[9] ocena bloga: bez-sarkazmu.mylog.pl

Autorka: Lysia
Tematyka: Fanfiction – Harry Potter
Oceniająca: Forfeit



1. Pierwsze wrażenie, szablon i ramki
Adres jak najbardziej trafiony, bo przyciągający uwagę. Och, tak, podoba mi się, w końcu dlaczego nie? Ładnie brzmi. Google mówi mi, że słowa, które wykorzystałaś w motcie, pochodzą z piosenki Carli Bruni. Szkoda, że nigdzie nie ma informacji o tym. No, ale bez gadania, lecimy dalej. 
Otworzyłam okno i pierwsze, co zrobiłam, to powiększyłam dwukrotnie stronę. Tak, o wiele lepiej. Czcionka przestaje nagle być drobnym maczkiem i jestem w stanie czytać, nie przybliżając twarzy do ekranu.  
Tło jest po prostu czarne, jasna grafika po prawej bardzo ładnie z nim kontrastuje. Na dole są informacje o szacie graficznej. Wczytawszy się w nie, stwierdzam, że mój ekran nie jest przystosowany do Twojego szablonu; może to przez to widzę tak dużo pustej przestrzeni.
Po lewej jest brzydko i ponuro. 
Mogłabyś zrobić coś z tym paskiem od czatu na dole, ponieważ przeszkadza, a ciągłe zamykanie go jest irytujące. 
Najbardziej podoba mi się oryginalne menu, schowane w nagłówku. Pomysłowe, nie powiem. Mimo że przyczepiłam się do paru rzeczy, szablon odbieram pozytywnie.  
10/12 pkt

2. Treść
a) Fabuła i akcja
Zacznijmy od tego, że stosujesz narrację pierwszoosobową, więc przed rozpoczęciem lektury spodziewałam się wielu opisów uczuć. Doczekałam się ich, lecz w zupełnie innym od oczekiwanego kształcie. Uważam go oczywiście za jak najbardziej pozytywny.
Akcja opowiadania toczy się podczas pierwszego okresu panowania Voldemorta. Luna jest czystokrwistą czarownicą z arystokratycznej rodziny, która popiera Czarnego Pana, więc mamy przedstawiony motyw życia wśród śmierciożerców i patrzenie na świat z ich perspektywy. 
Bohaterka stoi nad grobem Wilkesa i Rosiera, wspominając swoje życie, w którym losy  tej trójki się splotły.
Na tym polega struktura Twojego opowiadania – na wspomnieniach. Brakuje mi jednak dokładniejszego umiejscowienia w czasie: przedstawiłaś jakiś zarys wszystkiego, lecz z każdym rozdziałem przeskakujesz do innego momentu życia Luny i czytelnik nie jest w stanie określić, ile dni, tygodni czy też może miesięcy mija między kolejnymi częściami. To jest dość irytujące. 
Chcesz dodać dwadzieścia jeden rozdziałów, w których zmieścisz kilka lat? Wybrałaś na to sposób bardzo oryginalny i trafny. 
Ogólnie wspomnienia te są raczej smutne i bolesne. Pokazujesz w nich, że życie po stronie Czarnej Magii nie jest usłane różami nawet wtedy, gdy toczy się ono za panowania największego czarnoksiężnika. Ten swoisty paradoks przedstawiłaś, moim zdaniem, bardzo realistycznie. Kupuję tę ponurą, mroczną rzeczywistość. Twój styl buduje atmosferę, szczególnie wykorzystanie licznych powtórzeń i bardzo wielu epitetów, przez co mogę sobie wszystko z łatwością wyobrazić. 
Uwielbiam wielowątkowość, a Ty mi ją dałaś, co mi jak najbardziej odpowiada; wątki jednak nie do końca się ze sobą łączą. Odniosłam wrażenie, że masz zamiar ukazać w tej opowieści jakąś niesłychaną tajemnicę czy zagadkę, jednak ja, jako czytelniczka, czułam się zdezorientowana. Muszę wspomnieć o tym, że mam tu na myśli nie tylko opowiadanie jako całość: każda notka jest pisana tak zawile, że chwilami staje się to zbyt męczące. Oczywiście, nadrabiasz stylem, jednak takie, dość chaotyczne, rozgrywanie fabuły i gmatwanie jej nie wpływa korzystnie na odbiorców. Ty masz całość ułożoną w głowie i masz pojęcie, o czym piszesz, co to wszystko oznacza i do czego prowadzi, ale nie potrafisz do końca tego przekazać czytelnikowi, wprowadzić go w ten labirynt. Widzę jednak wyraźnie, że fabuła jest przemyślana i powoli, bo już dobrych parę lat, wcielasz ją w życie. Pomysł jest dobry, klimat świetny; mniej niepotrzebnego zamętu w plątaniu wątków, a całość będzie prezentować się naprawdę znakomicie.
14/15 pkt

b) Bohaterowie
Zacznijmy od głównej bohaterki. Luna Arbanddel jest w Hufflepuffie, co jest plusem w moim odczuciu, gdyż ten dom jest zwykle w fan fiction niedoceniany. Mam wrażenie, że panna Arbanddel lubi narzekać, ale też ma nadzieję, że jakoś będzie sobie żyć, wieczorem iść spać, budzić się rano i tak w kółko. Nieszczęśliwa, lecz widząca małe światełko w tunelu. Trochę stereotypowa nastolatka, lecz z własnymi przekonaniami i bagażem bolesnych wspomnień z przeszłości, które niewątpliwie wpływają na jej sposób bycia. Nie wiem, czy ją lubię, raczej mam mieszane uczucia. Nie jest nikim szczególnie wyróżnionym pod względem charakteru, tak jak Rosier czy Leah.
Jeśli chodzi o Rosiera, jest oczywiście przystojny, intrygujący i szalenie pociąga Lunę. Owszem, ma w sobie to coś, co każe mi mieć nadzieję, że wreszcie napiszesz o nim w swoim rozdziale; występował tak rzadko, że nie jestem w stanie bliżej wyobrazić sobie, jaki on jest. Na pewno nie czeka na nikogo, za to każe czekać na siebie, co pokazał po tym, jak Luna odwiedziła go w mieszkaniu; ja jednak zdecydowanie bardziej wolałam scenę na boisku do quidditcha. Słodki, ale wariat. 
Jeśli już o szaleństwie mówimy, to wspomnijmy także o Lei. To zdecydowanie moja ulubiona postać. Od razu widać, że z jej psychiką jest coś nie tak i właśnie tym zwróciła moją uwagę ;). Spójrzmy na przykład na ten fragment: 
Pamiętam, jaka byłam zdziwiona, jaka sparaliżowana tym, że się odważyła, że na oczach tylu ludzi podeszła do unieruchomionej dziewczyny i lekko kopnęła ją w podbrzusze.
– Szlamy – mruknęła, pochylając się nad nieszczęsną.
Nieprzewidywalna, dziwna, tajemnicza i straszna. Żałuję, że dotąd nie rozwinęłaś  bardziej jej wątku. Nie pasował mi do Lei jedynie moment załamania; nie do końca ją zrozumiałam, nie jestem też pewna, czy Dumbledore pozwoliłby na to, aby po prostu napadła na uczennicę na środku korytarza. Nawet gdyby nikt z nauczycieli tego nie przerwał, myślę, że dziewczyna musiałaby odwiedzić gabinet dyrektora. Czy to zrobiła? Nie wiem, możliwe. Nie wspomniałaś nic o konsekwencjach tego czynu, lecz przeskoki w czasie są raczej spore (choć nie potrafię określić, jak bardzo), więc wybaczam. 
Muszę wspomnieć także o Wilkesie. Polubiłam go bardziej niż Rosiera, mimo iż to ten drugi dominuje w Twoim opowiadaniu. Wilkes jest porządnym facetem, uczciwym i dobrym, który idealnie wpasowuje się w rolę przyjaciela. Żywię ogromny sentyment do takich postaci i miałam wielką nadzieję, że właśnie tego pana będzie u Ciebie najwięcej. A już totalnie podbił moje serce w tym fragmencie: 
I wtedy Wilkes mnie objął, to też pamiętam bardzo dobrze, najpierw jedną ręką, nieśmiało, jakby z obawą, że robi coś, czego robić mu absolutnie nie wolno, potem śmielej i śmielej, aż w końcu cała wylądowałam w jego ramionach po raz pierwszy i wcale nie ostatni.
Notki są krótkie, całość nie jest dostatecznie rozbudowana, zatem trudno jest mi wypowiedzieć się szerzej na temat bohaterów. Na razie widzę, że nie sprawia mi kłopotu odróżnianie ich, każdy z nich ma wystarczająco różny charakter i pewne indywidualne cechy. Doradzałabym Ci, byś rozważyła częstsze wprowadzenie do wspomnień innych bohaterów, dla urozmaicenia i poszerzenia perspektywy, gdyż przyznaję się, że myśli samej Luny mam już przesyt.
15/15 pkt

