[118] ocena bloga: dworce-i-sufity.blogspot.com

Autorka: Hiroki
Tematyka: poezja
Oceniająca: Skoiastel

Blog bardzo na tak – trudno byłoby postarać się o większą przejrzystość. Jako że nie mam żadnych uwag co do kwestii estetycznej, przejdę od razu do oceny treści. Nie wiem jeszcze, czy ocenię wszystko, bo – faktycznie tak, jak uprzedzałaś – jest tego całkiem sporo. Zacznę od 2016 i zobaczymy, co z tego wyniknie.
Już po pierwszych wpisach zauważyłam, że pomijasz wielkie litery, jakby wiersze były oderwane od jakiejś większej całości. Jednocześnie rozumiem to i nie rozumiem – nie jestem przekonana, że zabieg ten pasuje do wszystkich utworów. W zakładce o blogu zaznaczasz, że piszesz pod wpływem chwili, a poezja to wyrażenie twoich nastrojów z bieżących momentów i to samo w sobie również jest pewnym wytłumaczeniem w kwestii niestosowania wielkich liter, jednak być może braknie mi tu różnorodności, zabawy formą – zobaczymy z czasem.
Pozwolę sobie jeszcze zaznaczyć, że często w tej ocence znajdziesz słowo prawdopodobnie. Lub chyba bądź być może, jako że nie da się w pełni sprawdzić prawidłowości, jeżeli chodzi o interpretację poezji. Potraktuj te momenty jako chęć do dyskusji – będę chciała wiedzieć, czy moje podejrzenia odnośnie analizy są słuszne. Pisałaś w zgłoszeniu, że zależy ci głównie na interpretacji i postaram się maksymalnie wziąć do serca te słowa.
Dlaczego pierwsze dwa wiersze w spisie treści nie są w nawiasach, jak reszta?

Nie wiem, co mam napisać odnośnie O tempora, o mores! – mylące jest dla mnie powtórzenie frazy: na krawędzi ludzi/na krawędzi miłości. Nie mam pojęcia, co miałaś tym na celu, jednak doszukuję się powiązania między klawiaturą a siecią. Dlaczego jednak te sieci błyszczą akurat nad ranem? Metafora w metaforze o czasach współczesnych – nie wiem, co ci chodziło po głowie i nie potrafię tego rozszyfrować, mimo że rozumiem tytuł. Miłość wydaje mi się wsadzona tu trochę na siłę; czytając, sądziłam od początku, że wiersz będzie dotyczył współczesnych ludzi i ich przekonaniach o swojej wyjątkowości, o wierze w samych siebie, o byciu w centrum, a tak naprawdę byciu jedynie częścią tłumu. Co z tą miłością i błyszczącą siecią? Nie mam pojęcia. Nie czuję tego.

żargonem psychologicznym o szukaniu aksjomatów – rety, jak ja uwielbiam takie tytuły. I takie treści; faktycznie żargon psychologiczny – czyżby podmiot liryczny parał się psychologią, Hiro? Czuć mocno, ale to oczywiście tylko na plus.
Forma – dwuwersy, w których pierwszy jest krótki, powtarzalny, ze zmienionym punktem odniesienia, a drugi wers dłuższy, nieregularny, bezpośrednio nawiązujący do pierwszego. Nie mam czego oceniać, mogę tylko chłonąć. W życiu do głowy nie wpadłoby mi takie połączenie, ale to wszystko ma sens i na dodatek szkolisz mnie z tego żargonu.
Dopiero na końcu, gdy doszłam do ufam bólowi, coś mi zazgrzytało; jakoś nie przepadam za odmianą tego słowa w celowniku (mimo że bólowi jest jak najbardziej poprawne, to zawsze brzmi mi dziwacznie). Ból jest odczuwalny, wynika z wielu bodźców, może być wewnętrzny, ale i zewnętrzny, i w tym momencie przypomina mi się strofa o nieufności do zmysłów (przecież najczęściej to właśnie te poruszone sprawiają, że ból jest odczuwalny, że zwraca się na niego uwagę). Pewnie za mocno rozgrzebuję treść, lecz coś mi tu nie gra. Nie rozumiem też urwania strofy na więc.
Kończysz wersem nie ma mnie, jednak we wcześniejszych strofach podmiot liryczny mówi, że nie ufa sobie, że dobija go nihilizm – więc jest, istnieje, wypowiada się. Być może chodzi o to, że nie ma mnie dla was (dla ludzi wbijających noże) czy coś w ten deseń, i to mogłoby być super kredo wieńczącym cały utwór. Jednak samo nie ma mnie, kiedy w czasie teraźniejszym podmiot wciąż nie ufa i daje znać całym sobą (całą budową wiersza, przez cały jego ciąg), że jest, że myśli i opisuje swoje odczucia, swój żal i ból – to puste nie ma mnie powoduje moją konsternację.

Utworu cześć, czym się… nie potrafię skomentować – jest po prostu świetny. Adekwatny do poprzedniej pracy, w dodatku pojawiają się koty ♥. Formą dialogu, w którym odpowiedzi są rzeczowe i suche jak chleb po niedzieli, stylizujesz podmiot liryczny i ukazujesz jego wypraną z uczuć emocjonalność. Starczy. Napisałaś wszystko i nie sądzę, by cokolwiek więcej było potrzebne. Żadnych zastrzeżeń.
Wiersz gaszę rozżarzone… jest kolejnym o podobnej tematyce, dodajmy tylko więcej bólu i samotności. Potrafię wyobrazić sobie przedstawioną sytuację (to kolejny z tych bardziej sufitowych wierszy, prawda?), kreuję w głowie rozżalony podmiot liryczny i kogoś obok, blisko, ale jednak zdecydowanie za daleko. Męczy mnie tylko użycie słowa dekapitacja. Gdyby potraktować je dosłownie, wers straciłby sens, ale nie mam pojęcia, jak w tym przypadku ugryźć je metaforycznie:

milczysz do mnie na zielono
a ja mam dziś
wyjątkowo nadpobudliwe palce
stukotem słów zagłuszam swoją
dekapitację
i tak blisko milczę

Świetne są jednak rymy; szkoda tylko, że nie pojawiły się w poprzedniej strofie, która ma przecież taką samą budowę i aż zachęca do podobnego zabiegu. Do tej pory pisałaś wiersze w pełni białe, tutaj jednak znalazłam zalążek niewymuszonej, robiącej bardzo dobre wrażenie strofy rymowanej. Dlaczego tylko ta jedna?

i jeszcze tylko…:
i jeszcze tylko czasem
potykam się niespodziewanie o
blizny te już zapomniane
czasem jeszcze się dziwię
pytam
to ja?
i milknę bo przecież
odpowiadać sobie
umieją tylko
dzieci

