty, Bestia w ogóle nie wiadomo co… Nie widzę pracy, zaangażowania. Niby też wszyscy wiedzą, że Robin coś ukrywa, ale nikt mu nawet jednego pytania nie zadał, przez co wątek Robina i jego wielkiej tajemnicy wydaje się naciągany.
Doceniam za to elementy komediowe, które budują kreskówkę, na przykład zachowanie Bestii w pierwszym rozdziale – to bardzo przyjemne dodatki, które dopieszczają całość, nigdy się nie znudzą. Zaintrygowała mnie też relacja Gwiazdki i Robina – gdzieś tam pojawiła się krótka scena ich rozmowy. Pamiętam, że było intymnie, nieco subtelnie. Chciałabym więcej takich niuansów, aby życie Tytanów nie było mi obce. Tymczasem dalej tych postaci nie znam. Gdyby nie Google, w ogóle nie potrafiłabym sobie ich wyobrazić. Kilka zdjęć pokazało mi postaci lepiej niż tw,ój tekst, a przecież słowa nie muszą ustępować w niczym rysunkom.
Brakuje opisów. Stawiasz nacisk na czytelników, którzy znają uniwersum. Niewiele tłumaczysz, nie piszesz dla tych, których dopiero wypadałoby wprowadzić w temat. Przez to, że dla ciebie Tytani są jak rodzina, nagle dla Shadow również tak jest. Kompletnie pominęłaś bardzo ciekawy wątek jej adaptacji do nowego otoczenia, a przez to nie wciągnęłaś też mnie, jako osoby niezwiązanej z fandomem. Ewentualnie, idąc łatwiejszą drogą, może lepiej byłoby zmienić ten wątek na taki, kiedy Shadow już kiedyś pracowała z Tytanami, znała ich wcześniej? Wtedy bohaterka mogłaby szybciej wyciągać o nich wnioski i wydawać osądy naturalne dla ciebie jako autorki. Innym problemem dla osób spoza uniwersum, ale i problemem, który spłyca tekst, jest brak opisu tytaniej wieży. Pisałaś o niej wielokrotnie, ale wiem tyle, że ma duży salon, musi być też wielka (skoro Shadow mogła się w niej zgubić) i zielona (skoro Gwiazdka podlewa tam kwiaty). Nie za mało?
Jeżeli chodzi jeszcze o technikę, jestem zadowolona, chociaż też mogło być lepiej. Sądziłam, że betareader nie zajmuje się tylko interpunkcją, ale też budową np. dialogu, stąd moje zdziwienie, że aż tak miałaś namieszane w akapitach. Nie brakuje ci też powtórzeń. Po czym to, po czym tamto, po czym siamto… Nic, tylko CTRL+F przed publikacją i szukaj fraz, o których wiesz, że ich nadużywasz. A do tego czytaj, czytaj i jeszcze raz czytaj przed publikacją, otwierając się na nowo poznane błędy.

Napiszę jeszcze coś. Wróćmy do posłowia w Children of The Storm. Poruszasz tam ważną kwestię, z którą trudno się nie zgodzić:
Kiedyś pisałam dla zabawy, by przekazać wam historię, którą widzę w głowie, która mi się podoba; pisałam po to, by się rozerwać, by mieć zajęcie i być w czymś dobrą. Potem dopadło mnie szczegółowe planowanie fabuły, zaczęło mi za bardzo zależeć na tym, jak tekst wygląda i jak się go czyta, a zapomniałam kompletnie, że przecież chodzi w tym wszystkim o rozrywkę dla czytelników.
Nie jesteś jedyna, pierwsza ani ostatnia. Wielu z nas – autorów – zmaga się z tym samym.  Zaczynaliśmy od pisania dla zabawy, dla ludzi, którzy czytali nawet największe bzdurki, potem chcieliśmy być bardziej ambitni, więc wymyślaliśmy i planowaliśmy, i staraliśmy poprawiać, zamiast pisać dalej. Mówisz, że dopadło cię szczegółowe planowanie fabuły, co samo w sobie nie jest złe. Zaplanować –> napisać całość –> poprawiać – tak byłoby najlepiej, bo jeżeli zatrzymasz się na etapie poprawiania przed skończeniem, to… możesz nie skończyć nigdy. Poprawianie tekstu jest jak ściganie horyzontu albo gonienie przysłowiowego króliczka – właściwie nie ma końca. Pisanie dobrych tekstów skończonych to niestety dyscyplina i determinacja, a nie wesoła wena i niekończąca się radość. Zaczyna się zawsze w natchnieniu, ale z czasem widzi się na swoich stronach masę fajnych momentów, które szkoda zostawiać, i jednocześnie ogrom scen, które totalnie kuleją. Na końcu już nam się nie chce – zero, finito, pustka. Dlaczego? No bo zajawka mija, podniecenie twórcze opada. Zostają tylko ci, którym najbardziej zależy. Co robią? Po prostu siadają, kładą ręce na klawiaturze i zabierają się do roboty.