c) Świat przedstawiony
To wyszło Ci świetnie, mimo wspomnianych wcześniej niedociągnięć związanych z czasem akcji. W większości fan fiction z kręgu HP wizerunek świata Czarnej Magii i jej zwolenników ukazywany jest przez opisy tortur szlam, mugoli i wrogich czarodziejów, ewentualnie przy wykorzystaniu schematu: zły śmierciożerca nagle staje się dobry i chce przejść na Dobrą stronę. U Ciebie jest zupełnie inaczej, co mnie mile zaskoczyło. Okres panowania Voldemorta jest równie przytłaczający dla śmierciożerców i ich rodzin, jak dla tych, którzy są Lordowi przeciwni. Tępienie szlam i mugoli nie jest tu czymś najistotniejszym, liczy się natomiast to, jak żyć, aby być w miarę szczęśliwym, co zresztą wydaje się być praktycznie niemożliwe. Zmuszanie członków rodów czystej krwi do małżeństw, jak to miało miejsce w przypadku Narcyzy, jest najmniejszą z dolegliwości i jest powszechnie akceptowalne. Ukazujesz nam, jak czarodzieje przeżywają te wszystkie trudne dni, próbując pogodzić się z własnym losem i udawać szczęśliwych, niż w rzeczywistości są, próbując zagłuszyć w sobie straszną pustkę. Za Twoją kreację tego świata i wizję życia w nim od tej ciemniejszej strony – należy Ci się pochwała. Na uwagę zasługuje także to, że udało Ci się zachować umiar w ogólnym klimacie opowiadania, że nie jest ono przygnębiające, choć opisuje świat w istocie ponury.
8/8 pkt

d) Opisy, dialogi i styl
Opisy mnie urzekły, ponieważ są nadzwyczaj plastyczne i przemawiające do wyobraźni. Wizja tego świata, Twoich bohaterów, przyswajanie ich emocji wszystko to nie napotykało żadnych problemów, właśnie dzięki opisom i ich jakości. Ciekawy sposób wyrażania myśli, bardzo bogate słownictwo i dużo pracy włożonej w tekst (nic dziwnego, skoro dopracowujesz go od tylu lat) sprawiły, że opowiadanie jest naprawdę warte uwagi. Jedyne, co mi zaczęło przeszkadzać po jakimś czasie, to liczne powtórzenia i tajemniczy nastrój czasem lepiej z tym spasować.
Twój styl z pewnością można uznać za dobry, naznaczony prawidłowo stosowanym sarkazmem oraz umiejętnością tworzenia takiej atmosfery, że aż chce się czytać kolejny rozdział.
O dialogach powiem tylko tyle, że jest ich niewiele w całym tekście. Są dobre, naturalne, ale mam ich niedosyt: szczególnie tych między Leą i Cyzią! 
14/15 pkt

e) Oryginalność
Z pewnością oryginalne u Ciebie jest ukazanie świata popleczników Czarnego Pana w sposób rzadko spotykany: obiektywny, niepiętnujący i niemal oszczerczy. Podobało mi się, że dostrzegłaś antyutopijność świata pod panowaniem Lorda Voldemorta i że ukazałaś to w sposób oddziałujący na emocje i wyobraźnię czytelników. Na uznanie zasługuje także wykorzystanie bohaterów, którzy w sadze Rowling nie odgrywali ról pierwszoplanowych oraz wprowadzenie własnych postaci.
4/5 pkt 

3. Poprawność
a) Błędy 
1. 
Na chwilę odebrało mi do dech w piersiach (...).
To, ewentualnie samo odebrało mi dech w piersiach.

2. 
(...) że przecież byłam kiedyś z Cyzią nierozłączna, że tymczasowo tylko zastąpiłam ją sobie Esterę i że Cyzia, ta Cyzia, też tamtej feralnej nocy straciła swojego ojca.
Esterą. 
Proponowałabym byłyśmy kiedyś z Cyzią nierozłączne

4. 
Rosier pozwolił mi ten moment kryzysu;
Rosier pozwolił mi na ten moment kryzysu. 

6. 
Nie wiem, ile czasu zajęło Wilkesowi przekonanie Rosiera, że cała ta scena była tylko fatalnym porozumieniem.
Nieporozumieniem. 

Kiedy nadszedł sierpień, nie musiałam już spać przytulona do swojego kota, nie musiałam już skradać się po własnylim domu i nie musiałam już bać się słońca. 
Własnym. 

9.
W zasadzie dobrze się złożyło, że w końcu tu przyszłaś – powiedział w końcu tonem popołudniowej herbatki, bo dla niego nie było po wszystkim, dla niego nigdy nie było wszystkiego.
Powtórzenie.
Zwrot tonem popołudniowej herbatki stanowi zbyt duży skrót myślowy – jaki ton ma popołudniowa herbatka? Powinnaś była napisać raczej tak: powiedział takim tonem, jakbyśmy gawędzili popołudniu przy herbatce.

Spędziłam kilka poprzednich tygodni obsesyjnie rozmyślając na temat tego, co usłyszałam o Leah, ale w obliczu możliwości poznania prawdy okazałam się tchórzem.
Od. (?) 
Brak przecinka przed frazą z imiesłowem przysłówkowym – obsesyjnie rozmyślając. 

Wspomnę tu o jeszcze jednej rzeczy. Nie wiem, czy ktoś zwrócił Ci na to uwagę, ale Leah w języku polskim się odmienia. 
Według źródła: link, używamy następujących form: 

M. Leah
D. Lei
C. Lei 
B. Leę
N. Leą
Ms. Lei
W. Leo!

Błędów, jak widać, prawie nie znalazłam, muszę pogratulować. Pod względem poprawności to niemalże perełka.
13/15 pkt

b) Estetyka 
Muszę Ci powiedzieć, że bardzo brakowało mi w Twoim tekście akapitów; przez to całość strasznie się zlewa, a zbyt mała czcionka też tu nie pomaga. Poza tym  jest w porządku. Tekst wyjustowany, nic nigdzie nie wystaje i nie niszczy wyglądu. 
4/5 pkt

4. Zakładki/Podstrony/Kategorie
Blog posiada stronę główną, zakładkę o opowiadaniu, listę rozdziałów i link do Twojej strony. Niczego nie brakuje ani niczego nie jest za dużo. Polecam jednak wyrzucić linki do usuniętych blogów. 
4,5/5 pkt

5. Dodatkowe punkty
Jeden za oryginalne menu, bo tak. 
1/5 pkt
  
Razem: 87/100 punktów, co daje ocenę bardzo dobrą.