Wydaje mi się, że kompletnie nie przemyślałaś tego wiersza. Jest taki po prostu, bo jest, akurat tak podzielony, a nie inaczej, ale na próżno doszukiwać się sensu w takim podziale, w takim urwaniu wersów. Na początku rzuca się w oczy rym typowo częstochowski: niespodziewane/zapomniane (mimo „o” – swoją drogą „i” dwukrotnie znajduje się na końcu wersu, więc czemu akurat „o” nie?), a potem, przy odpowiednim czytaniu widać te czasownikowe: milknę/dziwię.
Gdybym zapisała to tak, jak w przykładzie poniżej, nic by się kompletnie nie zmieniło (tym bardziej, że unikasz interpunkcji, więc właściwie dajesz mi wolną rękę, jak intonować wiersz). To trochę dobijające, bo forma również coś powinna przekazywać odbiorcy. Ja nie czuję, by twoja tutaj mnie przekonała.

i jeszcze tylko czasem
potykam się niespodziewanie
o blizny te już zapomniane
czasem jeszcze się dziwię
pytam
to ja?
i milknę bo przecież
odpowiadać sobie
umieją tylko dzieci

Nie tylko wybranej budowy nie rozumiem zupełnie, ale też przekazu – o ile do momentu milknę jest czytelny, jasny, to fragment, że odpowiadać sobie potrafią tylko dzieci, jest dla mnie nieco wątpliwy. Moim zdaniem to właśnie dzieci nie są w stanie odpowiadać same sobie – rozmawiać same ze sobą w czasie, na przykład, zabawy, to tak, ale odpowiadać na pytania dotyczące własnej egzystencji? To trochę za trudne tematy dla dzieciaków. Myślę nawet, że dzieci  w ogóle nie widzą potrzeby zastanawiania się nad takimi trudnymi życiówkami; raczej czerpią z życia, obserwują otoczenie, chłoną z niego i pytają dorosłych o działanie świata.

Jeżeli chodzi o już nie ma nawet…, to jest to bardzo osobisty utwór i ciężko wnioskować z niego, nie siedząc w twojej głowie, Hiro. Czuję się nawet trochę jak intruz. Dobrze wiem, co znaczy okręcać, ale jak można okręcać chociażby wspomniane wartości, przemyślenia…? Metafora za metaforą, a ja nie mam czego się chwycić. Wydaje mi się, że pisałaś ten wiersz tylko i wyłącznie dla siebie, bo nie pozwalasz przez jakby (przepraszam za skojarzenie) zupełnie losowy dobór słów niczego wyciągnąć, wywnioskować. Dopiero za którymś (n-tym, naprawdę wielokrotnym) przeczytaniu spróbowałam to zinterpretować trochę na siłę i wydaje mi się, że chodziło ci o sam fakt pisania.

po
co
frustrować
potłuczone lustra
gładkością kartki papieru nazywam dziś niebo

Jakby podmiot liryczny nie chciał już współpracować (właściwie nawet nie wiem, jakiego innego słowa mogłabym tu użyć) z potłuczonym lustrem, z kruchym szkłem, jakby chciał po dłuższym czasie pracy z nim (nie wiem za bardzo jak, może jest tutaj nawiązanie do tragedii, do samookaleczania?) dać im odpocząć i zaczął przelewać swoje myśli na papier, zaczął odczuwać komfort w styczności z gładkim papierem? Naprawdę trudno coś wywnioskować. Jeżeli mam rację, byłoby łatwiej zamienić w ostatnim wersie rzeczowniki. Coś w stylu: niebem nazywam dziś gładkość kartki papieru – aby było wiadome, że to papier ma cechy nieba (miło się kojarzy), a nie odwrotnie. To luźna sugestia; tak naprawdę nie mam pojęcia, czy trafiłam, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że wlazłam z butami za daleko, za głęboko.

Pod tytułem już nie uśmiecham… w spisie treści znajduje się petarda. Podoba mi się, że urwałaś w nim się. Nie wiem dokładnie, w jaki sposób, ale mam wrażenie, że nadaje to dodatkowego klimatu, na plus.
Utwór każdym słowem przedstawia sytuację, z którą boryka się podmiot liryczny… Zaczyna pobudzać również moje wspomnienia, bo każdy czasem w życiu ma pewnie chwile, kiedy już nie uśmiecha się do zdjęć. Także trafiasz do mnie i to bardzo, bardzo mocno.
Wiesz, co najbardziej podoba mi się w tym utworze? Wers: pozdrawiam buziaki pa. Przez brak interpunkcji nadajesz całości takiego zautomatyzowania, „zrobocenia”, że ciężko byłoby napisać to bardziej trafnie. Tęsknotę w ostatniej strofie kojarzę z baterią telefonu, bo moja właśnie tak robi – zawiesza się z przesytu, z wykorzystania i często potem stygnie offline. Genialne, Hiro! To po prostu genialne!

Moim uciszeniem… nie jest wierszem, ale kartką z pamiętnika. Nie mam do niej żadnych zastrzeżeń technicznych, bo znasz się na robocie, więc w sumie nie bardzo jest co poprawiać; przecinków ci nigdzie nie brakuje. Brakuje natomiast myślników – wbrew temu, co napisałaś w tym fragmencie, chyba wcale nie lubisz ich tak bardzo – i powtórzeń też mi brakuje. Tekst jest czyściutki pod ich względem; chyba wolę je bardziej niż ty, bo u mnie w tej ocenie i jednych, i drugich na pęczki.
Utwór nie ma nic… to do tej pory czarny koń tego tomiku. Być może dlatego, że uwielbiam rymowane (co nie znaczy, że gardzę białymi; po prostu uważam, że zabawa rymami tam, gdzie można sobie na nią pozwolić, ukazuje dodatkowe atuty autorów). Dodatkową frajdą przy czytaniu na głos tego tworu jest potrzeba drobnego wysiłku, bo wykorzystałaś słowa, tworząc dość ciężkie w recytacji wersy:
utykającą tkliwością tkam myśli
Dla mnie majstersztyk.
Swoją drogą teraz dopiero widzę, że ten tomik jest mocno chronologiczny;  można zaobserwować, jak rozwijają się i zmieniają się uczucia autorskie – tęsknota w poprzednim wierszu nazwana została taką z przyzwyczajenia, podmiot liryczny wzbraniał się przed nią, nie do końca się do niej przyznawał (tryb offline i te sprawy), a tutaj jednak mamy tęsknię, cholera. Wiem, że powinnam traktować każdy wiersz jako osobny utwór, jednak intuicja mówi mi, że mają one bardzo dużo ze sobą wspólnego – tego się będę póki co trzymać. Podoba mi się więc, że po przeczytaniu już całkiem konkretnej ilości mogę powoli wysuwać takie wnioski, uczestniczyć w rozwoju emocjonalnym. Czuję się od razu, jakbym kupiła pełny tomik – wiersze są dopasowane, poukładane, przemyślane, a kompozycyjnie nie nużą. Każdy następny jest dla mnie zagadką i coraz więcej chcę ich wchłonąć. Mam jednak wrażenie, że to ciągle bardziej sufity niż dworce.
I właśnie teraz zdałam sobie sprawę, że ktoś z boku nie będzie miał pojęcia (chyba że przeczyta odpowiednią zakładkę), o co właściwie chodzi z tymi dworcami i sufitami – pomyślałam sobie teraz nawet, że dzięki takiemu adresowi utworzyłaś dwa nowe nurty, nowe ramy dla poezji – wcześniej nie rozgraniczałam jej na emocjonalnie jakby zamkniętą i otwartą. Powinnaś to opatentować!