Jeżeli ci zależy, robisz to dla siebie, chcesz wykrzesać z siebie coś więcej, coś jeszcze, chcesz się dalej tego uczyć, to najlepiej ucz się na swoich błędach, a więc pisz dalej. Tylko zawsze lepiej najpierw napisać całość, a potem poprawiać. Wierz mi na słowo, bo Projektów Nigdy Nie Skończonych, Które Czekają Na Chwilę, Która Nie Nadejdzie mam na dysku od groma. Znacznie więcej niż Projektów Skończonych, Które Czekają Na Betę. Trzeba też tak zarządzić swoim czasem, aby był czas na pisanie regularne, by kształtować warsztat, a nie tylko przypominać sobie o pisaniu raz na pół roku. Pisanie to też zużywanie energii, więc potrzeba planu, aby jakoś zagospodarować tę energię. Ustalić, na jakie etapy pisarskie podzielić cały projekt, kiedy do niego siadać i chociaż ogólnie trzymać się tych założeń. A gdy przychodzi kolejny pomysł, na Kolejny Świetny Projekt, Który Na Pewno Byłby Najlepszy, trzeba go tylko ledwo zanotować gdzieś z boku i wrócić jednak do projektu aktualnego. Skończyć go –> oddać becie –> zacząć nowy. No niestety – trening samokontroli. Trochę boli, ale nie znam lepszego sposobu, by się nie poddać.

Usłyszałam też kilka razy, że o ile ja widzę to, co piszę, tak czytelnik nie ma zielonego pojęcia, o kim/czym mówię i trudno mu się do czegokolwiek odnieść, przez co źle się czyta te moje bohomazy. – O! O tym też już pisałam w ocenie. Pewnie ktoś miał na myśli te twoje nieszczęsne, zapisane na opak dialogi. Wtedy faktycznie ciężko się połapać, kto co mówi. Mam nadzieję, że ocenka pomoże ci rozwiązać chociaż ten problem i zapewni czytelnikom komfort w kolejnych notkach.

I to by było w sumie na tyle ode mnie. Dziś? Przeciętnie dość mocno, ale jeszcze nie słabo (3). Gdyby poprawić wiele poruszonych kwestii, opowiadanie byłoby na pewno bardziej czytable nie tylko dla tytanich fanów.



Za betę dziękuję Fenoloftaleinie. <3

17 komentarzy:

  1. Dziękuję serdecznie za ocenę, nie spodziewałam się jej aż tak szybko :D! Od razu zaznaczam, że komentuję na bieżąco.
    Te gify z Tytanami to miód na moje serce.
    Tytuł głównego opowiadania został wymyślony jeszcze chyba przed 2012, kiedy na Onecie takie rzeczy były na porządku dziennym ;). Jest to takie moje małe nawiązanie do tego starocia, który wtedy był o czymś kompletnie innym. No i hej - główna postać to Shadow, a Shadows of love nasunęło mi się w tym wypadku samo.
    Dziękuję za wytknięcie mi zastępowania kropek emotikonami, ciągle o tym zapominam.
    To "serdecznie żałuję" pamiętam jeszcze z formułki spowiedzi z książeczki komunijnej (matko, kiedy to było) i dla mnie to brzmiało naturalnie.
    Hm, nie sądziłam, że tego mojego podpowiadania czytelnikowi, co ma myśleć, jest aż tyle. Do tej pory byłam raczej opierdzielana za to, że czytelnikom trudno sobie wyobrazić, co postacie odczuwają i robią. Co do późniejszej sprawy z Gwiazdką, Jedwabkiem i liderem - moi czytelnicy to osoby siedzące w fandomie, które oglądały kreskówkę i nie widziałam po prostu powodu, by przypominać im, jak wyglądają główne postacie.
    Z imiesłowami przysłówkowymi opierdzieliła mnie już Pirat, staram się teraz na to bardziej uważać. Co do Bestii - w komiksach potrafił mówić bez względu na to, czy był człowiekiem, czy akurat zwierzęciem i jego zmiany formy nijak nie wpływały na jego mowę.
    Ach, włosy i synonimy. Myślałam, że od czasów opisywania wszystkich "złotowłosymi" już mi to minęło, a tu niestety, stare przyzwyczajenia ciągle powracają. Z synonimami niestety mam problem i przyznaję się bez bicia. Staram się coś na to poradzić, ale nie zawsze wychodzi.
    Hah, a ja myślałam, że mogę być z siebie dumna jak paw, bo unikam ekspozycji. Dobrze jest czasem dostać po głowie, nigdy wcześniej nikt mi tego nie wypominał.
    Taka informacja: ani Shadow, ani Silent, nie są Tytanami. Należą do Nightwatch - grupy stworzonej z postaci wymyślonych przez moich znajomych. Postacie były inspirowane Tytanami, ale do oficjalnej drużyny nigdy nie należeli.
    Ciesze się, że przynajmniej końcówka rozdziału mi się udała :D. Ale po drodze z twoich komentarzy i dopisków widzę, ile przy okazji zawaliłam i jak łatwo jest się w tym wszystkim pogubić. Oj, czeka mnie sporo pracy.
    Pirat do tej pory zbetowała mi tylko jeden rozdział (właśnie Cień II) i nie wspominała nic o pomyłkach w narracji. Nie sądziłam, że robię aż tyle błędów nawet w tej kwestii. Jester i Silent, którzy pomagają mi z tekstem, sprawdzają go tylko pod kątem zgodności z kanonem. A ja, cóż, robię co mogę, żeby było dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do siedzenia w stroju - w kreskówce jest scena, gdzie Raven budzi w nocy alarm i widzimy, że sypia w pełnym stroju bojowym (oprócz peleryny i butów). Wzorowałam się na tym - w końcu bohaterowie nigdy nie wiedzą, kiedy będą musieli wyruszyć na akcję, a każda sekunda się liczy.
    Z tą teleportacją Raven zawaliłam, przyznaję. O ile do bazy NW nie mogła się teleportować, ponieważ nie zna jej dokładnej lokalizacji (zna tylko nazwę miasta), tak cała reszta jest po ludzku nieprzemyślana.
    Nie sądziłam, że wstawki o mózgu Shadow zalatują Greyem, przepraszam ;_;.
    Vanity to moja własna postać i z tego, co do tej pory zauważyłam, tylko jeden czytelnik narzeka na jakiekolwiek sceny z nią (bo go denerwuje). Co do tej całej "krucjaty" - to tylko plotki, zasłyszane przez praktykantkę i rozpuszczane w celu podniesienia prestiżu Van. Tak naprawdę dziewczyna interesuje się religią Voodoo i bawi się we własny kult, dopiero potem zaczyna się to przeradzać w coś poważniejszego, czego ona sama nawet nie rozumie.
    Do tej pory wystrzegałam się tylko nadużywania "po prostu", ale najwyraźniej "po czym" również musi dołączyć do tej listy.
    Ach, Silent. Nie jest moją postacią i kompletnie nie mogę się w niego wczuć, źle mi się prowadzi jego postać, a niestety jego autor nijak nie chce mi nic o nim konkretnego powiedzieć, co mogłoby mi jakkolwiek pomóc. Działam po omacku i próbuję to zatuszować, jak tylko się da.
    Tak tylko napomknę, że Tytani (i NW) zajmują się na co dzień walką z potworami i posiadającymi moce osobami, jeśli te wykorzystują je do złych celów. W sprawie Morta poproszono ich o pomoc dopiero po dłuższym czasie, ponieważ policja nie potrafiła go złapać + pojawiły się podejrzenia, że zabójca może mieć nadnaturalne zdolności (a potem na scenę wkroczyła Vanity i sprawa zrobiła się już kompletnie nie do ogarnięcia przez zwykłych ludzi).
    Shad wie, jak wygląda typowy strój bojowy Gwiazdki, ponieważ każdy z bohaterów nosi go przez cały czas - ubrania "normalne" są przez nich rzadko zakładane.
    Jak już, to kapłanką była Sadie, nie Sethie ;). A kwestii z Wielebnym i jego powiązaniami z resztą bohaterów na razie nie będę wyjaśniać, straciłabym w końcu całą tajemnicę.
    Od teraz postaram się przycinać zdania, ile tylko się da. Dziękuję również za zwrócenie uwagi na określenia czasu, nie miałam pojęcia, że aż tak często ich używam.