31 komentarzy:

  1. dziękuję za ocenę. przeprosiłabym, że nie chciało mi się komciać wczoraj, ale myślę, że jak na człowieka, który czekał od półtorej (?) roku (kurczak, już nawet nie pamiętam), mam bardzo dobry czas reakcji. i od cholery wymówek. pamiętajcie – wymówki są najważniejsze.
    mam dla was krótkie podsumowanie sekcji trzeciej od mojej bety, bo mnie się nie chce, a w zasadzie wszystkie moje błędy to też błędy Sylf, więc...
    "1) słusznie, to literówka xd
    2) 'byłyśmy' można uznać za bardziej poprawne, ale 'byłam' nie jest błędne, po prostu skupia uwagę na podmiocie, który bardzo patrzy przez pryzmat siebie i stwierdza, że to ona była nierozłączna. jak oceniająca się chce przyczepić, to się przyczepi, ale imo w pełni dopuszczalne.
    4) słusznie
    6) słusznie
    9) powtórzenie to zabieg stylistyczny. popołudniowa herbatka narzuca pewien tok skojarzeń. jasne, to jest skrót, ale serio, to jest największy błąd, jaki można znaleźć? / o co chodzi z tym "od. (?)"? / nie, przecinek nie powinien tam stać. i tu niestety mam tylko argument "bo nie".
    i NIE, imię leah się nie odmienia. odmienia się spolszczona wersja - lea - ale w tekście wykorzystana jest wersja oryginalna. tak samo jak sara i sarah czy inne pierdoły. to jest to samo imię, ale w dwóch różnych zapisach i deklinowanie formy z -h na końcu to BŁĄD."
    od siebie dorzucę tylko tyle, że jestem strasznie leniwa i to chyba miliardowa ocenka, która wypomina mi te same literówki. cóż. ja piszę na kartce, Kaj przepisuje, a Sylf poprawia i tak już zawsze będzie, bo lubię się wyręczać cudzą ciężką pracą. moim ulubionym przykładem jest cudowny dzień, w którym Kaj postanowiła zamordować wilkesa trzy lata przed faktem. jak powiedział klasyk – zdarza się.
    (a ja strasznie bazgrolę, nie wiem, czy ktoś wam to uświadomił, ale fizycy bazgrolą jeszcze bardziej od lekarzy)
    to może teraz o ocence, za którą, oczywiście, dziękuję i która strasznie by mnie pewnie rozbawiła, gdybym aktualnie nie koncentrowała wszystkich swoich sił na rozpierdalaniu sobie życia.
    będzie w kolejności, bo uwag ogólnych nie chce mi się pisać.
    na sam początek: gratuluję dociekliwości. cytat ze stopki: "Grafikę jak zwykle zrobiła niezastąpiona Etka, do czego ja tylko dopisałam kod. Na zdjęciach Fabiana Capra, też jak zwykle, bo ona panną Arbanddel jest już kilka ładnych latek. Cytat z Carli Bruni." dziękuję, pozdrawiam.
    (obiecuję, że tego właśnie nie dopisałam, jest południe, a ja wciąż siedzę w samym szlafroku, moje lenistwo osiąga ostatnio nowe płaszczyzny istnienia)
    pasek czatu – to wymysł mylożka od eeee dawna? wiem, że kiedyś go nie było, ale kiedyś to sam mylożek działał raz na pół roku. wolę stabilność serwera od irytujących paseczków. blogspot też taki ma, nie? tylko chyba da się go schować? nie wiem, nie lubię blogspota. niemniej tego się nie da. tak tylko mówię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Brakuje mi jednak dokładniejszego umiejscowienia w czasie: przedstawiłaś jakiś zarys wszystkiego, lecz z każdym rozdziałem przeskakujesz do innego momentu życia Luny i czytelnik nie jest w stanie określić, ile dni, tygodni czy też może miesięcy mija między kolejnymi częściami. To jest dość irytujące." opko rozgrywa się w cyklu szkolnym aktualnie, więc czas najłatwiej rozróżnić po tym, czy luna akurat jest w szkole czy nie jest. nie wiem, jakoś wyrosłam z wewnętrznej potrzeby pisania do wszystkiego szkolnego planu wydarzeń i osobiście w tekstach generalnie nie kłuje mnie w zęby, jak nie wiem co gdzie kiedy. czas ma zresztą drugorzędne znaczenie w tym opowiadaniu, najważniejsze, że wszystko leci jako-tako chronologicznie. zwykle? nie no, wydarzenia przedstawione są w kolejności, czasem pojawia się jakaś uwaga dotycząca przyszłości lub przeszłości. zresztą w każdym rozdziale znajduje się indykator czasu, schowany gdzieś tam, bo tak prosto w mordę czytelnika kalendarzem nie zawsze się da. Lel chyba najtrafniej sformułowała to, co sądzę na temat czasu w bsie, chociaż sama nigdy się specjalnie nad tym nie zastanawiałam – luna mówi o rzeczach tak, jak jej się akurat przypomną i w kolejności, która jej samej wydaje się ważna. nigdy nie należy zapominać o tym, kto i do kogo mówi. nazwy miesięcy stają się mało ważne, kiedy stoi się nad czyimś grobem. ale, wiadomo, na świecie jest dużo miłośników czystych, sterylnych tekstów bez plątanin i chaosu. ja w ogóle nie jestem fanem chaosu, ale luna przechodzi załamanie nerwowe i trudno ją ustawić do pionu. tyle.
      "Odniosłam wrażenie, że masz zamiar ukazać w tej opowieści jakąś niesłychaną tajemnicę czy zagadkę, jednak ja, jako czytelniczka, czułam się zdezorientowana." pudło. żadnych zagadek. w tej historii jest tylko to, co widać na pierwszy rzut oka – czyli totalnie nic. trochę histerii kobiety, która straciła swojego faceta, żadna z tego większa filozofia. tekst ma dezorientować (chyba, jak już mówiłam, nie za bardzo staram się zgłębiać w eeeee swój zamiar artystyczny) a nie informować.
      "Ty masz całość ułożoną w głowie i masz pojęcie, o czym piszesz, co to wszystko oznacza i do czego prowadzi, ale nie potrafisz do końca tego przekazać czytelnikowi, wprowadzić go w ten labirynt." to jest w zasadzie główny problem ludzi, którzy szukają drugiego dna w pustych tekstach. nie wiem, czy w bsie cokolwiek coś oznacza. luna mówi do samej siebie i nie czuje obowiązku tłumaczenia się z każdego szczegółu. ona wie, co dokładnie się wydarzyło, ja, jako autor, zwykle zgaduję, bo jeśli mam być szczera, wolałabym nie wiedzieć. rozdział dziewiąty, na ten przykład, jest pierwszą w ogóle sytuacją w kilkunastoletniej historii bsa, kiedy rosier przyznał się (no, prawie) do mordowania ludzi. jeśli coś nie jest jasno powiedziane albo wprost ominięte, głównie dzieje się tak przez mechanizm wyparcia tego, co złe a nie złą wolę piszącego. luna nie chce mówić wprost, nie chce tłumaczyć się z przeszłości, nie chce sięgać po szczegóły, które ją bolą. powodzenia ze zmuszaniem bohatera do czegokolwiek, haha. wiem, że są ludzie, którzy ustawiają swoich bohaterów pod linijkę i w dupie mają ich protesty, ale zawsze byłam zwolenniczką teorii, że jeśli nada się komuś jakieś tam ramy, trzeba pozwolić mu robić to, co zgodnie z tymi ramami chce robić. postaci żyją, ewoluują, buntują się, kłamią, zmyślają, zakochują się, odkochują się, nienawidzą, brzydzą się, histeryzują, robią to wszystko zgodnie albo wbrew woli autora, bo w zasadzie w głębokim poważaniu mają wolę autora. luna wypiera. na całego.
      (wciąż 14/15, nie rozumiem, jak można uważać coś za męczące do czytania i dać temu 14/15 punktów, ale mówię to jako człowiek, który ostatnio zapałał miłością do prawdziwego tasiemca o huncwotach, więc może nie powinnam krytykować)