Natomiast o czwartej… nie zrobił na mnie większego wrażenia; jest po prostu okej. Szczególną wątpliwość mam, jeżeli chodzi o sam początek:

o czwartej
obudził nie śpiew łabędzi

Nie miało być mnie zamiast nie?
Czy to przypadkiem nie jest wiersz o tym, kiedy człowiekowi bardzo się nie chce, a powinno się chcieć? Gdy ktoś bez przekonania zmusza się do czegoś, chociaż sytuacja wcale nie jest optymistyczna, nie wydaje się pozytywna, biała? To właśnie dlatego łabędzie nie są białe, dobrze główkuję? Jeżeli tak, to wiedz, że zajęło mi to dłuższą chwilę, a jeżeli nie, to popraw mnie, proszę, bo żadne inne rozwiązanie nie przychodzi mi do głowy.
Rozpacz jest… to kolejna kartka z pamiętnika; chyba zaczynam je rozpoznawać po tym, że w spisie treści zaczynają się wielkimi literami – ciekawy sposób, ale działa na czytelnika dopiero, gdy ten zapoznaje się z utworami i sam zauważa różnicę. To też poniekąd ujmujące – na twoim blogu znajduje się wiele takich niuansów (jak chociażby sprawa z nawiasami), które trzeba rozkodować samemu. Jest to  ciekawa gratka.
Znów wchodzę z buciorami, chociaż czuję, że nie powinnam. O ile tekst w całości do mnie przemawia, jest bardzo chaotyczny (i tu nie ma nawet za bardzo co rozumieć – tu wystarczy przeczytać, przyswoić, wczuć się i wyjść), to o tyle na to jedno zdanie: płaczą mnie kałuże przewracam oczami, no bo jednak bez przesady z taką abstrakcją…

Jeżeli chodzi o Rozpadać można.., przewrócił ci się w tytule dwukropek. Za mało tam tekstu, aby móc coś skomentować, natomiast cieszą mnie takie drobne, osobiste przemyślenia; to jeden z niewielu do tej pory fragmentów, w którym bardziej czuję dworce niż sufity.
szukam nazw… każdym słowem (żadnym zbędnym; wiersz wyciskany ze stu procent słów) wyraża ciężką próbę odnalezienia się w świecie – mimo że boli. Tak bym to widziała. Kolejny, wyżalę ci się…, dedykowany zapewne powierniczce tajemnic również trafia i kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że właśnie skończyły mi się wiersze zadatowane na rok 2016, zrobiło mi się zwyczajnie… przykro. Dlaczego?
Czuję, że udzieliły mi się emocje, które przekazujesz, biorąc pod uwagę, że całość przeczytałam w jeden dzień. Nie ukrywajmy – są to uczucia mocno pejoratywne, nieprzyjazne, niechętne. Nie chcę pisać, że masz kilka prac mocno na jedno kopyto, ale nie mogę nie wspomnieć, będąc z tobą zupełnie szczera (jak zresztą ci obiecałam i na co też pewnie liczyłaś, zgłaszając się do mnie), że przeszło mi to przez myśl teraz, po wszystkim.
W większej części utworów pojawiało się słowo ból albo chociażby w ostatnich szukam nazw i wyżalę ci się... – mamy zagryzione wargi. Nie chcę cię odprowadzać do słowników synonimów, często w poezji chodzi przecież o to, by wyrazić coś wprost i trafić do odbiorcy najprostszą, najkrótszą drogą, ale powtarzalność, gdy masz do dyspozycji naprawdę ogromną, nierozgraniczoną gamę słów, środków, możliwości… Sama wiesz, do czego zmierzam. Po prostu przemyśl.

Spora część wierszy datowanych na 2013-2015 nie jest umieszczona w nawiasach. Dlaczego? Dopiero teraz zaczynam zastanawiać się nad tą kwestią, wcześniej nie robiła mi przesadnej różnicy i raczej nie zwracałam na nią uwagi. Widząc, że dwa pierwsze w spisie również nie mają nawiasów, to chyba dociera do mnie odpowiedź. Te w nawiasach to sufity, mam rację?

dekapitacja
Na pierwszy rzut oka utwór ten jest o relacji międzyludzkiej (mówi się zakochać od pierwszego wejrzenia) i pokrywa mi się to z treścią drugiej strofy – pasuje idealnie. Jednak wers zatęsknić do marzeń poniekąd od tego odbija, jakby wprowadza nowy wątek, a przez to mam wrażenie, że utwór mówi za dużo i moja interpretacja przestaje być taka pewna, taka jasna.

dendrologia mnie urzekła;  wiersz dość jednoznaczny, ale to dobrze, bo od razu trafiasz do odbiorcy i przekazujesz mu wprost, co chodzi ci po głowie (przepraszam, że wyrażam się o tak poważnym utworze z dozą lekkości, ale próbuję mimo wszystko nie przenikać zbyt głęboko, nie wpuszczać tych emocji w stu procentach do siebie – biorąc pod uwagę tematykę wierszy, do końca tygodnia chodziłabym dość… przytłoczona). Zastanawiam się tylko, co z tą brzozą i zasługiwaniem na nią? Zanim się zdążyłam się powstrzymać, zaczęłam szukać podtekstu nawiązującego do… katastrofy smoleńskiej.
Podoba mi się, że z jednej strony jasne jest, o czym piszesz, a z drugiej – kwestię drzew można interpretować dowolnie, ba, zatrzymać się na chwilę, pomyśleć nad swoim ewentualnym, przyszłym wyborem, może dopowiedzieć coś od siebie, wymyślić osobiste propozycje…  Poezja powstaje po to, by autor mógł wyrazić siebie, a odbiorca odnaleźć się w wykreowanej sytuacji. I ja się odnalazłam, i również mogłabym wybrać klon, chociaż pewnie nawet lipa, z dodatkowo zawieszoną huśtawką dla dzieciaków, nie przeszkadzałaby mi jakoś szczególnie.