    Przyznaję bez bicia - Shadow była dawno temu wymyślana na szybko, by zastąpić inną (jeszcze gorszą z tych samych powodów co Shad) postać. Nie miałam na nią za bardzo pomysłu wtedy, nie mam też i teraz. A nawet jeśli coś mi wpada do głowy, to niestety, ale muszę się trzymać kanonu Nightwatch ze względu na komiksy i inne rzeczy - nie mogę tak po prostu zmienić nagle jej backstory czy zachowania, bo osoby czytające opowiadanie znają również komiks. Próbuję zrobić z nią to, co mogę. Mam tylko pytanie - naprawdę wyszła mi z niej Mary Sue ;_;?
    Cóż mogę powiedzieć na koniec? Dziękuję serdecznie za ocenę, otworzyłaś mi oczy na naprawdę wiele kwestii, które wymagają poprawy. Kiedyś zgłoszę się jeszcze raz i mam nadzieję, że uda mi się to wszystko napisać lepiej :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę mi tylko przykro, że Elektrownia już kilka lat temu wystawiła mi dokładnie tę samą notę, bo wychodzi na to, że przez ten czas prawie w ogóle się nie rozwinęłam :/.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cholercia :D nie pisałam ci o ocenie, bo dopiero teraz naprawiłam jej formatowanie. Aktualizuję wpis z w końcu ładnymi zielonymi kolorkami, a tu proszę – komentarz! :)
      Odpiszę ci na niego już z domu, bo zamknęłam się w biurze na nadgodziny przez właśnie formatowanie, a za oknem już zrobiło się ciemno ;____; napiszę teraz jeszcze na szybciocha, że Shadow ma niektóre cechy Mary Sue, ale nie jest nią w zupełności. Merysujkowość opiera się tu głównie w moim odczuciu na rollercoasterze emocjonalnym i przesadnej dramie.
      A co do oceny Elektrowni, to pamiętaj, że to bodajże ocenka jeszcze sprzed trzech lat, sprzed WS. Od tamtej pory same podnosimy sobie też poprzeczkę i rosną nam też wymagania. Kształtujemy się tak samo, jak autorzy :) czas na pewno gra tu kluczową rolę, także nie ma się co "przykrościować". ;)

      Usuń
    2. Dopiero teraz mam czas, aby na spokojnie usiąść i odpisać. Wczoraj w domu opadłam z sił. To może od początku...

      Serdecznie żałuję – no właśnie czułam nawiązanie do formułki spowiedzi, ale u mnie było zawsze „za wszystkie bardzo żałuję i pragnę się poprawić”, a „serdecznie” nijak mi nie pasowało w kontekście (no bo co to znaczy w ogóle „serdecznie”? pragnę się „przyjemnie poprawić”? dziwne). Pytałam innych oceniających i okazało się, że chyba faktycznie w różnych kościołach obowiązują różne regułki, bo u Fen, przykładowo, uczyli żałować „szczerze”. Także może pomińmy tę kwestię.

      Co do późniejszej sprawy z Gwiazdką, Jedwabkiem i liderem - moi czytelnicy to osoby siedzące w fandomie, które oglądały kreskówkę i nie widziałam po prostu powodu, by przypominać im, jak wyglądają główne postacie. – Niby tak, ale jedno nie wyklucza drugiego. Drobne opisy, subtelnie przemycone nie będą przecież przeszkadzać ludziom z fandomu, uzupełnią tekst, że stanie się on bardziej osadzony w świecie. To samo na przykład dotyczy opisu tej nieszczęsnej wieży – pobudzi on wyobraźnię u każdego jednego czytelnika. Nie musisz wybierać, czy piszesz dla jednej zwartej grupy, czy dla wszystkich. Dla przykładu fanfiki HP bez opisu atmosfery i różnych poszczególnych lokacji w Hogwarcie będą wydawać się puste nawet największym fanom serii (a właściwie szczególnie im).

      Taka informacja: ani Shadow, ani Silent, nie są Tytanami. Należą do Nightwatch - grupy stworzonej z postaci wymyślonych przez moich znajomych. Postacie były inspirowane Tytanami, ale do oficjalnej drużyny nigdy nie należeli. – Wiem! :D Już załapałam to w trakcie czytania, po prostu nie cofnęłam się w ocenie i nie poprawiłam, żebyś miała wgląd, w jakim tempie budowałam swoją wiedzę o fandomie. Ta uwaga o nazywaniu Shadow Tytanką jest sama w sobie głupia (ale ostrzegałam na początku, że w ocenie mogą pojawić się bzdurki. Oto jedna z nich).