      Usuń
    2. o lunie: "Trochę stereotypowa nastolatka". jeśli tak teraz wyglądają nastolatki, broń nas wszechświecie przed nastolatkami. ja wiem, że nastolatki to marudne histeryczki, też kiedyś byłam, ba, wciąż mi nie przeszło, ale mam szczerą nadzieję, że takich pierdolonych hipokrytek, które tylko siedzą na dupie i obwiniają cały świat za swoje nieszczęście na świecie nie ma za dużo. nie znoszę luny, o czym wszyscy chyba wiedzą. zawsze i niezmiennie kojarzy mi się z mimozami pozytywistycznej powieści obyczajowej, które tylko mdleją i dostają globusa. nie mówię, że luna to najbardziej oryginalny człowiek na świecie, w ogóle słabo u mnie z miłością do konceptu oryginalności, ale trudno mi uwierzyć w to, że stereotypowa nastolatka ma w sobie zgorzknienie siedemdziesiątki, która przegrała życie. zresztą, trudno mówić o lunie jako nastolatce, skoro (kurczak, zaraz się wyda, że nie pamiętam dat) rosier kanonicznie umiera w rok urodzenia pottera (?) (kurczak, nie wiem), w wieku dwudziestu jeden (?) lat, a luna jest od niego o rok młodsza, więc wypowiada się z perspektywy dwudziestoletniej. a nawet gdyby była dziewiętnastką czy osiemnastką, to jest już tak dalekie od bycia "nastolatką" (w szczególności po takiej feerii traum życiowych), że jakoś trudno ją tam wepchnąć.
      o rosierze: "Na pewno nie czeka na nikogo, za to każe czekać na siebie, co pokazał po tym, jak Luna odwiedziła go w mieszkaniu; ja jednak zdecydowanie bardziej wolałam scenę na boisku do quidditcha. " chciałabym zauważyć, że chyba każdy woli faceta, kiedy całuje (nawet jeśli przez moment drze się kurwa nie wiadomo z jakiego powodu) niż kiedy rzuca w swoją laskę butelką. serio. ale to jeszcze nie ten moment, w którym zakrztusiłam się herbatą. bo oto pada: "Słodki, ale wariat."
      i ja padłam, muszę wam powiedzieć.
      rozwaliło mnie to doszczętnie, Sylf też rozwaliło, jeśli wolno mi mówić w jej imieniu i nawet poprowadziłyśmy baaardzo profesjonalną rozmowę o tym, jak rosier wpisuje się w kanon edwiczkowo-greyowy (bo jest rudy, bogaty i tłucze swoją kobietę; ja nie czytałam 50sog, ale Sylf brutalnie uświadomiła mi, że lodówka to za mało i brakuje mu helikoptera), bo to takie inspirujące. ja wiem, że większość z nas dorastała (część już wyrosła) w micie, że istnieją faceci, którzy są chujami dla całego świata, ale dla swojej kobiety są aniołkami. ja wiem. tyle, że jak facet znęca się nad tobą psychicznie (przez całą długość bsa, niedługiego przecież, rosier nic nie robi, tylko się drze) i fizycznie (na przyyyykład rzuca w ciebie butelkami, ekhm, to że ma słabego cela to inna sprawa), to raczej powstrzymałabym się od komentarza: słodki ale wariat. no właśnie nie. żadna ilość uroku osobistego nie powinna przysłaniać faktu, że jest nadużywającym swojej przewagi fizycznej chujem. kropka. feministka się we mnie budzi bardzo rzadko, ale skoro osiągnęłam już tę życiową dojrzałość, w której moja najbardziej zaślepiona miłością bohaterka zaczyna zauważać, jak traktuje ją jej facet, to warto tego nie zabijać takimi stwierdzeniami. i nie jest to tylko perspektywa wszechwiedzącego autora (który woli nie wiedzieć, jeśli mam być szczera), wystarczy spojrzeć na te kilka nieszczęsnych komci od krewnych i znajomych królika.
      dobra, to był taki najgorszy punkt tej ocenki, bo ja jestem świadoma tego, że tekst może i jest ciężki i autentyczny w tym kiczowatym tego słowa znaczeniu, młodzieńczy angst wylewa się z niego na prawo i lewo, no i trudno tam o jakąkolwiek głębię, ALE BEZ PRZESADY.
      słodki ale wariat. trzeba by to było machnąć na jakiś plakacik organizacji przeciwko przemocy domowej.

      Usuń
    3. Nie pasował mi do Lei jedynie moment załamania; nie do końca ją zrozumiałam, nie jestem też pewna, czy Dumbledore pozwoliłby na to, aby po prostu napadła na uczennicę na środku korytarza. Nawet gdyby nikt z nauczycieli tego nie przerwał, myślę, że dziewczyna musiałaby odwiedzić gabinet dyrektora." żyjemy w jakiejś utopijnej bajce, w której ludzie zawsze odpowiadają za swoje czyny. czy to przed śledczymi z tvnu, czy przed jakąś tam sprawiedliwością. prześladowania się zdarzają, zwykle są publiczne i zwykle nikt na nie nie reaguje. w przypadku pobić w szkole w wielu przypadkach (nie znam statystyk, to się nie będę mądrzyć) to ofiary tych pobić zmieniają szkołę albo próbują w inny sposób uniknąć konfrontacji, podczas gdy atakujących nie spotyka żadna kara. w potterze jest jeden taki przykład, też z pierwszej wojny – mary macdonald (? chyba) zostaje zakatowana przez avery'ego i kogoś jeszcze (snape o tym opowiada), wszyscy wiedzą, kto to zrobił, mary nie jest w stanie chodzić do szkoły, a avery z kolegą radośnie kończą hogwart.
      "Wilkes jest porządnym facetem, uczciwym i dobrym, który idealnie wpasowuje się w rolę przyjaciela." dopisałabym: porządny, uczciwy i dobry facet, ale morduje ludzi.
      (nie no, ja też kocham wilkesa, wilkesa nie da się nie kochać, został napisany do kochania)
      "Doradzałabym Ci, byś rozważyła częstsze wprowadzenie do wspomnień innych bohaterów, dla urozmaicenia i poszerzenia perspektywy, gdyż przyznaję się, że myśli samej Luny mam już przesyt." przepraszam, że znowu będę cytować Sylf (i przepraszam też wszystkich innych ludzi, którzy wypowiedzieli się na temat tej ocenki, a nie doczekali się cytaciku!), ale jej reakcja na ten fragment (który ja początkowo zignorowałam, jestem beznadziejnie niedokładnym czytelnikiem) była ciekawsza od mojej: "lol, wprowadź wspomnienia innych bohaterów. w pierwszoosobówce. genialne. co drugą notkę luna przypadkiem wpada do cudzej myślodsiewni!".
      tu mamy przeskok, uwagi mi się skończyły (jak widać też lubię sobie poskakać):
      "Z pewnością oryginalne u Ciebie jest ukazanie świata popleczników Czarnego Pana w sposób rzadko spotykany: obiektywny, niepiętnujący i niemal oszczerczy." oszczerczy i niepiętnujący koło siebie mnie gryzą w język. jak można jednocześnie czegoś nie potępiać i szkalować? pewnie można (ludzie mogą wiele rzeczy), bo pewnie właśnie dokładnie zupełnie totalnie to robię. głupia blondynka.
      "Muszę Ci powiedzieć, że bardzo brakowało mi w Twoim tekście akapitów; przez to całość strasznie się zlewa, a zbyt mała czcionka też tu nie pomaga." Mol (haha, widzicie? nie zawsze muszę cytować tylko Sylf) kazała mi powiedzieć, że akapity nie są wymogiem edytorskim. cokolwiek to oznacza, wiecie, ja prosty naukowiec jestem, mnie nie za to w życiu płacą, żeby się przejmować edytowaniem tekstów.
      "Polecam jednak wyrzucić linki do usuniętych blogów. " dobra rada, chociaż podejrzewam, że gdybym nie była leniwa, już dawno bym je usunęła, więc... taka z lekka zbędna.
      skoro już dotarłam na koniec, chciałabym podziękować za ocenę i przeprosić, że nie odniosłam się do wszystkiego, ale ten komentarz powoli robił się dłuższy niż ocenka. chcę też przeprosić za to, że wzorem innych komentujących nie stworzyłam listy wszystkich błędów językowych oceniającej, ale a. mam życie do rozpierdolenia b. mam życie. jeśli do czegoś się nie odniosłam to oznacza, że się z tym zgadzam, po prostu, w mniejszym lub większym stopniu.