impression jest króciutkim wierszem, przy którym można odetchnąć. Jedyne, co mnie w nim gryzie, to wers: żywe barwy usypiają. Jakkolwiek definiować słowo żywy, w czytelniku będzie rozbudzał jakąś emocję, będzie wywoływał właśnie to życie, energię. Na pewno nie jest to rzeczownik, który pasuje do usypiania. Podoba mi się natomiast metafora z tęczą z rzęs. Robi spokojne i ciepłe wrażenie.

krucha niewidzialność nic mi nie mówi konkretnego. Dziwi mnie ostatnie zastosowanie wykrzyknika i znaku zapytania – tekst wydaje się aż do końcowego momentu dość lakoniczny przez wykorzystanie powtórzeń; nic nie wskazuje, że na zakończenie poczęstujesz czymś tak oderwanym od całości, skoro całość jest rytmiczna i płynna jak w następnym utworze, Lizzie Connolly. Ten drugi robi na mnie bardzo dobre wrażenie, to kolejny z niewielu twór nie tylko płynny, ale i rymowany. Zgrzyta jedynie coś takiego:

toń stała mu się łożem.
Ruth płakała, zapomniała
– Lizzie stała nad morzem.

Inne powtórzenia uznałam za celowe, ale to mi kompletnie nie pasuje, gdyż jeden czasownik wykorzystałaś w dwóch różnych znaczeniach. Dodatkowo zmieniłabym szyk: toń stała się mu łożem.

Na tapecie: płoche:

że szło boso po śniegu
wrastając w drogi-na-około
i patrzenie podnosiło [tu mi zgrzyta mała ilość sylab, plus patrzenie brzmi dość… tanio]
na echo zielonych liści

chwytałam ten zapach
a dzisiaj zwiędło [co zwiędło? cholernie brakuje mi tej informacji]
tylko czemu
zieleńsze jest niż było

i puste gałęzie
podnosi pod niebo
rozszarpane i spalone
niepokojem palców

dziś dorysowuję mu skrzydła wróbla
i wypuszczam na łąkę

Pogrubiłam powtórzenia, które w czasie czytania zwracają na siebie uwagę, odrywając od poszukiwania sensu.
Za dużo mi tu spójnika „i”. W ogóle to moim zdaniem najgorszy z utworów, które przeczytałam do tej pory. Nic mi nie mówi, nie wiem nawet, jak mogłabym go ugryźć. Jest strasznie chaotyczny, zagmatwany i pewnie taki miał być, ale ostatecznie wydaje mi się – głównie przez brak zrozumienia – nijaki.

Wiersz poezja jest fioletowa dał mi zastrzyk inspiracji, że po jego przeczytaniu napisałam od razu coś swojego (ciąg dalszy tej kwestii w kolejnych akapitach oceny). Niesamowite! Mam nadzieję, że dobrze interpretuję tytuł – jako kolor zmarzniętego ciała – bo jeżeli nie to, to nic innego nie przychodzi mi do głowy. W każdym razie nie mam żadnych uwag. Trzymasz poziom.
Nie mam również uwag do kolejnych: brak snu czy już wszystko (gdzie nadzorca bydła jest najmocniejszym punktem, chociaż pojawia się tu też z dawna niewidziany ból – nie tęskniłam za nim jakoś szczególnie). powieki... – znów nie mogę powiedzieć nic złego, nie mam się do czego przyczepić, jedynie ta metaforyczna tęcza… jej też już wcześniej użyłaś; gdy czyta się wszystkie wiersze ciągiem, to wykorzystywane wcześniej środki rzucają się w oczy, mimo że daty stworzenia obu dzieł są od siebie dalekie. Podobne, odrobinę przejedzone wrażenie robi na mnie uciec… – kolejny motyw ucieczki i znów trochę łez.
Zaczynam obawiać się, Hiro, że nic więcej konstruktywnego ode mnie nie uświadczysz. To jest ten moment oceny, w którym należy napisać, że twoja twórczość jest niekoniecznie wielowymiarowa, ale liryczna, delikatna, ulotna i trafia do czytelnika. Każdy z wierszy, które przeczytałam, miał w sobie coś takiego, co mnie zatrzymało (no może faktycznie poza płoche), co zmusiło (a raczej zachęciło!) do refleksji, co zainteresowało na tyle, by chcieć więcej i chcieć rozkodowywać… bo nie piszesz wprost. Może raz czy dwa, ale generalnie czujesz sztukę liryczną (mogłabym nazwać cię poetką, bo piszesz naprawdę dobrą poezję, ale w ostatnich latach słowo „poetka” nie ma wybitnie pozytywnego wydźwięku, a szkoda). Jesteś autorką, którą ceni się przede wszystkim za możliwość szerokiej interpretacji.
Podoba mi się też, że bardzo często z premedytacją wykorzystujesz paradoks do wciągania czytelnika w wir przemyśleń, jak zrobiłaś to w może po prostu… Powinno cię coś obchodzić, no ale co za różnica – mamy dwa odległe bieguny, które łączą się w jednym cudzie lirycznym. Uwielbiam, gdy tak mnie zaskakujesz, szczególnie że zwykle odsłaniasz karty utworu na sam koniec. Naprawdę chce się to czytać.
Wiele utworów może i zalatuje sztampem (szczególnie tematycznie, np. kochany Boże wydaje się takie po przeczytaniu wszystkiego, co zdążyłam już wcześniej przyswoić), bo kręcisz się po jednostajnej tematycznie płaszczyźnie, technicznie wykorzystujesz podobne słownictwo, głównie bawisz się w nieregularne i białe. Ale mimo to coś trzyma mnie przy tych wierszach. Całość nie jest sztuczna, wymuszona, lecz swobodnie przedstawia prawdziwe emocje – często skrajne, ale już nie mnie to oceniać. To nie są w żaden sposób tanie, oklepane frazesy, a szczere i robiące dobre wrażenie linijki, które w zdecydowanej większości faktycznie nadają się na tomik do wydania.

Oba utwory – o, zobacz… i Nie wychodźmy... – to pisane ciągiem krótkie przemyślenia; nie mają formy wiersza, chociaż dominują tam niektóre znane poezji środki poetyckie (np. powtórzenia). Do tej pory myślałam, że kartki z pamiętnika nazywasz, zaczynając je wielkimi literami, a typowe wiersze małymi, ale tutaj jest i tak, i tak. Pogubiłam się już; zaczynam nie wiedzieć, z czego wynikają te różnice. Być może nie mają one większego znaczenia, ale zwróciło to moją uwagę.

Gdyński Wiatr to pierwszy utwór zadatowany jako ten sprzed 2013. Trafia w moje serce mocno, osobiście, bo pomieszkiwałam kiedyś na Skwerze Kościuszki, a tekście pojawia się Świętojańska.  