      Co do siedzenia w stroju - w kreskówce jest scena, gdzie Raven budzi w nocy alarm i widzimy, że sypia w pełnym stroju bojowym (oprócz peleryny i butów). Wzorowałam się na tym - w końcu bohaterowie nigdy nie wiedzą, kiedy będą musieli wyruszyć na akcję, a każda sekunda się liczy. – spodziewałam się tej odpowiedzi. Rozumiem kreskówkę, ale z drugiej strony, gdyby się tak nad tym zastanowić, to wychodzi na to, że oni w sumie nigdy nie wiedzą, czy coś się nie wydarzy, więc cały czas chodzą w jednym secie ubrań i nie mogą sobie spokojnie pospać w piżamce. xD To poniekąd przykre.

      Kreskówka też nie może być wyjaśnieniem wszystkiego. Dla przykładu gdy oceniałyśmy kiedyś opowiadanie o Dragon Age, strasznie mierziło nas i czytelników, że bohaterowie potrafią, nie nosząc niczego na plecach przez całą podróż, nagle rozbić obóz gdzieś w środku lasu i wyjmować jedzenie, ubrania, bronie... Nie mając ich przy sobie tak normalnie. W grach ekwipunek jest otwierany za pomocą jednego klawisza – Lara Croft potrafiłaby zmieścić wszystkie artefakty świata w swoim małym plecaczku. W książce to po prostu nie przejdzie, niektóre elementy nie będą się pokrywać, trzeba więc szukać alternatywnych rozwiązań.

      Usuń


    3. Ale wracając do tematu piżamki, czy Shadow działa tak samo jak Tytani? Czy u niej w ekipie panują dokładnie takie same zasady? Wydawało mi się, że dziewczyna narzekała na to, że nie może spać, więc chciała spać, nie spodziewała się, że dziś jeszcze będzie potrzebna (tym bardziej, że mówiła Tytanom, że potrzebuje czasu dla siebie). Mógłby to być ciekawy punkt zaczepienia i okazja do pokazania czytelnikowi, jak pracują Tytani i jak bardzo wymagają pełnej gotowości. Jakie mają tempo.


      Ach, Silent. Nie jest moją postacią i kompletnie nie mogę się w niego wczuć, źle mi się prowadzi jego postać, a niestety jego autor nijak nie chce mi nic o nim konkretnego powiedzieć, co mogłoby mi jakkolwiek pomóc. – To... po co się zmuszasz do prowadzenia takiej postaci? O.o

      W sprawie Morta poproszono ich o pomoc dopiero po dłuższym czasie, ponieważ policja nie potrafiła go złapać + pojawiły się podejrzenia, że zabójca może mieć nadnaturalne zdolności (a potem na scenę wkroczyła Vanity i sprawa zrobiła się już kompletnie nie do ogarnięcia przez zwykłych ludzi). – Okej, ale Robin podobno od miesiąca zawracał głowę Silentowi o Shadow. Więc od miesiąca wiedział, że będzie nad czymś pracował, a nawet nie zaczął pracować, bo dopiero gdy Shadow zjawiła się na miejscu, wszyscy wpadli na pomysł z korkową tablicą i historią sierocińca. Gdzie ja o tym sierocińcu czytałam już w pierwszym rozdziale.

      Jak już, to kapłanką była Sadie, nie Sethie ;) – masz mnie. Czytałam ostatnio jakąś inną produkcję i po prostu zamieszały mi się imiona. Oczywiście, że chodziło o Sadie. Lecę to poprawić w ocence.

      Nie miałam na nią za bardzo pomysłu wtedy, nie mam też i teraz. – W takim razie nie bardzo jesteś gotowa na pisanie o niej, a już tym bardziej na prowadzenie jej pierwszoosobówki. Główni bohaterowie muszą być twoimi pewniakami – konsekwentnymi, charakterystycznymi. Jakimiś. Shadow nie jest jakaś – po prostu jest. Raz taka, raz siaka, raz owaka. Może lepiej byłoby odrzucić ją na dalszy plan i prowadzić opowiadanie tylko trzecioosobówką, z perspektywy Tytanów? Albo pierwszoosobówką postaci, którą czujesz najmocniej, którą lubisz i znasz najbardziej. To tylko rada, pamiętaj. Po prostu pisanie opowiadania z perspektywy postaci, której się nie czuje i na którą nie ma się pomysłu, nie brzmi dobrze i też nie wróży niczego dobrego.