      Usuń
    4. (jestem złym człowiekiem i skopiowałam ocenkę do worda. chciałabym tu ogłosić, że oficjalnie mój komentarz ma więcej słów niż ocenka. kurwa. że się nie mogłam powstrzymać)
      naczekałam się, naczekałam i nic z tego nie wyszło, bo w zasadzie nie dowiedziałam się o tekście niczego, czego ktoś mi już kiedyś nie powiedział. uwagi są zajebiście ogólne, nawet jak na moje standardy, ale doceniam, że nie pojawiają się w nich błędy rzeczowe, które zdarzały się innym oceniającym (można? można). punktacja jak zwykle ma najmniejsze znaczenie, ale cieszę się, że nie była to jakaś droga przez mękę.
      dla fanów leah (wszyscy kochamy leah i jej rozdwojenie osobowości, które gdzieś po drodze przekształciło się w niezidentyfikowaną formę zaburzenia psychicznego, której to z kolei nie chcę identyfikować, bo nie jestem psychiatrą) dodam, że mam eeee pół nowego rozdziału, który jest w tej właśnie połowie o leah i notcie. to prawdopodobnie najbardziej lukrowany rozdział we wszechświecie, dlatego w obecnej sytuacji życiowej nie bardzo mogę go skończyć, ale kiedyś się wydarzy. bo nott jest słodki, nawet jeśli jego laska jest wariatką (dosłownie).
      dziękuję, pozdrawiam.

      Usuń
    5. "Słodki, ale wariat" - chodziło o to, że jego zachowanie na boisku było typowo słodkie, jak z jakiegoś romantycznego filmu, nieco przewidywalne. Ale, mimo wszystko, jest szalony, po prostu nienormalny, dlatego też wariat. Jeśli chodzi o wspomnienia innych bohaterów, może wyraziłam się źle. Chodzi o to, aby było mniej przemyśleń Luny, a więcej wspomnień, w których jest jakaś akcja i w których występują inne postacie. Mój błąd.
      Jeśli blog jest oceniany na 5, to myślę, że to normalne, że w wielu ocenach powtarzają się te same opinie, a skoro autorce nie chce się poprawiać błędów, to nic dziwnego, że każda oceniająca je wypisuje. I nie wiem, co ma długość oczekiwania na ocenę do ilości znaków w wordzie.
      Dziękuję za skomentowanie, pozdrawiam.

      Usuń
    6. A ja się nie zgodzę, że imienia Leah się nie odmienia i będę się swojego zdania trzymać, bo sama zasugerowałam Forfeit, żeby Ci to w ocenie wytknęła. "H" jest przecież nieme, więc zwracając się do osoby o takim imieniu nie powiedziałabyś "i poszłam z Leah do sklepu", powiesz "poszłam z Leą do sklepu" i pisownia imienia (czy to spolszczona Lea, czy Leah) nie ma znaczenia.
      Bo według takiej dziwnej logiki za każdym razem, gdy spotykamy osobę o podobnym imieniu na swojej drodze, powinniśmy pytać "ale chwileczkę, Twoje imię piszemy z 'h' na końcu? Bo od tego totalnie zależy czy będę Twoje imię deklinował!"
      Inne imiona, czy to francuskie, czy angielskie, z niemymi końcówkami też się przecież odmienia. Tutaj problem tylko stanowi fakt, że mamy to dziwne "h", które najzwyczajniej w świecie trzeba wyciąć, żeby deklinacja zadziałała. Np zwykłe nazwiska Snape, Dumbledore: "e" nie wymawiamy, ale nazwiska nadal się odmieniają (Snape'a, Dumbledore'a), tylko apostrof nam działa, zamiast wycinania końcowej literki.
      Takie jest moje zdanie, ale jestem otwarta do innej argumentacji, guys...

      Usuń
    7. Odmieniają się imiona żeńskie zakończone na -a. Wyłącznie.
      http://sjp.pwn.pl/zasady/;629610 Masz nawet podane w przykładach Sarah, Deborah czy Hannah.

      Usuń
    8. Ok, mnie to totalnie nie pasuje i bym je wszystkie odmieniała :D Zwracam honor, w takim razie.

      Usuń
    9. Ale z drugiej strony wcale się z tym nie zgadzam. Wydaje mi się, że ta odmiana imion powinna jakoś pójść do przodu, zamiast trzymać się dziwnych (naprawdę idiotycznie brzmiących) regułek, bo to nie ma wcale sensu. No i pozostaje pytanie: co ze źródłem podanym w ocenie? Bo takie wyjaśnienie sprawy właśnie wydaje mi się dużo logiczniejsze. Hm...?

      Usuń
    10. Nie mam bladego pojęcia, kim jest Zygmunt Wziątek. Za to wiem, kim są ludzie prowadzący poradnię pwn. Są źródła i źródła, nie można traktować wszystkiego wrzuconego w net jako równie miarodajnego.

      Usuń
    11. I powinnyście zwracać na dobór tych źródeł uwagę. Wrzucanie jako przykładu w kwestiach językowych tekstu jakieś ucznia (mniemam, że ZSP Tychowo to nazwa szkoły), od pierwszej strony naszpikowanego banalnymi błędami (złe użycie spacji przy nawiasach, mylenie dywizów i myślników), wygląda po prostu śmiesznie.

      Usuń
    12. No jasne, nie traktowałabym wikipedii na równi z pwn, ale nadal wydaje mi się, że skoro odmiana imion lub nazwisk zakończonych na nieme litery w jednych wypadkach ma prawo bytu, to czemu nie w innych? Po prostu mi to totalnie nie pasuje. No ale przeżyje, nie mam wyjścia, skoro pwn tak mówi, haha ;)

      Usuń
    13. Nic na to nie poradzę :). To nie jest kwestia zupełnej losowości, tylko funkcjonujących długie lata wzorców odmiany co do określonych rzeczy – inaczej się deklinuje męskie formy, a inaczej choćby żeńskie. Oczywiście, podstawy do deklinowania imion żeńskich z -h niemym sa silniejsze (język mówiony), ale poniekąd można by pytać, dlaczego nie ma jednej deklinacji albo dlaczego nazwisk żeńskich się w niektórych przypadkach nie odmienia, skoro męskie tak. Tak się wykształciło na przestrzeni wieków, po prostu.
      Język jest elastyczny, myślę, że w razie narastania realnego problemu się przystosuje.