Na nic nie zważała, przejęta swym lotem,
śpiewała pieśń portową swym mewim żargonem – to powtórzenie nie wygląda na celowe, robi raczej słabe wrażenie.

płakało, zdławione niewypowiedzianymi słowami – wers wydaje się nieproporcjonalnie długi, utrudnia czytanie całej strofy

Idę. Piasek jest zimny. Klif śpi głęboko.
Wiatr szepcze mi do ucha jakieś słowo. – Od tego momentu do końca wersy są coraz krótsze. Nie potrafię tu wejść znów w rytm po pierwszych strofach, które mieściły więcej sylab. Ta różnica zakłóca melodyjność utworu, który jednak do końca ujmuje mnie treścią.

jestem jest dość nijakie, jakbyś chciała napisać wszystko i nic. Wiersz krótki, ale nieco chaotyczny. Rozumiem, że podmiot liryczny jest tym wszystkim, o czym pisze, jednak rękopis i skrzydła to dla mnie zbyt abstrakcyjne połączenie – nie przemawia do mnie, nie działa na wyobraźnię.
Tekst list podoba mi się, ale poniższy wers mimo wszystko wydaje się na tle całości za długi, utrudnia lekki, płynny odczyt:
włosy ci rudziały, twarz bladła, oczy brzmiały błękitem.
Nie bardzo rozumiem – osoba, o której mowa, poszukiwała ciepła, ale dalej piszesz o kojącym śniegu. To się wyklucza, i pewnie celowo, lecz nie potrafię rozgryźć, jaki jest w tym głębszy sens.

modlitwa jest wierszem prostym, jednowymiarowym, nie da się go nie zrozumieć, ale nie wykorzystałaś żadnego taniego frazesu. Ciężko powiedzieć o niej coś więcej poza tym, że brzmi dobrze i takie też robi wrażenie. Natomiast bardzo, ale to bardzo spodobała mi się pokora. To już druga sytuacja (w przeciągu dwóch dni!), kiedy otworzyłam notatnik i spróbowałam napisać coś swojego na konkurs, ten temat idealnie pasował i jaram się strasznie. Od zawsze czerpałam największą inspirację z innej poezji, szukając motywów, o których sama jeszcze nie pisałam bądź związków między słowami, które pojawiały mi się w głowie po skojarzeniu z innymi, z czyichś prac. Ostatni raz miałam taką sytuację, czytając wiersze Ome z Musivum, więc dość dawno temu, a ty w przeciągu dwóch dni potrafiłaś uruchomić moją inwencję twórczą i sprawić, że mam już całkiem porządne zarysy kilku nowych szkiców (swoją poezję często nazywam szkicami, po prostu długo muszą leżakować i prawie nigdy nie są w pełni dopieszczone; teraz mogą być zbliżone do tego, co sama pisałaś, ale daj im miesiąc – na Opowi jest możliwość edycji – i w ogóle niczego już nie przypomną, po prostu nie chciałam, by mi umknęły).
Co mnie tak ujęło w akurat tym wierszu? Celowe powtórzenia i mocne oddziaływanie na zmysły za pomocą plastycznych rzeczowników. O rety, ja też tak chcę umieć!

i wtedy jakby ktoś podkręcił ostrość obrazu
i nagle zapach-słuch, każda krawędź ostra
ale trzymasz się jeszcze
trzymasz póki możesz
póki masz tę krawędź (ostrą, raniącą)
trzymasz się, bo nie możesz spaść

Jedyne, co wydaje mi się nie przemyślane, to powtórzenie i nagle. Przecież wiesz, co oznacza słowo nagle i póki czytamy, ze coś dzieje się tak na początku wiersza, to jest to jak najbardziej fajny, robiący wrażenie element zaskoczenia, natomiast w dalszej części to nie pasuje; znów to samo nie może już zaskoczyć tak samo, nie może znów to samo wydarzyć się nagle (przecież nie napisałaś też, że wcześniejsze ostre krawędzie i zapach-słuch dobiegły końca, by mogły znów się wydarzyć). Mam nadzieję, że wiesz, co mam na myśli, bo trochę zaplątałam.

Jeżeli chodzi o przypowieść, to wnioskuję z niej tyle, że podmiot liryczny ma niespokojny, ale zadziwiający sen. Krótko, lecz na temat. Moją duszę absolutnie skradło natomiast pudełko małych nieszczęść – jest fenomenalne! Bardzo, ale to bardzo mi się podoba i nie mam żadnych zastrzeżeń. Aż zacytuję:

kredka
druga
trzecia
piąta
tęcza miota się po kątach

poszarzają brzegi duszy
czyszczą oczy, brudzą rozum
biedne kredki
każda nowa

odbielała strona z życia
kredki wzięły się do szycia
do zszywania porwanych kartek

Przy pierwszym czytaniu ostatni wers zdawał się nieco przydługi, co zakłóciło lekki odbiór, ale przy każdym następnym przestało mi to przeszkadzać. Treść też ma tu przecież niebagatelne znaczenie, a trudno byłoby skrócić, przerobić ten wers; ewentualnie można usunąć powtórzone „do”, lecz to tylko bardzo luźna uwaga.

Przy Substancja żrąca – nie dotykać! warto się na chwilę zatrzymać, przeczytać kilka razy, zamyślić. Podoba mi się, cóż mogę więcej napisać w tej kwestii? Trafne jest to, że charakter prośby, poniekąd modlitwy w ogóle mi – nawet jako osobie niereligijnej – nie przeszkadza. W punkt.
Prosiłaś, bym nie oceniała eksperymentów i oczywiście nie biorę ich pod lupę. Napisałaś, że są dziwne i tutaj zdecydowanie muszę przyznać ci rację, przy czym „dziwne” to za słabe określenie, jeżeli chodzi o abstrakcję obu tekstów. Nie dość, że są praktycznie w ogóle niezrozumiałe, to jeszcze swoją budową strasznie zamieszane, na pocieszenie dodam, że oba mi się podobają właśnie dzięki tej wyjątkowości. Czuję się przy nich trochę jak dziecko słuchające zaaferowanej mamy wykładającej o fizyce kwantowej – kompletnie nie rozumiem, ale jestem ciekawa.

bo zobacz… jest dość obrazowe, wydaje się jednoznaczne, nie pierwszy raz nawiązujesz do drzew. Nie zaskoczyłaś mnie niczym w tym tekście, jest po prostu poprawny, zwykły. W gdybym… znów mam rzeczownik patrzenie – nie przepadam za nim, właściwie nie wiem dlaczego wydaje się brzmieć nieporadnie i tanio, szczególnie w połączeniu pokazać komuś patrzenie. Przez tę uwagę nie jestem w stanie skupić się na całości, wyciągnąć czegoś więcej; wers z patrzeniem odwraca moją uwagę od reszty, jakbyś trochę przekombinowała.
jakby wszystkie… na tle poprzednich prac też już nie działa przesadnie mocno, nietrudno dojść do wniosku, że znów mam do czynienia z powtarzalną tematyką, trochę znudzoną, zmęczoną. Ta krowa została już wydojona do końca, Hiro. Nie męcz jej więcej.
Pewnie nie miałabym takiego wrażenia wcześniej, ale kiedy w dwa dni okiełznałam wszystkie twoje prace, ta wydaje się po prostu kolejną, jedną z wielu. Nie zaskakuje niczym świeżym. Tak samo w ostatnim – zębami i pazurami…śnieg to następny motyw, który musisz bardzo lubić. Nie pierwszy raz go wykorzystujesz, chociaż mam nadzieję, że w następnych produkcjach trochę z nim zwolnisz. Nadużywany przestaje robić wrażenie, chociaż muszę przyznać, że pierwsza strofa jest w swojej prostocie naprawdę, naprawdę godna:

zębami i pazurami
o utracone
o to co moje było, moje!