      A nawet jeśli coś mi wpada do głowy, to niestety, ale muszę się trzymać kanonu Nightwatch ze względu na komiksy i inne rzeczy - nie mogę tak po prostu zmienić nagle jej backstory czy zachowania, bo osoby czytające opowiadanie znają również komiks. – Nie bardzo rozumiem. Shadow to twoja OC, tak? Więc właściwie możesz z nią robić, co chcesz. W sensie jasne, że jeżeli pracuje w ekipie, która istnieje w fandomie, to musi jakoś pasować do tej ekipy, uzupełnić ją np. jakąś przydatną umiejętnością, której tamtym by brakowało czy coś. I być jakoś powiązana z fandomem. Ale charakter możesz dobrać jej samodzielnie, tak mi się przynajmniej wydaje. Zresztą jej największym problemem jest jakieś takie nieogarnięcie się, posiadanie zbyt wielu cech naraz i ukazywanie zbyt wielu różnych od siebie emocji na przełomie naprawdę krótkiego tekstu.

      Kiedyś zgłoszę się jeszcze raz i mam nadzieję, że uda mi się to wszystko napisać lepiej :) – niezwykle cieszy mnie ta wiadomość!

      I już teraz wielkie dzięki za dyskusję. Natrafić na kogoś, kto chce pogadać o swoim tekście, a nie tylko dostać długi komentarz, to niezły wyczyn. :)

      Usuń
    4. Szczerze powiedziawszy, to nigdy w grupie nie omawialiśmy, czy członkowie NW śpią w strojach, czy zmieniają ubrania częściej niż Tytani, będę to musiała obgadać xD.
      Silnet - szczerze powiedziawszy, to teraz tez się nad tym zastanawiam. Miałam jakiś pomysł i był mi do niego potrzebny, ale przeglądam własne notatki dot. opowiadania i nie mogę nigdzie znaleźć nawet napomknięcia, po co on mi był potrzebny. Chyba będę musiała siąść do pisania tego opowiadania od podstaw. I odkleić się w końcu od tego "Shadows of love", bo nie będzie to wtedy w ogóle pasować.
      Robin pracuje, ale większością rzeczy, które wiem, nie dzieli się z innymi, bo ma "najlepszy na świecie pomysł, który na pewno go nie zawiedzie" na złapanie przestępcy (pojawia się to w drugiej części IV rozdziału,a w V mam napisać, o co mu dokładnie chodziło).
      Nad Shadow muszę po prostu posiedzieć i poświęcić jej o wiele więcej czasu, przemodelować ją od samych podstaw. Ja to bym najchętniej pisała cały czas duetem Van/Wielebny, ale na początku wymyśliłam sobie, że opowiadanie ma przybliżyć postać Shad.
      Jest ona moją OC, ale np. graficy od komiksu narzekają, że już przecież powstało z nią tyle grafik itp., że nie pozwalają mi zmienić chociażby jej stroju - co powoduje kolejne komplikacje. Shad np. ma w sobie DNA motyla (taka ciekawostka, o której w pewnym momencie nawet ja zapomniałam, bo było jej to tak bardzo potrzebne). Jeśli będę chciała się tego pozbyć, jej sens tracą jej słuchawki w kształcie motylich skrzydeł (teraz dopiero widzę, jak bardzo poleciałam z opisami, bo o tym też nie ma ani słowa w opowiadaniu, brawo ja), a tego nie mogę wyrzucić, bo znajomi mają problem ze zmianą jej stroju + bez tych słuchawek traci jedyną cechę charakterystyczną w swoim wyglądzie.
      Pokazywałam reszcie osób pracujących nad NW ocenę i wszyscy co do joty zgodzili się do wszelkich uwag dotyczących Shad, więc kto wie, może w końcu uda się mi ich przegadać i wprowadzić w jej postaci zmiany, które sprawią, że będzie bardziej charakterystyczna.
      Zawsze bardzo chętnie podyskutuję :D. Lubię się uczyć, a najlepiej uczy się na własnych błędach, prawda?