      Usuń
    14. Myślę, że akurat w tym wypadku takie przystosowanie by się właśnie przydało, chociażby dla zwykłej wygody czytania i używania tym podobnych imion w literaturze ^^
      Anyway, dzięki za przyłączenie się do dyskusji, bo nie dawałoby mi to spokoju ;)

      Usuń
    15. Szczerze? Uważam, że mniej kłopotliwa jest obecna forma. Jestem pewna, że wprowadzenie odmiany wywołałoby w wielu przypadkach wątpliwości co do poprawnej formy i dopiero rozbieżności i wysyp błędów.
      To nie jest dla nas, jako ogółu Polaków, problem realny. Takie imiona znamy głównie z książek/filmów. Bardzo rzadko są używane w codziennej, potocznej mowie (a i wtedy zwykle w odniesieniu do bohaterów fikcji, a nie znajomych). Dlatego nie sądzę, żeby coś się szybko miało tu zmienić.

      Usuń
    16. Leleth, razem z Jaelithe i innymi oceniajacymi dyskutowałyśmy n ten temat, dlatego uwzględniłam to w ocenie, bo doszłyśmy do takich wniosków, ze właśnie Leah się odmienia. Szukałam też na forach i znalazłam podpowiedzi, że odmiana powinna być zastosowana. Dziękuję za wytknięcie błędu :) Owszem, masz rację ale właśnie, podczas mówienia dziwnie to brzmi np. w narzędniku, "idę z Leah", trochę nienaturalnie.

      Usuń
    17. Akurat ja nie zwracałam uwagi na ten błąd, odniosłam się tylko do komentarza. Prawie nigdy nawet nie przeglądam podpunktu z poprawnością, jest dla mnie śmiertelnie nudne, w jakim miejscu jakaś losowa osoba z internetu postawiła przecinek.
      Fora nie są żadnym sensownym źródłem. Patrzcie tylko na stronę pwnu.

      Usuń
    18. Dziękuję serdecznie za radę!

      Usuń
    19. przydzielono mi odpowiedzialne zadanie wklejenia komcia sylf w sprawie odmiany leah, bo w zasadzie, jak by na to nie patrzeć, dzielimy szlafrokowe konto na lj:

      obracamy się w kręgu słowa pisanego, więc za stwierdzenie, że pisownia nie ma znaczenia, niektórzy mogliby próbować zrobić risotto z nereczkami niewiernych czy coś takiego. jasne, polak powie "poszłam z leą do sklepu", podczas gdy powinno być zapisane "[...] z leah [...]". pamiętajmy, że to kraj, w którym miliony osób przez kilka lat oglądały, jak to zosia i kuba z BRUNEM w leśnej górze ratowali ludzi i złudzenia co do służby zdrowia. i niechże sobie mówią, w wymowie pewna niestaranność jest dopuszczalna. w słowie pisanym natomiast są reguły i reguł tych się nie łamie, bo to nieładnie. jeśli autorka wzięła sobie imię z -h na końcu, to jej świętym prawem jest go nie deklinować. jasne, może wyciąć to -h [co jest paskudnie nieestetyczne, bo świadczy o histeryczności osoby, która nie może się zdecydować, czego od życia chce], ale może też je uszanować i nie deklinować. i okay, niechże się nieme "e" w snapie zachowuje tak, jak się zachowuje, ale w związku z jego obecnością pojawia się apostrof i sprawa się ładnie, regularnie załatwia. w przypadku sarah... cóż, apostrof by się nie sprawdził, stąd pomysł redukcji, ale nadal nie pojmuję, czemu miałaby ona służyć. usatysfakcjonowaniu purystów językowych, którzy nie są zadowoleni z tego, że w tekście dziejącym się w anglii ktoś ma imię zapisane zgodnie z tamtejszą modłą?

      Usuń
    20. a teraz (dzisiaj krótkie) słowo na niedzielę do mnie:
      w kwestii słodkiego ale wariata, po której ja się jeszcze nie podniosłam, powiem tak: nocia na boisku faktycznie jest najsłodszą i najbardziej hajskulową nocią w całym bsie, bo opisuje pewien etap w związku, który zawsze jest pełen motylków, jednorożców i tęczy. co nie zmienia tego, że pisanie o bohaterze zajmującym się mordowaniem ludzi, znęcającym się nad swoją kobietą i ogólnie będącym raczej zdecydowanie bardziej chujem w tekście, w którym narrator nie próbuje tego osłodzić i w ogóle mało w tym lekkości bądź komedii, jest pewnego rodzaju... co najmniej zgrzytem stylistycznym. tyle.
      w kwestii dokładności i długości oceny - czas oczekiwania ma do długości oceny tyle, że ja swojego komcia dłuższego niż ta ocena napisałam w jakąś, no, może godzinę, ale w międzyczasie zrobiłam sobie śniadanie, wzięłam prysznic i grałam w pillars of earth. taka to była długa robota. z ocenki nie dowiedziałam się niczego; fakt, że większość ocenek się powtarza niezależnie od tego, czy mówi o złym, czy dobrym tekście, bo, niespodzianka!, mówi o TYM SAMYM tekście, ale jeśli nie poczyni się jakichkolwiek prób dokładniejszej analizy, to już w ogóle nie można się spodziewać cudów. tyle x2.
      jestem bezwstydna z niepoprawianiem błędów, fakt, ale w ogóle nie odnosiłam się do tej części, kiedy mówiłam o powtórkach. ja wiem, że wypisują mi te same literówki i to tylko i wyłącznie moja wina. aż taką blondynką to nie jestem.
      ach, w kwestii leah – nie chcę się wypowiadać technicznie, bo zgadzam się i z Sylf, i z Leleth. ze swojej strony chciałam tylko rozwiać pewną wątpliwość, do której nikt się nie odniósł. "Bo według takiej dziwnej logiki za każdym razem, gdy spotykamy osobę o podobnym imieniu na swojej drodze, powinniśmy pytać "ale chwileczkę, Twoje imię piszemy z 'h' na końcu? Bo od tego totalnie zależy czy będę Twoje imię deklinował!"" imiona takie zapisuje się z h na końcu nie bez powodu. leah i lea wymawia się inaczej. sarah i sara, które też się tu przewinęło, wymawia się inaczej. sam dźwięk -a i -ah jest różny. tyle x3.

      Usuń
    21. Tylko po cholerę bawić się w jakąkolwiek głębszą analizę waszych tekstów, skoro jesteście zbyt leniwe by się do nich odnieść inaczej niż wyniosłym milczeniem? Strata czasu.

      Usuń
    22. eeeee mój komentarz naprawdę był dłuższy od oceny...? nazywaj to wyniosłością, ile chcesz, ale trudno to nazwać milczeniem.