Realnie da się przeżywać uczucia tu zaprezentowane – rozżalenie i tęsknotę przede wszystkim. Uwielbiam, gdy wykorzystujesz wykrzykniki i inne znaki interpunkcyjne. Wszystkie były przemyślane i żadnego bym nie odjęła, żadnym nie przesadziłaś (no może w poza flegmatycznym wierszu krucha niewidzialność).

I co? Oto koniec mojej przygody z twoimi wierszami (póki co, bo mam nadzieję, że jeszcze coś opublikujesz).
Bardzo ciężko wystawić notę końcową, kiedy chodzi o naprawdę mocną, poprawną poezję. Wcześniejsze oceny pisałam dla autorek, które nie osiągnęły takiego poziomu, ich wiersze były raczej nietrafione, nie do końca przemyślane, monotematyczne. Dziewczyny chciały się czegoś nauczyć, znaleźć sposób, poznać możliwe techniki. Natomiast u ciebie tylko ostatni zarzut monotonii można postawić, ale naciągając go trochę, no bo przecież – jak już pisałam w jednym z wielu podsumowań wyżej – to wszystko są autentyczne emocje, które się przeżywa i które trudno podsumować, wycenić, zamknąć w ramach. Nie mogę narzucić ci pisania o innych uczuciach, ale mogę zasugerować, byś czasem nie bała się użyć innych słów, nowych środków. Przysiąść na dłużej i pomyśleć: czy jestem w stanie napisać to inaczej? Czy przypadkiem nie za często wykorzystuję akurat to słowo? Może dam mu wolne i zastąpię tym razem chociażby ból rwaniem czy uciskiem? Dobrze wiesz, o co mi chodzi.
Absolutnie jestem na tak, jeżeli myślę o działaniu twoich utworów – wielokrotnie zatrzymywałam się, wracałam do wierszy, recytowałam je po kilka razy. Gdy na pierwszy rzut oka nie wiedziałam, o czym czytam, często było tak, że po następnej próbie odpowiedź przychodziła sama, nagle. A jeżeli nie trafiłam – bo i tak pewnie mogło być – to przynajmniej wyciągnęłam coś nowego, świeżego. Błędem byłoby więc nie nazwać twojej poezji wielowymiarową, mimo że obracającą się wokół niewielu tematów. Paradoks? Przecież tak je lubisz… :) .
Nie wiem, jaką wystawić ci notę. Najchętniej nie przyznawałabym żadnej, bo łatwiej dać tróję komuś, kto wiele musi doszlifować, kto nie wie, na czym polega poezja, kto tego zwyczajnie nie czuje, niż wycenić to, co trzyma poziom i robi pozytywne końcowe wrażenie.
Umówmy się, Hiro, na bardzo dobry z malutkim minusem, gdyż sama widzisz, że ocena ma zaledwie jedenaście stron (to moja najkrótsza ocena na WS i pojawia się po mojej najdłuższej, po dwustustronicowej Boso…. Jaki miły zbieg okoliczności), a większość treści to interpretacja, a nie wytykanie paluchem baboli. Kilka przeszkadzajek było, lecz ogólne wrażenie mam bardzo dobre. No i napisałam dwa wiersze, rety! W końcu przebiłam się przez bariery nie-wiem-o-czym i nie-wiem-jak. Jak mogłabym tego nie docenić?
Przepraszam też za brak gifów. Wiem, że je lubisz, dlatego mam jeden w zanadrzu:


Aha! I zapomniałabym – masz niesamowicie dobrane grafiki. Są dopasowane i pozwalają jeszcze bardziej wczuć się w to, co masz do przekazania słowem. 
Mocno ściskam i pozdrawiam! (coby nie pisać: pozdrawiam buziaki pa).  

Dziś bety brak, więc gdybyś znalazła (lub ktoś inny) jakieś usterki, to informuj na bierzżąco. 

11 komentarzy:

  1. Rany, rany, rany! Po prostu mi dzień (już drugi) zrobiłaś tą oceną! Może w końcu będę potrafiła napisać wiersz z jakimiś pozytywnymi uczuciami. xd Dziękuję Ci za Twoją pracę. <3

    Ale się rozpisałam. 0.o

    To na początku tak technicznie – czemu niektóre tytuły są w nawiasach, niektóre pisane wielką, a inne małą literą? Nawiasu używam przy wierszach bez tytułu – mogłabym równie dobrze dać ***. Przytaczam wtedy tylko pierwsze słowa – zaczynając wielką lub małą literą tak samo, jak w danym utworze.

    @o tempora, o mores! – metafora w metaforze, tjaaa, chyba przedobrzyłam. Za to zdaniem: sądziłam od początku, że wiersz będzie dotyczył współczesnych ludzi i ich przekonaniach o swojej wyjątkowości, o wierze w samych siebie, o byciu w centrum, a tak naprawdę byciu jedynie częścią tłumu trafiłaś dokładnie w to, o co mi chodziło. :D Rozwinę:

    Napisałam ten kawałek, bo przeraża mnie, jak strasznie ludzie są skupieni na sobie w internecie, a zwłaszcza w social media. Niby piszemy te posty do innych ludzi, ale często zależy nam bardziej na wykreowaniu własnego wizerunku niż faktycznym kontakcie z drugą osobą: nie wierzymy w inne klawiatury – nie myślimy o tym, że po drugiej stronie też jest człowiek. Bo na facebooku jesteśmy tylko na krawędzi ludzi – widzimy jedynie to, co sami chcą nam pokazać, mamy iluzję relacji.
    Jesteśmy centrum wszechświata – chyba zrozumiałe. Sieci tkamy wprawnie / grubymi nićmi – oczywiście nawiązanie nazwą do sieci internetowej; chciałam też podkreślić, że tworzenie obrazu siebie na social media to często absurdalne, szyte grubymi nićmi kłamstwa, w które sami wierzymy i tkamy je rok po roku, dochodząc do coraz większej wprawy. Sieci błyszczą o brzasku, czyli na początku – bo to się wydaje takie niewinne, a zarazem błyszczące, atrakcyjne. Niestety tylko w pierwszej chwili, potem pojawia się obsesja na punkcie lajków, poświęcanie spotkań towarzyskich na "wspólne" siedzenie na komórkach, uzależnienie poczucia własnej wartości od tego, jak się jest postrzeganym online itp. Dodatkowo to porównanie cały czas nasuwało mi obraz pajęczych sieci, błyszczących rano od rosy. Może bez związku z przekazem wiersza... ale lubię oddziaływać na zmysły. Chociaż tutaj chyba chciałam za dużo w niewielkiej jednak liczbie wersów. xd Na krawędzi miłości to właściwie powtórzenie hipotezy, że social media to tylko iluzja relacji. Może miłość rzeczywiście wciśnięta była trochę na siłę – przyznam, że wiersz ten pisałam początkowo do większego projektu (200 mniej lub bardziej znanych autorów tworzących wspólną antologię – mieliśmy to wydać, ale się rozlazło ;__;) i miałam narzucony temat. Gdzieś tę miłość trzeba było wcisnąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @żargonem... – Zgadza się, podmiot liryczny para się psychologią. ^^ Powiem Ci, że miałam problem z tym wierszem, wydawał mi się strasznie... hmm... suchy. Mało liryczny. Przekazał to, co chciałam, ale bałam się, że przez ten żargon i przez formę utraci na poetyckości – więc tym bardziej cieszę się, że odebrałaś go na plus. :3 Przez chwilę chciałam dodać do niego rymy, ale to chyba nie moja półka, na pewno potworzyłabym mnóstwo nienaturalnych zdań. Co do bólu – hm, na pewno potrzebuję jakiegoś punktu zwrotnego w tym wierszu, więc coś, czemu ufam musi zostać. :D Zastanawiam się, czy w takim razie nie usunąć strofy ze zmysłami. Utwór i tak jest długi, a zmysły i trochę odstają tematycznie na tej liście, reszta jest bardziej... ekhm... umysłowa. xd Co myślisz?
      „Więc” jest na końcu, bo wydaje mi się, że w ten sposób ostatnie dwie strofy bardziej się łączą, płynniej przechodzą jedna w drugą – a nie chciałam ich łączyć, żeby zachować liczbę wersów (2, 2, 2... 3, 3) i móc zacząć ostatnią strofę klamrą, powtarzanym nie ufam.
      nie ma mnie – przez cały wiersz odrzucam kolejne potencjalne „aksjomaty”, rzeczy, którym mogłabym zaufać w osądzie/poznaniu świata. Na koniec nie pozostaje nic stabilnego, wszystko jest relatywne i nie można się na tym oprzeć (z bólu ciężko stworzyć filozofię, która prowadzi cię przez życie). Właściwie to już nie tylko nihilistyczne „nie można niczego poznać i być tego całkowicie pewnym”, ale też: moje emocje nie są pewnikiem, moje myśli nie są pewnikiem, moje przekonania, wspomnienia pragnienia – w takim razie, czy cokolwiek we mnie zostało? Jeśli to wszystko jest iluzją, to nie ma mnie.
      Chyba usunę też strofę „i nie ufam sobie”. Właściwie to nie przekazuje nic nowego, może troszkę podsumowuje na koniec, ale też leje wodę – i wtedy tak nie gryzłoby się z końcowym „nie ma mnie”. Znów poproszę Cię o opinię. <3

      Usuń
    2. @gaszę rozżarzone – i znowu mnie masz. To kolejny z wierszy pisanych na ten projekt i próbowałam na siłę wcisnąć miłość do wiersza, którego główna myśl jest zupełnie inna. Dekapitacja -> stracić głowę -> zakochać się. Pisanie pod narzucony temat czasem jest fajne, bo zmusza cię do poruszania się po nowych terenach, do rozwoju, motywuje do stworzenia czegokolwiek – ale też potem mamy bezcelowe wciśnięcie zakochania do wiersza o byciu blisko, ale daleko (jak to pięknie opisałaś <3). Pokombinuję i wstawię tam coś bardziej adekwatnego.

      Rymy... powiem Ci, że dużo więcej uwagi poświęciłam rytmowi, dobraniu słów z odpowiednim akcentem. Nawet nie zauważyłam, że „zielono” i „swoją” lekko się rymują. xd Po prostu dobrze mi brzmiały w tych miejscach. No, ale przez tę dekapitację strofa jeszcze ulegnie zmianie, więc jakoś to się unormuje.

      @i jeszcze tylko – jeśli podział wydaje się bez sensu, to... niedobrze. Bo o ile wstawieniem tam dzieci – przyznaję – interpretacyjnie słabo to rozegrałam, to z samego układu byłam całkiem zadowolona. Entery też wymuszają jakąś pauzę oddechową i były tam, gdzie chciałam. Lekkie zawieszenie głosu po „o”, trochę jak po wielokropku – jako zawahanie podmiotu, czy na pewno chce się przyznać do przedmiotu potknięć. Tak samo „dzieci” chciałam mieć w osobnym wersie, żeby położyć na słowie większy nacisk i jakoś zgrabniej zakończyć wiersz. Niespodziewane/zapomniane rzeczywiście brzmią źle obok siebie.

      @już nie ma nawet... – Dobrze wiem, co znaczy okręcać, ale jak można okręcać chociażby wspomniane wartości, przemyślenia…? – Eh, literówka mi się wkradła. Odkręcać.
      Wiesz co, właściwie to masz rację. Ten wiersz był pisany za bardzo dla siebie, nie ma szans na interpretację. Przez lata pisałam do szuflady, byle się wyżyć artystycznie (ten konkretny nabazgrałam wzburzona w czasie jakichś zajęć na studiach, pamiętam jak mi ulżyło xd) i kiedy teraz zdecydowałam się w końcu zacząć to publikować, muszę trochę zmienić podejście. Wiersz jest mocno napakowany metaforami, które w moim kodzie mają bardzo konkretne znaczenie – ale niestety tylko dla mnie. I czasem o tym zapominam. Bo co z tego, że będzie brzmiało ładnie i poetycko, jeśli nikt nic nie zrozumie? Wiersz ma bardzo podobny przekaz do żargonem psychologicznym: chciałabym się rozplątać z bólu, ale nie ma nic do odkręcania, nie ma czego się uchwycić. Jest spadanie i tyle. Szukam do przodu, walczę od siebie, ale nie mam za tym motywacji ani celu.
      Coś w stylu: niebem nazywam dziś gładkość kartki papieru – aby było wiadome, że to papier ma cechy nieba (miło się kojarzy), a nie odwrotnie. – A nie, bo to właśnie niebo miało mieć cechy papieru. Gładkie. Puste.
      Dobra, przesadziłam z tym wierszem. Tak samo jak z płoche, przy czym ten drugi jest chyba jeszcze gorszy. Nikt ich nie zrozumie oprócz mnie i powinny zostać w szufladzie – na blog idą wiersze, których czytanie przez innych ma jakikolwiek sens.