      Usuń
    5. Zgadzam się ze Skoią, co do mojej oceny sprzed lat. Sama zrobiłam w tym czasie duże postępy i uwierz, że identyczna ocena u Skoi jest dużo więcej warta w tym momencie niż moja stara. Skoia ma wykształcenie w tym kierunku i wie dużo więcej ode mnie, więc nie martw się: )

      Usuń
  4. Oj, dopiero teraz zauważyłam, że nie podlinkowałam 2 części IV rozdziału, a on na blogu wisi od lutego. Szkoda, byłam ciekawa, co myślisz na temat sceny walki :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podeślij mi go jako link do dokumentu Google albo w Wordzie na e-maila agjada@poczta.fm, to odeślę z komentarzami o treści, jeśli takie rozwiązanie ci pasuje. :D

      Usuń
    2. Huh. Próbowałam wysłać maila, ale otrzymałam informację, że wiadomość nie została dostarczona O.o

      Usuń
    3. kwik xD agajda@poczta.fm xD

      Usuń
    4. To sporo wyjaśnia XD. Poszło :)

      Usuń
  5. Ale to jak to tak? Postronni czytelnicy nie dostaną komentarza do zagubionego rozdziału? Wnoszę sprzeciw; bardzo proszę, żeby brakujący fragment znalazł się w ocence, chociażby tylko doklejony. Ja wciąż chcę się dokształcać z zakresu poprawnej polszczyzny i krytyki literackiej.

    W ogóle... końcówką kolnęłaś mnie w serce, Skoiu. Nie spodziewałam się takiej mentorskiej petardy. Kiedy już udziergam na tyle tekstu, aby móc z czystym sumieniem stworzyć bloga i opublikować zaczątek opowiadania, za Twoją zgodą chciałabym zacytować wspomnianą część jako inspirację i napisać: „Patrzcie, ludzie, właśnie o to chodzi w pisaniu. Nie popełniajcie moich błędów, żeby pięć lat non stop zaczynać jedno opowiadanie”. Znaczy, ja nie chcę odwalać tutaj czegoś w stylu „fanklubu Skoi” (nie wiem nawet, jakby to zostało odebrane) czy coś, ale... otworzyłaś mi oczy na ten pisarski fundament. Jestem osobą, która nie napisze do końca nawet jednego rozdziału, a już go wyrzuca, bo wpadł jej do głowy o wiele ciekawszy pomysł, jak to wszystko rozpocząć. Ugryźć z innej strony. W ogóle upchnąć bohaterów w realiach zupełnie odmiennych od poprzednich, pozostawiając tylko ogólny zamysł, „bo przecież tak będzie lepiej”. Ech. Ten mój twór przeszedł już tyle metamorfoz, że mogłabym zrobić z niego kilka opowiadań i to takich, że nikt by się nie domyślił, że pochodzą z jednego źródła. Niech to będzie takim dopowiedzeniem do tego, o czym pisałaś, Skoiu. Jeśli ktoś ma do wyboru w kółko wałkować to samo na różne sposoby a wziąć się z kopyta i trzymać jednej konwencji, to lepiej od razu spiąć cztery litery i po prostu zacząć pisać, a kiedy przyjdzie jakiś ciekawszy pomysł, przejrzeć go dokładnie, czy przypadkiem nie wymaga on przekształcania głównej osi fabuły (lista rzeczy do zrobienia: posadzić zdanie-kolosa na WS – zaliczone xD). Jeżeli wymaga – wiadomo już, co zrobić. Oczywiście ten plan zadziała pod warunkiem, że autor jeszcze przed rozpoczęciem pisania będzie miał zaplanowane główne wydarzenia i ogarniętych bohaterów, bo bez tego z projektu wyjdzie niestrawny potworek.

    Z początku standardowo skopiowałam sobie ocenkę do Worda, włączyłam opcję czytania na głos i zasiadłam do swojej roboty. Ile się już od Was wszystkich w ten sposób nauczyłam, to tylko ja wiem. I chciałabym podziękować, że podejmujecie ten trud i wrzucacie ocenki, żeby były ogólnodostępne. Ten komć wychodzi jakiś roztkliwiający, ale już dawno miałam Wam o tym napisać. Bez Was nie tylko stałabym z fabułą w miejscu (co się wkrótce zmieni), ale i moja świadomość literacka byłaby na poziomie gimnazjalisty. Nie ma ocenki, z której czegoś bym dla siebie nie wyniosła, nie wspominając o tym, ile mam przy czytaniu frajdy. Chcę w tym miejscu złożyć Wam spóźnione – ale od serca – życzenia urodzinowe i życzyć sukcesów w kolejnym roku działalności WS.