      Usuń
    23. Sama stwierdziłas, że ta ocena nie była wnikliwa, powinnaś więc się domyśleć, że nie do niej się odnoszę.
      Mam na myśli pytania postawione w grudniu 2013 roku przez jednego z użytkowników bloggera, na które nie raczyłaś odpowiedzieć:
      "„kto to do kurzej nędzy jest lisa?”
      Pomijając inne kwestie: czy mogłabyś jednak wytłumaczyć, jaki sens miało wprowadzenie tego fałszywego imienia? Ciekawi mnie to.
      „a potem ładuje najstarszy, czarodziejski ród w sam środek londynu. jak się chce żyć w sercu mugolskiej społeczności, to trzeba się, niestety, zasymilować. przynajmniej do stopnia, w którym potrafi się posługiwać mugolską komunikacją.”
      Czarodzieje mieli również swój szpital i Ministerstwo w środku Londynu, ale wcale nie sprawiło to, że się zasymilowali. Choćby Weasley – podróż metrem, kiedy odprowadzał Harry’ego, to było dla niego wielkie przeżycie. Po prostu czarodziejskie środki transportu są szybsze (czy wygodniejsze to już kwestia sporna), więc nie widzę powodu, dla którego ktoś kto nawykł do nich dziecka, miałby się przerzucać na mugolskie metro czy autobusy. Chyba że dla rozrywki.
      Poza tym kolejna sprawa: Blackowie nie byli zasymilowani, choć mieszkali w Londynie. Ich dom jeszcze przed staniem się kwaterą był obłożony masą czarów, które miały im zapewnić prywatność. Zresztą znając poglądy matki Syriusza, jakoś wątpię, aby kiedykolwiek ten ród zniżył się do czegokolwiek co mugolskie :P A co tam robili… cóż, pewnie takie umiejscowienie domu było potrzebne Rowling do fabuły, ale jednak miło byłoby znaleźć jakieś bardziej logiczne uzasadnienie…
      „zresztą, urządzenia elektryczne wariują w otoczeniu magii, więc czajnik i tak by nie działał.”
      Właśnie, jak to jest z tą magią? W którymś rozdziale pisałaś, że ich dom nie był ukryty przed mugolami, więc przy każdej kłótni przechodzili do salonu – aby się ich natura magiczna nie wydała.

      Usuń
    24. Ale ten… czy w takim razie maskowanie nie powinno być bardziej kompleksowe?
      Mieli skrzata. Skrzat się wiecznie ukrywał? Ale zauważył Rosiera w ogrodzie – no to przynajmniej na zewnątrz wyglądał. I co, nikt nigdy go nie przydybał jak łypie z okna? Cała rodzina w ogóle się taką możliwością nie przejmowała? A nawet później – elektryka: czy sąsiedzi nie byliby zdumieni, że zamiast normalnego światła wiecznie się w tym domu palą świecie/lampy naftowe? Czy wszyscy u nich w domu zawsze ubierali się po mugolsku? A jeśli nie – znowu, żaden z sąsiadów nie zwrócił uwagę na ich ekscentryzm?
      Ale wracając do pytania – jeśli nie było czarów maskujących, to jakie niby były, że mugolskie przedmioty przestawały działać?
      I wreszcie – dlaczego dom starego rodu (bo jakoś wątpię, aby to ojciec Luny go wybudował) był tak kompletnie odsłonięty? To przecież było i niewygodne, i niebezpieczne (znaczy chodzi mi o ustawę o tajności i niebezpieczeństwo jej złamania), i jakoś tak zupełnie nie pasujące do czystokrwistych dupków.
      „że to wina „tamtych” (znaczy, jego matki, ale ludzie wpadają w większe paranoje)”
      To jego matka nie podpaliła jego żony? (chyba późno to czytałam, ale mam wrażenie, że gdzieś padło takie zdanie). W takim razie to chyba była jednak wina jego matki, a nie paranoja…
      „stąd luna jest puchonką i może robić to, co chce, jeśli chodzi o mugoli.”
      Ale odcięcie się od znajomych tego nie tłumaczy. Chodzi przecież o ojca, jego przekonania, jego wartości. Przewartościował swój cały światopogląd w jedną noc?
      Z tych przesłanek – gdybym miała zgadywać – strzeliłaby, że A. to ród bardzo promugolski, otwarty na ten drugi świat – coś a’la Weasleyowie, tylko bardziej ogarnięci (nawet ilość dzieci się zgadza – te liczne kuzynki :D). Ale zaraz temu zaprzeczasz sugerując, że to taka sama czystokrwista rodzina jak inne, np. Blackowie. I to jest takie konfundujące – z jednej strony metro, z drugiej herbatki u Blacków, z trzeciej przywiązanie do konwenansów, a z jeszcze innej dom kompletnie odsłonięty przed mugolami. I szczerze mówiąc jak na razie to nie widzę w tym spójności – czy też raczej, nie widzę spójności w reakcji reszty świata na nich. Czy Luna po tych wszystkich skandalach (pochodzenie matki, odcięcie się ojca od rodziny) nie powinna być traktowana z większą ostrożnością przez czystokrwistych rówieśników? Szczególnie w takich czasach?

      Usuń
    25. „mamy pierwszą wojnę z voldemortem, w której zginął bardzo młodo evan rosier, o czym wiemy z hp, więc czas jest prosty do określenia.”
      To wcale nie takie łatwe. Pierwsza wojna z Voldemortem była… pierwsza. Wtedy wszystko się kształtowało. Początek wojny, środek, końcówka – to przecież istotne. Jakie wydarzenia, jakie nastroje w społeczeństwie, jaka polityka, kto u władzy, czy Aurorzy już używają niewybaczalnych choćby, czy Zakon Feniksa działa… I w sumie dlatego wspominałam, że brakuje mi tła – to przecież ciekawe, ciekawsze od traŁmy bohaterki jak dla mnie, a wszystko zbywasz jakby machnięciem ręki: „była wojna, ludzie umierali, mugoli prześladowali”. Ale jak? (i nie chodzi mi o konkretne podanie roku – to sobie można policzyć – ale o oddanie tego roku w opowieści :P)
      Może to się zmieni w późniejszej części opowiadania, nie wiem.
      „ojca luny najprawdopodobniej szantażowano. obłożono klątwą. słowem – zmuszono.”
      Może by i to tłumaczyło dlaczego jest taki niespójny. Bo te jego ataki na mugoli – ni przypiął, ni przyłatał. Tylko tutaj nienaturalna jest trochę reakcja Luny, która tak bez chwili wahania to zaakceptowała. Jeśli ten człowiek nie przejawiał jakiejś szczególnej agresji w stosunku do mugoli, odciął się od rodziny itd. – czemu ona tak łatwo uwierzyła w jego winę? Żadnego wahania, żadnego buntu, żadnego „na pewno nie on”? I znowu nie wiadomo jak na nich patrzeć, jak w ogóle tego człowieka osądzać – a bez wskazówek… bez wskazówek, to czytanie nie jest interesujące, a frustrujące, bo nie wiadomo czy autor ma jakiś plan, czy sobie leci na radosnej improwizacji i weźcie ludzie sami sobie doróbcie tłumaczenie :P
      „mary macdonald prawie umarła w ataku avery’ego, a afery grzecznie skończył szkołę. a przynajmniej kanon nie wspomina o aresztowaniu, wszak jego wspólnik, mulciber, został nawet – haha – szanowanym członkiem społeczeństwa. w hogwarcie działy się koszmarne rzeczy. trzeba tylko przyjrzeć się kanononowi.”
      No to sprzedaj to. Sprzedaj, że można było zaatakować osobę z grupki Gryfonów (właśnie: Gryfonów, czy oni nie powinni być impulsywni?) w szkole, w której uczy Dumbledore i zrobić to bez żadnych konsekwencji. Bo na razie ta sytuacja ciągle jest absurdalna (szczególnie w czasach, gdy: „aresztowano wszystkich jak leci”).
      A kanon to kanon – mógł na tysiąc sposobów wytłumaczyć jak tamto konkretne wydarzenie przebiegło i dlaczego miało takie, a nie inne konsekwencje – może to nawet robi, nie pamiętam :D ale to nie znaczy, że to stało się jakby, sama nie wiem, uniwersalnym sposobem postępowania. To tak jakby mówić, że skoro Harry pokonał bazyliszka, to każde dwunastoletnie dziecko pokona na pewno każdego potwora :P
      „narrator pierwszoosobowy kłamie.”
      A autor, który decyduje się na narracje pierwszoosobową, powinien uważać, aby nie przesadzić :D Ja bym powiedziała, że problem nie polega na tym, że Luna naciąga fakty – bo to zauważyłam, naprawdę – ale na tym, że fakty same w sobie nie miewają sensu. Jak to fałszywe imię czy fakt, że czystokrwiści tak lubią mugolskie dzielnice. I powiedziałabym, że pierwszoosobowy interpretuje, a nie kłamie – bo inaczej jaki byłby sens czytania historii, którą na koniec można zamknąć zdaniem „Bu, wszystko było kompletnie inaczej, a wyście się nabrali!”
      (no, przynajmniej takiej normalnej historii, nie eksperymentu jakiegoś).
      I myślę, że nawet przy pierwszoosobówce trzeba zachować te minimum faktów, które pozwalają na zorientowanie się czytelnikowi, kiedy postać przeinacza i w jaką stronę :P Bo inaczej to wygląda na takie pisanie sobie a muzom…