      Usuń
    3. Wers: pozdrawiam buziaki pa. Przez brak interpunkcji nadajesz całości takiego zautomatyzowania, „zrobocenia”, że ciężko byłoby napisać to bardziej trafnie. – Ach, tak się cieszę, że to czuć! <3 Dokładnie o taki efekt mi chodziło.

      Aaach, cieszę się, że nie ma nic... Ci się spodobało. <3 Chyba jestem z niego najbardziej dumna.

      @o czwartej – yup, literówka. I chodziło mi o coś zupełnie innego. :D Łabędzi śpiew to frazeologizm oznaczający pieśń przedśmiertną – często nazywano tak ostatni wiersz poety napisany przed samobójstwem. Łabędzie nie są białe, bo samobójstwo nie jest romantyczne i poetyckie, tylko związane z mnóstwem syfu. O czwartej stoję w otwartym oknie i śpiewam z łabędziami, ale to śpiew bez przekazu: nie zamierzam skakać.

      Przewrócony dwukropek. <3 xd

      @dendrologia – brzozy kojarzą mi się z Powązkami Wojskowymi (KLIK). Boru, nie Smoleńsk. 0.o Jakbym napisała wiersz o Smoleńsku, to trafiłabym na listę lektur.

      @krucha niewidzialność – jeny, ale ja to dawno pisałam – mówi o jednostronnym zakochaniu i nieuświadamianiu o tym drugiej osoby: o malowaniu dla kogoś szkła. Dużo sprzeczności między chęcią zostania zauważonym a pozostania niewidzialnym; stąd ta końcowa frustracja z wykrzyknikiem – czy widzisz moje niewidzialne szkło.

      @przypowieść – tego mogłaś nie wyłapać, rozumiem. To nawiązanie do Przypowieści Salomona i fragmentu: Tych sześć rzeczy nienawidzi Pan, a tych siedem jest dla niego obrzydliwością: butne oczy, kłamliwy język (...) . Inny target.

      @pudełko małych nieszczęść – no co Ty, serio? Chciałam to skasować. xd Napisałam to chyba jeszcze w gimnazjum i teraz wydaje mi się takie... banalne. To pseudodramatyczne zakończenie, porwane kartki, och, och!... Ale miło, że się podoba. :3

      Usuń
    4. Do reszty wierszy nie odniosę się już pojedynczo – zgadzam się zarówno z konkretnymi uwagami, jak i ogólnym odbiorem; wiem, że te starsze są słabsze i mogą być sztampowe. No i ta monotonia. Masz rację, piszę ciągle o tym samym. Myślę, że muszę poszerzyć listę czytanych przeze mnie poetów o kilka nowych nazwisk – bo, tak samo, jak Ciebie, do pisania inspiruje mnie cudza twórczość. Przydałoby się też znaleźć w sobie nowe emocje. xD Może zacznę od kolekcjonowania – jak zasugerowałaś – nowych słów.

      To nie są w żaden sposób tanie, oklepane frazesy, a szczere i robiące dobre wrażenie linijki, które w zdecydowanej większości faktycznie nadają się na tomik do wydania. – To i fakt, że czytanie Dworców... zainspirowało Cię do napisania czegoś, to największe możliwe pochwały – a nasłodziłaś mi dużo w tej ocence. *rumieni się* Dzięki! Wydanie tomiku to gdzieś tam marzenie, na pewno najpierw musiałabym stworzyć trochę bardziej różnorodny zbiór. Chociaż przy poezji trzeba się nastawiać na self-publishing. Na razie dużym krokiem jest dla mnie stworzenie bloga, a skoro Ty zaaprobowałaś, to teraz mogę śmielej podzielić się nim z większym gronem. xd

      Without further ado, dziękuję Ci pięknie za tę ocenę i każdą uwagę. <3 Piątka u Sko, kurczaki... z tego można być dumnym. ^^

      No to... pozdrawiam buziaki pa :3 Dzięki! I przepraszam, że tak długo. *_*

      Usuń
    5. „Przytaczam wtedy tylko pierwsze słowa – zaczynając wielką lub małą literą tak samo, jak w danym utworze”. – To było takie proste, tak bardzo niezauważalne. Hah! Pewnie tak to jest, że jak się za głęboko szuka, to się nie widzi ;)
      Fragmentu z brzaskiem w życiu bym nie rozszyfrowała, choć teraz wydaje się logiczne.

      Jeżeli pytasz mnie o strofę „umysłową”, to właściwie mi nie przeszkadza, ale być może faktycznie nie bardzo pasuje? Myślę, że to powinna być już twoja decyzja. Bardziej jednak usunęłabym tę z „nie ufam sobie” – faktycznie, nieco rozciąga tekst, a przecież wszystko to, co wymieniane jest wyżej, poniekąd składa się na człowieka.

      Dekapitacja i stracenie głowy z miłości... Ech, ale ze mnie gapa; to było przecież bardzo, bardzo powiązane, sama się sobie dziwię, że na to nie wpadłam.

      „(...) na blog idą wiersze, których czytanie przez innych ma jakikolwiek sens”. – O! To jest myśl, którą popieram! :D
      Chyba największego ćwieka zbiłaś mi z wytłumaczeniem, o co chodzi w „o czwartej”. Nie ma takiego wszechświata, w którym trafiłabym z interpretacją, chociaż teraz, gdy o niej przeczytałam, ma sens.

      Nie znałam Powązek Wojskowych, i na pewno dlatego nie rozszyfrowałam ich znaczenia. Och, człowiek przy poezji nie wie, jaki research zrobić, a sama wiesz, co wyjdzie w sieci, gdy wpiszesz dziś „brzoza” :D.

      Nie przepraszaj mnie, że długo, bo ja i tak weekendy spędzam daleko od komputera, a więc sama się naczekałaś na odpowiedź :)
      Masz mnie, Hiro. Masz mnie całym serduchem. Jeny, jak się cieszę, że zdecydowałaś się na ocenkę, to nawet pewnie nie masz pojęcia.
      Ściskam i widzimy się na grupówce „for For” :*

      Usuń
    6. *niech mnie ktoś w końcu nauczy stawiać kursywy w komentarzach, bo czuję się konserwą z tymi cudzysłowami*

      Usuń
    7. Ej, ale bajer. Nie wiedziałam, że na Bloggerze to działa. wowowow

      Usuń
    8. Sko, dzięki za wszystko <3
      Do zobaczenia na for For :D

      Usuń