    Pozdrawiam moją kochaną mentorską ekipę,
    Skazitelna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reeety, aż się łezka w oku zakręciła. ;')
      Dziękujemy bardzo, bardzo. <3

      Usuń
    2. Wnoszę sprzeciw; bardzo proszę, żeby brakujący fragment znalazł się w ocence, chociażby tylko doklejony. Ja wciąż chcę się dokształcać z zakresu poprawnej polszczyzny i krytyki literackiej. – Już zaczęłam przeglądać i komentować tekst na dokumencie Google i nie wiem, jak mogłabym tym uzupełnić ocenkę. W ramach dokształcania się o konstrukcji tekstów pojawi się jeszcze wiele ocen, jedna prawdopodobnie dziś; nie sądzę, by te kilka dodatkowych uwag tu i wskazanie kilku przecinków były aż takim repetytorium.

      Kiedy już udziergam na tyle tekstu, aby móc z czystym sumieniem stworzyć bloga i opublikować zaczątek opowiadania, za Twoją zgodą chciałabym zacytować wspomnianą część jako inspirację i napisać: „Patrzcie, ludzie, właśnie o to chodzi w pisaniu. Nie popełniajcie moich błędów, żeby pięć lat non stop zaczynać jedno opowiadanie”. – Jasne, tylko wskaż odnośnik do cytowanej treści. A w ogóle, to jak udziegrasz tyle tekstu, by stworzyć bloga, to zawsze możesz się zgłosić. Albo nawet zgłosić go jeszcze wcześniej, wysyłając go do nas na priv, bo taką też mamy opcję.

      Znaczy, ja nie chcę odwalać tutaj czegoś w stylu „fanklubu Skoi” (nie wiem nawet, jakby to zostało odebrane) czy coś (...). – Mnie się nie pytaj, ja nigdy nie miałam fanklubu, ale jest mi bardzo miło. Te słowa robią mi dziś dzień. ^^

      Ostatni akapit to faktycznie kręci łezki w oczach. Ojej, nie sądziłam, że ktoś jest tak zdeterminowany, żeby wrzucać do Worda i włączać czytanie. W imieniu całej ekipy WS wielkie, wielkie dzięki, że jesteś z nami, takie komentarze to dopiero dają kopa do roboty! Zostań z nami na dłużej i czuj się jak u siebie!

      Usuń
    3. Już zaczęłam przeglądać i komentować tekst na dokumencie Google i nie wiem, jak mogłabym tym uzupełnić ocenkę. – Och. W takim razie trudno, żeby ta część doszła do ocenki i choć w pierwszym momencie się zgasiłam, całkowicie to rozumiem. ;)

      Jasne, tylko wskaż odnośnik do cytowanej treści. A w ogóle, to jak udziegrasz tyle tekstu, by stworzyć bloga, to zawsze możesz się zgłosić. Albo nawet zgłosić go jeszcze wcześniej, wysyłając go do nas na priv, bo taką też mamy opcję. – Oczywiście, bez odnośnika ani rusz. A co do zgłaszania się... Trochę zejdzie, ale nie wyobrażam sobie, żebym się miała nie zgłosić. Wściekłam się zdrowo na siebie, kiedy ogłosiłyście taki wspaniały konkurs, a ja póki co z pustymi rękami. Ale pracuję już nad planem, wzbogacona o Twoje światłe rady. Nie wiem, czy zdążę przed upływem terminu konkursu, ale jeżeli nie, to przecież świat się od tego nie zawali.

      Mnie się nie pytaj, ja nigdy nie miałam fanklubu, ale jest mi bardzo miło. Te słowa robią mi dziś dzień. ^^ – Z początku się bałam, że mogłabyś dojść do wniosku, że jakaś wariatka się do Ciebie przyczepiła w komentarzu. xD No, ale tak jest. Jestem wielką fanką WS, a Twoją to już szczególnie. I nie, nie będę się tego wstydać.

      Ojej, nie sądziłam, że ktoś jest tak zdeterminowany, żeby wrzucać do Worda i włączać czytanie. – He, heh, wrzucanie do Worda i odtwarzanie jak audiobooka to był przebłysk geniuszu, chociaż wymyślenie tego trochę mi zajęło. Dzielę się tym pomysłem, gdyby kogoś też męczyły ciężkie rozkminy, jak tu czytać ocenki i, przykładowo, myć gary jednocześnie. ^^

      W imieniu całej ekipy WS wielkie, wielkie dzięki, że jesteś z nami, takie komentarze to dopiero dają kopa do roboty! Zostań z nami na dłużej i czuj się jak u siebie! – Ten uczuć, kiedy sam admin zaprasza cię do „WS-owej rodziny”... Będzie mnie nosiło jeszcze przez kilka dni. Wiele mi do szczęścia nie trzeba, ale serio – bardzo dziękuję i nie omieszkam skorzystać. <3

      Usuń