      Usuń
    26. „koleżanki luny. jakie potwory? one się boją. to wszystko. one nie zaszczuły luny. wiecie, kto zaszczuł lunę? luna.”
      Nie było sytuacji, która przeczyłaby wyobrażeniom Luny. Seeerio. Zabrakło tego faktu, który by pokazał, że dziewczyny starały się jej n a p r a w d ę pomóc, a ona to źle zinterpretowała – ta rozmowa, która w jakimś rozdziale się przewinęła (o byłym chłopaku Luny?) była dosyć przykra. I to bez komentarzy narratora. Podobnie dziewczyna mogła wyobrazić sobie nienawiść we wzroku koleżanki, ale tego, że tamta na nią patrzyła, już raczej nie – a to samo w sobie jest niepokojące.
      Nie wiem co wyobrażałaś sobie, pisząc o dawnych znajomych dziewczyny – ale wyszli oni paskudnie i zabrakło jakiegoś mocnego argumentu (albo kilku małych) na to, że jednak tacy nie są :P
      „oceniasz mój proces twórczy, zarzucając to, że opowiadanie jest niedopracowane, chociaż pisane latami. sama zaczęłaś ten wątek. wniosek jest taki, że równie dobrze niektóre (dodam - wszystkie) wątki są stare. jeśli bierzesz pod uwagę jedno, musisz i drugie. a, be, te sprawy.”
      Okej, ale co zmienia fakt wieku wątku w jego odbiorze? Czy jeśli sięgam po książkę pięćdziesięcioletnią, to nie mogę stwierdzić, że jest zła? :D (a znowu jakbym usłyszała, że ktoś książkę pisał przez pięćdziesiąt lat – to jakieś oczekiwania na pewno bym miała). I skoro piszesz tę historię po raz kolejny, to chyba wszystkie luki powinny być już zlikwidowane?
      (Po prostu nie rozumiem tego argumentu, naprawdę).
      „ALE opowiadaniu nie można zarzucić, że jest nielogiczne, bo w tym miejscu można bardzo szybko znaleźćlogiczne wyjaśnienie.”
      Można zarzucić, jeśli fakty się nie zgadzają ze sobą (nie komentarze narratora, ale same wydarzenia o których wspomina) albo jeśli fakty przeczą logice. To tak ogólnie uściślam, bo inaczej… no, inaczej to każdą bzdetę w każdej pierwszoosobówce dałoby się tym usprawiedliwić. A przecież nie o to chodzi…?
      I o których dokładnie fragmentach mówisz? :D
      „9) ... nie. ataki się zdarzały i szukało się ich sprawców. nie wszystkich sprawców da się znaleźć.”
      Leah zaatakowała przy świadkach, Rosier nie był na nią zły z tego powodu… nadal to wszystko nie ma sensu. Oni zachowywali się tak, jakby byli bezkarni. A jeśli aresztowania się zdarzały – to przecież nie byli.

      Pozdrawiam
      N."

      Usuń
    27. łał. cóż za pamięć. powiedziałabym, że wiem, o co chodzi, ale nie wiem – a same pytania widzę po raz pierwszy w życiu. przeprosiłabym za to, że cokolwiek wywołało taką głęboką, niezagojoną zadrę, ja nie bardzo jestem w kontakcie z tym wspomnieniem, ale jakoś nie bardzo mnie to wzrusza.
      podejrzewam, że gdzieś kiedyś (chociaż sama nie wiem, co robiłam w grudniu 2013 – poza tym, że pewnie pojechałam do domu na święta) dyskusja zmieniła się z dyskusji o tekście w dyskusję o wszystkich uczestnikach dyskusji (patrz poniżej; swoją drogą, co za pogarda dla ludzi piszących fanfiction. hobby to jest hobby, kotek, niektórzy całe życie układają od początku jedne puzzle, a niektórzy bazgrzą bez sensu. słyszałam, że idzie na tym wyciągnąć grube miliony, jak się człowiek wstrzeli i lubi pisać romansidła) i po prostu przestałam tam zaglądać. tyle. to moja zwykła relacja, bo a. tak jak Leleth nie obchodzą przecinki przypadkowych ludzi w internecie (mnie ledwo obchodzą nawet własne), tak mnie nie obchodzą opinie przypadkowych ludzi na mój temat b. nie lubię bez sensu krążyć w kółko w rozmowie, w której żadnej ze stron nie chodzi o dotarcie do wspólnej prawdy. gdyby komuś, haha, zależało na odpowiedziach, w co wątpię, bo zawsze sądziłam, że ludzie mają ciekawsze i o wiele bardziej satysfakcjonujące zajęcia życiowe niż myślenie o mnie (ale, patrz, najwyraźniej nie), to zawsze można je wkleić na samym blogasku albo na profilu mylożka, tam chyba nawet nie ma limitów znaków. ja przecież nigdzie nie uciekam i zwykle staram się nawet zachować to minimum przyzwoitości, odpłacając ludziom czasem za czas, który na mnie zmarnowali.
      to mówiąc, wracam do życia (które to sformułowanie jest jedynie uproszczeniem dla zdania: mam wiele innych rzeczy, które wolałabym / muszę aktualnie robić, więc nie planuję poświęcać temu więcej czasu. mam życie jest po prostu krótsze. a że brzmi nieuprzejmie, ba, prawie bezczelnie to inna sprawa, ale, cóż, nigdy nie mówiłam, że jestem uprzejma).

      Usuń
    28. Dwa razy miałaś okazję odpowiedzieć na wnikliwe pytania dotyczące tylko i wyłącznie twojego tekstu, dwa razy ominęłaś ten temat z właściwym sobie wdziękiem. Pogłębiona analiza twoich tekstów to strata czasu, co było do udowodnienia.

      Usuń
  2. "ale a. mam życie do rozpierdolenia b. mam życie" -- Tak bardzo lubisz podkreślać, że masz życie, a tymczasem od - ilu to już lat? - spędzasz wolny czas dziergając wciąż od nowa ficzek do Pottera, wciąż tę samą historię dziewczyny, której nawet nie lubisz. Szczególny rodzaj masochizmu.

    OdpowiedzUsuń